Strony

niedziela, 22 grudnia 2013

Rozdział 14






Szliśmy przez wąską szosę, przy niej rozciągały się drzewa, które robiły się coraz gęstsze. Przez ich korony przedzierały się promienie słoneczne. Okazało się, że to początki lasu. Raz na jakiś czas odzywały się odgłosy natury. Całą tę mantrę przerywały nasze kroki. Monotonne i równomierne szuranie o asfalt. No świetnie, ładnie się wpakowałam… gdybym wcześniej wiedziała, że tak wygląda jego ,,sprawdzenie okolicy’’ w życiu bym się na to nie zgodziła. Przywiązałabym się jakimś sznurem do tego lodowatego pieca w pokoju i została. Z każdym metrem miałam dosyć tej wycieczki krajoznawczej. Czego mielibyśmy się spodziewać w tej dziurze? Rozejrzeliśmy się po podwórkach domów, które wyglądały na opuszczone, a teraz wędrujemy jeszcze dalej? To zdecydowanie jest podejrzane. Zrobił to specjalnie, żeby mnie zdenerwować. Jestem tego pewna. Nie odzywaliśmy się do siebie. To nie była przyjemna cisza. Musiałam ją przerwać, bo mnie strasznie zirytowała. Nie dość, że muszę znosić jego fanaberie, to mam siedzieć cicho jak jakaś służąca. Nie, o tym to on sobie może tylko pomarzyć.
- Czemu musisz być tak cholernie denerwujący? – westchnęłam ciężko.- Czy nie możesz odpuścić chociaż jeden dzień?
- Ćwiczenie czyni mistrza.- uśmiechnął się szelmowsko. Wpadł na wspaniały pomysł zejścia z drogi i powędrowania przez las. Świetnie, mamy czas. W sumie nie wiem, dlaczego za nim szłam, ale musiałam być naprawdę zmęczona.
- Mogę cię o coś zapytać? – zatrzymałam się na chwilę. Mój towarzysz odwrócił się do mnie i stanął w miejscu.
- Skoro musisz... – odparł bez emocji. Dlaczego ja go w ogóle pytałam o pozwolenie? Wielki i wspaniały Justin najwidoczniej nudzi się w moim towarzystwie.
- Dlaczego budzę w was takie zainteresowanie? – w odpowiedzi mruknął coś do siebie pod nosem, nie zwracając uwagi na to, że chciałabym to usłyszeć.- Serio pytam, możesz chociaż raz potraktować mnie poważnie?
- Jesteś wyjątkowa.- powiedział gardłowym głosem.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Inne dziewczyny są dla nas na wyciągnięcie ręki. Ty masz charakterek.- podniósł mi podbródek, a ja wykręciłam mu rękę po chwili na plecach. Nie pozwoliłam się dotykać. Westchnął i bez problemu wyrwał się. – Sama widzisz. Poza tym nie wiesz jakie to pociągające patrzeć na dziewczynę szefa. Najlepszy towar. – parsknął i odwrócił się, przyśpieszając kroku. On po prostu się ze mnie nabijał. Szczęściarz, miałam niewypowiedzianą ochotę zerwać jakąś gałąź i walnąć go nią, gdybym miała taką siłę, by wyrywać pnie, z pewnością teraz bym to zrobiła.
- To takie urocze, pewnie każda dziewczyna na moim miejscu uwierzyłaby w tą bajkę, ale nie ja.- w sumie, decydując się na zadanie mu pytania musiałam liczyć się z tym, że on zawsze musi korzystać z okazji, żeby mnie dobić. Dałam mu znakomitą sposobność, nie ma co. Nigdy nie wiesz, kiedy mówi prawdę, a kiedy się popisuje.
- Mówiłem całkiem poważnie, ale jak wolisz.- wysilił się na obojętny ton, zarezerwowany dla przypadkowych, nieznajomych osób. Kocham jego podejście. Nie wytrzymam z nim, niech ktoś przyniesie mi sekator do gałęzi… będzie łatwiej.
- Wracamy.-  zarządziłam i zaczęłam iść w stronę, z której przyszliśmy, chociaż nie byłam do końca tego pewna. Teraz dopiero pomyślałam o tym, że mogłam powiedzieć to jakiś kilometr wcześniej.
- Nie.- usłyszałam, na co stanęłam i obróciłam się do niego przodem. Natychmiast obdarzyłam go moim najostrzejszym spojrzeniem, które chyba nie zdołało ukryć zaskoczenia. No dobrze, nie spodziewałam się, że będzie mi tu skakał z radości i od razu się zgodzi, ale…
- Mamy jeszcze coś do załatwienia.- powiedział i pchnął mnie do najbliższego pnia. Poczułam na plecach chropowatą korę. Zarwał się wiatr i na chwile zasłonił mi pole widzenia moimi włosami. Sekator… dajcie mi tu piły! Zabije go, po prostu go zabije! Podszedł do mnie z tym swoim chytrym lisim uśmieszkiem. – Mam cię.- powiedział i położył dłonie na moich biodrach.
- Nie dotykaj mnie. Jeżeli za chwilę nie weźmiesz swoich obrzydliwych rąk z mojego ciała, to licz się z tym, że odgryzę ci palce.- ryknęłam zaborczo, wbijając w niego nienawistny wzrok.
- To dziwne, biorąc pod uwagę, że zawsze gdy ciebie dotykam to drżysz.- oderwał jedną dłoń od mojego ciała, palcem wskazującym pogładził mój policzek aż do dolnej wargi. - To zabawne. – uśmiechnął się szerzej.
- Zależy dla kogo. Chyba będę musiała skorzystać z oferty Monique.- broniłam się nieustannie, ale taki facet jak on, nie mógł się mnie bać, bo był silniejszy. Jego gesty były przyjemne, ale czułam się teraz jak zniewolone zwierzę. Nagle wyjął pistolet zaczepiony o pasek do spodni i przyłożył mi do głowy. Zamilkłam, a moja złość ustąpiła miejsca przerażeniu.
- Raczej nie będziesz miała okazji ją o to poprosić.- odparł patrząc się na mnie z tajemniczym wyrazem twarzy, z którego nic nie mogłam odczytać.
- Co ty chcesz zrobić? - zaczęłam nerwowo łapać powietrze. Może on ma jakieś zaburzenia psychiczne? Pewnie, że ma! Od początku to wiedziałaś! Ale, żeby był niebezpieczny wobec ciebie? – Nie zrobisz tego.- wyszeptałam i zaczęłam się trząść. Tempo patrzyłam się w parę wydobywającą się z moich ust. – Nie zabijesz mnie.- powiedziałam na głos, bardziej chcąc tym przekonać samą siebie niż jego, ale nie brzmiało to najlepiej.
- Masz racje, nie zabiję.- przyznał naturalnym głosem, powstrzymując się od śmiechu. Wytrzeszczyłam oczy i czułam jak już się we mnie gotuje kolejna porcja wściekłości. Uduszę go!
- Jesteś idiotą! - krzyknęłam tak głośno, że mój głos rozniósł się echem po całym lesie. Zaczął bawić się bronią jakby była na plastikowe kulki, kręcąc nią wokół palca. 
- Może, ale chciałem sprawdzić czy wiesz, że nie zrobię ci krzywdy. To bardzo ważne. O to mi chodziło, o zaufanie.- powiedział dumnie, unikając mojego wzroku.
- Niestety, jeszcze długa droga przed tobą. - przeciągnęłam wszystkie samogłoski. Patrzyłam odważnie w jego oczy dopóki nie zwrócił ich ku mnie.
- Twierdzisz, że mi nie ufasz? - zapytał jakby chciał się upewnić.
- Nie, ja to wiem. - syknęłam zaciekle.- Wiem, że masz na tyle oleju w głowie... cóż czasem każdemu się zdarza. Mike zabiłby cię za coś takiego.
- Myślę, że nie jesteś dla niego taka ważna, jak kiedyś. – szepnął nadal uważnie spoglądając na moją twarz. Bolało, ale nie dałam tego po sobie poznać. Skoro chce pogrywać, to jeszcze nie wie na ile mnie stać.
- Masz racje, nie zabiłby cie. – poczekałam chwile i dodałam – Zleciłby to komuś by nie brudzić sobie rąk. – spojrzałam na niego z obrzydzeniem.
- Jeżeli byłabyś to ty, nie zrobiłabyś tego.- odparł.
- Nie, wcale.- odpowiedziałam sarkastycznie, w tym momencie spojrzałam na niego jakby był dla mnie nic nieznaczącym dupkiem. Wykorzystałam wszystkie swoje siły, by mu nie ulec i być twardą. Mieć bezwzględną, okrytą chłodem twarz.
- Skarbie, jeżeli już się na mnie rzucasz, to z innymi zamiarami. – na chwilę przez jego twarz przebiegł cień łagodności. Uśmiechnął się, westchnął  i owionął mnie swoim oddechem. Zahipnotyzowana zbliżyłam się do niego. Przez dłuższą chwilę staliśmy bardzo blisko siebie, czując swoje oddechy jakbyśmy chcieli odkryć, które z nas wytrzyma dłużej. Wyciągnęłam rękę i strąciłam jego pistolet na ziemię. Wcale się tym nie przejął, tylko kopnął go gdzieś dalej. Po chwili przydusił mnie do drzewa składając namiętny pocałunek na moich ustach. Złączył nasze palce i pogłębiał go.
- Jesteś okropna i wredna.- mruknął, łapiąc oddech i oblizując dolną wargę.
- A ty głupi i irytujący.- odpowiedziałam, sekundę później przegryzając ją. 
- Nie powinniśmy wracać? – westchnęłam pozwalając aby ustami drażnił moje czułe miejsce na szyi.
- Powinniśmy.- odpowiedział wracając do moich ust.




******




- Nie możesz tego robić to nie ma najmniejszego sensu. – spojrzałam na niego, gdy wracaliśmy do motelu. Oderwałam swoją dłoń, od jego dłoni, wsunęłam ją do kieszeni i odsunęłam się trochę od niego by zachować między nami bezpieczną odległość. Gdy zwrócił na to uwagę zerknął na mnie, a ja tempo wpatrywałam się w asfalt i czubki swoich butów, by tylko uciec przed tymi nieprawdopodobnie głębokimi, brązowymi oczami, wstrząsającymi mną od środka. – Po prostu dobrze wiesz, że jestem z Mikiem i bawisz się mną. – kontynuowałam ciszej.
- Skąd ci to przyszło do głowy? – no tak, znowu się zgrywa. Znowu on nie jest niczego winien, bo to ja jestem okropna i wredna. Niech go szlag trafi. 
- Nie jesteś tym człowiekiem, którego na początku poznałam. Oszukiwałeś mnie. – zaczęłam spokojnie. – Nie musiałeś mnie ze sobą zabierać, to był zły pomysł. 
- Nie zostawiłaś mi dużego wyboru, nie sądzisz? Zawsze jak zostajesz sama, robisz na odwrót niż tak, jak ja proszę, żebyś zrobiła. Nigdy mnie nie słuchasz i pakujesz się w kłopoty. Co oczywiście komplikuje sytuacje, bo muszę chronić jeszcze ciebie. Po tym jak postanowiłaś zapoznać się z tym gościem z klubu, wszystko zaczęło się psuć. Ledwo przeżyliśmy. 


Znowu tu był. Nie mogła odwrócić od niego wzroku. Dlaczego przyszedł? Przecież mamy nie było. Chodziła po mieście i zostawiła ją całkiem samą w domu. Dziewczynka nie była w stanie się poruszyć. Czuła, że rączki jej się trzęsą, a jej małe plecki zalewa wielka fala zimnego potu. Miała wrażenie, że zapada się pod ziemie. Spoglądała po kątach pomieszczenia, usiłując znaleźć drogę ucieczki. Łudziła się na próżno, wszystko było pozamykane, a dorosły mężczyzna o twarzy – jak jej się zdawało potwora, albo złego diabła, zasłaniał jej jedną część pokoju. Nie łatwo być małym i bezsilnym. Mężczyzna wpatrywał się w nią z nienawiścią i dziwną mieszanką zadowolenia. 
- Chcesz pić? - zapytał. Siedziała w kącie nieruchoma ze łzami w oczach tuliła do siebie kolana. Pokiwała słabo głową z grymasem na twarzy. 
- Synku, daj jej miskę.- mlasnął bez krzty uczucia. Drzwi uchyliły się, a w nich stał blondyn, niewiele starszy od niej. Miał niebieskie magnetyczne oczy, po tacie. 


To był ogromny błąd. To nie powinno się stać. Nie mogłam tak po prostu się poddać. Nie miałam prawa do tego, by darzyć go jakimkolwiek uczuciem, a tym bardziej nie takim silnym. Nie chciałam się do tego przyznać, najłatwiej było udawać przed samą sobą, że nie istnieje niż z nim walczyć. Najwygodniej jest unikać prawdy. Każda komórka mojego ciała lgnęła do niego, a im dłużej stawiałam temu opór, tym bardziej stawało się to nie do zniesienia. Przecież należę do Mike’a. Jestem jego dziewczyną, nie mogę mu tego zrobić. Nie mogę go zdradzić. Moje życie zamieniało się w jakąś beznadziejną telenowele z bardzo kiepską fabułą i jeszcze gorszymi aktorami. Z Mikiem przeszłam tyle lat, był ze mną od zawsze. Pomagał mi kiedy nie miałam nikogo. Był wszystkim, co tak naprawdę miałam. Właśnie tak mam mu się za to wszystko odpłacić? Przecież kochałam go, jesteśmy razem. Nasze życie jest ciągłą pracą i walką. Nic dziwnego, że jest tak zdenerwowany. Ostatnią rzeczą, którą musi się przejmować to nasz związek. Dzięki niemu wszystko tak sprawnie działa. Powinnam go wspierać. Nigdy nie może się dowiedzieć o mojej chwilowej słabości. Nie mogę i nie chcę go stracić. Zawsze był dla mnie najważniejszy. 
- Jestem dla ciebie lalką, którą możesz się bawić.- zaczęłam uparcie, wierząc że zdołam przekonać samą siebie do tego, co mówię. 
- Rach, ja…
- To nie był trening, nie miałeś prawa mnie tknąć. Dobrze o tym wiesz. Nie masz prawa mówić, że nie jestem dla niego ważna. Nie wiesz nic o naszym związku. 
- Czy ty naprawdę nie widzisz, że on...
- Nie odzywaj się do mnie. Tysiąc razy mówiłam ci, że nienawidzę ciebie i tego, jak mnie traktujesz. Skoro muszę z tobą pracować, nie utrudniaj mi tego. Wiesz, że nie podoba mi się, ta cała gierka z tobą jako moim trenerem. Zapomnij o tym wszystkim, co tam się działo. – ucięłam, chociaż bardzo chciałam się rozpłakać. Musiałam to zrobić, żeby to wszystko naprawić, żeby wszystko wróciło do normy. Żeby było jak dawniej. Za bardzo bałam się zmian.
Byliśmy już przy samym wejściu do motelu, więc Justin nic nie odpowiedział. Unikaliśmy siebie nawzajem. Czułam jakby ktoś mną sterował, jakby ktoś pociągał mną za sznurki. Zrezygnowałam z wolności.
- Coś dzwoni od kilkudziesięciu minut.- powiedziała zdezorientowana Monique, którą zastałam w naszym pokoju. Zajrzałam do swojej torby i wyjęłam telefon... ktoś dzwonił z zastrzeżonego numeru. Dopiero teraz doszło do mnie, co się dzieje i szybko odrzuciłam go na ziemie jakby mnie poparzył.
- O co chodzi? - powiedział Jev, kulejąc do nas. Wyglądał lepiej niż wczoraj. Cokolwiek zrobiła z nim Monique, podziałało.
- Nie miałam tego telefonu jak wychodziłam z klubu... to niemożliwe.- powiedziałam przerażona. Nie miałam żadnych halucynacji, doskonale pamiętałam jak pytałam barmana o to, kto go zabrał. Justin szybko podbiegł do telefonu i zaczął go oglądać ze wszystkich stron, po czym rzucił nim gwałtownie i brutalnie o ziemie. Wtedy przestał dzwonić.
- Wynośmy się stąd już! Namierzyli nas, do komórki przyczepili nadajnik. Cały czas nas obserwują. Wiedzą, gdzie jesteśmy. – na te słowa rozeszliśmy się, zabraliśmy szybko wszystkie torby i wybiegliśmy z hotelu, nawet nie płacąc. Recepcjonista w szoku krzyczał za nami i wybiegł na zewnątrz. Monique otworzyła drzwi do samochodu. Justin niemal wepchnął Jeva na tylne siedzenia, a ja szłam ostatnia. Gdy obróciłam się, chcąc zobaczyć co z recepcjonistą usłyszałam strzał i sekundę później leżał w kałuży własnej krwi. Szybko zorientowaliśmy się, że samochód, który ścigał nas wczoraj w nocy jedzie za nami. Tłumiłam krzyk. Przez chwile jechaliśmy pod prąd, Monique robiła wszystko by ich zgubić. Nie udało się. To był już koniec. Siedziałam sparaliżowana, prawie nie oddychając. Obejrzałam się na jadących za nami trzech mężczyzn. Jednym z nich był Slade. Otworzył okno samochodu i wyciągnął pistolet. Monique widząc to, krzyknęła i skręciła gwałtownie na lewy pas. Wszyscy schylili się, a przez tylną szybę przeleciała kula, która trafiając w przednią wyleciała na wylot.
- Na mój znak, wysiadacie. Biegnijcie jak najdalej od szosy. Spotkamy się. Wrócę po was. – powiedziała szybko, unosząc głowę by spojrzeć na jezdnię. – TERAZ. 
Wszystko działo w tak zawrotnym tempie. Całe życie zawirowało mi przed oczami. Poczułam ręce Justina na sobie, a potem ogarnęła mnie ciemność. 




_________________________________

Cześć kochani!
Bardzo was przepraszam, że nieregularnie dodaje rozdziały. 
W szkole mam naprawdę ciężko, a należę
do osób, które wszystko robią na ostatnią chwile. 


Ponieważ nie przewiduję, że 24 grudnia coś dodam, już teraz
życzę Wam Wesołych Świąt, 
obżarstwa, prezentów, spełnienia marzeń 
i więcej czasu. 
Bądźcie po prostu szczęśliwi, bo życie jest nieprzewidywalne, 
a nie warto tracić czasu na jakiekolwiek smutki.
Z okazji świąt nie powinnam dodawać takiego zakończenia, ale
obiecuje wam, że wszystko będzie dobrze, oczywiście jak na razie ;p


Ho, ho, ho! 



Jeszcze coś wspaniałego, co musicie obejrzeć. Podziwiam tego, który to zrobił :





Następna notka jeszcze w tym roku!
Bardzo dziękuje za komentarze, 
wiele dla mnie znaczą xD