Strony

niedziela, 14 września 2014

Rozdział 23




Gwiazdy odbijały się od tafli wody jeziora Champlain. Załadowanie wszystkich pudeł i rozliczenie się z klientami zajęło trochę więcej czasu, niż myślałam. Jedyne o czym marzyłam w tej chwili to położyć się spać. Zatrzymaliśmy się w drewnianym domku w środku lasu, niedaleko od brzegu. Jeepa zaparkowaliśmy przy tylnym wejściu, by nie rzucał się w oczy. Na wszelki wypadek Jev i Nate poszli ukryć pieniądze z wymiany w zakamarkach domu. Champlain jest dużym jeziorem, ale ze względu na to, że tylko na południowym brzegu jest sztuczna plaża, to właśnie tam zbiera się największy tłum. Z tej strony jest więcej glonów i chaszczy, przez które trzeba umiejętnie przechodzić, by nie dotknąć się jakiejś trującej rośliny, w najlepszym wypadku pokrzywy.
Z racji tego, że Nowojorczycy uwielbiają pławić się w luksusach wolą wybierać Ocean Atlantycki i ekskluzywne hotele lub wodne parki rozrywki, niż zrujnowane, porośnięte zielskiem, zanieczyszczone glonami jezioro. Raz na jakiś czas ludzie przyjeżdżali tu wędkować, ale ostrożnie patrzyli na swoje łowy, bo wszyscy uważali, że ryby w tym jeziorze są po prostu zatrute. Kto by chciał zjeść toksyczną rybę? Przecież każdy dba o swoje zdrowie i nawyki żywieniowe. Fast foody na Brooklynie są przecież najlepszą restauracją ze zdrową żywnością na całym świecie! Skoro już zabijam ludzi, to mogę też być zapaloną ekologiczną morderczynią, walczącą o ochronę środowiska… Wcześniej lubiłam moje miasto, bo nie widziałam niczego, co jest w nim złe, a teraz mam z tym kontakt codziennie. Może byłam trochę zazdrosna, że inni mają normalne życie, że nie widzieli tylu rzeczy co ja. Nie dbają o siebie, mimo że mają tyle możliwości i nie myślą o tym, co mogliby zmienić na lepsze. Nagle uświadomiłam sobie, że gadam tak jak Mike. Za długie przebywanie ze specyficznymi ludźmi jego pokroju źle na mnie działa. Potrafię chwilami wyłączyć cierpienie, ale później staję się wcieleniem dobroci i pragnienia naprawiania wszystkich wad tego świata.  Jestem jak to jezioro, mało atrakcyjne, bezwartościowe, opuszczone i niechciane. Rok temu, gdyby ktoś powiedział mi, że coś takiego mnie spotka, z pewnością wyśmiałabym go. Otworzyłam drzwi kluczykami, które dał mi Nate. Zaglądając do środka ogarnęło mnie uczucie, jakbym nie powinna tu być. Może to nie zasługa domku, ale czułam się jakbym weszła z piekła do nicości, która była jeszcze gorsza. Co zrobię jeśli Mike nie pozwoli mi wrócić? Ogarnęły mnie paniczne dreszcze. Perspektywa życia tutaj, bez niego była przerażająca. Mogłoby to dziwić, ale gdzie mogłam czuć się bezpieczna? Pomijając fakt, że nigdy do końca nie mogłam tak się poczuć. Podsumowując, lepiej czułam się wiedząc, że mam dwustu ochroniarzy do dyspozycji w hotelu niż dwóch nieogarniętych samców alfa. Zapaliłam światła, znalazłam się w największym pokoju, gdzie po jednej stronie była kuchnia z barkiem. W drugiej części urządzono salon z wielką białą kanapą i kominkiem oraz jadalnię ze stołem i krzesłami z tego samego drewna co podłoga i ściany domku, na których wisiały obrazy i głowa wypchanego jelenia. Na jej widok zrobiło mi się niedobrze. Podeszłam do lodówki i wyjęłam z niej butelkę wody mineralnej. Ktoś musiał wcześniej zatroszczyć się o jej wyposażenie. Zostawiłam sobie trochę wody na później i z torbą wbiegłam po schodach na górę. Otworzyłam jedne z trzech drzwi. Była tutaj sypialnia dla dwóch osób z jednoosobowymi łóżkami. Drugie drzwi prowadziły do obszernej łazienki z prysznicem i wanną oraz dwoma umywalkami i wielkim lustrem. Trzecie były tym, czego szukałam - sypialnią z jednym wielkim łóżkiem. Położyłam torbę w kącie tak, by się o nią przypadkiem nie zabić wchodząc do pokoju i zeszłam na dół do Jeva i Nate'a.
- I co chłopaki, załatwiliście wszystko, co trzeba? - zapytałam, mierząc ich wzrokiem.
- Tak. Chcielibyśmy obejrzeć mecz. Nie przeszkadza ci to? - odezwał się Jev.
- Nie, skądże.- powiedziałam wzruszając ramionami.- Będę u siebie.- odparłam i poszłam z powrotem na górę, gdyż stwierdziłam, że na dole nikomu się nie przydam.
Chwilę później do mojego pokoju zapukał Nate.
- Czego chcesz? - zapytałam, gdy tylko wychylił głowę znad drzwi.
- Może byłoby lepiej, gdybym spał z tobą w jednym pokoju. Jerry czy jak on tam ma, nie potrzebuje niańki.- zasugerował niepewnie.
- Ja też jej nie potrzebuję.- syknęłam, wiedząc, gdzie naprawdę błądzą jego myśli.- Moje miejsce jest tutaj. Chcę być sama i na pewno nie zgodzę się, by którykolwiek z was wpakował mi się do łóżka. Nawet na to nie licz.- mówiąc to wypchnęłam go za drzwi. Ile razy jeszcze poczuje się jak przedmiot do zaspokajania męskich potrzeb? Coś czuje, że będę musiała nauczyć ich jak powinno się postępować z dziewczynami. Wystarczy chwila, a oni bez żadnych skrupułów  postanawiają naruszyć jasno postawione granice. Zastanawiało mnie w tym wszystkim jedynie to, że tak beztrosko pakowali się w kłopoty. Przecież ja nie miałam obowiązku ich kryć. Mogłam powtórzyć każdą niejednoznaczną propozycję Mike’owi. Jak można być takim… niestety jedyne słowo na dokończenie tego zdania jakie istniało w mojej głowie to: IDIOTA. Czy naprawdę tutaj nikogo nie obchodzi jego własne życie? Noc ze mną jest warta wystawiania się na śmierć? Muszę być naprawdę dobra w tych sprawach, jeśli to jest prawda… Wybuchłam śmiechem rozbawiona spekulacjami rozbrzmiewającymi w moich myślach. Jeśli to byłoby prawdą, nie potrzebowałabym jakiegoś trenera uwodzenia. Przebrałam się w piżamę i położyłam się na łóżku, przykrywając szczelnie kołdrą, bo w domu było chłodno. Pewnie Jev i Nate są zbyt pochłonięci piłką nożną, by pomyśleć o tym, żeby rozpalić ogień w kominku. Jak zwykle wszystko muszę robić ja. Zeszłam ponownie na dół (mając nadzieję, że po raz ostatni). Nathaniel patrzył na mnie skrzywdzony z odrazą, a Jev ruszył się z miejsca, by pomóc mi przynieść drewno na opał z małej szopy obok domku. Gdy w kominku wreszcie porządnie się rozpaliło, jeszcze trochę w nim pogrzebałam, patrząc się tempo w ogień, a gdy poczułam, że zrobiło mi się ciepło, zebrałam się, by pójść na górę. Obdarzyłam Jeva wdzięcznym uśmiechem i szepnęłam mu życzliwie dobranoc. Nate za to nadal siedział na kanapie, a ja nie zwróciłam na niego jakiejkolwiek uwagi, bo po prostu na nią nie zasługiwał. 




- Kiedy zobaczę się z mamą? – zapytała mała dziewczynka siedząc w kącie.
Jej oczka nadal błyszczały od płaczu.
- Niedługo. – odpowiedział mężczyzna chłodnym tonem. Nieobecnym wzrokiem patrzył w szybę. Zdawało się, że jest daleko stąd, że obmyśla jakiś plan… ale dziewczynka wiedziała, że gdy tylko się poruszy on to zauważy. Z trudem oddychała, nie mogła nawet na niego spojrzeć. Czuła ciągły strach. W jej maleńkiej główce rozbrzmiewały pytania, na które nie znała odpowiedzi. Gdzie jestem? Kim jest ten pan? Kiedy znowu zobaczę swój dom? Kiedy wejdę do swojego pokoju? Czy ktoś wie, że tu jestem? Gdzie jest moja mama? Minął miesiąc, od kiedy widziała się z nią po raz ostatni. Liczyła skrupulatnie każdy dzień. Bardzo za nią tęskniła. Pragnęła by ktoś potrzymał ją za rękę, obdarzył ciepłym, szczerym spojrzeniem, w którym mogłaby odpłynąć i poczuć się bezpiecznie. Nagle otworzyły się drzwi. Stanął w nich inny mężczyzna w ciemnych okularach, niewiele starszy od tego, który śledził ją od zawsze. Nie pamiętała, kiedy to się zaczęło. Ile mogłoby pamiętać pięcioletnie dziecko? I tak pamiętała dostatecznie wiele, aby wiedzieć, że nie powinna tutaj być. Chciałaby, aby każdy kolejny dzień był końcem jej lęków. Wyczuwała złych ludzi, a ten pan był z pewnością jednym z nich.
- Już czas.- powiedział służbowym tonem mężczyzna w okularach i wyszedł. Te dwa magiczne słowa przywróciły do rzeczywistości mężczyznę, który teraz zbliżał się ku brązowowłosej dziewczynce.




Tej nocy nic mi się nie śniło, ale mimo to obudziłam się w ponurym nastroju. Cały czas myślałam o tym, że Mike ma mnie dosyć. Dodawałam kolejne nieuargumentowane podobne stwierdzenia, by jeszcze bardziej siebie dobić. Masochistka. Byłam dla niego niedobra, nie rozumiałam go i osądzałam. Chciałam z nim walczyć i go złamałam. Ja, chciałam z nim walczyć? Ja, która powinna być przy nim zawsze i stać po jego stronie. Jestem jego dziewczyną, powinnam być teraz razem z nim. Wspierać go. Nie dążyłam do tego, by go zniszczyć, ale on mógł to odbierać inaczej. Co zrobię jeśli teraz stałam się dla niego wrogiem? Kto wie, jak odebrał moją nagłą zmianę zachowania? Miałam mu pomóc, a tymczasem może się okazać, że kopię sobie własny grób. Ile jeszcze on może wytrzymać? Co jeśli już wystawiłam całą jego cierpliwość na próbę? Ogarnął mnie lęk i żal. Nie powinnam była fundować mu takich akcji w tak krótkim czasie, jedna po drugiej. Narzuciłam za szybkie tempo i teraz będę musiała wypić piwo, które zważyłam.
Musiałam z kimś porozmawiać, więc wybrałam numer Monique. Odebrała za trzecim sygnałem.
- Cześć. Coś się stało? – zapytała na wstępie jakby czuła, że coś jest nie tak. W sumie nie trudno się nie domyśleć, że jeżeli dzwonię do niej o godzinie siódmej to na pewno coś jest nie tak. Zazwyczaj o tej godzinie kładę się dopiero spać.
- Cześć. Masz chwilę?
- No jasne, mów.- odpowiedziała, a ja byłam pewna, że właśnie się uśmiechnęła.
- Chodzi o to, że wczoraj uratowałam Mike’owi życie, a on na drugi dzień wysyła mnie na drugi koniec Nowego Yorku? Tak nie powinno być.- jęknęłam zdenerwowana.
- Po prostu chce, żebyś odpoczęła od tego wszystkiego. Pewnie w ten sposób pragnie się odwdzięczyć.
- Jesteś pewna? Ostatnio często się kłócimy, nawrzucałam mu trochę. Wiesz, że sprowadził Nate’a? Co jeśli znowu mnie sprawdza? Może szuka powodów, by mnie zostawić? Normalnie, nie wyjechałabym, ale nie mogłam podważać jego decyzji przy Nate’cie... – dostałam słowotoku.
- Wariujesz. Nie gadaj głupot. Nie zostawi cię.- weszła mi w słowo.-  Gdyby to zrobił, na pewno by pożałował, a ja nie pozwoliłabym na to. Wasza relacja zawsze była trudna. Rachelle, obie wiemy, że on nie jest zwykłym chłopakiem. W dodatku pracujesz z nim, a on jest za ciebie odpowiedzialny. W każdym związku są jakieś problemy. – przerwała na chwilę.– Jedź imbecylu! – wrzasnęła do słuchawki, na co zmarszczyłam brwi i odsunęłam ją odrobinę od ucha.
- Monique, gdzie jesteś? – zapytałam, gdy skończyła wrzeszczeć.
- Jadę do jednego z naszych magazynów. Dzisiaj w nocy włączył się alarm. Muszę to sprawdzić. – mówiła zirytowana.- Przy okazji wygląda na to, że jakiś idiota jadący przede mną, a właściwie stojący, zasnął za kierownicą. Muszę kończyć. W każdym razie nie przejmuj się. Korzystaj z chwili spokoju.
- Okej, odezwij się jak będziesz mogła. Powodzenia.- wymamrotałam ze zmarszczonymi brwiami do słuchawki i rozłączyłam się. – Przynajmniej się nie nudzisz.- powiedziałam cicho do siebie, opierając głowę o ścianę.
Parę minut później usłyszałam ciche i niezdecydowane pukanie do drzwi.
- Proszę! – zawołałam, cóż przynajmniej nie muszę ich uczyć chociaż tego. Justin w przeciwieństwie do nich nie potrafił zapukać w drzwi przed wejściem do czyjegoś pokoju.
- Przepraszam cię, ale niechcący usłyszałem twoją rozmowę. Wiesz, czasem lepiej porozmawiać z kimś w cztery oczy. – cicho zamknął za sobą drzwi. - Może nie znasz mnie zbyt długo, ale umiem słuchać. – usiadł na drugim brzegu łóżka. Jego słowa były tak szczere, że nie mogłam odnaleźć w nich jakiegoś ukrytego znaczenia. Po chwili namysłu stwierdziłam, że z dwojga złego, bardziej ufam jemu niż Nate’owi.
- W porządku, ale najpierw powiedz mi, o czym chciałeś ze mną porozmawiać wtedy w windzie.- powiedziałam z uśmiechem, próbując dodać mu odwagi.
- A to.. chciałem powiedzieć ci, że… razem wyjeżdżamy i że cieszę się, że mogę ci towarzyszyć. – oświadczył, ale ta wersja wydawała mi się trochę wymuszona. Postanowiłam jednak nie rozwijać moich wątpliwości, bo podejrzewałam, że prawdziwa wersja byłaby gorsza i nie chciałabym jej usłyszeć. - To co? Powiesz mi co cię martwi? - rzucił, głaszcząc moją dłoń. Szybko odsunęłam ją, bo ten gest wydawał mi się zbyt czułym. 
- Nawet nie wiem od czego zacząć.- westchnęłam i spojrzałam na niego. Jego wyraz twarzy nie zmienił się. Cierpliwie czekał, aż zacznę mówić dalej. Od razu wiedziałam, że nie mogę mu powiedzieć wszystkiego. Nie miałam zamiaru się przed nim otwierać. Musiałam jednak przyznać, że był w porządku. Przynajmniej na tyle, na ile może być w porządku chłopak pracujący w mafii. Nie był typem awanturnika zachowywał się mniej impulsywnie ode mnie, ale (może to zabrzmi dziwnie) byliśmy do siebie podobni. Potrafił zachować zimną krew i nigdy nie popadał w szaleństwo. Robił tyle ile musiał. Nie znęcał się nad ludźmi. Nie był w stanie tego zrobić. Nie wiem na czym głównie opierałam moje wnioski. Chyba kierowałam się przeczuciem, w końcu znaliśmy się naprawdę krótko, ale w nim było coś, co uniemożliwiało mi wyobrażenie sobie jego ,,gorszej'' wersji. Zachowywał się w tej chwili jak dobry przyjaciel. Kierował się rozsądkiem i potrafił współczuć. Może właśnie tego potrzebowała Monique? Może właśnie to jej się w nim podobało?  Nie był cwaniaczkiem, ale mógł być kochającym chłopakiem i najlepszym przyjacielem, co dawało jej poczucie stabilizacji. Monique była szalona i wybuchowa. Na pierwszym miejscu stawiała bezpieczeństwo ludzi pracujących dla Mike'a, a po nich dopiero swoje. Pomimo różnic jakie ich dzieliły, znakomicie się dopełniali. Zawsze, kiedy Monique wpadała w szał emocji, Jev potrafił ją uspokoić. Nie wszyscy w naszej branży są nieczułymi sukinsynami. Nie każdy potrafi całkowicie wyzwolić się empatii. Jeżeli za długo walczysz z uczuciami, kryjąc je pod tarczą nieczułości prędzej czy później zmiękniesz... w najmniej odpowiednim momencie. Przerabiałam to już wiele razy. Możesz przed tym uciekać, ale nieważne czy masz silną psychikę czy nie i tak to ciebie dopadnie. Ważne jest to, by nad tym panować i nie pozwolić sobą zawładnąć.
- Po prostu gdy to wszystko się zaczynało, nie miałam pojęcia, że zajdziemy tak daleko. Nie mam nic, jestem sama. Jeżeli Mike mnie zostawi...- wstrzymałam powietrze, nie chciałam wypowiadać tych słów na głos.- Zginę. Nie będę wiedziała, gdzie się podziać. Ostatnio jest coraz gorzej. Mike nie jest tym samym człowiekiem, co kiedyś, a ja dużo ryzykuję, żeby przypomnieć mu dawne czasy. 
- To nie rób tego. Nie możesz narażać siebie na jego wybuchy. Nie wierzę w to, że taki nie był. Może nie znałaś go wystarczająco dobrze?
- Nie Jev, nikt nie zna go tak dobrze jak ja i Monique. Nie chce go stracić. 
- Może nie chodzi o to, że się zmienił. Cały czas przyprowadza jakieś dziewczyny do pokoju. Ewidentnie cię zdradza i to na twoich oczach. Wszyscy to widzą. Jak możesz to tolerować? Z resztą sama powiedź: Ile razy ty zdradziłaś jego?
- Jak możesz o to pytać? - wrzasnęłam oburzona, nie mogłam uwierzyć, że to właśnie usłyszałam z jego ust. Każdy mógł mnie o to zapytać, ale Jev? 
- Prowadzicie otwarty związek. Dlaczego się na nim nie zemścisz? Z resztą proszę cię, ile razy zdradziłaś go chociażby z Justinem?
- Justinem? - powtórzyłam zdumiona. Swoją drogą, dlaczego wszyscy mi o nim wspominają? 
- Nie udawaj, żaden facet nie patrzy tak na dziewczynę, jeżeli jeszcze się z nią nie przespał, a on zna cię na wylot. Musieliście to zrobić. Takie ostatnio odniosłem wrażenie.
- A wiesz jak bardzo mnie obchodzą twoje wrażenia? W ogóle mnie one nie obchodzą! – wrzasnęłam sfrustrowana.- A teraz masz opuścić ten pokój. - liczyłam na jego natychmiastową reakcję, ale takowej nie było. Siedział na łóżku dalej, wpatrując się we mnie.
- Dobrze, ale musisz wiedzieć, że jesteś histeryczką. Nie zasługujesz na tyle uwagi. Oczekujesz pomocy, potrzebujesz jej, a potem pomiatasz ludźmi na prawo i lewo, karząc im wyjść! W tym ostatnim dorównałaś Mike'owi. Uważasz się za ósmy cud świata, ale muszę cię rozczarować - im bardziej cię poznaję, tym bardziej tego żałuję. Chcesz żyć w bajce? Niestety, muszę cię rozczarować życie to nie bajka i lepiej pogódź się z tym.- wstał z łóżka i trzasnął drzwiami, a ja stwierdziłam, że nie chcę przebywać z nim w jednym domu, ani minuty dłużej. Wzięłam prysznic i ubrałam się w białą bluzkę i jeansy. Zeszłam na dół i poczułam zapach smażonej jajecznicy, gdyby nie kłótnia z Jevem, gotowa byłabym przysiąc, że czuje się jak zwykła nastolatka, która wyjechała ze znajomymi nad jezioro. Brakowało tylko całej lodówki alkoholu, żeby wszystko było na swoim miejscu. Nate przy śniadaniu zaproponował mi, żebyśmy skorzystali z okazji, skoro musimy tu już siedzieć cały weekend i popływali łódką. Zgodziłam się, kiedy Jev oznajmił nam, że woli zostać w domu. Nate uszykował cały sprzęt, a ja nie kiwnęłam nawet palcem - siedząc na kanapie oglądałam głupią komedię, patrzyłam na obrazki, nie starając się nawet zrozumieć pojawiających się dialogów. Czekałam aż zapyta: ,,Gotowa?'' i z przyklejonym na twarz uśmiechem skocznym krokiem wyjdę z naszego domku.
W końcu odetchnęłam świeżym powietrzem i zamknęłam oczy. Nate nieoczekiwanie przytulił mnie.
- Nate, mogę wiedzieć co ty właściwie robisz? - powiedziałam zdziwiona otwierając jedno oko. Jeśli zacząłby wykonywać jakieś inne niepokojące ruchy, zatrzymałabym go w najbardziej bolesny i znany mi sposób.
- Stanęłaś tak po prostu i się rozmarzyłaś, jakoś musiałem ci przypomnieć, że nie jesteś sama. - uśmiechnął się czarująco. Ile razy ty zdradziłaś Mike'a? - zabrzmiało mi w głowie. Zależy, czy za zdradę uważać pocałunek, czy sam seks, bo jeśli to pierwsze, to będzie to bardzo trudne do policzenia. Chyba, że brać pod uwagę, kiedy zrobiłam to z własnej nieprzymuszonej woli, z pełno świadomym umysłem i zaczynałam to pierwsza. - odpowiedziałam samej sobie. Czy to właśnie tak wyglądało? Jakbym go zdradzała? Może nie odmawiam im zbyt zdecydowanie, dlatego tak szybko próbują kolejny raz? To jest dowód na to, że rzeczywiście wariuję.
- Nate, cokolwiek bym nie robiła, to na pewno nie po to, byś mnie teraz przytulał, wolałabym przytulać...hydrant obsikany przez psa niż ciebie.- nie stać mnie dzisiaj na jakieś ostrzejsze, cięte riposty? Porażka.
- Wcześniej nie stawiałabyś się tak. Gdzie jest ta dziewczyna, która tak dobrze potrafiła się bawić? - zapytał. Spoważniała, ponieważ zobaczyła jaki z ciebie dzieciak... To wcale nie jest zasługa przystojnego, brązowookiego, bardzo irytującego, nowego wspólnika Mike'a.
- Nie ma jej.- odpowiedziałam surowym tonem.- I nigdy nie było. 
- Dobra. - zatrzymał mnie, chwytając za rękę. Nie wierzył w moje słowa. - Teraz poważnie. - spojrzał mi głęboko w oczy, rozluźniając uścisk, gdy zauważył, że jestem skłonna go posłuchać.- Nie zachowywałabyś się tak, gdybyś nie poznała kogoś innego. 
- Czy wam dzisiaj odbiło? Czemu cały czas gadacie o nim! Mam dosyć. - warknęłam machając ręką, ponieważ nie chciałam, by mnie trzymał. Nie wytrzymam tutaj ani chwili dłużej.
- Jest ON? - zapytał. - Kim jest ON, mów.- rozkazał, akcentując dwa ostatnie słowa. Był wściekły, czyżbym nieświadomie zdradziła dzisiaj kogoś jeszcze?
- Kimś, kto nie powinien cię interesować.- rzuciłam ze złością.- Dla twojej wiadomości, dodam, że jesteście tak samo irytujący i beznadziejni. Jednak muszę być z tobą szczera, przy nim jesteś przeciętny. Ale nie masz się o co martwić, nie gustuję w tak nadgorliwych idiotach.- skończyłam wchodząc do łódki, a kiedy się w niej znalazłam obrażona z założonymi rękoma na piersi czekałam, aż wypchnie łódź do wody, wejdzie do niej i zacznie wiosłować. Wchodząc, przy okazji mnie ochlapał. Po jakiś dwudziestu minutach byliśmy na środku jeziora.
- Nadal będziesz chodzić taka wściekła na cały świat? - zaczął. Z jednej strony rozumiałam go. Trudno jest siedzieć twarzą w twarz z dziewczyną, która jest na ciebie wściekła, bo cisza dla niektórych jest nie do wytrzymania, ale on zasłużył sobie na to.
- Dopóki nie przestaniesz wystawiać mojej cierpliwości na próbę.- odpowiedziałam rzeczowo.
- Ja wcale...
- A może to jest twoje zadanie? Może Mike chce, byś mnie prowokował, żeby udowodnić mi, że to on jest moim szefem, a ja go zdradziłam? Szuka powodu, żeby mnie zostawić. - słowa wypływały z moich ust mimo woli. Przestałam się przejmować, że Nate to słyszy. - Dlatego mnie tu wysłał, jestem dla niego przeszkodą...
- Rachelle, o co ci chodzi? Co ty bredzisz?
- On to zaplanował, może specjalnie się naćpał?
- Rachelle, naprawdę cię lubię, ale dobrze się czujesz? Mike niczego mi nie kazał. Chciał bym dbał o twoje bezpieczeństwo. To wszystko. Miałaś odpocząć, a nie świrować. - wziął mnie za dwie ręce, puszczając wiosła.- Uspokój się. Nie jesteś na misji. Masz wolne, nie szukaj problemu tam, gdzie go nie ma.
- W takim razie, dlaczego wybrał ciebie? Dlaczego wróciłeś?
- Wiedział, że nikt inny nie zadba o ciebie tak dobrze. - odparł z uśmiechem.
- Hahahaha, to było bardzo dobre, ale teraz proszę o tą prawdziwą wersję.- powiedziałam.
- To jest prawdziwa wersja.
- A ja i tak mam wrażenie, że czegoś mi nie mówisz. - prychnęłam, wywracając oczami.
- Bo ty wiesz, co chciałbym ci powiedzieć.
- Właśnie jakoś nie.- jęknęłam rozczarowana.
Nagle zeszła ze mnie cała wściekłość kumulowana od samego poranka. Westchnęłam głęboko rozglądając się dookoła. Próbowałam skupić się na otaczającym nas widoku, który muszę przyznać, nie był byle jaki. Słońce świeciło mocno i odbijało się od wody w postaci błyszcząco - migających punkcików. Gdzieniegdzie ryby skakały ponad taflą jeziora, by potem z pluskiem lądować w wodzie, tworząc na niej stopniowo powiększane okręgi.
Powinnam się cieszyć, że jestem z dala od kłopotów. Dwóch irytujących chłopaków nie jest moim największym życiowym problemem. Inne dziewczyny uważałyby to za dar od losu. Dlaczego ja nie mogę tak na to spojrzeć? Odpowiedź: Bo nie jesteś nimi. Mogłam tylko cieszyć się z tego, że nie ma tu Justina. Był bardziej denerwujący od kogokolwiek na tej planecie, ale było w nim coś takiego, co nie pozwalało mi być w stosunku do niego obojętną. To było najgorsze. Nate zatrzymał łódź i tym samym zwrócił moją uwagę. 
- Wiesz jak o tobie myślę.- nie wiem dlaczego, ale szepnął.
- Jak o dziewczynie swojego szefa? - uśmiechnęłam się kpiąco lekko unosząc kąciki ust. Niech on nie drąży już tego tematu. Nie mam pojęcia, co bym mu zrobiła. Dzisiaj mam wyjątkowo pokręcony dzień. Odgarnęłam włosy do tyłu i spojrzałam mu w oczy.
- Chciałbym tak myśleć, ale nie potrafię. Nie rozumiem jak taka cudowna dziewczyna jak ty może być z kimś takim. Nie zasługuje na ciebie. - Ja sama na siebie nie zasługuje, powinnam zniknąć. - pomyślałam.
- Nie możesz nic z tym zrobić. I nie masz wtrącać się w moje życie. To są moje decyzje, a ty nie masz prawa ich kwestionować. Musisz się z tym pogodzić.- powiedziałam spokojnie, chcąc skończyć tą niepotrzebną wymianę zdań. Kochałam Mike'a i żadne argumenty, nie mogły tego zmienić, tak samo jak nie da się wymazać z pamięci naszej wspólnej przeszłości.
- Jeżeli nic nie zrobię, to prędzej czy później Mike wyśle cię na misję, która nie skończy się dobrze i będzie ona twoją ostatnią. Jego szczęście nie może trwać wiecznie. Doskonale wiesz, że ta robota nie jest łatwa i pewna. 
- Wiem. Jednak uważam, że ty powinieneś zająć się sobą. Nie jestem małą dziewczynką, potrafię o siebie zadbać.- odpowiedziałam sucho.
- Z tego co widzę, ostatnio idzie ci z tym słabo. Widzę, że nie jesteś małą dziewczynką. Nie uszło to mojej uwadze, naprawdę. Jestem tutaj, żeby cię chronić. Co jeśli stwierdzę, że Mike jest dla ciebie zagrożeniem?
- Na pewno sama to zauważę. Uprzedzając twoje kolejne wątpliwości nie zapanujesz nade mną. 
- Nie byłbym tego taki pewien. Jesteś silna, ale na niektóre rzeczy nawet ty nie masz wpływu. 
- Na przykład jakie?- zapytałam z zainteresowaniem.
- Takie...- powiedział, nim zdążyłam zadać kolejne pytanie chwycił mnie pod udami i zarzucił moje ręce na swoją szyję.
- Nate, co robisz?! – wybuchłam wściekła. 
- Pokazuje ci, że nie zapanujesz nad wszystkim.- odparł ze stoickim spokojem.
- Okej Nate, zrozumiałam, zostaw mnie! - wrzasnęłam, gdy okręcił mnie wokół własnej osi. Gdy to nie poskutkowało, a ja znalazłam się jakiś metr nad wodą i kurczowo trzymałam się jego szyi, z czystej wściekłości wbiłam mu paznokcie w skórę. - Nathaniel, w tej chwili mnie puść. - syknęłam z goryczą w głosie, gdyż dusiłam się z przerażenia, chcąc zaczerpnąć powietrza tak panicznie, jakbym już była pod wodą. 
- No tak, jak zwykle waleczna. Ciekawe jak przyjmiesz przegraną.- mówiąc to wrzucił mnie do wody. Byłam w szoku, nikt nie był na tyle bezczelny, by zrobić mi coś takiego. Zaczęłam machać rękami, zacisnęłam powieki, a moje zęby trzęsły się z zimna. Nieudolnie szybkimi i niedokładnymi ruchami pragnęłam wydostać się na powierzchnię, w pełni świadoma tego, że nie dosięgam dna. Za szybko wyczerpałam zapas tlenu, który pozostał w moich płucach.
Po kilku minutach odnosiłam wrażenie, że już nie rządzę własnym ciałem, a w mojej głowie była pustka. Pojedyncze słowa były trudne do przypomnienia. Niezdolna walczyć z żywiołem oddalałam się dokądś, a w ostatniej chwili poczułam czyjeś dłonie zaciskające się wokół mojego ciała. Następnie te same ręce pchnęły mnie w górę. Dotyk promieni słonecznych podziałał na mnie jak budzik. Pod zamkniętymi powiekami dostrzegałam światło. Moje usta nie tkwiły już w wodzie. Gdy uświadomiłam to sobie rozchyliłam je nabierając powietrza, ale zamiast tego zakrztusiłam się wodą.
- Rachelle! Wszystko w porządku? - usłyszałam zmartwiony głos idioty. Podpłynął ze mną na swoich plecach do naszej łódki, wiem to ponieważ niezdarnie uderzyłam głową w wiosło. Oczywiście winowajca się tym nie przejął. Wszedł do łódki, a potem sam wciągnął mnie do niej bez żadnego wahania. Okrył mnie jakimś ręcznikiem. - Rachelle! Otwórz oczy. – wrzeszczał, drażniąc mój słuch, który i tak nie był w pełni sprawny przez wodę, która dostała się do moich uszu. Gdy właśnie wystawiał lewą dłoń, by mnie klepnąć w policzek, ścisnęłam z całej siły jego nadgarstek, dzięki czemu zmieszany nagle odsunął łapska ode mnie. Wstałam z mętnym spojrzeniem i usiadłam na łódce okrywając się ręcznikiem.
- Mike jest dla mnie zagrożeniem? On w życiu nie wrzuciłby mnie do wody, ponieważ wie, że nie potrafię pływać! Ty jesteś dla mnie niebezpieczny, to od ciebie powinnam uciekać, debilu! – ryknęłam rozzłoszczona.- Wiosłuj do domu i nie odzywaj się do mnie, bo sama cię utopię. - powiedziałam tym razem spokojniej, ponieważ przez mój krzyk odleciały ptaki, będące w pobliżu. Nate widząc, że nie mam ochoty na dalszą konwersację, ponownie złapał za wiosła. Dźwięk płynnych, lekkich uderzeń o taflę wody zdawał się po tym wszystkim naprawdę uspakajający.


******




Od początku wiedziałam, że ten weekend będzie ciężki, ale nie przypuszczałam, że aż tak. Wściekłam się na dwie osoby, na które mogłam liczyć. Wiedziałam, że wciąż są tutaj ze mną, ale po tym wszystkim czułam się sama. Atmosfera była tak bardzo napięta, że każde z nas nie chciało ze sobą rozmawiać. Dlaczego Jev nie odzywa się do Nate'a? To akurat było do przewidzenia.
- Jak mogłeś wrzucić ją do wody! - krzyknął Jev, wychodząc nam na przeciw. Jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie. Gdyby oczy mogły zabijać, Nate stojący na brzegu byłby już martwy. Patrzył na niego z pogardą i skierował wzrok na mnie. Musiałam naprawdę żałośnie wyglądać skoro wziął swoją kurtkę i kazał mi ją założyć, prowadząc mnie bez słowa do domu. - Ona nie umie pływać! Jesteś beznadziejnym ochroniarzem. - splunął zamykając z trzaskiem drzwi. 
- Sam też nie jesteś najlepszy! Myślisz, że nie wiem na kogo była taka zła dzisiaj rano? - zaczął Nate, gdy tylko wszedł do domku i również trzasnął drzwiami.
- Okej, w takim razie może rzeczywiście oboje nie potrafimy się nią opiekować. 
- Mów za siebie.- fuknął.
- Wrzuciłeś ją do wody! Czy to nie wystarczający dowód, że nie powinno cię tu być?!- wrzeszczał machając rękoma. Gdyby nie stali pięć metrów od siebie, zaczęliby się bić.
- Ty pewnie byś chciał, żebyście byli tu sami. Przykro mi. 
- Przynajmniej teraz nie byłaby cała zmarznięta i mokra!
- Nie musiałbym jej brać na łódkę, gdyby ciebie tutaj nie było! - to już za dużo dla Jeva.
- Obudź się człowieku! Ona nigdy na ciebie nie spojrzy! Myślisz, że nie słyszałem o tobie wcześniej? Uroczy chłopaczyna, który przeliczył swoje możliwości mając chrapkę na dziewczynę szefa. Ciesz się, że jeszcze żyjesz!
- W takim razie obaj powinniśmy być już martwi. Nie myśl, że nie widzę twoich maślanych oczu, za każdym razem, kiedy wchodzi do pomieszczenia w którym jesteś! Gapisz się na nią i pożerasz ją wzrokiem! Za chwilę zaczniesz się ślinić!
- Halo, ja tu jestem.- powiedziałam chyba jako jedyna normalnym głosem, nie krzycząc. Zamiast jakiejkolwiek reakcji na moje słowa, usłyszałam szereg wyzwisk. Kontynuowali dalej.
- Ja przynajmniej znam ją na tyle dobrze, żeby nie wystawiać jej na śmierć!
- Skończcie już! Nie mogę tego słuchać! - krzyknęłam na cały głos, żeby wreszcie zwrócili na siebie uwagę. - Siadać! - powiedziałam żołnierskim tonem wskazując palcem na kanapę. Posłusznie to zrobili. - Czy ja wam wyglądam na jakąś zabawkę? Czy wyglądam wam na dziwkę do wynajęcia na rogu dwudziestej szóstej ulicy? Pytam! Odpowiadać! - oboje skrzywili się na moje słowa, ale to był dopiero początek.
- Nie. - stwierdzili zgodnie.
- To dlaczego traktujecie mnie jak coś, co wam się należy?! Mam dosyć tych waszych scen. Tu nie chodzi o to, że jestem z Mike’iem, tylko o to, że uważacie, że nie mam nic w tej sprawie do powiedzenia! Pozwólcie, że sama wybiorę z kim chce być! Może uczestniczę w jakimś waszym wyścigu, który pierwszy mnie przeleci?! Otóż zmartwię was, bo wy trzej nigdy nie będziecie mieli prawa mnie dotknąć! Mam dość tych waszych gierek!
- Trzej? - zapytali nie bardzo mnie rozumiejąc. 
- Razem. Nieważne. - syknęłam wściekła i machnęłam na nich ręką. Miałam na myśli Justina. Poszłam do góry i zostawiłam ich samych, zdezorientowanych na kanapie. Wreszcie cisza.
Nate poszedł się przejść. Nie słyszałam, żeby ktoś wchodził do środka. Poszłam się przebrać w dres i wysuszyłam włosy. Wyglądałam jak pudel, bo zaczęły się puszyć. Ta cholerna woda z jeziora... 
- Jev, idę się przewietrzyć. - rzuciłam, zamykając drzwi. Potrzebowałam chwili dla siebie. Obeszłam jezioro dookoła i usiadłam na brzegu. Na całe szczęście nigdzie nie widziałam Nate'a. Gdy już oddychanie świeżym powietrzem mi się znudziło, a widok przede mną zrobił się nudny, chwyciłam za kamyki i zaczęłam je wrzucać do wody. Słońce już zachodziło. Dlaczego na wszystko reaguje tak... nerwowo? Dlaczego zaczynam bać się, że Mike mnie zostawi? Nigdy Mike nie był dla mnie przerażający, chociaż rzeczy które robił były okrutnie i obrzydliwe. Wszystko zaczęło się psuć przez Justina. Z jego pojawieniem się zaczęłam być bardziej impulsywna. Przez niego robiłam rzeczy, przez które teraz czuję się winna. Przez niego mam wrażenie, że jestem niegodna tego, by Mike mnie kochał. Jakiś byle uwodziciel namieszał mi w głowie, wykorzystał i wyśmiał to, nad czym pracowałam całe życie. Ciekawe czy on jeszcze żyje? W tym momencie serce zabiło mi mocnej. Dlaczego on mnie w ogóle obchodzi? Sama nie wiem, czego bym chciała. Może nawet nie to, że nie wiedziałam. Po prostu niewolno mi zostawić Mike'a. Nie wolno mi zakochiwać się w kimś innym. Należę do niego od zawsze i na zawsze. Taka była nasza niepisana umowa. Justin musi wrócić, chociaż po to, bym mu się odwdzięczyła, za to co mi zrobił. Zaczęło się ściemniać i nim się zorientowałam nad moją głową świecił księżyc i gwiazdy.
Kolejne pytania bombardowały moją głowę. Co jeśli ta miłość nie jest tak trwała jak mi się wydawało? Może czeka na mnie ktoś inny? Mam nadal łudzić się, że mój chłopak będzie tym, który oddałby za mnie życie, który kocha mnie bezgranicznie i każdą wolną minutę swojego życia chciałby spędzać właśnie ze mną? Przeszłość podobno należy do przeszłości, ale czy historia nie lubi się powtarzać? 
- Niezły rzut.- powiedział Jev siadając koło mnie. - Nie zmarzłaś? - zapytał z troską. - Przyszedłem tu, żeby cię przeprosić. Masz racje, zachowujemy się okropnie.- przyznał.
- Jak jestem wkurzona lepiej wychodzi.- odpowiedziałam. 
- Nie wątpię. Nie powinienem w ogóle myśleć o tobie... w taki sposób.- ściszył głos. 
- Każdy ma prawo do zakazanej miłości. Nie gniewam się o to, co czujesz.- powiedziałam rzucając kolejny kamyk.
- Mogę? - zapytał spoglądając na piramidkę kamieni którą sobie zorganizowałam. Pokiwałam głową, pozwalając zabrać mi jeden kamyk. - Po prostu, gdy cię zobaczyłem, to się stało. Odpychałem od siebie to uczucie, ale za każdym razem, gdy się mijaliśmy było mi coraz trudniej. Nie oczekuje niczego od ciebie.
- Jev. - obróciłam się do niego przodem i spojrzałam w jego ciemne oczy. - Podobam ci się tylko fizycznie. Nawet za dobrze mnie nie znasz. - westchnął ze smutkiem, więc chwyciłam go za rękę, by poczuł się lepiej.- Wiem, że to trudne, ale jestem pewna, że gdzieś czeka na ciebie ta odpowiednia dziewczyna, która odwzajemni to, co czujesz. Ja nie zasługuję na to. Naprawdę. Kocham mordercę. 
Jestem zła do szpiku kości. 
- W to ostatnie na pewno nie uwierzę. - odparł.
- Niestety, taka jest prawda. Każdy z nas nosi krew na rękach. - uśmiechnęłam się smutno. Zostanę za to zabita, ale co mi tam. - Znam jedną dziewczynę, która tylko czeka, byś ją zauważył.
- Znam ją?
- Tak. Nawet bardzo dobrze. Musisz dać jej szanse.
- Kim ona jest?
- Z racji tego, że dbasz o moje bezpieczeństwo nie mogę ci odpowiedzieć na to pytanie, więc nie zadawaj go po raz drugi. Dowiesz się pewnie niedługo. 
- Ale...
- Żadnych ale, masz o mnie zapomnieć, rozumiesz? Jestem najgorszą osobą jaką znasz. Poza tym zawsze wiercę się w nocy w łóżku. I mam skłonności do robienia awantur. Nie chcesz takiej dziewczyny.
- Powiedzmy, że spróbuję. A teraz, błagam, wróć do domu, bo jest strasznie zimno.- miał rację, dopiero teraz poczułam na sobie chłodny wiatr.
 - Okej, masz rację.- skrzywiłam się, wstałam, zapięłam bluzę na zamek błyskawiczny i zaczęłam ocierać ramiona dłońmi, idąc szybkim krokiem w kierunku domu. Zrobiłam sobie coś do jedzenia i poszłam na górę czytać jakąś książkę. Chciałam zadzwonić ponownie do Monique, ale usłyszałam, że ktoś puka do drzwi. W salonie siedzieli chłopcy z głośno włączonym telewizorem. Zbiegłam na dół i spojrzałam na nich z przerażeniem. 
- Co jest? - zapytał Nate, widząc moją minę.
- Ktoś pukał. - chłopcy spojrzeli na siebie, a następnie podeszli do okien, by rozejrzeć się po okolicy. 
- Nie ma żadnego innego samochodu na podwórku.- zasygnalizował Jev.
Z trzęsącymi nogami podeszłam do drzwi, nasłuchując. Za mną szli chłopcy. Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam je.
- Dobry wieczór. Nie przeszkadzam? 







 ___________________________________________

 Witajcie kochani! Bardzo tęskniłam!
Po pierwsze, gratulacje dotarliście do ponad 30 tysięcy
wyświetleń. BRAWO! Jestem zszokowana. 
Okej, a teraz tradycyjnie. Oh, miałabym 
samej siebie dosyć na waszym miejscu.
Mam nadzieję, że nie wpłynie to na waszą ocenę opowiadania.
Ja mogę być beznadziejna, ale jego nie krzywdźcie.
Rozdział miał być tydzień wcześniej...
Męczyłam się z nim okropnie.
W poniedziałek wyjeżdżałam do Paryża, stąd ten poślizg. 
Rozdział miała opublikować moja przyjaciółka, ale nie był gotowy.
Na szczęście Paryż może czynić cuda, więc jest
Rozdział 23 prosto z Paryża. 


Oczywiście rozdział byłby totalnie beznadziejny, 
gdyby nie ta muzyka: 

 



Mam, Przechowałam sekret w srebrnym pudełku
Małą część mojego świata Gwiazdy, ocean
Kawałek wieczności, starożytny flet grecki
Ale nie mam choćby części Ciebie
Ciebie, którego mi brak
tak (mocno).....

Jestem tam gdzie mnie zostawiłeś na drodze nicości
Tutaj księżyc nie jaśnieje nigdy
Oddaje blask z czasem
i z chmury na chmurę 
Na skrzydłach białego ptaka
Zostałam wzięta jako zakładniczka
skoro bez Ciebie,
Nic się już nie rymuje Nic się już nie rymuje, rymuje
I niszczeję, niszczeję
I niszczeję, niszczeję



Z racji tego, że zaczął się rok szkolny,
postanowiłam podjąć pewne zmiany
i trochę was zmotywować.

Rozdziały będą dodawane w weekendy.
Natomiast od was zależy, czy będzie to tydzień, czy
dwa czy trzy. Liczę na wasze zaangażowanie!

To tyle. Zostawiam was z tym okropnym końcem i mam pytanie:
Kto tęskni za Justinem?

Au revoir! Bonne nuit! <3 





Jeśli spodobał Ci się ten rozdział, bądź uważasz, że całkiem go zawaliłam,
tudzież zniszczyłam twoje wszelkie wyobrażenia, lub po prostu wiesz,
że sprawi mi to wielką radość i być może zainspiruje napisz komentarz.


ROZDZIAŁY | LISTA INFORMOWANYCHZWIASTUN | KONTAKT