Strony

niedziela, 29 stycznia 2017

Rozdział 48




To nie będzie łatwe...Przełknąć cały ten ból. Każdego dnia próbować zapomnieć, o tym wszystkim, żeby ruszyć dalej. Żałowałam, że czas nie może zatrzymać się na nasze życzenie. Dopasować się do nas, żebyśmy mogli na spokojnie ułożyć sobie w głowie wszystkie nasze sprawy. Pozbyć się negatywnych uczuć i nauczyć się żyć z tym, co nam zostało z myślą, że to co było nigdy do nas nie wróci. Ludzie przychodzą i odchodzą. Już dawno powinnam się do tego przyzwyczaić i to zaakceptować, ale nie mogłam. Nie chciałam tego znieść, mimo że wiedziałam, że tak po prostu jest, a ja nie jestem wyjątkiem. Śmierć Mike’a poróżniła nas z Monique. Nawet Scoot nie był w stanie przekonać jej do zmiany zdania. Z nikim nie była na tyle związana, żeby chcieć się poświęcić i tu zostać. To miejsce przypominało jej wszystko, co najgorsze. Wszystko, co sprawiało jej ból. Współczułam jej i zazdrościłam równocześnie. Mogła zacząć układać swoje życie na nowo. Zdecydowała się, że potrafi to zrobić sama i nie potrzebuje pomocy od nikogo, kiedy ja byłam wyczerpana i panicznie obawiałam się samotności. Wszyscy odwrócili się ode mnie. Pierwszą noc po śmierci Mike’a spędziłam w pokoju Justina. Wydawało się, że zagrożenie minęło, od kiedy on nie żyje. Jednak takie sprawy jak ta szybko wychodzą na światło dzienne. Leżałam na łóżku wiedząc, że go szukają, że muszę być czujna. W salonie zostawiliśmy włączony telewizor, aby słyszeć najnowsze wiadomości. 



Krew. Wszędzie pełno krwi. Kałuża krwi na podłodze. Poplamione ubranie. Krwawy koszmar, który nie był przeznaczony dla tak młodziutkich par oczu. Szok, który ścisnął jej gardło. Niesprawiedliwość okrucieństwa. Zbyt szybko przedstawiono jej ten świat. Nie pozwolono jej cieszyć się z bajkowego dzieciństwa. Nie dano jej wyboru, była zbyt młoda by podejmować przemyślane decyzje. Nikt nie był w stanie zwrócić jej spokoju. Trzęsące rączki łapczywie zaciskały się na pluszowym misiu. Ani śladu pocieszenia i nadziei… Pragnęła zniknąć, a to, że obróci się tyłem od tego widoku nie oznaczało, że o nim zapomni. W oczkach zastygły szkliste łzy, które na zawsze dodały im smutnego wyrazu. Zbyt wiele bólu mieściło się w malusieńkim serduszku.



- Co się dzieje kochanie? Strasznie kopiesz.- otworzyłam oczy czując na policzku jego dłoń. Palce delikatnie i czule muskały moją rozgrzaną twarz.- Kochanie?- mruknął z uśmiechem, całując mnie po twarzy. Czułam jak jego kąciki ust unoszą się do góry, kiedy stykają się z moją skórą. Zaczął delikatnie składać pocałunki na mojej szyi, nagim ramieniu i niżej.
- Bo wiesz, śniło mi się… nie uwierzysz my… - jąkałam się drżącym głosem, przegryzając wargę.
- To nie był sen.- odparł spokojnie, patrząc mi w oczy. Wtedy wszystko sobie przypomniałam. Mężczyzna z gęstymi siwymi włosami zdjął kapelusz i wychylił głowę zza drzwi. Nie spodziewaliśmy się, że ktokolwiek nas odwiedzi.
- Jestem przedstawicielem prawnym Pana Mike’a Howarda, czy mam przyjemność z Panią Rachelle Roberts? – omal nie zemdlałam, słysząc imię i nazwisko mężczyzny, którego kiedyś kochałam i zabiłam. Justin przytrzymał mnie, kiedy zachwiałam się na nogach.
- Tak, o co chodzi? – spytałam słabym głosem, czując suchość w gardle, dłoń przytrzymałam na szyi, bo poczułam w środku kujący ból spowodowany nerwami. 
- Mogę wejść? – spytał, zerkając na próg drzwi. Bez słowa otworzyłam szerzej drzwi i zaprosiłam go gestem ręki do salonu. Nic więcej nie mogłam i bałam się z siebie wydusić. Każde słowo mogło być wykorzystane przeciwko mnie. - Czy jest Pani pewna, że ten człowiek powinien być przy naszej rozmowie?- zapytał mnie, kiedy usiadłam z Justinem na kanapie. Chłopak musnął subtelnie i kojąco moje kolano.
- Ufam mu bezgranicznie. Chcę, żeby tutaj był. – odpowiedziałam, nadal czując się niekomfortowo przy nieznajomym.
- Przepraszam, że nie uprzedziłem o mojej wizycie, ale dostałem polecenie, żeby wszystko zrobić to jak najszybciej i osobiście. Jestem tutaj by dopilnować, aby spełniła się ostatnia wola Pana Howarda. Muszę zgodnie z aktem notarialnym zadbać o jego interesy. – usiadł w fotelu i wyjął czarną, skórzaną teczkę z dokumentami, poprawiając okulary na nosie.
- Co chce pan przez to powiedzieć? – spytałam marszcząc brwi, dotykając swojego lodowatego policzka. Wstałam z kanapy, chcąc nalać do szklanki wody mineralnej.
- Że Pan Mike wyznaczył Panią na swoje miejsce w testamencie.- otworzyłam usta, byłam zszokowana. Szkło upadło mi na podłogę, po chwili poczułam jak Justin podtrzymuje mnie w pasie.
- Kochanie wszystko w porządku? Cała zbladłaś….- potem nie słyszałam nic. Nastała ciemność, a ja straciłam przytomność. Ocknęłam się, gdy Justin całował mnie w rękę, trzymając w obud dłoniach. Tym razem ponownie leżałam na kanapie z mokrym ręcznikiem na czole, a Justin i urzędnik pochylali się ku mnie z zatroskanymi wyrazami twarzy.
- Dlaczego właśnie ja, a nie Monique czy Scoot? – spytałam siadając, Justin podał mi szklankę z wodą.
- Monique jest szefem ochrony, trudno byłoby ją zastąpić, a Pan Scoot nie jest odpowiednim kandydatem. Pan Mike życzył sobie, żeby to Pani zajęła się jego interesami, ponieważ tylko Pani ufa i wie, że Pani nie zniszczy jego pracy.
- A nie może się Pan tym wszystkim zająć? – mruknęłam z niechęcią, coraz bardziej pogubiona. Nie mogłam uwierzyć, w to co usłyszałam. Ja miałam zająć miejsce Mike’a? Nigdy mi na tym nie zależało. Dlaczego nie powiedział mi, że spisał testament? Nic nie rozumiem.
- Przykro mi Panno Roberts, ale jestem tylko powiernikiem. To już jest Pani interes. W następnym tygodniu przyniosę dokumenty do podpisania. Mogę również przynieść umowę, od dwóch lat oferowałem swoje usługi Panu Howardowi - powiedział zabierając swoje rzeczy. Ukłonił się i powolnym krokiem ruszył w stronę drzwi.
- Dobrze, może Pan już iść. – machnęłam ręką zmęczona od natłoku myśli i sprzecznych uczuć. To wszystko nie może dziać się naprawdę.
- Jeszcze jedno Pani Roberts...– dodał stojąc w wejściu do salonu.
- Tak? - uniosłam głowę, żeby spojrzeć na niego.
- Niech Pani uważa na siebie, teraz jest Pani smakowitym kąskiem. Na Pani miejscu zapewniłbym sobie ochronę. – poprawił okulary, patrząc na mnie uważnie.
- Nie mam na to pieniędzy.- oznajmiłam bezsilnie, kładąc jedną dłoń na czole.
- Ależ ma pani.- odparł rozbawiony, a jego spojrzenie się ożywiło.
- Jak to? - otworzyłam szeroko usta ze zdumienia. 
- Wszystkie pieniądze Pana Mike’a są już na Pani koncie. – byłam w szoku, z trudem nie rzuciłam się głową na poduszkę. Moje ciało było lodowate, czułam się jakbym straciła nad nim jakąkolwiek kontrolę.
- Ile? – zapytałam bezgłośnie z drżącymi ustami.
- Pokaźna sumka. O ile się nie mylę dziewięć cyfr.- uśmiechnął się serdecznie.
- Dziewięć? – jęknęłam nie dowierzając. Nie wiedziałam czy śmiać się czy płakać.
- Sto milionów dolarów.- kaszlnął, zakrywając pięścią połowę twarzy. – Do zobaczenia Panno Roberts.- pożegnał się zamykając drzwi.
- Czemu masz taką minę? – zapytał Justin równie zszokowany jak ja.
- Po prostu miałam nadzieję, że jak zabijemy Mike’a pozbędziemy się wszystkich problemów i uciekniemy od tego, a teraz czuję, że to dopiero przedsmak tego, co na nas czeka. Mam wrażenie jakby historia zataczała koło, a ja nie chce w tym uczestniczyć. – przymknęłam oczy, przytulając się do jego gorącego ciała. Nikt nie musiał nam tłumaczyć, że skoro jego notariusz wie już o jego śmierci, to wie również policja. Minie parę godzin, dowiedzą się media, a wraz z nimi cały ten hotel. Howard świadomie lub nieświadomie zrobił wszystko, abym nigdy nie mogła stąd uciec. Kiedy dotarło do mnie, co powiedział ten człowiek, podający się za jego prawnika zrozumiałam, że moje życie nie będzie normalne. Straciłam jakąkolwiek nadzieję i szanse na to, żeby takie było. Witamy w koszmarze, znowu. – pomyślałam, rozumiejąc już dlaczego nigdy nie mogłam po prostu zrezygnować.



*******



To, że teraz ja tu rządzę nie oznacza, że ten hotel nagle stanie się zwykłym hotelem. Muszę zachować pozory, tak jak robił to Mike. Nie miałam lepszego pomysłu. Zatrzymaj się, zawróć! Przecież to wszystko nie tak miało wyglądać. – krzyczała moja podświadomość. Miałam znowu uciekać, wiedząc że nigdy mi się to nie uda? Wciąż zachowywać się jak egoistka? Znosiłam odrzucenie przez bliskie mi osoby, ale kolejnego nie przetrwam. Wykorzystam ten chaos, moim asem w rękawie było to, że nikt oprócz zaufanych mi osób do tej pory nie wiedział, że to ja zabiłam Howarda. Chciałam, żeby tak zostało, ale Charles miał rację, nikt nie uwierzy w samobójstwo. Będą szukali winnych, a mnie na pewno też zaczną sprawdzać, ze względu na sam fakt, że przejęłam jego interes. Muszę być twarda i nie zwariować. Nie wiedziałam jak to wytrzymam, nie byłam gotowa na konsekwencje. Nie wiedziałam też jak tym wszystkim zarządzać. Liczyłam na pomoc doświadczonej Charlotte. Musiałam wyrobić sobie autorytet wśród tych wszystkich ludzi. Zdawałam sobie sprawę, że to będzie trudne. Mike cieszył się bardzo dużym szacunkiem. Każdy robił to, co do niego należało. Jak to zrobił? Odpowiedź była prosta, to strach trzymał ich w ryzach. Po spotkaniu z zarządem, w którym każdy z członków został opłacony i zastraszany przez Mike’a, oficjalnie zostałam właścicielką hotelu. Zdecydowaliśmy nie zmieniać jego nazwy, a tablicę upamiętniającą poprzedniego właściciela wywiesić przed głównym wejściem. Justin nie mógł mi w tym wszystkim towarzyszyć, ale był czujny na wszystkie niepokojące plotki na temat Howarda. Jednak miałam nieodparte wrażenie, że Justin traktuje mnie nieco inaczej, odkąd urzędnik zapukał do drzwi jego apartamentu. Oboje byliśmy bardzo zestresowani, spacerując nad przepaścią. Jeden nieprzemyślany krok i spadniemy oboje. 
Następnego dnia musiałam posprzątać gabinet Mike’a. Monique nie mogła się tym zająć, nawet nie chciała jego rzeczy. Uświadomiłam sobie, że po raz ostatni byłam tutaj wtedy, gdy wyzywałam Howarda i oznajmiłam mu, że odchodzę. Wszystkie przedmioty pozostały nienaruszone. Charlotte nie było w pomieszczeniu obok, chyba się rozchorowała. Uważałam, że to dobrze, ponieważ będę mogła wyrzucić wszystko w spokoju. Wiedziałam, że to będzie dla mnie trudne. Usiadłam na jego hotelu, wciąż niespokojna. Pachniał jego perfumami. Więc, tak czuje się szef. – pomyślałam, kręcąc się na fotelu, kiedy zrobiłam kilka obrotów i zrobiło mi się nie dobrze zabrałam się za porządki. Najpierw spaliłam w kominku elektrycznym wszystkie papiery dotyczące kobiet w piwnicy. Wyjęłam z ramki kluczyk do jednej z szuflad. Przejrzałam drżącymi palcami wszystkie akta. Nie było ani moich, ani Justina. Dziwne… Pozostawiłam tylko dane dotyczące ochroniarzy i samego hotelu, bez jego drugiej działalności. Nawet jeśli policja zechciałaby przeszukać gabinet Mike’a już nic podejrzanego w nim nie znajdą. Na koniec, z biurka ściągnęłam plakietkę z jego imieniem i nazwiskiem i wyrzuciłam ją do kosza. Zamyśliłam się i przez dłuższą chwilę wpatrywałam się w nią. Nadal nie dotarło do mnie, że on nie żyje, nigdy już nie będzie w tym  gabinecie. Żegnaj...
- Skarbie, skończyłaś już?  - usłyszałam i podskoczyłam w miejscu wystraszona.
- Justin, o mało nie dostałam zawału! Właśnie niszczę wszystkie dowody jego okropnych zbrodni…- spojrzałam na niego wilkiem. Mógłby chociaż tutaj spróbować pukać do drzwi. Obróciłam się do niego tyłem, ukucnęłam i wrzuciłam ostatni stos papierów do kominka.
- Mam dla ciebie mały drobiazg szefowo. – oznajmił, sarkastycznie wypowiadając słowo ,,szefowa.’’ Zza pleców wyciągnął plakietkę z moim imieniem i nazwiskiem.
- Jesteś uroczy, dziękuję! - spojrzałam na niego bardziej pobłażliwie. Jak zwykle wyglądał zbyt dobrze. Miał na sobie czarną bokserkę i szare dresy. Uśmiechałam się podchodząc do niego i pocałowałam go w usta. Jedną ręką podparłam się blatu szklanego biurka, aby utrzymać równowagę, kiedy jego pocałunki stały się bardziej gwałtowne, przerwałam jeden z nich, bo pod palcami poczułam tekturę. Dziwne, posprzątałam wszystkie papiery i nie widziałam wcześniej tej teczki. Tak to jest kiedy się tonie w papierach, nagle zaczynają się mnożyć. Chciałam odłożyć ją, robiąc sobie miejsce na stole, kiedy nagle wypadła z niej jedna kartka zapisana pismem Mike’a. Podniosłam ją z podłogi. Niewątpliwie był to list zaadresowany do mnie.
- Justin? Możesz mnie na chwilę zostawić samą? – poprosiłam, trzymając kartkę i siadając na fotelu, wiedząc że na stojąco tego nie przetrawię.
- Dobrze, idę na siłownię. Zobaczymy się później. Dzwoń, jeśli będziesz mnie potrzebować.- odpowiedział spokojnym głosem i ucałował mnie w czoło. Kiedy wyszedł zaczerpnęłam chwilę oddechu, zbierając w sobie odwagę, by zacząć czytać.


Jeżeli czytasz ten list, to znaczy, że mnie już z Tobą nie ma. Wiem, stałem się potworem, ale musiałem być taki jak oni. Na początku nie miałem cię w to wciągać. Jednak nie spuszczałaś ze mnie oczu, więc odseparowanie się od ciebie, graniczyło z czymś niemożliwym. Zawsze byłaś ciekawska. Nie miałaś nikogo, nie mogłem cię tak po prostu zostawić. Nie chciałem tego zrobić też ze względu na siebie.  Wiesz, jakim jestem egoistą... Specjalnie ściągnąłem tu Justina, bo wiedziałem, że on będzie w stanie być dla ciebie kimś, kim ja dla ciebie być nie mogłem. Widziałem jak na niego patrzysz. Wiesz ile razy chciałem go zabić, wiedząc, co robi z Tobą na treningach? Kiedy uciekliście nie byłem w stanie się z tym pogodzić. Liczyłem na to, że wrócisz do mnie, gdy on ci się znudzi, ale tak się nie stało. Zakochałaś się w nim, więc jak mogłaś wrócić do kogoś takiego jak ja? I pomyśleć, że na początku miał być tylko twoim ochroniarzem. Wiem, że nie zgodziłabyś się na to. Jesteś taka uparta. Nie gniewaj się, Monique o niczym nie wiedziała, podobnie jak ty. Pamiętaj, wszystko co zrobiłem, robiłem po to by żyło nam się lepiej. Zawsze Cię kochałem.

Mike

PS. Pod moim gabinetem w skrytce jest prezent dla ciebie. Kluczyk jest w wazonie, tym który stoi na marmurowej półce nad kominkiem. Skoro mnie już nie ma, mam nadzieję, że chociaż to pozwoli Ci się obronić. 




Dopiero kiedy umarł, zaczęłam go rozumieć. Wiecie dlaczego większość ludzi, którzy zostali zranieni zazwyczaj czują nienawiść? Bo łatwiej jest skupić się na nienawiści, wściekłości, czy gniewie, niż na cierpieniu, które boli. Prościej jest udawać, że wyzbyło się wszystkich uczuć, niż zmierzyć się z nimi. Ale nie jest to dobre rozwiązanie, nie wystarczy na długo. Czułam, że moje serce pęka na pół. Może to poczucie winy, które znowu powróciło, a może jednak wciąż kochałam Mike'a nie chcąc się do tego przyjąć. Nie kochałam go tak, jak kocha się chłopaka, po prostu przez tyle lat przyzwyczaiłam się do niego i był jak przyszywany członek rodziny. Może nie powinnam go zabijać? Może źle zrobiłam, bo w głębi duszy był dobrym, ale bardzo pogubionym człowiekiem?
Dlaczego doceniamy ludzi dopiero po śmierci? Bo wtedy nie są już w stanie chodzić nam po głowach, rozszarpywać naszych nerwów i w pewnym momencie nawet nam tego brakuje. Zawsze brakuje na tego, czego nie mamy lub tego, co już straciliśmy.
Nie mogłam się poruszyć, bo znowu czułam te przygniatające wyrzuty sumienia. 



- Zadam ci ostatnie pytanie, kochasz mnie? – zaczął znowu wrednie śmiać się, jakbym powiedziała coś przezabawnego.
Jeśli wciąż mnie kochał i za wszelką cenę chciał odzyskać
potrafiłabym to zrozumieć. Jeśli po raz kolejny wykorzystał mnie,
a jego celem była jak zwykle rozrywka z oglądania czyjegoś cierpienia,
powinnam strzelić bez zastanowienia.
- Kochanie, miłość to słabość, a ja słabości nie mam.- odparł rozbawiony, 
patrząc mi prosto w oczy.



Z wazonu wyjęłam kolejny złoty klucz, bardziej masywny i większy od tego, którym otworzyłam szufladę z aktami. Odsunęłam dywan. Na środku pokoju w podłodze było wejście. Otworzyłam skrzypiącą klapę  i zeszłam po drewnianych schodach na dół.
Pomieszczenie było wygłuszone i ciasne, ale w jakiś sposób przytulne i luksusowe. Bordowy fotel wyglądał na nowy, jakby nikt na nim nie siadał. Naprzeciwko niego był telewizor plazmowy. Jedna ściana była podświetlana blokami, na każdym z nich znajdowała się  kieszonka na płytę CD w kolorze złotym, idealnie pasującym do barwy światła i motywów pantery na ścianach. Mike zawsze miał wyszukany gust. Dotknęłam krawędzi jednej z płyt, która zajmowała honorowe miejsce w samym centrum. Widniał na niej napis Rachelle & Justin zapisany starannie wygrawerowanymi literami. W wgłębieniu przeciwległej ściany była dębowa szafka otwierana od dołu, o której pisał Mike. Ujrzałam duże, głębokie, czarne pudełko, ale jak na swoje rozmiary zadziwiająco lekkie. W środku było białe, otwierało się tak jak pudełka na biżuterię. W ciepłym świetle tego małego pokoju zobaczyłam błyszczący, srebrny, jeden z najbardziej drogich pistolet jaki kiedykolwiek widziałm. Na broni w pudełku wyryty był napis.


Dla mojej małej, niezależnej dziewczynki, żeby potrafiła się bronić. 


Pod spodem między krawędziami pudełka zauważyłam kawałek kartki. Wyjęłam gąbkę wypełniającą pudło z przygotowanym specjalnie wgłębieniem na broń. Moim oczom ukazały się jak się domyślałam, klucze do pozostałych szuflad w komodzie z aktami i kolejne ręczne zapiski. Z szokiem odkryłam, że dotyczą jego eksperymentu, nad którym pracował. Cała receptura była na wyciągnięcie mojej ręki. Usiadłam w wygodnym hotelu, czytając niewiele mi mówiące nazwy związków chemicznych wchodzących w skład narkotyku o nazwie White DreamerOdstawiłam notatki na miejsce, ale zabrałam broń, wsunęłam ją między pasek od spodni i zakryłam szeroką bluzką. Wróciłam na górę. Byłam pewna, że nic w tych aktach już nie jest w stanie mnie zaskoczyć. Nie wiedziałam, w jak wielkim błędzie byłam. Howard zapisywał w nich każdy dzień mojego życia od momentu, w którym się poznaliśmy. Było tu wszystko, od kiedy wstałam do położenia się spać. Streszczenie każdej drobnej rozmowy, którą przeprowadziliśmy. W moim pokoju oprócz kamer, był też podsłuch. Miał obsesję na moim punkcie. Wiedział wszystko. Wtedy, kiedy byłam z Justinem w swoim pokoju, a on nagle do niego wszedł, wiedział o tym, że jestem z nim. Mógł odsłonić zasłonę wanny i oskarżyć mnie o zdradę, jednak tego nie zrobił. Dlaczego? W co powinnam wierzyć? Kiedy mówił prawdę? Wtedy gdy oznajmił mi, że nie jest zdolny do miłości? Czy wtedy, kiedy pisał do mnie ten list, który był zupełnie sprzeczny z tym, co powiedział? Kolejne notatki mną wstrząsnęły, byłam nie tylko jego narzędziem do zabijania ale również królikiem doświadczalnym. 



Dzień pierwszy,
kolacja w restauracji, bardzo mała dawka. 
W skutek mieszania narkotyku z alkoholem, 
organizm dziewczyny reaguje normalnie. 
Nie nastąpił zgon, jedyny skutek uboczny, 
to krótkie zawroty głowy.



Pamiętam ten moment, to wtedy zaczęło mi się kręcić głowie, kiedy wracałam do sypialni Justina od Monique. Nie był to objaw wyczerpania. Bałam się czytać dalej.




Sprawdziłem na sobie reakcję z innymi narkotykami. Wynik pozytywny, odurzenie, senność i halucynacje. 
Jestem odporny.



Wtedy, kiedy go przyłapałam w jego pokoju myślałam, że o mały włos przedawkował. Gdyby nie ja, umarłby we własnej sypialni. Teraz wiem, że zrobił to specjalnie. Był tak zaślepiony i chciwy, gotowy do zamachu na własne życie w imię jakiego świństwa, które wymyślił. Nie odurzył się ze względu na mnie, nie był zraniony. Cały czas wszystko kręciło się wokół jego narkotyku. 



Dzień drugi,
urodzinowa przystawka,
tym razem podałem większą dawkę.
Wymieszałem ją z pastą. 
Organizm wykazuje większą tolerancję na narkotyk.




Dlatego był taki podekscytowany, bardzo chciał bym spróbowała ''nowej'' przystawki Barego! Pamiętam to szaleństwo w jego oczach... Powoli otwierały mi się oczy. On naprawdę był psychicznie chory. 




18 października
Podałem jej narkotyk w whisky przed zabiciem Larissy.
Jej zdolności poznawcze zostały nienaruszone. 
Idealnie wymierzony strzał prosto w pień mózgu.
Podpisałem umowę z Black Dope, przez nich odkryłem, 
że z ich popisową wódką 
 wzbudza nietypowe halucynacje.




Mike nie wiedział, że po tym wylądowałam w szpitalu. To jego nowy narkotyk z narkotykiem w wódce spowodował, że straciłam przytomność. Justin wiedział co robi, zabierając mnie do lekarza. Nie mogli niestety zidentyfikować substancji, która to spowodowała, ponieważ była jego nowym narkotykiem! 




24 października
Sprawdziłem reakcje z alkoholem i ekstazą, 
podałem jej truciznę, 
oprócz zaczerwienionych oczu i rozszerzonych źrenic, 
kaszlu i duszności, kontaktuje normalnie. 
Po ataku brak skutków ubocznych. Zemdlała. 
Cierpi, ale ani narkotyk, ani trucizna
 nie jest w stanie jej zabić.




Te zawroty głowy, kiedy było mi niedobrze w samochodzie, kiedy poczułam się słabo po tym, jak wróciłam z piwnicy od Larissy, duszności, za każdym razem kiedy kręciło mi się w głowie, senność, wymioty, znów zawroty głowy w Black Dope… Nie mogłam złapać oddechu. Testował na mnie ten swój eksperyment, za każdym razem byłam blisko śmierci i nawet nie miałam o tym pojęcia! Spojrzałam jeszcze raz na list, który ten łajdak mi zostawił. Mój wzrok zatrzymał się na jednym zdaniu.,, I pomyśleć, że na początku miał być tylko twoim ochroniarzem.’’ Ogarnęła mnie wściekłość tak wielka, jakiej dawno nie czułam. Rzuciłam teczkę na podłogę. Mike dotrzymał obietnicy, wyjaśnił mi wszystko. 



******


- Dlaczego nigdy nie powiedziałeś mi, że jesteś moim ochroniarzem?- wtargnęłam na salę gimnastyczną, kiedy on podnosił ciężary. Był sam. Dezorientowała mnie jego naga, spocona klatka piersiowa. Oblizałam usta. Ten to ma zawsze szczęście…
- Skąd wiesz? 
- Czy to ma jakieś znaczenie? Wiem. Odpowiedz mi na pytanie.- warknęłam na Justina, zakładając ręce na piersi.
- Nie mogłem ci powiedzieć. Teraz nie ma sensu do tego wracać. Nie chciałem byś myślała, że troszczę się o ciebie z obowiązku. Poza tym gdybyś wiedziała, że nim jestem, robiłabyś wszystko, żeby się mnie pozbyć. – odwrócił ode mnie wzrok.
- Ach, więc lepiej było zostać moim seksualnym prześladowcą, żebym robiła wszystko by się ciebie pozbyć?! – podniosłam ton głosu, opuszczając na niego ciężar, który zręcznie przyjął. Stęknął, zostawił sztangę, usiadł prosto i nareszcie na mnie spojrzał.
- Nigdy nie przyszło ci na myśl, że sama nazwa ,,trener uwodzenia’’ beznadziejnie brzmi? – zapytał unosząc brwi. Tak, od samego początku uważałam to za absurd, ale gdy ludzie wokół ciebie zdają się temu nie dziwić, w pewnej chwili uwierzysz w największą głupotę i nie zobaczysz w tym nic nadzwyczajnego. Czasami kłamstwa wydają się być bardziej wiarygodne niż prawda. Oszczędzając sobie nerwów, rzuciłam moje akta na jego kolana. W ciszy zaczął je przeglądać.
- Wiesz co jeszcze? On faszerował mnie tym swoim narkotykiem! Nie wiem jakim cudem jeszcze żyję… - wypuściłam powietrze z ust, odgarniając włosy z twarzy i usiadłam obok niego wpatrując się w czubki moich butów. Nie wiem, czy do końca dotarło do niego to, co powiedziałam, ale nie wydawał się zaskoczony na tyle, na ile powinien być..
- Wiesz co to znaczy? Prawdopodobnie jesteś jedyną osobą na świecie, która jest odporna na ten narkotyk.  




__________________________________________________

Wcześniej nie wspominałam Wam o tym, ale moje opowiadanie
jest również dostępne na Wattpadzie.
Muszę przyznać, że chyba jestem zbyt przyzwyczajona
do Bloggera i wiele w Wattpadzie mi rzeczy przeszkadza, 
ciężko również mi go trochę ogarnąć. 
Jeśli ktoś ma konto i chciałby pogłosować, pokomentować, albo woli 
Wattpada od Bloggera to proszę bardzo. 
PS. Jeśli też ktoś go całkowicie ogarnia i chciałby mi pomóc
to niech się zgłosi. :)
Tym razem poinformowałam wszystkich o nowych rozdziałach.
Dostałam weny w idealnym czasie, przed sesją. 
Z tym rozdziałem widzicie, że wszystko nabiera sensu.
Mam nadzieję, że o niczym nie zapomnę.



Cudowna okładka na wattpada zrobiona przez @luv_my_harex
Zapraszam do obejrzenia jej innych prac: 
Jak myślicie, dziewczyna z okładki pasuje do Rachelle?


Jestem ciekawa czy podobał się Wam rozdział 
no i zostawcie komentarz, a potem szybciutko
przejdźcie do kolejnego rozdziału.
Małym maratonem chciałam Wam wynagrodzić te wszystkie miesiące
ciszy, w których szczerze mówiąc nie bardzo szło mi pisanie.



2 komentarze:


  1. nie dostałam powiadomienia o rozdziale, ale to nic ♥
    No i całkiem bardzo dobrze ogarniam wattpada :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dlatego, że nie jesteś na liście, albo zmieniłaś adres tt ;) Podaj mi swoje tt jeśli masz <3 A i jeszcze wiedz, że to dzięki Tobie dostałam kopa do pisania, mnasz trzy rozdziały w jeden dzień ;p

      Usuń