Strony

niedziela, 5 maja 2013

Rozdział 7





Nigdy nie miałam domu. Tutaj przynajmniej miałam swój pokój. Jednak, czy można nazwać domem to miejsce?  W tym ogromnym hotelu było tysiące pomieszczeń, o których nie miałam pojęcia. Działy się w nich okrutne rzeczy. Horror przy tym, byłby tylko niewinną komedią. W rzeczywistości wszystko jest gorsze, bardziej wyraziste. Pytanie nasuwało się jedno: Dlaczego ludzie to robią? Odpowiedź zawsze ta sama: Pieniądze, to one lub ich brak zmusza nas do czynienia zła. Mimo wszystkich starań, to nigdy się nie zmieni. To właśnie one rządzą światem i bez nich nie jesteśmy stanie nic zrobić.
Myślałam o wczorajszej misji. Przed oczami stanęła mi twarz jednego z mężczyzn obecnych w budynku. Dopiero teraz dotarły do mnie szczegóły. Ten człowiek, który krzyknął, że ktoś chce go zabić.. . Ta twarz nie dała mi spokoju, była tak znajoma. Coś mi nie pasowało. Jaki błąd popełnił Justin? Co mu zrobił? Nie wiedziałam jak wyciągnąć od niego te informacje. Miałam swoje sposoby oczywiście, ale on był na nie odporny. Nie był głupi – to musiałam przyznać od początku. Natomiast ten człowiek, czemu Justin go zabił? Chociaż.. nie byłam pewna czy rzeczywiście to zrobił... Co jeśli jeszcze żyje? To ja miałam się zająć zwracaniem uwagi. Moje przemyślenia przerwał strażnik pukający do drzwi.
- Pan cię woła. Pokój 303.-  rzucił mi klucze do pokoju. Zręcznie je złapałam i dopiero gdy wyszedł parsknęłam śmiechem. Pan? Może jeszcze król? O moi wielcy poddani! Zaczęłam insynuować jakieś ukłony. Po chwili stwierdziłam, że to co robię jest głupie, dziwne i troszkę dziecinne. Spojrzałam na klucz i poszłam na spotkanie z Mike’iem. Zacisnęłam zęby i przeszłam przez korytarz otoczony mężczyznami w czarnych kombinezonach. Otworzyłam drzwi pomieszczenia z numerem 303, czując dreszcze zaniepokojenia rozlewające się po moim ciele.
Mike był nieprzewidywalny mogłam usłyszeć, że mnie zabiją, wysyłają do innej mafii, albo zostawiają na lodzie. Zginęłabym na ulicy. Byłam całkiem zależna od Mike’a.
- Skarbie. – powitał mnie głos przesączony przesadą, ale dziwnym było to, że jego uśmiech wydawał się szczery.
- Do rzeczy, czego ode mnie oczekujesz?
- Pamiętasz, gdy byłaś taka dociekliwa? Cóż, twoje modły zostały wysłuchane.- na początku nie miałam bladego pojęcia o czym on do mnie mówi. - Ta dociekliwość mnie zawsze w tobie fascynowała. Chce wiedzieć wszystko, a można ją zranić małym palcem. Doprawdy niezwykłe.-  uśmiechnął się szerzej, zacierając ręce. Potem podszedł do mnie i dotknął mojego policzka ciepłą dłonią. Nawet się nie poruszyłam, tylko zagryzłam wargę, czekając aż jego palce zostawią moją twarz.
- Czego się dowiem? - byłam bardziej śmiała niż bym się spodziewała. Tak, zdecydowanie. Nie powiem, że przestałam się bać, ponieważ głęboko w środku wszystko we mnie ściskało się w jedną papkę. Koszmarne odczucie, którego nie wolno mi było okazywać. Mafia to silni ludzie, nie ma tu miejsca dla słabych. Mike z pokerową twarzą zaprowadził mnie do podziemi zamku. Dwóch mężczyzn pilnujących drzwi skinęło na jego widok głowami. Otworzyli nam wielkie, solidne, kuloodporne drzwi. Spodziewałabym się wszystkiego, ale nie tego, co zastałam. Nikt nie chciałby kiedykolwiek napotkać taki widok. Wreszcie zrozumiałam po co mnie tu przyprowadził.
- Dzisiaj zaspokoję twoją ciekawość.- byłam przerażona i zszokowana.- Pewnie to nie jest to, co chciałabyś zobaczyć.- odczytał z wyrazu mojej twarzy. Gdy tylko skręciliśmy w lewo zobaczyłam klatki. Klatki dla ludzi. Nie, same żelastwo nie zdołało mnie wystraszyć. W klatkach były kobiety, po ich prętach ciekła świeża krew. Kapała na ziemie. Myślałam, że zemdleję, słyszałam jak krew opada na podłogę. Kobiety były wychudzone, pobite, pokaleczone, posiniaczone, rozczochrane, zgwałcone i nagie. Nie mogłam na to patrzeć. Te wystające kości, to ośmieszenie. Byłam pewna, że skończę tak samo. Przecież te dziewczyny musiały być w przeszłości śliczne. Zakrywały oczy od rażącego je światła. Żyły w ciemnościach. Widziałam każdą kość ich marnego ciała, jej kształt. Obok stały wiadra i pusta butelka po wodzie. Przy mnie stał sprawca tych okrucieństw. Żałowałam, że chciałam to wiedzieć... Brunetka z oparzoną twarzą podeszła do krat i cichym szeptem - ponieważ nie mogła wysilić się nawet na kilka słów, skierowała przygłuche słowa w moją stronę.
- Uciekaj! Nie daj się w to wciągnąć.- jej wargi trzęsły się. Podszedł do niej strażnik i z całej siły uderzył ją w twarz. Upadła na podłogę i już się nie podniosła. Na końcu pomieszczenia był kolejny sektor pełen białych prześcieradeł. Nie, tylko nie to.
- Czy to? - wyjąkałam drżącym głosem.
- Tak.- powiedział zadowolony. Za tym pomieszczeniem były kobiety, które z wycieczenia umarły. Chciałam krzyknąć, ale nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Należałam do osób, którym nie trzeba było dużo mówić, aby dopowiedziały sobie resztę. Obok zauważyłam blondynkę, która w tamten dzień misji była partnerką Mike’a. Patrzyła na mnie i na niego z bólem. Mimo, że jej nie lubiłam, nie zasłużyła na to. Miałam racje – Mike ją zostawił. Spoglądała na mnie skulona w kącie w jednej z celi. Jakbym to ja była wszystkiemu winna. Wtedy nikt nie musiał mi nic mówić. To on jej to zrobił. Wybiegłam stamtąd. Mnie czekało to samo.
Kiedy wróciłam do pokoju rzuciłam się na łóżku zaciskając palce na białej pościeli. Usłyszałam, że drzwi się otwierają.
- Idź stąd! Wyjdź! Muszę to przemyśleć.- powiedziałam słabo, z góry stawiając, że nici z moich próśb. W mojej głowie pozostawały straszliwe obrazy i wspomnienia, które tylko utrudniać mi będą życie. Od teraz.
- Ale to tylko ja.- odezwał się mój wybawca ,,trener.’’
- Jedno i to samo. Spieprzaj.- warknęłam rozgoryczona.
- Ty płaczesz? – podszedł do mnie i zamknął za sobą drzwi.
- Trenujesz te swoje wieśniackie aktorstwo? To nie ja powinnam mieć trenera tylko ty!
- Nie, po prostu pracujemy razem. Chyba mam prawo ci pomóc... - naprawdę nie wierze, że to ten sam człowiek. Przypominał mi tego kogoś, kim był pierwszy raz w klubie. Potem się na nim zawiodłam.
- Jak już wyjdziesz nie zapomnij swojego wielkiego ego.- podszedł do mnie i pogłaskał po głowie. Było mi lepiej, ale moje formowanie dumy przez tyle lat nie pójdzie na marne.
- Weź tą łapę i wynoś się stąd. Nie mam ochoty na twoje teściki. Poza tym mieliśmy już trening, a poza treningiem nie możesz mnie dotykać. – po tych słowach, wywaliłam go za drzwi, aby samotnie delektować się każdą minutą ciszy. 


 

Znała każdy kąt tego koszmarnego miejsca. Siedziała w kącie patrząc na swoje malutkie palce. Oczy miała mądre i ciekawe świata. Próbowała zachowywać się jak koleżanki w jej wieku. Jednak nie potrafiła. Widziała ten horror. W głowie ciągle miała krzyki odbijające się echem od ścian. Wracała do domu babci. Na rogu z piekarnią z gorącymi rogalikami z czekoladą, poczuła, że ktoś szarpie za jej brązowe, długie włosy. Jeszcze nigdy ich nie obcinała. 
- Cichutko. Nie chcesz dołączyć do tatusia? - serduszko biło jej coraz szybciej i mocniej. Próbowała się wyrwać. Czując na sobie silne ręce, których dotyk nie sposób było nie pamiętać, straciła przytomność. Ciemność to jedyne, co ochraniało ją od samotności. Złowieszczy śmiech i narastający ból. Nic. Koniec. Cisza. 






Wyobraziłam sobie scenę, w której żona przychodzi do domu i przyłapuje swojego męża na zdradzie. Ten natomiast uświadamia jej, że prowadzi podwójne życie i jest trenerem uwodzenia, a kobieta w jego łóżku jest jego uczennicą. ,, Ale kochanie, my tylko razem pracujemy.’’ – mówi błagalnym głosem, bojąc się, że ta zażąda rozwodu. Śmieszyło mnie to. Czemu moje życie nie może tak wyglądać? Sielanka i proste problemy. 
Zastanawiałam się czy to kiedykolwiek się skończy. Jest środek tygodnia, a Mike wymyślił sobie misje. Kto to jest moim partnerem? Oczywiście, że musi nim być nie kto inny jak Pan-Ja-Wszystko-Wiem-Lepiej. 
- Witam.- ucałował mnie w rękę.
- Nie wysilaj się. Na razie nie masz widowni. – warknęłam wsiadając do terenówki. 
- Jemu nie jest potrzebna.- mruknął pod nosem i poszedł w moje ślady. Obróciłam głowę, a tam stał Mike. 
- Wiecie co robić? – zapytał wciskając głowę przez okno do samochodu i przyssał się do mnie.- Grzeczna dziewczynka, no to powodzenia. Widzimy się za trzy dni. – uśmiechnął się do mnie, klepnął dłonią karoserię i samochód wyjechał powoli z podjazdu.
- To jest żałosne.- oznajmił podkreślając każde słowo. 
- Tak? Powiedz mu to, w końcu to twój szef.- założyłam dłonie na piersi. Zauważyłam, że zawsze musiał mnie doprowadzać do gestów, które powstrzymują mnie żebym go nie udusiła. 
- Nie widzisz jak on się zachowuje? Naprawdę taki układ ci pasuje? On cię bije, całuje i traktuje jak rzecz. Nie mów mi, że tego jeszcze nie zauważyłaś.
- A ty będziesz teraz udawał mojego przyjaciela? - zapatrzyłam się w okno, żeby tylko nie patrzeć w jego oczy.- Przestań mnie sprawdzać.
- Ale ja nic nie robię. – uśmiechnął się. 
- Taaak. Nie patrz się na mnie w ten sposób. – byłam drażliwa i nic na to nie poradzę. Jestem kobietą. 
- W jaki sposób? – zapytał z kaprysem na twarzy.
- W ten sposób, w który teraz patrzysz. – zaczęłam wymachiwać rękami.
- Sama widzisz to, co chciałabyś widzieć. – wyszczerzył zęby. 
- Będziesz zgrywał psychologa i sypał filozoficznymi mądrościami? Jak widzisz nie mamy tu kozetki, więc skończ.
- To do ciebie pasuje.- odparł. Czy ludzie nie mogą rozmawiać normalnie? Znaczy układać logiczne i poprawne zdania? Błagam, czy to takie trudne? 
- Że niby co?
- Zadziorna, słodka i delikatna.- właściciel kuszącego głosu przesączonego nadmiernym pożądaniem, uśmiechnął się do mnie promiennie. Następnie dotknął mojego kolana.
- Zamknij się i wyciągnij swój umysł z łóżka.
- Niemożliwe z tobą obok.
- Udawaj, że trzymam pistolet i mam cię na celowniku.- zgorzkniała oddaliłam się przyklejając swoje ciało jak najbliżej drzwi i przyciemnianej szyby. Gdy wreszcie trafiliśmy na miejsce (a podróż była niezwykle przyjemna, bo żadne z nas już się nie odzywało) zostawiłam swoją torbę w bagażniku. Jutro mieliśmy przekraczać granicę. Po południu czekało mnie ważne spotkanie. 




_________________________________________

Miało być więcej za co mnie zabijecie, ale stwierdziłam, że to podzielę.
Przed wami Rozdział 8, który będzie dłuższy. 
Niestety wiadomość jest taka, że dodam go na pewno w weekend, 
bo wyjeżdżam na wycieczkę i mnie nie będzie xD 

Jeżeli macie jakieś pytania, 
chcecie ze mną pogadać, popytać, coś zasugerować 

to mój Twitter @biebstouch

Zapraszam na nowego bloga cudownej dziewczyny, 
która stworzyła ten  nagłówek  
No a tak ogólnie, to mam dla was na pocieszenie to:






Bardzo dziękuję, za komentarze to naprawdę miłe, 
że chcecie to czytać. Cieszę się z każdego z osobna i mam nadzieję,
 że do następnej będę miała dużo do czytania xD 

Naprawdę, to mi pomaga dodaje chęci bym pisała nowy rozdział
i nie czuje, że pisze tylko tak sobie, a nikt mnie nie słucha xD
No... można tak powiedzieć.. ale wiecie o co chodzi. 
Nie bójcie się, nie gryzę. Komentujcie ;p 



8 komentarzy:

  1. o kirde jezeli w 8 będzie sie działo to już nie moge sie doczekać szkoda ze dopiero w weekend ale i tak bede czekać z niecierpliwością uwielbiam to opowiadanie #loffff

    OdpowiedzUsuń
  2. O jezu, znalazłam to opowiadanie dzisiaj i dosłownie mnie wciągneło *-* zasługujesz na duuużo komentarzy. Naprawdę dużo :) relacje justin-rachell są zawsze dla mnie takie świetne, że zazwyczaj nie mogę sieich doczekać. I kurcze oni wyjechali na 3 dni o; następny rozdział musi być mocny ;) czekam z niecierpliwością na 8. Masz ogromny talent @whitegoody

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurcze. Jeszcze żaden twój rozdział nie wywołał we mnie takich uczuć. No przejęłam się. Przejęłam się losem tej dziewczyny, jakby to było naprawdę. Mike zamierza zrobić z nią to samo co z tamtymi dziewczynami? On jest jakimś nienormalnym psychopatą. No naprawdę, wcześniej jakoś nie wywołał we mnie takiego oburzenia, jak teraz. Jego postaci nienawidzę nie od dziś, ale teraz jakoś jeszcze bardziej. On jest...czy w ogóle istnieje takie słowo, które określa jego postawę, osobowość, osobę? No do cholery. Na pewno nie można go nazwać człowiekiem. To potwór. Potwór z ludzkim wyglądem. Takie określenie może być, pasuje mi. Chociaż i tak zasługuje na jeszcze gorszą nazwę, której niestety nie jestem w stanie wymyślić. Ale wytłjmacz mi...czemu Rachell go nie rzuci? Czemu ona nie chce skończyć z nim i z tym całym piekłem? Po co siedzi w tym gównie? Kurde, boję się, że coś może się jej stać. To znaczy niby jest Justin, ale kto wie co mu do łba strzeli. Jejku, przecież mogłaby się stamtąd wyrwać, pożegnać te chore życie i przywitać nowe, normalne. Wolałabym mieszkać na ulicy niż przebywać w tym samym budynku z takim CZYMŚ. Nawet jeśli jest tam mnóstwo odzielnych pomieszczeń. Przerażasz mnie. Naprawdę. Ale w pozytywny sposób. Twoje opowiadanie jest inne. Jejku, inne w tym przypadku znaczy lepsze. I zgadzam się z little_girl, zasługujesz na wiele, wiele więcej komentarzy. Miliony tysięcy. Kurde, no. Wstrząsnął mną ten rozdział, nie spodziewałam się. I co działo się w jej przeszłości, dzieciństwie? Tyle pytań...Ona musi uciekać. Musi. Zaraz wyjdę z siebie. Poważnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bosz... Jak Ty pięknie dobierasz słowa... *.*
    Uczyć się od Ciebie to przyjemność. <3 Nie dziwię się Rejczel... Ja bym chyba jelita wysrała jak bym miała siedzieć w takim... budynku? Bo domem rzeczywiście nazwać tego nie można! x.x
    Bądź eko tak jak Eko! XD
    Taaa... Nic nie mów. :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Boże nie wierzę...Po prostu zaczęłam ryczeć czytając o losie tych biednych kobiet! Nie mogłam uwierzyć w to co czytałam! Przecież to nie możliwe żeby tacy ludzie jak ten potwór i psychol Mike istnieli! Jak pomyślałam, że taki los może spotkać Rachel to aż mnie coś ścisnęło w środku;'( Jezu czemu ona nie może tego skończyć? Uciec? Ja bym się chyba zabiła, jeśli miałabym żyć w czymś takim... To jest po prostu przerażające! Mam ogromną nadzieję, że takie rzeczy nie dzieją się w rzeczywistości...A ten głupek Justin tylko dobija Rachel, mam go dość, tak jak wszystkiego w tym opowiadaniu! Nie wierzę, że Rachel jest taka głupia i zaślepiona! Jeśli ona jeszcze choć jeden raz śmie się zastanowić czy Mike ją kocha to normalnie nie ręczę za siebie!

    OdpowiedzUsuń
  6. Mnie to opowiadanie troche przeraża ale nie moge się od niego oderwać tak na marginesie spoczko rozdział

    OdpowiedzUsuń