Strony

czwartek, 13 czerwca 2013

Rozdział 10






- Poznajesz? To twój wujek. Nowy wujek. Podejdź bliżej się przywitać.- ciepło sztuczny ton trafił do jej uszu. Czy nie powinien być kojący? Normalny. Ciepły. Czemu czuła, że te słowa symbolizują niepokój?
- Skarbie.- powiedział zniecierpliwiony głos. Ten sam, ale bardziej groźny. Dziewczynka powolutku kierowała się do korytarza. Wtedy rozpoznała go. Ciemny, czarny płaszcz, szary szalik. Chciała krzyknąć, ale usta zastygły jej w bezruchu, a w gardle wylądował kamień. Przerażone, wielkie, błyszczące i bystre oczka patrzyły na człowieka, który właśnie przeszedł próg jej domu. Jedyne miejsce, gdzie czuła się bezpiecznie i do którego miał nigdy nie dotrzeć. Małe serduszko niewinnego dziecka połamano na kawałeczki, aby potem móc je wyrwać.


Byliśmy tuż przed wejściem. Wszechobecna mgła ograniczała nam pole widzenia. Powietrze przesiąkało dymem papierosów i ziół. Przez całą drogę próbowałam się czymś zakryć. Ale co chwile, gdy zdążyłam już to zrobić i byłam zadowolona z rezultatów, zasłaniając wielki dekolt czarnym swetrem Justin musiał wyciągnąć swoją łapę i z powrotem go odkrywać. Moje mrożące spojrzenia skierowane w jego stronę, były nieskuteczne.
- Odczep się! - warknęłam w końcu.
- Bądź seksowna. Nie masz być szarą myszką. – oświadczył mój wszechwiedzący trener.
Udałam, że tego nie słyszę. Kiedyś go zabije, kiedyś go zabije.. powtarzałam sobie. Za nami szedł Jev. Monique siedziała w samochodzie kilka przecznic dalej. Wpatrywałam się w chodnik. Nagle dostrzegłam jakąś ciemną kulkę zmierzającą w naszą stronę. Kiedy ta ciemna kulka wylądowała na bucie Justina dostrzegłam, że w istocie jest ona szczurem wielkości mojej pięści. Mój trener szedł zadumany. Wyglądał tak jakby przez chwile znalazł się w jakieś równoległej rzeczywistości.  Bardzo pewnym krokiem prowadził nas do klubu Red Blood. Byliśmy w Cleveland, na zachód od Nowego Yorku. Ponieważ najlepsze kluby znajdowały się w starych dzielnicach, stwierdziłam, że widok szczura nie powinien go zdziwić.
- Skarbie, lubisz gryzonie? – szepnęłam słodko. Wyczuł podstęp. Patrzył na mnie przez chwile, zdziwiony i zdezorientowany.
- Lubię. - rzekł bez cienia ufności. Był czujny, jakby przewidywał, że nie zadałam tego pytania od tak. Głupi nie był, miał tylko chwile rozdwojenia jaźni i męskiej dziecinności... poza tym nic. No, oprócz tego że był strasznie irytujący i miał wielki talent do wkurzania innych.
- Oh, to świetnie się składa, bo właśnie jeden siedzi ci na nodze.- powiedziałam z wymownym spokojem, najnormalniej w świecie. Gdy wreszcie zobaczył co siedzi mu na nodze, na jego twarzy wymalowało się przerażenie pomieszane z szokiem, a jego źrenice były w tym momencie tak wielkie jak pięciozłotówki.- Patrz, wygląda jak szara myszka, ale troszkę większa. Troszkę.. Justin nic nie mówił, osłupiał z wrażenia. – Zapoznajesz się ze swoim nowym zwierzątkiem? -  mało brakowało, a nie pęknęłam ze śmiechu.
- Tak jakby. - Już wiem co zrobię! Kupię sobie szczura i za każdym razem, kiedy będzie chciał się do mnie zbliżyć pomacham mu szczurkiem przed oczami. Może mu się odechce i już przestanie mnie nękać… Ale czy ja rzeczywiście chcę żeby przestał?
- Nie lubisz szczurów?
- Tak jakby.- powiedział melancholijnie wgapiony w gryzonia zamiast go strzepnąć z buta. To może jakiś szczur hipnotyzer? Chcę mieć takiego na własność! – Ale nie żebym się ich bał.- dodał wyrwany z transu.
- Kłamiesz?
- Tak.- jego przerażanie nie ustępowało. Spojrzałam na Jeva. On również nie mógł od niego oderwać wzroku.
- Co z wami zakochaliście się w tym szczurze czy jak? - powiedziałam, nie kryjąc irytacji.
- Co, co? - powiedzieli razem potrząsając głowami. Obdarzyli mnie szybkim spojrzeniem i znowu wrócili do futrzaka. Zapamiętać: Dla facetów bardziej atrakcyjny jest szczur siedzący na czyimś bucie, niż jakaś skąpo ubrana dziewczyna. Zastanawiam się ile będziemy tak stać… a czas leci. 
- Litości. Strzepnij to coś i idziemy! - warknęłam zauważając podejrzanych typów przy głównym wejściu.
- Ktoś nas obserwuje.- szepnął poważnie Jev, zerknął na Justina, któremu szczur wchodził po nogawce spodni. - Błagam tylko nie krzycz.-  dodał gdy ten otwierał już usta. Justin kopnął szczura. Wylądował gdzieś z boku odbijając się od ściany budynku z powrotem na ziemie koło metalowej rury odprowadzającej deszcz. Jev spojrzał na mnie z miną ,,Poważnie? On zawsze taki jest?’’
- Dlatego wole ciebie za partnera, niż tę ciotę.- oświadczyłam i oddałam mu blefujący uśmiech.
- Ciota? - powtórzył łapiąc mnie za kołnierz bluzy.- Słońce, uważaj co mówisz.- syknął.
- Ej, ej zostaw ją.- rozkazał Jev groźnym tonem.
- Zamieniasz się w Mike’a czy mi się tylko wydaje? - powiedziałam patrząc mu głęboko w oczy. Puścił mnie.
- Przeproś.- Jev szarpnął go za rękaw.
- Odwal się. – warknął w odpowiedzi i włożył ręce do kieszeni.
Kiedy Jev i Justin podeszli do facetów przy wejściu ja wolałam się trzymać z tyłu. Po co mam narażać siebie skoro oni są tutaj ze mną i to oni mają jaja, to właściwie po co mam się tam wpychać? Powinni sobie poradzić.
- Jazda stąd, to nie miejsce dla was.- powiedział jeden paker, który sądząc po wyglądzie był z nich najważniejszy.
- Pozwól, że my o tym zadecydujemy.- warknął Justin i chwycił za klamkę od drzwi.
- Powiedziałem coś. Mnie się nie ignoruje.- podkreślił ostrym tonem głosu.
- Naprawdę? Jak widzisz on to zrobił..- wtrącił Jev, uśmiechając się złośliwie. Jeden chłopak z obstawy naszego nowego znajomego chwycił za łokieć Justina, odrywając go od klamki. Justin błyskawicznie zablokował jego ruch, bo wiedział co tamten chce zrobić.
- Hmm nie jesteś jakimś gówniarzem.- przyjrzał się Justinowi uważnie. – Wyglądasz mi na glinę.- mruknął. Przez oczy Justina przeszedł niespodziewany błysk. Dostałam gęsiej skórki.
- Musisz być naprawdę ślepy.- odparł, patrząc na niego groźnie. Dostał w krocze. Jęknęłam. Miałam nadzieje, że to nie skończy się tak, jak się tego obawiałam. Dopiero teraz cała reszta raczyła mnie zauważyć za plecami Jeva.
- Młoda wchodzi, wy nie.- otworzyłam szeroko oczy. Jev skinął głową dając mi znak, że mam iść i ich zostawić. Przepchnęłam się nie spoglądając na żadnego z nich. Gdy już przechodziłam przez próg, szef tej całej trójki klepnął mnie w pośladek. Wciągnęłam gwałtownie powietrze, zaskoczona, ale ani razu się nie obróciłam. Gdyby nie był tak napakowany złamałabym mu tę rękę z przyjemnością. Zanim całkiem zniknęłam w tej ciemności, kłębiącego się dymu i krzykami pokrywającymi się z klubową muzyką usłyszałam Justina.
- Łapy przy sobie! - warknął zaborczo. Chwilę później trzymali go i wyginali ręce do tyłu. Byłam trochę zdezorientowana, ale z powrotem obróciłam się schodząc po stromych schodach. Muzyka stawała się coraz głośniejsza. Postanowiłam usiąść na jednej z czerwonych kanap i na nich poczekać. Co chwile spoglądałam w stronę wejścia.
- Co taka piękna dziewczyna robi w takim klubie jak ten? - usłyszałam zza pleców. Obróciłam się, chcąc spojrzeć na tego kogoś w taki sposób, żeby odechciało mu się przystawiać do jakiejkolwiek dziewczyny w tym klubie. Niestety musiał już usiąść obok mnie. Bo jakby nie usiadł nie nazywałabym się Rachelle Roberts. Ten mój cholerny urok osobisty… Nienawidzę go.
- Cóż, może nie miała pomysłu na życie? - odpowiedziałam, nawet nie obdarzając go jakimkolwiek spojrzeniem. Cały czas obserwowałam drzwi, przez które niedawno weszłam.
- Nie wyglądasz na taką.- odparł.
- A to pech. Idź pobaw się z tymi lalami za barem.- wskazałam na dziewczyny stojące obok barmana z drinkami w rękach.
- Ale ja chcę bawić się z tobą.- No nie. W tej chwili musiałam na niego spojrzeć. Był to chłopak o kasztanowych włosach uczesanych w nieładzie. Miał wystające kości policzkowe i ciemnobrązowe oczy. Posłałam mu najbardziej odrażające spojrzenie jakie znam, ale on nieugięty kontynuował swoje kolejne podejścia. Zachowywał się, jakbym wcale nim nie gardziła, wręcz przeciwnie, jakbym się do niego przyklejała i robiła maślane oczy. Czy można jeszcze bardziej protekcjonalnie? Może tak jasne ,,spierdalaj’’ coś podziała?
- Okej, nie jesteś w humorze. Może ja zacznę… Mam na imię Slade.- to, że nie jestem w humorze powinno mu zapalić czerwoną lampkę nad tą jego czupryną i powiedzieć mu, że ma odejść jak najdalej ode mnie. Zignorowałam go, odwracając swój wzrok z powrotem do drzwi.- W porządku, może gdybym postawił ci drinka, zaczęłabyś się normalnie odzywać? - zapytał.
- Kup i próbuj dalej.- odpowiedziałam. Dlaczego miałam tracić szanse na darmowego drinka? Gdy odszedł w kierunku barmana wydusiłam z siebie lekkie parsknięcie. Tak, jestem zwyczajna. Jeden drink mi wystarczy i będę jego. Pewnie. No to się przeliczył. Z drugiej strony, nie wiem co dzieje się z Justinem… no i oczywiście Jevem. Nie wiedziałam ile zajmie im załatwianie tej sprawy i nie miałam bladego pojęcia, kiedy wrócą. Jeżeli sobie jeszcze poczekam i będę musiała się męczyć z tym całym Sladem jeden drink na uspokojenie nie powinien mi zaszkodzić…  Poczekałam, aż wrócił z kolorowym napojem.
- Teraz powiesz jak masz na imię?- odpowiedział pewny siebie, wzięłam od niego drinka.
- Mam nadzieję, że nie dosypałeś mi tam czegoś.- zerknęłam na niego kontrolując jego wyraz twarzy.
- Nic. Przysięgam.- powiedział i wzniósł ręce do góry w obronie.- No to jak cię zwą brązowooka?
Myślałam, że się uduszę. Boże, ratuj… O posłuchał... Dziwne, że tak szybko. Wyciągnęłam z torebki telefon przykładając usta do szklanki z zimnym drinkiem i sprawdziłam jego smak. Slade nie kłamał, wszystko było z nim w porządku. Odczytałam SMS:


TERAZ, ŁAZIENKA… WIESZ JAK TRAFIĆ?


Mógłby to być każdy, bo numeru nie znałam, ale po pytaniu stwierdziłam, że to Justin. Serio? Boże? Nie mogłeś inaczej? Prosiłam tu o ratunek.. a ty mi tutaj ściągasz mojego trenera… Nawet Bóg jest przeciwko mnie. Ale tak właściwie byłam mu wdzięczna, że uwolnił mnie od Slade'a. Nie mówię, że mu za to podziękuję, ale poczułam ulgę.
- Moje imię nie powinno cię obchodzić.- odpowiedziałam oschle na jego pytanie.
- Dlaczego?- zapytał zmieszany.
- Cóż, niektóre rzeczy, są zbyt niebezpieczne, żeby je poznać. – syknęłam, dopiłam drinka i postawiłam go na stoliku. Natomiast Slade'a, zostawiłam osłupiałego na kanapie. Odprowadził mnie wzrokiem, aż nie znikłam mu za ścianą. Weszłam do toalety. Sprawdziłam wszystkie kabiny. Były puste. Rzuciłam się na drzwi, pokombinowałam z zamkiem i udało mi się wreszcie zamknąć je na amen. Odetchnęłam głęboko. Nie miałam zbyt wiele czasu. Zorientują się, że ktoś zepsuł zamek i zleci się tu ochrona. 
Coś walnęło. Brzmiało jakby ptak rozbił się o szybę. Wystraszyłam się... Był to mój przecudowny trener, który uwielbia doprowadzać mnie do zawału. Kiedy wślizgnął się przez okno do środka spojrzałam na niego wymownie.
- Naprawdę, nie wiem dlaczego tak upodobałeś sobie łazienki. W dodatku damskie.- syknęłam po cichu, wpatrując się w niego. Dziwiło mnie to, że wyglądał jakby nikt go nie dotknął. Kiedy stałam przy drzwiach razem z nimi kilka minut temu, zapowiadało się na porządną bójkę.
- Tak i dziwnym jest to, że zawsze jesteś w nich ty. – dokończył za mnie z szyderczym uśmiechem. Jeju jak ja go nienawidzę… jest tak fascynująco wkurzający.
- Gdzie jest Jev?- zapytałam wychylając się, aby spojrzeć przez otwarte okno. Myślałam, że idzie za Justinem.
- Zostali z nim. Tylko mnie puścili.- powiedział.- Musieli mi pozwolić.- Coś w tych słowach bardzo mnie dręczyło.. Żaden z takich ludzi jak my, prowadzący taki tryb życia, nigdy nie zgodziłoby się na takie rozwiązanie. Gdyby Mike ich złapał, byliby już martwi, a jego tak po prostu puścili? Czemu jak zwykle nie mam pojęcia o tym, co się dzieje?
- Ale jak to zostawiłeś go tam SAMEGO? - wybuchłam. Jak mógł zrobić, coś tak głupiego? Trzech facetów, według moich obliczeń bez problemu poradzi sobie z Jevem, nieważne jak dużo trenował.
Nie ma szans. Do tego nawet nie potrzeba obliczeń! To czysta logika. Przepraszam, ale mój trener zostawił swój mózg gdzieś bardzo daleko… bardzo, bardzo daleko.
- Jev sobie poradzi, nic mu nie zrobią. – powiedział spokojnie. Podszedł do kranu i obmył twarz zimną wodą.
- Skąd ty to możesz widzieć? Nie ma cię tam. Mogą go wywieść, naćpać albo nawet zamordować! Nie wiesz tego! Dbasz tylko o siebie!- wymachiwałam rękoma z nerwów, chodząc od drzwi do okna, patrząc się w sufit.
- Cholera, gdybym dbał tylko o siebie, to nie byłoby mnie tutaj! – warknął na mnie.
- To może powiesz mi, po jaką cholerę ja tu jestem? – odpyskowałam mu.
- Chcą walczyć. Nie wiemy ile ich jest, ale nie mamy wyboru. Poczekają na mnie.
- Tak. Na pewno. Wiesz jak to absurdalnie brzmi? Czy ty w ogóle słyszysz siebie?
- Nie ucz mnie, jakie są nasze prawa. Jestem w tym gównie już od paru dobrych lat i wiem, że oni tego nie zrobią. - powiedział przekonany.
- Uważasz, że jestem tylko głupią lalą? Wiesz, ja nie ufam typom spod ciemnej gwiazdy i to, że nie leję ludzi jak wy, nie znaczy, że nie potrafię się bronić, ani robić komuś krzywdy. W przeciwieństwie do ciebie, ja nie jestem naiwna. Tutaj, nie ma praw. Nie ufam im, tak samo jak tobie.- wskazałam na niego palcem, po czym wbiłam mu go w klatkę piersiową.
- Tak mi przykro. Naprawdę… jakoś gdy zobaczyłaś mnie w klubie po raz pierwszy wierzyłaś w każde słowo, które ci powiedziałem.- obrzydliwy triumf brzmiał w jego głosie.
- Możemy twoje gierki przełożyć na później i powiesz mi krótko, jasno o co chodzi? - po tych słowach jak na zawołanie ktoś zaczął się dobijać do drzwi łazienki.
- Chodzi im o ciebie.- szepnął.
- Czemu, znowu musi chodzić o mnie? Czym ja sobie zasłużyłam? – złapałam się za głowę, nie mogąc uwierzyć w to, co się dzieje.
- Zawarliśmy umowę, że walczymy o ciebie, dostaną cię jeżeli przegramy. Wiedzieli, że pracujemy dla Mike’a, mamy jakiegoś donosiciela.- odpowiedział szybko, ściszonym głosem.
- Rachelle, oni będą cię szukać..- westchnął w końcu.





________________________________________________

Oto najdłuższy rozdział w historii tego bloga xD
 Ponieważ byliście tacy kochani... kolejne 1.000 wyświetleń, 
a za komentarze macie
każdy z osobna uścisk ode mnie! 
Dziękuję.<3


Postanowiłam. że dodam dzisiaj 
i nie będę taka okropna... bo miałam dodać w piątek xD
Dziękuje Marchel za wszystko i za kochaną playlistę,
 którą słucham godzinami <3
Zapraszam na jej blog: Swagger


Macie własne blogi? Podajcie mi je w komentarzu! <3 


,,Chodzi im o ciebie. Rachelle oni będą cię szukać..''




CZYTASZ = KOMENTUJESZ, krótka chwila, wielka radość xD
Nie gryzę xD


Chcesz być informowany o rozdziałach? ----> LISTA
Chcecie popisać, popytać to tutaj :
Twitter @biebstouch  lub  Forum 



7 komentarzy:

  1. Boskie *____* chce więcej :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku Dorota! Ty po prostu jesteś genialna! Ale ja serio mówię! Ja widzę jak ty się rozwijasz, jak tworzysz...za każdym razem jest lepiej. A ta historia...jest tak oryginalna i ciekawa, że ja już teraz nie mogę wyrobić i chcę czytać dalej, jak książkę! Na początku rozdział był zabawny, ale jak coraz bardziej zbliżałam się ku końcowi to....nawet nie wiem jak opisać te uczucie! Zafascynowałaś mnie! Mam w sobie taki niedosyt, ogromną ciekawość, ale też potężny PODZIW. Podziw dla ciebie. Bo tak pięknie piszesz. I zauważyłam, że masz coraz więcej komentarzy. Nawet nie wiesz jak się cieszę! To się rozwija! Gratuluję! Wcześniej miałam zamiar pośmiać się w komentarzu z tych twoich genialnych tekstów, pozachwycać Slade'm. Ale teraz chcę ci tylko napisać 4 słowa, które wyrażą wszystko, wszyściuteńko. JESTEM Z CIEBIE DUMNA.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku to jest zajebiste. Czekam nn :*

    OdpowiedzUsuń
  4. jest naprawdę ciekawe, aczkolwiek mnie nie porywa :)
    Oby tak dalej, albo i nawet lepiej :)
    Ogólnie, to fajny pomysł :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział wcale nie jest najdłuższy ale jest boski! Już się nie mogę doczekać tej twojej piosenki!

    OdpowiedzUsuń
  6. Końcówka po prostu sweet

    OdpowiedzUsuń