Poczułam,
że robi mi się zimno. Chciałam otworzyć oczy, ale za bardzo się bałam. Dreszcze
przebiegły po moim ciele, co oznacza że jestem cała i zdrowa. Ach, to cholerne
szczęście. Dotarło do mnie coś jeszcze, mianowicie to, że nie jestem sama.
Czułam czyjś dotyk. Ktoś trzymał mnie za rękę i to z bardzo konkretną siłą.
Mówił chyba do siebie, a przez szum drzew i ból głowy nawet nie usiłowałam tego
zrozumieć. Leżałam na czymś twardym. Ubita ziemia, trawa, gdzie nie gdzie kamienie...
na pewno to było to. A tam gdzie ziemia, trawa i kamienie… tam są też robale.
Dobra, dosyć śpiąca królewno, trzeba się ruszyć. Na pewno ktoś, zauważył
mój grymas na twarzy i pochylił się nade mną niżej.
Poczułam
czyjeś usta… znajome, ale nim to do mnie dotarło otworzyłam oczy.
-
Hej, nie tak szybko.- warknęłam czując ostry ból w nodze. Nie potrzebuje
żadnego RKO. Ciemny kształt zaczął nabierać kolorów i ostrości. Okazał się być
NIM. – Matko przenajświętsza… znowu ty. Dlaczego, Boże dlaczego ty mi to
robisz? – westchnęłam na głos patrząc w niebo. Powoli zaczynało się ściemniać.
-
Skończyłaś już? – mruknął Justin, wbijając we mnie swój wzrok. Pomógł mi
wstać.- Jak się czujesz? - ależ on troskliwy… przecież ja tylko wyskoczyłam z
pędzącego samochodu jakiś czas temu... Drobnostka.
-
Poradzę sobie sama.- odparłam, zabierając swoje ręce z jego szyi.
-
Jak zwykle... zawsze musisz być taka uparta? – zapytał mój wybawca.
-
Czekaj, niech pomyślę... to bardzo trudne pytanie.- powiedziałam z przekąsem.-
Myślę, że tak, inaczej nie byłabym sobą.- uśmiechnęłam się słodko. Po czym
stanęłam o własnych siłach na ziemi. – Au! - jęknęłam z bólu i spojrzałam na
swoją nogę.
-
Mówiłem.- bez jakiegokolwiek uprzedzenia wziął mnie na ręce.
-
Nienawidzę tego. – westchnęłam.- Jak zgrywasz bohatera.- uściśliłam widząc jego
niezrozumiałe spojrzenie.
-
Jestem nim. – odparł z dumą, a ja wzniosłam oczy ku niebu… ponownie.
-
Jesteś silny. – stwierdziłam inteligentnie, gdy z łatwością mnie niósł.
Zastanawiałam się, czy przeszkadza mu rana, ale z przykrością musiałam
stwierdzić, że tym razem, na pewno mu jej nie opatrzę. Dlaczego? Wiem, czym
mogłoby się to skończyć, a tego właśnie chciałabym uniknąć. Teraz miałam
świadomość, co tak naprawdę się dzieje i nic już nie mogłoby mnie usprawiedliwić.
– Jak tam twoja rana na brzuchu... boli? – uśmiechnęłam się na samo
wspomnienie naszej chwili w ciasnej łazience, mając nadzieje, że tego nie spostrzegł. Śmieszyło mnie to, że
potrafiliśmy ze sobą rozmawiać w taki sposób, jakbym wcale nie należała do tego
ześwirowanego świata wariatów. Jakbym wcale przed chwilą nie otarła się o
śmierć, ścigana przez gangsterów, którzy jakimś cudem wiedzą kim jestem, a to
jest jeszcze bardziej niepokojące. Jakbyśmy byli zwykłymi nastolatkami... na
spacerze, cóż może w samym środku dzikiego lasu, ale jak zwał tak zwał.
-
Nie boli.- powiedział sucho. Nastała chwila ciszy. Wpatrywaliśmy się w siebie, a ja
usiłowałam się nie rumienić.
-
Dobra, przypuśćmy, że ci wierzę. Opowiesz mi co się stało i jakim cudem mam tak zmasakrowaną nogę? – stwierdziłam, że
w takim układzie muszę sięgnąć po konkrety.- Gdzie Jev i Monique? –
uświadomiłam sobie nagle ich nieobecność. Boże,
nie możesz być nim tak zaślepiona, to nigdy się tobie nie zdarzało.–
pomyślałam mentalnie uderzając się w twarz. Siostra Mike’a jest dla mnie jak
rodzina… jak mogłam o nich zapomnieć? Powinnam od razu zapytać. Mam szczerą
nadzieje, że Justin nie dowie się jak wielki ma na mnie wpływ, bo bez trudu by
to wykorzystał. – Pamiętam jak jechaliśmy samochodem i Monique coś wykrzyczała,
ale dalej film mi się urwał.- dodałam, ułatwiając mu początek.
-
W sumie sam za bardzo nie wiem.- przyznał. Otworzyłem drzwi i wyciągnąłem cię z
auta na ulicę razem ze sobą. Przeturlałem się pod tobą, aby się wydostać i
zejść im z drogi. Chwilę później zorientowałem się, że straciłaś przytomność.
Monique wyrwała otwarte drzwi trafiając w jakiś słup napięcia. W oddali był
most… tam ona po prostu zjechała samochodem prosto w rzekę. Nasz uroczy
Slade i jego przyjaciele prawie skoczyli za nią, ale nie mogąc wymanewrować, pojechali
naprzód. Chyba Jev ,,niechcący’’ załatwił im hamulce.- Rzeczywiście nic
nie pamięta…- Potem zaciągnąłem cię w głąb lasu, wykorzystałem
seksualnie kiedy spałaś i czekałem, aż się obudzisz.- uśmiechnął się
zadziornie. Oczywiście na ostatnie słowo zdębiałam i poczułam przyjemne uczucie
w brzuchu… Chwila? Przyjemne? W pewnej chwili zaczęłam żałować,
że byłam przy tym nieobecna, ale odpędziłam tą myśl, bo musiałam zacząć:
-
JAK MOGŁEŚ.- krzyknęłam, ale nie dał mi dokończyć mojej litanii.
-
Wyluzuj, tylko żartowałem. Zedrę z ciebie ubranie dopiero wtedy, gdy ty
będziesz tego chciała.- nie przemyślałam tego, powinnam mu to odpłacić
siarczystym policzkiem, ale jego obietnica skutecznie mnie pobudziła. Cholerny profesjonalista. Jak może żartować akurat teraz,
gdy zgubiliśmy Monique i Jeva? Nie jestem w nastroju na takie żarty.
-
To nie jest dobry moment na twoje błaznowanie, ale muszę cię uświadomić, że
twoje życzenie nigdy się nie spełni.- zniszczyłam mu to fantastyczne złudzenie.
Chociaż nie ukrywam, że szczególnie gdy był przy mnie, nie raz sama o tym
myślałam. Mimo tego, musiałam opanować jego zboczone perswazje. Przynajmniej na teraz.
– Co teraz zrobimy? – zapytałam.- W ogóle wiesz dokąd idziemy? – zmarszczyłam
brwi, ale nie usłyszałam żadnej odpowiedzi.- Nie masz pojęcia, gdzie idziemy,
prawda? - odpowiedziałam samej sobie, na co twierdząco pokiwał głową. Ciężko westchnęłam.
-
Wygląda na to, że będziemy spać w lesie. – mówił tak radosnym tonem jakby ta
dżungla była pięciogwiazdkowym hotelem z widokiem na Atlantyk, a co najlepsze
nie musielibyśmy za niego płacić. Poprawka, on by nie musiał. – Dzika puszcza
jest tak podniecająca.
-
Ty się cieszysz? – spojrzałam na niego z dołu.- Musiałeś mocno uderzyć się w
głowę przy kontakcie z asfaltem. – mruknęłam czule i pogładziłam go po głowie
jak małe dziecko.
-
Żywa natura. Pewnie dużo tu zwierząt. Dzikich zwierząt.- zaczął. Ach, już wiem
czym się tak cieszył…
-
Myślisz, że są tu kojoty, wilki czy coś w tym stylu? – spytałam, zaczynając się
bać i rozglądać dookoła.
-
Może lisy… Z pewnością tu dużo robactwa i wężów. Czyż nie uroczo? – uśmiechnął
się z błyskiem w oczach.
-
Justin, błagam jeszcze jedno słowo, a utnę ci te twoje dwa skarby sama.-
powiedziałam, licząc że da sobie spokój. Nie byłam na tyle naiwna, żeby sądzić,
że mi w to uwierzy, ale zawsze warto próbować, no nie?
-
Lubię jak się boisz. To takie zabawne.- szepnął mi do ucha. Za to on powinien bać się mnie. Już
ja to kiedyś zmienię.
-
Cóż, dla mnie nie.- warknęłam wściekła, że musi mnie nieść, bo inaczej
przywaliłabym mu. Jeden dzień... jeden pieprzony dzień, a ja znowu wylądowałam
z nim w lesie. Nie lubię lasów, od dzisiaj.
-
Nie ruszaj się. Jakiś pająk po tobie chodzi... hm tarantula, rzadki okaz.-
powiedział naprawdę przekonująco, może to dlatego, że miałam fobie na punkcie
tego typu zwierzątek i od razu czułam wszystkie razem na sobie. Były wszędzie.
Zaczęłam się wyrywać i krzyczeć. Machałam rękami dookoła celowo natrafiając na
jego twarz.
-
Uspokój się, niczego na tobie nie ma. Nie możesz tak głośno krzyczeć, bo
naprawdę zjawi się jakieś drapieżne zwierzę czekające na świeże mięso.-
oświadczył poważnym tonem i puścił mnie.
-
Przestań. Bardzo grzecznie proszę. Do czasu. – syknęłam łapiąc się za nogę,
kiedy tyłkiem wylądowałam boleśnie na ziemi.
-
Co ty wyprawiasz? – widząc, że się ode mnie oddala, lekko się wystraszyłam.
-
Nie chciałaś, żebym cię niósł.- Ma rację, nie chciałam, ale on robi to tylko
dlatego, żeby mnie zdenerwować. – Trzeba rozpalić ognisko.- Tak! Zawsze o tym marzyłam..
pobawmy się w jaskiniowców! Nasi przyjaciele przecież wcale nie zginęli.
-
Dobrze, tylko wróć. – mruknęłam tylko.
-
Będziesz tęsknić?
-
Tak, bardzo.- zironizowałam i wywróciłam oczami.
-
Nie wariuj i nie rób nic z nogą, bo zrobisz sobie krzywdę. Radziłbym nie
zaglądać.- powiedział na odchodnym, zatrzymując wzrok na opatrunku na mojej
nodze.
Zostałam
sama. Nie chciałam zostać sama. Zaczęłam się bać. Co chwilę coś szeleściło. Słyszałam
jakieś odgłosy zwierząt i przeraźliwe huczenie sowy. Nawet nie wiem, kiedy
zrobiło się ciemno. Ile
można zbierać głupie patyki? Zrobił
to specjalnie... już ja mu się odwdzięczę, gdy wróci. Usłyszałam pękanie
gałązek.. A jeśli ktoś
dorwał Justina? Był bardzo
przystojny, jakiś grasujący po okolicy zboczeniec mógł się nim zająć. Aż zrobiło mi
się go żal… pomijając fakt, że sama chciałabym go w najbliższej chwili
rozebrać. Czy moje życie musi się kręcić wokół pożądania? I to jeszcze takiego,
które kręci się tylko wokół wybitnie irytującego i seksownego imbecyla? Nienawidzę go. Gdyby nie
on, nie zachowywałabym się teraz jak typowy facet, który myśli tylko o jednym.
Ale o tym właśnie myślę, gdy go widzę... nawet jeśli go nie widzę, to mam dość
wyobraźni by podziwiać go w myślach. Przeklęty
specjalista. Nagle poczułam, że coś się do mnie zbliża. Bałam się spojrzeć
w tamtą stronę, zacisnęłam ręce w pięści. Ogarnij
się, poczekasz aż to coś cię zje, albo ktoś walnie cie od tyłu w głowę? Idiotka.
Obróciłam się... zauważyłam ruch w krzakach. Potem przerażające sapanie.
Rzuciłam się biegiem w przeciwną stronę. Nie myślałam o bólu, bardziej zależało
mi na tym, by uciec, a adrenalina w tym przypadku zdziała cuda. Parę minut
później trafiłam na coś twardego.
-
Aua.- jęknęło.
-
Justin? - zapytałam.
-
Nie, świnia.- mruknął, biorąc głęboko powietrze.
Leżałam
na nim. Na chwilę zapatrzyłam się w jego usta.
-
Z tym mogłabym się kłócić, bo jesteś tym i tym.
-
Zejdziesz ze mnie? - mruknął.
-
Dziwne, zwykle lubisz jak się do ciebie przyklejam.
-
Może to dlatego, że rozrzuciłem z tysiąc patyków, które usiłowałem uzbierać
jeszcze jakieś kilka minut temu? A parę z nich dusi mi żebra. – dodał i
spojrzał na mnie z grymasem. – Co się dzieje? Czemu biegasz?
-
Ktoś tu jest i obserwuje nas.- przypomniałam sobie. Szybko zeszłam z niego.
-
Co ty bredzisz, wydaje ci się. – odpowiedział wstając.
-
Chcesz mi powiedzieć, że nie widzisz tego dużego kształtu przed nami? -
uśmiechnęłam się kąśliwe, a następnie odruchowo schowałam za nim. Widziałam jak
wyjął z tylnej kieszeni nóż. Usłyszałam warczenie, ale było to coś innego niż
zwykły pies.
-
Ja się nim zajmę, a ty idź. Znajdę cię. Chociaż raz mnie posłuchaj.- powiedział
szeptem wpatrując się w cień przed nami. Z nerwów zrobiło mi się nie dobrze. W
ustach miałam metaliczny smak strachu. Cokolwiek się stanie nie chciałam tego
oglądać. Posłuchałam go i pobiegłam w przeciwną stronę.
*****
Nie
wiem ile biegłam. Gdy usiadłam opierając się o pień drzewa zdałam sobie sprawę,
że zostawiłam Justina samego z dziką bestią. Nie powinnam się nim martwić,
ponieważ to nie ja tu jestem mężczyzną. Nie wiem ile czasu minęło, ale wrócił.
Umazany krwią, ale cały. W rękach trzymał gałązki. Ułożył kamienie w okrąg i w
środku umieścił gałęzie. Obserwowałam go uważnie.
-
Już po wszystkim.- powiedział i usiadł obok mnie.- To był zwykły wilk.
Odstraszyłem go.- wyjaśnił, poprzedzając moje pytania. - Nic mi nie jest.
-
Jakby to robiło mi jakąś różnicę...- robiło i to wielką, ale czy ja muszę być z
nim szczera? Nie.
-
Widzę, że humor ci dopisuje.- uciął, ale nie był zadowolony. – Jak noga?
-
Dobrze.
-
Pokaż.- odruchowo się odsunęłam. – Nie zrobię ci krzywdy.- obiecał ciepłym głosem.
Rozdarł mój rękaw, na co krzyknęłam, ale położył palec na moich ustach. Zmienił
opatrunek, a ja powstrzymywałam się, aby nie spojrzeć na ranę.
-
Musiałem to zrobić. Od mojego ubrania mogłabyś mieć jeszcze większe zakażenie.
– powiedział, zdjął kurtkę i położył mi na
ramionach. Byłam zbyt zmęczona, by być dla niego chłodna i wredna, taka na jaką
zasłużył swoim wcześniejszym zachowaniem. Było mi tak zimno. - Chodź
bliżej.- spojrzałam na niego ostro.- Będzie ci cieplej, jak się przytulimy.
Jeżeli będziesz chora, też nie będzie dobrze. – posłusznie to zrobiłam.
Poczułam się bezpiecznie i mimo wszystkiego co nas spotkało zaznałam chwilę spokoju. Czułam jego zapach, był bardzo blisko mnie, przywarł do mojego ciała i
ogrzewał je. To przypomniało mi ten dzień, w którym spotkałam go po raz
pierwszy i tę noc, z której pamiętam niestety niewiele. Czułam, że gdy jest
blisko bije ode mnie wewnętrzne ciepło, więc po chwili przestałam drżeć.
-
Pierwszy raz, cieszę się że nie jestem sama.- powiedziałam na głos, zanim
zdążyłam pomyśleć o tym, co robię.
-
Miłe wyznanie jak na osobę, która co chwile mi coś zarzuca. – stwierdził tuląc
mnie do siebie mocniej. Na chwile wstrzymałam oddech, zaskoczona tym gestem.
-
Zdarza się. Ale naprawdę czasem jesteś nie do wytrzymania.- obróciłam głowę
tak, aby widzieć jego oczy, nie myśląc o tym, że nasze twarze są niebezpiecznie
blisko siebie. Tylko nie patrz na usta, bo on cie pocałuje... Chociaż
właśnie tego byś chciała, czyż nie? - pouczyłam się.
-
To nie ja. To ty boisz się tego, co jest między nami. Zaprzeczasz temu, co jest
prawdą. – powiedział nie odchylając głowy.
-
Proszę cię, przestań. – jęknęłam błagalnie zmęczona.
-
Ale z czym.- zbliżył się jeszcze bardziej i oblizał usta. Jego jedna ręka
oderwała się od moich ramion i ruszyła w dół do brzucha.
-
Nie.- szepnęłam błagalnie, ale za wiele to nie dało. Gdy za chwile miałam się
poddać, odsunął się i zaczął śmiać.
-
Widzisz? Mam cię w garści.- uśmiechnął się zadziornie, tak jak tylko on
potrafił. – Pociągam cie i to cię boli. A to co robię ci się podoba.
-
Cholerny sadysta.- mruknęłam do siebie i odwróciłam głowę.- Jesteś gorszy niż
pięć minut temu.
-
Nawet jeśli ja też bym tego chciał, ostatnio groziłaś mi śmiercią. Więc mam
prawo cię dręczyć.
-
Nie masz. I nigdy mieć nie będziesz.- odsunęłam się od niego i usiadłam obok. –
Zawsze ktoś mną rządził. Dlatego tego nie lubię. Ty też nie. Ale nie znasz
takiego życia tak długo jak ja. W ogóle nic o tobie nie wiem. - uświadomiłam
sobie, całkiem zapominając, że wszystko mówię na głos.
-
Mi też nie jest łatwo. Jestem w tym świecie, ale nigdy mi się nie podobał. Nie
mam pojęcia jak żyje się normalnie. Wiem, że jeśli chciałbym do niego wrócić,
nie uda mi się. To jest jak cień, chociaż będziesz chciał przed nim uciec, on
należy do ciebie i zawsze za tobą podąża.
-
Przyznaję, czasem wcale nie jesteś aż taki głupi.- przyznałam, wiedząc dokładnie
o co mu chodzi. Co jest naprawdę rzadkością, będę musiała to gdzieś zapisać. –
Czym zajmowałeś się wcześniej? – zapytałam nieśmiało.
- Niektóre rzeczy są zbyt niebezpieczne, żeby je poznać. –
powiedział, a ja doznałam pewnego rodzaju deja vu. Wiedziałam, że na żadne pytanie
nic mi już nie odpowie. To by było na tyle ze szczerej, otwartej rozmowy.
Gestem ręki pokazał mi, bym do niego wróciła. Ponownie ułożyłam się
wygodnie, opierając się plecami o jego klatkę piersiową i przytulając się do
niego. Walczyłam ze snem, miałam nadzieje, że któreś z nas odezwie się, albo on
zmieni zdanie i odpowie na moje pytanie. Po chwili wtuliłam głowę w jego szyje
i zasnęłam. Było tyle rzeczy, o których nie wiedziałam. Tyle niedopowiedzeń i
niejasności. Wiedziałam, że kiedyś dokończymy tę rozmowę, nieważne czy to
będzie mu się podobało czy nie.
__________________________________________________
Dzisiaj będzie krótko, ponieważ nie czuje się najlepiej.
Mam nadzieje, że rozdział nie jest tak beznadziejny,
bo ostatnio wena mi się nieco skończyła.
Ale spokojnie, pomysły nadal są!
Ja to skończę i nigdy nie odejdę, chociaż
mielibyście mnie znienawidzić.
Tak wiem, jestem okropna.
No, to możecie powyżywać się w komentarzach.
W ciągu tygodnia powinnam coś napisać.
Zapraszam na twittera, pisać cokolwiek, nudno mi,