Strony

niedziela, 14 grudnia 2014

Rozdział 26




Jak się czujesz? – to było pytanie, które słyszałam najczęściej. Zawsze odpowiadałam tak samo - ,,Lepiej", uspakajając wszystkich, zapobiegając pocieszeniom i poważnym rozmowom, których miałam nadzwyczajnie w świecie dość. W rzeczywistości czułam się jeszcze gorzej. Czemu zawdzięczałam ten wspaniały stan? Nie, wcale nie chodziło o moje rany, otarcia, blizny i siniaki. Gdy wróciłam z sali gimnastycznej spotkałam Mike'a. Pytał o Justina, bo wszędzie go szukali i nie mogli znaleźć. Nie mogłam mu spojrzeć w oczy. Bałam się, że  wszystko mam wypisane na czole. Zbyt dobrze mnie znał, żeby niczego nie zauważyć. Czułam się okropnie. Poczucie winy zżerało mnie od środka. Wcześniej tyle razy dziękował mi, że mu pomagam w tym całym małym piekle na ziemi, które nam stworzył. Powtarzał, że jestem jedyną osobą godną zaufania i potrzebuje mnie każdego dnia. Na początku, gdy zaczął się dziwnie zachowywać, próbowałam tego nie zauważać, nie myśleć o tym i zaufałam mu, że kontroluje siebie i cały interes. Tłumaczyłam sobie, że to tylko chwilowy kryzys, że on wciąż jest sobą i potrzebuje mnie, żebym go wspierała, niezależnie od tego czy to, co robi jest złe. Moim zadaniem było go kochać, a nie oceniać. Z czasem chwilowy kryzys stał się codziennością. Chciałam mu pomóc, nie myślałam o nim jak o mordercy, chociaż bez wątpienia nim był. Chciałam zmienić go, żeby stał się taki jak przedtem. Pragnęłam naiwnie cofnąć czas. Z każdym kolejnym dniem zdawałam sobie sprawę z tego, że jestem coraz dalej celu. Nawet jeśli Mike znów byłby tym samym chłopakiem, którego poznałam pięć lat temu... Co byłoby dalej? Co z jego ambicjami i wielkimi marzeniami? Osiągnął sukces. Jeżeli zostawiłby go dla mnie, co było wielkim absurdem, nie mógłby żyć. Wybrać mnie - zwykłą dziewczynę i zrezygnować z siedmiocyfrowej liczby na koncie? Przecież to było śmieszne. Byliśmy zależni od jego chorych ambicji, które zmieniły się w rzeczywistość. Nikt nie przypuszczał, że zajdziemy tak daleko. ,,Życie'' jego interesów, było naszym przetrwaniem. Wiedziałam, że sobie z tym nie radzi. Za jego maską potwora tylko ja widziałam, że rozpada się człowiek. Był odpowiedzialny za każdą kolejną sekundę życia swojej siostry, mnie i samego siebie. Nie powinnam siedzieć z założonymi rękami. Już nie widziałam w nim tego, co w nim pokochałam. Kiedy stał mi się obcy, ja tak po prostu rzuciłam się w ramiona pierwszego przystojnego chłopaka, którego spotkałam. Miałam nadzieję, że pokonam głupie i nic nie znaczące pożądanie.

Gdy czułam obecność Justina - ciężko było mi oddychać, gdy na niego spojrzałam - nie mogłam przestać patrzeć, a gdy go dotykałam - czułam szalejące iskry we wnętrzu mnie, które były jak narkotyk. Nigdy czegoś takiego nie poznałam. Doskonale się dopełnialiśmy, nasze ciała idealnie do siebie pasowały. Nie było w nas żadnego wstydu, tylko czysta namiętność. Jednak wszystko, co wydaje się idealne nie jest tym. Nie potrafiliśmy ze sobą rozmawiać. Kłótnie były rzeczą, która najlepiej nam wychodziła. Po jej wybuchu odreagowywaliśmy to na sobie w postaci wzajemnej ekscytacji seksualnej. To nie było normalne, to była toksyczna gra pomiędzy nami. Justin nie potwierdził, że to co on czuje jest miłością, a ja nie zaprzeczałam, że słowa, które wypowiedziałam na dachu to impulsywny wybuch emocji. Było prościej kiedy to on mnie całował, a ja go odpychałam. Wtedy mogłam zrzucić całą winę na niego. Łatwiej poddawać się pożądaniu na treningach, które paradoksalnie polegały na zwiększeniu umiejętności uwodzenia. W końcu byłam tym, kim byłam. Nigdy nie mogłam siebie nazwać dziwką, ale robiłam o wiele gorsze rzeczy. W takiej sytuacji mogłam tłumaczyć, że to część doskonalenia mojej pracy, co jakkolwiek to ująć, brzmi dziwnie. 
Wczoraj wieczorem było jednak inaczej. Całowałam go nie w akcie histerii, że wyjeżdża na ciężką misję i w sumie było mi wszystko obojętne, bo mógłby nie wrócić, ale całowałam go, dlatego, że chciałam. Świadomie, z równą siłą co on. Zdradziłam Mike'a, jak mogłam spojrzeć mu w oczy? Zrobiłam coś niewybaczalnego. Dopiero stając z nim twarzą w twarz zrozumiałam jak bardzo skomplikowałam swoje relacje z nim. Domyślałam się jak trudno będzie widzieć go każdego dnia, współpracować z nim i udawać, że nic się nie stało. Jakby tego było mało cały czas spotykał się z Justinem – prawdopodobnie jedynym chłopakiem, z którym mogłabym go zdradzić. Mimo wyrzutów sumienia nie żałowałam niczego. 
Monique czekała na mnie w pokoju. Kiedy jeszcze nie myślałam trzeźwo o tym, co zrobiłam, pragnęłam jej powiedzieć o wszystkim. Podzielić się z nią moim chwilowym szczęściem. Niestety nie mogłam jej tego wyjawić. Sama mnie namawiała do tego, ale jak miałam jej powiedzieć, że to co jest między Justinem a mną nie jest jednorazową zabawą, że robi się to niebezpiecznie poważne? Pilnowałaby mnie i zamykała w pokoju na klucz, żeby tylko uniknąć tragedii. Czy to uczucie było miłością? Nie wiem, ale z pewnością było przekleństwem. Dotykało mnie, ale było niebezpieczne dla niego. Musiałam to naprawić, póki jeszcze był na to czas. Nie mogłam pozwolić , żeby Justin przeze mnie cierpiał. Nie mogłam go stracić, dla mnie też był kimś ważnym.




- To było kłamstwo. Nie jesteś nikim.
Jesteś kimś... kimś ważnym. – szepnął w moje usta.
– Nie jestem tutaj, bo muszę. Jestem tutaj, bo bardzo tego chcę.
– dotknął jedną wargą moich ust i patrzył głęboko w moje oczy
– Przepraszam za wszystko, co ci zrobiłem. – jego bliskość i zapach sprawił,
że lekko zakręciło mi się w głowie
- Oszukałeś mnie.- odszepnęłam trącając jego dolną wargę moją
i odwzajemniłam jego spojrzenie.



Mike miał wystarczająco dużo powodów, by go zabić. Dążyliśmy do autodestrukcji przez to, co czuliśmy. Mike dostał to, czego chciał na początku – swój test wierności. Doskonale wiedział, kogo wybrać. Wiedział, że Justin będzie idealny. Z wyglądu byli zupełnymi przeciwieństwami, ale mieli dwie wspólne cechy: mieli mocne charaktery i wewnętrzną siłę. W środku każdego z nich było coś, co mogłabym pokochać. Oboje skrupulatnie ukrywali słabości, a ja z fascynacją chciałam je odkrywać. Chciałam być ich jedyną słabością, chciałam czuć się przy nich bezpieczna i kochana, bo zawsze tego mi brakowało. Wtedy uderzyło we mnie coś, co totalnie mnie zszokowało. Co jeżeli to wszystko to jakaś ukartowana zabawa Mike'a? Kolejny sprawdzian, który tym razem oblałam? Miałam nieodparte wrażenie, że on o wszystkim już wie. Przypomniałam sobie o kobietach w klatkach. Nie chciałam podzielić z nimi losu. Najgorsze było to, że zasłużyłam na takie traktowanie bardziej niż one. Wystarczył przystojny, irytujący chłopak z wielkim talentem do podpuszczania mnie. Prowadziliśmy ze sobą grę i tym razem, to ja ją przegrałam.

Większą część nocy spędziłam na rozmowie z Monique. Musiałam trzymać nerwy na wodzy, żeby nie dać po sobie poznać, że coś jest nie tak. Byłam roztrzęsiona po krótkiej wymianie zdań z Mike'iem. Nie wiem jak udało mi się zachować stoicki spokój, równocześnie słuchać jej i odpowiadać na pytania. Robiłam wszystko, żeby ominąć temat Justina, a ona sprytnie do niego powracała, wiercąc mi dziurę w brzuchu.

- Co się stało? – zapytała, widząc moją rozpromienioną, beztroską twarz.

- Nic.- Nie zabrzmiało to zbyt wiarygodnie.

- Coś zrobiłaś.- podekscytowana domyśliła się, siedząc na moim łóżku po turecku. W jej oczach paliły się iskierki ciekawości. Te same, które pojawiają się u dzieci otwierających Kinder Niespodziankę.

- Ja? Nic. A teraz wybacz mi, jestem zmęczona, muszę położyć się spać.- teatralnie ziewnęłam i szarpnęłam kołdrę w swoją stronę, by zmusić ją do opuszczenia mojego pokoju.

- Ciekawe, co cię tak zmęczyło.- spojrzała na mnie uważnie i zmrużyła oczy. Liczyła na to, że coś w moim wyrazie twarzy podpowie jej, gdzie mogłam być i co mogłam robić przez ostatnią godzinę. - Wspaniale, w takim razie i tak będę męczyć cię jutro. Nie mogę się doczekać. – powiedziała takim tonem jak psychiatra, przez co poczułam się jakbym była na jednej z sesji terapeutycznej i leżała na kanapie. Wzdrygnęłam się przez chwile na myśl o tej wizji. Monique uśmiechnęła się słodko i niewinnie, zacierając ręce.- Wyśpiewasz mi wszystko.

- Nie ma takiej opcji. Wydrukować ci to na papierze? - wystawiłam jej język, śmiejąc się. Pomachała mi na pożegnanie i w podskokach jak mała dziewczynka wyszła z mojego pokoju. Czasem wszyscy zachowywaliśmy się jak dzieci. Monique potrafiła być dorosłą, rezolutną, twardą kobietą, ale gdy odpoczywała od pracy, często miałam wrażenie jakbym miała do czynienia z pełną energii trzynastolatką.

Obudziłam się o dwunastej. Gdy wreszcie uznałam, że mój głód wygrywa z lenistwem nałożyłam mocny makijaż, by dokładnie zamaskować strupki oraz małe prawie niewidoczne blizny na twarzy i na rękach. Rzęsy podkreśliłam spiralą. Ubrałam się w zwykłą, białą koszulę i czarne spodnie z brązowym paskiem. Obejrzałam się jeszcze raz w lustrze i włożyłam telefon do kieszeni. Następnie poszłam do restauracji na drugim piętrze i poprosiłam o makaron z kurczakiem i sosem serowym, który uwielbiałam. W restauracji byli tylko zwykli klienci naszego hotelu, więc usiadłam sama. Nadziałam na widelec makaron i przyglądałam mu się z nudów. Musiałam wyglądać jak jaskiniowiec, gdy nagle ktoś usiadł koło mnie. Czy człowiek nigdy nie może spokojnie zjeść? Podniosłam wzrok znad talerza.

- Dojrzałaś tam coś ciekawego? – zapytał głos, który wywołał ciarki na moich plecach.

- Sos, przyprawy, makaron. Wiesz, nic specjalnego. – powiedziałam bez uczucia. Wmówiłam sobie, że im szybciej to skończę, tym mniej będzie boleć. Justin pochylił się nade mną, a ja w obawie, że chce mnie pocałować, odsunęłam się od niego jak oparzona.

- Unikasz mnie, myślisz, że tego nie widzę? – szepnął, oczekując wyjaśnień.- Od wczoraj.- dodał rzeczowo. W tych dwóch słowach kryło się tyle wspomnień, o których nie wiedział nikt oprócz nas. Zdecydowałam się, że zrobię wszystko, by tak zostało.

- Wcale nie. – zaprotestowałam, wkładając do buzi kolejną porcje makaronu z sosem.

- Dlaczego nie odpowiadasz na smsy i nie odbierasz moich telefonów? – był odrobinę zły, widać to po nim. Zastanawiając się co odpowiedzieć, zmierzyłam go wzrokiem. Był ubrany w szarą bawełnianą bluzę z długim rękawem. Materiał wyglądał na miękki, aż chciało się go dotknąć. Może jednak to nie o materiał bluzki chodziło, ale o to co było pod nią i kto był w nią ubrany? Sama nie wiem. Na szyi zwisał mu wojskowy wisiorek, z którym się nie rozstawał.

- Zostawiłam go chyba wczoraj na sali gimnastycznej.- odpowiedziałam, zastanawiając się nad jego kolejnymi możliwymi pytaniami.

- Nie kłam, masz go w tylnej kieszeni swoich spodni.- prychnął, kwaśno się uśmiechając.

- Skąd ty to wiesz? – zapytałam zszokowana z szeroko otwartymi oczami, dotknęłam kieszeni, w której był telefon, sprawdzając czy nadal tam jest.

- Idę za tobą od kiedy wyszłaś z pokoju. – odepchnął się od stołu i oparł się o oparcie krzesła.

- Patrzyłeś na mój tyłek. – zmrużyłam wściekła oczy. – Przy ochroniarzach? Zgłupiałeś?! - ostatnie słowo powiedziałam trochę głośniej, niż zamierzałam.

- Ciszej.- upomniał mnie, rozglądając się po sali.- Niczego nie zauważyli. Jestem dyskretny.- założył ręce na klatce piersiowej urażony.

- Ta, jasne. Pewnie tak samo jak z zamykaniem drzwi. – wywróciłam oczami, chociaż wiedziałam, że tego nie lubi. Uśmiech sam wpełznął mi na twarz, gdy przypomniałam sobie chwilę z wczorajszego wieczoru. – Muszę iść. – powiedziałam szybko, przypominając sobie, że miałam mu dać do zrozumienia, że to, co zrobiliśmy było wielką pomyłką. Ten jego nieskazitelny wygląd potrafił mnie tak rozkojarzyć, że gdy sobie to uświadomiłam, byłam na siebie jeszcze bardziej wściekła.

- Nie zjadłaś. Znowu to robisz, unikasz mnie.- chwycił moją rękę, a ja energicznie ją wyszarpnęłam, nim ktoś mógł zwrócić na to uwagę.

- Posłuchaj, to był błąd.- powiedziałam szeptem.- Zostaw mnie w spokoju. Tak będzie lepiej dla nas obojga. – dodałam.

- Rachelle! – zawołał, gdy wstałam szybko i poszłam do damskiej toalety. Upewniłam się, że nikogo oprócz mnie nie ma w środku i przywarłam do drzwi. – Otwórz.- usłyszałam jego przygłuszony głos. Wiedziałam, że za mną pójdzie. Gdzie ty masz rozum, Rachelle? Trzeba było wyjść z restauracji...

- Odejdź, bo zacznę krzyczeć, ktoś cię tu zobaczy i zacznie coś podejrzewać. – powiedziałam z twarzą przy drzwiach, by tylko on mnie przez nie usłyszał.

- Nie, jeśli stąd wyjdziesz.- odpowiedział, cały czas trzymając klamkę z całej siły po drugiej stronie. Zapierałam się nogami i rękami, by stawiać mu jakiś opór.

- Mogę im wykrzyczeć, co wczoraj robiliśmy i wtedy będziesz miał problem. – powiedziałam wkurzona swoją bezradnością. Czemu obydwoje jesteśmy tak samo uparci?

- Ale tego nie zrobisz.- Masz rację, nie zrobię, ponieważ nie chce cię stracić.

– Ponieważ ty też jesteś winna. Nie masz myśli samobójczych? – chciał się upewnić. – Otwórz te drzwi.- rozkazał ponownie. Uchyliłam je nieśmiało i wyjrzałam za nie na sale, czy nie ma tam nikogo z ,,naszych.'' Po czym wzięłam go za kołnierz i prawie wciągnęłam do środka.

- Słucham.- powiedziałam z założonymi rękami, opierając się o kaloryfer. - Toaleta. Damska. Znowu. Serio? – powiedziałam, szkoda że nie miałam przy sobie tamtego gazu pieprzowego. Może zdążyłabym uciec do pokoju i rzeczywiście zamknąć się w nim. 




Coś walnęło. Brzmiało jakby ptak rozbił się o szybę.
Wystraszyłam się.. Był to mój przecudowny trener, który uwielbia doprowadzać mnie do zawału.
Kiedy wślizgnął się przez okno do środka spojrzałam na niego wymownie.
- Naprawdę, nie wiem dlaczego tak upodobałeś sobie łazienki.
W dodatku damskie.- syknęłam po cichu, wpatrując się w niego.
Dziwiło mnie to, że wyglądał jakby nikt go nie dotknął.
Kiedy stałam przy drzwiach razem z nimi kilka minut temu, zapowiadało się na porządną bójkę.
- Tak i dziwnym jest to, że zawsze jesteś w nich ty. – dokończył za mnie z szyderczym uśmiechem.
Jeju, jak ja go nienawidzę... jest tak fascynująco wkurzający.





- Taki fetysz.- powiedział, ale widząc mój chłodny wyraz twarzy odpuścił sobie kolejne nieprzyzwoicie żartobliwe komentarze. Nic nie odpowiedziałam. Może jak go zignoruję to sobie pójdzie? - wierzyłam naiwnie. Podeszłam do lustra i zaczęłam poprawiać włosy.

- Nie musisz tak się starać, by wyglądać pięknie. Podobasz mi się taka, jaka jesteś.- widziałam jego twarz w lustrze za sobą. Przyglądał się każdemu drobnemu gestowi, jaki wykonałam. Obróciłam się do niego przodem i oparłam obie dłonie na umywalce. Skrzyżowałam obie nogi, chcąc rozładować napięcie w moim ciele. Westchnęłam głęboko.

- Jesteś bezczelny. Nie widzisz, że nie potrzebuję twojego towarzystwa? Cały czas próbujesz na mnie te swoje wyuczone sztuczki. Znowu chcesz mnie czegoś nauczyć? Daruj sobie. – patrzyłam na niego z wyrzutem, wściekła na całe moje życie. Dlaczego musisz być taki? Dlaczego musiałam się w tobie zakochać? Dlaczego nie zjawiłeś się pięć lat wcześniej?

- Wiem, że się boisz. – zaczął, nie przejmując się moimi słownymi atakami. Czy przez tak krótki okres czasu mógł tak dobrze znać moje wszystkie reakcje? Zachowywał się tak, jakby moje wybuchy, nie robiły na nim jakiegokolwiek wrażenia.

- Justin, nie... - przerwał mi.

- Poczekaj. To nie powód, żeby traktować mnie w taki sposób, jakbym był największym dupkiem na świecie. Wczoraj robiliśmy te wszystkie rzeczy razem, nie osobno. – zauważył błyskotliwie. – Poza tym wiem co z tobą zrobili wtedy, kiedy znalazł cię Slade, ale wiem, że nie jest ci z tym łatwo. Jestem pewny, że nie będzie po tym śladu.- pocieszył mnie. Tak bardzo chciałam się do niego przytulić. On nie musiał pytać, jak się czuje. On to wiedział i rozumiał. Nie rozpaczałam z powodu tego, jak po tym wszystkim wyglądam. Niepokoiłam się, co Mike ze mną zrobi, jeśli się nie zagoją. Nigdy tak często nie oglądałam się w lustrze jak teraz.

- Musisz zawsze zgrywać pieprzonego bohatera? – warknęłam, chociaż robiłam to wbrew sobie. Muszę to zakończyć nim będzie coraz gorzej. Tymczasem Justin nie zwracał uwagi na to, co mówię. Kontynuował dalej...

- Odurzyli cię.- wspomniał z goryczą w głosie.- Sukinsyny, żałowałem, że nie mogłem tam zostać i wymierzyć im sprawiedliwości.- patrzył na mnie z żalem. Spuściłam wzrok w dół, bo widząc jego smutne oczy, znów miałam ochotę go przytulić. Opuściłam ręce z umywalki i przyłożyłam je swobodnie do boków. Westchnęłam głęboko.

- To akurat nie oni mnie odurzyli.– mruknęłam niewyraźnie, mając nadzieję, że nie zrozumie.

- Ty sobie to zrobiłaś? – zapytał zszokowany.- Ale...

- Poprosiłam ich, żeby przynieśli mi wódkę z Black Dope. – powiedziałam ze wstydem, oglądając czubki moich koturnów. Żeby znów móc cię usłyszeć.

- Wódkę? - powtórzył.- Dlaczego akurat wódkę? – zapytał, jakby to była najbardziej istotna rzecz na świecie.

- Bo...- zatkało mnie. Tak, powiedz mu, że popadasz w jakieś szaleństwo. Powiedz, że miałaś jakieś halucynacje, a w wódce było jakieś świństwo. Na pewno będzie dumny.- Nieważne.- urwałam, ukrywając twarz w dłoniach, idąc w stronę drzwi. Byłam załamana. To wszystko jest takie głupie i skomplikowane.

- Rachelle.- wyszeptał moje imię, chwytając mnie za rękę. Stanęłam przy drzwiach i spojrzałam na niego z bólem.

- Nie, ja tak nie mogę! – wybuchłam płaczem, osuwając się na dół. Justin uklęknął przy mnie.

- Powiedz mi, co się dzieje.- odparł uspokajającym tonem, zakładając mój niesforny kosmyk włosów za ucho. Jesteś słaba. On widzi, że cierpisz. Położył jedną dłoń na moim kolanie.

- To nie może się dziać. Ty nie powinieneś być tutaj, a ja nie powinnam pozwolić na to, co wydarzyło się wczoraj.

- Nie decydowałaś o tym. To się po prostu stało. Ja tego nie żałuję. – i w tym jest problem, bo ja też nie, a powinnam i jestem pewna, że jeszcze życie będzie mi o tym wiele razy przypominać.

- To był błąd.- powtórzyłam melancholijnie, odwracając wzrok od Justina i patrząc w martwy punkt przede mną. Coś ty zrobiła... Justin chwycił za moje nadgarstki, zwracając na siebie uwagę.

- To nie był błąd. Uspokój się. – odpowiedział, a jego wzrok tkwił w moich oczach. – Nikt się o niczym nie dowie.- powiedział zdecydowanie. Jednak ja wiedziałam, że tutaj niczego nie można ukryć. W hotelu nie było takiego miejsca, gdzie moglibyśmy być spokojni i pewni tego, że nikt nas nie odkryje.

- Nie rozumiesz. Ja cię po prostu nienawidzę, ciągnięcie tego zaprowadzi nas do śmierci. Dlatego zostaw mnie w spokoju na zawsze. – błądziłam wzrokiem po jego twarzy, w poszukiwaniu zrozumienia. - Od teraz widzimy się tylko na treningach i misjach. Nie przychodź do mojego pokoju i nie prowokuj takich sytuacji.- sama nie mogłam się pogodzić z tym, co mu przed chwilą powiedziałam, ale naprawdę go nienawidziłam. Nienawidziłam go za to, co do niego czułam.

- Nie możesz... - nie dałam mu skończyć. Był mistrzem manipulacji, doskonale wiedział, co powiedzieć, bym zmieniła zdanie.

- Mogę. Chcesz? Mogę nawet pokazać ci jak. – wstałam szybko, otworzyłam drzwi i wyszłam, zostawiając go samego kucającego na środku damskiej toalety. W windzie powstrzymałam się od płaczu, ale ból w mojej klatce piersiowej był nie do zniesienia. Szybko mogłam pojąć, że kochanie go boli, ale nienawidzenie go wbrew sobie jest jeszcze gorsze. Czy to jest miłość? Czy mogła mnie spotkać w takim miejscu, jak te? W takim razie jest ona najgorszą rzeczą, jaką poznałam.




*****




Kiedy ochłonęłam po rozmowie z Justinem, musiałam zacząć robić wszystko, by moje życie chociaż trochę przypominało to, zanim go tu nie było. Weszłam do gabinetu, zostałam przywitana ciepłym uśmiechem Charlotte i skierowałam się do pokoju obok. Mike siedział jak zwykle w swoim czarnym fotelu i przeglądał jakieś papiery.

- Cześć, kotku.- powiedział, unosząc wzrok znad biurka. Oparł się wygodnie o fotel i gestem ręki poprosił, bym podeszła bliżej. – Jak się czujesz? – zapytał dziwnie miłym tonem, ponieważ nie słyszałam go często. Zazwyczaj był nieprzyjemny, władczy i groźny. Dzisiaj wyglądał na wyjątkowo rozluźnionego, tylko jego zielone oczy były jak zwykle zmęczone i o mętnym kolorze.

- Lepiej. – powiedziałam, wymuszając uśmiech.

- Doktor Rickquell powiedział mi, że masz wielkie szczęście, chyba nie będziesz potrzebowała operacji.- na tę wiadomość, kamień spadł mi z serca.- Masz dla mnie raport? – zapytał.

- Tak. – kiwnęłam głową i podałam mu kopertę z moimi notatkami. Przerzucił kartki pobieżnie i rzucił je na biurko.

- Jeszcze tydzień i wrócisz do pracy. Mam nadzieje, że zbytnio się nie nudzisz.- mruknął, a ja cała zesztywniałam.

- Nie mogę się doczekać. Nie narzekam na wolny czas, ale nie mam co ze sobą zrobić.- skłamałam.

- Skoro sprawy zawodowe są już skończone, możemy przejść do przyjemniejszych rzeczy. – powiedział, a ja miałam wrażenie, że rozmawiam z zupełnie innym człowiekiem. Czy to nie jest jeden z tych bardzo głupich, realistycznych snów, po których budzisz się rozczarowana?

- Masz jakiś pomysł? – zapytałam, wpatrując się w jego cwaniacki uśmiech. Jak ja go dawno nie widziałam.

- Myślę, że znalazłoby się kilka. – powiedział i przyciągnął mnie do siebie, zmuszając, bym usiadła mu na kolanach.

Chwycił palcem wskazującym mój brązowy pasek i z zaskoczenia pocałował mnie w usta. Pomimo tego, że było to przyjemne, nie czułam nic specjalnego, nie czułam tego, co kiedyś. Wiedziałam, że Justin robi to lepiej od niego, nie powinnam o tym myśleć, bo to Mike był moim chłopakiem, nie Justin. Odnosiłam wrażenie jakbym całowała kogoś z rodziny. Nie miałam ochoty, żeby to robić. Ale nie mogłam nagle zejść z jego kolan, bo nabrałby podejrzeń. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie Justina. Nawet dobrze mi szło, gdyby Mike nie wpakował swojej dłoni w moje spodnie.

- Stringi, jak ja to lubię. - mruknął w moje usta i uszczypnął mnie w tyłek, na co podskoczyłam.

- Nie chcę tego robić tutaj.- wymamrotałam, usiłując się ratować. Mogłam dać mu tego, czego chciał, ale wyczułby, że coś jest nie tak. Nie działał na mnie tak jak Justin. Miałam nadzieję, że coś jeszcze z tego będzie, ale teraz wiedziałam że od dziś będę musiała za każdym razem udawać. Kochałam go, ale nie potrafiłam tego okazać, bo moje pragnienia zatrzymały się wokół jednej osoby. Zdradziłam go, a to jest kara. Muszę nauczyć się kochać go od nowa. W tej chwili do gabinetu wparował mój bohater. Błagam powiedzcie mi jeszcze, że to rodzaj jakieś chorej telepatii, może myślami przywołuje go do siebie? To jest ironia losu. Justin zrobił się trochę zmieszany na widok tego, co zobaczył. Sekundę później jego twarz skamieniała i nie wyrażała nic. Ta sytuacja była na tyle żenująca, że teraz czułam się jakbym zdradziła ich obu.

- Nikt cię nie nauczył pukać, idioto?! - krzyknął Mike, który nadal trzymał mnie na kolanach. Mówiłam mu to tysiąc razy. - pomyślałam. Wzięłam rękę Mike'a ze swoich spodni i wstałam z jego kolan. Stanęłam na przeciwko Justina, obok fotela Mike'a. Nie mogłam spojrzeć mu w oczy. Wytarłam usta dłonią i zapięłam z powrotem białą koszule. Dajcie mi się zabić...

- Przepraszam.- odparł spokojnie. - Wołałeś.- przypomniał mu, przybierając służbowy ton głosu. Mike poprawił się w fotelu i wziął głęboki oddech.

- Ach, tak, chciałem ci pogratulować. Nie wiedziałem, że tak dobrze ci pójdzie.- chyba chciał powiedzieć ,,Nie wiedziałem, że to jest w ogóle możliwe. Powinieneś być martwy.''

- Dziękuję. - podziękował służbowym tonem, kiwając głową. On również nie patrzył na mnie.

- Czemu jesteście tacy sztywni? - zapytał Mike. Myślałam, że tylko ja czuję to ciężkie powietrze wiszące nad nami. Mike klasnął energicznie w dłonie i uśmiechnął się, szczerząc zęby. - W takim razie chłopie zasłużyłeś na odrobinę zabawy! Zarezerwowałem klub, oczywiście dostaniesz jeszcze swoje wynagrodzenie. - wstał i uścisnął mu rękę. Czy to jest mój Mike? Co on dziś brał? Albo lepiej, czego dziś nie brał? - Masz wielkie szczęście. Jestem pewien, że Rachelle z chęcią zajmie się dzisiaj tobą. - ciarki mnie przeszły na dźwięk mojego imienia. W opóźnionym tempie złożyłam jego wypowiedź w logiczną całość. Czy on właśnie powiedział Justinowi, że ma ze mną uprawiać seks? Poczułam jakby niewidzialna ręka ściskała moje gardło.- Prawda, Rachelle? - czekał na potwierdzenie. Dostałam palpitacji serca. On wie wszystko, zaraz nas zabije....

- Tak. - wydukałam niezdolna do niczego innego. Zaraz, co? Nie, chciałam powiedzieć NIE. - Jeśli muszę.- dodałam, siląc się na obojętny ton.

- To świetnie, widzimy się wieczorem. - odparł radośnie Mike, otwierając drzwi, Justinowi.

- Doceniam to. Nie musiałeś.- powiedział spokojnie, ale ja widziałam, że jego klatka piersiowa unosi się cztery razy szybciej niż minutę temu.

- Ona jest tu najlepsza, nie pożałujesz. Tylko się nie pozabijajcie.- zaśmiał się szyderczo. Kiedy Justin wyszedł, Mike obdarzył mnie swoim spojrzeniem i wyszeptał - Wiem, że nie za bardzo jest ci z tym dobrze, ale ten chłopak zniszczył mojego największego wroga. Muszę zrobić wszystko, by nadal chciał tu być i pracować dla mnie, a jeśli odejdzie, szkoda marnować taki talent.- podszedł do mnie i położył dłonie na moich biodrach. Całując mnie w policzek przeszył mnie wzrokiem. - Skończymy to co zaczęliśmy, kochanie? - kochanie, dawno tak do mnie nie mówił. Teraz to słowo stało się dziwne i obce w jego ustach.

- Chciałabym...- skłamałam, kładąc dłonie na jego ramiona - ale źle się czuję. Głowa mnie boli.- jęknęłam, chwytając się za głowę. Starałam się, żeby wyglądało to wiarygodnie.

- W takim razie połóż się spać. - powiedział z troską, dotykając mojego czoła. Zmusiłam się, żeby pocałować go krótko i wyszłam z jego gabinetu. Czeka mnie długa noc - pomyślałam, przygryzając wargę, kiedy szłam do pokoju.




*******



Do moich uszu dochodziła głośna muzyka o mocnych bitach. Nie usiłowałam się wsłuchiwać w jej tekst. Całą piątką byliśmy w Queen, jednym z podmiejskich klubów dla wtajemniczonych. Mike załatwiał jakieś interesy z właścicielem Queen. Scoot zajął się podrywaniem jakieś seksownej szatynki o wielkich, niebieskich oczach, a Monique poszła po kolejną porcje martini. Pomimo dwóch wcześniejszych drinków, nadal czułam się zatrważająco trzeźwa. Zazwyczaj jak Monique skręcała się ze śmiechu pod stołem, ja dopiero czułam się lekko podpita. Jev siedział samotnie przy barze popijając whisky, dlatego Monique tak bardzo chętnie szła do baru po nowe drinki. Justin... cóż nie można było się do niego dostać. Otoczony przez bandę dziewczyn, siedział nie zwracając uwagi na nie, jakby w ogóle nie dotykały jego włosów z fascynacją, nie oblizywały wskazujących palców, ani nie zmuszały go do patrzenia na ich biust, nie szczerzyły się do niego i nie podziwiały jego mięśni, machając nogami jakby to miało je maksymalnie wydłużyć, czy pokazywać mu jakiego koloru są ich majtki pod krótkimi sukienkami. Nie zdziwi zapewne fakt, że gotowało się we mnie na ten widok. Miałam ochotę wytargać każdą za włosy i przeciągnąć przez cały klub, aż do wyjścia. Niech ten koszmar się skończy. - Opierałam głowę na łokciu ze wzrokiem ostrzegającym ,,lepiej do mnie nie podchodź.''

- Jesteście jak dzieci.- parsknęła Monique, kładąc kieliszki na stole. - Siedzisz tutaj jak struta, idź do niego.- poganiała mnie.

- Cały czas łazisz do baru, gapiąc się na Jeva, zamiast z nim pogadać, więc nie mów mi, co mam robić.- warknęłam zirytowana.

- Widać, że oboje macie na to ochotę. Zróbcie to raz, porządnie i będzie spokój.- Oczywiście, problem w tym, że my to zrobiliśmy i chcemy więcej. Ale skąd ona może o tym wiedzieć?

- Zapamiętam.- mruknęłam na odczepnego.- Nie pij tyle na raz. - powiedziałam, obserwując jak w sekundę wypiła trzy czwarte swojego nowego drinka.

- Muszę to wypić, żeby iść po nowe. - wyjaśniła i wróciła do ssania plastikowej rurki.

- Jeżeli tak dalej pójdzie za dziesięć minut nie będziesz pamiętać jak się nazywasz, a wtedy w ogóle z nim nie porozmawiasz.- stwierdziłam fakt, zabierając jej szklankę sprzed nosa.

- Już idę! Okej!? - wymachiwała energicznie rękoma.- On cały czas gapi się na ciebie.

- Jest zajęty, nie widzisz.- nie mogłam opanować wściekłości. To nie jej się należało, ale tym dziewczynom latającym wokół Justina. Nie moja wina, że ona była bliżej. Nie jestem idealna.

- Nie uważasz, że to coś znaczy? Poza tym proszę cię, one są żałosne, skaczą wokół niego jak jakieś małpki. Ty masz klasę, nie musisz nic robić by cię zauważył.

- Do czego ty zmierzasz...- syknęłam, mrużąc oczy. - Zajmij się swoim życiem towarzyskim.

- Inni faceci patrzą na ciebie jakby chcieli z tobą to zrobić raz i to jest całkiem naturalne.- zaczęło się, mądrości panny Howard po pijaku.- Podczas gdy on patrzy na ciebie jakby spróbował, polubił i chciał więcej.- powiedziała rozbawiona z lisim uśmieszkiem.

- Co jeszcze możesz wyczytać z jego oczu? - zapytałam z sarkazmem. To było dla niej za wiele. Zachowywałam się okropnie. Na jej twarzy pojawił się grymas.

- Nic więcej. Nie znam go tak dobrze jak ty, ale radzę ci zrobić coś ze sobą i zmniejszyć swoje napięcie seksualne, bo ostatnio jesteś nie do wytrzymania! Ciągle zrzędzisz! - wykrzyczała i zostawiła mnie samą. Po jakiś pięciu minutach Scoot, zauważając, że doskwiera mi samotność, przyprowadził swoją piękną, nową zdobycz i siłą wciągnął mnie na parkiet. Na początku byłam przytłoczona tą muzyką, dymem i spoconymi ludźmi wokół mnie. Niektórych w ogóle nie znałam, a innych musiałam kiedyś widzieć w hotelu. W pewnym momencie, ku mojemu zaskoczeniu przyzwyczaiłam się do tego wszystkiego i pozwoliłam, żeby moje ciało wczuło się w rytm muzyki. Po chwili wywijałam na parkiecie jak szalona, nie usiłowałam spoglądać w stronę Justina i kontrolować, co się z nim dzieje. Dałam się ponieść emocjom, skakałam, klaskałam i kręciłam biodrami. Zapominałam o wszystkim. Nagle czyjeś ręce dotknęły mojego brzucha. Wyglądały na męskie. Poczułam, że chłopak który za mną stoi przyciągnął mnie do siebie jak najmocniej. Nie świadoma niczego, nie stawiałam oporu i otarłam się o niego tyłem schodząc w dół. Następnie stając na nogi chciałam się obrócić, aby zobaczyć kim on jest, ale mi na to nie pozwolił. Znowu przycisnął swoje ciało do mojego, chwytając za szelki moich spodni kciukami z dwóch stron. Zaczął kręcić razem ze mną biodrami w lewo i w prawo, to było nawet bardzo przyjemne. Następnie położył brodę na moim ramieniu i wtulił się w zagłębienie mojej szyi. Przed oczami mignęły mi jego włosy i dopiero teraz rozpoznałam znajomy zapach męskich perfum.

- Chodź, mam dość czekania.- szepnął, dotykając ustami płatka mojego ucha, powodując przyjemne dreszcze na moich plecach.

Chwycił mnie za nadgarstek i wyprowadził z klubu. Bez słowa pomógł mi wsiąść do swojego czarnego lamborghini. Jechaliśmy bardzo szybko. Oboje czekaliśmy na ten moment, nie chcąc się do tego przyznać. W hotelu było dziwnie pusto i spokojnie. Tylko recepcjonistki zareagowały na nasze przyjście. Ochroniarzy też było mniej niż zazwyczaj, bo pilnowali Mike'a. Nie było to zauważalne dla normalnych gości, ale ja znałam ich rozmieszczenie na pamięć. W holu ciepłe powietrze mieszało się z chłodnym, docierającym z dworu. Szybkim krokiem pokonaliśmy odcinek do windy, a ja przeklinałam to, że musimy tyle na nią czekać. Pewnie wszyscy zastanawiali się, czemu nam się tak spieszy.

- U ciebie czy u mnie? - zapytałam jakby to miało jakieś znaczenie.

- U mnie.- odpowiedział, a ja zaczęłam zdejmować płaszcz i szal. Pojechaliśmy na trzecie piętro do apartamentu numer 669.

- Serio? - mruknęłam rozbawiona, zdając sobie sprawę, że pierwszy raz będę w jego pokoju. Wcale nie wyglądał na męski, wszystko było schludnie i poukładane. Spodziewałam się sterty brudnych ciuchów i resztek jedzenia. Zdjęłam buty w przedpokoju i powiesiłam płaszcz, wkładając szal do rękawa. Gestem ręki wskazał mi sypialnie, do której weszłam o miękkich nogach. Na podłodze leżał puszysty czekoladowo brązowy dywan, w którym moje stopy się zapadały. Na środku znajdowało się wielkie łóżko z jedwabną brązową narzutą i czarnymi poduszkami. Z sypialni można było wyjść na balkon. Tradycyjnie jak w każdym pokoju okna sięgały od podłogi do sufitu, Justin zasłonił je granatowymi, zdobionymi zasłonami, w podobnym odcieniu, co ściany. Na przeciwko łóżka wisiał telewizor. Nad łóżkiem na suficie wisiało lustro ze złotą ramą.

- Po co ci lustro w takim miejscu? - zapytałam zaintrygowana.

- Nie domyślasz się? -  podszedł do mnie, zerkając na nie z błyskiem w oku. No tak, przez chwilę zapomniałam, że jest uwodzicielem. Lustro umożliwiało mu zobaczenie wszystkiego, czego nie może normalnie, gdy dziewczyna jest nad nim. Było jego trzecim okiem.

- Aha.- tylko tyle zdołałam odpowiedzieć. Usiadłam na jego łóżku.

- Nie musisz tego robić, jeśli nie chcesz. - kłopot polegał na tym, że chciałam to zrobić, ale wiedziałam też, że nic dobrego z tego nie wyniknie.

- Nie, po prostu hamuje mnie fakt, że Mike kazał mi to zrobić. - po prostu czułam się jak dziwka, ale tego mu nie powiedziałam.

- Jeśli jest ci z tym źle, nie ma sensu tego robić. - w tym momencie z kieszeni wyjął skręta, którego z początku miałam za zwykłego papierosa i zapalił go. Nie był w humorze po tym wszystkim, co mu powiedziałam. Szkoda, że nie wiedział, że nie tylko jego zabolały moje słowa. Ja i on, łóżko i półmrok. Jak ja do cholery mogłam się powstrzymać? Wszystko w tym pokoju kipiało seksem. Nie byłam w stanie myśleć o czymś innym tylko o tym, by zaciągnąć go do łóżka.

- Od kiedy ty palisz? - zapytałam nieśmiało.

- Od dzisiaj.- wychrypiał beznamiętnie. Spoglądaliśmy sobie w oczy, nie mogłam tego wytrzymać. Justin wyszedł na balkon zostawiając mnie samą. Obserwowałam jak ustami robi kółeczka z dymu. Weź się w garść, przecież to jest to o czym marzysz, kiedy go przy tobie nie ma. Ty chcesz się z nim kochać.

- Okej, zróbmy to.- powiedziałam, podchodząc do niego.

- Co jeśli on już o nas wie? - obawiałam się sama zadać to pytanie.

- Będziemy się o to martwić potem.- zdecydowałam wesołym głosem.

- Jesteś pewna, że to nie będzie kolejny błąd, jaki zrobisz? - zakpił, wypuszczając dym z ust.

- To będzie najlepszy błąd, jaki kiedykolwiek zrobiłam.- odpowiedziałam poważnie.

- Chcesz się czegoś napić przed? - zapytał.

- Nie.- mruknęłam krótko.- A teraz wyrzuć to świństwo.- rozkazałam, uśmiechając się do niego.

- Dlaczego? - nie podobało mu się to, ale zaciągnął się skrętem ostatni raz, po czym wzięłam go od niego i rzuciłam go przez balkon.

- Bo te usta będą czymś innym zajęte.- powiedziałam rozkosznym tonem głosu. - Mam zamiar cię pieprzyć i chcę żebyś zapamiętał dokładnie wszystko, co ci zrobię. - powiedziałam i pocałowałam go, pozwalając, żeby wdmuchnął dym do moich ust. Objęłam jego szyję i oplotłam go ciasno nogami w pasie. Jego dłonie szybko odnalazły moje pośladki. Weszliśmy z powrotem do jego sypialni. Zaniósł mnie do łóżka nie przestając mnie całować. Upuścił mnie na brzegu swojego materaca i stanął przede mną. Chwycił moją dłoń i położył na klatce piersiowej. Masowałam jego umięśniony brzuch, gdy on zdejmował koszulkę. Gdy tylko to zrobił położyłam się wygodnie na łóżku, a on okrakiem usiadł na mnie, drażniąc mój gorący brzuch zimnym wisiorkiem, zwisającym z jego szyi. Pocałowałam go w usta, a wisiorek, który teraz obijał się o nasze ciała złapałam dwoma palcami.

- To mnie gilga i drażni, zdejmij go. - poprosiłam. Oczywiście mnie nie posłuchał, uśmiechnął się usatysfakcjonowany. - Dzisiaj ja miałam rządzić, jeżeli nie chcesz go zdjąć, to pozwól mi być na górze. - mruknęłam z wyrzutem.

- Czegokolwiek sobie dzisiaj życzysz. - mruknął w moje usta i złączeni w pocałunku przeturlaliśmy się tak, że teraz ja byłam nad nim. Błądziłam dłońmi po jego mięśniach. - Rozpuść włosy. - jęknął po chwili.

- Będzie mi niewygodnie.- westchnęłam całując jego lewą pierś.

- Za dużo gadasz.- syknął przez moje usta i sam mi je rozpuścił. Wiedziałam, że w tej chwili igram z ogniem, ale dla tych iskier warto było spłonąć. Jutro zapomnisz o wszystkim i będzie tak jak dawniej.- pomyślałam, mierzwiąc jego włosy.






Break up. Make up
Total waste of time
Can we please make up our minds
And stop acting like we're blind?
'Cause if the water dries up and the moon stops shining
Stars fall, and the world goes blind, boy
You know, I'll be savin' my love for you, for you
'Cause you're the best mistake I've ever made
But we hold on, hold on 

Ariana Grande - Best Mistake





_________________________________



Witajcie kochani! 
Mam nadzieje, że Was nie zawiodłam.
Wprowadziłam trochę zmian na blogu:
Po pierwsze, zmieniłam tytuł bloga na Justin Bieber's Touch.
 (dziękuję za radę xD)
Myślę też nad zmianą adresu,  ale to pewnie po świętach,
jeżeli w ogóle. (NA PEWNO WAS POINFORMUJĘ WCZEŚNIEJ)
Po drugie, w gadżetach pojawiła się zakładka blogi,
do której możecie wpisywać adresy swoich blogów, lub
tych, którymi chcecie się podzielić. 
Znajdziecie tam również blogi, które czytam. 
Po trzecie, nie informuje tylko na tt,  jeżeli napiszecie
wiadomość na email: touchangelmusic@gmail.com
podacie facebook, nr gg, cokolwiek, co pomoże mi  Was znaleźć.
Mam jeszcze inne plany, ale o nich później.

 



 
Z racji zbliżających się świąt dodam
kilka rozdziałów więcej, niż zazwyczaj.
Mam też nadzieje napisać je
do przodu byście nie musieli tak długo czekać. 


Gratuluje Wam ponad 36 tysięcy wyświetleń! 
Dobijecie do 37 tysięcy?
Dziękuję za  poprzednie komentarze,
kocham je czytać. 
Jak myślicie, co będzie dalej?
Jestem ciekawa waszych koncepcji. ;p 



Mam wielki problem przez Justina, ponieważ nie

mogę go nazywać ciemnym blondynem,
a z racji tego, że nie wiem ile
będzie miał na sobie ten platynowy blond,
to wole unikać pisania o kolorze jego włosów. 


@loovesickk (podziękujcie jej, bo gdyby nie ona
nie byłoby mnie tutaj xD) uparła się, że mam 
coś dodać, specjalnie dla Ciebie skarbie:



- Justin, pofarbowałeś włosy? - zapytałam zszokowana, 
spoglądając na jego platynowe blond włosy.
- Tak jakoś wyszło...- powiedział zawstydzony, chwytając za ich końcówki.
- Wyglądasz jak idiota.- wybuchłam śmiechem. 
- Doprawdy? - mruknął, podnosząc jedną brew do góry i wydął usta w podkówkę, chwytając mnie w pasie.
- Żartuję.- powiedziałam, jeszcze raz dokładnie się mu przyglądając. Nie jest źle. Ten kolor podkreślał magnetyczny brąz jego oczu. - Sam seks.- stwierdziłam, oblizując usta.






Następny rozdział za tydzień.
Trzymajcie się ;) 






Jeśli spodobał Ci się ten rozdział, bądź uważasz, że całkiem go zawaliłam, 
tudzież zniszczyłam twoje wszelkie wyobrażenia, lub po prostu wiesz,
  że sprawi mi to wielką radość i być może zainspiruje,
napisz komentarz.




9 komentarzy:

  1. Ale z Mike'a świnia! Już pomijając te jego chore ambicje, okrucieństwo i to, że jest mordercą. Jak on mógł w nagrodę za udaną misję dać Justinowi...Rachelle?! To znaczy dla tej dwójki to nic nieprzyjemnego, wręcz przeciwnie, ale...sam fakt, że traktuje Rach jak rzecz jest nie do zniesienia. A ja pokładałam w nim nadzieje...;'( Cóż, jego zmiana w dobrego człowieka graniczy z cudem.
    Uczucie, jakie łączy Rachelle i Justina jest coraz głębsze i poważniejsze, oni tracą kontrolę nad tym wszystkim i jedyne, co mnie przeraża to reakcja Mike'a, gdy się o tym wszystkim dowie. On zdradzał Rach pewnie setki razy, ale ta wiadomość może go troszeńkę wnerwić...
    Chcę, żeby Monique była z Jevem ! :D Mam nadzieję, że coś z tym zrobisz :P
    Jeśli chodzi o końcówkę...no, no...Rachelle jeszcze bardziej wyostrzyła swój język. "Mam zamiar cię pieprzyć..." hahahah :D Oj, Dorcia :D

    A co do tego pod notką: bez przesady, wcale tak dużo tu nie zdziałałam. Taki wspaniały rozdział sam się nie napisał : ) więc brawa dla Dorotki !!!! <3
    A włosy Justina...może napiszę tylko, że czekam na rudy kolorek. :D I na nowy rozdział oczywiście :D
    <3 :*

    OdpowiedzUsuń
  2. grrrr Mike to dupek fuuuu
    a Justin boski boski boski jak zawsze
    kurcze a najlepsze sa te wymiany zdan i cwaniacki uśmiech justinka ^^
    jejjj ubóstwiam <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ło ło za tydzien juz nowy rozdzial no szalejesz
    Boziu nie moge sie doczekac oni sa tacy kochani i mega seksi
    Ale szkoda ze nie ma wiecej ich takiej wymiany slow i cwaniackich usmieszkow ^^
    Ejejejejejjeej masakra zakochalam sie w tym opowiadaniu hah ^^ <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Mike to chujowy dupek !! Kurwa niech ma go gdzies :D
    JUSTIN !! tylko on ;3 :D hihihi
    Awwww to lustro nad łóżkiem haha :D
    Mirro Mirro :P
    chce już NEXT :*
    a i boski rozdział jesteś genialna ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeeeeest nowy w sobotee!!!
    Pelnia szczescia hahaha
    Justin sexi, Mike to obrzydliwy okropny debil niech spada
    Ciekawa jestem jak potoczy sie dalej akcja hahah <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  6. *.* *.* *.* *.*
    No po prostu magia *.*
    I do tego dzisiaj rozdzial :33 *.*
    Hihi <3

    OdpowiedzUsuń
  7. czekam i czekam na rozdział hahah <3
    ten to po prostu boski <3
    jej no to fanfiction jest najlepsze <3 <3
    pisz dalej bo na prawde talet to ty masz ogromny :****

    OdpowiedzUsuń
  8. nie ma rozdzialuu :(
    ja rowniez czekam buuu :(
    uwielbiam to opowiadanie po prostu lepszego nie ma <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Lovciam to opowiadanie jest THE BEST

    OdpowiedzUsuń