Strony

wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 27





Kiedy otworzyłam oczy w pokoju było jasno, a jedyny dźwięk jaki mogłam usłyszeć to spokojny oddech chłopaka leżącego obok. Nasze nogi były splątane razem pod białą kołdrą. Spojrzałam na niego zafascynowana. Uśmiechał się przez sen, więc musiałam wczoraj wykonać kawał dobrej roboty. Jest perfekcyjny w każdym calu, chciałabym tak budzić się każdego dnia i widzieć go rano w moim łóżku. Uśmiechnęłam się, chociaż wiedziałam, że on nie ma o tym pojęcia. Ta noc była mi niesamowicie potrzebna... Nie bałam się niczego, byłam zrelaksowana i myślałam tylko o nim. Mogłabym powiedzieć, że jestem szczęśliwa, ale teraz uświadomiłam sobie, że to jest tylko chwila i nie będziemy mieli prawa tego powtarzać. Czy to było prawdziwe? Obydwoje leżeliśmy w jednym łóżku dlatego, że mój chłopak tego chciał. Nie brzmi znajomo? Tak, tylko teraz nie musiałam i nie chciałam go zabić. Od początku między nami była jakaś niewidzialna siła. Nie potrafiłam się jej oprzeć. Obserwowałam go zahipnotyzowana, chociaż wiedziałam, że nie powinnam. Przyłożyłam nos do jego szyi, wąchając przyjemny zapach perfum, od których chyba robiłam się uzależniona. Lewą dłonią odgarnęłam czule jego rozczochrane włosy. Na jego twarzy pojawił się grymas. Przez chwile mrużył oczy, ponieważ musiał się przyzwyczaić do światła.

- Czeeść.- ziewnął, chwytając za mój nadgarstek nieco mocniej niż trzeba było, gdy chciałam zabrać swoją dłoń z jego włosów. Chwycił za nią i pocałował mnie w nią, a następnie złączył nasze palce razem.

- Jak się spało? - zapytałam, zapominając o wszystkim, gdy jego czekoladowe oczy utknęły w moich, a jego druga ręka gładziła moje udo.

- Dobrze.- wymamrotał sennie, przyglądając się mi.

- Czemu tak na mnie patrzysz? – mruknęłam zawstydzona, choć to było absurdalne, bo kilka godzin temu widział mnie całą nago.

- Ponieważ jesteś piękna.- odpowiedział, a ja poczułam przypływ gorąca i dziwne uczucie w brzuchu. Pochylił się nade mną i pocałował mnie w usta. Jego wargi były przyjemnie miękkie i wysuszone, ale kolejny pocałunek szybko to zmienił.

- Poczekaj.- powiedziałam, kładąc otwartą dłoń na jego mostku, gdzie był wytatuowany krzyż. Wczoraj w nocy zapamiętałam wszystkie jego tatuaże, łącznie z Indianinem na plecach.

- Wiedziałem, że to tylko kwestia czasu, zanim to przerwiesz.- mruknął niezadowolony i rzucił się z powrotem na łóżko obok mnie.

- Która godzina? – zapytałam, rozglądając się za zegarkiem.

- Jakoś koło trzynastej.- powiedział, patrząc na złoty zegarek, który nosił na lewej dłoni, o którym zapomniałam, że tam jest.

- Już tak późno? – powiedziałam zdenerwowana, wiedząc, że o czternastej mam trening ze Scootem. Chwyciłam jego rękę i osobiście przeanalizowałam położenie wskazówek jego zegarka. Cholera, on ma rację. Usiadłam na jego łóżku, było zdecydowanie wygodniejsze od mojego.

- Nie spaliśmy prawie całą noc.- uświadomił mi i puścił do mnie oko, uśmiechając się. Właśnie to będzie podejrzane. Jeżeli natychmiast nie pojawię się w pokoju, Mike mógłby stwierdzić, że za dobrze się bawiłam. Miałby rację, ale nikt nie mógł o tym wiedzieć. Wszyscy powinni myśleć, że zrobiłam to, bo musiałam i nie widziałam w tym nic przyjemnego.

– Muszę iść.- powiedziałam przeczesując włosy palcami, byłam pewna, że mam gniazdo na głowie.

- Nie, nie zgadzam się. Ty nigdzie nie idziesz, zostajesz ze mną. Tutaj.- powiedział, obejmując mnie w pasie i uniemożliwiając mi jakiekolwiek ruchy.

- Justin, puść.- poprosiłam, a gdy objął mnie jeszcze mocnej to podniosłam ton głosu.- Puść mnie! Justin!- zaczął się śmiać, całując mnie w szyję.- Nie żartuję, jeżeli w tej chwili mnie nie puścisz, zrobię ci coś złego! – oświadczyłam, próbując spojrzeć na jego twarz, ale był za bardzo zajęty dezorientowaniem mnie pocałunkami na karku.

- Ostatnio lubię te wszystkie rzeczy, które mi robisz...- mruknął, a ja poczułam jak jego prawa dłoń masuje mój brzuch. Następnie znalazła się na mojej piersi, gdy ją ścisnął odchyliłam szyję w tył, kładąc głowę na jego ramieniu. – Wyglądasz w niej lepiej, niż ja.- powiedział, muskając językiem mój czuły punkt na szyi, przez co natychmiast poczułam mrowienie u dołu, po chwili znalazła się tam jego druga ręka, która masowała mnie przez czarne majtki i wykonywała te same koliste ruchy, co jego prawa dłoń na mojej piersi.

- Naprawdę? – wstrzymałam oddech, zagryzając wargę i kontynuując rozmowę o jego czarnej koszulce z wężem, którą kazał mi założyć, kiedy zrobiło mi się zimno w nocy. Oczywiście ona była z tego wszystkiego najmniej ważna.

- Yhym.- mruknął, nasilając swoje ruchy. Czułam jakbym latała pięćdziesiąt metrów nad ziemią, ze świadomością, że zaraz gwałtownie spadnę na ziemię.

- Justin, przestań. – syknęłam przez zęby, wstrzymując oddech. Jest za dobry, a ja wcale nie chciałam, żeby przestał. Niestety mój rozsądek mówił coś innego, za to ciało wyginało się na wszelkie strony, by tylko poczuć przyjemność lepiej. 

- Chcesz mnie.- szepnął, całując zachłannie moje ramię. Czułam własny puls i wyrywające się serce z piersi. Nie wiedziałam, czy przypadkiem nie dostałam migotania przedsionków. Obróciłam się do niego twarzą, całując go gwałtownie i mocno w usta, czując jak jego palce lewej ręki odchylają gumkę moich majtek. Zacisnęłam mocno nogi, nadal czując jego ciepłą dłoń między nimi, ale nie dałam mu nią poruszyć, chociaż w rzeczywistości miałam ochotę na co innego. Jego głowa uderzyła lekko o ścianę, gdy próbował złapać trochę powietrza. Gładziłam palcami jego umięśnione ramiona po to, żeby opanować wzrastające napięcie między nami.

- Chcę ciebie, ale nigdy nie będę mogła ciebie mieć. – szepnęłam poważnie, spoglądając w jego oczy. To uczucie mnie zabije.- pomyślałam. Wystarczyła chwila, by doprowadził mnie do palpitacji serca. Nie wiedziałam czy to jest miłość, ale potęga tego wzajemnego pożądania była zniewalająca. - Jestem z Mike'iem. – odsunął się ode mnie słysząc imię swojego szefa.

- Mam dosyć.- warknął, odpychając mnie i usiadł obok, zakładając ręce na piersi.- Jednego dnia mnie chcesz, drugiego dnia mną pomiatasz i uciekasz do swojego chłopaka. Zachowujesz się jakbyś była chora! Nie mam zamiaru przychodzić do ciebie na każdą twoją zachciankę, jak twój Mike nie będzie chciał ci tego dać. Nie będę twoją zabawką! Zdecyduj się na coś! Mam dosyć tego twojego tak, nie i może. Dostaje szału od tego! – zaczął na mnie krzyczeć. Odsunęłam się od niego, byłam zaskoczona, bo po raz pierwszy to on mnie odepchnął.

- Przynajmniej teraz wiesz jak ja się czułam, gdy dowiedziałam się, że jesteś moim trenerem!- odpyskowałam równie wściekła. – Czuję się tak codziennie! Na tych twoich cholernych treningach też! Jesteś pieprzonym egoistą!

- Ja jestem egoistą? Mówisz jakbyś była szalona! - zaczął wymachiwać rękami, gestykulując.

- Ach, więc teraz jestem wariatką! No to gratuluję, właśnie przeleciałeś tą samą, chorą psychicznie dziewczynę po raz trzeci. Jesteś z siebie dumny?

- Tego nie powiedziałem! Chodzi o to, że to ty cały czas zmieniasz zdanie! Nie nadążam za tobą dziewczyno!

- To świetnie, bo ja cały czas mam w głowie to twoje zdanie! Jak to było? - wzniosłam oczy ku górze, udając, że usiłuję sobie je przypomnieć, chociaż zostało wyryte w mojej pamięci na zawsze. - Ach, tak: Jestem tu tylko po to, by pokazać ci jak bardzo jesteś słaba.- wybuchłam, powstrzymując płacz. – Słyszę to za każdym, cholernym razem, gdy na ciebie patrzę.- skłamałam. - Zawsze zachowujesz się, jakby świat należał do ciebie, jakbyś mógł wszystko! Rozczaruje cię, jesteś tylko egoistycznym dupkiem, który myśli tylko o sobie! Przyznaj się do tego!

- Dobra! Chcesz to usłyszeć? Okej, jestem pieprzonym egoistą, a to był tylko seks. Lepiej ci? – zapytał sarkastycznie. To było jak pocisk, który celował prosto w moje serce. – Skoro tak trudno ci na mnie patrzeć i ze mną rozmawiać, to w ogóle się nie widujmy! – krzyczał dalej, a ja przymknęłam oczy, żeby nie musieć patrzeć na jego wściekły i rozczarowany wyraz twarzy.- Oczywiście musimy się widzieć w pracy, ale na to nie mamy wpływu.- dodał po chwili ciszej, zdając sobie sprawę, że to co powiedział przed chwilą było niemożliwe.

- Masz racje! To bardzo dobry pomysł! Cieszę się, że nie będę musiała już więcej zmieniać się w twoją dziwkę. - warknęłam, trzymając za klamkę jego drzwi od sypialni.

- Super, w takim razie starajmy się nie wchodzić sobie w drogę.- jego oczy przewiercały mnie od wewnątrz.

- Świetnie! – krzyknęłam i trzasnęłam z całej siły drzwiami, czując jak wylatuje ze mnie cała frustracja.

- Świetnie! – powtórzył, gdy brałam swój płaszcz z przedpokoju i niemalże wybiegłam z jego apartamentu. Gdy stanęłam w korytarzu jeden z ochroniarzy uśmiechnął się do mnie z politowaniem. O co mu chodzi? Ups... Stałam w korytarzu, z zawieszonym na ramieniu płaszczem i szalem, w butach, majtkach i męskiej czarnej koszulce z wężem, która ledwo zakrywała mi tyłek. Justin. Wszystko przez niego! Wróciłam do jego sypialni. Za dużo się nie zmieniło, nadal leżał na łóżku, pocierając ręką twarz, westchnął głęboko.

- Co? Już zmieniłaś zdanie? – warknął niemiłym, sarkastycznym tonem.

- Nie! Zapomniałam spodni.- odwarknęłam, biorąc je z fotela obok jego łóżka.

- Aha.- wydukał, patrząc na mnie jak szybko je zakładam. Ponownie wyszłam bez słowa, idąc do siebie, modląc się by nie spotkać nikogo znajomego po drodze. Mogliby się domyśleć, co robiłam tej nocy, bo normalnie nigdy nie wychodziłam z pokoju bez makijażu, albo cała rozmazana z tak nieogarniętymi włosami. Nie patrzyłam w lustro, ale domyślałam się jak wyglądam. Powstrzymywałam łzy dopóki nie znalazłam się w swoim pokoju. Jak mógł pomyśleć, że traktuję go jak zabawkę? Mike jest moim chłopakiem, co ja mogę na to poradzić? Nie zerwę z nim. Jeżeli bym to zrobiła straciłabym wszystko. Poza tym to tylko seks, prawda? Zrobiłaś to, co słuszne. To koniec.

O czternastej punktualnie weszłam na salę treningową w piwnicy. Scoot przywitał mnie uśmiechem i gestem ręki kazał mi wziąć jeden ze sztyletów wiszących na ścianie.

- Dzisiaj zrobimy sobie przerwę od wysiłkowych ćwiczeń i pokażę ci jak obsługiwać to cudeńko. – odpowiedział, a ja udawałam że wszystko ze mną w porządku. Na początku ćwiczyłam z nim rzucanie do celu. Następnie kazał mi złapać lecący prosto na mnie sztylet, co uznałam za totalną głupotę, ale na szczęście w porę robiłam uniki.

- Kiedy spróbujesz go złapać? – zapytał cierpliwie za dwudziestym razem, kiedy cały czas uciekałam przed jego ,,cudeńkiem".

- Kiedy przestaniesz próbować mnie zabić. – odparłam rzeczowo, zakładając ręce na piersi i obserwując jak podnosi sztylet z ziemi. – Jeżeli byłbyś tak miły i puszczał go trochę bokiem, może przestałabym się bać, że utnie mi głowę, przepraszam za moje bezwarunkowe odruchy! – warknęłam, a on obdarzył mnie zaskoczonym spojrzeniem.

- Co cię dzisiaj ugryzło? – zapytał i tym razem posłuchał mnie. Wycelował sztylet tak, jak o to prosiłam. Niestety nie udało mi się złapać go na czas. Zdążył przelecieć obok mojej ręki.

- Nic.- syknęłam, nie spuszczając z tonu, mając nadzieję, że mi odpuści.

- Okej, trzeba poćwiczyć twój refleks. Musisz się skupić. – Łatwo powiedzieć, nie masz takich problemów jak ja. – pomyślałam. Przynajmniej zrozumiał, że nie warto poruszać tematu jak się czuję.- Skoro jesteś pewna, że z tobą nic się nie dzieje, to możesz mi wytłumaczyć, czemu Justin tak dziwnie się zachowuje? – zapytał, przerywając ćwiczenie. Jednak nie zrozumiał. Westchnęłam głęboko, próbując się uspokoić.

- Skąd ja mam to niby wiedzieć? – pewnie byłam za bardzo ostra dla niego, ale Scoot zawsze sobie z tym radzi, więc przestałam się tym przejmować. Akceptował i znosił we mnie wszystko, dlatego byłby idealnym starszym bratem.

- Myślałem, że jesteście przyjaciółmi. Dobrze bawiliście się wczoraj w Queen.- Taak, jesteśmy idealnymi przyjaciółmi do pieprzenia. O niczym innym tak bardzo nie marzyłam jak o tym, żeby znaleźć sobie kogoś takiego.

- Ja myślałam, że byłeś zbyt zajęty niebieskooką pięknością, żeby teraz tworzyć takie absurdy.- odebrałam jego słowa jak atak. Jeśli nie jestem z Justinem w łóżku, albo się z nim nie kłócę to ludzie wokół muszą mi o nim przypominać. To nie jest normalne! Boże, co ja ci zrobiłam, za co mnie tak karzesz?

- Trudno było was nie zauważyć wczoraj na parkiecie. W sumie zachowywaliście się jakby nie było tam nikogo oprócz was. To trochę dziwne, wiem.- Nie, to jest całkiem przytomna uwaga, bo poza nim ktoś mógłby celować do mnie prosto z pistoletu, a ja bym na to nie zwróciła uwagi odurzona jego zapachem i spoglądająca na jego usta. Od dłuższego czasu byłam poza kontrolą. Najgorsze było to, że zdawałam sobie z tego sprawę i nie potrafiłam z tym walczyć. Mogłam udawać, ale to siedziało we mnie jak jakaś zaraza.

- Tak, to jest bardzo dziwne. Powinieneś więcej odpoczywać.- odparłam.

- Rachelle, lepiej nie zbliżaj się do niego. W końcu on jest mistrzem w uwodzeniu, a z tego mogą wyjść niezłe kłopoty. – Przyszła pora na dziwne przeczucia. Ja również je miałam, ale nie prosiłam nikogo, by mi je powtarzał. - Pracujcie, ale nie może to oddziaływać na was samych. – Mike już wie. Wszyscy wiedzą. – Wyszłaś od niego w samej koszulce. Wiem, że Mike ci kazał to zrobić, ale stąpacie po bardzo kruchym lodzie. – Świetnie! To teraz cały hotel wie gdzie byłam w nocy, a skoro cały hotel wie, jestem pewna, że Monique również. Super, wszystko przez moje roztargnienie i głupich plotkarskich ochroniarzy. Byłam pełna paniki, czułam się osaczona. Czy może być coś gorszego?

- Scoot... - do sali treningowej wszedł nie kto inny jak Justin. Wymieniliśmy zmieszane, krótkie spojrzenia. OCZYWIŚCIE, ŻE MOŻE BYĆ COŚ GORSZEGO. Niepotrzebnie o to pytałam. – Okej, przyjdę później.

- Nie, powiedz o co chodzi.- Scoot zaprosił go gestem ręki do środka.

- Nie, później wpadnę. To nic ważnego.- mruknął niewyraźnie i poszedł.

- Okej, coś jest nie tak. – odpowiedział, uważnie patrząc w moje oczy.

- Nie, to nic takiego. Wydaje ci się.- zapewniłam. – To co teraz? – zapytałam, chcąc uniknąć ciągnięcia tego tematu. On widział i wiedział zbyt dużo. Wszystko przez to, że potrafiliśmy sobie czytać z wyrazu twarzy, mimo mojego udawania.

- Dopóki nie złapiesz tego, nie wyjedziesz z tej sali.- powiedział hardo.

- Super.- powiedziałam bez entuzjazmu. Oby trwało to jak najdłużej, bo nie przeżyję treningu z Justinem. Jak na złość oczywiście musiałam zrobić to po jakimś czasie, inaczej wbiłoby mi się w aortę. Scoot miał swoje sposoby, bym zaczęła go słuchać. Cóż, zawsze byłam oporną uczennicą.




******



To był koszmar. Tydzień później miałam trening z Justinem w jego pokoju, bo nie mogliśmy skorzystać z sali gimnastycznej. Wszystkie wspomnienia z nocy powróciły. Nie wiedziałam jak powstrzymać chęć rzucenia się na niego. Najpierw bym go udusiła ze złości, a potem całowała, bo tylko on potrafił mi w tym wszystkim dorównać. Pragnęłam go i to było złe. Cały tydzień każdy trening był dla nas obu katorgą. On zamienił się w prawdziwego specjalistę. Unikał zwracania się do mnie po imieniu, kończył trening zgodnie z czasem, a gdy tylko spotkał mnie gdzieś w hotelu natychmiast odchodził. Oczywiście ja robiłam dokładnie to samo. Nie chciałam się przed sobą do tego przyznać, ale naprawdę tęskniłam za nim. Stałam w jego salonie, w którym podobnie jak w sypialni był niesamowicie miękki dywan. Chyba nie tylko na punkcie łazienek miał jakiś fetysz.

- Okej, zaczynajmy. – powiedział służbowym tonem. Nasz trening był taki jak każdy inny i to było najgorsze, bo musiałam robić wszystko, co mi kazał mimo, że go nienawidziłam, a on mnie. Pomimo, że chcieliśmy zachować się jak dorośli ludzie, w głębi duszy nasza duma wygrywała z pragnieniami i nie mogliśmy się dogadać. Każde jego głupie polecenie mnie bolało. Wiał od niego taki chłód jak nigdy. Zachowywał się jak najzwyklejszy trener. Żadnych normalnych rozmów, żadnych głupich komentarzy i gierek, nic. Czułam się jakbym w ogóle go nie znała, chociaż tak właśnie było. Nie wiedziałam o nim podstawowych rzeczy, dlaczego tu się znalazł, do czego Mike jeszcze go potrzebuje, dlaczego właśnie jego wybrał i najważniejsze – jego przeszłość. Skąd pochodzi, co robił wcześniej i jak znalazł go Mike? Trudno mi uwierzyć, że ktoś może zajmować się uwodzeniem na poważnie. Dopóki nie dowiedziałam się, że jest moim trenerem w życiu nie pomyślałabym, że taki ktoś może istnieć. Sama nazwa nie brzmiała normalnie, ale jego zawód, jeśli można to tak nazwać, również nie należał do normalnych. - Dzisiaj ćwiczymy taniec na rurze.- odparł, wskazując ręką metalową rurę, jakby wcale nie rzucała się w oczy przy samym wejściu. Czym jeszcze mnie zaskoczy? Uwodziciel, mistrz walk i tancerz? To nie mogło pomieścić się w mojej głowie. Na początku brzmiało jak jakiś żart. Czy on pokazywał mi jakie ruchy mam wykonać? Oczywiście, że nie. Stał jeden metr od tego żelastwa i bezczelnie kierował moim ciałem, bez przerwy mnie poprawiając.

- A teraz przełóż lewą nogę do góry.- powiedział, kiedy ściskałam z całych sił rurę, ścierając sobie skórę z rąk. Niemiłosiernie piekły, a nierozciągnięte mięśnie bolały. Nie, tego nie mogłam puścić mu płazem. Na twarzy byłam cała czerwona i czułam jak moje zmęczenie sięga zenitu. Nie mogłam zgodzić się na to wszystko. Nikomu nie pozwoliłabym na rządzenie mną, a on przekraczał wszelkie granice od pierwszego treningu.

- Zapomniałeś dodać ,, I złam sobie kręgosłup.'' Nie da się tego zrobić.- powiedziałam trzymając się nogami i rękoma tej paskudnej, metalowej rurki. Co oni mogą w tym seksownego widzieć? Ten taniec definitywnie boli. Chyba, że właśnie ból ich tak kręci. W takim razie wszyscy mężczyźni są psychopatami. Ten taniec wymaga bardzo dużo pracy. Nie chciałam nawet pytać skąd Justin tak dobrze się na nim zna. Nawet nie musiałam, domyślałam się.

- Wyprostuj się i rozluźnij. Cały ciężar ciała przenieś na ręce i przełóż lewą nogę do góry. – powiedział spokojnie.

- Spadnę. – stwierdziłam, patrząc w dół, mimo że od podłogi, wyłożonej miękkim dywanem, dzielił mnie zaledwie metr. Wtedy westchnął głęboko, a jego pokerowa twarz odsłoniła trochę litości w oczach. Podszedł bliżej rury i stał obok mnie, tak że mógł mnie dotknąć.

- Spokojnie, trzymam cię. Zaufaj mi. Nie spadniesz.- Tydzień temu spałam z nim, wściekłam się, pokłóciliśmy się i znienawidziliśmy. I ja mam mu teraz ufać? To śmieszne. Mimo to byłam na tyle naiwna, by mu w to uwierzyć. I spadłam... prosto w jego ramiona. Nie zrobiłam tego specjalnie, naprawdę nie dałam rady utrzymać się na rękach. Wstrzymałam oddech z przerażeniem, patrząc na jego twarz niebezpiecznie blisko mojej. Czułam jego gorące ręce na moich zimnych nogach, ponieważ miałam na sobie cienkie czarne rajstopy. Jego oddech owionął całe moje ciało. Gdy oboje otrząsnęliśmy się z transu nie mogłam utrzymać języka za zębami.

- Mówiłam ci.- syknęłam, gdy postawił mnie na podłodze.

- Dziękuję by się przydało.- powiedział chłodno, patrzył na mnie z nienawiścią w oczach. Cholernie to bolało. Dziwisz mu się? 

- Dziękuję.- powiedziałam od niechcenia. – Nie musiałabym, gdybyś nie kazał mi tego robić.- w końcu nie byłabym sobą, gdybym czegoś nie dodała.

- To moja wina, że jesteś taka beznadziejna? Każdy by to zrobił.- spojrzałam na niego z bólem w oczach. Wiem, że jestem beznadziejna, a ty musisz mi o tym przypominać? Dziwne jest to, że najbardziej boli mnie, że to padło z twoich ust. Jeżeli powiedziałby to ktoś inny pewnie bym go zabiła, albo zignorowała.– Okej, przepraszam. Poniosło mnie. – dodał skruszonym głosem, zauważając moją minę.

- Nie przepraszaj. Przecież właśnie tak myślisz.- powiedziałam, odsuwając się od niego.

- Nieprawda.- zaprzeczył, kiwając głową na ,,nie.''

- Chociaż nie kłam.- powiedziałam, a kiedy poczułam, że moje oczy wilgotnieją dodałam - Uważam, że powinniśmy skończyć.

- Jak chcesz. – powiedział beznamiętnie, patrząc w odległy punkt za mną, a ja zabrałam rzeczy i wyszłam z jego pokoju. To już nie był mój Justin. Oboje udawaliśmy ludzi, którymi nie byliśmy, żeby ochronić samych siebie od paraliżującego bólu. Ale bólu nie da się pokonać na dłuższą metę. Mogłam udawać ślepą, ale ten tydzień uświadomił mi, że ja go naprawdę kocham. Nie mogłam się z tym pogodzić, ale moje serce wiedziało czego chce, a nad własnymi uczuciami czasem nie można zapanować. Nie w tym wypadku.

Wyszłam ochłonąć i odetchnąć świeżym powietrzem. Teraz wcześniej zaczęło się ściemniać. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Mogłam się upić, ale robiłam to każdego wieczoru i wcale nie pomagało. Zapewniało tylko poranny ból głowy. Na początku Monique krzyczała na mnie i próbowała mnie kontrolować, ale szybko załapała, że i tak zrobię to, na co mam ochotę i już ze mną nie walczyła. Wiedziała, że to najlepszy sposób, żeby zniszczyć nasze dobre relacje. Wyczuwała, że dzieje się coś złego. Nie przypuszczałam, że miłość może być czymś złym. Najgorsze było to, że nie byłam pewna jego uczuć, ale co by było gdybym jednak je znała? Pewnie nie zmieniłoby to nic, ponieważ my po prostu nie możemy być razem. Nie byliśmy sobie przeznaczeni. W moich snach pojawiała się jego twarz, bo za dużo razy myślałam o nim w dzień. Praktycznie w każdej wolnej chwili. Monique zaczęła unikać tematów związanych z jego osobą. Gdy pytałam o Jeva, wiedziałam, że nadal nie udało się jej zwrócić jego uwagi. Obiecałam sobie, że jak tylko ogarnę ten cholerny ból w moim sercu, zacznę od uświadomienia im jakimi są idiotami. Oni mogli być razem. Nikt im tego nie mógł zabronić.

Za hotelem był mały ogród dla gości. Zamykali go zazwyczaj o dziewiątej, więc przeszłam przez ogrodzenie. Nie było wysokie, a ja miałam to opanowane do perfekcji. Wdychałam zachłannie lodowate powietrze, nie zwracając uwagi na to, że jest mi zimno. Miałam na sobie czarny płaszcz i tradycyjnie niebieskie jeansy oraz brązowe, zamszowe koturny. Wpatrywałam się w światła latarni i granatowe niebo pełne gwiazd, przez które jeszcze przebijały się ciemne chmury. Ten widok mnie uspokajał. Nagle poczułam czyjąś dłoń na moich ustach. Po chwili zostałam zaciągnięta w ciemne miejsce, z daleka od latarni, wśród drzew. Krzyczałam, ale niewiele to pomagało. Moje serce biło bardzo mocno. Byłam przerażona. Nie mogłam wykonać żadnego uniku, ponieważ ktoś trzymał mnie z całej siły. Zostało mi tylko ugryźć go w palec, bo co do tego, że to mężczyzna nie miałam wątpliwości, chociaż nie widziałam jego twarzy.

- Aua.. ugryzłaś mnie! – powiedział... Justin? Puścił mnie i zaczął oglądać swój palec, na którym zostawiłam czerwone ślady swoich zębów.

- Justin? – powiedziałam zszokowana.- Mogłeś się do mnie nie zakradać od tyłu.- przytomnie zauważyłam.

- Odeszłabyś, zauważając mnie.- wyjaśnił i miał rację. – Nie musiałaś mnie tak mocno gryźć.

- Nie musiałeś mnie tak bardzo wystraszyć.- odszczeknęłam, nadal próbując opanować oddech. Z naszych ust unosiła się biała para. – Po co tu przyszedłeś? – zapytałam.

- Bo nie mogę wytrzymać z tym wszystkim. – odparł szczerze, wpatrując się w moje oczy.

- Ja też.- powiedziałam cicho. Tylko nie patrz w jego oczy. Spojrzałam.

- Mam tego dosyć i muszę wiedzieć, co czujesz.- odparł szybko, jakby bał się tego wypowiedzieć.

- Powiedzmy, że przy tobie czuje się inaczej.- mruknęłam.

- Oszukujesz samą siebie.- skomentował cynicznie.

- Nie zachowuj się jakbyś wiedział, co czuję. Wiesz, że tego nienawidzę.- warknęłam ze złością.

- W takim razie powiedz coś konkretnego. Nie zbywaj mnie.- poprosił, widziałam że się denerwuje. Zamurowało mnie. - Powiedz coś.- szepnął po dłużej chwili mojego milczenia.

- Nie mogę.- jęknęłam.

- Dlaczego?

- Bo jedyne, co przychodzi mi do głowy to to, że cię kocham.- nie mogłam powstrzymać jednej łzy, która właśnie spływała po moim policzku, a on czule ją otarł. – Nie powinnam w ten sposób o tobie myśleć. Ale nie mogę przestać.

- To ważne co czujesz.- powiedział, lekko się uśmiechając. Liczyłam na inną odpowiedź. Co jeśli właśnie popełniłam największy błąd swojego życia? Co jeśli właśnie teraz przyznałam się do tego, że zdradziłam Mike'a? Co jeśli Mike o tym wie, albo co gorsza taki był jego plan?

- To bez znaczenia, bo nie mogę cie kochać. Jestem z Mike'iem. Poza tym skąd mam wiedzieć, że to nie jest jakiś chory plan Mike'a albo część jakieś chorej gry?

- Jesteś szalona! – zaśmiał się, patrząc w moje oczy.

- Znowu zaczynasz? Może lepiej pójdę, zanim ci przywalę.- wymamrotałam, marszcząc brwi.

- Jesteś naprawdę urocza, kiedy popadasz w taki obłęd.- mruknął wesoło i zaczął tulić mnie do siebie. Pojawia się znikąd i robi mi nagle taki mętlik w głowie, że nawet nie jestem w stanie opisać tego, co czuję.

- O co ci chodzi? – zapytałam, ponieważ już całkiem go nie rozumiałam.

- Kocham ciebie od samego początku. I też próbuję z tym walczyć, ale jak widać ani mnie, ani tobie to nie wychodzi. – uśmiechnął się szeroko. Czy on właśnie powiedział, że mnie kocha? To była najlepsza rzecz, a zarazem najgorsza jaka mogła mi się przytrafić.

- Czy ty...- wydukałam niezdolna powiedzieć nic więcej.

- Tak, Rachelle Roberts, kocham cię.- powiedział głośno, na co wystraszyłam się, że ktoś mógł to usłyszeć i zamknęłam mu usta dłonią, którą po chwili pocałował. Zmroziłam go wzrokiem. Zabiliby go, gdyby to usłyszeli.

- Żartujesz, prawda? – powiedziałam nerwowo, śmiejąc się, jakby właśnie opowiedział mi najlepszy kawał, jaki kiedykolwiek słyszałam. Na pewno źle zrozumiałam, pewnie powiedział ,,Nienawidzę cię.''

- Nie, ani trochę.- powiedział, oblizując wargę i tym samym zwracając moją uwagę na jego usta.

- Ale przecież my tylko lubimy uprawiać ze sobą seks, nic więcej.- wymamrotałam nieśmiało, chociaż sama czułam inaczej.

- Wiem jak wygląda uprawianie seksu, ponieważ się go lubi, a nasz seks zupełnie tak nie wygląda.- powiedział tuż przy moich ustach z chrypą, która powodowała ciarki na całym moim ciele.

- Przecież my siebie nienawidzimy.

- Nie, ja cię nie nienawidzę. Nienawidzę tylko tego uczucia, które jest między nami. To wszystko komplikuje, ale ukrywanie tego jest jeszcze trudniejsze. Proszę, pozwól to sobie ułatwić. Dlaczego mamy wciąż czuć się źle, skoro doskonale wiemy, że może nam być dobrze?

- Mylisz się. My nigdy nie będziemy mogli być razem.

- Ale nie zaprzeczysz, że jest nam ze sobą dobrze.

- Justin...

- Przestań myśleć o tym, co możemy, a czego nie. Od lat robimy nielegalne i okropne rzeczy, a to miłość miałaby być tą, która jest dla nas zakazana? Nie mogę na ciebie patrzeć, wiedząc że nie mogę cię dotknąć. To mnie niszczy. – doskonale wiedziałam, o co mu chodzi. Czułam to samo.

- Nie.. to nie jest dobry pomysł.- szepnęłam niepewnie.

- Możemy raz o tym nie myśleć? Zawsze będziemy mieć wątpliwości, ale to jest lepsze od udawania, że nic nas nie łączy.

- Ale jak ty sobie to wyobrażasz? Jeśli oni się dowiedzą to nas zabiją. Jeśli ktokolwiek się dowie to...- zaczęłam kręcić głową i powoli się wycofywać.

- Rachelle, za dużo mnie to kosztuje. Nie mam siły. Poza tym będziemy ostrożni. Nikt się dowie, słyszysz? – złapał mnie za ramiona, pocierając je.- Obiecuję.

- To się nie uda. To się nie ma prawa udać.- łzy spływały po moich policzkach.

- Rachelle. Zaufaj mi. Proszę. – powiedział szeptem i pocałował mnie. Nasze języki splatały się ze sobą. W mojej głowie natomiast toczyła się walka pomiędzy ,,za'' i ,,przeciw.'' Zdecydowanie większą część zajmowały ,,przeciw'', ponieważ istniało milion powodów, dla których nie powinnam się na to zgadzać. Jednak czy ja zawsze muszę kierować się zdrowym rozsądkiem? Czy nie mogę raz zrobić tego, na co mam ochotę, bez zgody Mike'a? Może zabijałam ludzi, ale miałam takie same prawo czuć, jak oni. W moim wypadku to było jak samobójstwo i wiedziałam, że będą z tego kłopoty, ale ile mogłam się przed tym bronić?




_____________________________


Rozdział wyszedł fatalnie, naprawdę nie jestem z niego zadowolona.

Obiecywałam tydzień, ale tak długo próbowałam coś dopisać
czy zmienić, że wychodziło jeszcze gorzej. 
Może to dlatego, że mam teraz dużo na głowie.
Nie informuję teraz o nowym rozdziale, bo
jutro jest wigilia, macie pewnie inne zajęcia,
niż czytanie mojego bloga. ;) 
 Następny rozdział albo za tydzień, albo za dwa,
bo nie chce pisać czegoś na siłę.


 



Życzę Wam ciepłych, rodzinnych świąt, spełnienia marzeń,
koncertów Waszych idoli, na których będziecie
stali w pierwszym rzędzie, 
szczęścia z każdego dnia, wspaniałych przyjaciół, na których 
możecie liczyć, sukcesów, z których będziecie dumni i
odwagi, żeby robić to,
czego naprawdę chcecie,
aby poczuć się spełnieni.
Oczywiście, oprócz tego, życzę Wam 
mnóstwa prezentów i wszystkiego, o czym zapomniałam,
a co jest Wam potrzebne. ;p 
 Mam nadzieje, że wytrzymacie ze mną ten kolejny rok.
Jak zwykle życzę Wam, żeby nadchodzący rok był lepszy od poprzedniego.
Justin i Rachelle również życzą Wam Wesołych Świąt! ;*
                       



 

                                                          
                                                                    Do następnej !



Jeśli spodobał Ci się ten rozdział, bądź uważasz, że całkiem go zawaliłam, 
tudzież zniszczyłam twoje wszelkie wyobrażenia, 
lub po prostu wiesz, że sprawi mi to wielką radość i być może zainspiruje, 
napisz komentarz. 


ROZDZIAŁY | LISTA INFORMOWANYCHZWIASTUN | KONTAKT

15 komentarzy:

  1. Jeśli to jest fatalny rozdział to ja nie wiem co Cie opetalo
    Jeeejjjj BBBBBBOOOOSSSSSSSSKKKKKKIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIII <3
    Kobieto to jest no jaaaa naaaaaaaaaaaajjjjjjjjjjlepszzzzzze fanfiction
    jjejejejjejejjejejejeee :33
    kocham <3 i pisz dalej :****

    OdpowiedzUsuń
  2. Dorcia, nie przesadzaj, rozdział wcale nie jest beznadziejny. A nawet jeśli nie wyszło ci tak jak chciałaś, to nie obwiniaj się, bo każdy ma prawo mieć dzień, gdy nic się nie udaje. : )
    Osobiście uważam, że rozdział niczym mnie nie zawiódł i jest super. : )
    A w tym wszystkim najlepsza jest Rachelle...rozbraja mnie swoimi przemyśleniami :D
    Coś czuję, że zbliża się jakaś grubsza akcja XD
    Chcę wiedzieć co będzie dalej...

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiedzi
    1. JEJU WRÓCILAM !
      Jesteś cudowna ale co tu dużo mówić jak na pewno to wiesz ^^
      Rozdział jest genialny <3
      I Justin awww słodki <3 i mam nadzieję że ta ich zakazana miłość bd trwać do końca !! :3
      A Mike niech się buja ... chuj nie zasługuję na Rechell !!
      Okey już się uspokajam....
      Czekam na następny ^^
      Dziękuję za życzenia i składam spóźnione ^^ ale no SYLWESTER żeby był niezapomniany ;3
      Buziaczki :*

      Usuń
  4. KOCHAM. CIĘ. DZIEWCZYNO
    boże oni musza być razem i czuje to,że Mike się dowie i będzie chciał ich zabić...ale na Boga no! on ją zdradzał i robi to nadal i dam sobie reke uciąć,że Mike jej nie kocha...Justin i Rachelle jako para..omg <3
    twoja /luvmyjieber

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział bardzo mi się podoba :) Zresztą jak każdy napisany przez Ciebie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudowny rozdział.
    Jesteś świetna ;) jestem tu od dawna i naprawdę kocham czytać tego bloga. Boże, głupi Mike... pewnie jeszcze sporo namiesza, tak bardzo się tego boję. To słodkie, że się kochają. Hej, mogłabym o coś prosić? Chciałabym bardzo zobaczyć punkt widzenia Justina. Uwielbiam to widzieć.
    Do następnego, czekam niecierpliwie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, że o tym myślałam? Na początku chciałam, żeby rozdziały były pisane oczami Rachelle, bo wtedy nie wiecie zbyt dużo o Justinie, a nie całkiem go znacie, podobnie jak Rachelle. Gdybym pisała jego oczami wszystko byłoby jasne. Może napiszę jeden taki rozdział, a później zobaczymy. Musisz troszke poczekać ;p

      Usuń
  7. Nic nie zawaliłaś, świetny rozdział :D w całą noc przeczytałam wszystkie rozdziały. Mega jest! Czekam na kolejny już!
    Sama od niedawna pisze FF o Justinie. http://hellofreekiss.blogspot.com/
    Zajrzyj jak możesz i oceń swoim profesjonalnym okiem :)

    OdpowiedzUsuń
  8. <3333333333333333333333333 nic nie zwiliłaś !kobieto ! to najlepszy rozdział <33

    OdpowiedzUsuń
  9. Twój blog jest świetny. Trafiłam na niego przypadkiem i przeczytałam wszystko w kilka godzin. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Znalazłam to ff dzisiaj i po prostu się zakochałam!!! Ta fabuła tak bardzo różni się od innych! Świetny rozdział ♡♡ Czekam na następny; *

    OdpowiedzUsuń
  11. boże rozdział świetny <3

    https://www.youtube.com/watch?v=K3GkSo3ujSY

    OdpowiedzUsuń
  12. Kocham to.!
    Dziś przeczytałam te wszystkie rozdziały w 6 godzin. :-D

    OdpowiedzUsuń
  13. Boże niech ona się w końcu poda tej miłości bo Justin zwariuje przez nią oboje się kochają i nie mogą bez siebię życ to niech idą na żywioł a Mike niech się wali na ryj

    OdpowiedzUsuń