Strony

piątek, 31 maja 2013

Rozdział 9





Wszystko, co widziałam to ciemna droga, poprzecinana białymi pasami. Ten widok działał na mnie usypiająco. Rozbudziłam się dopiero wtedy, gdy usłyszałam głos Monique.
- W bagażniku są prochy. Za jakieś dwie minuty będziemy na bramkach. Przebierz się w to .- poprosiła mnie i skinęła głową na puste środkowe miejsce kanapy między mną a Justinem, na którym leżała bawełniana siatka.
- Przepraszam, CO TO MA BYĆ?- warknęłam przez zęby biorąc do rąk jakiś gorset i przyglądając się mu. Twórca tego stroju użył najmniej materiału ile się dało. Szkoda, że wcześniej nie powiedzieli mi, że mam się w to przebrać... Właściwie, to wiem dlaczego tego nie zrobili, bo chwilę później to COŚ wylądowałoby w rurach kanalizacyjnych hotelu.
- Twój strój. Nie mam z tym nic wspólnego. To Mike.- wiedziałam, że Monique nie wpadła na ten wspaniałomyślny pomysł. Coś mówiło mi, że nie tylko Mike maczał w tym palce. To samo Coś, z drugiej strony kazało mi wierzyć, że Justin jest inny. Miałam jeszcze jakąś granice cierpliwości, ale mój trener nieraz potrafił jej nadużyć. Obecność Monique dodawała mi sił. Pewnie zrobiłaby wszystko, żeby mnie chronić. To należało do zakresów jej obowiązków, ale mimo wszystko czułam, że jesteśmy dla siebie ważne i troszczy się o mnie niezależnie od pracy, dlatego nie mogłam zabić dzisiaj Justina. Ona nie pozwoli mi zrobić czegoś głupiego. Nie pozwoli, dopóki jest blisko.
- Zatrzymajmy się przy jakiś krzakach.- zaproponowałam próbując opanować wzbierający się we mnie gniew. Powinnam zachowywać się tak, jakbym była zawodowcem. Zostałam wyprowadzona z równowagi przez głupi skrawek materiału, co się ze mną dzieje?
- Musisz się przebrać tutaj. Na autostradzie nie możemy się zatrzymywać, stacje odpadają, bo nie mamy kodów do monitoringu.- zauważył Jev.
- Właśnie, Rachelle. W końcu jesteś profesjonalistką. Masz jakiś problem? - wtórował mu z takim samym entuzjazmem Justin. Ludzie, co oni nigdy dziewczyny w bieliźnie nie widzieli? Nie uwierzę w to. Widziałam w lusterku jak Monique prycha pod nosem ale wciąż uważnie patrzyła na drogę. Specjalnie umieściła mnie z Justinem z tyłu, żeby mieć co obserwować. Musiało być to dla niej przezabawne. Miałam tylko nadzieje, że wreszcie zrozumie, za co tak bardzo go nienawidzę.
- Odwróć się.- syknęłam przez zęby nabuzowana. Zdjęłam koszulkę nakładając szybko ubranie na siebie. Widziałam, że mój ‘’trener’’ stara się robić wszystko, aby utrzymać głowę w bez ruchu, ale jego oczy wędrujące w kierunku mojego ciała nie dawały szans na pozostawienie pozoru bezinteresowności. Gdybyśmy byli sami w samochodzie zrobiłabym mu na złość, czekając, kiedy już nie da rady. Wbrew wszystkiemu, co o nim myślę, nawet największy twardziel nie ma ze mną szans. – Radzę ci nie patrz, bo moja ręka może znaleźć się niebezpiecznie blisko twojej twarzy.
- Jeszcze spodnie. I chyba musisz zdjąć ten stanik. Lepiej byłoby bez.- doradził rozkosznym głosem mój nauczyciel. Oczywiście wszechwiedzący, jak zawsze.
- Pozwól, że to ja ustalę jak jest lepiej. Masz może jeszcze jakieś uwagi? Może napiszesz mi instrukcję w jaki sposób mam się przebierać? - mówiłam złowrogim, sarkastycznym tonem. Całkiem zapomniałam, że nie poprawiłam dokładnie gorsetu i nadal jestem prawie półnaga. Nie do wiary, jak mogłam dać się tak sprowokować.
- Jev, czyżbyś miał interes do naszej kochanej Rachelle? – z tymi słowami wypowiedzianymi przez Monique ja i Justin zdaliśmy sobie sprawę, że Jev wcale nie jest lepszym od mojego urokliwego trenera. Zrozumiałam, że wlepiają się w mnie dwie pary oczu, a nie jedna. Przepłynęła przeze mnie fala gorąca.
- Ciebie też to dotyczy.- dodałam szybko zdejmując spodnie i okrywając się czarną bluzą.
- Daj jej to.- Monique zwróciła się do czarnowłosego chłopaka, zakładając okulary przeciwsłoneczne. Po chwili Jev obrócił się z łobuzerskim uśmieszkiem na twarzy, podał mi fałszywy dowód, pendriva, zapalniczkę  i scyzoryk. – Wysiadasz, odwracasz uwagę, działasz i wsiadasz z powrotem do samochodu. Wiesz co robić? – upewniła się, poprawiając obie dłonie na kierownicy.
- Tak.- odpowiedziałam zachrypniętym głosem.
- Witam. Paszport poproszę.- powiedział gliniarz. Czekałam na znak. Rozejrzałam się po okolicy. Z wymownym szokiem spojrzałam na budkę, w której siedział Scoot. Co on tu robi? Mniejsza o to, skup się.
- Eh, Robbie. Chodź tutaj!- krzyknął Scoot przejętym głosem.
- Już.- szepnęła nerwowo Monique. Spojrzałam na ochroniarza z boku. Stał i przyglądał się naszej grupce, pilnując nas podczas nieobecności przełożonego. Zgrabnie wysiadłam z auta, wzięłam ze sobą portfel i schowałam wszystkie środki ostrożności, które dostałam od Jeva tak, by ich nie zauważyli. Kamera, kamera, kamera.. powtarzałam sobie w myślach monotonnie. Odetchnęłam głęboko. Czas zacząć.
- Przepraszam, gdzie jest toaleta? - zapytałam strażnika, gdy ten właśnie chciał obejrzeć nasz samochód i paszporty. Drugim zajmie się Scoot, więc skupiłam się na jednym. Musiałam działać szybko i skutecznie. Jeżeli strażnik będzie się opierał (a nie wyglądał mi na takiego) użyję scyzoryka. Magiczna broń. Mike wiele razy powtarzał mi, że nic nie jest tak okrutne, bolesne i szybkie jak rana zadana ze zwykłego ostrego noża. Pomyślałam jak zatapiam go w swoim trenerze i od razu uśmiech wpełznął mi na twarz.
- W tamtym budynku obok.- odparł niepewnym tonem spoglądając na mnie. Gdyby nie był na służbie, zacząłby się ślinić. Wzdrygnęłam się na samą myśl o tym. Obrzydzenie sięgnęło zenitu. ,,Jesteś specjalistką, jesteś zawodowcem, przestań, zrób, co masz zrobić i go zostaw!’’ Mówienie do siebie naprawdę dodaje otuchy. Rozejrzałam się jak głupia w odwrotną stronę.
- Naprawdę? Nie widzę.- przybliżyłam się do niego bardzo blisko.- Czy mógłby mi pan pokazać, który to budynek? – spytałam rozkosznym tonem, podkreślając każde słowo. Czy ja naprawdę muszę to robić? ,,Tak, z pewnością wolałabyś być katowana w klatce.’’ I nagle moje zdanie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. A miejsce, w którym się znalazłam rajem na ziemi. Byłam w mafii, wiedziałam, na co się piszę. No może nie do końca, ale pogodziłam się z tym ryzykiem. Na pewno moje roztrzepanie nie może mi przeszkodzić w misji. Tym bardziej, że akurat dzisiaj mam szeroką widownię. I tak się składa, że jest w niej facet, którego szczerze nienawidzę. To, że wygrał ze mną raz, nie znaczy że pozwolę mu na to po raz drugi. Opanuj się! - upomniałam się w myślach. Nagle opanował mnie spokój – tak, o to mi chodziło.
- Ależ oczywiście. – zaślepiony policjant szedł przede mną do toalety. Mój bohater - zadrwiłam w duchu i wywróciłam oczami. Zerknęłam na komórkę.. czas, czas, czas. Brakuje nam czasu... Rozejrzałam się. MAM. Łazienki dla personelu.. to jest to. Weszłam do toalety publicznej... zrobiłam zniesmaczoną minę, strażnik nadal stał koło mnie, zdecydowanie wpatrzony w dolne partie mojego ciała pewnie podziwiał mój tyłek. Nie skomentuje tego, chociaż w normalnych okolicznościach dałabym mu w twarz. Znowu. Nie ma normalnych okoliczności w moim życiu. Są nienormalni źli ludzie, albo wybitnie głupi trenerzy. Skup się i przestań o nim myśleć.- wściekłam się na siebie.
- Przepraszam, mam alergie na brud. – Boże, tylko na tyle mnie stać? Niech będzie, nie wygląda na bystrego. – Nie ma tutaj jakiś innych łazienek? - spojrzałam na niego najbardziej wymownym wzrokiem na tej ziemi. I udałam, że poprawiam sobie rajstopy, ukazując ponętnie udo. Śmiałam się z tego jak to na nich działa.
- Ach tak.- uśmiechnął się szeroko. Załapał. No wreszcie. Całe szczęście, bo nie widziałam ile będę musiała się tak wyginać.- Proszę za mną.- rozejrzał się wokoło i przyspieszył kroku. Kiedy znaleźliśmy się w wąskiej toalecie widać było, że nie mógł mi się oprzeć. Przepraszam i to ja potrzebuje trenera?  Ta sytuacja doskonale odzwierciedla jak bardzo jest on bezużyteczny. Mężczyzna pocałował mnie oślizgłymi ustami, a gdy byłam już pewna, że uśpiłam jego czujność, wyjęłam dyskretnie scyzoryk i przyłożyłam mu zimny metal do szyi. Drugą ręką wyciągnęłam ostrożnie z jego pasa broń i wyrzuciłam za siebie.
- A teraz grzecznie, zaprowadzisz mnie do komputera, albo utnę ci coś, czego nie chciałbyś stracić, zrozumiano? - syknęłam mu do ucha.- Żadnych gwałtownych ruchów, zachowujesz się normalnie, albo moi przyjaciele się tobą zajmą, a ja dokończę dzieło jeszcze bardziej okrutnie. Co wybierasz? - warknęłam złowieszczo, mrużąc oczami. Strażnik wstrzymał oddech na moment, zszokowany z przerażonym wzrokiem patrzył na mój scyzoryk. Bez słowa, z nierównym oddechem ruszył do budki. Kiwnęłam dłonią, żeby się pospieszył.
- Dopilnuj by nikogo nie było w środku.- powiedziałam zdecydowanym głosem. Pokiwał głową nerwowo. Usłyszałam jego głos i innego strażnika. Kiedy ten drugi wyszedł, wparowałam do środka i walnęłam pierwszego łokciem w głowę tak, że upadł, uderzając głową o blat stołu i osunął się na podłogę. Daję góra piętnaście minut i się obudzi. Wyciągnęłam szybko pendriva i wpisałam kod aktywujący, a pod nim szyfr, który powinien zniszczyć wszystkie dowody. Wyciągnęłam urządzenie z komputera i podpaliłam nasze sfałszowane dokumenty na biurku razem ze swoim. Rzuciłam je na ziemię i zaczęły płonąć. Zapomniałam o alarmie przeciwpożarowym. Syreny alarmowe zaczęły wyć, a całe zasilanie łącznie z monitoringiem padło przez wirus, który miałam na pendrivie. Mike miał głowę na karku. W końcu najlepsi hakerzy pracowali właśnie z nim. Podpaliłam laptopa i szybko uciekłam do samochodu. Gdy znalazłam się w środku czarnego audi i jeszcze nie zdążyłam porządnie zamknąć drzwi, Monique ruszyła z piskiem opon. Uwielbiała szybką jazdę. Wjechała na szlaban rozbijając go na kilka kawałeczków jakby w ogóle go tam nie było. Widziałam jak straż zbiera się tam, gdzie chwile temu stałam ja.
- Gdybym nie widział ciebie wcześniej, w życiu bym nie powiedział, że to baba prowadzi.- stwierdził Justin zwracając się do Monique. Ona w rewanżu szarpnęła tyłem samochodu. Z racji tego, że nie zdążyłam się zapiąć wylądowałam na moim trenerze na tylnej kanapie, którą razem dzieliliśmy.
- Nawet nie wiesz jak nasz nowicjusz tęsknił za tobą. Ciągle się martwił, a gdy weszłaś z tym facetem do budki… normalnie ciekawość sięgnęła zenitu.- zadrwiła Monque z uśmieszkiem.- Prawie powstrzymywałam go, żeby nie wysiadł z samochodu.
- Wcale nie.- zaprzeczył podenerwowany. – Ale wiesz, nie musisz zawsze robić wszystkiego, czego cię uczę... Możesz nawet od razu zabijać, bez gry wstępnej..
- Tak, wiem o tym, ale będę robić to, co mi się podoba. - powiedziałam zadowolona z siebie.- Niestety, wszystko czego ty próbujesz mnie uczyć mam od urodzenia. – zaczęłam.- Poza tym spokojnie,  tylko chwilkę się z nim zabawiłam…- machnęłam obojętnie ręką. Widziałam jak bardzo poruszają go moje słowa. Hm zemsta jest słodka, ale zostawię sobie trochę przyjemności na później.- Oj misiu. Nie przejmuj się.- dodałam słodko.- I pocałowałam go po prostu… z radości, nie wiedząc czemu.
- Okej, słabe porno będziecie odstawiać później. Teraz pora na bilard.- zakończyła Monique. Widziałam szok wypisany na twarzy Justina. Spojrzałam na Jeva.
- Jev, chcesz zamienić się z Justinem miejscami? - zaproponowałam. Byłam gotowa na wszystko. Misja – tego mi było trzeba. Adrenalina buzowała w moich żyłach.
- O nie nie nie . Jeva zostaw mi.- powiedziała Monique kiwając głową. Jev posmutniał, ale chwilę później parsknął śmiechem, patrząc na naszą dyrektorkę od spraw ochrony.
- Mogę to zdjąć? – zapytałam niepewnie. Było mi nie wygodnie w tym gorsecie, wszystko upijało mnie. Nie mogłam swobodnie oddychać.
- Nie.- odpowiedział mój nauczyciel. Chociaż liczyłam na odpowiedź kogoś innego. Czyżbym zalazła mu za skórę? Tak, o to mi właśnie chodziło.
- A teraz? - zawzięcie kłóciłam się dalej. Tym razem zwracając się do Monique.
- Taki jest plan. – znów odpowiedział mi niepytany Justin z drażliwą nutka w głosie.
- Tobie się on podoba z pewnością.- zakpiłam patrząc na niego, ale tym razem odpowiedział mi ktoś inny...
- Nie podoba mi się, ale to nie ja mam prawo głosu w tej sprawie.- sprostowała Monique no tak, bo to jest plan Mike'a, a plan braciszka jest doskonały.
- Ale…
- Nie kwestionuj planu! - powiedział rozdrażniony Justin, zmierzył mnie surowy, wzrokiem i szybo odwrócił twarz w bok. W ten sposób zawsze się porozumiewaliśmy.
- Mam cię znów pocałować, żebyś się nie wtrącał? – syknęłam kąśliwie.
- I tak to nic nie da. Ale jeżeli chcesz, to możesz. – wyszczerzył białe zęby. Wywróciłam oczami i spojrzałam przez szybę. W krzakach mignęła mi jakaś osoba, ale jechaliśmy zbyt szybko , żebym mogła dostrzec jej twarz.
- Jedźmy już odegrać to przedstawienie, bo on zabiera mi powietrze.- powiedziałam bardziej do siebie niż do nich.






___________________________________________________

No i sobie jest ;* Witam Was <3
 Przepraszam, że nie dodałam wcześniej, 
ale mam swoje obowiązki no i cóż. 
Dziękuje wam za ponad 4.000 wyświetleń kocham Was ;p 
Chciałam wam coś wytłumaczyć. 
Nie wzoruję się na Dangerze, chociaż nie ukrywam, że bardzo go lubię xD
Zaczęłam pisać to opowiadanie już w poprzednim roku
 i dopiero teraz zaczęłam je publikować, 
Czytałam jeden cudowny blog,
który mnie zainspirował  i postanowiłam
stworzyć własny.







Chcesz być informowany o rozdziałach ? ---> LISTA
Pytania? -----> Twitter / Forum


CZYTASZ = KOMENTUJESZ wielka radość, krótka chwila <3



niedziela, 12 maja 2013

Rozdział 8





Wyszykowałam się i bez zbędnych ceregieli poszłam do hotelowej restauracji, gdzie czekała na mnie młoda dziewczyna o ciemnych blond włosach i niebieskich oczach.
- Cześć Monique. – przywitałam się z siostrą Mike’a.
- Jak miło cię widzieć.- pokerowa twarz, choć na tę chwilę nie bała się wyrazić emocji. Naprawdę cieszyła się ze spotkania. Stała się moją bardzo bliską przyjaciółką. Była zupełnym przeciwieństwem swojego brata. Skoro tak, pewnie zapytacie, dlaczego tutaj jest. Mike zmusił ją do członkostwa. Zgodziła się. Nie chciała stracić z nim kontaktu tak jak z resztą rodziny. Przez ostatni rok opiekowała się własnym gangiem w miasteczku. Jej rola była podobną do zakresu obowiązków szefa ochrony. Dbała o nasze bezpieczeństwo. Była odpowiedzialna za zapewnienie nam pomocy i bezpiecznego miejsca w razie sytuacji awaryjnej. Śledziła poczynania każdego z członków mafii i nadzorowała najważniejsze misje. – Szkoda, że teraz tak rzadko się widzimy.- posmutniała na chwilę. – Wiesz, jest tyle do zrobienia, interes się kręci. Jak tam mój braciszek, dba o ciebie? - w jej oczach było coś tajemniczego, jakby podejrzewała, że dzieje się coś złego. Od dawna wiedziała o wyczynach Mike’a, jak bardzo potrafił mnie zranić. Zastanawiałam się czy wie też o tych kobietach w piwnicy, ale nie miałam odwagi o to zapytać.
- Tak, tak w porządku.- powiedziałam wracając myślami z bolesnych wspomnień. Nie chciałam jej o tym mówić. Jeśli byłabym na jej miejscu ciężko byłoby mi słuchać, jak mój brat znęca się nad jakąś dziewczyną. Wolałam jej tego oszczędzić. – Miałabym do ciebie prośbę…
- Chodzi o tego twojego ,,trenera’’? – domyśliła się. - Sama byłam zaskoczona tym głupim pomysłem. – zaczęła kręcić głową na boki z niedowierzania. Monique należała do osób, które przewidują przyszłość intuicyjnie, właśnie dlatego powierzono jej odpowiedzialność za członków mafii. Jako siostra Mike'a miała duże możliwości i doświadczenie, ale jej brat często odsuwał ją na bok. Nie wiem czy się o nią martwił, czy może uważał, że wszystko potrafi lepiej robić od niej. W odpowiedzi głośno westchnęłam.- Niezłe ziółko.- idealnie podsumowała moje westchnięcie.
- Dobrze to ujęłaś.- powiedziałam rozglądając się. – Czy mogłabyś porozmawiać z moim szanownym szefem, aby trzymać go ode mnie jak najdalej się da? – poprosiłam szybko, w razie gdybym nagle zdecydowała się zmienić zdanie. 
- To jest chyba niewykonalne, ale postaram się abyś rzadko wyjeżdżała z nim na misje.
- Dziękuje.- odetchnęłam z ulgą. 
- Ale nadal będziesz miała z nim te treningi.- zaznaczyła, pozbawiając mnie nadzei.
- Pocieszające.- zakpiłam zwracając oczy ku górze. 
- Brzydki jest? – zapytała marszcząc brwi. Nie, jest fenomenalny, chodzący seks, nic dodać nic ująć. Wielka bomba atomowa, gotowa w każdej chwili wybuchnąć.
- Zobaczysz, ocenisz. – powiedziałam wstając, musiałam jeszcze wypocząć przed dzisiejszym zadaniem jakie dla mnie przygotowano.
- Wiem jak bardzo lubisz pracować sama, ale Mike prosił mnie żebym pojechała z tobą i mam jeszcze jednego człowieka do pomocy.- tłumaczyła się.
- Monique, ty możesz towarzyszyć mi kiedy chcesz. Problem jest tylko z nim.- kiwnęłam głową znacząco na nią spoglądając.
- W takim razie nie mogę się doczekać, kiedy go poznam. – wyznała melodyjnym głosem.- Punkt dwunasta pod bramą hotelu. Nie spóźnicie się, parę minut po dwunastej zamykają hotel i nie będzie jak się wydostać.
- O ile go wcześniej nie zabije, to się zjawie. – dałam jej znać, że zrozumiałam skinięciem głowy i wyszłam z restauracji. Postanowiłam zobaczyć, co też porabia mój chodzący ideał. Gdy tylko otworzyłam drzwi jego pokoju wydawało mi się, że mam zwidy, więc zamknęłam je i otworzyłam jeszcze raz. Nie podziałało - jak zwidy były tak i są. 
- Co to jest? - wydałam z siebie stojąc w progu.
- Butelki i zakrętki.- odpowiedział najzwyczajniej w świecie.
- I ty wypiłeś to wszystko sam? - mrugałam oczami nie dowierzając. Po jego pokoju hotelowym sponiewierały się butelki i zakrętki od energetyków. - Naprawdę, nie masz lepszych rzeczy do picia? - zerknęłam na niego z uniesioną brwią. 
- Nie wyspałem się. Poza tym ciekawi mnie, co jest na dalszych zakrętkach.-odpowiedział. Na każdej z zakrętek były nadrukowane jakieś teksty. Poszedł do toalety, nie zamknął za sobą drzwi i wrócił. Czy każdy facet, nawet wyglądający przyzwoicie musi okazać się flejtuchem? – Jesteś głupiutka, jeżeli teraz wypiłbym alkohol, nie zdołałbym być sprawny wieczorem. - Geniusz! Szkoda, że energetyki też są moczopędne.
- Łażąc co pięć minut do toalety też nie będziesz w miarę sprawny. 
- O patrz, tu napisali, że mam dobry gust! - zignorował moją wypowiedź badawczo przyglądając się zakrętce. I to jest dojrzały chłopak? – Powinnaś inaczej się ubierać.
- Co ci się znowu nie podoba?- zapytałam z irytacją, opierając się o framugę drzwi. 
- Jest tyle rzeczy, które mogłabyś założyć, a ty pokazujesz jak najmniej.
- Przepraszam, następnym razem ubiorę się jak dziwka. To ci pasuje?- warknęłam wściekła.
- Uwielbiam jak się wkurzasz.- żeby tylko czasem jego uwielbienie nie stało się powodem jego śmierci. Czasami doprowadza mnie do takiego szału, że ten scenariusz byłby całkiem możliwy. -  Słodka jesteś, ale i naiwna. Sztuką jest wyglądać seksownie nie ubierając się jak dziwka.
- Powiedział gość, który teksty na zakrętkach traktuje jak prawdziwe przepowiednie.
- Sama prawda, no co chcesz? - nastąpiła chwila ciszy.
- Zapomniałam, że piękno nie idzie w parze z inteligencją. – załamałam ręce z politowaniem, mówiąc do siebie.
- Uważasz, że jestem piękny? - obraź faceta, a on i tak odnajdzie w twojej wypowiedzi komplement. W takich chwilach trzeba po prostu wyjść i trzasnąć drzwiami. Musiałam od niego odpocząć, uzupełnić zasoby cierpliwości. Trzy dni.. Boże jak tu wytrzymać trzy dni i nie zabić go przy najbliższej sposobności? Bardzo żałowałam, że nie mogę nagle zapomnieć o tej żenującej sytuacji.
Niewykluczone było to, że w czasie dzisiejszego zadania zostanę zmuszona do zamordowania kilku ludzi. Byłam na to psychicznie przygotowana, o ile w ogóle można tak sądzić. Muszę się bardzo starać, aby jednym z tych ludzi nie stał się mój trener. Przyszedł po mnie pół godziny przed dwunastą  i bezczelnie nie raczył zapukać. Zmierzyłam go od stóp do głów zatrzymując się w paru miejscach. On wcale nie był lepszy ode mnie, bo postąpił tak samo. Chwilę później, gdy tak siebie uważniej pooglądaliśmy powiedział:
- Za trzy minuty w sali gimnastycznej.-  tymi słowami zniszczył moją radość, że dzisiaj obejdzie się bez jego zachłannych rąk na moim ciele i głupich rozmów, przy których najczęściej dostawałam szału, gdy tylko wracałam do pokoju. Chciałam mieć to wszystko za sobą i zeszłam od razu na dół. Zapytałam recepcjonistki o salę gimnastyczną. Okazało się, że takowej nie było. Mike dbał o takie szczegóły widocznie nie chciał, żeby Justin mnie trenował w czasie misji.
- Wiedziałeś o tym.- warknęłam na wejściu, kiedy znowu znalazłam się w jego pokoju. Wyglądał na bardzo rozbawionego. - Nie mamy gdzie ćwiczyć, nie ma tu żadnej sali, a więc nie ćwiczymy. – odwróciłam się na pięcie aby jak najszybciej zniknął mi z oczu.
- Nie, wręcz przeciwnie.- przytrzymał mnie.- Chciałem żebyś się przeszła do recepcji od tak ,,dla zdrowia’’. - Miałam niewypowiedzianą ochotę uderzyć go w twarz. Zaraz ja mu powiem, co jest dobre dla jego zdrowia...– Wolisz u mnie, czy u ciebie? 
Udusić go, o tym właśnie teraz marzyłam.
- U ciebie, nie chce czuć twojego zapachu jak będę kładła się spać.- stwierdziłam zrezygnowana, wiedząc, że on nie odpuści.
- W porządku. A co nie lubisz moich perfum? - przybliżył się do mnie i szyją dotknął mojego nosa. Uwielbiam, mogłabym je wąchać godzinami. Przy nich traciłam zmysły.
- Nienawidzę.- uśmiechnęłam się i zrobiłam krok w tył. Spojrzał na mnie już dzisiaj chyba piąty raz z rzędu w ten charakterystyczny uporczywy sposób. Nie wierzył mi.
- W co ty się ubrałaś? - powiedział zdziwiony z kpiną, podchodząc do mnie.
- Po co miałam się ubierać na sportowo i tak nic praktycznie nie robimy, co wymagałoby wysiłku fizycznego. Nie ćwiczymy na sprzętach. Więc? – uniosłam jedną brew.
- Skąd wiesz, że nie karze ci zrobić tego tu ze mną na podłodze? - zapytał z cwaniackim uśmieszkiem naśladując mój sarkastyczny gest. 
- Wątpię, żebym po tym się aż tak spociła - kontynuowałam tą naszą głupią gierkę.
- Skąd wiesz, że zrobimy to tylko raz, a nie kilkanaście bez przerwy?- irytował mnie. Sprawdzał moją cierpliwość i wytrzymałość. Nie dałam się.
- Skąd wiesz, że się na to zgodzę. 
- Nawet jeśli nie, to mogę cię zgwałcić, to nie problem.-  Świetnie, jest moim trenerem, wspólnikiem i za chwile może okazać się gwałcicielem. Wyśmienicie. - Skończ. O dwunastej mamy być pod bramą. Nie mamy czasu na głupi trening. Potrzebujesz czegoś? 
 - Zabieram tylko pistolet i możemy iść. Jednak jest coś czego nie mam.- spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
- Co takiego? – zapytałam po dłuższej chwili, chociaż nie bardzo mnie to interesowało.
- Może coś na zachętę? - podszedł do mnie i zatrzymał wzrok na moich ustach. 
- Nawet o tym nie myśl. Chcesz coś na zachętę? Jeżeli zaraz nie znajdziemy się na dole Mike urwie ci łeb. – wydawało mi się, że ostatnim zdaniem nieco go przekonałam. 
Zeszliśmy po schodach ewakuacyjnych. Nie zapaliliśmy światła, by nie zwracać na siebie uwagi. Byłam strasznie spięta, schodząc w dół, przez niezliczoną ilość schodów miałam wrażenie, że za chwilę runę w ciemną otchłań.
- Chodź, podsadzę cię. – wyszeptał i wyciągnął dłoń w moją stronę, kiedy staliśmy pod dwu i półmetrowym murem z granitu. 
- Nie. Poradzę sobie sama.- spojrzałam na niego lekceważąco i próbowałam się podciągnąć do góry. 
- Kiedy wreszcie stwierdzisz, że jednak mnie potrzebujesz i sama tego nie zrobisz? - oparł się gwiazdorsko o mur i udawał, że jest wielce znudzony, po czym teatralnie ziewnął. 
- Jeszcze chwila.- warknęłam. Nigdy się nie poddaje. Nigdy. To ja tu jestem specjalistą nie on. Bez ostrzeżenia podniósł mnie i spojrzał tak, że czułam się naga, ale jednocześnie zmuszało mnie to do zrobienia tego, czego ode mnie oczekiwał, bo jeżeli tego nie zrobię czekają mnie tortury.- Nauczysz mnie tego.- powiedziałam zeskakując z muru po drugiej stronie. 
- Ale czego? Ja przecież nic nie zrobiłem...- wypowiedział zdezorientowany.
- Tak, tak z pewnością to tylko moja wyobraźnia.- powiedziałam z wyczuwalną ironią.
- Masz ze mną jakieś wyobrażenia? - mruknął ponętnie, co pozostało mi tylko zignorować. Szybko zauważyłam Monique, a przy niej pewnego czarnowłosego, młodego mężczyznę. 
- Witam, jestem Jev. – podał mi rękę i ucałował moją dłoń. 
- Miło mi.- spojrzałam w jego głęboko czarne oczy. Zaczęłam porównywać go z Justinem. I znów nie powinnam tego robić, bo on i Jev mieli w sobie coś podobnego. Jeden idiota na głowie był zawsze lepszy niż dwóch. Szybkim krokiem szliśmy w stronę czarnego audi. Przybliżyłam się do Monique. 
- Co ty gadasz, on jest mega przystojny. Sama chciałabym z nim pracować.- mruknęła cicho, ponieważ Justin i Jev szli za nami.
- Poczekaj, aż coś wymyśli.- uniosłam oczy ku górze, wiedząc, że to ja będę ofiarą jego wielkiej wspaniałomyślności. W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że jest bardzo nieprzewidywalny. W chwili, kiedy byłam pewna, że jest tylko głupi i niedojrzały, działo się coś, czym mnie zaskakiwał. Jest trenerem uwodzenia, to nadal wydawało mi się być nieprawdopodobne.  Skąd miałam wiedzieć czy to nie jest jakaś przykrywka? Może jest tutaj z innego powodu. Jest inny, nie pasuje do nas, czuje to w kościach. Mafii nie darzyłam nigdy jakimś wielkim uczuciem, takim które mogłoby łączyć na przykład rodzinę. Straciłam ją dawno temu, a bez Mike’a zostanę pozostawiona samej sobie. A co jeżeli Justin coś knuje? Coś, co umknęło nawet mojemu okropnemu chłopakowi? Czułam się niewolnicą, nie byłam co prawda w klatce, ale sterowali mną. Wypełniałam określone rozkazy wbrew własnej woli. Miałam dziwne przeczucie, że Justin jest tu po to, żeby mnie pilnować.  Do czego tak naprawdę Mike potrzebuje Justina? Zadałam sobie to pytanie po raz setny. Jego brązowe, magnetyczne oczy były niebezpieczne i tajemnicze. Muszę dowiedzieć się kim on naprawdę jest, chociaż miałabym słono za to zapłacić. Dowiem się tego.



________________________________

No na razie to wszystko. 
Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam.
Jak wam się podoba?
Czekam na komentarze i  podawajcie dalej adres bloga
Zależy mi na tym, aby jak najwięcej osób,
jeżeli ma wolny czas itd
lubi czytać, dowiedziało się, że to istnieje.




16 maja mam bardzo ważny konkurs 
więc życzcie mi powodzenia, bo na pewno się przyda. 
Moi nauczyciele mają jakąś fazę, 
na zawracanie nam głowy sprawdzianami itd. 
Co za tym idzie, po szkole, będę się chyba czołgać do domu,
 aby podpełzać do biurka, 
żeby potem mieć 4 godziny snu - NA PEWNO SIĘ WYŚPIĘ... Czujecie to?


Miało w ogóle nie być w ten weekend notki, ale jest. 
Następny rozdział za tydzień,
 jeśli  się uda - jeżeli nie 
na pewno dostaniecie termin  po prawej stronie u góry.



To chyba wszystko,  przepraszam. A na poprawę humoru daję wam to:



niedziela, 5 maja 2013

Rozdział 7





Nigdy nie miałam domu. Tutaj przynajmniej miałam swój pokój. Jednak, czy można nazwać domem to miejsce?  W tym ogromnym hotelu było tysiące pomieszczeń, o których nie miałam pojęcia. Działy się w nich okrutne rzeczy. Horror przy tym, byłby tylko niewinną komedią. W rzeczywistości wszystko jest gorsze, bardziej wyraziste. Pytanie nasuwało się jedno: Dlaczego ludzie to robią? Odpowiedź zawsze ta sama: Pieniądze, to one lub ich brak zmusza nas do czynienia zła. Mimo wszystkich starań, to nigdy się nie zmieni. To właśnie one rządzą światem i bez nich nie jesteśmy stanie nic zrobić.
Myślałam o wczorajszej misji. Przed oczami stanęła mi twarz jednego z mężczyzn obecnych w budynku. Dopiero teraz dotarły do mnie szczegóły. Ten człowiek, który krzyknął, że ktoś chce go zabić.. . Ta twarz nie dała mi spokoju, była tak znajoma. Coś mi nie pasowało. Jaki błąd popełnił Justin? Co mu zrobił? Nie wiedziałam jak wyciągnąć od niego te informacje. Miałam swoje sposoby oczywiście, ale on był na nie odporny. Nie był głupi – to musiałam przyznać od początku. Natomiast ten człowiek, czemu Justin go zabił? Chociaż.. nie byłam pewna czy rzeczywiście to zrobił... Co jeśli jeszcze żyje? To ja miałam się zająć zwracaniem uwagi. Moje przemyślenia przerwał strażnik pukający do drzwi.
- Pan cię woła. Pokój 303.-  rzucił mi klucze do pokoju. Zręcznie je złapałam i dopiero gdy wyszedł parsknęłam śmiechem. Pan? Może jeszcze król? O moi wielcy poddani! Zaczęłam insynuować jakieś ukłony. Po chwili stwierdziłam, że to co robię jest głupie, dziwne i troszkę dziecinne. Spojrzałam na klucz i poszłam na spotkanie z Mike’iem. Zacisnęłam zęby i przeszłam przez korytarz otoczony mężczyznami w czarnych kombinezonach. Otworzyłam drzwi pomieszczenia z numerem 303, czując dreszcze zaniepokojenia rozlewające się po moim ciele.
Mike był nieprzewidywalny mogłam usłyszeć, że mnie zabiją, wysyłają do innej mafii, albo zostawiają na lodzie. Zginęłabym na ulicy. Byłam całkiem zależna od Mike’a.
- Skarbie. – powitał mnie głos przesączony przesadą, ale dziwnym było to, że jego uśmiech wydawał się szczery.
- Do rzeczy, czego ode mnie oczekujesz?
- Pamiętasz, gdy byłaś taka dociekliwa? Cóż, twoje modły zostały wysłuchane.- na początku nie miałam bladego pojęcia o czym on do mnie mówi. - Ta dociekliwość mnie zawsze w tobie fascynowała. Chce wiedzieć wszystko, a można ją zranić małym palcem. Doprawdy niezwykłe.-  uśmiechnął się szerzej, zacierając ręce. Potem podszedł do mnie i dotknął mojego policzka ciepłą dłonią. Nawet się nie poruszyłam, tylko zagryzłam wargę, czekając aż jego palce zostawią moją twarz.
- Czego się dowiem? - byłam bardziej śmiała niż bym się spodziewała. Tak, zdecydowanie. Nie powiem, że przestałam się bać, ponieważ głęboko w środku wszystko we mnie ściskało się w jedną papkę. Koszmarne odczucie, którego nie wolno mi było okazywać. Mafia to silni ludzie, nie ma tu miejsca dla słabych. Mike z pokerową twarzą zaprowadził mnie do podziemi zamku. Dwóch mężczyzn pilnujących drzwi skinęło na jego widok głowami. Otworzyli nam wielkie, solidne, kuloodporne drzwi. Spodziewałabym się wszystkiego, ale nie tego, co zastałam. Nikt nie chciałby kiedykolwiek napotkać taki widok. Wreszcie zrozumiałam po co mnie tu przyprowadził.
- Dzisiaj zaspokoję twoją ciekawość.- byłam przerażona i zszokowana.- Pewnie to nie jest to, co chciałabyś zobaczyć.- odczytał z wyrazu mojej twarzy. Gdy tylko skręciliśmy w lewo zobaczyłam klatki. Klatki dla ludzi. Nie, same żelastwo nie zdołało mnie wystraszyć. W klatkach były kobiety, po ich prętach ciekła świeża krew. Kapała na ziemie. Myślałam, że zemdleję, słyszałam jak krew opada na podłogę. Kobiety były wychudzone, pobite, pokaleczone, posiniaczone, rozczochrane, zgwałcone i nagie. Nie mogłam na to patrzeć. Te wystające kości, to ośmieszenie. Byłam pewna, że skończę tak samo. Przecież te dziewczyny musiały być w przeszłości śliczne. Zakrywały oczy od rażącego je światła. Żyły w ciemnościach. Widziałam każdą kość ich marnego ciała, jej kształt. Obok stały wiadra i pusta butelka po wodzie. Przy mnie stał sprawca tych okrucieństw. Żałowałam, że chciałam to wiedzieć... Brunetka z oparzoną twarzą podeszła do krat i cichym szeptem - ponieważ nie mogła wysilić się nawet na kilka słów, skierowała przygłuche słowa w moją stronę.
- Uciekaj! Nie daj się w to wciągnąć.- jej wargi trzęsły się. Podszedł do niej strażnik i z całej siły uderzył ją w twarz. Upadła na podłogę i już się nie podniosła. Na końcu pomieszczenia był kolejny sektor pełen białych prześcieradeł. Nie, tylko nie to.
- Czy to? - wyjąkałam drżącym głosem.
- Tak.- powiedział zadowolony. Za tym pomieszczeniem były kobiety, które z wycieczenia umarły. Chciałam krzyknąć, ale nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Należałam do osób, którym nie trzeba było dużo mówić, aby dopowiedziały sobie resztę. Obok zauważyłam blondynkę, która w tamten dzień misji była partnerką Mike’a. Patrzyła na mnie i na niego z bólem. Mimo, że jej nie lubiłam, nie zasłużyła na to. Miałam racje – Mike ją zostawił. Spoglądała na mnie skulona w kącie w jednej z celi. Jakbym to ja była wszystkiemu winna. Wtedy nikt nie musiał mi nic mówić. To on jej to zrobił. Wybiegłam stamtąd. Mnie czekało to samo.
Kiedy wróciłam do pokoju rzuciłam się na łóżku zaciskając palce na białej pościeli. Usłyszałam, że drzwi się otwierają.
- Idź stąd! Wyjdź! Muszę to przemyśleć.- powiedziałam słabo, z góry stawiając, że nici z moich próśb. W mojej głowie pozostawały straszliwe obrazy i wspomnienia, które tylko utrudniać mi będą życie. Od teraz.
- Ale to tylko ja.- odezwał się mój wybawca ,,trener.’’
- Jedno i to samo. Spieprzaj.- warknęłam rozgoryczona.
- Ty płaczesz? – podszedł do mnie i zamknął za sobą drzwi.
- Trenujesz te swoje wieśniackie aktorstwo? To nie ja powinnam mieć trenera tylko ty!
- Nie, po prostu pracujemy razem. Chyba mam prawo ci pomóc... - naprawdę nie wierze, że to ten sam człowiek. Przypominał mi tego kogoś, kim był pierwszy raz w klubie. Potem się na nim zawiodłam.
- Jak już wyjdziesz nie zapomnij swojego wielkiego ego.- podszedł do mnie i pogłaskał po głowie. Było mi lepiej, ale moje formowanie dumy przez tyle lat nie pójdzie na marne.
- Weź tą łapę i wynoś się stąd. Nie mam ochoty na twoje teściki. Poza tym mieliśmy już trening, a poza treningiem nie możesz mnie dotykać. – po tych słowach, wywaliłam go za drzwi, aby samotnie delektować się każdą minutą ciszy. 


 

Znała każdy kąt tego koszmarnego miejsca. Siedziała w kącie patrząc na swoje malutkie palce. Oczy miała mądre i ciekawe świata. Próbowała zachowywać się jak koleżanki w jej wieku. Jednak nie potrafiła. Widziała ten horror. W głowie ciągle miała krzyki odbijające się echem od ścian. Wracała do domu babci. Na rogu z piekarnią z gorącymi rogalikami z czekoladą, poczuła, że ktoś szarpie za jej brązowe, długie włosy. Jeszcze nigdy ich nie obcinała. 
- Cichutko. Nie chcesz dołączyć do tatusia? - serduszko biło jej coraz szybciej i mocniej. Próbowała się wyrwać. Czując na sobie silne ręce, których dotyk nie sposób było nie pamiętać, straciła przytomność. Ciemność to jedyne, co ochraniało ją od samotności. Złowieszczy śmiech i narastający ból. Nic. Koniec. Cisza. 






Wyobraziłam sobie scenę, w której żona przychodzi do domu i przyłapuje swojego męża na zdradzie. Ten natomiast uświadamia jej, że prowadzi podwójne życie i jest trenerem uwodzenia, a kobieta w jego łóżku jest jego uczennicą. ,, Ale kochanie, my tylko razem pracujemy.’’ – mówi błagalnym głosem, bojąc się, że ta zażąda rozwodu. Śmieszyło mnie to. Czemu moje życie nie może tak wyglądać? Sielanka i proste problemy. 
Zastanawiałam się czy to kiedykolwiek się skończy. Jest środek tygodnia, a Mike wymyślił sobie misje. Kto to jest moim partnerem? Oczywiście, że musi nim być nie kto inny jak Pan-Ja-Wszystko-Wiem-Lepiej. 
- Witam.- ucałował mnie w rękę.
- Nie wysilaj się. Na razie nie masz widowni. – warknęłam wsiadając do terenówki. 
- Jemu nie jest potrzebna.- mruknął pod nosem i poszedł w moje ślady. Obróciłam głowę, a tam stał Mike. 
- Wiecie co robić? – zapytał wciskając głowę przez okno do samochodu i przyssał się do mnie.- Grzeczna dziewczynka, no to powodzenia. Widzimy się za trzy dni. – uśmiechnął się do mnie, klepnął dłonią karoserię i samochód wyjechał powoli z podjazdu.
- To jest żałosne.- oznajmił podkreślając każde słowo. 
- Tak? Powiedz mu to, w końcu to twój szef.- założyłam dłonie na piersi. Zauważyłam, że zawsze musiał mnie doprowadzać do gestów, które powstrzymują mnie żebym go nie udusiła. 
- Nie widzisz jak on się zachowuje? Naprawdę taki układ ci pasuje? On cię bije, całuje i traktuje jak rzecz. Nie mów mi, że tego jeszcze nie zauważyłaś.
- A ty będziesz teraz udawał mojego przyjaciela? - zapatrzyłam się w okno, żeby tylko nie patrzeć w jego oczy.- Przestań mnie sprawdzać.
- Ale ja nic nie robię. – uśmiechnął się. 
- Taaak. Nie patrz się na mnie w ten sposób. – byłam drażliwa i nic na to nie poradzę. Jestem kobietą. 
- W jaki sposób? – zapytał z kaprysem na twarzy.
- W ten sposób, w który teraz patrzysz. – zaczęłam wymachiwać rękami.
- Sama widzisz to, co chciałabyś widzieć. – wyszczerzył zęby. 
- Będziesz zgrywał psychologa i sypał filozoficznymi mądrościami? Jak widzisz nie mamy tu kozetki, więc skończ.
- To do ciebie pasuje.- odparł. Czy ludzie nie mogą rozmawiać normalnie? Znaczy układać logiczne i poprawne zdania? Błagam, czy to takie trudne? 
- Że niby co?
- Zadziorna, słodka i delikatna.- właściciel kuszącego głosu przesączonego nadmiernym pożądaniem, uśmiechnął się do mnie promiennie. Następnie dotknął mojego kolana.
- Zamknij się i wyciągnij swój umysł z łóżka.
- Niemożliwe z tobą obok.
- Udawaj, że trzymam pistolet i mam cię na celowniku.- zgorzkniała oddaliłam się przyklejając swoje ciało jak najbliżej drzwi i przyciemnianej szyby. Gdy wreszcie trafiliśmy na miejsce (a podróż była niezwykle przyjemna, bo żadne z nas już się nie odzywało) zostawiłam swoją torbę w bagażniku. Jutro mieliśmy przekraczać granicę. Po południu czekało mnie ważne spotkanie. 




_________________________________________

Miało być więcej za co mnie zabijecie, ale stwierdziłam, że to podzielę.
Przed wami Rozdział 8, który będzie dłuższy. 
Niestety wiadomość jest taka, że dodam go na pewno w weekend, 
bo wyjeżdżam na wycieczkę i mnie nie będzie xD 

Jeżeli macie jakieś pytania, 
chcecie ze mną pogadać, popytać, coś zasugerować 

to mój Twitter @biebstouch

Zapraszam na nowego bloga cudownej dziewczyny, 
która stworzyła ten  nagłówek  
No a tak ogólnie, to mam dla was na pocieszenie to:






Bardzo dziękuję, za komentarze to naprawdę miłe, 
że chcecie to czytać. Cieszę się z każdego z osobna i mam nadzieję,
 że do następnej będę miała dużo do czytania xD 

Naprawdę, to mi pomaga dodaje chęci bym pisała nowy rozdział
i nie czuje, że pisze tylko tak sobie, a nikt mnie nie słucha xD
No... można tak powiedzieć.. ale wiecie o co chodzi. 
Nie bójcie się, nie gryzę. Komentujcie ;p 



czwartek, 2 maja 2013

Rozdział 6




- Nie bój się. Nic ci nie zrobię.- krwiożercze spojrzenie zabójcy wsiąkało w małe ciałko dziewczynki. W odpowiedzi krzyknęła i czołgała się w stronę wyjścia. Spojrzała z bólem wyrywającym jej małe serduszko w kąt, gdzie leżał mężczyzna. Jego wyraz twarzy był spokojny, wyglądał jakby usnął, nikt nie spodziewałby się tego, co stało się tutaj przed chwilą.
- Tatuś? Tatuś śpi... Chodź no do mnie.- złowieszczy śmiech rozbrzmiał po całym pomieszczeniu i odbił się od ścian. Dziewczynka wstała i pobiegła do drzwi ze łzami w oczach i rozpalonymi policzkami.
- Kochanie, nie uciekaj. I tak cię złapię.- chwilę po tym poczuła zimne dłonie, zakrwawione świeżą krwią jej tatusia. Zacisnęły się wokół jej drobnego, kruchego ciałka i pociągnęły w mroczną ciemność pomieszczenia w zapomnianym, starym hangarze.



Wstałam z łóżka wracając do mojej szarej i nieciekawej rzeczywistości. Przemyłam twarz lodowatą wodą. Chciałam zapomnieć o największym koszmarze mojego życia, ale gdy tylko przestałam o nim myśleć, zawitał drugi, jeszcze bardziej zły i bolesny, ponieważ dotyczył teraźniejszości. Nieudana akcja. Stwierdziłam, że muszę się zrelaksować przed poważną rozmową z Mike'iem. Nie powinnam odczuwać strachu. Tym razem nie była to moja wina. Nie ufałam Justinowi, mógł przypisać mi wczorajsze niepowodzenie, a Mike mu w to uwierzyć. Byłoby inaczej, gdybym od początku działała sama, a myśl o tym, że nie znalazłam dostawcy, który prawdopodobnie był tuż przed moim nosem, gdybym nie zajmowała się mężczyznami, którzy wyglądali podejrzanie, nie dawała mi spokoju. Zdecydowałam się, że pójdę na basen i tam się zregeneruję, przestanę myśleć o moich szefach i ich wspólnikach. 
Ubrałam się tak, by nie rzucać się w oczy wśród normalnych, niewinnych ludzi. Kierowałam się do głównego skrzydła. Zauważyłam uchylone drzwi, co wydawało mi się dziwne. Zazwyczaj były szczelnie pozamykane i nikt nie miał prawa wiedzieć, co za nimi jest, ani co się tam dzieje. Jedyną osobą, która wiedziała wszystko o tym miejscu był tak naprawdę Mike i osoby, które zostały przez niego upoważnione do posiadania takich informacji czyli straż. Instynktownie stanęłam. Nigdy nie ukrywałam tego, że jestem ciekawska ani nie próbowałam już z tym walczyć. Ciekawość nie była dla mnie wadą, wręcz przeciwnie czasem potrafiła uratować mi tyłek.  Pragnęłam wiedzieć wszystko, nawet jeśli wiadomość, którą miałabym usłyszeć, albo to, co miałabym zobaczyć zaprowadziłyby mnie prosto do grobu szykując mi niechybną śmierć. Jako morderca, doskonale wiedziałam, że śmierć sama w sobie jest spokojna... ale jeżeli ktoś tak jak Mike uwielbia bezlitosną politykę pełną cierpienia i wyrzeczeń wiedziałam, że to co potrafi zgotować człowiekowi, może być sto razy gorsze niż sama śmierć. Pamiętam jedno takie okropne wspomnienie. Gdy doprowadzał jakąś kobietę do nikczemnej rozkoszy i ekstazy, a chwilę potem przyjemny ból zamienił się w jej najgorszy koszmar. Minęło kilka miesięcy zanim oswoiłam się z tym wspomnieniem na tyle, by nie budziło mnie co noc. Mike był doświadczony. Umiał zabić z zimną krwią i znał tysiąc sposobów na urozmaicenie śmierci. Były to największe tortury i stadium bólu o jakim nikt z normalnych ludzi nigdy nie śnił. Agonia, rany, rozrywanie ich, powolne łamanie kości na chrust, wydłubywanie oczu, wbijanie noży i szkła w ciało, spalanie na żywca, kończąc na ubijaniu żywej miazgi z człowieka, nie zapominając żeby wyrywać mu uprzednio serce, łamiąc mu żebra. Mimo wielu takich sytuacji nie mogłam wytrzymać do końca. Najczęściej wychodziłam, gdy padały pierwsze wrzaski i jęki. Kilka godzin później widziałam ciało zawinięte w pościel wywożone gdzieś daleko. Czasem widząc zwłoki człowieka w głowie słyszałam jego krzyki i myśli podczas ciosów, które wymierzał mój chłopak. Potrafiłam sobie wyobrazić jak bardzo cierpią. Wiem, że to brzmi dziwnie, ale przysięgam, że właśnie tak było. Nie mogłam zrozumieć, jak mogło to być dla niego zabawą. Traktował to jako nic nie znaczącą przyjemność. Rozkoszował się każdym bólem i uśmiechał się zadając następny…
Gdy miałam odetchnąć, odpędzić od siebie te niemiłe wspomnienia i iść dalej zobaczyłam nieskazitelną twarz Justina. Czułam jak krew buzuje w moich żyłach i wpływa do mózgu. Fala złości zniknęła tak szybko jak się pojawiła. Doznałam szoku, Justin rozmawiał ze Scootem. Jego oczy paliły się ze wściekłości. Iskry szczęścia i życzliwości znikły wraz z dniem, gdy dostałam rozkaz go zabić. Wtedy okazało się, że całą noc udawał kogoś innego. To chyba najbardziej mnie zabolało. Jeśli wbijesz sobie coś do głowy i uwierzysz w to, trudno potem jest to odkręcić. Wtedy naprawdę chciałam, żeby okazał się dobrym, miłym i zabawnym chłopakiem. Uwierzyłam w to, że taki właśnie jest. Na moje nieszczęście, gdy chciałam już odwrócić wzrok od chłopaków i schować się za jakąś szafką by móc podsłuchiwać ich rozmowę Justin w porę zorientował się, że nie tylko Scoot go obserwuje. Nigdy w życiu nie spodziewałabym się takiego spojrzenia z jego strony, jakim mnie w tamtym momencie obdarzył. Jego oczy błyszczały, były niebezpieczne i tajemnicze. Nie mogłam oddychać. Czułam się tak, jakby jakaś ręka zacisnęła moje gardło. Miał w sobie coś, co nie czyniło go tak złym i strasznym jak Mike. Potrafił sprawić, żeby ludzie z własnej woli mu ulegali... nawet ja, co było nie lada wyzwaniem. Był świadomy tego, jak wygląda i jak działa na innych. To chyba z tego wszystkiego było najgorsze. On znał swoją siłę. Dopiero teraz jego ostre i ostrzegawcze mrugnięcie pozwoliło mi otrząsnąć się z transu. Nie podobało mu się, że ich podsłuchuje, chociaż w rzeczywistości nie słyszałam nic. Głębia brązowych oczu znów mnie zahipnotyzowała, ale zdążyłam się opanować i skarać, za to, że dałam się tak łatwo zdemaskować. Mimo drżenia rąk, ruszyłam dalej z nieodgadniętą twarzą, próbując pozbyć się tych prześladujących, brązowych tęczówek nim ponownie chciałyby się do mnie zbliżyć. 
Położyłam się na jednym z wolnych leżaków przy basenie. Oczywiście z zwykłego przyzwyczajenia wybrałam miejsce, w którym było najmniej ludzi. Chciałam się opalić. Założyłam okulary przeciwsłoneczne, a twarz przykryłam wielkim kapeluszem. Zdjęłam z siebie ręcznik i wyeksponowałam swój czerwony dwuczęściowy strój na słońce. Nie wiem ile tak leżałam rozkoszując się ciepłem promieni słonecznych. Wróciłam do rzeczywistości dopiero, gdy ktoś zasłonił mi wspomniane źródło ciepła i światła. Gdy nagle zrobiło się jakoś zimniej i trwało to dużą chwilę westchnęłam głęboko. To tylko jakiś głupi człowiek, nie mający pojęcia, że potrafisz zabić go nawet teraz, nie mając niczego ostrego przy sobie. Zaraz sobie pójdzie. Powtarzałam, powoli tracąc samokontrolę.
- Ile można stać do cholery w jednym miejscu? – syknęłam cicho do siebie po jakiś dwóch minutach. Miałam ochotę wrzucić tego kogoś do basenu i pomóc mu się utopić. Czekałam i nic. Zaczęłam, więc dawać o sobie znać w przyznaję dosyć dziwny i dziecinny sposób. Prychnęłam, wzdychałam jak najgłośniej... a ten nic. Chyba zasługuję na nagrodę za cierpliwość?
- Przepraszam, ale zasłaniasz mi słońce.- powiedziałam kontrolując własny głos, co przychodziło mi z trudem. Nie udało mi się ukryć irytacji. Na swoje usprawiedliwienie dodam tyle, że zasłaniał mi słońce jakieś pięć minut. Patrzyłam w niebo oczekując, że zaraz sobie pójdzie. Nic. Może to jakaś rzecz, a nie człowiek... Zdjęłam okulary, mrużąc oczy, ponieważ oślepiło mnie słońce. Nie, jednak mój szósty zmysł mnie nie mylił. Mój trener stał przede mną z szerokim uśmiechem na twarzy… bardzo go to satysfakcjonowało. Zaraz, to raczej wyglądało mi na rozbawienie tym, że działa mi na nerwy. Nagle wizja wrzucenia go do basenu, była tak wielką pokusą, która wzbudziła moje wszelkie chęci, aby to uczynić. 
- Nie masz za co przepraszać.- powiedział niewzruszony.
- Masz racje, gdybym wiedziała, że to ty odezwałabym się nieco inaczej.- ten człowiek nie dawał mi spokoju, czemu on ciągle mnie nachodzi? Może i jest moim trenerem, ale nie jest upoważniony do tego żeby mnie śledzić. Może zaskoczy mnie i oświadczy, że jego zadaniem jest mnie pilnować? Tak, Mike musiał być naprawdę głupi, żeby wybrać akurat jego jako mojego opiekuna. A może zrobił to specjalnie? Znów sprawdza moją wierność? Zawiedzie się, bo nasze treningi nie miały być normalnymi treningami. 
- Na przykład? - zapytał zaciekawiony, stojąc przede mną pół nagi, prosząc się o kąpiel w basenie z zaskoczenia.
- Nie powiem, wykorzystam to przy następnej okazji, która będzie pewnie...- zaczęłam udawać, że się nad tym zastanawiam.- No pewnie jeszcze dzisiaj.- powiedziałam z sarkazmem. Światło słoneczne wciąż raziło mnie w oczy, to nie był dobry pomysł, żeby zdejmować te okulary. Założyłam je z powrotem i zakryłam kapeluszem twarz, żeby przynajmniej go nie widzieć. Brakowało mi tylko słuchawek, żeby go nie słyszeć. Oczywiście musiałam o czymś zapomnieć wychodząc z pokoju.
- Czemu mi się tak przyglądasz? – warknęłam w końcu rozdrażniona. Co z tego, że go nie widziałam, jeśli czułam na sobie jego wzrok.
-  Intrygujesz mnie wiesz? – zaborczość w jego głosie była tak wyczuwalna i potężna, że aż mnie zdziwiła. Fakt, nie miałam go za niedorozwiniętego chłoptasia, ale bogiem to on też nie był. Chociaż niewątpliwie czasem  zachowywał się tak jakby nim był. W co on gra?
- Doprawdy? - parsknęłam powątpiewająco.
- Tak, ale nie bierz tego do siebie. Nie jesteś specjalistą, jeśli chodzi o te sprawy, dlatego tu jestem.
- Masz może jakiś dyplom, certyfikat? - byłam tak rozbawiona jego męskim idiotyzmem, że zaśmiałabym mu się w twarz. Niestety, nie chciało mi się wstawać.
- Dowód masz tutaj.- wyeksponował swoje mięśnie i napiął je bardzo mocno. Udawałam, że to wcale nie robi to na mnie żadnego wrażenia.
- Już rozumiem, Mike musiał znaleźć jakiegoś umięśnionego, pustego chłopaka i przepis na mistrza uwodzenia, masz już gotowy.- zadrwiłam z niego. Nie spodziewał się takich słów. Punkt dla mnie.
- Mam nadzieję, że niedługo potraktujesz moją pomoc poważnie.- palnął z szelmowskim uśmiechem. – Tylko uważaj, żeby potem za bardzo nie ślinić się na mój widok. – nie mogłam uwierzyć, w to co usłyszałam.
- Przepraszam co? Człowieku, myślisz, że nie widziałam lepszych mięśni od twoich? Bardzo się mylisz. Ciekawe, kto na kogo widok mógłby się prędzej ślinić…-  Mój ,,trener’’ spojrzał na mnie badawczo. Doszłam do wniosku,  że oczekuje ode mnie jakieś prezentacji? Chce przedstawienie, to będzie je miał. Od nie chcenia podniosłam zamaszyście jedną, a potem drugą nogę do góry, usiadłam okrakiem na leżaku, pochyliłam się w jego kierunku, tak  by miał lepszy widok na moje piersi. Parsknęłam śmiechem. Proszę, masz swoje hipnotyzujące działanie. - Widzisz kochanie, ciekawa jestem, kto od kogo będzie się uczył. – wstałam z leżaka i wskazującym palcem przejechałam po jego szorstkim policzku, patrząc na niego z udawanym żalem. Ktoś musi nauczyć go pokory. - Nie jestem lafiryndą... jestem zawodowcem. – powiedziałam dumnie szeptem, nadal rozbawiona.- Uwaga, lafiryndy atakują. - wskazałam na dziewczyny przyglądające mu się z baru z drinkami. Uśmiechnęłam się do nich sztucznie i popchnęłam ich obiekt westchnień do basenu. Wychodząc jeszcze raz obróciłam się w stronę Justina ociekającego wodą, wychodzącego z wody. Uśmiechnęłam się sama do siebie, pokiwałam mu ręką na pożegnanie i ruszyłam do pokoju. To będzie udany dzień. 
Zdecydowałam się, że pójdę do sali gimnastycznej. Mike pewnie jest w laboratorium, Justin został osaczony troskliwymi dziewczynami z basenu, a więc nikt mi nie przeszkodzi. Znów będę sama, tak jak wcześniej... zanim pojawił się Justin. Najpierw zaczęłam od rozciągania, a potem pobiegałam na bieżni i pojeździłam na rowerze. Byłam już cała mokra, ze zmęczenia bolały mnie już mięśnie, więc znów rozciągałam się obserwując w lustrze, czy mam dobrze ułożoną sylwetkę. Zdecydowałam się na małą przerwę i założyłam normalne jeansy i czystą koszulkę. Kontynuując rozciąganie sięgałam palcami lewej ręki do stopy. Wtedy zobaczyłam już suchego Justina. Jakim cudem mógłby być jeszcze mokry przy tak troskliwych i pomocnych dziewczynach, które na basenie obserwowały go uważnie pijąc drinki przy mini-barze?
- Pupę to ty masz nawet fajną.- powiedział pod nosem.
- Mam to traktować jako komplement, obelgę czy złotą myśl? - właściwie to bałam się o czym on myśli. Właśnie otwarcie skomentował część mojego ciała. Może nie byłoby w tym nic złego, gdybym nie miała chłopaka, ale tak się składa, że go mam. Czy w naszych rozmowach zawsze musi być ten idiotyczny drugi podtekst? Tak, zapomniałam on właśnie po to znalazł się tutaj – w tym okropnym miejscu by jeszcze urozmaicić mi życie, dobijając mnie do dna. Coraz częściej czułam się jak maszyna, chociaż  lepszym porównaniem byłaby szmaciana lalka. A kto za tym stał? Niech ja sobie tylko przypomnę… Mike. Usiadł na krześle i uważnie mi się przyglądał. Czułam jego wzrok skierowany w moją stronę i wiedziałam, co on oznacza. Czas na trening. Śmiać się czy płakać? Normalny człowiek ruszyłby w pogoń w poszukiwaniu wyjścia, ale nie ja. Musiałam być dumna i jak zwykle wyjątkowo głupia i podjąć to wyzwanie, ale cóż zdarza się każdemu.
- Usiądź.- odruchowo przewertowałam oczami salę w poszukiwaniu kwadratowego wynalazku z czterema nogami zwanego powszechnie krzesłem – takowego nie było. Owszem, było jedno krzesło w tej sali, ale chwilę temu zajął je mój mistrz. Założyłam ręce na piersi i uniosłam brew do góry.- No chodź.- nie wiem czemu to zrobiłam i nawet nie protestowałam. Przybliżyłam się do niego, stojąc przed nim kilka centymetrów i mierzyłam go wzrokiem od góry do dołu. Bez ostrzeżenia chwycił mnie w pasie i przyciągnął do swojej klatki piersiowej tak, że prawie bym się przewróciła. Z resztą co z tego? Jestem pewna, że nawet jeśli bym się połamała na tej podłodze, jemu wcale z tego powodu nie byłoby przykro. Przeciwnie, byłby bardzo zadowolony. Usadowił mnie na swoich kolanach przodem do twarzy.
- I co teraz? - wyjąkałam nie panując nad własnym głosem.
- Jak to co? Rób to, co zawsze kiedy masz kogoś zabić. – parsknął i zaczął mnie całować natarczywie i energicznie. Pod wpływem jego dotyku moje ciało wiło się, a usta paliły żarem. Zabierał mi cenne powietrze, ale nie potrafiłam przestać. Poczułam znajome przyjemne dreszcze i wczułam się w całowanie go całą sobą, oddając mu soczyste i głębokie pocałunki. Dwoma rękoma dotarł do moich pośladków i ścisnął je bardzo mocno, co spowodowało, że jęknęłam w jego usta. Wyciągnęłam nóż z tylnej kieszeni moich spodni i przyłożyłam do jego szyi, nadal go całując.
- Co ty robisz? - powiedział nie ukrywając zdziwienia, kiedy nóż błysnął mu przed oczami.
- Jak to powiedziałeś: Robię to, co zawsze kiedy mam kogoś zabić. – zacytowałam.
- Zamknij się. – wytrącił mi zgrabnie nóż z ręki tak, że wylądował kilka metrów obok. Nie wiem jakim cudem, ale znaleźliśmy się na podłodze. Odpływałam i rozpływałam się. Straciłam nad sobą kontrole. Świadomość tego, co robię odchodziła z każdym jego kolejnym dotykiem. Kiedy jednak przesadził, wsuwając mi rękę pod koszulkę ściskając, a właściwie przyduszając moją pierś, zawyłam z bólu. Co jak co, ale on naprawdę za dużo sobie pozwalał. Ok przyznam, on już przekroczył wszelkie granice. Poza tym taki był jego cel. Grunt, że nagle w pełni odzyskałam nad sobą kontrolę.
- To nie jest fajne.- powiedziałam stanowczo spoglądając na swojego ,,trenera’’ zabijającym wzrokiem. Wyciągnęłam jego rękę z mojej koszulki i przyparłam ją do posadzki.
- Tak? Nawet nie wiesz jaką przyjemność sprawia to mężczyźnie.- Przepraszam, komu sprawia przyjemność? Mężczyźnie? Zaśmiałam się w duchu i westchnęłam, aby potem niespodziewanie wybuchnąć krzykiem.
- Co mnie to obchodzi! To boli!- byłam wściekła i zirytowana.- Nigdy tak nie rób!- rozkazałam stanowczo głosem nie znoszącym sprzeciwu. – Jeżeli dalej chcesz wykonywać swoje zadanie, musisz przystać na moje warunki.- był bezczelny w tym, co robił.- Zejdź ze mnie.- powiedziałam poważnie i na swój sposób spokojnie. Nic, żadnej reakcji. Odepchnęłam go – no nie, nie oszukujmy się, spróbowałam go odepchnąć, ale jeszcze bardziej mnie przycisnął do swojego umięśnionego ciała. Zapomniałam – siła.
- Zasada numer jeden, ja mogę cię dotykać, ale tobie trenera dotykać nie wolno.- O błagam.- pomyślałam i wywróciłam oczami. Chciałam zacząć się śmiać, ale przeszkodził mi, ponieważ już szykował się do rzucenia się na mnie ponownie.
- Tak, bo dotykanie ciebie, jest wszystkim o czym marzę. Jeszcze czego. – zakpiłam. – Po co mam robić coś co mnie boli?
- Może trafisz na jakiegoś fanatyka bolesnego seksu i co zrobisz? - trafił mi się ósmy cud świata. Nie rozumiał najwidoczniej, że to było pytanie retoryczne. Za późno, już spotkałam takiego narwanego fanatyka z piekła rodem. Niby nie zrobił mi nic wielkiego, ale musiałam ustalić jakieś zasady, których on nie będzie miał prawa złamać. Jeśli pozwolę mu na zbyt dużo, może zrobić się nieciekawie.
- Dobrze, żałuj.- powiedziałam tajemniczo z przymrużonymi oczyma.
- Będziesz robić to, co będę ci kazał.
- W bajki wierzysz?  Tak, z takim myśleniem to ty daleko nie zajdziesz. Jeszcze nie wiesz na co mnie stać.- w tym momencie pocałował mnie i chwycił mnie delikatnie za włosy. I czemu znów odwzajemniłam ten głupi ,,gest?’’ ,,ćwiczenie?’’ – sama nie wiem jak to nazwać.
 - No, to mamy ustalone.- oderwał się ode mnie i pomógł mi wstać.- Do widzenia.- zamruczał mi do ucha, dając mi do zrozumienia, że nasza ,,lekcja’’ się skończyła.
- Pacan, namolny idiota, masochistyczny sadysta i popapraniec.- mruknęłam pod nosem kierując się w stronę drzwi.
- Mówiłaś coś?
- Nie, ja nic.- patrzyłam na niego niewinnym, dziecięcym spojrzeniem.
- Tak myślałem.- uśmiechnął się do siebie. Pewnie słyszał te wyzwiska i tylko udawał, że nie by zachować resztki godności. Mimo to z zwycięskim uśmiechem wyszedł z sali tortur. Zapowiada się niezła jazda.- pomyślałam gwałtownie wypuszczając powietrze z płuc.








_________________________________


Jak tam majówka? Mam nadzieję że dobrze. 
Następny rozdział na pewno szybko.
Może już w niedzielę? 
Tymczasem proszę ZOSTAWCIE COŚ PO SOBIE. xD
Zaczęłam pisać dalej, więc bądźcie ze mnie dumni ;p





Do Następnej..