piątek, 18 lipca 2014

Rozdział 20






Miałam wrażenie jakbym tonęła w oceanie. Słona woda paliła wściekle moje wnętrzności. Nie próbowałam nawet tego powstrzymywać. Poddałam się. Nie czułam nic. Myślałam, że mając Mike’a nigdy nie poczuje się samotna, a jednak. Justin był kimś, na kogo czekałam całe swoje koszmarne życie i nagle okazało się, że on tak naprawdę nie istnieje. Co mogłam zrobić, by go zatrzymać? Zrobiłam wszystko, zaryzykowałam tak wiele. Otworzyłam się przed nim i pokazałam mu niemalże najgłębszą część mnie - moje uczucia. Wypowiedziałam słowa, których nie da się cofnąć. Będę za nie słono płacić. Że też nagle postanowiłam sobie jak gdyby nigdy nic, wyznać mu co czuje, od tak po prostu! To najgorszy błąd w moim życiu. Szlag by to trafił! 
Ból, który czułam był nie do opisania... Przytłaczał mnie. Uciekając od niego wydawało mi się, jakbym robiła to tylko po to, by znów się z nim zmierzyć, a wtedy uderza sto razy mocniej. Byłam opuszczona, bezwartościowa i beznadziejna... Zależało mi na tym by być szczęśliwą, a doprowadziłam do tego, że jestem wrakiem człowieka. Przestałam się łudzić, że w takim życiu jak moje w ogóle istnieje coś takiego jak szczęście. Nawet nie czułam się jak człowiek, czułam się jakbym była nic nieznaczącą istotą, o której nikt nie ma pojęcia, która dusi się oddychając. Nie wiedziałam czy wolę być sama, czy potrzebuję rozmowy z kimś kto mnie zrozumie. Ale komu mogłam o tym wszystkim powiedzieć? Zawsze musiałam być ostrożna, uważać na to, co mówię. Może tworzyliśmy rodzinę, ale nigdy nie mogłam być pewna, że ktoś nie wykorzysta swojej wiedzy przeciwko mnie. Takie wieści rozchodziły się w bardzo szybkim tempie i zawsze wiedziały do kogo mają dojść. Najbezpieczniej było usiąść w milczeniu z Monique. Chciałam po prostu zniknąć. Ten pomysł wydawał mi się lepszy od wszystkiego, mniej bolesny.
- Szukałam cię wszędzie.- usłyszałam za plecami dobrze znany mi głos i poczułam ten słodki zapach perfum, których nie mogłam pomylić z nikim innym jak z Monique - szefową ochrony, która w moim wypadku jak na operatywną pracoholiczkę przystało, zapragnęła pilnować mnie dwadzieścia cztery godziny na dobę.
- Trzeba było zacząć od baru.- powiedziałam niewyraźnie wlewając w siebie kolejną porcję Burbona.
- Ostatnio upiłaś się tak, jak przyłapałaś Mike’a z jedną z króliczków Playboya.
- Znalazłam własnego i on to spieprzył.- wymamrotałam, biorąc kieliszek wódki.- Uciekł i być może nie wróci.
Dostałam ataku śmiechu.
- O nie, nie. Siedzisz tu od jakiś czterech godzin. Przed chwilą tańczyłaś prawie naga na stole i krzyczałaś: ,,Zleć na dół!.’’ Co dowodzi, że z tobą naprawdę jest bardzo źle.- trzymała kieliszek z dala ode mnie, a ja walczyłam z nią by go odzyskać. Niestety trzymała go za wysoko, a kieliszki troiły mi się przed oczami.
- Skąd ty to wiesz? Nie było cię tu.- wyspałam z plączącym się językiem i uniosłam jedną brew do góry, co doskonale oddawało moje zdezorientowanie.
- Scoot do mnie zadzwonił.- przyznała, na co westchnęłam i chwyciłam drink mężczyzny, który siedział obok mnie, po czym odwróciłam się do niego plecami.
- Mogłam się domyśleć.- skrzywiłam się.- Dzięki braciszku! Odpłacę się. Obudzisz się z twarzą w moich wymiocinach! - krzyknęłam w kierunku winowajcy. - Nie dobrze mi. Scoot, dawaj coś mocniejszego! - ryknęłam i machając ręką zrzuciłam jeden z kieliszków na podłogę.- Oj, stłukło się. – zrobiłam minę zbłąkanego szczeniaczka.- Czekaj! Podniosę! – uniosłam rękę z wyciągniętym palcem wskazującym, jakbym zgłaszała się do odpowiedzi i rzuciłam się w dół, aby posprzątać, to co zrobiłam, ale Monique wzięła moje ręce w swoje dłonie i szybko skierowała je do góry.
- To jest szkło! Skaleczysz się! – warknęła mi w twarz, kiwając kelnerowi, żeby przyniósł zmiotkę i szufelkę.
- Już dobrze, będę grzeczna. - zaczęłam się kręcić dookoła na krześle barowym, wydając z siebie odgłosy jak małe dziecko na placu zabaw, kręcące się na karuzeli. Trwało to dłuższą chwilę aż mój kochany Scoot nie przyniósł dwóch kieliszków whisky. Moje palce zachłannie błądziły w powietrzu chcąc schwytać, chociaż jeden majaczący mi przed oczyma.
- Powiedziałam, dość. Jutro nie przeżyjesz tego kaca. Trzeba cię ogarnąć, idziemy stąd!- mówiła cierpliwym, ale zdecydowanym tonem. I wypiła oba na raz do dna. Świnia, nie zostawiła mi nic.
- Ej to moje! – jęknęłam z rozpaczą jakby zabrano mi moją ukochaną zabawkę.- Dlaczego wypiłaś moją whisky? Co ja ci zrobiłam, niewdzięczna kobieto?
- Jeżeli mam ciebie ogarniać, to sama nie mogę być całkiem ogarnięta. – odparła rzeczowo, głęboko w to wierząc. Uśmiechnęłam się i poczułam jak ciągnie mnie za rękę, chyba w kierunku drzwi.
Drogi do pokoju za dobrze nie pamiętam, ale wiem, że wywracałam się bardzo często, a Monique za każdym razem podnosiła mnie cierpliwie. Potem wylądowałam na swoim łóżku. Moje powieki zaczęły robić się ciężkie aż zapadła ciemność.



- Panno Roberts.- zza moich pleców usłyszałam głos, który sprawił, że po moim ciele rozeszły się dreszcze. Wzięłam głęboki oddech, odkładając kieliszek z winem. Znajdowałam się w ogromnej sali balowej, do której prowadziło jedno wielkie wejście. Nad schodami z białego kamienia, na których leżał szeroki kilometrowy czerwony dywan wisiały portrety dystyngowanych dam i eleganckich mężczyzn w wysokich kapeluszach. Środek sali wypełniał ogromny dębowy parkiet. Za nim, otwarte drzwi prowadziły do ogrodu przypominającego labirynt, z którego słyszałam szum wody. Musiała tu gdzieś być fontanna. Miałam na sobie jasno niebieską suknie z trenem z  XIII wieku. Czułam każdy najmniejszy ruch mojej klatki piersiowej, bo gorset skutecznie kolidował moje ruchy. Kręcone włosy spięte z tyłu czarną klamrą opadały mi na ramiona. Obróciłam się powoli w stronę mężczyzny.
- Pan Bieber.- dygnęłam, śląc mu zalotny uśmiech.
- Czy zechciałaby pani zatańczyć ze mną, panno Roberts? – zapytał uprzejmie, oddając mój uśmiech. Ubrany był w czarny smoking z muszką związaną wokół szyi na starannie wyprasowanej białej koszuli. Dostrzegłam tajemniczy błysk w jego oczach. Podałam mu rękę, którą przyjął zachłannie i przycisnął mnie bliżej swojego ciała.- Muszę przyznać, że bardzo mnie pani intryguje. Skąd pomysł by wybrać się właśnie tutaj? Nigdy nie widziałem pani na tej uroczystości, a jestem tu co roku.- szepnął w taki sposób, abym tylko ja usłyszała co powiedział.
- Panie Bieber, czy pan nie jest odrobinę za odważny? – odszepnęłam zaskoczona jego gestem.- Podobno ciekawość to pierwszy stopień do piekła. – spojrzałam na niego z filuternym uśmiechem i chciałam uwolnić dłoń z jego uścisku. Wiedząc, co chciałam zrobić przytrzymał ją mocniej i mi na to nie pozwolił. Nachylił się w stronę mojego nagiego ramienia, zatrzymał się tuż przy uchu. Jego ciepły oddech muskał mój obojczyk.
- Usiłuję pokazać innym adoratorom, że dla takiej damy potrzeba więcej niż znaczące spojrzenia.- powiedział prowadząc mnie na środek parkietu. Spojrzałam kątem oka na owych mężczyzn, o których wspomniał. Muzyka zaczęła grać.
- Muszę pana zasmucić, ale niestety walc opiera się na innych zasadach.- spojrzałam na niego wymownie. Jego mięśnie były idealne wyrzeźbione, a szczęka dobrze zarysowana. Oczy miał koloru palonej kawy.
- Walc? – zapytał, gdy postawiłam pierwszy krok.- Delikatność, muśnięcie dłoni, intymność, wrażliwość i zmysłowość.- szepnął, lekko dotykając palcami moją prawą dłoń. Przeszliśmy dookoła siebie, stykając się wierzchem dłoni, następnie zrobiliśmy to samo z drugą ręką. Przy trzecim obrocie przyłożyliśmy obydwie dłonie razem... Nagle chwycił mnie za rękę i objął mnie w pasie.
- Myślę, że pan już naruszył wszelkie granice.- powiedziałam uważnie go obserwując.
- Mało kobiet mi to mówi, ale cieszę się, że usłyszałem to od pani.- odpowiedział kładąc moją dłoń na swoim ramieniu.
- Doprawdy?
- Musi pani wiedzieć, że ruszą się pani najlepiej od nich wszystkich.- oświadczył szeptem.- Ma pani w sobie tyle uroku.
- Pana słowa są tak słodkie jak miód, ale czy równie prawdziwe? – zapytałam ściszonym, gładkim głosem.- Dżentelmenom często zarzuca się nadmierne pochlebstwa.
- Z mojej strony pani to nie grozi. – zapewnił dyplomatycznie z  uśmiechem. - Myślę, że pan Smith i pan Howard chcieliby być na moim miejscu.- dodał po chwili.
- Niestety, to do mnie należy wybór.- westchnęłam, zerkając na nich przelotnie.
- Żałuje go pani? – zaskoczył mnie swoim pytaniem.
- Nie, wręcz przeciwnie. Czekałam na pana.- szepnęłam i uniosłam głowę do góry. Wsunęłam w jego rękę klucz, a gdy muzyka przestała grać ucałował mnie w rękę, na której miałam białą rękawiczkę. Ukłoniłam się w podziękowaniu za taniec i dostojnym krokiem udałam się w kierunku innych gości.
- Panno Roberts!- usłyszałam i odwróciłam się trzymając obie dłonie razem.- Ten naszyjnik niesamowicie zdobi pani szyję, proszę na niego uważać. Byłoby żal, gdyby tak cenna rzecz została zniszczona lub co gorsza przywłaszczona przez przypadkową osobę. – przytaknęłam mu nieznacznym ruchem głowy.
- Dziękuję, panie…- wyciągnęłam wachlarz i zakryłam nim rumieńce na twarzy.
- Bieber. – dokończył.
- Bieber.- powtórzyłam, dygnęłam ostatni raz i z uśmiechem witałam kolejnych gości, rozglądając się czy w pobliżu nie ma urokliwego dżentelmena.




Obudziłam się po ciężkiej nocy. Nie czułam się wypoczęta, w myślach przewijały mi się obrazy z wczorajszego dnia. Tak bardzo bolała mnie głowa. Miałam ochotę włożyć ją pod kran z zimną wodą i stać tak przez godzinę, póki nie przestanie. Nigdy nie było mi gorzej niż teraz. To wszystko co mnie spotkało było po prostu wielkim ciężarem, którego nie mogłam znieść. Zaczęłam się zastanawiać, jak mogłoby wyglądać moje normalne życie. Pominęłam fakt, że byłabym zupełnie innym człowiekiem. To nasze doświadczenia kreują nasz charakter, nie inaczej. Miałam ochotę wrócić do centrum Nowego Yorku i zacząć krzyczeć stojąc na szczycie Empire State Building. Dlaczego nie mogę się uwolnić od Justina? Dlaczego nie mogę być bezwzględna i okrutna? Jego dotyk sprawiał, że czułam się tak... jakbyśmy do siebie należeli. Sprawiał, że moje ciało reagowało na jego dotyk oszołomieniem, jakbym była w zupełnie innym świecie. Zastanawiałam się nad tym, czy to w ogóle było możliwe, czy czasem tego nie koloryzuję, ale to właśnie czułam, gdy z nim byłam. Wtedy potrafiłam się uśmiechać. Mimo jego irytujących uwag i zachowania był czarujący. Nienawidziłam go, ale darzyłam go uczuciem, którego wcześniej nie chciałam nazwać. Czułam, że będzie mnie prześladować jak jakieś przekleństwo. Usiadłam gwałtownie na łóżku, zastanawiając się która jest godzina.
- Nie!- krzyknęłam sama do siebie. Wczoraj całkiem zapomniałam, że miałam spotkać się z Mike’iem. – odgarnęłam włosy z twarzy i z przerażeniem rozejrzałam się po… moim pokoju? Zmarszczyłam brwi rozkojarzona. Jak ja się tu do cholery znalazłam? Odruchowo spojrzałam na drugą część łóżka i z ulgą stwierdziłam, że obok mnie nie ma Justina. Natomiast był to ktoś inny. Przez chwile zastanawiałam się, co Monique robi w moim łóżku. Szturchnęłam ją łokciem, na co westchnęła z błogim uśmiechem.
- Jev, przestań!- wymamrotała przez sen rozbawiona. Jak widać nie tylko mnie męczą koszmary. Przynajmniej to, co ona teraz widzi, jej się podoba. Ja miałam mieszane uczucia. Nawet we śnie ma nade mną kontrolę. – uświadomiłam sobie zrezygnowana. To już przekraczało wszelkie pojęcie. Widocznie Bóg lubi się nade mną znęcać i nie tylko on ma takie nietypowe zainteresowania. Ile jeszcze będę musiała to znosić? Wygląda na to, że ktoś tam na górze ma ze mnie niezły ubaw. Robi sobie pełnometrażową komedię z mojego życia i obżera się przy tym tłustym popcornem. Dobra, dosyć tej sielanki śpiąca królewno, chyba już zdążyłaś sobie wyśnić pocałunek z Jevem. Muszę ją obudzić. Szturchnęłam ją mocniej, co spowodowało, że wstrzymała na chwilę oddech, otworzyła gwałtownie oczy, usiadła i zaczęła krzyczeć.
- Co jest? Kto idzie? Co się dzieje? Stać! – a potem spojrzała na mnie i uśmiechnęła się przepraszająco, aby za chwile z powrotem położyć się na moim łóżku i zaraźliwie ziewając położyć pod głowę moją poduszkę. Dotknęłam ręką czoła i westchnęłam, starając się tego nie komentować. Jest to komedia z bardzo kiepskim scenariuszem. Poczułam, że mi niedobrze i że coraz bardziej boli mnie głowa.
- Piłaś coś wczoraj? – spytałam, patrząc na jej rozpromieniony wyraz twarzy.
- Tylko trochę, ale to nic w porównaniu z tym, ile ty wypiłaś. Możesz być spokojna, te mdłości to nie ciąża.- nasza specjalistka miała naprawdę bardzo dobry humor.
- Super, a ile wypiłam?
- Dużo, uwierz mi nie chcesz wiedzieć. Ciesz się, że cię stamtąd zabrałam, czułabyś się jeszcze gorzej.
- Nie wiem czy to możliwe.- mruknęłam sama do siebie, szukając kapci pod łóżkiem i szurając nimi do łazienki.




******




W hotelu przebywaliśmy bardzo często, mimo to nie czułam się tam jak w domu. Mike zachowywał się jakby był panem wszędzie. To miejsce mu odpowiadało. Natomiast mi przypominało pobyt w więzieniu. Chociaż obiekt wyglądał jak ekskluzywny hotel, wrażenie psuła liczna ochrona na każdym piętrze. Znałam cały plan budynku na pamięć i byłam prawie wszędzie, ale ro wcale nie sprawiało, że czułam się tutaj lepiej. To nie był mój dom. Tak naprawdę nie miałam go od bardzo dawna i chyba powinnam być do tego przyzwyczajona. Przechodząc przez korytarze coraz bardziej nienawidziłam tego miejsca 
- Mike, muszę ci coś powiedzieć.- zaczęłam jak tylko wparowałam do jego biura.
- Rachelle, cieszę się, że przyszłaś, właśnie miałem cię zawołać. - powiedział, zacierając ręce z ekscytacji. W jego oczach dostrzegłam pewnego rodzaju szaleństwo i uniesienie. - Mam dla ciebie zadanie, dzisiaj w nocy będziesz moją uroczą dilerką.- uśmiechnął się i wskazał mi fotel na przeciwko siebie, bym na nim usiadła.- Mam nadzieję, że z twoją nogą wszystko w porządku. Załóż długie obcisłe jeansy. - przerwał na chwile, budząc jego zdaniem napięcie.- Moi laboranci opracowali prototyp narkotyku.- oświadczył z radością w głosie. Nie mógł usiedzieć spokojnie na miejscu. Był bardzo szczęśliwy.
- To świetnie Mike, ale nie sądzę by...- przerwał mi.
- Wiem, że się upiłaś. - Matko, czy zaraz się dowiem, że cały hotel widział mnie wczoraj w barze? Szkoda, że ja nie pamiętam, co robiłam. Szczególnie chciałabym wiedzieć, co jeszcze mogłam wykrzyczeć, stojąc na stole. - Swoją drogą nie wiem jak to możliwe, przecież masz taką mocną głowę.- zaśmiał się krótko. - Świętowałaś odejście Justina? Nie wiedziałem, że tak bardzo ucieszysz się z tego powodu. - nie widząc żadnej mojej reakcji, ani chęci aby odpowiedzieć na jego pytanie, dodał: Jeśli chodzi o twojego trenera daje sobie radę. Nie byłem taki optymistyczny, gdy go wysłałem do Europy. Wygląda na to, że trzeba mu podnieść poprzeczkę. Gramy o większą stawkę i zobaczymy jaki będzie finał.- spojrzał w okno.
- Nie obchodzi mnie on.- stwierdziłam beznamiętnym głosem patrząc na Mike'a.
- To dziwne, odniosłem wrażenie, że się lubicie. - odwrócił się w moją stronę zaskoczony moją reakcją.
- Żartujesz sobie?! – wybuchłam wściekła. - Nienawidzę go! Jak śmiesz pytać mnie o naszą relacje, gdy wiesz co on mi robi? Mało tego, wymyśliłeś to i dałeś mu na to zgodę! To jest chora relacja. Zmuszam się do rzeczy, których nie chcę robić! A wiesz dlaczego? Ponieważ to wszystko robię ze względu na ciebie! Mam tego dosyć! Przez was czuje się jak jakaś zabawka! Nie chcę być tak traktowana! Jeśli chciałeś popracować nad moją cierpliwością, a nie nauczyć mnie manipulowania ludźmi, to gratuluję kandydata, doskonały wybór! - spokojna rozmowa zmieniła się w kłótnie. Spoglądał na mnie oszołomiony.
- Nie masz prawa tak się do mnie odzywać! – wrzasnął na mnie, nie będąc mi dłużnym. Po raz pierwszy mu się sprzeciwiłam. Nie zamierzałam dać się znowu traktować jak laleczka. Nie pozwolę mu na to.
- Bardzo mi przykro, ale wygląda na to, że już to zrobiłam.
- Uważaj na to, co mówisz. Dobrze ci radzę. Przemyśl, zanim coś powiesz, bo będziesz tego żałować.- warknął ze złości.
- Co mi zrobisz jeśli cię nie posłucham? - uśmiechnęłam się, bo jego desperacja zaczęła być zabawna. Przestałam już krzyczeć.- Nie skrzywdzisz mnie. Nie potrafisz tego zrobić. Potrzebujesz mnie. I wiesz co? Może nie dlatego, że jestem twoja dziewczyną, ani nie dlatego, że znamy się od pięciu lat, ale dlatego, że nikt inny nie potrafi wykonać tak dobrej roboty jak ja. Te blond lafiryndy, których nawet nie usiłujesz ukrywać przede mną, kiedy wchodzę do twojej sypialni są za głupie by babrać sobie rączki w twoich brudach! Ja nie jestem głupia! Zawsze cie wspierałam i pomagałam tobie w najgorszych momentach. Jestem z tobą od zawsze, a ty jeszcze mnie sprawdzasz? Mało razy udowodniłam ci, jak bardzo jestem ci wierna? - nachyliłam się w jego stronę, wstając z fotela. - Kiedy wreszcie zrozumiesz, że nie jestem twoim wrogiem, Mike? - wstałam, szykając się do wyjścia z jego gabinetu.- Idę na trening ze Scootem, czekam na szczegóły za godzinę, szefie.- dodałam normalnym, służbowym głosem, chociaż muszę przyznać, że był bardziej władczy niż zazwyczaj. Zamknęłam drzwi z hukiem spoglądając na zdumionych ochroniarzy i sekretarkę. Musieli wszystko słyszeć. Poczułam się silniejsza. Koniec z potulną Rachelle, czas zrobić się tak twardą i niezwyciężoną jak oni. Pokażę im na co mnie stać. Już nigdy nie zamierzam pozwolić, by ktoś mnie tak bardzo zranił. Szykujcie się na powrót starej, dobrej Rachelle.








______________________________________


Wiem, że rozdział jest krótki, ale niestety musiałam skończyć wątek.
Byłby już 14 lipca, gdyby nie to, że prawie spaliłam komputer.
Nie będę się zbytnio rozpisywać,  ponieważ siedzę na nie swoim komputerze 
(czego nienawidzę, bo zawsze trudno mi się przyzwyczaić.) 
Dziękuje za komentarze. Przypominam o liście informowanych, zwiastunie
a wszystkie pytania kierujcie tutaj, bądź na mój twitter
Cieszę się, że tak Wam się podoba.
Rozdziały teraz częściej, w miarę moich możliwości.
Do następnej! 

PS. Co do irytującego zachowania bohaterów. 
Obiecuję, że jeszcze wszystko się zmieni. ;) 




Jeśli spodobał Ci się ten rozdział, bądź uważasz, że całkiem go zawaliłam,
 tudzież zniszczyłam twoje wszelkie wyobrażenia, lub po prostu wiesz, 
że sprawi mi to wielką radość i być może zainspiruje napisz komentarz.




7 komentarzy:

  1. WOOOOOOW!!!!!!!! Nawet nie potrafisz sobie wyobrazić jaka jestem MEEEGA ZSZOKOWANA, że ty DODAŁAŚ WRESZCIE ROZDZIAŁ!!!! Nadal nie mogę się otrząsnąć!!! WOW! Nie wierzę, że dodałaś AŻ 2 (sarkazm) rozdziały w ciągu 1 miesiąca!! I to po ponad 2 tyg.!!! SZOK!!
    A co do samego rozdziału, to był bardzo interesującyXD No i jestem po prostu ZACHWYCONA ostatnią sceną, kiedy Rachel postawiła się Mike'owi (frajer) !!! YEACH;];]

    OdpowiedzUsuń
  2. I TO MI SIĘ PODOBA! WRACA STARA, DOBRA RACHELLE I DA POPALIĆ TYM GNOJKOM! DCHJSBCJHSBHDCHSVDHSV już nie mogę doczekać się następnego rozdziału :3 Szkoda tylko, że Justina nie ma haha XD weny!
    @himyliam

    OdpowiedzUsuń
  3. Hihihi powraca rachelle niech dokopie justinowi i mikeowi grr kocica wraca :D

    OdpowiedzUsuń
  4. JEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEJ, kocham ten rozdział i nikt nie może mi powiedzieć, że jest do dupy ! :D Bosko. Pomijając kilka literówek, do których oczywiście MUSZĘ się przyczepić, bo inaczej nie byłabym sobą.
    Całość ogólnie na duży plus, bardzo mi się podobało. Nie mogę doczekać się kolejnych.

    OdpowiedzUsuń
  5. ale się dzieje..ciekawe co się stanie jak justin wróci.nie mogę się doczekac następnego !!!:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział krótki ale zajebisty

    OdpowiedzUsuń