wtorek, 30 grudnia 2014

Rozdział 28






Wykorzystywaliśmy każdą wolną chwilę, żeby się spotkać. Cały czas myślałam o tym, kiedy będziemy sami. Niecierpliwie czekałam na kolejną noc, gdy nie będę musiała udawać, że go nienawidzę i ciągle się kontrolować. Uważaliśmy na wszystkie najdrobniejsze gesty. Od początku było jasne, że nie będziemy żyć w normalnym związku. Nie mogliśmy trzymać się za ręce, wymieniać ukradkowych spojrzeń, ani stawać zbyt blisko siebie. Szalenie trudno jest ukryć coś tak wielkiego przed całym światem. Mimo to, nie poddawaliśmy się. Gdyby teraz, któreś z nas zrezygnowało z tego chorego układu, nie dałabym sobie z tym rady. Wyparcie tego wszystkiego, co już wiedzieliśmy o sobie nawzajem byłoby niemożliwe. Kochałam go i nawet lojalność wobec Mike'a nie mogła tego zmienić. Dręczyły mnie wyrzuty sumienia. Czułam się jak zdrajca, ale uśmiech Justina szybko to zmieniał. Przy nim mogłam być sobą, przestać obawiać się, że zrobi mi krzywdę. Już teraz nie czułam się jak jego zabawka. Nie nazywałam go moim chłopakiem, ani on nie nazywał mnie swoją dziewczyną, ale to co czuliśmy było jednoznaczne. Nie chciało mi się wierzyć w to, że w tak niebezpiecznym świecie może mnie spotkać coś takiego jak miłość. Była całkiem inna od tej, którą dotychczas znałam. To było coś niezwykłego. Oddałam mu serce, nie byłam pewna czy to błąd, ale nie zastanawiałam się nad tym, bo gdy tylko zostawaliśmy sami czułam się szczęśliwa, a szczęście nie jest złem, prawda?
- Powiedziałem Mike’owi, że robisz postępy. I pomyślałem, że potrzebujemy pokoju z łóżkiem, bo sala gimnastyczna nie jest odpowiednim miejscem. – powiedział, zacierając ręce. A nie mówiłam? Wiedziałam, że kiedyś będziemy mieli salę z łóżkiem.
- Widzę, że bardzo cię to cieszy. – uśmiechnęłam się szeroko, widząc jego podekscytowanie.
- To co, wypróbujemy je? – zapytał, znacząco zerkając na łóżko.
- A co mi tam…- westchnęłam i nim zdążyłam zrobić krok w przód, Justin zdecydował, że sam mnie do niego zaniesie. Gdy oboje znaleźliśmy się w łóżku, przyciągnęłam jego szyję do siebie i pocałowałam go krótko. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
- Całkiem wygodne. - stwierdził i oderwał się ode mnie, klęcząc na kolanach i skacząc na nim.
- Nie jest wygodniejsze od twojego łóżka.- powiedziałam, wymownie na niego patrząc.
- Chyba nie będziemy się tym przejmować, bo zawsze możesz do mnie wpaść, prawda?
- Oczywiście.- przytaknęłam, siadając po turecku naprzeciwko niego. Wtedy zrobił coś, co totalnie mnie zaskoczyło. Zaczął mnie łaskotać, a ja zwijałam się ze śmiechu jak tylko mogłam, by uciec przed jego rękoma. Na próżno. Przeturlałam się na drugi koniec łóżka z panicznym śmiechem i na czworakach zeszłam z niego niezdarnie, ale Justin chwycił mnie za prawą stopę, która jeszcze nie zdążyła zejść z materaca i bez ostrzeżenia pociągnął mnie za nią z powrotem.
- Justin! Zostaw! Słyszysz? To boli, zaraz mi coś złamiesz!- mówiłam przez śmiech, ale w końcu zmusił mnie do tego, bym wróciła tam, gdzie byłam przed chwilą. - Justin! - krzyczałam, chociaż i tak mnie nie słuchał, nadal mnie łaskocząc i szczerząc się jak głupi. - Co mam zrobić żebyś przestał? - powiedziałam czerwona jak burak, sapiąc i trzymając jego dłonie po moich bokach. Moja klatka piersiowa unosiła gwałtownie się w górę i w dół.
- Pocałuj mnie. - powiedział, uśmiechając się do mnie cwaniacko. Pochylił się nade mną, jego sterczące włosy opadły na jego czoło. Kiedy nasze usta się zetknęły, powoli i spokojnie go pocałowałam. Mruknął zadowolony, gdy niespodziewanie ktoś otworzył szeroko drzwi.
- Mike... - powiedział Jev i na chwilę przestał, widząc co robimy. Był równie zaskoczony jak my. Odkleiliśmy się od siebie natychmiast, tak szybko jak tylko mogliśmy. Mimo, że to było coś, co właśnie teraz wolno nam było robić, bo teoretycznie mieliśmy trening, to poczułam się jakbym została złapana na gorącym uczynku. - ...kazał was wezwać. - powiedział ściszonym głosem zawstydzony.
- Okej, już idziemy. - powiedział zwyczajnym tonem Justin, ratując sytuację i schodząc z łóżka. Jev szybko się ulotnił.
- Mogło być gorzej, prawda? - zapytałam, również wstając z łóżka i patrząc na Justina, czekającego na mnie przy drzwiach. Zawiązałam włosy w luźnego koka, bo chłopak przez swoje wygłupy całkiem mi go rozwalił.
- Mogło. - przyznał, drapiąc się po karku i marszcząc brwi.
- Nikomu nie wygada? - spytałam szeptem, wychodząc z pokoju.
- Nie robiliśmy przecież nic zakazanego.- odparł, idąc razem ze mną do windy.
- Niby tak.- powiedziałam, ale nie byłam co do tego przekonana.










******



 
Mike wezwał nas do swojego gabinetu. Byłam bardzo zestresowana tą całą sytuacją. Co jeśli nie uda nam się ukryć przed nim prawdy? Justin uspokajał mnie w drodze szeptem, ale to mi nie pomagało.
- Musimy się teraz zająć córeczką Richarda. Jest modelką i bierze udział w najbliższym pokazie Victoria’s Secret za trzy dni. Candice Swanepoel. – westchnął zmęczony Mike, składając dłonie razem i zakładając jedną nogę na drugą. Jak zwykle siedział przy biurku w swoim fotelu, a Justin i ja, nie chcąc siadać staliśmy naprzeciwko niego.
- Świetnie, to do czego ja jestem tam potrzebna?
- Ona należy do ciebie. Jest lesbijką.- zaczęłam się śmiać, ale po poważnej minie Mike’a szybko przestałam i zrzedła mi mina.
- Ty chyba sobie żartujesz! Mam uprawiać seks z modelką? - gdy to mówiłam, dławiłam się własną śliną. Doskonale wiedział, że nie lubię tego robić z facetami, a teraz karze mi to robić z dziewczyną? Niestety nie mogłam mu odmówić. Zgodziłam się na to raz i to wystarczyło, żebym prawdopodobnie musiała robić to do końca życia.
- Właśnie tak. – odparł opanowany, a ja chrząknęłam, chcąc pozbyć się nieprzyjemnego uczucia w gardle. - Justin, myślałem, że przygotowywałeś ją do tego.- niezadowolony, spojrzał w jego stronę.
- Jakim cudem miał mnie do tego przygotować, skoro jest facetem! - powiedziałam zirytowana prędzej niż ugryzłam się w język. To nie jest dziwne, że go bronię? Mam nadzieję, że Mike nie zwrócił na to uwagi.
- Jest twoim trenerem, a to jest jego praca. Po to tutaj jest. – wzdychając przeczesał długimi palcami swoje włosy. Miał dzisiaj 
do mnie anielską cierpliwość.
- Nie zrobię tego. Weź Justina, nawet ona na niego poleci.- wymamrotałam, szukając ratunku. – Poza tym pewnie jest tym zachwycony. – wywróciłam oczami, chcąc żeby dał mi spokój z tym zadaniem.
- Rachelle.- wypowiedział moje imię, zwracając mi uwagę, że przeginam.
- On nie ma czasem syna? – zapytałam skruszonym tonem, błagałam by takowy istniał.
- Nie.- powiedział chłodno, patrząc na mnie surowym spojrzeniem, bym skończyła robić sceny i zgodziła się na jego fatalnie chory pomysł. Czemu nie? Gdyby był gejem, Justin mógłby się wykazać. Byłoby sprawiedliwie.- Musisz dzisiaj zrobić zdjęcia do portfolio, jeżeli pojutrze masz być modelką. Zastąpisz Mirandę Kerr. – poinformował mnie łaskawie.
- Przecież to jedna najlepszych modelek na świecie. - powiedziałam zszokowana.
- Masz rację, otwiera ten pokaz.- zaczął przekładać jakieś papiery na biurku.
- Więc, jakim cudem... – zapytałam, niestety nike dane mi było dokończyć, ponieważ Mike znał dalszą część tego pytania i zaczął mi na nie odpowiadać.
- Powiedzmy, że przed samym pokazem źle się poczuje. – uśmiechnął się w taki sposób, że od razu wiedziałam co ma na myśli.
- Tylko mi nie mów, że zamierzasz ją zabić.
- Dlaczego nie? – odezwał się w nim awanturnik, ale w jego głosie słychać było nutkę zawodu. Czyżbym miała jeszcze na niego jakiś wpływ? Czyżby jednak brał moje zdanie pod uwagę?
- Chcesz zabić najsławniejszą osobę na świecie i nie trafić za kratki? To jest niemożliwe. Nie zrozum mnie źle, ale są rzeczy, których nie warto się podejmować. Oni ciebie znajdą, prędzej czy później, w twoim wypadku później, ale zawsze dojdą do sprawcy. Tego nie zamiotą pod dywan. To osoba publiczna i nie jest nudnym politykiem. Niepotrzebne nam takie problemy. – odpowiedziałam niepewnym tonem.
- Może masz rację. – mruknął, patrząc mi w oczy, całkowicie ignorując Justina. Oczywiście, że mam rację.
- W porządku damy jej zwykłe narkotyki. W takim wypadku Scoot poleci z wami. – zadecydował, nadal analizując moje słowa.
- Dlaczego mieliby mi pozwolić wystąpić na tym pokazie? Przecież nie jestem profesjonalistką. - mogłam mu wymienić wszystkie powody, dla których ta misja się nie powiedzie. Wśród nich był jeden konkretny. Nie zrobię tego.
- Na pół godziny przed pokazem zniknie ich najlepsza modelka, a ty spadniesz im jak z nieba. Jeżeli twój wygląd ich nie przekona to zapłacę im, żebyś się dostała. - mogłam się tego domyśleć. Pieniądze, one mogą wszystko.
- Gdzie lecimy? – zapytał Justin, pierwszy raz się odzywając od kiedy weszliśmy do gabinetu Howarda.
- Mediolan. Ty jedziesz tam w charakterze ochroniarza. Muszę wiedzieć, że ktoś zadba o mój skarb. Jeżeli znowu coś jej
się stanie, jesteś martwy, wiesz o tym? – groźny, służbowy ton głosu rozniósł się po całym pomieszczeniu. Skarb? Dawno tak do mnie nie mówił. Co się z nim dzieje? Zaczynam się niepokoić.
- Tak. – nie stracił pewności siebie, patrzył mu prosto w oczy.
- O której mamy być w helikopterze? - powiedziałam obojętnym tonem, nie zwracając uwagi na rosnącą, napiętą atmosferę.
- Nie lecicie helikopterem. Mam dla was bilety na lot samolotem w pierwszej klasie. – odparł spokojnie. Czy on oszalał?
- Jak to publicznym samolotem!? – wykrzyknęłam, otwierając szeroko oczy ze zdumienia. Czy tylko ja w tym pomieszczeniu potrafię trzeźwo myśleć? – Jak mamy przewieźć narkotyki, będąc złapanymi?
- Mam znajomości w ochronie. Nie martw się, pomyślałem o wszystkim.- powiedział i wyciągnął z szuflady biurka kopertę, w której były trzy bilety lotnicze. – Życzę wam powodzenia.- dodał, gdy wychodziliśmy. Justin wydawał się być szczęśliwy z nowej misji. No tak, skoro ja mam ochotę się pociąć, to on ma ochotę skakać do sufitu z radości. To nie mogło się zmienić

Na korytarzu, czekając na windę i nie odwracając głowy w jego stronę zapytałam z zażenowaniem - Czemu się tak cieszysz? 
- Ponieważ wynosimy się stąd na chwilę, a twój chłopak nie będzie w tym samym budynku co my dwadzieścia cztery godziny na dobę. – uświadomił mi, uśmiechając się szeroko.
- I tak jedziemy ze Scootem. – przypomniałam mu.
- Ale Scoota łatwiej spławić. – z tym nie mogłam się nie zgodzić. – Też powinnaś się cieszyć, ta misja wzbogaci cię o nowe doświadczenia. – jak on to ładnie ujął, ale nadal ten pomysł mi się nie podobał. Nie miałam kontraktu wyznaczającego granice moich możliwości, a teraz byłby mi bardzo potrzebny. Jak na razie mogłam sobie o nim pomarzyć. Przecież nie mam normalnej pracy i normalnego życia. Okej, kontrakt w tej sytuacji byłby bez sensu.
- Może jeszcze powiedz mi, że chciałbyś na to patrzeć? – zadałam pytanie retoryczne, zapominając że Justin uwielbia na takie odpowiadać.
- To nie jest wcale zły pomysł. – przyznał, a ja tylko ponownie wywróciłam oczami i weszłam do windy.
Siedziałam w swoim pokoju przeglądając profesjonalne zdjęcia modelek, by móc chociaż trochę się do nich upodobnić i ułatwić pracę fotografowi. Za chwilę miałam mieć sesję zdjęciową. Siedziałam w swoim pokoju i rozmawiałam z Justinem przez telefon. To zaskakujące, wcześniej omijaliśmy się szerokim łukiem. Był jedynym człowiekiem, który doprowadzał mnie tak bardzo do szału, ale równocześnie tylko z nim mogłam przez chwilę poczuć, że jestem normalna. Przy nim świat stawał się dobry, a wszystko wokół lepsze. Co może też znaczyć, że totalnie zwariowałam, ale wolę być wariatką, niż cierpieć tak jak wcześniej.
- Mogę iść z tobą na sesję? – zapytał, a ja mogłam założyć się, że teraz uśmiecha się do telefonu swoim niewinnym uśmiechem, ale w połączeniu z jego podnieconym wzrokiem wyglądał całkiem nieprzyzwoicie.
- Niech pomyślę. – w słuchawce przez dłuższą chwilę słyszałam jego równomierny oddech. – Nie. – dodałam po krótko trwającej ciszy.
- Dlaczego? – zapytał, nie ukrywając swojego niezadowolenia.
- Ponieważ nie możemy dawać im powodów do podejrzeń. Poza tym, na niektórych zdjęciach mam być naga. To nie będzie komfortowe.- przegryzłam wargę. Próbowałam być śmiertelnie poważna, ale nie mogłam powstrzymać śmiechu.
- Mogłaś tego nie mówić. – usłyszałam jakiś trzask w słuchawce.
- Wiem, ale ja też lubię cię denerwować.
- To zdecydowanie nie jest zdrowy związek. – oznajmił poważnie.
- I nigdy nim nie będzie.- dokończyłam wciąż rozbawionym głosem.
- Chociaż w jednym się zgadzamy. – mruknął, rozłączając się. Wykasowałam jego numer z listy połączeń i położyłam telefon na stoliku nocnym. Postanowiłam się przebrać i zeszłam do recepcji przywitać się z moim fotografem. Czekała mnie trzygodzinna sesja zdjęciowa. Musiałam chodzić z nim po całym hotelu, szukając interesującego tła. Przywiózł ze sobą całą ekipę – oświetleniowców, makijażystów, stylistów i wielbłądy, którymi nazwałam napakowanych facetów noszących sprzęty. Narobiliśmy niemałego zamieszania. Szybko mogłam dojść do wniosku, że nigdy nie chciałabym być modelką, a ich praca jest naprawdę ciężka wbrew wszelkim pozorom. Przestałam mieć nadzieję, że chociaż trochę im dorównam. Nie miałam idealnych proporcji, a co najważniejsze - doświadczenia w tej branży. Wszyscy na mnie krzyczeli, co chwilę krytykując jakieś detale. Od początku wiedziałam, że ta misja będzie graniczyła z cudem i nie będzie należeć do najprzyjemniejszych.
Po obiedzie umówiłam się z Justinem na nasz trening, ale był on trochę inny niż zwykle. W dwa dni musiałam się stać światowej klasy modelką na wybiegi. To byłby cud, więc nie liczyłam na zbyt wiele. Znajdowaliśmy się w mniejszej sali gimnastycznej, bez sprzętów, z lustrami. Razem ze Scootem oglądaliśmy filmiki w Internecie z pokazów, ponieważ nikt z nas nie miał pojęcia od czego zacząć. Wreszcie jest coś, czego mój trener nie jest w stanie mnie nauczyć, ale to wcale mu nie przeszkadzało w dyrygowaniu mną. Skończyło się na tym, że oglądaliśmy modelki, które przewracają się na wybiegu. Tłumaczyliśmy sobie, że robimy to po to, by pokazać mi na jakie rzeczy uważać i jakich błędów nie mogę popełnić, ale tak naprawdę oglądaliśmy to tylko dlatego, by się pośmiać. Niektóre upadki były bardzo spektakularne. Zaczęłam się modlić, by nie dali mi jakiejś szalenie długiej sukienki, bo to nie mogło się dobrze skończyć.
- Przestańcie się śmiać, nie wiem co was tak bawi. - syknęłam z irytacją na rozsiadłych w brązowych fotelach Scoota i Justina w kącie sali. Trzymając ręce na biodrach i stojąc na przeciwko nich dodałam - Oświećcie mnie, co jest w tym takiego śmiesznego? – To będzie tragedia ze mną w roli głównej.- pomyślałam.
- Okej, ja sobie pójdę.- mruknął Scoot, nie mogąc powstrzymać śmiechu. Robiłam się naprawdę wkurzona, a kiedy to zauważył, powiedział - On ci pomoże bardziej, w końcu to twój mistrz. - Mistrz? Taak. - powątpiewałam w myślach, a Scoot dalej zwijał się ze śmiechu, trzymając za brzuch.
- Nie waż się zostawić mnie samej. - powiedziałam ostrym tonem głosu. Musiałam wciąż udawać, że nie przepadam za Justinem. Obserwowałam plecy Scoota, podążające ku drzwiom.
- Masz Justina.- zasugerował krótko, otwierając z trudem drzwi, bo nadal rechotał jak jakaś hiena...
- Scoot! - wrzasnęłam wściekła, zirytowana jego zachowaniem. - Samej z nim. - uświadomiłam mu, zerkając na Justina.
- Myślę, że nie gryzie, chyba że podczas seksu, ale co ja tam mogę wiedzieć. - wzruszył ramionami, jak gdyby nigdy nic i patrzył na mnie nadal rozbawiony. Mój wzrok powędrował w stronę butów, na sam dół. Coś czuję, że dzisiejszej nocy będę cała pogryziona. Dziękuję ci Scoot za twoje głupie sugestie.- Potrafisz sobie poradzić z tym szatańskim nasieniem... - Umiem sobie z nim poradzić tak dobrze, jak on potrafi sobie radzić ze mną. Co oznacza, że niedługo pozwolę, by zrobił ze mną wszystko, co będzie chciał. Swoją drogą ciekawe, że jeszcze mnie tego nie nauczył. Gdyby to zrobił zamieniłby mnie w swój osobisty chodzący koszmar. Dlaczego więc miałby mnie tego uczyć, skoro teraz ma mnie w garści? Zawsze miał.- stwierdziłam w myślach, podczas gdy Justin nadal się śmiał jak głupi dzieciak. Uzupełniali się idealnie, raz jeden przerywał śmiech by złapać powietrze, raz drugi a na kilka sekund udawało im się stworzyć duet.
- Ty również zidiociałeś razem z nim?- warknęłam tym razem do tego przystojniejszego, chcąc by się uspokoił.
- O co ci chodzi, to wyglądało bardzo śmiesznie. – skomentował mój upadek, który miał miejsce chwilę temu i chwytał się za umięśniony brzuch. 

Oprócz otartych, zaczerwienionych rąk nic mi się nie stało, ale oni nie mieli teraz głowy do tego, by mnie o to zapytać.
-  Tak samo jak moje chodzenie?
- zadałam pytanie retoryczne.- Staram się pracować, a wy mi w tym nie pomagacie! 
Wiedziałam, że muszę się tego nauczyć, inaczej cała misja się nie uda.
- Rachelle, przepraszam ale chodzisz w nich jak kaczka. - powiedział, udając że się krztusi lub po prostu może faktycznie się krztusił.
- Kaczka?! - powtórzyłam zirytowana. Bardziej wyglądało mi to na pingwina. Czy ja mam tak wielkie stopy? - Nigdy nie chodziłeś w takich butach! - oburzyłam się.- Chyba że coś mnie ominęło. - powiedziałam zniżając ton głosu. Scoot dusił się w tym czasie ze śmiechu jedną ręką wisząc na klamce od drzwi.- Wynoś się, jeżeli masz zamiar się śmiać, bo nie wytrzymam i któremuś z was stanie się krzywda.- zaczęłam grozić, patrząc na zarumienionego Scoota zabijającym spojrzeniem. Po chwili zostałam sam na sam ze swoim trenerem.
- Okej Rach, spokojnie pomogę ci. - zapewnił już opanowanym głosem, podchodząc do mnie.
- Są za wysokie, skręcę sobie w nich nogę. - jęknęłam, spoglądając z nienawiścią na buty, które w miejscu palców miały obcas. Idiota mógł to tylko wymyślić, dlatego nie zdziwiło mnie, że stworzył je facet.
- Skoncentruj się, utrzymaj równowagę.- powiedział, gdy oboje stanęliśmy przodem do luster.
- I stań na głowie. - dokończyłam za niego. 
- Po prostu przejdź się w nich. – słyszałam jak wzdycha głęboko.
- Mówisz tak, jakby to było dziecinnie proste, a nie jest. Chcesz je założyć? - syknęłam sarkastycznie, patrząc w jego odbicie.
- Zrób to. Nie dyskutuj.- powiedział władczym tonem. O dziwo posłuchałam go i przeszłam się od końca sali do samych luster.
- I jak, lepiej? – zapytałam, obracając się do niego przodem.
- Musisz bardziej poruszać biodrami. - spojrzałam na niego spode łba. Tak, z chęcią zakręcę moim grubym tyłeczkiem. Nie ma to jak troszkę twerkingu na szczudłach.
- Może mam jeszcze zacząć tańczyć? - uniosłam jedną brew do góry i skrzyżowałam ręce na piersiach. Ledwo mogłam w nich stać.
- A wiesz, że to 
nawet dobry pomysł. - uśmiechnął się, na co tylko wywróciłam oczami po raz setny i przeczesałam włosy palcami.
- Poddaję się.- powiedziałam cicho.
- Poczekaj. - poprosił, trzymając ręce na moich ramionach. Obrócił mnie w stronę lustra. Ponownie spojrzałam na nasze odbicia. Trzymając wysoko moją dłoń jakby witał się z pierwszą damą dworu przeszedł ze mną do drugiego końca sali. Przypominało to trochę scenę z mojego jednego snu.
- Będę cię trzymał.- odparł ciepłym głosem, zaraz po tym poczułam jego drugą rękę na mojej tali. - Musisz być wyprostowana. Uspokój się i nie patrz na buty. - przyciągnął mnie do swojego ciała. Zjechał swoją dłonią w dół wzdłuż mojej uniesionej ręki aż do zagiętego łokcia.
Pod wpływem jego dotyku cała się rozluźniłam, więc opuściłam ją swobodnie na dół. Poczułam jego męskie perfumy. - Właśnie tak, a teraz idź.
- Nie widzę tego.- odparłam.
- Dlaczego?
- Po pierwsze, nie mam jak stabilnie stanąć, po drugie nie mam jak się ruszyć, bo mnie trzymasz, a po trzecie, naprawdę chcesz wiedzieć?
- Oczywiście, że tak. - powiedział, przytrzymując moje ręce z obu stron i pocierając je swoimi dłońmi w górę i w dół.
- Czuje się niekomfortowo i rozpraszasz mnie. - myślałam, że zapadnę się pod dywan, kiedy to powiedziałam. W mojej głowie nie brzmiało to tak żałośnie.
- Jak to, aż tak na ciebie działam? - zakpił i wyszczerzył białe zęby usatysfakcjonowany.
- Nie, przez spodnie czuję twojego penisa, w miejscu w którym nie powinno go być.
- Doprawdy? A mnie się wydaje, że idealnie tam pasuje.- czułam jak nogi mi miękną. Uśmiechnął się zadziornie, a ja odwróciłam głowę w bok, opierając ją na jego ramieniu i patrząc w górę, bo nawet w tak wysokich butach był ode mnie trochę wyższy. Widziałam zarys jego podbródka i ust. Jego wzrok był skierowany w dół, na mnie. Gdy mrugał oczami podziwiałam jego gęste rzęsy. Jego dłonie powoli zeszły na dół, przez moje piersi, aż po brzuch i na moje biodra, przypominało to ten jeden z erotycznych tańców, gdzie tancerze obmacują się z szeroko rozwartymi palcami u rąk. Miękłam pod wpływem jego dotyku. Obrócił mnie do siebie przodem, całując mnie w usta. Jego język stykał się z moim. Przez jego oczy przeszedł tajemniczy błysk, co mnie jeszcze bardziej podnieciło i zmotywowało do działania. Jedną ręką głaskałam go po szyi, a drugą palcem odchyliłam skrawek materiału jego koszulki. Jedną z zalet tego, że byliśmy razem, było to, że teraz ja również znałam jego czułe punkty i wreszcie było fair. Prawie nie dostawał orgazmu, kiedy powoli gładziłam jego skórę na brzuchu, rysując kółka na około jego pępka. Jęknął przez moje usta, agresywniej mnie całując, a jego ręce znalazły się na moich pośladkach. Ścisnął je, na co wystraszona, wciągnęłam powietrze do ust, tym samym zabierając mu powietrze. 

- Widzisz, tak to jest, kiedy grasz nieczysto.
- To ty mnie tego nauczyłeś. -  powiedziałam mu w usta, oblizując swoje, na co uszczypnął mnie w pośladek. Jego oczy paliły się od pożądania. - Pragniesz mnie? - wyszeptałam mu na ucho, muskając je ustami.
- Tak. - powiedział podniecony, niecierpliwie czekając na mój ruch.
- Jak bardzo? - szepnęłam w jego usta, trącając jego wargę, a on z grymasem spojrzał na mnie, gdy jednak go nie pocałowałam ani nie dałam mu takiej możliwości.
- Bardzo. - szepnął mi w ucho i zostawił na nim wilgotny ślad swoich ust. Później jednym palcem chwycił szelkę moich jeansów i gwałtownie szarpnął do siebie tak, że ponownie poczułam jego penisa między nogami. Następnie złożył mokry pocałunek na mojej szyi w moim wrażliwym punkcie.
- Uważaj. - mruknęłam, liżąc jego usta
- Tak? - powiedział zamyślony, a ja poczułam puls w pewnym miejscu i stwierdziłam, że nie pochodzi on z mojej części ciała, że to jego penis.
Zaśmiałam się i delikatnie go pocałowałam, po czym zdjęłam te cholerne obcasy i wyszłam z gracją bez nich z sali. Poszłam do mojego pokoju. Ochroniarze mieli teraz przerwę. Idealnie. Zostawiłam otwarte drzwi na oścież. Nie zawiodłam się na nim, bo za chwilę przyszedł, zamykając za sobą gwałtownie drzwi na klucz. Prześlizgnęłam się dołem przez jego ramię, aby pojawić się naprzeciwko niego.
- Czemu się tak spieszysz? - mruknęłam, naiwnie się uśmiechając. Stałam oparta tyłem o zamknięte drzwi.
- Bo się ze mną droczysz, a wiesz że tego nie lubię i nie wytrzymuję. - teraz to on był zirytowany.
- Trudno, seksu nie będzie.- wzruszyłam ramionami i z miną smutnego szczeniaczka
wygięłam usta w podkówkę.
- Wiesz, że mam ochotę
teraz cię zabić.
- Naprawdę? Cóż, wiele ludzi próbuje. – mruknęłam, oblizując dolną wargę i zagryzając ją.
- Dlaczego jesteś tak cholernie seksowna? - zapytał, ale nic mu nie odpowiedziałam. Rzucił się na mnie, unosząc mnie do góry i obracając dookoła. Wskoczyłam na niego i oplotłam go nogami. Zachłannie całowałam jego słodkie usta. Czułam przepływający przez nas ogień. Jedną ręką mierzwił moje włosy, a ja trzymałam go za szyję, gładząc ją wolno opuszkami kciuków. Starał się utrzymać równowagę, ale z hukiem trafiliśmy na drzwi znajdując punkt oparcia, ściskając się jak najbliżej siebie, ciało przy ciele. Przeniosłam swoje usta na jego szyję, na co jęknął z zachwytu. Teraz było tylko on, ja i pożądanie. Żadnych wyrzutów sumienia. Zaczęłam piętą smyrać jego jądra przez spodnie. Kiedy zaczęłam ssać i gryźć jego szyję, odchylając głowę z podniecenia uderzył nią w drzwi.
- Wszystko w porządku? - jęknęłam z troską, chwytając go za głowę i patrząc na niego z niepokojem.
- Tak, nie przestawaj. - powiedział w transie, zajęty moimi piersiami. Przebiegała przeze mnie fala uniesienia. Obrócił się i tym samym przyparł mnie do drzwi, które znowu wydały z siebie dźwięk, jakby ktoś chciał je wyłamać. Trochę spłoszeni, znów szybko i zwinnie, ale tym razem bez huku zamieniliśmy się miejscami. Teraz on opierał się o drzwi. Zdjął ze mnie koszulkę,  w czym mu nieco pomogłam. Zapominając, że mnie trzyma przeniósł rękę na mój brzuch, a drugą chciał rozpiąć mi stanik. W ten sposób on wylądował z trzaskiem na ziemi, a ja nadziałam się tyłkiem na jego kolana. Jęknęłam tym razem z bólu, on za to znowu uderzył w te cholerne drzwi głową. Wszystko to wyglądało chaotycznie i komicznie.
- Opanuj się, mogą zacząć coś podejrzewać. - skarciłam go wzrokiem, a potem wsunęłam się z jego kolan do przodu i siedziałam okrakiem na jego wąskich biodrach nieco obolała.
- Kiedyś rozniosę te drzwi. - mruknął ze złością, sycząc z bólu. Trzymał się za głowę, zaciskając zęby. Spojrzałam na niego współczująco, ale nic nie zdołało uciszyć mojego niewyparzonego języka.
- Nie zrobisz tego, bo nie będziemy mogli tego robić bez drzwi. - powiedziałam, głaszcząc jego policzek.
- Powiedziałem ,,kiedyś". - podkreślił, przy tym ponętnie poruszył językiem.- Następnym razem przychodzisz do mnie.- zażądał, a ja uśmiechnęłam się szeroko.
- Czy to zaproszenie? - zapytałam, gładząc jego klatkę piersiową dłońmi i kładąc się na nim z jedną ręką podłożoną pod brodą.
- Tak, na jutro.- oznajmił, klepiąc mnie obiema dłońmi po tyłku. Przygryzłam jego wargę na znak, że umowa stoi. Uśmiechnęłam się chytrze. Wiedziałam, że każdy mój najmniejszy ruch sprawia mu przyjemność, więc udając, że mi nie wygodnie poruszyłam biodrami w dół. Na chwilę wstrzymał oddech, ponieważ się tego nie spodziewał. Podobało mu się to. Zdjęłam z niego zębami koszulkę, zostawiając mokre ślady dolnej wargi na jego ciele. Nie wytrzymał i z głowy zdjął sobie ją sam.
- A jeszcze wolniej nie potrafisz? - spojrzał na mnie, a ja uśmiechnęłam się z premedytacją. Odchrząknęłam i powiedziałam rzeczowo.
- Im wolniej, tym lepiej delektujesz się nawet najmniejszą pieszczotą i doprowadzasz drugą osobę do szaleństwa. Seks jest sztuką, którą odkrywa się powoli.- zacytowałam.
- Pieprzenie.
- Naprawdę? Ciekawe, bo to ty to powiedziałeś. – mruknęłam, palcem rysując wzory na jego gołej klatce piersiowej.
- Ja? Niemożliwe. - wypierał się.
- Jesteś pewny? - odpięłam mu pasek od spodni i rozsiadłam się na nim wygodnie, napierając na jego członka.
- Okej, po prostu zlituj się wreszcie.
- Pan Bieber błaga mnie o litość? Musisz być na granicy wytrzymałości.- zauważyłam, śmiejąc się.
- No co ty.- zakpił
 z nieskrywaną fascynacją patrząc na mnie. Z poważną miną spojrzałam na niego. Zdjęłam stanik pokazując mu swoje nagie piersi, a on zareagował tak, jakby widział je po raz pierwszy. Zdjęłam jego jedną rękę z pośladka i położyłam na mojej piersi, potem zrobiłam to samo z drugą. Kierowałam jego ręce swoimi dłońmi. Masowałam swoje piersi jego rozgrzanymi palcami. Zaczęłam mruczeć z rozkoszy z uśmiechem zamknęłam oczy, pozwalając mu na swobodę. Wodziłam dłońmi po jego wytatuowanych rękach.
- Myślisz, że on jest już gotowy? – szepnęłam, uśmiechając się do niego.
- Jest gotowy od jakichś dziesięciu minut, kochanie. – szepnął, dotykając moich ust.
- W takim razie chodź. – powiedziałam, wstając z niego, biorąc go za rękę i prowadząc do swojego łóżka. Położyłam się pierwsza, obserwując jak w pośpiechu zdejmuje spodnie i bokserki. – Ej, ja chciałam je zdjąć. – powiedziałam rozczarowana.- Zabrałeś mi najlepsze. – spojrzałam na jego twarz z wyrzutem, chociaż widać było, że wzrok ucieka mi już gdzieś indziej.
- Trzeba było przestać ze mną tak pogrywać. – powiedział, śmiejąc się i kładąc na mnie. Zaczęłam całować jego piersi, dłońmi gładząc jego jędrne pośladki. Dlaczego ja takich nie mam?
- Przepraszam, ale nie mogę się przestawić. Wszystko przez to, że mam tak dobrego nauczyciela.- powiedziałam. – Gumki są w szufladzie.- na moje słowa zszedł ze mnie, siadając na piętach między moimi nogami.  Założył ją bardzo zwinnie i zsunął mi majtki gorącymi dłońmi. Od mojego podbrzusza składał pocałunki aż do szyi, centymetr po centymetrze. Gdy dotarł do mojego czułego miejsca bez wahania wszedł we mnie. Mocne dreszcze okryły całe moje ciało. Jęknęłam. Justin zaczął posuwistymi, rytmicznymi ruchami wchodzić we mnie coraz głębiej. Każde pchnięcie było mocniejsze. Zaczęłam jęczeć coraz głośniej i objęłam go z całej siły. Raz po raz wbijałam w niego paznokcie, bo ekstaza była tak ogromna. Doszliśmy w tym samym momencie. Nim wyszedł ze mnie pocałował mnie długo, sama byłam zaskoczona, że miałam na to wystarczająco oddechu. Byłam wykończona. Zszedł ze mnie sapiąc, okrył nas kołdrą i położył się obok mnie. Przesunęłam się bliżej niego, kładąc głowę na jego piersi.
- Jesteś niesamowita. - westchnął, dysząc i całując mnie w czoło.
- Wiem. – uśmiechnęłam się, wtulając w niego głowę. Zaczął się bawić moimi włosami, a ja założyłam na niego jedną nogę.
- Raczej nie pójdziemy spać w południe.- mruknęłam smutna.
- Raczej nie.- powiedział, gładząc mnie po plecach i patrząc przed siebie, mrużąc oczy. - To co, druga runda? – mruknął, spoglądając na mnie. Znowu ten błysk w oku, że on jeszcze ma na to siłę. Wykończy mnie kiedyś.









******






Na lotnisku byliśmy już dwie godziny przed odlotem. Siedziałam na krześle, pilnując bagaży. Scoot stał w kilometrowej kolejce z naszymi biletami. Miałam ochotę pobiec w stronę drzwi i nigdzie nie lecieć. Od kiedy stałam się takim tchórzem?
- Mam twoją kawę. – poinformował mnie Justin, wracając do mnie i podając mi kawę z automatu w papierowym kubku. – Jest gorąca, uważaj bo się poparzysz.
- Wiem, że się o mnie troszczysz, ale dam sobie radę. Mike nie zabije cię za to, że poparzyłam sobie język.
- Będziesz musiała używać tego języka, więc lepiej na niego uważaj. - usiadł obok mnie, kładąc dłoń na moim kolanie, ale zniknęła stamtąd równie szybko, jak zdążyłam ją poczuć. Nie odpowiedziałam mu nic, ponieważ usłyszałam serię dźwięków, po których nadawano informację:
- Pasażerowie lecący do Mediolanu ustawiają się przy wejściu numer dziesięć. Proszę o udanie się do sektora odlotów. Połączenie Nowy York – Paryż zostało opóźnione o godzinę, za pozostałe opóźnienia przepraszamy. Prosimy wszystkich pasażerów o cierpliwość.- przez radiowęzeł usłyszałam miły, kobiecy głos. Justin westchnął i wstał z krzesła. Dlaczego jest taki spokojny?
- Zostaw ją. – powiedział, widząc, że mam zamiar wziąć swoją walizkę.- Ja ją poniosę. – spojrzałam na niego zdziwiona, ale oddałam mu ją. Kolejne półgodziny przechodziliśmy w kolejce do metalowych bramek. Przynajmniej zdążyłam wypić całą kawę. Unikałam wzroku ochroniarzy, ale nie na tyle, by zauważyli, że coś kombinuję. Justin włożył mi do płaszcza woreczek z amfetaminą w samochodzie. Jeden  przysadzisty  afroamerykanin, który był ochroniarzem, znalazł się koło mnie, gdy nadeszła moja kolej. Kiwnął do mnie głową, lekko się uśmiechając.
- Mindy, jak miło cię widzieć! Jak dawno cię nie widziałem, chodź przytul się do wujka.- powiedział do mnie, a ja prawie podskoczyłam, słysząc swoje ,,nowe imię'', które widniało na moim fałszywym dokumencie tożsamości. Zrobiłam to, co powiedział mi Mike. Przytuliłam go i wsunęłam mu woreczek z amfą do spodni.

- Torby w porządku.- powiedział chudy facet, obsługujący sprzęt do skanowania bagaży. - Możecie ją puścić.
Przeszłam przez bramki i wzięłam tylko jedną z moich walizek, która właśnie wyjeżdżała z taśmy. Udając roztargnioną kierowałam się do wejścia na pas lotniczy.
- Panienko! Jeszcze twoja torba! - zawołał za mną ochroniarz, który przed chwilą mnie przytulał.
- Och, przepraszam. Dziękuję bardzo. - powiedziałam, uroczo się uśmiechając, gdy podał mi torbę i wcisnął mi również w rękę, to co przed chwilą mu oddałam. Justin przeszedł przez bramki bez problemu. W jego torbie znajdował się pistolet, ale od razu pokazał na niego fałszywe pozwolenie, a ochrona nie robiła z tym kłopotu. W mojej torbie znajdowała się specjalna ukryta kieszeń na jeden z moich ulubionych sztyletów. Cały strach opadł. Teraz miałam tylko nadzieję, że nie zginę w katastrofie lotniczej. 








 ,, Another soul to meet my void then 
Of anything bare that's made of gold


A physical kiss is nothing without it
And you close your eyes to see what it's done
The body that lies is built up on looking
Cause all that remains before it's begun


You gotta know, I'm feeling love
Made of gold, I never loved a
Another one, another you
It's gotta be love, I said it ''

Chet Faker - Gold






________________________________________

Witajcie kochani!
Jestem w ciężkim szoku,
dziękuję Wam za komentarze pod poprzednim rozdziałem!
Dobiliście aż do 42 tysięcy wyświetleń!
Nawet nie wiecie jak się cieszę! 
Mam nadzieję, że to nie jest chwilowe ;p 
Dodaję rozdział trochę wcześniej,
ponieważ mam próbę na 
mój pierwszy świąteczny koncert! 
Trzymajcie kciuki, żeby mnie trema nie zjadła. ;p 

Specjalnie dla Izy szczegółowa scena seksu,
macie jeszcze jakieś życzenia?
Mam już pomysł na specjalny rozdział pisany
oczami Justina, ale na to musicie jeszcze poczekać. 








Jeszcze raz pragnę Wam podziękować,
jestem naprawdę szczęśliwa i 
mam nadzieję, że tym rozdziałem
przekonałam Was do zajrzenia tutaj
w Nowym Roku 2015. 
Życzę Wam szalonego Sylwestra,
spełnienia noworocznych postanowień,
żebyście żyli pełnią życia i
cieszyli się z każdej jednej chwili. 


Następny rozdział jest już gotowy.
Pojawi się 5 stycznia. 
Przypominam o wpisywaniu się na listę informowanych, 
zwiastunie  i moim twitterze,  gdzie 
możecie się ze mną skontaktować.
Do następnej!











Jeśli spodobał Ci się ten rozdział, bądź uważasz, że całkiem go zawaliłam,
tudzież zniszczyłam twoje wszelkie wyobrażenia,
lub po prostu wiesz, że sprawi mi to wielką radość i być może zainspiruje,
napisz komentarz.

wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 27





Kiedy otworzyłam oczy w pokoju było jasno, a jedyny dźwięk jaki mogłam usłyszeć to spokojny oddech chłopaka leżącego obok. Nasze nogi były splątane razem pod białą kołdrą. Spojrzałam na niego zafascynowana. Uśmiechał się przez sen, więc musiałam wczoraj wykonać kawał dobrej roboty. Jest perfekcyjny w każdym calu, chciałabym tak budzić się każdego dnia i widzieć go rano w moim łóżku. Uśmiechnęłam się, chociaż wiedziałam, że on nie ma o tym pojęcia. Ta noc była mi niesamowicie potrzebna... Nie bałam się niczego, byłam zrelaksowana i myślałam tylko o nim. Mogłabym powiedzieć, że jestem szczęśliwa, ale teraz uświadomiłam sobie, że to jest tylko chwila i nie będziemy mieli prawa tego powtarzać. Czy to było prawdziwe? Obydwoje leżeliśmy w jednym łóżku dlatego, że mój chłopak tego chciał. Nie brzmi znajomo? Tak, tylko teraz nie musiałam i nie chciałam go zabić. Od początku między nami była jakaś niewidzialna siła. Nie potrafiłam się jej oprzeć. Obserwowałam go zahipnotyzowana, chociaż wiedziałam, że nie powinnam. Przyłożyłam nos do jego szyi, wąchając przyjemny zapach perfum, od których chyba robiłam się uzależniona. Lewą dłonią odgarnęłam czule jego rozczochrane włosy. Na jego twarzy pojawił się grymas. Przez chwile mrużył oczy, ponieważ musiał się przyzwyczaić do światła.

- Czeeść.- ziewnął, chwytając za mój nadgarstek nieco mocniej niż trzeba było, gdy chciałam zabrać swoją dłoń z jego włosów. Chwycił za nią i pocałował mnie w nią, a następnie złączył nasze palce razem.

- Jak się spało? - zapytałam, zapominając o wszystkim, gdy jego czekoladowe oczy utknęły w moich, a jego druga ręka gładziła moje udo.

- Dobrze.- wymamrotał sennie, przyglądając się mi.

- Czemu tak na mnie patrzysz? – mruknęłam zawstydzona, choć to było absurdalne, bo kilka godzin temu widział mnie całą nago.

- Ponieważ jesteś piękna.- odpowiedział, a ja poczułam przypływ gorąca i dziwne uczucie w brzuchu. Pochylił się nade mną i pocałował mnie w usta. Jego wargi były przyjemnie miękkie i wysuszone, ale kolejny pocałunek szybko to zmienił.

- Poczekaj.- powiedziałam, kładąc otwartą dłoń na jego mostku, gdzie był wytatuowany krzyż. Wczoraj w nocy zapamiętałam wszystkie jego tatuaże, łącznie z Indianinem na plecach.

- Wiedziałem, że to tylko kwestia czasu, zanim to przerwiesz.- mruknął niezadowolony i rzucił się z powrotem na łóżko obok mnie.

- Która godzina? – zapytałam, rozglądając się za zegarkiem.

- Jakoś koło trzynastej.- powiedział, patrząc na złoty zegarek, który nosił na lewej dłoni, o którym zapomniałam, że tam jest.

- Już tak późno? – powiedziałam zdenerwowana, wiedząc, że o czternastej mam trening ze Scootem. Chwyciłam jego rękę i osobiście przeanalizowałam położenie wskazówek jego zegarka. Cholera, on ma rację. Usiadłam na jego łóżku, było zdecydowanie wygodniejsze od mojego.

- Nie spaliśmy prawie całą noc.- uświadomił mi i puścił do mnie oko, uśmiechając się. Właśnie to będzie podejrzane. Jeżeli natychmiast nie pojawię się w pokoju, Mike mógłby stwierdzić, że za dobrze się bawiłam. Miałby rację, ale nikt nie mógł o tym wiedzieć. Wszyscy powinni myśleć, że zrobiłam to, bo musiałam i nie widziałam w tym nic przyjemnego.

– Muszę iść.- powiedziałam przeczesując włosy palcami, byłam pewna, że mam gniazdo na głowie.

- Nie, nie zgadzam się. Ty nigdzie nie idziesz, zostajesz ze mną. Tutaj.- powiedział, obejmując mnie w pasie i uniemożliwiając mi jakiekolwiek ruchy.

- Justin, puść.- poprosiłam, a gdy objął mnie jeszcze mocnej to podniosłam ton głosu.- Puść mnie! Justin!- zaczął się śmiać, całując mnie w szyję.- Nie żartuję, jeżeli w tej chwili mnie nie puścisz, zrobię ci coś złego! – oświadczyłam, próbując spojrzeć na jego twarz, ale był za bardzo zajęty dezorientowaniem mnie pocałunkami na karku.

- Ostatnio lubię te wszystkie rzeczy, które mi robisz...- mruknął, a ja poczułam jak jego prawa dłoń masuje mój brzuch. Następnie znalazła się na mojej piersi, gdy ją ścisnął odchyliłam szyję w tył, kładąc głowę na jego ramieniu. – Wyglądasz w niej lepiej, niż ja.- powiedział, muskając językiem mój czuły punkt na szyi, przez co natychmiast poczułam mrowienie u dołu, po chwili znalazła się tam jego druga ręka, która masowała mnie przez czarne majtki i wykonywała te same koliste ruchy, co jego prawa dłoń na mojej piersi.

- Naprawdę? – wstrzymałam oddech, zagryzając wargę i kontynuując rozmowę o jego czarnej koszulce z wężem, którą kazał mi założyć, kiedy zrobiło mi się zimno w nocy. Oczywiście ona była z tego wszystkiego najmniej ważna.

- Yhym.- mruknął, nasilając swoje ruchy. Czułam jakbym latała pięćdziesiąt metrów nad ziemią, ze świadomością, że zaraz gwałtownie spadnę na ziemię.

- Justin, przestań. – syknęłam przez zęby, wstrzymując oddech. Jest za dobry, a ja wcale nie chciałam, żeby przestał. Niestety mój rozsądek mówił coś innego, za to ciało wyginało się na wszelkie strony, by tylko poczuć przyjemność lepiej. 

- Chcesz mnie.- szepnął, całując zachłannie moje ramię. Czułam własny puls i wyrywające się serce z piersi. Nie wiedziałam, czy przypadkiem nie dostałam migotania przedsionków. Obróciłam się do niego twarzą, całując go gwałtownie i mocno w usta, czując jak jego palce lewej ręki odchylają gumkę moich majtek. Zacisnęłam mocno nogi, nadal czując jego ciepłą dłoń między nimi, ale nie dałam mu nią poruszyć, chociaż w rzeczywistości miałam ochotę na co innego. Jego głowa uderzyła lekko o ścianę, gdy próbował złapać trochę powietrza. Gładziłam palcami jego umięśnione ramiona po to, żeby opanować wzrastające napięcie między nami.

- Chcę ciebie, ale nigdy nie będę mogła ciebie mieć. – szepnęłam poważnie, spoglądając w jego oczy. To uczucie mnie zabije.- pomyślałam. Wystarczyła chwila, by doprowadził mnie do palpitacji serca. Nie wiedziałam czy to jest miłość, ale potęga tego wzajemnego pożądania była zniewalająca. - Jestem z Mike'iem. – odsunął się ode mnie słysząc imię swojego szefa.

- Mam dosyć.- warknął, odpychając mnie i usiadł obok, zakładając ręce na piersi.- Jednego dnia mnie chcesz, drugiego dnia mną pomiatasz i uciekasz do swojego chłopaka. Zachowujesz się jakbyś była chora! Nie mam zamiaru przychodzić do ciebie na każdą twoją zachciankę, jak twój Mike nie będzie chciał ci tego dać. Nie będę twoją zabawką! Zdecyduj się na coś! Mam dosyć tego twojego tak, nie i może. Dostaje szału od tego! – zaczął na mnie krzyczeć. Odsunęłam się od niego, byłam zaskoczona, bo po raz pierwszy to on mnie odepchnął.

- Przynajmniej teraz wiesz jak ja się czułam, gdy dowiedziałam się, że jesteś moim trenerem!- odpyskowałam równie wściekła. – Czuję się tak codziennie! Na tych twoich cholernych treningach też! Jesteś pieprzonym egoistą!

- Ja jestem egoistą? Mówisz jakbyś była szalona! - zaczął wymachiwać rękami, gestykulując.

- Ach, więc teraz jestem wariatką! No to gratuluję, właśnie przeleciałeś tą samą, chorą psychicznie dziewczynę po raz trzeci. Jesteś z siebie dumny?

- Tego nie powiedziałem! Chodzi o to, że to ty cały czas zmieniasz zdanie! Nie nadążam za tobą dziewczyno!

- To świetnie, bo ja cały czas mam w głowie to twoje zdanie! Jak to było? - wzniosłam oczy ku górze, udając, że usiłuję sobie je przypomnieć, chociaż zostało wyryte w mojej pamięci na zawsze. - Ach, tak: Jestem tu tylko po to, by pokazać ci jak bardzo jesteś słaba.- wybuchłam, powstrzymując płacz. – Słyszę to za każdym, cholernym razem, gdy na ciebie patrzę.- skłamałam. - Zawsze zachowujesz się, jakby świat należał do ciebie, jakbyś mógł wszystko! Rozczaruje cię, jesteś tylko egoistycznym dupkiem, który myśli tylko o sobie! Przyznaj się do tego!

- Dobra! Chcesz to usłyszeć? Okej, jestem pieprzonym egoistą, a to był tylko seks. Lepiej ci? – zapytał sarkastycznie. To było jak pocisk, który celował prosto w moje serce. – Skoro tak trudno ci na mnie patrzeć i ze mną rozmawiać, to w ogóle się nie widujmy! – krzyczał dalej, a ja przymknęłam oczy, żeby nie musieć patrzeć na jego wściekły i rozczarowany wyraz twarzy.- Oczywiście musimy się widzieć w pracy, ale na to nie mamy wpływu.- dodał po chwili ciszej, zdając sobie sprawę, że to co powiedział przed chwilą było niemożliwe.

- Masz racje! To bardzo dobry pomysł! Cieszę się, że nie będę musiała już więcej zmieniać się w twoją dziwkę. - warknęłam, trzymając za klamkę jego drzwi od sypialni.

- Super, w takim razie starajmy się nie wchodzić sobie w drogę.- jego oczy przewiercały mnie od wewnątrz.

- Świetnie! – krzyknęłam i trzasnęłam z całej siły drzwiami, czując jak wylatuje ze mnie cała frustracja.

- Świetnie! – powtórzył, gdy brałam swój płaszcz z przedpokoju i niemalże wybiegłam z jego apartamentu. Gdy stanęłam w korytarzu jeden z ochroniarzy uśmiechnął się do mnie z politowaniem. O co mu chodzi? Ups... Stałam w korytarzu, z zawieszonym na ramieniu płaszczem i szalem, w butach, majtkach i męskiej czarnej koszulce z wężem, która ledwo zakrywała mi tyłek. Justin. Wszystko przez niego! Wróciłam do jego sypialni. Za dużo się nie zmieniło, nadal leżał na łóżku, pocierając ręką twarz, westchnął głęboko.

- Co? Już zmieniłaś zdanie? – warknął niemiłym, sarkastycznym tonem.

- Nie! Zapomniałam spodni.- odwarknęłam, biorąc je z fotela obok jego łóżka.

- Aha.- wydukał, patrząc na mnie jak szybko je zakładam. Ponownie wyszłam bez słowa, idąc do siebie, modląc się by nie spotkać nikogo znajomego po drodze. Mogliby się domyśleć, co robiłam tej nocy, bo normalnie nigdy nie wychodziłam z pokoju bez makijażu, albo cała rozmazana z tak nieogarniętymi włosami. Nie patrzyłam w lustro, ale domyślałam się jak wyglądam. Powstrzymywałam łzy dopóki nie znalazłam się w swoim pokoju. Jak mógł pomyśleć, że traktuję go jak zabawkę? Mike jest moim chłopakiem, co ja mogę na to poradzić? Nie zerwę z nim. Jeżeli bym to zrobiła straciłabym wszystko. Poza tym to tylko seks, prawda? Zrobiłaś to, co słuszne. To koniec.

O czternastej punktualnie weszłam na salę treningową w piwnicy. Scoot przywitał mnie uśmiechem i gestem ręki kazał mi wziąć jeden ze sztyletów wiszących na ścianie.

- Dzisiaj zrobimy sobie przerwę od wysiłkowych ćwiczeń i pokażę ci jak obsługiwać to cudeńko. – odpowiedział, a ja udawałam że wszystko ze mną w porządku. Na początku ćwiczyłam z nim rzucanie do celu. Następnie kazał mi złapać lecący prosto na mnie sztylet, co uznałam za totalną głupotę, ale na szczęście w porę robiłam uniki.

- Kiedy spróbujesz go złapać? – zapytał cierpliwie za dwudziestym razem, kiedy cały czas uciekałam przed jego ,,cudeńkiem".

- Kiedy przestaniesz próbować mnie zabić. – odparłam rzeczowo, zakładając ręce na piersi i obserwując jak podnosi sztylet z ziemi. – Jeżeli byłbyś tak miły i puszczał go trochę bokiem, może przestałabym się bać, że utnie mi głowę, przepraszam za moje bezwarunkowe odruchy! – warknęłam, a on obdarzył mnie zaskoczonym spojrzeniem.

- Co cię dzisiaj ugryzło? – zapytał i tym razem posłuchał mnie. Wycelował sztylet tak, jak o to prosiłam. Niestety nie udało mi się złapać go na czas. Zdążył przelecieć obok mojej ręki.

- Nic.- syknęłam, nie spuszczając z tonu, mając nadzieję, że mi odpuści.

- Okej, trzeba poćwiczyć twój refleks. Musisz się skupić. – Łatwo powiedzieć, nie masz takich problemów jak ja. – pomyślałam. Przynajmniej zrozumiał, że nie warto poruszać tematu jak się czuję.- Skoro jesteś pewna, że z tobą nic się nie dzieje, to możesz mi wytłumaczyć, czemu Justin tak dziwnie się zachowuje? – zapytał, przerywając ćwiczenie. Jednak nie zrozumiał. Westchnęłam głęboko, próbując się uspokoić.

- Skąd ja mam to niby wiedzieć? – pewnie byłam za bardzo ostra dla niego, ale Scoot zawsze sobie z tym radzi, więc przestałam się tym przejmować. Akceptował i znosił we mnie wszystko, dlatego byłby idealnym starszym bratem.

- Myślałem, że jesteście przyjaciółmi. Dobrze bawiliście się wczoraj w Queen.- Taak, jesteśmy idealnymi przyjaciółmi do pieprzenia. O niczym innym tak bardzo nie marzyłam jak o tym, żeby znaleźć sobie kogoś takiego.

- Ja myślałam, że byłeś zbyt zajęty niebieskooką pięknością, żeby teraz tworzyć takie absurdy.- odebrałam jego słowa jak atak. Jeśli nie jestem z Justinem w łóżku, albo się z nim nie kłócę to ludzie wokół muszą mi o nim przypominać. To nie jest normalne! Boże, co ja ci zrobiłam, za co mnie tak karzesz?

- Trudno było was nie zauważyć wczoraj na parkiecie. W sumie zachowywaliście się jakby nie było tam nikogo oprócz was. To trochę dziwne, wiem.- Nie, to jest całkiem przytomna uwaga, bo poza nim ktoś mógłby celować do mnie prosto z pistoletu, a ja bym na to nie zwróciła uwagi odurzona jego zapachem i spoglądająca na jego usta. Od dłuższego czasu byłam poza kontrolą. Najgorsze było to, że zdawałam sobie z tego sprawę i nie potrafiłam z tym walczyć. Mogłam udawać, ale to siedziało we mnie jak jakaś zaraza.

- Tak, to jest bardzo dziwne. Powinieneś więcej odpoczywać.- odparłam.

- Rachelle, lepiej nie zbliżaj się do niego. W końcu on jest mistrzem w uwodzeniu, a z tego mogą wyjść niezłe kłopoty. – Przyszła pora na dziwne przeczucia. Ja również je miałam, ale nie prosiłam nikogo, by mi je powtarzał. - Pracujcie, ale nie może to oddziaływać na was samych. – Mike już wie. Wszyscy wiedzą. – Wyszłaś od niego w samej koszulce. Wiem, że Mike ci kazał to zrobić, ale stąpacie po bardzo kruchym lodzie. – Świetnie! To teraz cały hotel wie gdzie byłam w nocy, a skoro cały hotel wie, jestem pewna, że Monique również. Super, wszystko przez moje roztargnienie i głupich plotkarskich ochroniarzy. Byłam pełna paniki, czułam się osaczona. Czy może być coś gorszego?

- Scoot... - do sali treningowej wszedł nie kto inny jak Justin. Wymieniliśmy zmieszane, krótkie spojrzenia. OCZYWIŚCIE, ŻE MOŻE BYĆ COŚ GORSZEGO. Niepotrzebnie o to pytałam. – Okej, przyjdę później.

- Nie, powiedz o co chodzi.- Scoot zaprosił go gestem ręki do środka.

- Nie, później wpadnę. To nic ważnego.- mruknął niewyraźnie i poszedł.

- Okej, coś jest nie tak. – odpowiedział, uważnie patrząc w moje oczy.

- Nie, to nic takiego. Wydaje ci się.- zapewniłam. – To co teraz? – zapytałam, chcąc uniknąć ciągnięcia tego tematu. On widział i wiedział zbyt dużo. Wszystko przez to, że potrafiliśmy sobie czytać z wyrazu twarzy, mimo mojego udawania.

- Dopóki nie złapiesz tego, nie wyjedziesz z tej sali.- powiedział hardo.

- Super.- powiedziałam bez entuzjazmu. Oby trwało to jak najdłużej, bo nie przeżyję treningu z Justinem. Jak na złość oczywiście musiałam zrobić to po jakimś czasie, inaczej wbiłoby mi się w aortę. Scoot miał swoje sposoby, bym zaczęła go słuchać. Cóż, zawsze byłam oporną uczennicą.




******



To był koszmar. Tydzień później miałam trening z Justinem w jego pokoju, bo nie mogliśmy skorzystać z sali gimnastycznej. Wszystkie wspomnienia z nocy powróciły. Nie wiedziałam jak powstrzymać chęć rzucenia się na niego. Najpierw bym go udusiła ze złości, a potem całowała, bo tylko on potrafił mi w tym wszystkim dorównać. Pragnęłam go i to było złe. Cały tydzień każdy trening był dla nas obu katorgą. On zamienił się w prawdziwego specjalistę. Unikał zwracania się do mnie po imieniu, kończył trening zgodnie z czasem, a gdy tylko spotkał mnie gdzieś w hotelu natychmiast odchodził. Oczywiście ja robiłam dokładnie to samo. Nie chciałam się przed sobą do tego przyznać, ale naprawdę tęskniłam za nim. Stałam w jego salonie, w którym podobnie jak w sypialni był niesamowicie miękki dywan. Chyba nie tylko na punkcie łazienek miał jakiś fetysz.

- Okej, zaczynajmy. – powiedział służbowym tonem. Nasz trening był taki jak każdy inny i to było najgorsze, bo musiałam robić wszystko, co mi kazał mimo, że go nienawidziłam, a on mnie. Pomimo, że chcieliśmy zachować się jak dorośli ludzie, w głębi duszy nasza duma wygrywała z pragnieniami i nie mogliśmy się dogadać. Każde jego głupie polecenie mnie bolało. Wiał od niego taki chłód jak nigdy. Zachowywał się jak najzwyklejszy trener. Żadnych normalnych rozmów, żadnych głupich komentarzy i gierek, nic. Czułam się jakbym w ogóle go nie znała, chociaż tak właśnie było. Nie wiedziałam o nim podstawowych rzeczy, dlaczego tu się znalazł, do czego Mike jeszcze go potrzebuje, dlaczego właśnie jego wybrał i najważniejsze – jego przeszłość. Skąd pochodzi, co robił wcześniej i jak znalazł go Mike? Trudno mi uwierzyć, że ktoś może zajmować się uwodzeniem na poważnie. Dopóki nie dowiedziałam się, że jest moim trenerem w życiu nie pomyślałabym, że taki ktoś może istnieć. Sama nazwa nie brzmiała normalnie, ale jego zawód, jeśli można to tak nazwać, również nie należał do normalnych. - Dzisiaj ćwiczymy taniec na rurze.- odparł, wskazując ręką metalową rurę, jakby wcale nie rzucała się w oczy przy samym wejściu. Czym jeszcze mnie zaskoczy? Uwodziciel, mistrz walk i tancerz? To nie mogło pomieścić się w mojej głowie. Na początku brzmiało jak jakiś żart. Czy on pokazywał mi jakie ruchy mam wykonać? Oczywiście, że nie. Stał jeden metr od tego żelastwa i bezczelnie kierował moim ciałem, bez przerwy mnie poprawiając.

- A teraz przełóż lewą nogę do góry.- powiedział, kiedy ściskałam z całych sił rurę, ścierając sobie skórę z rąk. Niemiłosiernie piekły, a nierozciągnięte mięśnie bolały. Nie, tego nie mogłam puścić mu płazem. Na twarzy byłam cała czerwona i czułam jak moje zmęczenie sięga zenitu. Nie mogłam zgodzić się na to wszystko. Nikomu nie pozwoliłabym na rządzenie mną, a on przekraczał wszelkie granice od pierwszego treningu.

- Zapomniałeś dodać ,, I złam sobie kręgosłup.'' Nie da się tego zrobić.- powiedziałam trzymając się nogami i rękoma tej paskudnej, metalowej rurki. Co oni mogą w tym seksownego widzieć? Ten taniec definitywnie boli. Chyba, że właśnie ból ich tak kręci. W takim razie wszyscy mężczyźni są psychopatami. Ten taniec wymaga bardzo dużo pracy. Nie chciałam nawet pytać skąd Justin tak dobrze się na nim zna. Nawet nie musiałam, domyślałam się.

- Wyprostuj się i rozluźnij. Cały ciężar ciała przenieś na ręce i przełóż lewą nogę do góry. – powiedział spokojnie.

- Spadnę. – stwierdziłam, patrząc w dół, mimo że od podłogi, wyłożonej miękkim dywanem, dzielił mnie zaledwie metr. Wtedy westchnął głęboko, a jego pokerowa twarz odsłoniła trochę litości w oczach. Podszedł bliżej rury i stał obok mnie, tak że mógł mnie dotknąć.

- Spokojnie, trzymam cię. Zaufaj mi. Nie spadniesz.- Tydzień temu spałam z nim, wściekłam się, pokłóciliśmy się i znienawidziliśmy. I ja mam mu teraz ufać? To śmieszne. Mimo to byłam na tyle naiwna, by mu w to uwierzyć. I spadłam... prosto w jego ramiona. Nie zrobiłam tego specjalnie, naprawdę nie dałam rady utrzymać się na rękach. Wstrzymałam oddech z przerażeniem, patrząc na jego twarz niebezpiecznie blisko mojej. Czułam jego gorące ręce na moich zimnych nogach, ponieważ miałam na sobie cienkie czarne rajstopy. Jego oddech owionął całe moje ciało. Gdy oboje otrząsnęliśmy się z transu nie mogłam utrzymać języka za zębami.

- Mówiłam ci.- syknęłam, gdy postawił mnie na podłodze.

- Dziękuję by się przydało.- powiedział chłodno, patrzył na mnie z nienawiścią w oczach. Cholernie to bolało. Dziwisz mu się? 

- Dziękuję.- powiedziałam od niechcenia. – Nie musiałabym, gdybyś nie kazał mi tego robić.- w końcu nie byłabym sobą, gdybym czegoś nie dodała.

- To moja wina, że jesteś taka beznadziejna? Każdy by to zrobił.- spojrzałam na niego z bólem w oczach. Wiem, że jestem beznadziejna, a ty musisz mi o tym przypominać? Dziwne jest to, że najbardziej boli mnie, że to padło z twoich ust. Jeżeli powiedziałby to ktoś inny pewnie bym go zabiła, albo zignorowała.– Okej, przepraszam. Poniosło mnie. – dodał skruszonym głosem, zauważając moją minę.

- Nie przepraszaj. Przecież właśnie tak myślisz.- powiedziałam, odsuwając się od niego.

- Nieprawda.- zaprzeczył, kiwając głową na ,,nie.''

- Chociaż nie kłam.- powiedziałam, a kiedy poczułam, że moje oczy wilgotnieją dodałam - Uważam, że powinniśmy skończyć.

- Jak chcesz. – powiedział beznamiętnie, patrząc w odległy punkt za mną, a ja zabrałam rzeczy i wyszłam z jego pokoju. To już nie był mój Justin. Oboje udawaliśmy ludzi, którymi nie byliśmy, żeby ochronić samych siebie od paraliżującego bólu. Ale bólu nie da się pokonać na dłuższą metę. Mogłam udawać ślepą, ale ten tydzień uświadomił mi, że ja go naprawdę kocham. Nie mogłam się z tym pogodzić, ale moje serce wiedziało czego chce, a nad własnymi uczuciami czasem nie można zapanować. Nie w tym wypadku.

Wyszłam ochłonąć i odetchnąć świeżym powietrzem. Teraz wcześniej zaczęło się ściemniać. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Mogłam się upić, ale robiłam to każdego wieczoru i wcale nie pomagało. Zapewniało tylko poranny ból głowy. Na początku Monique krzyczała na mnie i próbowała mnie kontrolować, ale szybko załapała, że i tak zrobię to, na co mam ochotę i już ze mną nie walczyła. Wiedziała, że to najlepszy sposób, żeby zniszczyć nasze dobre relacje. Wyczuwała, że dzieje się coś złego. Nie przypuszczałam, że miłość może być czymś złym. Najgorsze było to, że nie byłam pewna jego uczuć, ale co by było gdybym jednak je znała? Pewnie nie zmieniłoby to nic, ponieważ my po prostu nie możemy być razem. Nie byliśmy sobie przeznaczeni. W moich snach pojawiała się jego twarz, bo za dużo razy myślałam o nim w dzień. Praktycznie w każdej wolnej chwili. Monique zaczęła unikać tematów związanych z jego osobą. Gdy pytałam o Jeva, wiedziałam, że nadal nie udało się jej zwrócić jego uwagi. Obiecałam sobie, że jak tylko ogarnę ten cholerny ból w moim sercu, zacznę od uświadomienia im jakimi są idiotami. Oni mogli być razem. Nikt im tego nie mógł zabronić.

Za hotelem był mały ogród dla gości. Zamykali go zazwyczaj o dziewiątej, więc przeszłam przez ogrodzenie. Nie było wysokie, a ja miałam to opanowane do perfekcji. Wdychałam zachłannie lodowate powietrze, nie zwracając uwagi na to, że jest mi zimno. Miałam na sobie czarny płaszcz i tradycyjnie niebieskie jeansy oraz brązowe, zamszowe koturny. Wpatrywałam się w światła latarni i granatowe niebo pełne gwiazd, przez które jeszcze przebijały się ciemne chmury. Ten widok mnie uspokajał. Nagle poczułam czyjąś dłoń na moich ustach. Po chwili zostałam zaciągnięta w ciemne miejsce, z daleka od latarni, wśród drzew. Krzyczałam, ale niewiele to pomagało. Moje serce biło bardzo mocno. Byłam przerażona. Nie mogłam wykonać żadnego uniku, ponieważ ktoś trzymał mnie z całej siły. Zostało mi tylko ugryźć go w palec, bo co do tego, że to mężczyzna nie miałam wątpliwości, chociaż nie widziałam jego twarzy.

- Aua.. ugryzłaś mnie! – powiedział... Justin? Puścił mnie i zaczął oglądać swój palec, na którym zostawiłam czerwone ślady swoich zębów.

- Justin? – powiedziałam zszokowana.- Mogłeś się do mnie nie zakradać od tyłu.- przytomnie zauważyłam.

- Odeszłabyś, zauważając mnie.- wyjaśnił i miał rację. – Nie musiałaś mnie tak mocno gryźć.

- Nie musiałeś mnie tak bardzo wystraszyć.- odszczeknęłam, nadal próbując opanować oddech. Z naszych ust unosiła się biała para. – Po co tu przyszedłeś? – zapytałam.

- Bo nie mogę wytrzymać z tym wszystkim. – odparł szczerze, wpatrując się w moje oczy.

- Ja też.- powiedziałam cicho. Tylko nie patrz w jego oczy. Spojrzałam.

- Mam tego dosyć i muszę wiedzieć, co czujesz.- odparł szybko, jakby bał się tego wypowiedzieć.

- Powiedzmy, że przy tobie czuje się inaczej.- mruknęłam.

- Oszukujesz samą siebie.- skomentował cynicznie.

- Nie zachowuj się jakbyś wiedział, co czuję. Wiesz, że tego nienawidzę.- warknęłam ze złością.

- W takim razie powiedz coś konkretnego. Nie zbywaj mnie.- poprosił, widziałam że się denerwuje. Zamurowało mnie. - Powiedz coś.- szepnął po dłużej chwili mojego milczenia.

- Nie mogę.- jęknęłam.

- Dlaczego?

- Bo jedyne, co przychodzi mi do głowy to to, że cię kocham.- nie mogłam powstrzymać jednej łzy, która właśnie spływała po moim policzku, a on czule ją otarł. – Nie powinnam w ten sposób o tobie myśleć. Ale nie mogę przestać.

- To ważne co czujesz.- powiedział, lekko się uśmiechając. Liczyłam na inną odpowiedź. Co jeśli właśnie popełniłam największy błąd swojego życia? Co jeśli właśnie teraz przyznałam się do tego, że zdradziłam Mike'a? Co jeśli Mike o tym wie, albo co gorsza taki był jego plan?

- To bez znaczenia, bo nie mogę cie kochać. Jestem z Mike'iem. Poza tym skąd mam wiedzieć, że to nie jest jakiś chory plan Mike'a albo część jakieś chorej gry?

- Jesteś szalona! – zaśmiał się, patrząc w moje oczy.

- Znowu zaczynasz? Może lepiej pójdę, zanim ci przywalę.- wymamrotałam, marszcząc brwi.

- Jesteś naprawdę urocza, kiedy popadasz w taki obłęd.- mruknął wesoło i zaczął tulić mnie do siebie. Pojawia się znikąd i robi mi nagle taki mętlik w głowie, że nawet nie jestem w stanie opisać tego, co czuję.

- O co ci chodzi? – zapytałam, ponieważ już całkiem go nie rozumiałam.

- Kocham ciebie od samego początku. I też próbuję z tym walczyć, ale jak widać ani mnie, ani tobie to nie wychodzi. – uśmiechnął się szeroko. Czy on właśnie powiedział, że mnie kocha? To była najlepsza rzecz, a zarazem najgorsza jaka mogła mi się przytrafić.

- Czy ty...- wydukałam niezdolna powiedzieć nic więcej.

- Tak, Rachelle Roberts, kocham cię.- powiedział głośno, na co wystraszyłam się, że ktoś mógł to usłyszeć i zamknęłam mu usta dłonią, którą po chwili pocałował. Zmroziłam go wzrokiem. Zabiliby go, gdyby to usłyszeli.

- Żartujesz, prawda? – powiedziałam nerwowo, śmiejąc się, jakby właśnie opowiedział mi najlepszy kawał, jaki kiedykolwiek słyszałam. Na pewno źle zrozumiałam, pewnie powiedział ,,Nienawidzę cię.''

- Nie, ani trochę.- powiedział, oblizując wargę i tym samym zwracając moją uwagę na jego usta.

- Ale przecież my tylko lubimy uprawiać ze sobą seks, nic więcej.- wymamrotałam nieśmiało, chociaż sama czułam inaczej.

- Wiem jak wygląda uprawianie seksu, ponieważ się go lubi, a nasz seks zupełnie tak nie wygląda.- powiedział tuż przy moich ustach z chrypą, która powodowała ciarki na całym moim ciele.

- Przecież my siebie nienawidzimy.

- Nie, ja cię nie nienawidzę. Nienawidzę tylko tego uczucia, które jest między nami. To wszystko komplikuje, ale ukrywanie tego jest jeszcze trudniejsze. Proszę, pozwól to sobie ułatwić. Dlaczego mamy wciąż czuć się źle, skoro doskonale wiemy, że może nam być dobrze?

- Mylisz się. My nigdy nie będziemy mogli być razem.

- Ale nie zaprzeczysz, że jest nam ze sobą dobrze.

- Justin...

- Przestań myśleć o tym, co możemy, a czego nie. Od lat robimy nielegalne i okropne rzeczy, a to miłość miałaby być tą, która jest dla nas zakazana? Nie mogę na ciebie patrzeć, wiedząc że nie mogę cię dotknąć. To mnie niszczy. – doskonale wiedziałam, o co mu chodzi. Czułam to samo.

- Nie.. to nie jest dobry pomysł.- szepnęłam niepewnie.

- Możemy raz o tym nie myśleć? Zawsze będziemy mieć wątpliwości, ale to jest lepsze od udawania, że nic nas nie łączy.

- Ale jak ty sobie to wyobrażasz? Jeśli oni się dowiedzą to nas zabiją. Jeśli ktokolwiek się dowie to...- zaczęłam kręcić głową i powoli się wycofywać.

- Rachelle, za dużo mnie to kosztuje. Nie mam siły. Poza tym będziemy ostrożni. Nikt się dowie, słyszysz? – złapał mnie za ramiona, pocierając je.- Obiecuję.

- To się nie uda. To się nie ma prawa udać.- łzy spływały po moich policzkach.

- Rachelle. Zaufaj mi. Proszę. – powiedział szeptem i pocałował mnie. Nasze języki splatały się ze sobą. W mojej głowie natomiast toczyła się walka pomiędzy ,,za'' i ,,przeciw.'' Zdecydowanie większą część zajmowały ,,przeciw'', ponieważ istniało milion powodów, dla których nie powinnam się na to zgadzać. Jednak czy ja zawsze muszę kierować się zdrowym rozsądkiem? Czy nie mogę raz zrobić tego, na co mam ochotę, bez zgody Mike'a? Może zabijałam ludzi, ale miałam takie same prawo czuć, jak oni. W moim wypadku to było jak samobójstwo i wiedziałam, że będą z tego kłopoty, ale ile mogłam się przed tym bronić?




_____________________________


Rozdział wyszedł fatalnie, naprawdę nie jestem z niego zadowolona.

Obiecywałam tydzień, ale tak długo próbowałam coś dopisać
czy zmienić, że wychodziło jeszcze gorzej. 
Może to dlatego, że mam teraz dużo na głowie.
Nie informuję teraz o nowym rozdziale, bo
jutro jest wigilia, macie pewnie inne zajęcia,
niż czytanie mojego bloga. ;) 
 Następny rozdział albo za tydzień, albo za dwa,
bo nie chce pisać czegoś na siłę.


 



Życzę Wam ciepłych, rodzinnych świąt, spełnienia marzeń,
koncertów Waszych idoli, na których będziecie
stali w pierwszym rzędzie, 
szczęścia z każdego dnia, wspaniałych przyjaciół, na których 
możecie liczyć, sukcesów, z których będziecie dumni i
odwagi, żeby robić to,
czego naprawdę chcecie,
aby poczuć się spełnieni.
Oczywiście, oprócz tego, życzę Wam 
mnóstwa prezentów i wszystkiego, o czym zapomniałam,
a co jest Wam potrzebne. ;p 
 Mam nadzieje, że wytrzymacie ze mną ten kolejny rok.
Jak zwykle życzę Wam, żeby nadchodzący rok był lepszy od poprzedniego.
Justin i Rachelle również życzą Wam Wesołych Świąt! ;*
                       



 

                                                          
                                                                    Do następnej !



Jeśli spodobał Ci się ten rozdział, bądź uważasz, że całkiem go zawaliłam, 
tudzież zniszczyłam twoje wszelkie wyobrażenia, 
lub po prostu wiesz, że sprawi mi to wielką radość i być może zainspiruje, 
napisz komentarz. 


ROZDZIAŁY | LISTA INFORMOWANYCHZWIASTUN | KONTAKT