Kiedy otworzyłam oczy w
pokoju było jasno, a jedyny dźwięk jaki mogłam usłyszeć to spokojny
oddech chłopaka leżącego obok. Nasze nogi były splątane razem pod białą
kołdrą. Spojrzałam na niego zafascynowana. Uśmiechał się przez sen, więc
musiałam wczoraj wykonać kawał dobrej roboty. Jest perfekcyjny w każdym calu,
chciałabym tak budzić się każdego dnia i widzieć go rano w moim łóżku.
Uśmiechnęłam się, chociaż wiedziałam, że on nie ma o tym pojęcia. Ta noc
była mi niesamowicie potrzebna... Nie bałam się niczego, byłam
zrelaksowana i myślałam tylko o nim. Mogłabym powiedzieć, że jestem
szczęśliwa, ale teraz uświadomiłam sobie, że to jest tylko chwila i nie
będziemy mieli prawa tego powtarzać. Czy to było prawdziwe? Obydwoje
leżeliśmy w jednym łóżku dlatego, że mój chłopak tego chciał. Nie brzmi
znajomo? Tak, tylko teraz nie musiałam i nie chciałam go zabić. Od
początku między nami była jakaś niewidzialna siła. Nie potrafiłam się
jej oprzeć. Obserwowałam go zahipnotyzowana, chociaż wiedziałam, że nie
powinnam. Przyłożyłam nos do jego szyi, wąchając przyjemny zapach
perfum, od których chyba robiłam się uzależniona. Lewą dłonią odgarnęłam
czule jego rozczochrane włosy. Na jego twarzy pojawił się grymas. Przez
chwile mrużył oczy, ponieważ musiał się przyzwyczaić do światła.
- Czeeść.- ziewnął,
chwytając za mój nadgarstek nieco mocniej niż trzeba było, gdy chciałam
zabrać swoją dłoń z jego włosów. Chwycił za nią i pocałował mnie w nią, a
następnie złączył nasze palce razem.
- Jak się spało? -
zapytałam, zapominając o wszystkim, gdy jego czekoladowe oczy utknęły w
moich, a jego druga ręka gładziła moje udo.
- Dobrze.- wymamrotał sennie, przyglądając się mi.
- Czemu tak na mnie patrzysz? – mruknęłam zawstydzona, choć to było absurdalne, bo kilka godzin temu widział mnie całą nago.
- Ponieważ jesteś
piękna.- odpowiedział, a ja poczułam przypływ gorąca i dziwne uczucie w
brzuchu. Pochylił się nade mną i pocałował mnie w usta. Jego wargi były
przyjemnie miękkie i wysuszone, ale kolejny pocałunek szybko to zmienił.
- Poczekaj.-
powiedziałam, kładąc otwartą dłoń na jego mostku, gdzie był wytatuowany
krzyż. Wczoraj w nocy zapamiętałam wszystkie jego tatuaże, łącznie z
Indianinem na plecach.
- Wiedziałem, że to tylko kwestia czasu, zanim to przerwiesz.- mruknął niezadowolony i rzucił się z powrotem na łóżko obok mnie.
- Która godzina? – zapytałam, rozglądając się za zegarkiem.
- Jakoś koło trzynastej.- powiedział, patrząc na złoty zegarek, który nosił na lewej dłoni, o którym zapomniałam, że tam jest.
- Już tak późno? –
powiedziałam zdenerwowana, wiedząc, że o czternastej mam trening ze
Scootem. Chwyciłam jego rękę i osobiście przeanalizowałam położenie
wskazówek jego zegarka. Cholera, on ma rację. Usiadłam na jego łóżku,
było zdecydowanie wygodniejsze od mojego.
- Nie spaliśmy prawie
całą noc.- uświadomił mi i puścił do mnie oko, uśmiechając się. Właśnie
to będzie podejrzane. Jeżeli natychmiast nie pojawię się w pokoju, Mike
mógłby stwierdzić, że za dobrze się bawiłam. Miałby rację, ale nikt nie mógł o tym wiedzieć. Wszyscy
powinni myśleć, że zrobiłam to, bo musiałam i nie widziałam w tym nic
przyjemnego.
– Muszę iść.- powiedziałam przeczesując włosy palcami, byłam pewna, że mam gniazdo na głowie.
- Nie, nie zgadzam się.
Ty nigdzie nie idziesz, zostajesz ze mną. Tutaj.- powiedział, obejmując
mnie w pasie i uniemożliwiając mi jakiekolwiek ruchy.
- Justin, puść.-
poprosiłam, a gdy objął mnie jeszcze mocnej to podniosłam ton głosu.-
Puść mnie! Justin!- zaczął się śmiać, całując mnie w szyję.- Nie
żartuję, jeżeli w tej chwili mnie nie puścisz, zrobię ci coś złego! –
oświadczyłam, próbując spojrzeć na jego twarz, ale był za bardzo zajęty
dezorientowaniem mnie pocałunkami na karku.
- Ostatnio lubię te
wszystkie rzeczy, które mi robisz...- mruknął, a ja poczułam jak jego
prawa dłoń masuje mój brzuch. Następnie znalazła się na mojej
piersi, gdy ją ścisnął odchyliłam szyję w tył, kładąc głowę na jego
ramieniu. – Wyglądasz w niej lepiej, niż ja.- powiedział, muskając
językiem mój czuły punkt na szyi, przez co natychmiast poczułam
mrowienie u dołu, po chwili znalazła się tam jego druga ręka, która
masowała mnie przez czarne majtki i wykonywała te same koliste ruchy, co
jego prawa dłoń na mojej piersi.
- Naprawdę? –
wstrzymałam oddech, zagryzając wargę i kontynuując rozmowę o jego
czarnej koszulce z wężem, którą kazał mi założyć, kiedy zrobiło mi się
zimno w nocy. Oczywiście ona była z tego wszystkiego najmniej ważna.
- Yhym.- mruknął,
nasilając swoje ruchy. Czułam jakbym latała pięćdziesiąt metrów nad
ziemią, ze świadomością, że zaraz gwałtownie spadnę na ziemię.
- Justin, przestań. –
syknęłam przez zęby, wstrzymując oddech. Jest za dobry, a ja wcale nie
chciałam, żeby przestał. Niestety mój rozsądek mówił coś innego, za to
ciało wyginało się na wszelkie strony, by tylko poczuć przyjemność
lepiej.
- Chcesz mnie.- szepnął,
całując zachłannie moje ramię. Czułam własny puls i wyrywające się
serce z piersi. Nie wiedziałam, czy przypadkiem nie dostałam migotania
przedsionków. Obróciłam się do niego twarzą, całując go gwałtownie i
mocno w usta, czując jak jego palce lewej ręki odchylają gumkę moich
majtek. Zacisnęłam mocno nogi, nadal czując jego ciepłą dłoń między
nimi, ale nie dałam mu nią poruszyć, chociaż w rzeczywistości miałam
ochotę na co innego. Jego głowa uderzyła lekko o ścianę, gdy próbował
złapać trochę powietrza. Gładziłam palcami jego umięśnione ramiona po
to, żeby opanować wzrastające napięcie między nami.
- Chcę ciebie, ale nigdy
nie będę mogła ciebie mieć. – szepnęłam poważnie, spoglądając w jego
oczy. To uczucie mnie zabije.- pomyślałam. Wystarczyła chwila, by
doprowadził mnie do palpitacji serca. Nie wiedziałam czy to jest miłość,
ale potęga tego wzajemnego pożądania była zniewalająca. - Jestem z
Mike'iem. – odsunął się ode mnie słysząc imię swojego szefa.
- Mam dosyć.- warknął,
odpychając mnie i usiadł obok, zakładając ręce na piersi.- Jednego dnia
mnie chcesz, drugiego dnia mną pomiatasz i uciekasz do swojego chłopaka.
Zachowujesz się jakbyś była chora! Nie mam zamiaru przychodzić do
ciebie na każdą twoją zachciankę, jak twój Mike nie będzie chciał ci
tego dać. Nie będę twoją zabawką! Zdecyduj się na coś! Mam dosyć tego
twojego tak, nie i może. Dostaje szału od tego! – zaczął na mnie
krzyczeć. Odsunęłam się od niego, byłam zaskoczona, bo po raz pierwszy
to on mnie odepchnął.
- Przynajmniej teraz
wiesz jak ja się czułam, gdy dowiedziałam się, że jesteś moim trenerem!-
odpyskowałam równie wściekła. – Czuję się tak codziennie! Na tych
twoich cholernych treningach też! Jesteś pieprzonym egoistą!
- Ja jestem egoistą? Mówisz jakbyś była szalona! - zaczął wymachiwać rękami, gestykulując.
- Ach, więc teraz
jestem wariatką! No to gratuluję, właśnie przeleciałeś tą samą, chorą
psychicznie dziewczynę po raz trzeci. Jesteś z siebie dumny?
- Tego nie powiedziałem! Chodzi o to, że to ty cały czas zmieniasz zdanie! Nie nadążam za tobą dziewczyno!
- To świetnie, bo ja
cały czas mam w głowie to twoje zdanie! Jak to było? -
wzniosłam oczy ku górze, udając, że usiłuję sobie je przypomnieć, chociaż zostało wyryte w mojej pamięci na zawsze. - Ach,
tak: Jestem tu tylko po to, by pokazać ci jak bardzo jesteś słaba.-
wybuchłam, powstrzymując płacz. – Słyszę to za każdym, cholernym razem, gdy na ciebie
patrzę.- skłamałam. - Zawsze zachowujesz się, jakby świat należał do
ciebie, jakbyś mógł wszystko! Rozczaruje cię, jesteś tylko egoistycznym
dupkiem, który myśli tylko o sobie! Przyznaj się do tego!
- Dobra! Chcesz to
usłyszeć? Okej, jestem pieprzonym egoistą, a to był tylko seks. Lepiej
ci? – zapytał sarkastycznie. To było jak pocisk, który celował prosto w
moje serce. – Skoro tak trudno ci na mnie patrzeć i ze mną rozmawiać, to w ogóle się nie widujmy! – krzyczał dalej, a ja przymknęłam oczy, żeby nie musieć patrzeć na jego wściekły i rozczarowany wyraz twarzy.- Oczywiście musimy się widzieć w pracy, ale na to nie
mamy wpływu.- dodał po chwili ciszej, zdając sobie sprawę, że to co
powiedział przed chwilą było niemożliwe.
- Masz racje! To bardzo
dobry pomysł! Cieszę się, że nie będę musiała już więcej zmieniać się w
twoją dziwkę. - warknęłam, trzymając za klamkę jego drzwi od sypialni.
- Super, w takim razie starajmy się nie wchodzić sobie w drogę.- jego oczy przewiercały mnie od wewnątrz.
- Świetnie! – krzyknęłam i trzasnęłam z całej siły drzwiami, czując jak wylatuje ze mnie cała frustracja.
- Świetnie! – powtórzył,
gdy brałam swój płaszcz z przedpokoju i niemalże wybiegłam z jego
apartamentu. Gdy stanęłam w korytarzu jeden z ochroniarzy uśmiechnął się
do mnie z politowaniem. O co mu chodzi? Ups... Stałam w korytarzu, z
zawieszonym na ramieniu płaszczem i szalem, w butach, majtkach i męskiej
czarnej koszulce z wężem, która ledwo zakrywała mi tyłek. Justin.
Wszystko przez niego! Wróciłam do jego sypialni. Za dużo się nie
zmieniło, nadal leżał na łóżku, pocierając ręką twarz, westchnął
głęboko.
- Co? Już zmieniłaś zdanie? – warknął niemiłym, sarkastycznym tonem.
- Nie! Zapomniałam spodni.- odwarknęłam, biorąc je z fotela obok jego łóżka.
- Aha.- wydukał, patrząc
na mnie jak szybko je zakładam. Ponownie wyszłam bez słowa, idąc do
siebie, modląc się by nie spotkać nikogo znajomego po drodze. Mogliby
się domyśleć, co robiłam tej nocy, bo normalnie nigdy nie wychodziłam z
pokoju bez makijażu, albo cała rozmazana z tak nieogarniętymi włosami.
Nie patrzyłam w lustro, ale domyślałam się jak wyglądam. Powstrzymywałam
łzy dopóki nie znalazłam się w swoim pokoju. Jak mógł pomyśleć, że
traktuję go jak zabawkę? Mike jest moim chłopakiem, co ja mogę na to
poradzić? Nie zerwę z nim. Jeżeli bym to zrobiła straciłabym wszystko.
Poza tym to tylko seks, prawda? Zrobiłaś to, co słuszne. To koniec.
O czternastej
punktualnie weszłam na salę treningową w piwnicy. Scoot przywitał mnie
uśmiechem i gestem ręki kazał mi wziąć jeden ze sztyletów wiszących na
ścianie.
- Dzisiaj zrobimy sobie
przerwę od wysiłkowych ćwiczeń i pokażę ci jak obsługiwać to cudeńko. –
odpowiedział, a ja udawałam że wszystko ze mną w porządku. Na początku
ćwiczyłam z nim rzucanie do celu. Następnie kazał mi złapać lecący
prosto na mnie sztylet, co uznałam za totalną głupotę, ale na szczęście w
porę robiłam uniki.
- Kiedy spróbujesz go złapać? – zapytał cierpliwie za dwudziestym razem, kiedy cały czas uciekałam przed jego ,,cudeńkiem".
- Kiedy przestaniesz
próbować mnie zabić. – odparłam rzeczowo, zakładając ręce na piersi i
obserwując jak podnosi sztylet z ziemi. – Jeżeli byłbyś tak miły i
puszczał go trochę bokiem, może przestałabym się bać, że utnie mi głowę,
przepraszam za moje bezwarunkowe odruchy! – warknęłam, a on obdarzył
mnie zaskoczonym spojrzeniem.
- Co cię dzisiaj
ugryzło? – zapytał i tym razem posłuchał mnie. Wycelował sztylet tak,
jak o to prosiłam. Niestety nie udało mi się złapać go na czas. Zdążył
przelecieć obok mojej ręki.
- Nic.- syknęłam, nie spuszczając z tonu, mając nadzieję, że mi odpuści.
- Okej, trzeba poćwiczyć
twój refleks. Musisz się skupić. – Łatwo powiedzieć, nie masz takich
problemów jak ja. – pomyślałam. Przynajmniej zrozumiał, że nie warto
poruszać tematu jak się czuję.- Skoro jesteś pewna, że z tobą nic się
nie dzieje, to możesz mi wytłumaczyć, czemu Justin tak dziwnie się
zachowuje? – zapytał, przerywając ćwiczenie. Jednak nie zrozumiał.
Westchnęłam głęboko, próbując się uspokoić.
- Skąd ja mam to niby
wiedzieć? – pewnie byłam za bardzo ostra dla niego, ale Scoot zawsze sobie z tym
radzi, więc przestałam się tym przejmować. Akceptował i znosił we mnie
wszystko, dlatego byłby idealnym starszym bratem.
- Myślałem, że jesteście
przyjaciółmi. Dobrze bawiliście się wczoraj w Queen.- Taak, jesteśmy
idealnymi przyjaciółmi do pieprzenia. O niczym innym tak bardzo nie
marzyłam jak o tym, żeby znaleźć sobie kogoś takiego.
- Ja myślałam, że byłeś
zbyt zajęty niebieskooką pięknością, żeby teraz tworzyć takie absurdy.-
odebrałam jego słowa jak atak. Jeśli nie jestem z Justinem w łóżku, albo
się z nim nie kłócę to ludzie wokół muszą mi o nim przypominać. To nie
jest normalne! Boże, co ja ci zrobiłam, za co mnie tak karzesz?
- Trudno było was nie
zauważyć wczoraj na parkiecie. W sumie zachowywaliście się jakby nie
było tam nikogo oprócz was. To trochę dziwne, wiem.- Nie, to jest
całkiem przytomna uwaga, bo poza nim ktoś mógłby celować do mnie prosto z
pistoletu, a ja bym na to nie zwróciła uwagi odurzona jego zapachem i spoglądająca na jego usta. Od dłuższego czasu byłam poza kontrolą.
Najgorsze było to, że zdawałam sobie z tego sprawę i nie potrafiłam z
tym walczyć. Mogłam udawać, ale to siedziało we mnie jak jakaś zaraza.
- Tak, to jest bardzo dziwne. Powinieneś więcej odpoczywać.- odparłam.
- Rachelle, lepiej nie
zbliżaj się do niego. W końcu on jest mistrzem w uwodzeniu, a z tego
mogą wyjść niezłe kłopoty. – Przyszła pora na dziwne przeczucia. Ja
również je miałam, ale nie prosiłam nikogo, by mi je powtarzał. -
Pracujcie, ale nie może to oddziaływać na was samych. – Mike już wie.
Wszyscy wiedzą. – Wyszłaś od niego w samej koszulce. Wiem, że Mike ci
kazał to zrobić, ale stąpacie po bardzo kruchym lodzie. – Świetnie! To
teraz cały hotel wie gdzie byłam w nocy, a skoro cały hotel wie, jestem
pewna, że Monique również. Super, wszystko przez moje roztargnienie i
głupich plotkarskich ochroniarzy. Byłam pełna paniki, czułam się osaczona. Czy może
być coś gorszego?
- Scoot... - do sali
treningowej wszedł nie kto inny jak Justin. Wymieniliśmy zmieszane,
krótkie spojrzenia. OCZYWIŚCIE, ŻE MOŻE BYĆ COŚ GORSZEGO. Niepotrzebnie o
to pytałam. – Okej, przyjdę później.
- Nie, powiedz o co chodzi.- Scoot zaprosił go gestem ręki do środka.
- Nie, później wpadnę. To nic ważnego.- mruknął niewyraźnie i poszedł.
- Okej, coś jest nie tak. – odpowiedział, uważnie patrząc w moje oczy.
- Nie, to nic takiego.
Wydaje ci się.- zapewniłam. – To co teraz? – zapytałam, chcąc uniknąć
ciągnięcia tego tematu. On widział i wiedział zbyt dużo. Wszystko przez
to, że potrafiliśmy sobie czytać z wyrazu twarzy, mimo mojego udawania.
- Dopóki nie złapiesz tego, nie wyjedziesz z tej sali.- powiedział hardo.
- Super.- powiedziałam
bez entuzjazmu. Oby trwało to jak najdłużej, bo nie przeżyję treningu z
Justinem. Jak na złość oczywiście musiałam zrobić to po
jakimś czasie, inaczej wbiłoby mi się w aortę. Scoot miał swoje sposoby,
bym zaczęła go słuchać. Cóż, zawsze byłam oporną uczennicą.
******
To był koszmar. Tydzień
później miałam trening z Justinem w jego pokoju, bo nie mogliśmy
skorzystać z sali gimnastycznej. Wszystkie wspomnienia z nocy powróciły.
Nie wiedziałam jak powstrzymać chęć rzucenia się na niego. Najpierw bym
go udusiła ze złości, a potem całowała, bo tylko on potrafił mi w tym
wszystkim dorównać. Pragnęłam go i to było złe. Cały tydzień każdy
trening był dla nas obu katorgą. On zamienił się w prawdziwego
specjalistę. Unikał zwracania się do mnie po imieniu, kończył trening
zgodnie z czasem, a gdy tylko spotkał mnie gdzieś w hotelu natychmiast
odchodził. Oczywiście ja robiłam dokładnie to samo. Nie chciałam się
przed sobą do tego przyznać, ale naprawdę tęskniłam za nim. Stałam w
jego salonie, w którym podobnie jak w sypialni był niesamowicie miękki
dywan. Chyba nie tylko na punkcie łazienek miał jakiś fetysz.
- Okej, zaczynajmy. –
powiedział służbowym tonem. Nasz trening był taki jak każdy inny i to
było najgorsze, bo musiałam robić wszystko, co mi kazał mimo, że go
nienawidziłam, a on mnie. Pomimo, że chcieliśmy zachować się jak dorośli
ludzie, w głębi duszy nasza duma wygrywała z pragnieniami i nie
mogliśmy się dogadać. Każde jego głupie polecenie mnie bolało. Wiał od
niego taki chłód jak nigdy. Zachowywał się jak najzwyklejszy trener.
Żadnych normalnych rozmów, żadnych głupich komentarzy i gierek, nic.
Czułam się jakbym w ogóle go nie znała, chociaż tak właśnie było. Nie
wiedziałam o nim podstawowych rzeczy, dlaczego tu się znalazł, do czego Mike jeszcze go
potrzebuje, dlaczego właśnie jego wybrał i najważniejsze – jego
przeszłość. Skąd pochodzi, co robił wcześniej i jak znalazł go Mike?
Trudno mi uwierzyć, że ktoś może zajmować się uwodzeniem na poważnie.
Dopóki nie dowiedziałam się, że jest moim trenerem w życiu nie
pomyślałabym, że taki ktoś może istnieć. Sama nazwa nie brzmiała
normalnie, ale jego zawód, jeśli można to tak nazwać, również nie
należał do normalnych. - Dzisiaj ćwiczymy taniec na rurze.- odparł,
wskazując ręką metalową rurę, jakby wcale nie rzucała się w oczy przy
samym wejściu. Czym jeszcze mnie zaskoczy? Uwodziciel, mistrz walk i
tancerz? To nie mogło pomieścić się w mojej głowie. Na początku brzmiało
jak jakiś żart. Czy on pokazywał mi jakie ruchy mam wykonać?
Oczywiście, że nie. Stał jeden metr od tego żelastwa i bezczelnie
kierował moim ciałem, bez przerwy mnie poprawiając.
- A teraz przełóż lewą
nogę do góry.- powiedział, kiedy ściskałam z całych sił rurę, ścierając
sobie skórę z rąk. Niemiłosiernie piekły, a nierozciągnięte mięśnie
bolały. Nie, tego nie mogłam puścić mu płazem. Na twarzy byłam cała
czerwona i czułam jak moje zmęczenie sięga zenitu. Nie mogłam zgodzić
się na to wszystko. Nikomu nie pozwoliłabym na rządzenie mną, a on
przekraczał wszelkie granice od pierwszego treningu.
- Zapomniałeś dodać ,, I
złam sobie kręgosłup.'' Nie da się tego zrobić.- powiedziałam trzymając
się nogami i rękoma tej paskudnej, metalowej rurki. Co oni mogą w tym
seksownego widzieć? Ten taniec definitywnie boli. Chyba, że właśnie ból
ich tak kręci. W takim razie wszyscy mężczyźni są psychopatami. Ten
taniec wymaga bardzo dużo pracy. Nie chciałam nawet pytać skąd Justin
tak dobrze się na nim zna. Nawet nie musiałam, domyślałam się.
- Wyprostuj się i rozluźnij. Cały ciężar ciała przenieś na ręce i przełóż lewą nogę do góry. – powiedział spokojnie.
- Spadnę. –
stwierdziłam, patrząc w dół, mimo że od podłogi, wyłożonej miękkim
dywanem, dzielił mnie zaledwie metr. Wtedy westchnął głęboko, a jego
pokerowa twarz odsłoniła trochę litości w oczach. Podszedł bliżej rury i
stał obok mnie, tak że mógł mnie dotknąć.
- Spokojnie, trzymam
cię. Zaufaj mi. Nie spadniesz.- Tydzień temu spałam z nim, wściekłam
się, pokłóciliśmy się i znienawidziliśmy. I ja mam mu teraz ufać? To
śmieszne. Mimo to byłam na tyle naiwna, by mu w to uwierzyć. I
spadłam... prosto w jego ramiona. Nie zrobiłam tego specjalnie, naprawdę
nie dałam rady utrzymać się na rękach. Wstrzymałam oddech z
przerażeniem, patrząc na jego twarz niebezpiecznie blisko mojej. Czułam
jego gorące ręce na moich zimnych nogach, ponieważ miałam na sobie
cienkie czarne rajstopy. Jego oddech owionął całe moje ciało. Gdy oboje otrząsnęliśmy się z transu nie mogłam utrzymać języka za zębami.
- Mówiłam ci.- syknęłam, gdy postawił mnie na podłodze.
- Dziękuję by się przydało.- powiedział chłodno, patrzył na mnie z nienawiścią w oczach. Cholernie to bolało. Dziwisz mu się?
- Dziękuję.-
powiedziałam od niechcenia. – Nie musiałabym, gdybyś nie kazał mi tego
robić.- w końcu nie byłabym sobą, gdybym czegoś nie dodała.
- To moja wina, że
jesteś taka beznadziejna? Każdy by to zrobił.- spojrzałam na niego z
bólem w oczach. Wiem, że jestem beznadziejna, a ty musisz mi o tym
przypominać? Dziwne jest to, że najbardziej boli mnie, że to padło z
twoich ust. Jeżeli powiedziałby to ktoś inny pewnie bym go zabiła, albo
zignorowała.– Okej, przepraszam. Poniosło mnie. – dodał skruszonym
głosem, zauważając moją minę.
- Nie przepraszaj. Przecież właśnie tak myślisz.- powiedziałam, odsuwając się od niego.
- Nieprawda.- zaprzeczył, kiwając głową na ,,nie.''
- Chociaż nie kłam.- powiedziałam, a kiedy poczułam, że moje oczy wilgotnieją dodałam - Uważam, że powinniśmy skończyć.
- Jak chcesz. –
powiedział beznamiętnie, patrząc w odległy punkt za mną, a ja zabrałam
rzeczy i wyszłam z jego pokoju. To już nie był mój Justin. Oboje
udawaliśmy ludzi, którymi nie byliśmy, żeby ochronić samych siebie od
paraliżującego bólu. Ale bólu nie da się pokonać na dłuższą metę. Mogłam
udawać ślepą, ale ten tydzień uświadomił mi, że ja go naprawdę kocham.
Nie mogłam się z tym pogodzić, ale moje serce wiedziało czego chce, a
nad własnymi uczuciami czasem nie można zapanować. Nie w tym wypadku.
Wyszłam ochłonąć i
odetchnąć świeżym powietrzem. Teraz wcześniej zaczęło się ściemniać. Nie
wiedziałam, co ze sobą zrobić. Mogłam się upić, ale robiłam to każdego
wieczoru i wcale nie pomagało. Zapewniało tylko poranny ból głowy. Na
początku Monique krzyczała na mnie i próbowała mnie kontrolować, ale
szybko załapała, że i tak zrobię to, na co mam ochotę i już ze mną nie
walczyła. Wiedziała, że to najlepszy sposób, żeby zniszczyć nasze dobre
relacje. Wyczuwała, że dzieje się coś złego. Nie przypuszczałam, że
miłość może być czymś złym. Najgorsze było to, że nie byłam pewna jego
uczuć, ale co by było gdybym jednak je znała? Pewnie nie zmieniłoby to
nic, ponieważ my po prostu nie możemy być razem. Nie byliśmy sobie
przeznaczeni. W moich snach pojawiała się jego twarz, bo za dużo razy
myślałam o nim w dzień. Praktycznie w każdej wolnej chwili. Monique
zaczęła unikać tematów związanych z jego osobą. Gdy pytałam o Jeva,
wiedziałam, że nadal nie udało się jej zwrócić jego uwagi. Obiecałam
sobie, że jak tylko ogarnę ten cholerny ból w moim sercu, zacznę od
uświadomienia im jakimi są idiotami. Oni mogli być razem. Nikt im tego nie mógł zabronić.
Za hotelem był mały
ogród dla gości. Zamykali go zazwyczaj o dziewiątej, więc przeszłam
przez ogrodzenie. Nie było wysokie, a ja miałam to opanowane do
perfekcji. Wdychałam zachłannie lodowate powietrze, nie zwracając uwagi
na to, że jest mi zimno. Miałam na sobie czarny płaszcz i tradycyjnie
niebieskie jeansy oraz brązowe, zamszowe koturny. Wpatrywałam się w
światła latarni i granatowe niebo pełne gwiazd, przez które jeszcze
przebijały się ciemne chmury. Ten widok mnie uspokajał. Nagle poczułam
czyjąś dłoń na moich ustach. Po chwili zostałam zaciągnięta w ciemne
miejsce, z daleka od latarni, wśród drzew. Krzyczałam, ale niewiele to
pomagało. Moje serce biło bardzo mocno. Byłam przerażona. Nie mogłam
wykonać żadnego uniku, ponieważ ktoś trzymał mnie z całej siły. Zostało
mi tylko ugryźć go w palec, bo co do tego, że to mężczyzna nie miałam
wątpliwości, chociaż nie widziałam jego twarzy.
- Aua.. ugryzłaś mnie! –
powiedział... Justin? Puścił mnie i zaczął oglądać swój palec, na
którym zostawiłam czerwone ślady swoich zębów.
- Justin? – powiedziałam zszokowana.- Mogłeś się do mnie nie zakradać od tyłu.- przytomnie zauważyłam.
- Odeszłabyś, zauważając mnie.- wyjaśnił i miał rację. – Nie musiałaś mnie tak mocno gryźć.
- Nie musiałeś mnie tak
bardzo wystraszyć.- odszczeknęłam, nadal próbując opanować oddech. Z
naszych ust unosiła się biała para. – Po co tu przyszedłeś? – zapytałam.
- Bo nie mogę wytrzymać z tym wszystkim. – odparł szczerze, wpatrując się w moje oczy.
- Ja też.- powiedziałam cicho. Tylko nie patrz w jego oczy. Spojrzałam.
- Mam tego dosyć i muszę wiedzieć, co czujesz.- odparł szybko, jakby bał się tego wypowiedzieć.
- Powiedzmy, że przy tobie czuje się inaczej.- mruknęłam.
- Oszukujesz samą siebie.- skomentował cynicznie.
- Nie zachowuj się jakbyś wiedział, co czuję. Wiesz, że tego nienawidzę.- warknęłam ze złością.
- W takim razie powiedz
coś konkretnego. Nie zbywaj mnie.- poprosił, widziałam że się denerwuje.
Zamurowało mnie. - Powiedz coś.- szepnął po dłużej chwili mojego
milczenia.
- Nie mogę.- jęknęłam.
- Dlaczego?
- Bo jedyne, co
przychodzi mi do głowy to to, że cię kocham.- nie mogłam powstrzymać
jednej łzy, która właśnie spływała po moim policzku, a on czule ją
otarł. – Nie powinnam w ten sposób o tobie myśleć. Ale nie mogę
przestać.
- To ważne co czujesz.-
powiedział, lekko się uśmiechając. Liczyłam na inną odpowiedź. Co jeśli
właśnie popełniłam największy błąd swojego życia? Co jeśli właśnie teraz
przyznałam się do tego, że zdradziłam Mike'a? Co jeśli Mike o tym wie,
albo co gorsza taki był jego plan?
- To bez znaczenia, bo
nie mogę cie kochać. Jestem z Mike'iem. Poza tym skąd mam wiedzieć, że
to nie jest jakiś chory plan Mike'a albo część jakieś chorej gry?
- Jesteś szalona! – zaśmiał się, patrząc w moje oczy.
- Znowu zaczynasz? Może lepiej pójdę, zanim ci przywalę.- wymamrotałam, marszcząc brwi.
- Jesteś naprawdę
urocza, kiedy popadasz w taki obłęd.- mruknął wesoło i zaczął tulić mnie
do siebie. Pojawia się znikąd i robi mi nagle taki mętlik w głowie, że
nawet nie jestem w stanie opisać tego, co czuję.
- O co ci chodzi? – zapytałam, ponieważ już całkiem go nie rozumiałam.
- Kocham ciebie od samego początku. I też próbuję z tym walczyć, ale jak widać
ani mnie, ani tobie to nie wychodzi. – uśmiechnął się szeroko. Czy on
właśnie powiedział, że mnie kocha? To była najlepsza rzecz, a zarazem
najgorsza jaka mogła mi się przytrafić.
- Czy ty...- wydukałam niezdolna powiedzieć nic więcej.
- Tak, Rachelle Roberts,
kocham cię.- powiedział głośno, na co wystraszyłam się, że ktoś mógł to
usłyszeć i zamknęłam mu usta dłonią, którą po chwili pocałował.
Zmroziłam go wzrokiem. Zabiliby go, gdyby to usłyszeli.
- Żartujesz, prawda? –
powiedziałam nerwowo, śmiejąc się, jakby właśnie opowiedział mi
najlepszy kawał, jaki kiedykolwiek słyszałam. Na pewno źle zrozumiałam,
pewnie powiedział ,,Nienawidzę cię.''
- Nie, ani trochę.- powiedział, oblizując wargę i tym samym zwracając moją uwagę na jego usta.
- Ale przecież my tylko lubimy uprawiać ze sobą seks, nic więcej.- wymamrotałam nieśmiało, chociaż sama czułam inaczej.
- Wiem jak wygląda
uprawianie seksu, ponieważ się go lubi, a nasz seks zupełnie tak nie
wygląda.- powiedział tuż przy moich ustach z chrypą, która powodowała
ciarki na całym moim ciele.
- Przecież my siebie nienawidzimy.
- Nie, ja cię nie
nienawidzę. Nienawidzę tylko tego uczucia, które jest między nami. To
wszystko komplikuje, ale ukrywanie tego jest jeszcze trudniejsze.
Proszę, pozwól to sobie ułatwić. Dlaczego mamy wciąż czuć się źle, skoro
doskonale wiemy, że może nam być dobrze?
- Mylisz się. My nigdy nie będziemy mogli być razem.
- Ale nie zaprzeczysz, że jest nam ze sobą dobrze.
- Justin...
- Przestań myśleć o tym,
co możemy, a czego nie. Od lat robimy nielegalne i okropne rzeczy, a to
miłość miałaby być tą, która jest dla nas zakazana? Nie mogę na ciebie
patrzeć, wiedząc że nie mogę cię dotknąć. To mnie niszczy. – doskonale
wiedziałam, o co mu chodzi. Czułam to samo.
- Nie.. to nie jest dobry pomysł.- szepnęłam niepewnie.
- Możemy raz o tym nie myśleć? Zawsze będziemy mieć wątpliwości, ale to jest lepsze od udawania, że nic nas nie łączy.
- Ale jak ty sobie to
wyobrażasz? Jeśli oni się dowiedzą to nas zabiją. Jeśli ktokolwiek się
dowie to...- zaczęłam kręcić głową i powoli się wycofywać.
- Rachelle, za dużo mnie
to kosztuje. Nie mam siły. Poza tym będziemy ostrożni. Nikt się dowie,
słyszysz? – złapał mnie za ramiona, pocierając je.- Obiecuję.
- To się nie uda. To się nie ma prawa udać.- łzy spływały po moich policzkach.
- Rachelle. Zaufaj mi.
Proszę. – powiedział szeptem i pocałował mnie. Nasze języki splatały się
ze sobą. W mojej głowie natomiast toczyła się walka pomiędzy ,,za'' i
,,przeciw.'' Zdecydowanie większą część zajmowały ,,przeciw'', ponieważ
istniało milion powodów, dla których nie powinnam się na to zgadzać.
Jednak czy ja zawsze muszę kierować się zdrowym rozsądkiem? Czy nie mogę
raz zrobić tego, na co mam ochotę, bez zgody Mike'a? Może zabijałam
ludzi, ale miałam takie same prawo czuć, jak oni. W moim wypadku to było
jak samobójstwo i wiedziałam, że będą z tego kłopoty, ale ile mogłam
się przed tym bronić?
_____________________________
Rozdział wyszedł fatalnie, naprawdę nie jestem z niego zadowolona.
Obiecywałam tydzień, ale tak długo próbowałam coś dopisać
czy zmienić, że wychodziło jeszcze gorzej.
Może to dlatego, że mam teraz dużo na głowie.
Nie informuję teraz o nowym rozdziale, bo
jutro jest wigilia, macie pewnie inne zajęcia,
niż czytanie mojego bloga. ;)
Nie informuję teraz o nowym rozdziale, bo
jutro jest wigilia, macie pewnie inne zajęcia,
niż czytanie mojego bloga. ;)
Następny rozdział albo za tydzień, albo za dwa,
bo nie chce pisać czegoś na siłę.
Życzę Wam ciepłych, rodzinnych świąt, spełnienia marzeń,
stali w pierwszym rzędzie,
szczęścia z każdego dnia, wspaniałych przyjaciół, na których
możecie liczyć, sukcesów, z których będziecie dumni i
możecie liczyć, sukcesów, z których będziecie dumni i
odwagi, żeby robić to,
aby poczuć się spełnieni.
Oczywiście, oprócz tego, życzę Wam
mnóstwa prezentów i wszystkiego, o czym zapomniałam,
a co jest Wam potrzebne. ;p
a co jest Wam potrzebne. ;p
Jak zwykle życzę Wam, żeby nadchodzący rok był lepszy od poprzedniego.
Do następnej !
Jeśli spodobał Ci się ten rozdział, bądź uważasz, że całkiem go zawaliłam,
tudzież zniszczyłam twoje wszelkie wyobrażenia,
lub po prostu wiesz, że sprawi mi to wielką radość i być może zainspiruje,
napisz komentarz.
ROZDZIAŁY | LISTA INFORMOWANYCH| ZWIASTUN | KONTAKT
tudzież zniszczyłam twoje wszelkie wyobrażenia,
lub po prostu wiesz, że sprawi mi to wielką radość i być może zainspiruje,
napisz komentarz.
ROZDZIAŁY | LISTA INFORMOWANYCH| ZWIASTUN | KONTAKT
Jeśli to jest fatalny rozdział to ja nie wiem co Cie opetalo
OdpowiedzUsuńJeeejjjj BBBBBBOOOOSSSSSSSSKKKKKKIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIII <3
Kobieto to jest no jaaaa naaaaaaaaaaaajjjjjjjjjjlepszzzzzze fanfiction
jjejejejjejejjejejejeee :33
kocham <3 i pisz dalej :****
Dorcia, nie przesadzaj, rozdział wcale nie jest beznadziejny. A nawet jeśli nie wyszło ci tak jak chciałaś, to nie obwiniaj się, bo każdy ma prawo mieć dzień, gdy nic się nie udaje. : )
OdpowiedzUsuńOsobiście uważam, że rozdział niczym mnie nie zawiódł i jest super. : )
A w tym wszystkim najlepsza jest Rachelle...rozbraja mnie swoimi przemyśleniami :D
Coś czuję, że zbliża się jakaś grubsza akcja XD
Chcę wiedzieć co będzie dalej...
Wrócę :*
OdpowiedzUsuńJEJU WRÓCILAM !
UsuńJesteś cudowna ale co tu dużo mówić jak na pewno to wiesz ^^
Rozdział jest genialny <3
I Justin awww słodki <3 i mam nadzieję że ta ich zakazana miłość bd trwać do końca !! :3
A Mike niech się buja ... chuj nie zasługuję na Rechell !!
Okey już się uspokajam....
Czekam na następny ^^
Dziękuję za życzenia i składam spóźnione ^^ ale no SYLWESTER żeby był niezapomniany ;3
Buziaczki :*
KOCHAM. CIĘ. DZIEWCZYNO
OdpowiedzUsuńboże oni musza być razem i czuje to,że Mike się dowie i będzie chciał ich zabić...ale na Boga no! on ją zdradzał i robi to nadal i dam sobie reke uciąć,że Mike jej nie kocha...Justin i Rachelle jako para..omg <3
twoja /luvmyjieber
Rozdział bardzo mi się podoba :) Zresztą jak każdy napisany przez Ciebie :)
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział.
OdpowiedzUsuńJesteś świetna ;) jestem tu od dawna i naprawdę kocham czytać tego bloga. Boże, głupi Mike... pewnie jeszcze sporo namiesza, tak bardzo się tego boję. To słodkie, że się kochają. Hej, mogłabym o coś prosić? Chciałabym bardzo zobaczyć punkt widzenia Justina. Uwielbiam to widzieć.
Do następnego, czekam niecierpliwie!
Wiesz, że o tym myślałam? Na początku chciałam, żeby rozdziały były pisane oczami Rachelle, bo wtedy nie wiecie zbyt dużo o Justinie, a nie całkiem go znacie, podobnie jak Rachelle. Gdybym pisała jego oczami wszystko byłoby jasne. Może napiszę jeden taki rozdział, a później zobaczymy. Musisz troszke poczekać ;p
UsuńNic nie zawaliłaś, świetny rozdział :D w całą noc przeczytałam wszystkie rozdziały. Mega jest! Czekam na kolejny już!
OdpowiedzUsuńSama od niedawna pisze FF o Justinie. http://hellofreekiss.blogspot.com/
Zajrzyj jak możesz i oceń swoim profesjonalnym okiem :)
<3333333333333333333333333 nic nie zwiliłaś !kobieto ! to najlepszy rozdział <33
OdpowiedzUsuńTwój blog jest świetny. Trafiłam na niego przypadkiem i przeczytałam wszystko w kilka godzin. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału :)
OdpowiedzUsuńZnalazłam to ff dzisiaj i po prostu się zakochałam!!! Ta fabuła tak bardzo różni się od innych! Świetny rozdział ♡♡ Czekam na następny; *
OdpowiedzUsuńboże rozdział świetny <3
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=K3GkSo3ujSY
Kocham to.!
OdpowiedzUsuńDziś przeczytałam te wszystkie rozdziały w 6 godzin. :-D
Boże niech ona się w końcu poda tej miłości bo Justin zwariuje przez nią oboje się kochają i nie mogą bez siebię życ to niech idą na żywioł a Mike niech się wali na ryj
OdpowiedzUsuń