piątek, 20 lutego 2015

Rozdział 32







Miałam wielką nadzieję, że zdążę wrócić do pokoju Monique zanim ona się obudzi. Jednak tak się nie stało. Gdy tylko otworzyłam drzwi jak najciszej potrafiłam ujrzałam ją, stojącą na środku korytarza z założonymi rękami. Przywitałam ją ciepłym, naiwnym i słodkim uśmiechem odgarniając włosy z twarzy. Przed wyjściem od Justina nawet ich nie rozczesałam. Stanęłam w progu pokoju. Jej oczy przewiercały mnie na wylot.
- Rachelle Anne Roberts! - usłyszałam jej surowy ton głosu, gdy tylko zamknęłam drzwi. – Gdzie ty się podziewałaś całą noc? – Oho, teraz będzie udawała moją matkę. Całkiem ją ignorując poszłam do salonu i wyciągnęłam nogi na kanapie, ściągając przy tym moje buty. Za chwile Monique ponownie znalazła się przede mną z rozwścieczoną miną. – Odpowiedz. – syknęła tupiąc nogą z zaciśniętymi pięściami. Spodziewałam się, że będzie się o mnie martwić, ale nie przypuszczałabym, że będzie na mnie zła. Jestem dorosła, a ona poza pracą była tylko moją przyjaciółką, nie musiała czuwać nad moim życiem dwadzieścia cztery godziny na dobę.
- Prosiłam cię, żebyś nigdy nie używała mojego drugiego imienia. – spojrzałam na nią zdegustowana. Zaczęłam z zainteresowaniem oglądać swoje gołe nogi, ponieważ rajstopy, w które wcześniej byłam ubrana wylądowały w koszu na śmieci. Ciekawe przez kogo. Boże, ten cellulit zabijcie mnie. – pomyślałam unosząc opuszkami palców kawałek mojej skóry na udzie. Po jakiś pięciu sekundach znowu wróciłam wzorkiem do mojej przyjaciółki, która wciąż nie dawała za wygraną, mimo że nie okazywałam jakiejkolwiek chęci spełnienia jej wcześniejszej prośby. – Byłam w restauracji. – skłamałam, tłumacząc się. Nie mogłam powiedzieć jej, że gdy tylko zasnęła poszłam do apartamentu Justina, żeby się z nim przespać jak jakaś głupia i niewyrośnięta nastolatka.
- Dzwoniłam do restauracji i nie było cię w niej. – powiedziała z pretensją. Gdyby te przenikliwe oczy mogły zabić, z pewnością byłabym już martwa. Zagryzłam wargę ze zdenerwowania. Akurat dzisiaj musiała zabawić się w szpiega. Dobrze, że nie wpadła na pomysł żeby zapukać do pokoju Justina.
- Nie wiem po co tam dzwoniłaś. – westchnęłam mniej pewnym głosem. Zamiast patrzeć jej w oczy, oglądałam swoje ręce. Będzie dobrze, tylko nie panikuj, jeśli sama jej nie powiesz, to się nie dowie. – uspokajałam się w myślach.
- Ostatnio upiłaś się do nieprzytomności przez sama wiesz kogo.– wspomniała siadając na fotelu. - Zacznijmy wszystko od początku. Gdzie byłaś? – zapytała tym razem spokojnie, cierpliwie oczekując na odpowiedź. Pewnie chciała powiedzieć: Zacznijmy przesłuchanie.
- Wszędzie.- odparłam jednym słowem, uśmiechając się łobuzersko. Podniosłam lewą rękę do góry, oglądając swoje paznokcie z uniesionymi brwiami. Starałam się nie myśleć o tym, że wystawiam jej cierpliwość na próbę. Miałam wciąż nadzieję, że da sobie spokój.
- Rachelle…
- To nie jest twój interes! – uświadomiłam jej, chcąc jak najszybciej zmienić temat. Zbyt ostro zareagowałam. Spojrzałam na jej minę. Boże, ona domyśliła się.
- Ty byłaś z nim! - wykrzyczała rozemocjonowana otwierając szeroko oczy z wrażenia.
- Nie wiem, o kogo ci chodzi. – próbowałam się jakoś ratować, ale na próżno, bo musiałam się głupio uśmiechnąć. Dlaczego za każdym razem kiedy sobie o nim przypominam muszę się uśmiechać w tak idiotyczny sposób? W tym momencie wstała z fotela, łapiąc się za głowę zaczęła chodzić w tę i we w tę po pokoju.
- Myślałam, że po zabawie w klubie wam się odechce. – jęknęła, opadając na oparcie fotela. Była kompletnie zaskoczona. Ja nigdy nie będę miała go dość. To wszystko zaczęło się dużo wcześniej. Ona nie wiedziała o naszej pierwszej nocy, gdy nie wiedziałam kim on jest i miałam go zabić. Gdyby wtedy mnie nie powstrzymał… nie chcę nawet o tym myśleć.
- Nie wiem o kim ty mówisz. – nadal udawałam, że jej nie rozumiem.
- Doskonale wiesz o kim mówię. – powiedziała wściekłym tonem.- Blondyn o brązowych oczach, ma duże mięśnie, przyciągające wzrok tatuaże... Jest bardzo pewnym siebie i cholernie seksownym trenerem uwodzenia. Znasz go może? – sarkazm było czuć od niej na kilometr. Znam. Dogłębnie go znam. Za bardzo go znam.
- Nie byłam z nim! – wypierałam się oburzona.
- Od kiedy mnie kłamiesz? – spytała podchodząc do mnie i wbijając we mnie nienawistny wzrok.
- Nie kłamię. – powiedziałam mierząc ją wzrokiem. Dlaczego byłam taka nieostrożna? Noc w pokoju Justina to był bardzo głupi pomysł. Czy żałuję tego, co robiłam dzisiaj w nocy? Oczywiście, że nie. Czy musiałam dać się złapać w tak idiotyczny sposób? Oczywiście, że tak inaczej nie byłabym sobą. Monique dotknęła mojego czoła.
- Jesteś cała rozpalona. masz potargane włosy i … błyszczą ci się oczy. – stwierdziła tonem Sherlocka Holmsa. Cholera, czy tak bardzo po mnie widać, że przed chwilą uprawiałam seks? Nie dostrzegłaby w tym nic dziwnego, gdyby Mike nie wyjechał o czwartej do Tokio. – Rachelle! – krzyknęła moje imię prawie piszcząc.
- Nic nie zrobiłam! – odkrzyknęłam nadal próbując się bronić. Ona nie może poznać prawdy. Musiałam wymyślić naprawdę dobre kłamstwo. – Chciał zrobić trening. – mruknęłam nieśmiało.
- Masz mnie za idiotkę? Trening? W środku nocy? – nie spuszczała z tonu, wymachując rękami. – Ciekawe, co robiliście na tym treningu. – prychnęła, odwracając wzrok.
- To, co zwykle. – wymamrotałam, ponownie powstrzymując się od uśmiechu. – Zabrał mnie do klubu, trochę popiliśmy i wróciliśmy do hotelu. Nie chciałam cię budzić, więc zasnęłam u niego w salonie. Nic między nami się nie wydarzyło.
- To dlaczego jesteś tak bardzo rozbawiona i szczęśliwa? Wyglądasz jakby przed chwilą przeleciał cię na podłodze. Dosłownie. – usiłowała dostrzec w moich oczach cień kłamstwa, ale patrzyłam na nią beznamiętnie i z pewnym wyrazem twarzy. Chyba udało mi się ją nabrać.
- Więc teraz nie mogę być szczęśliwa? Nie mogę się z nim spotykać jak zwykła koleżanka z pracy? – zapytałam siadając na kanapie i zakładając złożone ręce na piersi.
- Nie, chcę żebyś była szczęśliwa, ale nie mogę w to uwierzyć. Przecież ty go nienawidziłaś. Prosiłaś mnie, żebym trzymała go od ciebie z daleka! – przypominała mi. – I teraz nagle chcesz się z nim spotykać. Sama wiesz, że wasza relacja jest… –  przerwała po chwili, próbując znaleźć odpowiednie słowo. – dziwna. Nie chcę, żeby były z tego kłopoty.
- Widzisz, nie trzymałaś mnie od niego z daleka… Mało tego, sama przekonywałaś mnie, żebym się za niego zabrała, a teraz jesteś na mnie wściekła za to, że cię posłuchałam? Uspokój się, tylko rozmawialiśmy.- wypowiedziałam to ostatnie zdanie, zdając sobie sprawę, że przed chwilą zabrzmiałam tak, jakbym przyznawała się do winy.
- Myślałam, że przestaniesz na niego zachłannie patrzeć po jednym razie! – Brawo, tym samym pokazałaś mi ile tracę. Nie zamierzam z tego zrezygnować. – To co robisz, to jedna wielka głupota, on jest uwodzicielem za moment nie zorientujesz się, kiedy się w nim zakochasz. – Szkoda, że nie powiedziała mi o tym wcześniej. Już za późno, już straciłam dla niego głowę.
- Bardzo mi przykro, że nie jesteś szczęśliwa przez to, że nie potrafisz powiedzieć Jevowi, że coś do niego czujesz. Jednak to nie powód, by być zazdrosna o to, że czuję się szczęśliwa. Zapewniam ciebie, że nie robię nic nieodpowiedniego z Justinem i nie zamierzam tego robić. Kocham Mike’a. – to było okrutne z mojej strony, ale musiałam ją okłamać. Nate już wie, teraz Monique zacznie pewnie węszyć, a moje życie wisi na włosku. Chciałam jej powiedzieć o wszystkim, co mnie dręczy. O tym jak czuję się przy Justinie, ale nie mogłam. Nigdy nie będę mogła jej o tym opowiedzieć.
- Nie jestem zazdrosna, troszczę się o ciebie. – chwyciła mnie za rękę, szukając zrozumienia w moich oczach. Było mi z tym cholernie źle, nie miałam zwyczaju się z nią kłócić, ale to było jedyne wyjście.
- To przestań i zajmij się swoim życiem. U mnie wszystko w porządku. Nie pozwolę jakiemuś uwodzicielowi, złapać się na jego marne sztuczki. Wiem kim on jest i nic do niego nie czuję. – dziwiłam się, że te wszystkie kłamstwa wypływały ze mnie tak swobodnie. Wyszarpnęłam swoją rękę z jej uścisku, wstałam z kanapy omijając Monique i wyszłam z pokoju, obawiając się jej kolejnych pytań. Nigdy nie chciałam jej oszukiwać, ale dzisiaj musiałam to zrobić. Wiem, że zadałam jej ogromny cios, gdy powiedziałam o Jevie, ale to był jedyny sposób, żebym mogła skończyć tą rozmowę. Jeszcze chwila, a wycisnęłaby ze mnie całą prawdę. To oznaczałoby nasz koniec. Koniec wszystkiego.




******





Czułam się okropnie. Musiałam wydać kryjówkę Candice, okłamywać Mike’a i Monique. Co jeszcze będę musiała zrobić, żeby ukryć moją miłość przed światem? Najgorsze jest to, że wiedziałam, że to dopiero początek.
Po obiedzie jak zwykle miałam trening z Justinem. Gdyby ktoś zapytał mnie kilka tygodni temu, co czuję na myśl o spędzaniu godziny z nim w jednym pomieszczeniu z pewnością odpowiedziałabym: nienawiść, złość i zażenowanie. Zapierałabym się nogami i rękami by tylko uniknąć tych idiotycznych treningów. Dzisiaj było inaczej. Dzisiaj bardzo chciałam go zobaczyć, chciałam żeby był przy mnie. Treningi były jedyną chwilą, kiedy legalnie mogliśmy spędzać ze sobą czas i robić w zasadzie to, na co mamy ochotę. Zamykaliśmy drzwi naszej ,,sali treningowej” i zapominaliśmy o wszystkim. Zapominaliśmy o tym, że nigdy nie będziemy mogli być razem, że to co robimy jest szczeniackie i nieodpowiedzialne, a nasze uczucia kiedyś mogą nas zabić. Liczyło się tylko tu i teraz. Nie myśleliśmy o przyszłości. Jaka przyszłość mogła czekać nas w takim świecie, w którym żyliśmy? Śmierć. Tylko śmierć. Miłość do niego nie pasowała, ale im więcej spędzałam z nim czasu tym bardziej byłam pewna, że to jest właśnie to. Po tym jak zaczął mnie traktować, w jaki sposób na mnie patrzył... Jeśli jego uczucia nie były prawdziwe, to był najlepszym aktorem jakiego znałam. Nawet on nie mógłby tak dobrze udawać. Wygląda na to, że w jakimś stopniu mu zaufałam. Widziałam, że oboje bardzo się zmieniliśmy.
Nasze rzeczy były porozrzucane po podłodze. Oboje leżeliśmy nadzy pod kołdrą, sprzeczając się o jakąś bzdurę i dogryzając sobie nawzajem.
- Powinnaś zacisnąć pośladki, wtedy wydają się bardziej jędrne. – mruknął z przekąsem cwaniacko się uśmiechając.
- Masz coś do mojego tyłka? – zapytałam rozgoryczona, chcąc w tej chwili uderzyć go w twarz. Czułam dotyk jego ciepłych dłoni. Leżałam na nim, podpierając się łokciami o jego klatkę piersiową palcem wskazującym sunąc po jego mostku i piersiach.
- Jak dla mnie jest cudowny, ale pracujemy nad tym byś była bardziej profesjonalna. – ścisnął mój prawy pośladek, oblizując dolną wargę.
- Nie robię na tobie dostatecznego wrażenia? - powiedziałam z udawaną pretensją w głosie unosząc się nad nim i odgarniając włosy na bok. Wpatrywał się we mnie, a w jego oczach pojawiła się ekscytacja.
- Robisz, ale… - przerwał na chwilę ciągnąc  za końcówki swoich włosów.- Boże, uniemożliwiasz mi pracę. – warknął do siebie, a ja wybuchłam śmiechem. Dotknęłam nosem jego szyi. Te perfumy, ja zwariuję. W nich musi być coś, co nakręca mnie do rzucania się na niego z rękami. Nie uwierzę, że to zwykłe perfumy… chociaż z jego wyglądem wcale nie musiał ich mieć, ale który facet nie skorzysta z okazji by być bardziej hmm… kuszącym?
- Sądzisz, że nie możemy już razem pracować? – szepnęłam do jego ucha.– W takim razie muszę powiedzieć Mike’owi, żeby znalazł kogoś innego na twoje miejsce. – uśmiechnęłam się złośliwie. Mówiłam kiedyś, że nie cierpię tych naszych słownych gierek? Teraz je uwielbiam. Justin nie przestał mnie irytować i denerwować, odnosiłam głupie wrażenie, że jest to jego najważniejszy cel w życiu. Stwierdziłam że nie będę mu dłużna i w ten sposób, stały się częścią naszej codzienności.
- Nie zgadzam się. – odpowiedział poważnie od razu. – Nie zrobisz tego. – zabronił ostro, ściskając mnie mocniej.
- Hmm… no nie wiem. Skoro mój tyłek nie jest wystarczająco dobry… nie będziesz musiał się z nim męczyć. Oszczędzę ci tego, skarbie. – powiedziałam słodko oblizując usta.
- W porządku, w takim razie zrobimy tak. Jeszcze raz dokładnie mu się przyjrzę, a potem oboje rozważymy, czy rzeczywiście chcesz zmieniać trenera. – powiedział z udawaną powagą. Melancholijnie chciałam odpowiedzieć ,,tak,’’ ale musiała ze mnie wyleźć moja buntownicza strona i zamiast oddać się w jego magiczne ręce, wolałam nadal się sprzeczać. Tak, ja wiem, że jestem głupia…
- Oboje? A ta decyzja nie powinna należeć do mnie? – syknęłam oburzona, lewą ręką sunąc po jego biodrze.
- Nie.- odpowiedział zdecydowanie, chwytając opuszkami palców kosmyk moich włosów i zaczął się nim bawić. Wiedziałam, że walczy z samym sobą, żeby się nie uśmiechnąć.
- Dlaczego? – zapytałam nadal zawzięcie patrząc w jego oczy. Usiadłam na jego kroczu leniwie się o niego ocierając. Nie wytrzyma, jeszcze chwila i będziesz miała go w garści. - śmiałam się w myślach.
- Bo oboje chcemy, żebyś dobrze zdecydowała. – gwałtownie objął mnie w tali, przy okazji przyciskając mnie bardziej do swojego stwardniałego przyrodzenia. Nie, to na pewno nie był przypadek. Zrobił to specjalnie, ale nie zaprzeczę, że mi się podobało. Po dwóch sekundach, kiedy byłam gotowa, aby zrobił ze mną cokolwiek by chciał, przeturlał mnie z taką łatwością i gracją, jakby trzymał lalkę tym samym sprawiając, że teraz to on był na górze. Jego ramiona były bardzo silnie napięte, że widziałam jego mięśnie i żyły. Starał się utrzymać na nich i na kolanach cały swój ciężar ciała, żeby było mi lekko i przyjemnie. Tym razem on napierał swoim kroczem na moje. Wstrzymałam oddech, to było tak cholernie przyjemne, robił to z taką precyzją. Wzmacniał swoje ruchy, a ja zaczęłam jęczeć z rozkoszy. Droczył się ze mną. Czułam podniecenie rozsadzające mój brzuch, robiło mi się gorąco.
- Justin, błagam. Zlituj się. – powiedziałam słabym głosem, nie mogąc wytrzymać. Chciałam go mieć teraz.
- Zaufaj mi. Poczujesz to cudownie. – odparł, całując mnie w brzuch i dotykając go swoimi ciepłymi dłońmi. Rozluźniłam się. Sekundę później jego głowa znalazła się między moimi nogami. Całował wnętrze mojego uda, a ja nie mogłam doczekać się, gdy dojdzie ustami tam, gdzie najbardziej ich potrzebowałam. Gdy już czułam, że jest blisko odniosłam dziwne wrażenie, że nie jesteśmy sami.  
- To jest lepsze od wszystkich filmów porno jakie kiedykolwiek widziałem. – usłyszałam zza drzwi, które przysięgam zamykałam.
- Scoot, spieprzaj stąd.- krzyknęłam zirytowana, zepchnęłam z siebie Justina, zakrywając się szczelnie kołdrą bowiem nie miałam na sobie nic. Musiał tu wejść, akurat w tej chwili… Cholera. Sapałam, chcąc jak najszybciej uspokoić oddech. Miałam rumieńce na twarzy. W pewnym sensie czułam się tak, jakbym została złapana na gorącym uczynku. Moment temu miałam przyśpieszone bicie serca za sprawą Justina, a przez Scoota prawie nie dostałam zawału.
- Przerobiliście już całą kamasutrę? – zapytał szczeniacko się uśmiechając.
- Jeszcze nie. – odpowiedział mu Justin, jak gdyby nigdy nic poprawiając grzywkę.
- Justin! – warknęłam zawstydzona.
- Ale powinieneś już iść, bo rozpraszasz moją gorącą uczennice, musi być rozluźniona inaczej trudno będzie w nią wejść. – On prosi się o to, żebym go zabiła. Czy Scoot w tej chwili nie może po prostu wyjść z tego pokoju i dać nam skończyć, to co zaczęliśmy? Normalni ludzie tak robią… Tu nikt nie jest normalny, wiesz o tym. Chyba Scoot nie uważa, że zaraz przyniosę mu fotel i popcorn, i powiem: Proszę, podglądaj nas. Miłej zabawy. Wzdrygnęłam się na samą myśl… to chore. Jeśli nie dostaję tego czego chcę, to się wściekam. Chcę Justina. To chyba zrozumiałe w tej sytuacji.
- Justin kurwa! – warknęłam na niego po raz drugi, uderzając pięścią w jego klatkę piersiową. Bohatersko przyjął cios ani na chwilę nie marszcząc twarzy.
- Widzisz, nie może się doczekać.- mruknął z cwaniackim uśmieszkiem. Zaczęłam go dusić poduszką, całkiem zapominając, że jestem naga, a kołdra zsuwa się z moich piersi. Bronił się jak mógł, aż w końcu znowu leżałam na nim w jego objęciach.
- Okej, już idę. Ruchajcie się aniołeczki. Seks ważna rzecz. – powiedział i wyszedł, by za sekundę z powrotem wystawić swoją głowę z rozbawieniem za drzwi.- Nie zabij go, bo nie chciałbym go potem zastępować. – rozejrzałam się po pokoju, mając ochotę czymś w niego rzucić. Zsunęłam się do połowy z Justina i wyciągnęłam rękę tak daleko jak tylko mogłam sięgając po swój but na obcasach. Po chwili rzuciłam go w Scoota, który z pośpiechem zasłonił się za uchylonymi drzwiami, a mój śliczny but na obcasie uderzył w dębowe drewno. Pieprzony refleks.
- O fuj! - zebrało mi się na wymioty na myśl, żebym miała to robić ze Scootem. On też należał do przystojniaków, ale był dla mnie jak rodzina. Było to niesmaczne na tyle, jakbym przespała się z moim własnym bratem. – Ty się lepiej przygotuj na dzisiaj, bo skopie cię tak, że nie wstaniesz z materaca! – krzyczałam za nim, gdy odchodził.
- Na moje urodziny możecie mi nagrać pornosa! – odkrzyknął. No bezczelność. Zaraz wezmę mój but, poświęcę się i wsadzę mu go w tyłek.
- Słyszałeś go? Chce z nas zrobić gwiazdy porno! – powiedziałam oburzona.
- Tak i uważam, że to niezły pomysł. Sam bym chciał taki prezent.- nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. W odpowiedzi spojrzałam na niego wilkiem. – No co? Chciałbym...
- A wy tylko o jednym.- westchnęłam zrezygnowana.- Mogę ci taki nagrać, jeśli tak bardzo chcesz. – odparłam rozkosznym tonem, wsuwając się na niego z powrotem i wygodnie siadając tam gdzie wcześniej. Dłońmi głaskałam jego ramiona, a jego ręce gładziły moje plecy.
- Serio? Chyba nie mówisz poważnie…- mruknął cicho, zagryzając dolną wargę.
- Mówię bardzo poważnie. – szepnęłam mu do ucha, przy okazji drażniąc je językiem. – Ze mną i Mike’iem w roli głównej.- pocałowałam go w brodę drocząc się z nim. – Jestem pewna, że z chęcią na to pójdzie.- wstałam z niego.
- Nie, nie, nie… to ja wolę cię mieć tutaj. – przytrzymał mnie i przycisnął do swojego ciała, nie pozwalając mi tym samym na jakiekolwiek większe ruchy. Jaki on jest uparty.
- To żaden problem, naprawdę mogę to zrobić.- zapewniłam sztucznie się uśmiechając.
- Chodź tu mój największy problemie. – mruknął całując mnie i pociągnął moją dolną wargę śnieżnobiałymi zębami.





*****





Byłam naprawdę bardzo szczęśliwa. Chodziłam po pokoju nucąc pod nosem jakąś piosenkę, którą ostatnio gdzieś słyszałam. Znacie to uczucie, gdy macie wrażenie, że wasze życie zaczyna się powoli układać i stawać się takie, jakie pragniecie? Idealny czas na porządki i zmiany. Nie zamierzałam nic zmieniać w swoim wyglądzie. Skupiłam się na sprzątaniu swojego pokoju. Zaczęłam od szafy z ubraniami, a skończyłam na sprzątaniu w swoich szufladach. W jednej z nich, dokładnie ostatniej szufladzie mojej szafki nocnej miałam schowaną biżuterię, zapiski i pamiątki z dzieciństwa. W kopercie trzymałam stare zdjęcia z rodzicami. Siedziałam na dywanie przeglądając stare notatki. Spojrzałam na swój nadgarstek, na którym nosiłam mały złoty wisiorek z serduszkiem. Uśmiechnęłam się do siebie. Chwyciłam za album ze zdjęciami przypadkowo zrzucając szkatułkę z kolią od Mike’a. Kolia wysunęła się z pudełka i spadła na ziemię. Po moim ciele przeszedł dreszcz. Nie, przecież nie mogłaś jej zniszczyć… - upomniałam samą siebie i prychnęłam pod nosem. Pamiętam jak Justin przyniósł mi ją przed naszą pierwszą wspólną misją.






- To on cię tak załatwił? - moje zakrywanie rękoma twarzy na nic się zdało.
 Nie odpowiedziałam mu. 
Kiedy wyszłam z łazienki już przebrana, 
umalowana i uczesana modliłam się, żeby jego już tam nie było.. 
Oczywiście musiał tam być.
- Nie twoja sprawa.- syknęłam.
- Twój cięty język musiał dać mu się trochę we znaki.- zaśmiał się. 
Poczułam ukłucie w sercu. 
Nie zamierzałam znowu tracić czasu ani nerwów na to, aby coś mu odpowiedzieć.
- Załóż to.- powiedział podając mi czarne pudełko. 
Otworzyłam je, a w nim była kolia, ale to nie byle jaka... 
pokryta krystalicznymi diamentami. Otworzyłam usta z wrażenia.





Obracałam diamenty w palcach podziwiając ich połysk. Była przepiękna. Nagle zauważyłam, że moje palce brudzą się jakimś białym proszkiem. Skąd to się wzięło? Spojrzałam na swoje palce ze zdziwieniem. Powąchałam proszek, ale niczym nie pachniał. Odłożyłam kolię ostrożnie do pudełka i przyłożyłam wskazujący palec do ust, opuszkiem języka go zlizując… Było słodkie, podobne do cukru pudru. Zmyj to cholerstwo, nawet nie wiesz co to jest. – podpowiadał mi mój rozsądek. Nie zamierzałam się z nim w tej kwestii sprzeczać i szybko poszłam do łazienki zmywając tą dziwną substancję z moich rąk letnią wodą. Wytarłam dłonie miękkim, różowym ręcznikiem i wróciłam do pokoju. Spojrzałam ostatni raz na kolię w pudełku, chcąc je zamknąć, ale poczułam czyjeś dłonie na oczach. Drgnęłam wystraszona, ale po chwili odwróciłam głowę całując mojego gościa w policzek. Wyczuwałam go na kilometr.
- Może też powinienem kupić ci taką błyskotkę, żebyś częściej się uśmiechała. – usłyszałam zza pleców. Wstałam i obróciłam się do Justina przodem, obejmując go za szyję. – Może częściej myślałabyś o mnie. – jego obie dłonie zatrzymały się na moich biodrach.
- Tak się składa, że patrząc na niego, myślałam o Tobie. – uśmiechnęłam się zagryzając wargę. Mówiłam wam kiedyś o tym, jak bardzo hipnotyzujący brąz mają jego oczy? Bardzo, bardzo hipnotyzujący. Był w wyjątkowo dobrym humorze podobnie jak ja. – Z czego się tak cieszysz?
- Jesteśmy tu razem. – powiedział rozkosznym głosem z chrypką. Delikatnie pchnął mnie do przodu.
- Tak i co dalej? – powiedziałam zaciekawiona, idąc wolnym krokiem w tył, nadal nie uwalniając się z jego objęć.
- Twojego chłopaka nie ma w hotelu.- powiedział z jeszcze szerszym uśmiechem, a ja widziałam już w jego oczach jakieś brudne myśli związane ze mną. Miałam zamiar ostudzić jego zapał, ale czy muszę robić to teraz? Jeszcze chwilę poczekam.
- I nie będzie przez najbliższe parę godzin. – mruknęłam, przyznając mu rację. Opadłam z nim na moje łóżko, nie przestając się uśmiechać. Człowieku, co ty ze mną robisz…
- Więc możemy pożytecznie wykorzystać ten czas, wiedząc że nikt nam już nie przeszkodzi. – zaczął całować mnie po szyi, a jego ręce wędrowały po moich nogach.
- Ale teraz nam nie wolno, a na zewnątrz są ochroniarze. Jak usłyszą, co się tutaj dzieje… – westchnęłam niechętnie sobie o tym przypominając.
- Dlatego właśnie musisz nad tym panować i nie krzyczeć.- mruknął całując mnie po biuście.
- Łatwo ci mówić. – parsknęłam śmiechem, chcąc go odepchnąć, ale to nie było takie proste. – Justin! Nie chcę. – wysapałam chwytając jego głowę w obie dłonie i spoglądając mu w oczy.
- Chcesz, ale się boisz. – sprostował, patrząc głęboko w moje oczy. – No chodź, dalej. Będziemy cicho. – poprosił, wracając do swojej poprzedniej czynności. Jego usta były tak doskonałe, wiedział jak to robić. Nie mogłam jednak mu na to pozwolić.
- Jest zbyt wcześnie. – wymyślałam szybko. Spojrzał na mnie z pogardą. Tak wiem, teraz on jest wściekły, bo nie dostaje tego, czego chce. Ale kto powiedział, że ze mną będzie mu łatwo?
- Rachelle… - jęknął moje imię.
- A co powiesz na to, żebyśmy poszli dzisiaj do klubu? – palnęłam ni stąd ni zowąd.  Skąd ten spontaniczny pomysł? Chyba chciałam zagłuszyć własne sumienie i móc wmówić sobie, że jeśli dzisiaj pójdę z Justinem do klubu, to w zasadzie nie okłamałam Monique dzisiaj rano.
- W porządku. Gdzie chcesz iść? – zapytał lekko zdezorientowany moją propozycją.
- Może Blue Eye? – zapytałam z myślą o klubie koło kasyna, w którym poznałam go po raz pierwszy.
- Dobrze, za pięć minut czekam na ciebie na dole. – odparł, schodząc z łóżka.
- Za pięć? Nie zdążę się wyszykować! – zaprotestowałam robiąc to, co on przed chwilą.
- Co musisz zrobić? – zapytał zdziwiony.
- Przebrać się, poprawić makijaż, spakować torebkę… - zaczęłam wymieniać.
- Dobrze wyglądasz. – stwierdził przerywając mi i zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów, przez co zrobiło mi się troszeczkę gorąco. Widział roztargnienie w moich oczach, bo właśnie wertowałam w myślach całą swoją szafę, którą przed chwilą uporządkowałam, co sprawia że paradoksalnie trudniej będzie mi znaleźć, to w co bym chciała się ubrać. – Okej, ile czasu potrzebujesz? – zapytał drapiąc się po głowie.
- Piętnaście minut. – powiedziałam, podchodząc do szafy. Usłyszałam jego głębokie westchnięcie.
- Czekam na dole. – mruknął niezadowolony, jakby przez te piętnaście minut miał się zanudzić na śmierć. Chciałam wyglądać tak dobrze, żeby opadła mu szczęka. Musiałam uciec od tego świata, który teraz budowałam na kłamstwie. Uciec od znajomych, od całego tego miejsca kojarzącego się z Mike’iem. Chciałam się dobrze bawić. Odreagować i przestać bać się na każdym kroku, że za chwilę ktoś przyłapie mnie na zdradzie. Dzisiaj mój najgorszy koszmar prawie się spełnił, aż dwa razy. Musimy być bardziej ostrożni. Ubrałam się w białą bokserkę i krótką czarną spódniczkę. Do tego czarne rajstopy i moje ukochane czarne szpilki oraz bawełniany czarny sweter zapinany na guziki, żeby nie było mi zimno. Założyłam na siebie mój brązowy płaszcz i śnieżnobiały szalik z wełny. Włosy miałam rozpuszczone swobodnie na ramionach, a oczy mocno podkreślone tuszem do rzęs i obowiązkową czerwoną szminkę na ustach. Wychodząc z holu od razu zauważyłam czarne lamborghini, które stało pod samymi schodami hotelu. W szybie dostrzegłam najprzystojniejszego chłopaka na ziemi. Trzymał obie ręce na kierownicy i pusto wpatrywał się w przód. Gdy pokonywałam ostatnie schody skierował wzrok w moją stronę jakby wyczuł moją obecność. Od razu się uśmiechnął. Otworzyłam drzwi i wsiadłam do samochodu. Przyjrzałam mu się uważnie i czekałam aż powie coś pierwszy.
- Warto było czekać na taki widok. – uśmiechnął się i wcisnął pedał gazu, zawrócił w stronę bramy wyjazdowej. Gdy zniknęliśmy z widoku wszystkich hotelowych kamer złączyłam jego dłoń ze swoją. W drodze trochę było mi niedobrze, zdziwiłam się nieco, bo nie miałam lokomocji. Może to zwykłe przemęczenie? Za dużo się denerwujesz… Siedzieliśmy w ciszy, ale nie było niezręcznie. Wreszcie mogłam na niego patrzeć tak jak chciałam i nie bałam się, że za chwilę zauważy nas ktoś znajomy. Kiedy zaparkował na parkingu przed klubem, westchnęłam jeszcze przez chwilę rozkoszując się ciepłem i miękkością foteli. – To jak, idziemy? – zapytał, wyjmując kluczyki ze stacyjki.
- Tak. – powiedziałam cicho, pochylając się w jego stronę. Pocałowałam go wolno i nieśmiało w usta. Był zaskoczony moim gestem, ale po chwili oddał pocałunek. Chyba nigdy nie całowaliśmy się w tak… spokojny sposób, ale to było równie miłe. Kiedy oderwałam od niego usta, kciukiem starłam swoją szminkę z jego warg. – Zapomniałam się przywitać. – szepnęłam i uśmiechnęłam się figlarnie.
- Może zostaniemy tutaj… - zaczął, kładąc prawą dłoń na moim kolanie.
- Nie, idziemy do klubu. A potem przemyślę te twoje chore pomysły. – przerwałam mu stanowczo i otworzyłam drzwi. Czułam na swojej skórze powiew chłodnego wiatru. W jego samochodzie było tak ciepło, że przez sekundę rozważałam, czy nie przystać na jego propozycję.
- Kiedy je zrealizuję, będziesz je uwielbiać. – powiedział pojawiając się obok mnie i zamykając kluczykami samochód. Też tak myślę, ale stwierdziłam, że on nie musi o tym wiedzieć.
- Zobaczymy. – mruknęłam pod nosem. Bez problemu weszliśmy do klubu, w którym huczała głośna muzyka. Od razu podeszliśmy do baru zamawiając alkohol. Usiedliśmy przy barze, a gdy wypiliśmy wystarczającą porcję procentów nic nie mogło nas powstrzymać od klejenia się do siebie. Wreszcie kelner wyrzucł nas ze stołków barowych na kanapy. Usiadałam Justinowi na kolanach i całowałam jego usta. Jego ręce były wszędzie i gdyby nie obecność innych ludzi pewnie skończylibyśmy tutaj to, co próbowaliśmy na treningu i w moim pokoju. Weszliśmy na parkiet i zaczęliśmy tańczyć. Ocierałam się całym ciałem o Justina, a on dotrzymywał mi kroku. Wydaje mi się, że bardziej panował nad sytuacją niż ja. Nie potrzebowałam wiele alkoholu by jeszcze bardziej się rozkręcić i zacząć tańczyć na jednym ze stołów, przy którym siedziało trzech młodych studentów. Zaczęłam tańczyć seksownie się wyginając i uśmiechając. Ludzie zaczęli mi klaskać i rzucać w moją stronę dolary. Co w tym czasie robił Justin? Justin próbował mnie z niego ściągnąć.
- Jak ci się podoba? Mogłabym być striptizerką? Jak myślisz? – pytałam go z plączącym językiem, chwiejąc się na stole.
- Masz to we krwi, tylko błagam zejdź.- przytrzymywał mnie obiema rękami. Wybuchłam śmiechem.
- Ale tu jest tak fajnie, zobacz oni chcą więcej. – sepleniłam i chwyciłam za krawędź mojej bokserki chcąc ją zdjąć, bo było mi cholernie gorąco.
-Okej, kończymy przedstawienie. Jedziemy do domu. – zareagował natychmiast ściągając mnie ze stołu.
- Nie! Przedstawienie musi trwać! – wybełkotałam, szarpiąc się z nim. Niewiele to dało. Niestety on wygrał. Niemalże wyniósł mnie z klubu. – Jak wrócimy do domu? – zapytałam słodkim głosem. – Przecież piłeś razem ze mną…- znowu parsknęłam śmiechem.
- Weźmiemy taksówkę. – odpowiedział cierpliwie. Szedł razem ze mną do postoju taksówek znajdującego się za rogiem ulicy. Obejmował mnie ramieniem i podtrzymywał, bo moje nogi ciągle się plątały. Był taki troskliwy, a ja czułam się taka bezpieczna i szczęśliwa. Żadnego udawania. Idę z chłopakiem, którego kocham po ulicy, który mocno mnie obejmuje dając do zrozumienia wszystkim wokoło, że należę tylko do niego.
Gdy tylko wysiedliśmy z taksówki, zaczęłam iść w kierunku ogrodu. Justin w tym czasie zapłacił kierowcy. Spojrzał w moją stronę i podbiegł do mnie, chwytając za rękę.
- Gdzie idziesz? Wracamy do twojego pokoju.
- Chodź, pójdziemy do ogrodu. – powiedziałam zagryzając wargę i uśmiechając się do niego naiwnie.
- Ogród jest zamknięty, a ty potrzebujesz snu. – odpowiedział, wsuwając rękę pod moje kolana. Objęłam go za szyję. Niósł mnie na rękach do góry i powoli wchodził po schodach. Musieliśmy przejść przez hol i trafić do windy. W windzie nagle cała energia mnie opuściła i poczułam, że robię się śpiąca. Ziewnęłam, gdy Justin otwierał drzwi mojego pokoju. Położył mnie na łóżko, ściągnął moje buty i usiadł obok mnie.
- Zostaniesz ze mną? – poprosiłam patrząc w jego czekoladowe oczy. Kiwnął głową i objął mnie swoim ramieniem. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej. Chwyciłam jego ciepłą dłoń i ponownie ziewnęłam.
- Mówiłem, że jesteś zmęczona. – przypomniał mi całując mnie opiekuńczo w głowę. Dłonią masował moje ramię. Była jeszcze jedna rzecz, o którą chciałam go zapytać. Na trzeźwo na pewno bym tego nie zrobiła. Nadal nie mam pojęcia o jego przeszłości. Nie wiedziałam o nim nic oprócz tego jak się nazywa, że potrafi być niesłychanie irytujący i uroczy. Był dla mnie wielką tajemnicą. Nie chciałam niczego na nim wymuszać. Wiedziałam, że jeśli sam będzie tego chciał, to mi powie. Jednak czując jego zapach i spokojne bicie serca, szybko przy nim zasnęłam.







____________________________________

Witajcie kochani!
Straszne nudy, ale stwierdziłam, że
macie taki jeden słodki rozdział
z okazji niedawnych walentynek.
Obiecuję, że będzie się działo, 
a ten rozdział potraktujcie
jako ciszę przed burzą. ;p 
Myślę, że napiszę kolejne rozdziały,
następny pojawi się najpóźniej za tydzień.
Koniec miał być troszeczkę inny,
ale już tak bardzo chciałam go
opublikować dzisiaj,
więc jest właśnie taki. 



Ostatnio siedziałam i czytałam rozdziały od początku,
w poszukiwaniu pomysłów i 
nierozwiązanych spraw.
Liczę też na Wasze uwagi i opinie. 
Czegoś Wam brakuje?
Stworzyłam też nową stronę,
bo wiem, że w wersji mobilniej trudno
Wam się dostać do starszych postów,
więc postanowiłam Wam to ułatwić. 

ROZDZIAŁY

Piosenka, którą ostatnio pokochałam 
i słyszałam w momencie gdy Rachelle
tańczyła na stole. 





Dobiliście do 70.000 wyświetleń! 
Bardzo się z tego cieszę! 
Dawno Was oto nie prosiłam,
więc... podawajcie bloga dalej. 
Do 400 komentarzy na blogu brakuje niewiele
mam nadzieję że po tej przerwie
pokażecie mi, że nadal jesteście ze mną.
Do następnej! 
Lecę pisać dla Was kolejne rozdziały.

Zapraszam do obserwowania mojego bloga.
No i jeszcze witam nowych czytelników,
ale chciałam bardzo podziękować, tym
którzy komentują każdy post. 
Widzę Was i dziękuję Wam bardzo! 
Jesteście skarbem, naprawdę!
Obiecuję, że Was nie zawiodę
i wrócę do formy w kolejnym rozdziale. 







Jeśli spodobał Ci się ten rozdział, bądź uważasz, że całkiem go zawaliłam, 
tudzież zniszczyłam twoje wszelkie wyobrażenia, 
lub po prostu wiesz, że sprawi mi to wielką radość i być może zainspiruje, 
napisz komentarz. 


ROZDZIAŁY | LISTA INFORMOWANYCH| ZWIASTUN | KONTAKT


niedziela, 8 lutego 2015

Informacja



Wybaczcie mi, ale rozdział pojawi się na blogu za tydzień lub za dwa, (dodam go na pewno do 19 lutego) ponieważ mam ostatnio problemy rodzinne i naprawdę nie jestem w stanie myśleć o blogu, a właściwie to ostatnia rzecz, która w tej chwili przychodzi mi do głowy. Wczoraj usiadłam do 32 rozdziału, żeby go skończyć, ale szło mi tak ciężko, że zrezygnowałam. Możecie mnie teraz znienawidzić i w ogóle, ale naprawdę nie chce publikować i pisać czegoś na siłę. Rozdział byłby tydzień temu, widziałam Wasze komentarze i bardzo za nie dziękuje! (Uśmiecham się jak głupia kiedy je czytam ;3) Jesteście wspaniali!) Spisaliście się na medal i mam nadzieje, że w przyszłości będzie tylko lepiej. To mój ostatni tydzień przed feriami i postaram się Wam wynagrodzić to, że nie dodam go na czas. Mam nadzieje, że mnie nie zostawicie, nadal będziecie komentować, zrozumiecie mnie i cierpliwie wytrzymacie ten tydzień. Trzymajcie się ciepło. Naprawdę Was przepraszam. ;* <3