poniedziałek, 15 czerwca 2015

Rozdział 37





To uczucie, kiedy łudzisz się, że gorzej już być nie może, a potem nagle zdajesz sobie sprawę, że właśnie tak jest. Podsumowując całe moje cholerne życie: związałam się z psychopatą, który do tej pory zamordował kilkadziesiąt ludzi, zakochałam się, walczyłam z tym tylko po to by w końcu zorientować się, że jakiś uwodziciel ma mnie w garści. Jak zwykle grozi mi śmierć. Mój potencjalny morderca może mieszkać ze mną pod jednym dachem, a mój niebezpiecznie chory chłopak prawdopodobnie dowiedział się, że go zdradzam. Inni na moim miejscu strzeliliby sobie kulą w łeb, żeby wreszcie mieć święty spokój, ale nie ja. Ja muszę pakować się tam, gdzie nie powinnam.
Poprzedniego wieczoru Justin zostawił mnie samą w korytarzu. Wiedziałam, że dzisiejszej nocy nie przyjdzie do mnie do pokoju, ponieważ był z Gorginą. Musiał przespać się z nią na życzenie szefa, a w zasadzie ,,dostał ją’’ od niego w nagrodę. Cały czas przypominał mi się ten moment kiedy Mike uważnie spojrzał na mnie, gdy mu ją ofiarował. Byłam niemal pewna, że coś podejrzewa. Na razie nie miał dowodów, ale bez problemu mógł się o nie postarać. Ostatnio całkiem zapomnieliśmy o zachowywaniu ostrożności i pozwalaliśmy sobie na zbyt wielkie ryzyko. Stworzyliśmy sobie nasz własny, mały świat, w którym przebywaliśmy za każdym razem, kiedy zostawaliśmy sami. Przekonani, że jesteśmy w nim bezpieczni i nikt nie może do niego wejść. Niestety, nie powinnam być na tyle głupia, żeby wierzyć, że to nam się uda. Każde kłamstwo musi wyjść na jaw. Dręczona poczuciem winy, zgadywałam, że czeka mnie kolejna nieprzespana noc. Nie mogłam spać, kiedy wiedziałam, że chłopak którego kocham parę metrów ode mnie zdradza mnie z jakąś blond wywłoką. Wcześniej byłam zazdrosna tak po prostu. Teraz miałam naprawdę powód, żeby taką być. Zastanawiałam się co powiedzieć Justinowi jak spotkam go dziś rano. I jak dobrze ci się ją pieprzyło? – najchętniej zaczęłabym od tego. Chociaż przyznaje, że to byłoby zbyt chamskie. Oczywiście wiem, że to wina Mike’a, ale do niego nie mogłam pójść z zażaleniami jeśli chciałam jeszcze trochę pożyć. I właśnie w ten sposób znowu wracamy do śmierci. Nie czułam się dobrze i nie próbowałam nawet tego ukrywać. Kiedy z Monique poszłyśmy na siłownie, mając nadzieje, że o drugiej w południe nie będzie w niej dużo ludzi, w końcu wyprowadziła mnie z równowagi jednym pytaniem.
- Czemu ta dziewczyna tak bardzo cię drażni? Nie rozumiem tego. Nawet z nią nie rozmawiałaś. – zauważyła nieśmiałym tonem, ale w jej oczach widziałam cień rozbawienia. Gdyby znała prawdę nie bawiłoby ją to. 
- Nie muszę z nią rozmawiać, żeby wiedzieć, że jest warta tyle co szmata od restauracyjnej podłogi i nie zasługuje na moją uwagę. – mówiąc to zastanawiałam się, czy kiedykolwiek przejdzie mi ta chorobliwa zazdrość. Z każdym dniem była coraz silniejsza. Zeszłam z bieżni i zaczęłam wycierać się ręcznikiem. Podobno przez ćwiczenia wszystkie negatywne emocje ulatniają się. Tym razem to nie zadziałało.
- Rachelle, przestań tak mówić. A gdybym powiedziała ci, że jest całkiem miła? – zeszła z roweru, wciąż próbując mnie przekonać, że Gorgina jest istnym promyczkiem dobroci.
- Może być słodziutka jak cukiereczek. Nie obchodzi mnie to. Tym gorzej dla niej. Nie przyjmę jej ciepło. – prędzej powyrywam jej ręce, żeby nie mogła niczego nimi dotknąć, zanim się do niej uśmiechnę i to nie będzie przyjacielski uśmiech.
- Nie za bardzo emocjonalnie do tego podchodzisz? Przecież ona nic ci nie zrobiła. – zauważyła zdziwiona. Na jej miejscu też byłabym mną zaniepokojona. Od kiedy próbuję ukryć przed nią prawdę o mnie i Justinie zachowuję się inaczej niż zwykle. Próbuję ukryć moje zdenerwowanie i uważam na każde słowo, które wypowiadałam. Wiedziałam, że nie potrwa to długo, zanim się zorientuje, że coś jest nie tak. 
- To nic! Ona mnie bardzo irytuje. Wystarczy, że jest. Po prostu nie chcę jej tutaj widzieć. Nie chcę by Mike wysyłał ją na misję, nie chcę by stała się częścią tego, co stworzyliśmy. Nie ufam jej, rozumiesz? I nic co powiesz tego nie zmieni. – tymi słowami zamknęłam temat Gorginy, co nie znaczy, że przestałam o niej myśleć.
Gdy wróciłam do pokoju wzięłam szybki prysznic i przebrałam się w czyste ubrania – niebiesko-białą koszulę w kratę zawiązaną pod piersiami, odkrywającą brzuch i czarne materiałowe spodnie przylegające do ciała. Włosy związałam w luźny kok, a pojedyncze kosmyki opadały mi na kark. Próbowałam zająć się czymkolwiek, żeby tylko uwolnić się od tych głupich kumulujących się myśli o Gorginie. Zaczęłam sprzątać swój pokój. Co jeśli Justin znudził się mną? Co zrobię, gdy Gorgina stanie się jego ulubioną uczennicą? W takich momentach, kiedy nie kontrolowałam swoich przemyśleń wszystkie rzeczy wylatywały mi z rąk. Przy wycieraniu kurzu z mojego stolika nocnego obok łóżka, zbiłam ramkę ze zdjęciem, na którym byłam ja i Mike. Przypadkiem przecięłam się szkłem, gdy spadała na podłogę, a ja chciałam ją złapać. Usiadłam w kącie pokoju z podkulonymi nogami, a w krwawiącej ręce trzymałam białą szmatkę do wycierania kurzów. Spojrzałam na różę, którą dostałam przedwczoraj od Justina. Po moim policzku spłynęła jedna łza, którą szybko otarłam. Potrzebowałam pomocy. Zdawałam sobie z tego sprawę, ale nie było nikogo z kim mogłabym się tym wszystkim podzielić. Kiedy ktoś zapukał zdecydowanie do moich drzwi podskoczyłam wystraszona. Położyłam ścierkę  na stoliku, a stłuczoną ramkę ze zdjęciem kopnęłam pod łóżko. Poprawiłam włosy, wzięłam głęboki oddech, zacisnęłam rękę w pięść, żeby nie było widać, że leci z niej krew i otworzyłam drzwi. To był on. Olśniewający uśmiech, którego mogłyby zazdrościć największe gwiazdy. Radosne oczy pełne zainteresowania, w których kryje się cień niebezpieczeństwa. Idealnie ułożona fryzura, perfumy o intensywnym zapachu, który hipnotyzuje  i jednocześnie usypia twoją czujność. Pewna postawa, jakby był przekonany, że nic, co istnieje na tym świecie nie ma prawa mu się przeciwstawić.
- Po co przyszedłeś? – zapytałam cicho, chcąc jak najszybciej pozbyć się go. Czułam się jak rozbitek. Wystarczyło jego jedno słowo, żebym rozpadła się na kawałki i zaczęła przy nim płakać.
- Oficjalnie czy nieoficjalnie? – zapytał zadziornym tonem głosu, opierając się jedną ręką o framugę drzwi, a drugą swobodnie opuścił w dół.
- Poproszę obie wersje. – mruknęłam w duchu wywracając oczami. Powinien stać tutaj teraz z czerwonym bukietem róż w zębach, ze spuszczoną głową, bojąc się na mnie spojrzeć. Jednak wtedy wszystko by się wydało, więc tego nie zrobił. Jest takim, jakim powinien być – irytującym trenerem uwodzenia.
- Oficjalna wersja…- zaczął zaciekle patrzeć w moje oczy i zrobił jeden duży krok wchodząc do mojego pokoju.- Przypominam tobie, że za dwie godziny mamy trening. – Na śmierć zapomniałam. Okej, to nie jest zbyt dobre określenie jak dla mnie. Trening? Teraz? Po moim trupie…  Świetnie, to jest jeszcze lepsze niż ,,na śmierć zapomniałam.’’ – Nieoficjalna wersja.- tu zrobił przerwę by zamknąć drzwi. – Cholernie za tobą tęskniłem i chciałem cię zobaczyć. – dotknął mojego prawego policzka. Delikatnie przejechał po nim opuszkiem wskazującego palca, aż do mojej brody, co wywołało we mnie wystarczająco elektryzujące wrażenie. Mój trener jednak zauważył, że grymas na mojej twarzy nie zniknął. Nagle zastygł w bezruchu prawdopodobnie nie wiedząc co ma zrobić. 
- Dlaczego nie powiedziałeś mi o Gorginie? – jej imię ciężko przechodziło mi przez gardło. Justin otwierał usta, żeby mi odpowiedzieć, ale zatrzymałam go ostrzegając.-  Tylko nie mów mi, że o nią nie pytałam, bo taka odpowiedź nie przejdzie.
- Nie chciałem cię denerwować. Masz więcej spraw na głowie.- zaczął drapać się po karku.
- Chętnie posłucham, co mogło być ważniejsze od tego, że Mike przyjął jakąś dziewczynę na moje miejsce.- założyłam ręce na piersi.
- Martwisz się tym, kto strzelał do ciebie w urodziny Mike’a. Oboje wiemy, że nie czujesz się tutaj bezpiecznie. - powiedział cicho. - Nie przejmuj się skarbie, idealnie wychodzi ci ukrywanie emocji, ale nie przede mną. – Świetnie, miałam teraz wielką ochotę wywalić go za drzwi, tylko dlatego, że miał rację.
- Czy jej treningi wyglądają dokładnie tak samo jak moje? – spytałam, wbijając w niego ostre spojrzenie. Nie chciałam, żeby mnie okłamał.
- Powiedzmy, że przykładam się do uczenia ciebie bardziej niż powinienem. – objął mnie w pasie, chcąc mnie pocałować, ale odsunęłam głowę na bok. Zapomniałam, że ma wielki talent do tworzenia wymijających odpowiedzi. Czy powinnam mu to wybaczyć? W końcu przez to wydawał się tak tajemniczo pociągający.
- Nie odpowiadaj mi w ten sposób. – powiedziałam chłodnym tonem na co zmarszczył brwi.- Mam jedno pytanie. Obiecaj mi, że odpowiesz na nie szczerze. – wbiłam w niego swoje twarde spojrzenie, ale po rumieńcach na mojej twarzy było widać, że można mnie złamać.
- Obiecuję. – kiedy to usłyszałam, poczułam że po moich palcach zaczyna sączyć się krew, dlatego schowałam skaleczoną rękę za plecami.
- Spałeś z nią czy nie? – zamknęłam oczy po raz ostatni modląc się, że odpowiedź brzmi,,nie.''
- Rachelle przecież wiesz, że… - to zdecydowanie nie brzmi jak ,,nie.’’
- Pytam cię, czy z nią spałeś.- powtórzyłam hardo, chcąc uzyskać tylko jedno znaczące słowo. Nie potrzebowałam jego tłumaczenia się. Wiedziałam, że Mike kazał mu to zrobić. Byłam przy tym. Nie musiał mi tego powtarzać.
- Spałem, bo musiałem.-  jego ton głosu stał się obojętny. Jego oczy nie patrzyły już w moje, ale za coś za oknem. Buzowała we mnie złość. On naprawdę to zrobił. Nawet nie starał się temu zapobiec. Co znaczy, że mu to odpowiadało. Zamachnęłam się na jego policzek zdrową ręką.
- Uderzyłam cię, bo chciałam.- warknęłam i weszłam do łazienki zamykając się w niej. Bałam się, że wystarczy jego jedno zdanie, żebym się poddała. Jeżeli zaakceptowałabym ten jeden raz, to pomyślałby, że mu na to pozwalam i odważyłby się zrobić to po raz kolejny. Wiedziałam, co się dzieje gdy twój chłopak śpi z innymi dziewczynami. Nie chciałam tego powtarzać. Nie chciałam znowu czuć tego bólu. Kochałam Justina bardziej niż mógł sobie to wyobrazić. Cierpienie jakie wtedy zadałby mi… nie wiem, czy byłabym w stanie je znieść. Czując, że nie jest teraz mile widziany w moim pokoju, cicho z niego wyszedł. Dał mi tym do zrozumienia, że nie zależy mu już tak bardzo jak wcześniej. Chcąc przemyć krwawiącą rękę, puściłam zimną wodę z kranu. Nagle zrobiło mi się niedobrze. Zaczęłam wymiotować. Byłam w lekkim szoku. Nigdy nie sądziłam, że jestem tak wrażliwa na widok krwi.



*******



Po godzinnej drzemce, kiedy poczułam się już trochę lepiej zeszłam do restauracji chcąc coś zjeść. W niej zauważyłam drobną blondynkę o niebieskich oczach i wyzywającym makijażu. Mogłam się założyć, że parę lat temu wyglądałam podobnie jak ona. Siedziała z założoną jedną nogą na drugą i popijała jakiegoś drinka. Miałam wrażenie, że na kogoś czekała. Po sali kręcili się kelnerzy zbierający brudne talerze i przyjmujący zamówienia. Spokojną atmosferę pomieszczeniu nadawała cicha, melancholijna klasyczna muzyka. Dziewczyna zauważyła mnie i uśmiechnęła się zgryźliwie uderzając wskazującym palcem w szklankę. Na początku zastanawiałam się, czy jej nie zignorować, ale kiedy zrozumiałam, że bezwstydnie mi się przypatruje cudem powstrzymałam się, żeby nie rozszarpać jej na strzępy. Podeszłam do niej pewnym i szybkim krokiem.
- Rachelle, co za miłe spotkanie.- odparła miłym, łagodnym głosem.
- Nie powiedziałabym. – warknęłam, chcąc wziąć szklankę z jej drinkiem i wylać jej na głowę.
- Przepraszam. Pewnie się nie wyspałaś. – powiedziała z udawanym żalem. Mam talent do rozpoznawania zołz. – Ja z Justinem byliśmy wczoraj trochę głośno. – po co wylać jej drinka na głowę, kiedy można wsadzić jej do gardła szklankę. Jedyne co mnie powstrzymywało przed zrobieniem tego, to ci ludzie wokoło.
- Wstań!- powiedziałam ostrym tonem głosu. Spojrzała na mnie lekceważąco.
- Spokojnie, przecież jesteś z Mike’iem. – odpowiedziała przekrzywiając głowę na bok. Zaczęła się intensywnie nad czymś zastanawiać, a kiedy rozbłysły jej oczy kontynuowała dalej.- Chociaż czekaj, z nim też się przespałam w czasie mojego pierwszego spotkania na rozmowie kwalifikacyjnej. Chyba nie masz mi tego za złe? – przypomniała sobie. Chwyciłam ją za kołnierz i pociągnęłam w górę. Tym razem mnie posłuchała i wstała.
- Uważnie mnie posłuchaj, bo powiem to tylko raz i wyraźnie. Jeśli to do ciebie nie dotrze nie powtórzę tego po raz drugi i po prostu cię zabije. – zauważyłam przerażenie w jej oczach. Byłam z siebie dumna, dawno nie używałam tak groźnego tonu głosu. Martwiłam się, że przez Justina prawdopodobnie go straciłam.-  Możesz wziąć moją robotę, ale nigdy nie zastąpisz mnie.- puściłam ją, przez co opadła boleśnie na krzesło. Poprawiła się na nim i rozejrzała dookoła nie zmazując fałszywego uśmiechu ze swojej parszywej twarzy.
- Justin jest taki, sama wiesz… nie dziwie się, że tak bardzo przykładasz się do tej pracy. Może nawet za bardzo. – zakpiła i założyła ręce na piersi. Rzuciłam się na nią z rękami, słysząc jak kelnerzy krzyczą na mnie, próbując powstrzymać mnie przed roztrzaskaniem jej głowy o blat restauracyjnego stołu.
- Rachelle! – usłyszałam oburzony głos, od którego dostawałam dreszczy na plecach. Po chwili poczułam, że ręce osoby do której należał ten głos znalazły się na moich ramionach i odsuwały mnie od wrednej, dwulicowej nowicjuszki.
- Justin, zostaw mnie! – warknęłam wyrywając się mu i wymachując rękoma.
- Rachelle tu jest pełno ludzi! -  szepnął mi do ucha, nadal ciągnąc mnie w swoją stronę. 
- Gówno mnie oni obchodzą! Ona zasłużyła sobie na to. – mruknęłam do niego rozzłoszczona. Kiedy dotarło do niego, że nie jest w stanie mnie uspokoić. Zarzucił sobie mnie na ramię jak worek ziemniaków i wyprowadził mnie z restauracji.
- Nie mogę uwierzyć, że tak się zachowałaś. – skomentował krótko, przez co poczułam się lekko zgorszona. – Wchodzisz do restauracji i napadasz na nią. Grogina nic ci nie zrobiła! - chwycił mnie za oba policzki dosyć mocno, żebym na niego spojrzała. Kiedy to zrobiłam odzyskałam panowanie nad sobą.
- Mówiłam, że jej nie znasz. Gdybyś wiedział w jaki sposób się do mnie odzywała…
- Dosyć Rachelle jesteś po prosu zazdrosna. Rozumiem to, ale to nie powód, żeby zacząć ją bić przy tych wszystkich ludziach.- Z tego co zdążyłam zauważyć Gorgina nie siedziała bezczynnie na krześle, o czym świadczyły ślady jej paznokci na moich rękach. Ale kto by się tym przejmował.- Ona jest nowa, daj jej trochę czasu.
- Ale ona…
- Nie chcę tego słuchać. Gorgina to bardzo miła dziewczyna, a ty przed chwilą prawie byś jej nie zabiła, gdyby mnie tam nie było. – przerwał mi, nie słuchał tego, co chciałam mu powiedzieć. Szkoda, bo przez te dwie minuty rozmowy z nią uzbierałam bardzo dużo argumentów, dlaczego wolno mi ją zabić.
- Czemu jej tak bronisz? Wczorajszy seks tak bardzo zamydlił ci oczy? - czułam jak w moich oczach zbierają się łzy.
- Rachelle…
- No co, przecież sam godzinę temu przyznałeś, że to zrobiłeś.- tym razem ja mu przerwałam i zabrałam wreszcie jego dłonie z mojej twarzy.
- Jeżeli chcesz porozmawiać ze mną o wczorajszej nocy, nie mam nic do ukrycia. Proszę, pytaj, ale nie wyżywaj się na niej.- zaczęłam kiwać głową na boki z niedowierzania.
- Jestem w szoku, dlaczego stoisz po jej stronie? Może mi powiesz, że podczas treningów z nią jesteś najmilszym stworzeniem na świecie?  Może tylko mi przypadła rola irytującego, cwaniackiego, dziecinnego trenera, co?
- Rozpędziłaś się.- zwrócił mi uwagę, krytycznie na mnie patrząc, ale to mnie nie zatrzymało. Mogłam mówić to, co mi ślina na język przyniosła i on nie mógł mi tego zakazać.
- Ja wczoraj nie bawiłam się z Mike’iem w jego sypialni. Powiedz, jest lepsza ode mnie? - zapytałam z pretensją w głosie.
- Rachelle…
- Tak, jestem o ciebie zazdrosna! Nie podoba mi się to, że ją trenujesz! Skoro już przyznałam się do tego może dostanę wreszcie od ciebie jakąś odpowiedź?- powiedziałam to wszystko na jednym wydechu. Słowa wystrzeliwały ze mnie jak z procy. 
- Tak, doprowadzasz mnie do szału! Mogłaś nas zdemaskować! Nie wiem o czym ty w ogóle myślałaś rzucając się na nią! I nawet nie chcę wiedzieć. Mam dosyć twoich wybuchów złości. Robiłem to, co do mnie należało. Nie powinnaś mieć do mnie żalu o wczorajszą noc. 
Westchnęłam głęboko i zagryzłam dolną wargę.
- Możemy na spokojnie o tym porozmawiać? – zaproponowałam po chwili ciszy.
- Ale o czym ty chcesz rozmawiać? Ty nigdy nie będziesz należeć do mnie, a ja do ciebie. To zawsze będzie tak wyglądać. Oboje od początku o tym wiedzieliśmy.
- Świetnie! Szkoda, że mówisz mi o tym dopiero teraz. Jakoś ci to nie przeszkadzało, gdy wpakowywałeś mi się do łóżka i próbowałeś tych swoich chorych, uwodzicielskich sztuczek! - nie wytrzymałam i zaczęłam na niego krzyczeć głośniej.
- Ja ci się wpakowywałem!? – zapytał oburzony.
- A co może ja? – zadrwiłam, otwierając szeroko oczy.
- Od początku wiedziałaś, że tak będzie. Wszystkim wypominasz to, co robią źle, ale sama nie jesteś idealna. Uważasz się za dobrego człowieka, ale tak naprawdę niczym nie różnisz się od tych wszystkich ludzi. Spójrz na siebie. Wcześniej nigdy byś się tak nie zachowała.
- Nie wiesz jak bardzo się mylisz co do Gorginy, ale masz rację, nigdy nie powinnam myśleć o tym, żeby z tobą być. Wiedziałam, że to się nie uda. Kocham Mike’ a i tylko jego. – palnęłam nagle, zamiast pomyśleć. W głębi duszy chciałam, by czuł się tak jak ja, kiedy zobaczyłam go w windzie z Gorginą. Chciałam się w końcu zemścić, za te wszystkie razy kiedy mnie zranił. Kiedy wyjechał mówiąc, że jego celem jest pokazać mi jak bardzo jestem słaba. Wtedy obiecałam sobie, że jeśli wróci pożałuje tego. Wystarczyło tylko jedno spotkanie, na którym zapewnił, że jestem dla niego kimś bardzo ważnym i pocałował mnie. Nie mogłam uwierzyć, że byłam taka naiwna. Nic nie odpowiedział, oblizał tylko nerwowo usta i obrócił się do mnie tyłem, idąc dalej. Ta sytuacja przerosła nas oboje.
- Za pół godziny trening. Nie spóźnij się. – oznajmił służbowym tonem. O ile się nie mylę, to tak jakby właśnie zerwaliśmy. Jak ja mogłam być taka głupia? Ona mogła dać mu to, czego ja nigdy nie mogłam. Związek z nią był sto razy prostszy niż ze mną. Nikt nie zabronił mu z nią być. Nie groziła mu z tego powodu śmierć.
Pół godziny później stanęłam o miękkich nogach przed drzwiami pokoju przeznaczonego do naszych treningów. Nie wiedziałam po co nawet tu przyszłam. Był ostatnią osobą, z którą w tej chwili chciałam się widzieć. Weszłam cicho do środka. Justin już czekał na mnie. Stał obrócony do mnie tyłem i patrzył w okno. Przełknęłam ślinę. Po minucie podszedł do mnie nawet nie spoglądając mi w oczy. Objął mnie w pasie. Stałam w miejscu jakbym była sparaliżowana. Rachelle, czy ty kiedykolwiek się czegoś nauczysz? Nie wiem jakim cudem moja dłoń znalazła się na jego sercu. Przytulił mnie, poczułam jego ciepły oddech na mojej szyi. Oboje byliśmy spięci. Sekundę potem jego dłoń znalazła się na moim pośladku, ale nie ścisnął go tak jak miał to zawsze w zwyczaju. Po prostu ją tam trzymał.
- Nie chcę.- powiedziałam słabym głosem. Byłam skrępowana, nie wiedziałam co zrobić, ale nie wyobrażałam sobie, że za chwilę rozbierze mnie i zrobimy to jakby nic się nie stało.
- Okej, odpuśćmy.- puścił mnie.- Trening skończony, możesz iść. – On mówił poważnie? Nigdy nie opuściliśmy żadnego treningu… aż do teraz. 



*******


Kiedy już zaakceptowałam wszystko, co się dzisiaj stało. Nie byłam w stanie uwierzyć, że czyjeś życie może zmienić się diametralnie w przeciągu kilku godzin. Zdecydowanie poznanie Gorginy było moim najgorszym przeżyciem całego dzisiejszego dnia. To jej zawdzięczam wszystkie złe rzeczy, które mi się dziś przydarzyły. Powinna podziękować Justinowi, że wtedy się zjawił, bo byłam zdolna do tego by odebrać jej życie. Kolejna osoba do listy moich największych wrogów. Jakby teraz było ich na niej mało. Postanowiłam, że muszę ostrzec Mike’a przed prawdziwym obliczem Gorginy Anderson i zmusić go, żeby jak najszybciej się jej pozbył.
Weszłam do jego gabinetu. Zdziwiłam się, gdy w sąsiednim pomieszczeniu nie zobaczyłam Charlotte. Bez niej biuro było odrobinę puste. Może ma dzisiaj wolne? W końcu zasłużyła na urlop. Sprawiała wrażenie jakby praktycznie w ogóle stąd nie wychodziła.
- Mogę? – zapytałam wychylając głowę zza drzwi. Mike był sam, a w jego gabinecie panował chaos.
- Cześć. Wejdź…- zaprosił mnie do środka. – Widziałaś gdzieś jakąś dużą kopertę? Nie mogę jej znaleźć w tym wszystkim, a jest dla mnie bardzo ważna.- mówił kiedy weszłam do środka i przekładał papiery z miejsca na miejsce, które nawiasem mówiąc rozrzucone były po całym gabinecie.
- Nie, nie mam pojęcia o jakiej kopercie mówisz. Niczego takiego nie widziałam. – odpowiedziałam pewnym tonem bez zająknięcia. Gdybym mogła przybiłabym sobie piątkę.
- Musiałem gdzieś ją włożyć.- mruknął zirytowany, zaglądając pod biurko jednak szybko rezygnując z poszukiwań, wstając uderzył się w jego blat. Przeklął pod nosem i wreszcie spojrzał na mnie, zostawiając papiery. Usiadł na swoim fotelu uprzednio zabierając z niego dokumenty i kładąc je na biurku, na stercie, którą przed chwilą przeglądał. Był cały czerwony i rozczochrany. Zgubienie tej koperty kosztowało go sporo nerwów.- Czemu przyszłaś?
- Chodzi o Gorginę Anderson…- zaczęłam ale uniósł rękę do góry, przerywając mi.
- Nie mam teraz na to czasu. Musisz dać jej szanse. Czy to wszystko?
- Jeżeli nie chcesz o niej słuchać to tak. – obróciłam się do niego tyłem z zamiarem opuszczenia tego bałaganu wokół niego.
- Poczekaj.- usłyszałam i byłam lekko zaskoczona. Nie wiedziałam czy mam się bać, czy zachować spokój.- Cały czas widzę cię z nim. – nie musiał wypowiadać jego imienia, żebym wiedziała o kogo mu chodzi. Nie byłam tak głupia, żeby tego nie zgadnąć.
- Trenujemy razem, dlatego spędzamy ze sobą czas. Nie zapominaj, że to ty tego chciałeś. Pretensje możesz mieć tylko do siebie. – wyszłam, słysząc jak uderzył w coś ze złości. Pierwszy raz w tym dniu uśmiechnęłam się z powodu wypełniającej mnie satysfakcji.
Kiedy wyszłam z gabinetu Mike usłyszałam czyjąś rozmowę. Słysząc swoje imię, nie mogłam powstrzymać się przed tym by nie podejść bliżej i jej nie podsłuchać.
- Pamiętasz o czym rozmawialiśmy wczoraj? – zszokowana rozpoznałam głos Gorginy. Najwidoczniej obok gabinetu Mike’a znajdował się jej pokój.
- Jak mógłbym zapomnieć. – byłam pewna, że to Justin, jego sarkastyczny ton poznałabym wszędzie.
- Mam jej powiedzieć kim naprawdę jesteś? – wychyliłam się tak, żeby ich zobaczyć przez otwarte drzwi, ale nie rzucić im się w oczy. Stała przed nim, patrząc tym irytująco, za bardzo pewnym siebie wzrokiem.
- Nie odważysz się. – uśmiechnął się kwaśno i założył ręce na piersi.
- Tak sądzisz? – zaśmiała się szyderczo.- To się pilnuj i zrób to, co masz zrobić. Zbyt długo z tym zwlekasz.- powiedziała tuż przy jego ustach, a jedną ręką poprawiała kołnierz jego skórzanej kurtki. Tak, zdecydowanie najpierw powyrywam jej ręce. Dopiero po tym postanowieniu zrozumiałam, że ona zna Justina lepiej ode mnie. Zna jego przeszłość. To dziwne, ponieważ uczy ją  przecież dopiero od tygodnia. Co znaczy, że znali się dużo wcześniej zanim zjawił się tutaj Justin. Teraz chciałam jeszcze bardziej odkryć jego tajemnicę. Co więcej, czułam że nie zapowiada ona nic dobrego, ponieważ Gorgina Anderson ją zna.



******


W pół do północy wymknęłam się z hotelu do Black Dope. Łudziłam się, że nikt mnie nie zauważy. Gdybym miała czasem wątpliwości czy samotne wyjście z hotelu jest dobrym pomysłem powtarzałam zapobiegawczo jedno zdanie jak mantrę: Ty nigdy nie będziesz należeć do mnie, a ja do ciebie. To zawsze będzie tak wyglądać. Kazał mi odpuścić, może mówił to mając na myśli trening, ale równie dobrze mogło to się tyczyć całego naszego chorego układu, który tylko przynosił nam problemy. Odpuściłam. Jednak to nie mogło sprawić, że o nim zapomnę. Moja masochistyczna natura przyprowadziła mnie do Black Dope. Było to jedyne miejsce na ziemi, gdzie serwowano drinki, od których doznawałam bajecznych halucynacji i nikt nie mógł mnie za nie ukarać. Mogłam usłyszeć i zobaczyć Justina bez widzenia się z nim. Usiadłam przy barze najpierw rozgrzewając się czerwonym mocno owocowym winem. Szukałam chłopaka, z którym mogłabym się przespać by zemścić się na Justinie. Problem w tym, że wszystkich porównywałam do niego. Ten za niski, ten za chudy, a tamten ma ohydne włosy. Boże jaka ja jestem płytka. Szukałam ideału. Ideału, który już dostałam. Dlaczego ja się oszukuję? Szukałam sobowtóra Justina. Chciałam być tutaj z nim. Podczas gdy on pewnie zabawiał się z tą blondyną w hotelu. Musiałam napić się więcej. Z każdym łykiem słodkiego napoju rozluźniałam się. Wsłuchiwałam się w taneczną muzykę z wyróżniającym się bitem. Tego właśnie potrzebowałam. Chwili, której nikt nie mógł mi zepsuć. Bujałam się na krześle z lekkim uśmiechem na twarzy czując jak alkohol robi swoje. Moja przytłoczona czarnymi myślami głowa nagle stała się lekka. Śmiałam się do siebie bez wyraźnego powodu. Jeden kelner obserwował mnie rozbawiony. Prawie go nie pocałowałam, kiedy podał mi wódkę z niespodzianką gratis. Wypiłam ją za jednym razem do dna i czekałam na moje upragnione przewidzenia.
- Naprawdę sądzisz, że to ci pomoże? – usłyszałam jego aksamitny głos dochodzący do mnie z lewej strony. Matko boska, te halucynacje są fantastyczne.- pomyślałam zdumiona, kiedy zobaczyłam Justina siedzącego obok mnie przy barze. Wcale go nie potrzebuję, wystarczy mi szklanka wódki. – stwierdziłam ucieszona tym, co odkryłam.
- Może nie pomoże, ale przynajmniej osiągnęłam swój cel. – powiedziałam z uśmiechem. Tak, rozmawiałam z wytworem mojej chorej wyobraźni odurzonej alkoholem. I nie widziałam w tym niczego złego.
- Gratuluje.- mruknął sarkastycznie kiwając ręką na kelnera.- Piwo poproszę.
- Jest tu tyle dobrych rzeczy, a ty chcesz piwo? – parsknęłam śmiechem. Zignorował moją uwagę i gdy tylko kelner podał mu wielki kufel piwa, również wypił go jednym haustem.
- Dlaczego chcesz się upić? – zapytał wytwór mojej wyobraźni.
- Boże, musisz być taki nadopiekuńczy nawet jako halucynacja.- westchnęłam niezadowolona i wzięłam drinka jakiegoś napakowanego motocyklisty z dziarami, który siedział po mojej drugiej stronie. Obróciłam się przodem do mojego przywidzenia i wypiłam drinka na jego oczach, prowokująco się oblizując. Straciłam rachubę ile płynów przepłynęło przeze mnie tej nocy. 
- Dlaczego to robisz? – powtórzył, a w jego oczach zobaczyłam ból.
- Chłopak mnie zdradził i ja zdradziłam chłopaka. Zabawne, nie? W zasadzie miałam dwóch, ale w sumie nie wiem czy tego pierwszego mogę tak nazwać. Wiesz, że wyglądasz tak jak jeden z nich? – wybuchłam niekontrolowanym śmiechem.
- Interesujące.- syknął przez zęby i zmarszczył brwi. Szkoda, że nie jest prawdziwy, może pokochałabym go tak bardzo jak Justina.- krzyczały moje pijane myśli.- Co ci się stało w rękę? - spytał spoglądając na mój bandaż.
- Skaleczyłam się rano. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Szarpiąc się z Gorginą rozdrapałam swoje skaleczenie i musiałam go założyć, żeby zatamować krwawienie.
Niespodziewanie gwałtownie zakręciło mi się w głowie.
- Rachelle, wszystko w porządku? – zapytał zszokowany, chwytając mnie za ramię.  Boże, ja czuję jego dotyk, ciepło jego dłoni. To nie mogą być halucynację.- zdałam sobie sprawę. Chwyciłam się za czoło. Czułam, że odlatuję. Nie widziałam już normalnie, tylko jakieś zamazane majaczące kształty. Nagle poczułam bardzo silny uścisk w brzuchu. Nie utrzymywałam już równowagi. Z krzesła barowego upadłabym na podłogę, gdyby nie to, że Justin przytrzymał mnie w ostatniej chwili. Zemdlałam, ostatnie zdanie jakie usłyszałam to ,,Jedziemy do szpitala.'' Wszystko znikło, ogarnęła mnie spokojna i bezpieczna ciemność.



Dziewczynka siedziała w ciemnym pomieszczeniu bez okien. Poznawała je. To tu przetrzymywali ją po raz pierwszy. Nie wiedziała jak się tutaj dostała. Ostatnim jej wspomnieniem był ogień pożerający jej dom, w którym kiedyś mieszkała z tatą i z mamą. Kiedy otworzyła oczka poczuła ból. Ból, który rozdzierał jej maleńkie serduszko na strzępki. Ból pomieszany z obezwładniającym szokiem. W jej głowie rozpętały się wątpliwości. Co się stało z mamą? Czy ona nadal żyje? Czy ten zły człowiek właśnie ją obserwuje? Czy to on zabrał ją z płonącego domu? Cała pobladła, przypominając sobie jego twarz. Była zmęczona, o czym świadczył grymas na jej trupio bladej twarzyczce. Chciała otrzeć kropelki potu spływające z jej czółka. Kiedy poruszyła rączką, coś zabrzęczało. Wreszcie zauważyła, że na lewym nadgarstku miała żelazną, ciasną bransoletkę przypiętą do ciężkiego, metrowego łańcucha przytwierdzonego do marmurowej ściany.




,,Now we're slipping near the edge
Holding something we don't need
Oh, this delusion in our heads
Is gonna bring us to our knees

So come on, let it go
Just let it be
Why don't you be you
And I'll be me..''

                                 James Bay - Let It Go



_____________________________________________________

Witajcie! Zaskoczeni, oburzeni,  zadowoleni?
Przepraszam, że nie wyrobiłam się z tym rozdziałem wcześniej.
Ale tak jak większa połowa nastolatków,
próbuję ogarnąć w szkole to,
co tak łatwo potrafiłam zawalić.
To już ostatni tydzień intensywnej pracy w moim liceum.
Dlatego, jeśli ładnie będziecie komentować
bardzo prawdopodobne, że 
Rozdział 38 pojawi się już za tydzień. 
A będzie to bardzo specjalny rozdział, 
więc jest o co się starać.
Cieszę się, że pod ostatnim postem
pojawiło się 20 komentarzy.
To właśnie dla Was Moi drodzy,
zarywam nockę. ;)
Zastanawiam się, kiedy dotrzecie
do 100.000 tys. wyświetleń.
Już niewiele Wam brakuje!
Dziękuję Wam za wsparcie, 
zapisujcie się na listę, piszcie komentarze.
Liczę, że ,,zobaczymy się'' za tydzień.




Jeśli spodobał Ci się ten rozdział, bądź uważasz, że całkiem go zawaliłam, 
tudzież zniszczyłam twoje wszelkie wyobrażenia, 
lub po prostu wiesz, że sprawi mi to wielką radość i być może zainspiruje, 
napisz komentarz.