czwartek, 20 sierpnia 2015

Rozdział 40





Podobno Paryż jest miastem miłości. Poczułam magię tego miasta już na lotnisku Orly. Jest to jedno z trzech głównych portów lotniczych w tej okolicy. Paryż to zwyczajne, duże, tłoczne europejskie miasto. Ludzie nie wyróżniają się za bardzo pod względem ubioru, chociaż stolica Francji kojarzy się wszystkim z modą. Mężczyźni w garniturach z walizkami w rękach spieszą się do pracy. Kobiety wyglądają skromnie, ale elegancko. Wszędzie pełno turystów. Tutaj życie nigdy ustaje. Dlaczego więc ludzie tak chętnie przyjeżdżają do Paryża, spodziewając się, że to właśnie tutaj miłość wisi w powietrzu? Moim zdaniem ta miłość nie jest zasługą samego miasta. Może to po prostu pozytywna energia ludzi, którzy tutaj przebywają? W zależności od tego, w którą stronę spojrzysz dookoła ciebie będą działy się przeróżne niesamowite rzeczy. Duże miasta mają to do siebie, że z początku przytłaczają ludzi. Możesz nie czuć się w nich bezpiecznie, ale po paru godzinach dostosowujesz się do ciągłego ruchu, zgiełku i zatłoczonych ulic. Na początku przechodzisz przez ulice rozglądając się piętnaście razy i pilnując zaciekle swoich rzeczy, żeby nikt cię nie okradł, ale gdy już oswoisz się z tym, co powoduje twój lęk zaczynasz kierować się instynktem. Jesteś na tyle pewny siebie, że przestajesz się bać. Po chwili nie spostrzegasz jak zaczynasz funkcjonować jako jeden element pasujący do tej szalonej całości i nic nie jest w stanie cię przestraszyć. Zachwycasz się widokiem i stajesz się jego częścią. Dlaczego wspomniałam o kradzieży? Wierzcie lub nie, ale Paryż tak jak wszystko ma dwie strony medalu, oprócz tego, że jest sercem Europy to także najlepsze miejsce do obrabiania turystów. W rzeczywistości wszystko jest bardziej niebezpieczne niż może się wydawać. Jednak mnie jakoś to nie obchodziło. Czy to normalne, że z dnia na dzień stałam się tak wielką optymistką, by widzieć tylko jedną, tę dobrą stronę? Siedząc w czarnym mercedesie zapomniałam całkowicie o wszystkich złych rzeczach, które spotkały mnie w Nowym Yorku. Przestałam skupiać się na przekonaniu, że Mike może nas znaleźć, a co gorsza obserwować. Skończyłam z domysłami i bezpodstawnymi obawami. Nie chcę do końca życia bać się mojej przeszłości lub uciekać przed nią. Wiedziałam, że to nie jest dobre rozwiązanie. Słuchaliśmy radia stojąc w korku. Byliśmy na paryskim bulwarze - jest to obwodnica, która otacza całe miasto, stworzona po to by uniknąć korków. W tej kwestii nigdy nie byłam optymistką i nie dziwiło mnie to, że w same południe na nie trafiliśmy. Stojąc w jednym miejscu, nie ruszając się ani o minimetr przez całe pół godziny dostawaliśmy jakiegoś szału, bo mimo tego, że tak naprawdę za wiele nas nie łączyło, co do jednego nie mogliśmy się nie zgodzić. Oboje mamy bardzo małe pokłady cierpliwości. Znudzeni wyzywaniem innych uczestników ruchu drogowego, zaczęliśmy śpiewać piosenkę, która aktualnie grała w radiu.





You're stuck in my head, 
stuck on my heart,
stuck on my body, body
I wanna go, get out of here,
I'm sick of the party, party
I'd run away
I'd run away with you


This is the part, you've got to say 
all that you're feeling, feeling
Packing a bag, we're leaving tonight
when everyone's sleeping, sleeping
Let's run away
I'll run away with you

Cause you make me feel like
I could be driving you all night
And I'll your lips in the street lights
I wanna be there with you


Baby, take me to the feeling
I'll be your sinner, in secret
When the lights go out
Run away with me
Baby, every single minute
I'll be your hero and win it
When the lights go out
Run away with me

  
Up in the clouds, 
high as a kite, over the city, city
We never sleep, we never try, 
when you are with me, with me
I wanna stay
I wanna stay here with you...'' *




 - Czy jest jakaś rzecz, której nie potrafisz robić perfekcyjnie? - zapytałam spoglądając na niego, całkiem gubiąc słowa piosenki. Uśmiechnął się do mnie chytrze i obdarzył mnie lisim uśmieszkiem, a jego oczy błyszczały z ekscytacji. Wyglądał w tym momencie odrobinę jak szaleniec, ale nie stracił przy tym swojego uroku. Zaczęłam się zastanawiać, czy to rzeczywiście on powinien prowadzić samochód.
- Nie sądzę. - odpowiedział pewny siebie, a ja przewróciłam tylko oczami.
- Jesteś po prostu niemożliwy. -  skomentowałam parskając śmiechem i pokiwałam głową na boki. Niewiarygodne, że taki chłopak jak on poświęca mi swoje życie by być ze mną pomimo wszystkich trudności. Każdy facet, który posiada jakieś resztki rozumu uciekłby ode mnie najszybciej jak może. On chyba naprawdę mnie kocha. -  pomyślałam usatysfakcjonowana i ponownie spojrzałam na niego z szerokim uśmiechem, kiedy marszczył brwi patrząc na drogę i trochę się niecierpliwił. Wyczuł mój wzrok na sobie, uniósł głową i uśmiechnął się do mnie, pokazując swoje zęby.
- Zaufaj mi. Uda nam się. - powiedział zdecydowanym tonem, wciskając pedał gazu. Skąd wiedział, że zaczęłam się zamartwiać? Wziął moją dłoń, żeby masować ją opuszkami swoich palców, a następnie oderwał je od niej by parę sekund później przytrzymać oburącz kierownicę. Nie zamieniłabym go na nic innego. Był najgorszą i najlepszą rzeczą jaka mi się przytrafiła. Uważałam go za najlepszy prezent od życia, jaki mogłabym dostać. Nie potrzebowałam niczego więcej. Zauważając Łuk Triumfalny byłam już pewna, że minęliśmy wszystkie objazdy i znaleźliśmy się wreszcie w centrum miasta. Nieoczekiwanie stanęliśmy na jednym z miejsc do parkowania przy samej ulicy. Justin jako pierwszy wydostał się z samochodu, podając mi rękę pomógł mi wysiąść. 
- Gdzie my jesteśmy? - zapytałam zaskoczona.- Powinniśmy zatrzymać się w jakimś bezpiecznym miejscu i się w nim schować. Co się stanie, jeśli ktoś nas rozpozna?
- Zaczynasz nowe życie nie po to, by uciekać od starego. - skarcił mnie surowym spojrzeniem swoich brązowych tęczówek.- Mam zamiar pokazać ci Paryż. Zaczynamy od najważniejszej atrakcji. 
Rozejrzałam się dookoła. Parę metrów od nas znajdował się most z wywieszonymi narodowymi flagami, a na jego końcu stała najsłynniejsza budowla świata, wieża Eiffla. Justin podał mi rękę, a ja nieufnie zerknęłam na nią. Boże święty, co ja do cholery wyprawiam? Wolno mi iść z nim za rękę, przecież zerwałam z Mike'iem. Nie ma go tutaj. Zachowywał się jak dżentelmen, nie byłam do tego przyzwyczajona, ale jego starania wywoływały na mojej twarzy uśmiech. Szczerze mówiąc, trudno mi sobie przypomnieć czy on w ogóle z niej schodził. Przeszliśmy przez most spokojnym krokiem. Nie wiedziałam, w którą stronę patrzeć. Znaleźliśmy się pod samą wieżą. Czułam się tak, jakbym zaczynała wszystko od nowa.
U czterech podstaw wieży były kasy biletowe, a przejście przez nie przypominało odprawę do samolotu. Sceptycy jednoznacznie stwierdziliby, że to zwykła żelazna wieża, ale gdy wjedziesz windą na drugie piętro zrozumiesz setkę ludzi stojących pod nią i czekających na to, żeby zobaczyć ten zapierający dech w piersiach widok. Piękna architektura, rozciągającą się rzeka Sekwana, po której płynęły promy i statki. W dali dostrzegłam kilkadziesiąt wielkich nowoczesnych wieżowców, przypominających mi Nowy York. W zasadzie mogłabym przysiąc, że przez ten drobny szczegół czułam się jak w domu.
- Myślałam, że zabierzesz mnie tutaj wieczorem. - udałam rozkapryszoną. - Byłoby o wiele romantyczniej. - obróciłam się do niego przodem chwytając za jego drugą dłoń.
- Mam lepsze plany na dzisiejszy wieczór. - pochylił się nade mną i mruknął tak cicho, żebym tylko ja usłyszała. Chwycił za kosmyk moich włosów i pogładził je palcami. Wokół kręciło się pełno ludzi robiących zdjęcia i przepychających się do przodu by znaleźć odpowiednie miejsce. Na czubku wieży pomieszczenie jest bardzo niewielkie, dlatego zeszliśmy na drugie piętro, na którym było trochę mniej turystów. Co prawda w środku znajdowały się sklepy z pamiątkami, ale na tarasie widokowym nie było tak źle jak piętro wyżej.
- Jaki mamy plan? - spytałam zaczepiając go, bo nie mogłam powstrzymać tej cholernej wrodzonej ciekawości. Wcześniej moje całe życie było zorganizowane. Nie myślałam gdzie mam iść, po prostu byłam tam, gdzie mi kazano. Justin zaśmiał się, zapewne dlatego, że wiedział, że nie odpuszczę mu dopóki się nie dowiem.
- Niespodzianka. - powiedział rozbawiony.
- Wiesz, że nie lubię niespodzianek. - przypomniałam mu i zaczęłam męczyć go błagalnym spojrzeniem.
- Doprawdy? A basen ci się podobał.- spuściłam wzrok w dół zawstydzona. To był najlepszy wieczór jaki spędziłam w swoim życiu. Oczywiście oprócz tego momentu, w którym wracałam po mój naszyjnik i zobaczyłam Justina razem z Gorginą, wchodzących do windy. Swoją drogą ciekawe co ona teraz robi? Pewnie owija sobie Howarda wokół palca, albo dręczy biednego Nate'a. Nie mogłam uwierzyć, że to już nie jest mój problem.
- Gdzie teraz? - spytałam podekscytowana.
- Palais de Chaillot, stamtąd najlepiej zrobić zdjęcia wieży.
- Umiesz francuski? - byłam bardzo zaskoczona, bo wymówił tę nazwę bez zająknięcia z idealnym francuskim akcentem.  
- Jestem Kanadyjczykiem. Mój dziadek mówi po francusku.  - wyjaśnił wzruszając ramionami. Miałam ochotę skakać z radości. Wreszcie powiedział mi coś o sobie. To nic, że to tylko jedno głupie zdanie. Małe kroki są dobre, prawda? Nie drążyłam dalej tego tematu, bo skrywałam nadzieję, że dziś jest ten dzień, w którym zrobi to sam z siebie. 
- Daleko do tego, o czym przed chwilą wspomniałeś?
Nie przesadzajmy moje umiejętności językowe ograniczały się do bardzo poprawnego angielskiego. Byłam w stanie ogarnąć nawet brytyjski akcent, ale nie szalejmy za bardzo. Nie będę się przy nim pogrążać. Francuski jest bardzo trudnym językiem. Mój chłopak chwycił delikatnie moją głowę i skierował ją lekko w prawo. 
- Widzisz ten pałac obok fontanny? – zawahałam się, próbując coś dostrzec w oddali. Z tej wysokości widziałam naprawdę dużo budynków w małych odstępach od siebie.- Ten z wąskimi skrzydłami w kształcie litery C za mostem? - wyciągnął lewą rękę pokazując mi opisywaną przez niego przed chwilą budowlę. Za daleko go wypatrywałam, przed nim był jakiś plac z fontannami, sądziłam, że to jakaś uczelnia, ta bryła wyglądała zbyt nowocześnie jak na pałac. Parę minut później, kiedy zdążyłam wyperswadować Justinowi pomysł byśmy schodzili schodami zamiast zjeżdżać windą, zapewne przez nieuwagę zapomniał ich zamknąć, znaleźliśmy się przy schodach wspomnianego wcześniej pałacu. Weszliśmy po nich na dziedziniec i zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie z wieżą. Justin zaczął ciągnąć mnie w poboczną ulicę, ponieważ otoczyli nas wstrętni naciągacze z pamiątkami. Akurat wtedy rozczuliłam się na widok pięknej brunetki w prześlicznej, długiej do ziemi sukni ślubnej. Obok niej stał blondyn w granatowym mundurze wojskowym z odznaczeniami wiszącymi na piersi. Pozowali do zdjęcia i wyglądali na szczęśliwych. Nie mogłam się ruszyć, po prostu obserwowałam ich, czując ukłucie gdzieś w środku. Nie byłam tą dziewczyną, która snuje plany o swoim wielkim dniu, w którym stanie w najpiękniejszej kreacji swojego życia przez ołtarzem. Pomimo tego, chyba im zazdrościłam tej chwili. Justin zauważył na co patrzę i ścisnął mocniej moją rękę jakby bał się, że zaraz mu ucieknę i wpakuje się do zdjęcia między parę młodą. Byłam w szoku, kiedy przede mną uklęknął. Przestałam oddychać z wrażenia.
- Justin ja... - i nagle dotarło do mnie, że uklęknął tylko po to, by zawiązać sznurówki swojego lewego buta. Poważnie? - jęknęłam w myślach z zażenowaniem. Nie mogłam uwierzyć w swoją głupotę. Tak oczywiście, że mógłby mi się oświadczyć... Przecież my praktycznie nic o sobie tak naprawdę nie wiemy. - Żartujesz sobie ze mnie? - warknęłam na niego, widząc jak patrzy na mnie z dołu i się uśmiecha. Może on to zrobił specjalnie? Istniała jeszcze druga opcja, która była bardziej prawdopodobna. Ja po prostu jestem przewrażliwiona. Mimo tego, pod wpływem impulsu uderzyłam go pięścią w ramię i szybkim krokiem odeszłam od niego. Było to arcyidiotyczne, ponieważ nie miałam pojęcia w którą stronę iść, a jak nie ma się pojęcia o tym, gdzie powinno się iść i dokąd się trafi zazwyczaj wybiera się drogę skąd się przyszło. I właśnie w ten sposób mój przecudowny Justin gonił mnie, aż do początku mostu prowadzącego na wieżę. 
- Może przejdziemy się brzegiem Sekwany, a ty łaskawie wytłumaczysz mi, co tak bardzo cię zirytowało? - zaproponował mi. W porównaniu do mnie był ostatnio ostoją spokoju. Z drugiej strony on naprawdę nic nie załapał. Nie miał bladego pojęcia o co mogłam się wściec. Chciał tylko zawiązać buta. Czy ja zawsze jestem taka narwana? Muszę to zmienić.
- Nic już. Nieważne, chodźmy. - machnęłam ręką odwracając od niego wzrok i skręcając w prawo. Patrzyłam na zachód słońca nad rzeką. Coraz bardziej się ściemniało. Gdyby nie było tak późno może jeszcze załapalibyśmy się na jakiś rejs. Byłam lekko zmęczona. Justin objął mnie jedną ręką w pasie, co dziwne w ,,bezpiecznej'' odległości od moich pośladków. On naprawdę starał się być wobec mnie najlepszą wersją siebie. Zmienił się dla mnie. Mam nadzieję, że zachował jeszcze tą swoją łobuzerską stronę, bo oszaleję z nim jeśli będzie się tak porządnie zachowywał przez cały czas. Rozluźniłam się i w końcu stanęłam na chwilę kładąc tył głowy na jego ciepłym ramieniu. 
- Wiesz, że cię kocham idioto? - spytałam ze złośliwym uśmieszkiem.
- A ja ciebie.- mruknął przywierając ustami do mojej skroni. 
- Po prostu nie wierzę, że uciekliśmy od tego. Przez ostatnie dwie doby tyle się działo. Jestem trochę zmęczona. Strach jest naprawdę wykańczającym uczuciem.- zamknęłam na chwilę oczy. 
- W takim razie trzeba cię trochę obudzić. Nie możesz przespać niespodzianki. - oznajmił entuzjastycznie. Z pewnością wspominałam już, że miewa drastyczne pomysły? Mój kobiecy szósty zmysł wyczuł nadchodzące zagrożenie. Justin odsunął się ode mnie i stanął obok. Jego ramiona nagle chwyciły mnie z tyłu za nogi i nim zdołałam wydać z siebie jakikolwiek wyraz protestu zaczął mnie nieść. Poczułam się obezwładniona. 
- Co ty wyprawiasz? - krzyknęłam na niego, ponieważ to była jedyna broń, jaka mi pozostała. - Postaw mnie na ziemi! W tej chwili! Już! - zaczął nucić pod nosem jakąś wesołą piosenkę i ignorował mnie. - Justin, słyszysz mnie? Justin! Nie udawaj, że mnie nie słyszysz! Zemszczę się! Wróciliśmy z powrotem do pałacu. Było już ciemno, zapaliły się wszystkie światła. Wieża Eiffla świeciła jak latarnia morska. Spojrzałam rozwścieczona na Justina. Czy ja mu przypominam sześciolatkę, którą wszędzie trzeba nosić? Z przerażeniem dotarło do mnie, że jego wzrok tkwił w jednej z największych fontann. - Justin, jeśli zrobisz to, o czym myślę już nigdy się do ciebie nie odezwę! Przyrzekam! - pomimo tej solennej obietnicy i tak wpakował mnie do fontanny. 
- I jak woda? Ciepła? Zimna? - spytał zwijając się ze śmiechu. Czy można kogoś kochać i nienawidzić jednocześnie? Bo ja chyba tak właśnie mam. Powoli wstałam, by znaleźć się po kolana w przeźroczystej, lodowatej wodzie. Miałam nadzieję, że mord w moich oczach jest na tyle silny, by Justin udławił się własnym śmiechem.
- Chodź tutaj, przekonasz się. - zachęciłam siarczyście rozjuszonym głosem wyciągnęłam do niego rękę cała mokra. Musiałam wyglądać jak panda z rozmazanym tuszem pod oczami. 
- Odezwałaś się do mnie! Widzisz! - wystawił mi swój język i zaczął odtańcowywać jakiś taniec radości. Nawet nie wyglądał przy tym najgorzej. Jak wielkim durniem trzeba być, żeby wrzucić swoją dziewczynę do miejskiej fontanny z lodowatą wodą w chłodny wieczór? 
- Najpierw powiedziałam, że się zemszczę, a potem przestanę się do ciebie odzywać. - odparłam spokojnie, na co on przestał tańczyć, bo znał mnie na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że mój pozorny spokój to zapowiedź czegoś wielkiego. Przez swoje tańcowanie nie zauważył, że zrobiłam parę kroków w jego stronę do krawędzi fontanny. Chwyciłam go za oba nadgarstki i pociągnęłam do siebie. Zmuszony był wejść do fontanny, żeby nie upaść, mając kłopoty z równowagą. Skorzystałam z okazji i przewróciłam nas oboje. W konsekwencji tego sprawiedliwie oboje byliśmy mokrzy, a ja wylądowałam na nim. Woda z moich włosów kapała mu na twarz. 
- I co? Jaka jest woda? - spytałam kąśliwie.
- Perfekcyjna. - odpowiedział z uśmiechem i pocałował mnie. Nagle włączyły się wszystkie fontanny i teraz jakby to powiedzieć nie tylko siedzieliśmy w ogromnej wannie, ale lał się na nas prysznic.
- To ma być ta twoja niespodzianka? - spytałam, kiedy wychodziliśmy z fontanny.
- Nie, niespodzianka będzie dopiero w hotelu. 
- Nie wejdę do żadnego hotelu. Zobacz co ze mną zrobiłeś! Wyglądam jak zmokła kura! - nie skończyłam jeszcze z pretensjami, kiedy dochodziliśmy do pozostawionego wcześniej na miejscu parkingowym mercedesa. 
- Musisz się przebrać. - i to właśnie był jego najlepszy pomysł z dotychczasowych. Nie mogłam już dalej się z nim sprzeczać. Nie mogłam się na niego obrażać, bo byłam w zasadzie na niego skazana. Od naszego pierwszego spotkania wiedziałam, że nie będę potrafiła się z nim nudzić. Czy kiedykolwiek miałam prawo w to wątpić?






****** 






Weszliśmy do Four Seasons George V Paris. Gdy rozejrzałam się po holu miałam wrażenie, że po prostu pomyliliśmy hotele, cofnęłam się do wyjścia, ale Justin spojrzał na mnie marszcząc brwi, przywołując mnie tym do porządku pociągnął mnie w stronę rejestracji.
- Miałem rezerwację na dzisiaj na nazwisko Stevens. – odparł czarująco uśmiechając się do recepcjonistki. Tamta odwzajemniła jego uśmiech, bo co innego mogłaby zrobić? Ja jak zwykle w takiej sytuacji stałam się dla niej niewidzialna. Chociaż raz chciałabym, żeby obsługiwała go jakaś obleśna starsza i nieuprzejma kobieta z moherowym beretem na głowie, czy ja proszę o tak wiele? Wszystkie muszą być śliczne, zgrabne i uśmiechać się do niego śnieżnobiałymi zębami jakby dopiero co wyszły od dentysty. To samo było dzisiaj w samolocie. ,,Czy chce pan może kawy, herbaty, a może szampana do picia?’’ Nie, gdyby chciał, to sam by ją o to poprosił. Nie musiała do niego przychodzić co pół godziny i proponować mu wszystko, co mają w swoim bufecie. Można dostać od tego szału. Znając moje wielkie szczęście nawet starsza pani z moherowym beretem nie mogłaby się oprzeć mojemu chłopakowi. Czemu nie mogą w nim widzieć brzydala? Bo on po prostu z natury jest zniewalająco przystojny. Sama chciałaś, to masz. – Czy jest coś jeszcze, co możemy dla pana zrobić, panie Stevens? – uśmiechnęła się szeroko, podając kartę otwierającą drzwi apartamentu. Myślała że nie zauważę jak specjalnie dotknęła go opuszkami swoich palców podając mu kartę do pokoju. Zmroziłam ją wzrokiem i wyszarpnęłam im to plastikowe ustrojstwo. Nieprawdopodobne! Dziewczyna z recepcji wreszcie mnie zauważyła...
- Justin, chodź idziemy.- zawołałam nawet na niego nie patrząc. Miałam zamiar pomóc mu z walizkami, ale jakoś w tamtej chwili nagle mi się odechciało. Otworzyłam drzwi apartamentu. Na środku znajdował się salon, z którego można było przejść do jadalni połączonej z kuchnią i do sypialni z łazienką. Podeszłam do okna z którego rozciągał się widok na oświetloną wieżę. Justin zajął się ciężkimi walizkami, bo nie chcieliśmy korzystać z pomocy pracowników hotelu. Mogliśmy mieć problemy za przechowywanie broni i ostrych narzędzi. Zdążyłam już trochę wyschnąć, ale moje ubrania nadal były wilgotne. Chciałam wejść do łazienki i poszukać jakiś ręczników hotelowych, żebyśmy mogli się nimi wytrzeć, ale zatrzymałam się na widok luksusowego małżeńskiego łóżka. Możliwe, że wymsknęło mi się jakieś maleńkie westchnienie zachwytu. Jeszcze nigdy nie widziałam tak wielkiego łóżka. Było większe niż łóżko Howarda. Justin postawił walizki przy ścianie w przedpokoju, po czym stanął za moimi plecami i podążył za moim wzrokiem.
- Wygląda na wygodne. – ocenił, a ja nie miałam wątpliwości, że po naszych głowach chodziły te same myśli.
- Tak.- przyznałam mu rację. Wcale nie myślałam o tym, żeby go na nie rzucić...WCALE. Przecież nasze rozmowy są całkiem normalne. W końcu ludzie podziwiają i oceniają różne rzeczy… Po prostu łączyła nas wspólna pasja do łóżek.
- Skąd wziąłeś pieniądze na taki hotel? – spytałam, sięgając po mięciutkie i milutkie ręczniki, rzucając jednym z nich w Justina. Zaczęliśmy się wycierać. Moje włosy skręciły się w loki trudne do rozczesania. Zdjęłam kurtkę i powiesiłam ją w łazience. Wilgotna bluzka opinała moje ciało, uwidaczniając pod spodem stanik. Mokre buty ściągnęłam i postawiłam na podłodze pod kaloryferem.
- Czy to ważne? Po prostu jesteśmy tutaj i mamy korzystać z tych wszystkich luksusów. – konkretnie wystarczył nam jeden z nich, na który znacząco z resztą zerknął. Odsłoniłam zasłonę by zobaczyć widok za oknem. Minutę później Justin stanął przede mną. Był chyba odrobinę… zdenerwowany? Staliśmy w miejscu, na które padało światło księżyca i latarni ulicznej. Oświetlona połowa wieży Eiffla błyszczała na tle granatowego nieba, niestety jej drugą połowę zasłaniały przeciwległe kamienice. W apartamencie pochłoniętym ciemnością jakoś żadne z nas nie kwapiło się, żeby zapalić lampy.
- Pamiętasz jak tańczyliśmy razem w hotelu? – położyłam ręce na jego ramionach i rzuciłam ręcznik na fotel obok.
- Pamiętam. Wtedy chciałeś mnie pocałować, ale nie mogłeś tego zrobić. – odpowiedziałam uśmiechając się. - Jestem naprawdę szczęśliwa Justin, że jestem tu z tobą.
- Więc nie żałujesz? Nie jestem najgorszym błędem jaki popełniłaś?
- Nie, jesteś najlepszym, co mi się mogło przytrafić. – schowałam zawstydzona twarz w jego pachnącą perfumami szyję. Złączył moje palce ze swoimi. Miał miętowy oddech.
- Jesteś perfekcyjna.- szepnął patrząc prosto w moje oczy.
- Wcale nie. - czułam jak niechciany rumieniec wpełza na moje policzki.
- Tak. – pocałował mnie w czoło i przytulił mnie od tyłu. Położyłam moje dłonie na jego dłoniach dotykających mój brzuch. Opuszkami kciuków muskałam jego palce. I znowu pojawiła się ta myśl, do której bałam się przyznać. Czy my naprawdę to wszystko przetrwamy? Czy to uczucie rzeczywiście jest dane nam na zawsze? Czy on naprawdę jest tą jedyną, prawdziwą miłością mojego życia? Czy to możliwe, że kiedyś wezmę z nim ślub i będziemy żyli długo i szczęśliwie?
- Wiesz, wtedy gdy widziałam tę parę na dziedzińcu...
- Wiem. - przerwał mi. - Może kiedyś, gdy wszystko będzie prostsze.
- Nigdy takie nie będzie. - jedna łza spłynęła mi po policzku. 
- Hej, nie płacz. - otarł ją.- Ważne, że jesteśmy tu razem. - ucałował mnie w rękę.
Justin wyjął z kieszeni swojej kurtki maleńkie czerwone pudełeczko. Wyglądało jak te wszystkie pudełeczka z pierścionkami zaręczynowymi.
- Justin, ty żartujesz sobie ze mnie, prawda? - spytałam łamiącym się głosem. Pokiwał przecząco głową i przełknął ciężko ślinę otwierając pudełeczko. Byłam w szoku, cała się trzęsłam i to nie z powodu zimna, a moje serce biło w zawrotnym tempie. W środku była maleńka złota zawieszka z kluczykiem.
- Nie rozumiem. - szepnęłam marszcząc brwi. Justin chwycił delikatnie zawieszkę. Odłożył pudełeczko na sąsiedni dębowy stoliczek, na którym stał wazon z czerwonymi różami. Drugą dłonią uniósł moją prawą rękę, na której nosiłam naszyjnik z serduszkiem. Zapiął na nim zawieszkę z kluczykiem.
- Wiem jak dużo dla ciebie znaczy ta bransoletka. Chciałbym, żebyś wiedziała każdego dnia jak bardzo cię kocham i jak bardzo jesteś dla mnie ważna. Wiem, że na początku byłem draniem, ale ty otworzyłaś mi serce. Tylko ty potrafiłaś sprawić, żebym potrafił czuć, kochać i być kochanym. Jesteś kluczem do mojego serca i chcę byś zawsze o tym pamiętała. Jesteś dla mnie najważniejsza na świecie. – nie umiałam powiedzieć ani słowa. Moje usta związały się w cienką linię. Wzruszyłam się jego szczerością. Był dla mnie bardzo ważny i miałam wrażenie, że kochałam go z sekundy na sekundę mocniej niż to w ogóle możliwe. Spojrzałam na kluczyk wiszący teraz koło serduszka. To był najlepszy prezent jaki mógł mi zrobić.
- Zawsze będziesz dla mnie najważniejszy na świecie. Justin, ty jesteś moim światem. - wyjąkałam z tkliwością. On potrafił w jednej chwili zerwać moją grubą skórę, którą tworzyłam przez tyle lat. Poczucie dumy, barierę, którą tworzyłam by nikt nie mógł mnie zranić. Był moją słabością. - Dziękuję. - szepnęłam i pocałowałam go długo i namiętnie. Po chwili całując się coraz zachłanniej przeszliśmy w ciemnościach do sypialni. Ściągnęłam z niego koszulkę i rzuciłam ją za siebie.
- Jesteś pewny, że to nie jest kolejny trening? – zaśmiałam się, w pośpiechu wyjmując telefon z kieszeni spodni i rzucając go na stolik z szufladami i lustrem. Justin rozpiął pasek od spodni i zostawił go na podłodze przy samej ścianie. Wiedziałam, że tym razem wszystko jest zupełnie inaczej. Skupiłam się tylko na tym, że chcę go mieć. Nie bałam się otwartych drzwi, nie miałam wyrzutów sumienia. Nie byłam zdrajcą.
- Jak mam ci to udowodnić? – spytał, rozbierając mnie z koszulki.
- No nie wiem, słowa za dużo nie dają. – zaczęłam go całować. Po tym wszystko przyspieszyło tempa. Krew buzowała w naszych żyłach. Skoncentrowani tylko na swoich ciałach zostawaliśmy wszystko za sobą. Popadaliśmy w błogie zapomnienie. Zdjęliśmy mokre spodnie, które również zaginęły gdzieś w ciemnym pokoju.
- Jak chcesz to zrobić? – spytał przegryzając wargę i patrząc na mnie w samej bieliźnie. Mój trener uwodzenia pyta mnie o zdanie? Same nowości...
- Nie ważne jak. Po prostu kochaj mnie tak, jak najlepiej potrafisz. Jesteś moim wszystkim, teraz jestem tylko twoja. - uświadomiłam mu i dostrzegłam tajemniczy błysk podniecenia w jego oczach. Nie był już w zasadzie moim trenerem, tylko chłopakiem.
Zmierzwiłam jego mokre włosy palcami i pchnęłam go na łóżko. Mruknął z zadowoleniem, czekając aż usiądę mu na kolanach. Zaczęłam poruszać biodrami w tył i przód, drażniąc jego męskość. Kciukami zsunął mi majtki, reszta palców zajęła się dotykaniem pośladków. Następnie sięgnął po zapięcie mojego stanika. Kiedy go ściągnął wstałam z jego kolan powolnie ściągając dolną część mojej bielizny z nóg. Był w tym wszystkim oszałamiająco delikatny i subtelny. W naszym wypadku najlepiej działało oczekiwanie. Jeśli czekasz na coś dłużej, tym jest ci przyjemniej, gdy wreszcie to dostajesz. Spojrzałam na jego twarz w momencie, w którym przegryzł seksownie usta odgarniając włosy z twarzy. Jedną dłonią pogładził moją nogę. Usiadłam na nim ponownie, obejmując go ciasno z obu stron zgiętymi w kolanach nogami. Złapałam go za obydwie ręce i przytrzymałam je w nadgarstkach po obu stronach jego głowy. Moje mokre włosy opadły na jego piersi. Zaczęłam całować jego skórę szyi, wyczuwając ustami jego przyspieszony puls. Dłońmi zjechał po moich plecach i zatrzymał się na moich pośladkach, po czym ścisnął je mocno. Jęknęłam, co wykorzystał, wsuwając swój język między mój. Na chwilę oderwał się ode mnie w celu złapania powietrza, bawiąc się moimi włosami. Wykorzystałam ten moment i zaczęłam całować go od ust aż do pępka. Czułam jak napina mięśnie chcąc walczyć ze zbliżającym się orgazmem. Nasze ciała były gorące i pokryte maleńką warstewką potu. Nagle gwałtownie wstałam z niego i usiadłam obok, przez co wystraszyłam Justina.
- Co się stało? – powiedział nieco rozkojarzony i usiadł razem ze mną.
- Justin, gumki.- mruknęłam trzymając kurczowo jego nieśmiertelnik i patrząc na niego spanikowanym spojrzeniem. Na te słowa głęboko westchnął z politowaniem i lewą dłonią przetarł twarz.
- Nie przesadzaj, raz moglibyśmy zaryzykować. - wymamrotał obojętnie przywierając ustami do moich. Położyłam lewą dłoń na jego rozgrzanej piersi, żeby go zatrzymać. 
- Wyobrażasz sobie mnie z dzieckiem w tej chwili? - syknęłam pretensjonalnym tonem mrużąc oczy i przekrzywiając głowę w bok. 
- Byłabyś zniewalająco seksowną mamą. - zaśmiał się przegryzając swoją dolną wargę. Zsunęłam dłoń z jego piersi do mięśni jego brzucha. 
- Nie w tym świecie. - oznajmiłam starając się nie brzmieć smutno. 
- Możemy z niego uciec. - Jego dłonie zaczęły gładzić moje plecy schodząc do linii bioder. Czemu w jego ustach każda bajka, brzmi tak jakby była prawdziwa?
- Nie możemy ciągle wierzyć, że wszystko pójdzie dobrze. - napięcie między nami rosło. Mój nierówny oddech uniemożliwiał mi swobodne wypowiadanie słów. Dlaczego ja do cholery musiałam to przerwać? Do kitu być odpowiedzialną!
- Może innym nie, ale stać nas na więcej, prawda? - przytrzymał moje biodra i przesunął się do mnie bliżej tak, że przywarliśmy do siebie ciałami. 
- Wrócimy do tego później, a teraz zrób to, o co cie poprosiłam, kochaj mnie i zajmij się mną, zanim mój zapał ostygnie.- oblizałam nerwowo usta.
- Nie martwi mnie to.- wzruszył ramionami. Poczekałam aż wyciągnie ze swojej kurtki prezerwatywę i wróci do łóżka. Trzymając palec między ustami i patrząc na niego niewinnym wzrokiem poczekałam, aż ją założy. Po raz trzeci usiedliśmy na łóżku obok siebie, objęłam jego szyję i pociągnęłam go za sobą .
- A powinno. – skomentowałam krótko.
- Jest tak dlatego, że zawsze wiem jak go rozpalić. – wszedł na łóżko i chodząc po nim na czworaka pochylił się nade mną i zaczął zabawnie poruszać brwiami. Zaczęłam się śmiać. Potem on przejął nad wszystkim kontrolę. Poczułam jego palce pieszczące moje miejsce intymne. Wbiłam w jego ramiona paznokcie. Robiłam się coraz bardziej wilgotna. Wreszcie uznał, że jestem gotowa wyjął szybko ze mnie palec i wszedł we mnie swoim stwardniałym członkiem. Zaczął rytmicznie i zamaszyście poruszać biodrami doprowadzając mnie tym do ekstazy. Był moim mistrzem, wiedział jak mnie zadowolić. Kiedy skończyliśmy, czułam w sobie ogrom miłości i wielkie szczęście. Moje ciało pokrywały przyjemne dreszcze. Zmęczona sapiąc, przykryłam nagie ciało kołdrą, bo zaczynało mi się robić zimno i położyłam głowę na poduszce.
- Wiesz dlaczego ten naszyjnik jest dla mnie taki ważny? - spojrzałam na dwie błyszczące w ciemności złote zawieszki na naszyjniku. Chłopak położył się obok mnie i chwycił mnie za rękę.- Dostałam go na moje urodziny. Mój tata mi go dał. To jedyna rzecz jaka mi po nim została. - przerwałam na chwilę. - Zamordowali go, kiedy miałam sześć lat. Do dziś pamiętam twarz tego człowieka. Byłam przy nim, gdy on umierał. Nie chciałby takiego życia dla mnie, jakie teraz mam. Robił wszystko, żeby mnie przed tym uchronić. - czułam jakby jakaś kulka zalegała mi w gardle, więc tą dalszą część wyznałam jąkając się. Nikomu wcześniej tego nie mówiłam. On był jedynym człowiekiem, któremu się z tego zwierzyłam.
- To nie jest twoja wina. Mimo wszystko jestem pewny, że byłby z ciebie dumny.
- Tak, zabiłam kilkanaście osób. Jest się czym pochwalić. – zakpiłam, a moje oczy mimowolnie się załzawiły. Nie patrzyłam na niego, nie chciałam zobaczyć jego miny pełnej współczucia, bo zaczęłabym płakać, a wiem, że łzy niczego nie zmienią. Nic i nikt nie jest w stanie zmienić przeszłości.
- Nie chciałam ciebie zmuszać, ale ja dopełniłam swojej części umowy. Zerwałam z Mike’iem. Zasługuje na jakieś wyjaśnienia. Chciałabym wiedzieć coś o osobie, którą kocham całym sercem. - spojrzałam na niego uważnie. - Czuję się jakbym żyła w ciągłym kłamstwie. I tylko nie mów mi znowu, że niektóre rzeczy są zbyt niebezpieczne, żeby je poznać.
- Mój ojciec był taki jak Mike. Wkrótce go złapali i zamknęli w więzieniu. Uciekłem im. – odparł smutno. Byłam zaskoczona, znając go oczekiwałam raczej kolejnej wymijającej odpowiedzi.
- Bardzo mi przykro. –  jego oczy były przepełnione żalem. – Jakim cudem znalazłeś się u Howarda. W takim razie nie powinieneś robić wszystkiego by uciec od takiego życia?
- Kłopot w tym, że nie potrafię inaczej. Wiem, że jesteś dociekliwa i potrzebujesz tych wszystkich informacji o mnie, żeby poczuć się normalnie, ale niektórych rzeczy nie mogę ci powiedzieć, chociaż bym chciał.- objął mnie ramieniem. - Obiecuję ci, że kiedyś ci wszystko wyjaśnię.
- No świetnie i znowu się zaczyna. – westchnęłam zrezygnowana,kładąc obie ręce na głowie, bo miałam wrażenie jakby zaraz miała zacząć mnie boleć. Skierowałam wzrok na sufit. Wpadłam w jedne bagno do drugiego i to jeszcze pełnego tajemnic i kłamstw.
- Uwierz mi Rachelle, gdybyś poznała mnie dwa lata temu byłem taki sam jak Mike. Czułem się jakbym był najgorszym człowiekiem na świecie i dopiero ty wiedziałaś jak przywrócić mnie na ziemię.** - z tym ostatnim zdaniem po prostu zmiękłam. Ufałam mu, że spełni swoją obietnicę. Widocznie naprawdę nie może się tym ze mną podzielić. Nie jest na to gotowy. Będę na to czekać, bo niezależnie od tego jak mało o nim wiedziałam,  byłam w nim zakochana i wątpiłam w to, że mogłabym zakochać się tak bardzo w kimś innym. Chciałam jego. Z wszystkimi wadami, sekretami, wątpliwościami, bo oboje byliśmy perfekcyjnie nieidealni.




- Tatusiu, co to jest miłość? - spytała szeroko otwierając zaspane oczka. Dziewczynka siedziała na kolanach swojego tatusia. Mamy nie było w domu. Tatuś powiedział jej, że musiała zostać w pracy do późnej nocy. Martwiła się o nią i nie mogła spać. Dlatego przyszła do taty, który siedział w salonie obserwując palący się kominek przytulał ją do siebie. Pomyślał przez chwilę, co odpowiedzieć małej.
- Miłość to skomplikowane uczucie. Bez niej człowiek czuje pustkę, bo nie da się go zastąpić niczym innym. Z nią w jednej chwili czujemy jakbyśmy mogli latać i zrobić wszystko, a w drugiej łamie nas na kawałki i pokazuje, że jesteśmy tylko ludźmi. Jednak niezależnie od tego, jakiej chwili doświadczymy miłość jest dobra i potrzebna każdemu, bo bez niej nic na tym świecie nie miałoby sensu. Miłość jest trudna, ale niesamowicie jest kogoś kochać. Oddać mu serce bez względu na wszystko i po prostu z nim być. Nawet przez chwilę warto poczuć się silnym i niezwyciężonym.- pogłaskał ją czule po główce. Po jej oczach widział, że nieco się ożywiła i obawiał się, że nie zaśnie z powrotem tak prędko.
- Jak poznać, że jest się kochanym? - spytała wpatrzona w ciemnobrązowe oczy taty, takie same jak jej. Oderwał zmęczony wzrok od ognia i pocałował ją delikatnie w czółko.
- Kiedy jesteś kochany czujesz się jak anioł. Nie potrzebujesz ziemi, żeby dotykała twoich stóp. Nie potrzebujesz jej, żeby po niej chodzić, bo czujesz się jakbyś latał. Patrzysz na osobę, która ciebie kocha i to ona jest twoim niebem. To uczucie sprawia, że widzisz wokół siebie dobro i chcesz być dobrym. Nie akceptujesz zła. Czujesz się nadnaturalnie silnym i nadzwyczajnie szczęśliwym. A twoimi skrzydłami, dzięki którym latasz jest właśnie ta miłość, którą dostajesz od drugiej osoby.  - uśmiechnął się do niej i założył jej niesforny kosmyk włosów za maleńkie uszko. 
- W takim razie ja czuję się jak anioł! - wykrzyczała piskliwym głosikiem. - Kocham ciebie, tato! - powiedziała szczęśliwa i rzuciła mu się swoimi drobnymi rączkami na szyję. 
- A ja ciebie. Jesteś moim niebem skarbie. Na zawsze. Pamiętaj o tym. - nagle drzwi w przedpokoju zaczęły się otwierać, a do salonu weszła mama.







Dwa dni temu uciekłam mojemu chłopakowi zabójcy. Jestem w Paryżu, najromantyczniejszym miejscu w Europie, w pięknym hotelu z chłopakiem, który się o mnie naprawdę troszczy. Mija trzeci dzień. Wiecie co jest z tego wszystkiego najlepsze? Wciąż żyję! Gdyby nie Justin nadal myślałabym, że ucieczka Howardowi jest niewykonalna i prowadzi tylko do śmierci. Powoli przestaję w to wierzyć. Siedzę w kuchni w wiklinowym fotelu, ubrana w białą bokserkę i czarne majtki, owinięta kocem, niedowierzająca w to wszystko, co się dzieje… W ciszy obserwuję widok za oknem żeby nie obudzić przystojniaka za ścianą. Jeszcze nigdy nie czułam się tak wyspana. Sięgnęłam po gazetę, która na całe szczęście była angielskim czasopismem o modzie i zaczęłam ją czytać z nudów. Potrzebowałam tej nocy. Całkowicie się uspokoiłam i chociaż przez parę godzin nie czułam strachu z tylu głowy. Nie wiem ile czasu upłynęło. Jakoś nie korciło mnie, żeby chociaż raz spojrzeć na zegarek. Usłyszałam trzask zamykających się drzwi.
- Dzień dobry. – powitał mnie schrypnięty głos chłopaka, który podchodząc do mnie od tylu pocałował mnie w policzek, przy okazji przenosząc do mojego nosa zapach swoich męskich perfum. Przypadkowo swoim nieśmiertelnikiem dotknął mojego odkrytego ramienia, przez co się wzdrygnęłam, bo był zimniejszy od mojej skóry.
- Hej, jak się spało? – spytałam obserwując go uważnie jak idzie do kuchenki w celu zrobienia sobie śniadania. Gdy ominął stolik przede mną, który zakrywał go do połowy wreszcie zauważyłam, że jak gdyby nigdy nic łazi sobie nagi po kuchni.
- Bardzo dobrze. – powiedział nie obracając się do mnie przodem, świecąc mi przed oczami swoimi jędrnymi pośladkami, których mu zazdrościłam.
- Zakładam, że nie miałeś siły się ubrać po wczorajszym, czy też zapomniałeś tego zrobić? – zaczęłam się z nim droczyć, czując że się rumienię. Na wszelki wypadek nie odrywałam oczu z gazety.
- Nie mogłem znaleźć swoich majtek z wczoraj, więc zrezygnowałem.
- Masz czyste w walizce.- mówiłam obojętnym tonem, chociaż dziwnym trafem byłam lekko zawstydzona jego bezwstydnością. Okej, miał co pokazać. Każdy jego cal był cholernie przystojny, ale to nie daje mu prawa do onieśmielania mnie z samego rana, mimo że widziałam go nago już parędziesiąt razy na treningach, ale teraz to co innego.
- Wiem, ale chyba ci to nie przeszkadza, co nie? – powiedział obracając się do mnie przodem, oblizując palec od masła orzechowego. Wytrzeszczyłam oczy, nie mogąc już dłużej patrzeć na gazetę. Chwilowo się zawiesiłam, spaliłam buraka i nerwowo wróciłam do gazety, która mnie w ogóle nie absorbowała, ponieważ nie mogłam przeczytać choćby jednego słowa jak jakiś analfabeta. Nie odpowiedziałam mu nic. Co parę sekund kontrolowałam co robi, ale tak by tego nie widział. Teraz na przykład smarował kromkę chleba masłem orzechowym.
- Zrób mi też. – chciałam, żeby mój głos zabrzmiał dosyć naturalnie. Poddając się rzuciłam gazetę na stolik przede mną. Podeszłam do ekspresu do kawy, stojącego na jednym z blatów kuchennych i włączyłam go. Justin sięgnął po talerz do szafki by położyć na nim kanapki, które przed chwilą przygotował. Kiedy ostatnia kanapka wylądowała na talerzu klepnęłam go w tyłek. Nie spodziewał się tego. Od razu położył dłoń w miejscu, w które uderzyłam.
- Aua, boli. – jęknął, patrząc na mnie urażony.
- A jak bezlitośnie ściskasz moje pośladki i piersi sądzisz, że to nie boli? – starałam się z nim kłócić patrząc mu na twarz, a nie na...
- Przez to łatwiej jest cię kontrolować. – powiedział triumfalnie i podskoczył ku mnie mierząc się ze mną wzrokiem.
- Nie lubię kontroli. – wymamrotałam oschłym tonem i odrobinę się od niego odsunęłam. Żeby było jasne, nie lubię kontroli, kiedy ktoś mi ją narzuca. Co do samokontroli bardzo ją cenię. - Poza tym co jeśli trafisz na fanatyczkę bolesnego seksu? – odbiłam pałeczkę, przypominając mu to, co powiedział mi na jednym z naszych pierwszych treningów.
- Nie wiedziałem, że jesteś fanką pięćdziesięciu twarzy Greya. – sięgnął po kanapki i znowu obrócił się do mnie przodem. Stał do mnie przodem z talerzem w ręku calusieńki nagi, rozumiecie? Przecież to szczyt wszystkiego!
- Nie jestem, ale trudno mi myśleć, kiedy parodiujesz cały nagi po pokoju. – warknęłam rozgoryczona, idąc za nim do stołu.
- Rozpraszam cię? – zapytał obejmując mnie w pasie.
- Ty? Jesteś cholernie rozpraszający, skarbie… - powiedziałam do niego w taki sposób, w jaki odpowiada się małym dzieciom. Dotknęłam jego policzka, patrząc na niego z posępną miną, a potem odeszłam od niego wracając do kuchni.
- Więc może porozpraszam cię trochę w sypialni? – podszedł do mnie z wyzywającym wyrazem twarzy. Zakładam, że marzył o tym, żebym ja w tej chwili również chodziła w negliżu. Nie przyleciałam do Paryża, żeby spędzić z nim cały dzień w pokoju. Może nie byłby to najgorszy plan, ale jest tutaj wiele ciekawych rzeczy do obejrzenia. Przycisnęłam jeden z guzików na ekspresie i podstawiłam kubek w odpowiednim miejscu, żeby nalać przepysznej cappuccino z pianką.
- O nie, nie, nie. Jestem głodna jak wilk.- powiedziałam, odpędzając się od niego jedną ręką w ramach protestu, bo jego dłonie już lądowały na moich biodrach. - Przykro mi ale z jedzeniem nie wygrasz. Nie mam dzisiaj sił, żeby spełnić twoje oczekiwania. – powiedziałam szybko i pocałowałam go krótko, siadając przy stole.
- Nie jestem wymagający. – oznajmił z żalem i usiadł na krześle naprzeciwko mnie. - Chcę po prostu poleżeć sobie w spokoju z moją dziewczyną. - zrobił minę niewiniątka. Już ja dobrze wiem w co on potrafi przekształcić zwykłe leżenie...
- Nie, ale doskonale wiesz jak mnie wykończyć. – odpowiedziałam mu zgodnie z prawdą, biorąc kęs kanapki z masłem orzechowym. Nie dam mu wygrać i nie zmanipuluje mnie. Muszę być silna.
- Ale powiedz, że jest ci ze mną dobrze. – podpuszczał mnie dalej, wbijając we mnie te swoje spojrzenie, przez które czułam się naga. Miał mnie tego nauczyć... - ryknęłam zła w myślach. Usłyszałam pikanie sygnalizujące, że kawa była już gotowa.
- Zbyt dobrze.- powiedziałam, wstając z kanapką i pocałowałam go, zabierając kubek z ekspresu do kawy. Całus smakował trochę masłem orzechowym, pewnie dlatego, że miałam brudne usta, ale skutecznie go uciszył. – Smacznego skarbie.- odparłam słodko, zabierając mu talerz.- Ale najpierw idź ubrać swoje świeże bokserki.- westchnął ciężko i wywrócił na mnie oczami, powolnym krokiem idąc w stronę walizek, które zostawiliśmy w przedpokoju.
Po skończonym śniadaniu, szukałam czegoś ładnego do ubrania się, ponieważ Justin obiecał mi dalsze zwiedzanie okolicy. Grzebiąc w walizce poczułam coś twardego zawiniętego w granatową sukienkę. Odwinęłam materiał. W środku znajdowała się stłuczona ramka ze zdjęciem, na którym byłam z Mike’iem. Od zawsze stało na stoliku nocnym. Zmarszczyłam brwi.
- Justin, możesz tu na chwilę przyjść? – zawołałam zaniepokojonym głosem.
- Co jest? – spytał zdziwiony i stanął w przedpokoju, opierając się o framugę z założonymi rękoma.
- To zdjęcie. – pokazałam mu je, wciąż klęcząc nad walizką. Zdążyłam wyjąć je ze stłuczonej ramki.
- Co z nim nie tak? – podszedł do mnie, biorąc ode mnie zdjęcie i klękając przy mnie.
- Nie pakowałam go do walizki. Nie brałam go ze sobą. – spojrzałam na niego z przerażeniem.
- Jesteś pewna?
- Po co miałabym brać ze sobą zdjęcie chłopaka, który zniszczył mi życie? Na pewno zostawiłam je w moim pokoju. – powiedziałam przekonana. Justin obrócił zdjęcie. Tył był zapisany ładnym, starannym, męskim pismem.

                         
 


I jak, dobrze się bawisz w Paryżu? Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwa. 
Niedługo się zobaczymy, kochanie. Całuję…

M. H.




Po przeczytaniu tej krótkiej wiadomości moje ręce zaczęły się trząść. Co my najlepszego zrobiliśmy? Jak mogłam uwierzyć w to, że on nas nie znajdzie? Jak mogłam być taka głupia? Jak nas znajdzie zabije Justina, a potem mnie. Jest coś gorszego niż strach przed śmiercią. To strach przed tym, że stracisz osobę, którą kochasz najbardziej na świecie. Rzeczy, o których chcemy zapomnieć i problemy, z którymi nie potrafimy sobie poradzić zawsze do nas wracają. Wiem, że koniec szczęścia jest gdzieś blisko, tylko czeka by zniszczyć nam tę chwilę spokoju.



___________________________________

* Carly Rae Jepsen - Run Away With Me
** Te słowa pochodzą z najnowszej piosenki Justina Perfect Together







__________________________________________

Przyznam szczerze,
że nigdy nie byłam dobra w wymyślaniu tytułów.
ale ostatnio mnie oświeciło 
Chyba najbardziej  znośny, jaki 
przyszedł mi do głowy 
to Uzależniona od śmierci.
Nie wiem, czy zgodzicie się
ze mną czy nie
a może macie jakieś inne pomysły?






Bardzo dziękuje Wam za komentarze 
i niezmiernie cieszę się, że piszecie
do mnie na Twitterze, to bardzo wiele dla mnie znaczy!
Każde miłe słowo powoduje mój uśmiech,
więc naprawdę jestem Wam za wszystko niezmiernie wdzięczna! 
Możecie podzielić się ze mną i innymi czytelnikami
Waszymi oczekiwaniami,
popisać o swoich wrażeniach:
HASZTAG : #AddictedToDeathPL

PS. Dziękuje za ostatnie komentarze, 
to one dały mi kopa, do napisania tego rozdziału.
Ściskam Was mocno i do następnej notki.






Jeśli spodobał Ci się ten rozdział, bądź uważasz, że całkiem go zawaliłam, 
tudzież zniszczyłam twoje wszelkie wyobrażenia, 
lub po prostu wiesz, że sprawi mi to wielką radość i być może zainspiruje, 
napisz komentarz.