czwartek, 21 sierpnia 2014

Rozdział 22





Wróciłam do hotelu. Byłam wykończona. Obiecałam sobie, że nigdy więcej nie dopuszczę do tego, co się dzisiaj stało. Czułam się silna, ale nigdy nie będę gotowa na zabicie młodego, niewinnego chłopaka. Nieważne ile miałabym alkoholu we krwi, albo jak bardzo by mnie wtedy zdenerwował. Miałam wyrzuty sumienia. Przed oczami majaczyła mi jego twarz ze wszystkimi najdrobniejszymi szczegółami. Mimo, że widziałam go pierwszy raz, przez parę minut, ostatnich minut jego życia, zapamiętałam go. Chciałam być silna. Postanowiłam walczyć z Mikiem, a nie się nim stać. Jednak było mi do tego blisko. Miałam jakiś wybór, on zawsze istnieje. Starałam się być mniej zła albo bardziej dobra, (jakkolwiek by to określić) niż inni. Miałam w sobie uczucia, cząstkę człowieczeństwa. Miałam własny rozum, brakowało mi tylko odwagi, by przeciwstawić się złu dookoła. Chciałam zmienić Mike’a, ale nie miałam zamiaru przewracać mu życia do góry nogami. Poznaliśmy się w tym świecie i w tym świecie żyjemy. Z tej drogi nie ma powrotu. 
Każda próba powrócenia do normalnego świata była skazana na niepowodzenie. Zresztą, sama nie potrafiłabym udawać, że to wszystko, co przeszłam nigdy się nie zdarzyło, ani nie zmieniło mnie w jakiś sposób. Czego mogłabym oczekiwać? Nagły powrót na dobrą drogę byłby jakimś kiepskim żartem, a na pewno nie przekonałby naszych wrogów do zostawienia nas w spokoju. Mike nigdy nie zostawiłby swojego życiowego sukcesu, a ja nie zamierzałam mu jego zabierać. Chciałam odzyskać mojego chłopaka i ocalić jedyną prawdziwą, odwzajemnioną miłość w moim życiu.
Przeszłam przez hol, witając się z recepcjonistkami. Mężczyźni ubrani w garnitury z aprobatą otwierali mi drzwi. Jadąc w windzie moje myśli błądziły wokół Justina. Byłam na niego wściekła, ale po dwóch dniach moja złość osłabła. Chociaż byłam pewna, że jak tylko go zobaczę przybierze na sile, w końcu znałam samą siebie. Na pewno zasłużył na to, bym zgotowała mu piekło, jak tylko wróci. Już nawet wiedziałam jak się do tego zabrać. Zobaczymy, kto kogo będzie uczył. Nie wiedziałam, że tak bardzo będzie mi brakować jego obecności, złośliwości i nieustępliwości w chorej grze, którą ciągle ze sobą prowadziliśmy. Chciałabym jednak wiedzieć, jakim cudem słyszałam jego głos. Było to co najmniej dziwne, a o ile sobie przypominam nie mam ze sobą żadnych psychicznych problemów. Nie uwierzę, że mógłby wpłynąć w tak wielkim stopniu na moją wyobraźnię i zmysły przez swoje uwodzicielskie triki. Najlepiej zwalić winę na wódkę, którą podał mi kelner w Black Dope. Tak też zrobiłam. Miałam ratować mój związek z Mike’iem, a nie myśleć o Justinie, dla którego byłam nikim i o moim chwilowym traceniu zmysłów. Ku zdziwieniu obsługi hotelu wysiadłam jedno piętro wyżej niż zwykle. To piętro było szczególne - znajdowały się w nim dwa gigantyczne apartamenty należące do Mike’a. Bezpieczeństwa pilnowało ośmiu członków specjalnej ochrony, na zmianę co dwanaście godzin. Ulubieńcami Mike’a byli Thomas i Rick, mieli okrucieństwo wpisane w oczach, jakby wypili je z mlekiem matki. Idealni towarzysze dla mojego chłopaka. Właśnie spotkałam ich przy drzwiach. 
- Chcę się zobaczyć z Mike’iem. – powiedziałam, nie patrząc im w przerażające oczy, żeby czasem nagle nie zmienić zdania.
- Nie jest to dobra pora.- odparł grobowym tonem Rick. Gdybym nie była sobą w sekundę trafiłabym z powrotem do windy. Bez żadnej pomocy.
- Dlaczego? Bo jakaś prostytutka już mnie uprzedziła? – mruknęłam cicho, mimo to usłyszeli moją zgryźliwą uwagę.
- Zapytamy szefa czy chce cię widzieć, gdy dojdzie do siebie.- zaczął Thomas, ten bardziej powściągliwy z tej dwójki.
- W takim razie ja mu w tym pomogę.- powiedziałam głosem nie znoszącym sprzeciwu. Co może mi zrobić dwumetrowy goryl znający umiejętnie wszystkie sztuki walki na świecie łącznie z tymi, o których nie mam bladego pojęcia, skoro kieruje nim mój chłopak? Zrobiłam krok do przodu, a oni stanęli bezczelnie w drzwiach.-  Ach, nie? – zapytałam, zstępując z nogi na nogę.- Zapytaj go. – powiedziałam oschle do Thomasa, starając się nie drażnić tykającej bomby o imieniu Rick. Obrócił się do mnie plecami (jak przystało na dżentelmena) i zaczął mruczeć coś niewyraźnie do słuchawki. Po chwili napiętej ciszy, oboje otworzyli mi drzwi. W pokoju panował zaduch, a z sąsiednich drzwi wydostawał się biały dym o charakterystycznym zapachu. Wstrzymując oddech otworzyłam drzwi jego sypialni i weszłam do środka. Zawsze było tu mrocznie. Jedynymi jasnymi elementami były białe detale w postaci lampy, gigantycznego zdjęcia czarno-białej panoramy Nowego Yorku i zasłon powieszonych kilka centymetrów od okien sięgających aż od podłogi po sufit z drzwiami balkonowymi . W pomieszczeniu dominowała czerwień i czerń. 
Meble były nowoczesne, a w łóżku Mike’a mogło zmieścić się pięć osób. W jego przypadku było to bardzo istotne. Przynajmniej mogłam się pocieszać faktem, że zdradza mnie tylko z pięcioma kobietami jednocześnie. Zastanawiałam się już od dawna, co mogę zrobić, żebym mu wystarczała. Żeby był we mnie zakochany tak, jak kiedyś. Chciałam być dla niego najważniejsza i nie było to egoistyczne. Już na samym początku naszej bliższej znajomości pogodziłam się z tym, że jego marzenia, (niosące nieszczęścia, ale marzenia) będą zawsze na pierwszym miejscu. Jeśli istniał jakiś sposób, żebym spełniła je i jednocześnie mogła uratować go przed nim samym, mogłam zajmować drugie. Nigdy nie zapytałam siebie, czy wtedy będę szczęśliwa, ale skąd miałam to wiedzieć, skoro jeszcze nie spróbowałam? Nie chodziło tylko o moje szczęście. Istotne było to, że potrafiłam uratować wiele ludzi, którzy chcieli żyć i zasługiwali na to. Jeżeli coś się zepsuło, trzeba to naprawić. Chyba to jedyna zasada, która obowiązuje w każdym świecie.
- Rachelle. – powiedział jakby nieobecny. Był sam, co mnie ucieszyło, ale dopiero teraz oderwana od natłoku myśli zauważyłam, co dzieje się wokoło. Mike był zjarany. O to chodziło jego ochroniarzom, kiedy mówili :,,Jak dojdzie do siebie.’’ Wokół niego poniewierały się plastikowe woreczki, tabletki i zapalniczki. Na dywanie rozsypał nawet trochę tabaki. W trzęsącej się dłoni trzymał fajkę wodną. Uśmiechnął się do mnie lubieżnie. – Przyszłaś się ze mną pobawić? – zaśmiał się, czkając.
- Zabawiłeś się już dosyć  z tego co widzę, bez mojej pomocy. Przyszłam się tobą zaopiekować. – powiedziałam, zbierając z ziemi to, co udało się jeszcze pozbierać i wyrzuciłam do kosza na śmieci.
- Jak tam misja?
- Wykonana.- odparłam i poczułam jak obejmuje mnie od tyłu.
- To cudownie.- zaczął dotykać nosem moją szyję, na co się uśmiechnęłam. Wiedziałam, że jest pod wpływem bardzo silnych środków odurzających i to one pobudzały go do takich działań, tak więc musiałam to przerwać.
- Mike, jesteś zajarany. Nie jestem twoją zabawką. Jestem twoją dziewczyną, pamiętasz? – spojrzałam w jego oczy, gdy on opuszkami palców usiłował ściągnąć mi bluzkę. Pocałowałam go krótko w usta i pchnęłam go na łóżko. Spodobało mu się.- Wiesz, że nie lubię jak to robisz. – mruknęłam przy jego ustach, dłonią gładząc jego policzek.
- Nic nie zrobiłem.- uniósł ręce do góry w akcie niewinności.
- Właśnie widzę. Wiesz, że mógłbyś doprowadzić do własnej śmierci? – zaczęłam, wiedząc i tak, że mało będzie z tego pamiętał. Ta myśl jednak nie przekonała mnie do zakończenia swoich pretensji na temat jego zachowania. Odezwał się mamrocząc nieprzytomnie:
- Nie doceniasz mnie. Mam umiar. – szepnął, chcąc mnie pocałować, ale szybko z niego zeszłam i powiedziałam:
- Nie zrobię tego, kiedy jesteś zjarany. Przypominasz mi teraz tych wszystkich facetów, których karzesz mi zabić. – na te słowa jęknął, okazując niezadowolenie, ale nie zwróciłam na to uwagi. – Leżysz tu.- rozkazałam.
Gdy był nietrzeźwy przypominał łagodnego baranka. Czułam się jak jego matka. Człowiek, który uśmierca ludzi i sam wie, jakie ohydztwo sprzedaje, nie powinien tego brać. Tym bardziej, że używał tego jako śmiercionośnej broni. Czy nie bał się, że kiedyś pomyli sprawdzone świństwa ze swoimi laboratoryjnymi eksperymentami? Mike nie bał się niczego, tak mówili wszyscy, ale ja wiedziałam, że każdy ma coś, przed czym ucieka. Nawet on. Pootwierałam okna.
Zadzwoniłam do Monique, która pomogła mi go szybko doprowadzić do porządku i pozwoliła mi na chwilę wyjść, żeby zmienić ubranie i umyć się od tego ohydnego smrodu. Powinnam być do niego przyzwyczajona, ale kojarzył mi się ze wszystkim, co najgorsze. Problem nie siedział w zapachu narkotyków, ale w mojej głowie. Nie mogłam ich lubić. Zawsze brałam je z pewnym wahaniem. Moje ofiary nie obchodziły się z narkotykami jak ,,zwykli ludzie,’’ byli zdobywcami, zwycięzcami szukającymi przygód i nowych doznań. Znudzeni rutyną, mieli się za pięknych i wspaniałych, znajdujących  się ponad wszystkimi. Istniał też drugi typ - młodzi mężczyźni okazujący się uzależnionymi ćpunami na posyłki lub tacy, którzy po prostu wpadli w kłopoty.
Szybko wróciłam do Mike’a po drodze nie oszczędzając bardzo odpowiedzialnych ochroniarzy.
- Najlepsi ochroniarze, którzy mogli doprowadzić do takiej bzdury jaką jest przedawkowanie narkotyków przez jednego z największych i najlepszych dilerów na rynku. Macie jak zwykle wszystko pod kontrolą - gorzka kpina wrzała w moim głosie. - Zobaczymy, co powie Mike jak... hmm ,,dojdzie do siebie.’’- syknęłam, podczas gdy oni stali jak marmurowe posągi z nieruchomym wyrazem twarzy.
- Idź do siebie, popilnuję go. – odparłam ciepłym głosem przytulając roztrzęsioną Monique, kiedy ponownie weszłam do pokoju.
- Nie wiedziałam, że on… gdybyś tutaj nie przyszła…– szepnęła, kładąc mi głowę na moim ramieniu. – Przecież jutro mógł już nie żyć.
- Ale żyje. Jest silny, takie coś nie mogłoby go złamać. – powiedziałam, chcąc ją uspokoić.- Nie jest w krytycznym stanie, jutro będzie miał mały zanik pamięci, ale wszystko z nim w porządku. – powiedziałam odklejając się od niej i czułym gestem założyłam jej niesforny kosmyk włosów za ucho. Miała rozmazany makijaż i podkrążone oczy od płaczu. Naprawdę bardzo go kochała, nie mogła go nienawidzić, przecież była jego siostrą. Zazdrościłam jej, z jednej strony taka miłość jest najłatwiejsza, a z drugiej nikt nigdy nie będzie kochał mnie taką samą miłością, jaką ona darzyła jego. Mimo, że czasem tego nie doceniał, wiedziałam, że czuje do niej to samo.
- Jesteś pewna, że dasz sobie radę? Mogę zostać. – zaoferowała.
- Tak, będę tu z nim, dopóki się nie obudzi. Zaufaj mi. Musisz wypocząć, jutro masz ciężki dzień. Zastanów się, co mu powiesz, gdy stanie na nogi.- uśmiechnęłam się do niej, mówiąc zdecydowanym tonem głosu, aby ją przekonać.
- Opowiem mu, jakim jest idiotą. – odpowiedziała siląc się na uśmiech i wyszła, zostawiając mnie z nim samą.
- Mike? – zapytałam, wchodząc do ciemnego pokoju nie mogłam nic dostrzec.
- Tu jestem.- powiedział rozbawiony.
- Idź spać.- poprosiłam i usiadłam na jego łóżku.
- To chodź ze mną. – chwycił mnie za ręce i pociągnął je w dół.
- Dobrze, ale nic więcej. Mogę położyć się koło ciebie.- byłam na niego wściekła, ale bez sensu było teraz na niego krzyczeć. Zjarany czy nie, przypominał dawnego siebie.
- Obiecujesz?
- Tak. – odpowiedziałam, nie widząc innego wyjścia. Może ta noc zbliży nas do siebie. Szkoda tylko, że nie jestem w stanie porozmawiać tak spokojnie z jego pełnosprawnym umysłem. Jakby zapomniał o tej nocy, będę musiała wszystko zaczynać od nowa. Miejmy nadzieję, że nie będę musiała mu wszystkiego przypominać.
Nazajutrz obudziłam się wtulona w Mike'a. Odetchnęłam głęboko. Poczułam pewnego rodzaju niepokój. Nie miałam ochoty na konfrontację z nim. W nocy pokazał mi dość dużo. Nie byłam na to wszystko gotowa. Wczoraj nie miałam możliwości, by to wszystko przemyśleć. Mało spałam, dużo czasu zajęło mi uspokajanie Mike’a. Ogarniała mnie jakaś niemoc zduszająca od środka.
Gdybym nadal była w klubie, mogłoby się zrobić bardzo nieciekawie. Niektórzy tylko czekają na taką okazję. Howard nie mogący się obronić.  Bez większych problemów mogli go zdemaskować lub przejąć jego czarny biznes. Kto nie chciałby zająć jego miejsca? Nie wiem jak potem mielibyśmy się z tego pozbierać.
Wstałam z łóżka i po cichu, skradając się jak kot wyszłam z jego apartamentu. Przy drzwiach stali już inni ochroniarze. Gdy tylko podeszłam do windy, wcisnęłam guzik. Będąc w środku stanęłam i przylgnęłam plecami do zimnego metalu. Byłam cała rozpalona. Stałam w skąpej krótkiej koszuli nocnej, zakryta jedwabnym szlafrokiem w kolorze fuksji z czarną koronką. Przycisnęłam ręce zgięte w łokciach do ciała, pragnąc wymazać wszystkie wspomnienia z wczorajszej nocy. Drzwi się otworzyły, gdy stawiałam pierwszy krok w kierunku mojego pokoju, wpadłam na Jeva. Znowu.
- Rachelle, właśnie cię szukałem... - przerwał, zauważając w co jestem ubrana, albo lepiej - jak umiejętnie rozebrana mając na sobie skrawki lekkiego i cienkiego materiału.
- O dziewiątej rano? - zapytałam zaspanym głosem, ziewając. Ta godzina była dla mnie początkiem mojej nocy. Często kładłam się dopiero spać, wracając z jakieś speluny. 
 - Tak, bo... - rozmyślił się.- Pogadamy jak się wyśpisz. - skąd ta nagła chęć do pogadania? Miałam wrażenie jakby wstydził się mówić na głos swoich własnych myśli. Zaczynał coś mówić i nigdy nie kończył. Jak mogłam wcześniej nie zauważyć jego dziwnego zachowania? Może byłam zbyt zainteresowana Justinem w tym czasie? - Ładnie dziś wyglądasz.- powiedział uśmiechając się. Nastała niezręczna cisza, jakby powietrze w windzie na chwile zawisło w bezruchu.
- Dziękuję.
Nie przespałam nocy. Nie mam makijażu. Wyglądam jakbym całą noc przesiedziała przy śmietniku, a on mi mówi, że ładnie wyglądam? Coś tu jest nie tak. Jak może myśleć, że ładnie wyglądam? Współpracownicy nie powinni mówić takich rzeczy na głos. Chyba, że zależało im na poderwaniu ,,koleżanki z pracy,’’ ale ja nie byłam wolna ani zainteresowana. Byłam dziewczyną mordercy i szefa nie wiem, co było bardziej zniechęcające. Wiedzieli czym się zajmuję, po co tu jestem. Okej, nie uważałam siebie za jakąś bardzo atrakcyjną, ale wiedziałam, że się podobam. Swoje kompleksy mogłam zostawiać tylko w swoim pokoju za drzwiami. Nie mogłam myśleć o takich rzeczach, gdy ktoś może w każdej chwili zrobić mi krzywdę. Musiałam być aktorką. Wiele rzeczy robiłam wbrew sobie, ale to był jedyny sposób by przeżyć – pewność siebie jest w mojej pracy najważniejsza. Nie chowam się w kąt i nie trzęsę się ze strachu, mając nadzieję na to, że mnie oszczędzą lub nie zauważą. Tutaj nie było miejsca dla takich osób. Poza tym facetowi w otoczeniu samych mężczyzn doskwiera samotność, a wtedy każda napotkana kobieta wydaje się atrakcyjna, nawet taka z podwójnym podbródkiem. Jak to oni mówią: ,,Ważne, żeby wszystko miała na miejscu". Co prawda nie widziałam kobiety z głową na nogach, ale nie ja jestem od tego by odkrywać tajemnice męskiego umysłu.
- Wiesz, ja…- w tym momencie uratowała mnie winda, której drzwi zaczęły się zamykać.
- Dokończysz później, spieszę się do pokoju.- mruknęłam szybko i niemalże wybiegłam z windy. Zaczynałam się trochę go obawiać, a bardziej tego, że ma wobec mnie jakieś zamiary. Monique miała go na oku, nie mogłam pozwolić by zrobił coś, czego ja będę żałować. Był przystojny, ale nie czułam do niego nic szczególnego. Był dla mnie znajomym, o którym naprawdę mało wiedziałam i jakoś nie ciągnęło mnie do tego, by poznawać go lepiej. Tymczasem chciałam za wszelką cenę przejrzeć Justina. Jest taki tajemniczy i nieokreślony, codziennie mnie zaskakiwał. Z innych mogłam czytać jak z otwartej książki. Z pomocą odpowiedniego spojrzenia potrafiłam wzbudzić w nich zaufanie, bez problemu dowiadywałam się o wszystkim, czego potrzebowałam. On był dla mnie zagadką, nowym wyzwaniem. Rzuciłam się na łóżko i momentalnie zasnęłam, a jego twarz widziałam gdy tylko zamknęłam oczy.




*****




Późnym popołudniem złożyłam małą, niespodziewaną wizytę Mike’owi w jego biurze. Stałam przed nim z założonymi rękami i naburmuszonym wyrazem twarzy. Nie czuł się dzisiaj najlepiej, chociaż pospał dłużej niż ja. Jego włosy były ułożone w nieładzie, a czarny strój podkreślał jego sine oczy.
- Rachelle, skończ. – rozkazał ostro, po raz setny w ciągu dwudziestu minut, gdy już zdążyłam wypomnieć mu wszystkie jego głupie zachowania oraz przypomnieć o jego konsekwencjach jak i również o tych rzeczach, których mógłby nie pamiętać z wczoraj i zapewne nie chciałby ich zapamiętać.
- Dlaczego zachowałeś się jak idiota, Mike? Umrzeć w tak żałosny sposób. Wiesz jakby to wyglądało? – nie dałam się uciszyć. Otworzył usta, by ponownie zaprotestować. – Nie, nie zamknę się. Nie ja tu jestem nieodpowiedzialnym durniem! Co ty sobie myślałeś? - oburzenie w moim głosie sięgało zenitu. – Mało masz zabawy? – podniosłam głos, wskazując na barek w prawym rogu pokoju. Naprawdę brzmiałam tak, jakbym była jego matką.- stwierdziłam z przerażeniem.
- Nie teraz, proszę.- jęknął ściszonym, zirytowanym głosem. Jego mina wręcz krzyczała, że chciałby abym jak najszybciej wyszła z jego gabinetu. Na jego nieszczęście nigdzie się nie wybierałam.
- Dlaczego nie? Ja chcę teraz!- krzyczałam, bo byłam na granicy mojej wytrzymałości.- Chcę wiedzieć teraz, dlaczego mój chłopak robi takie głupstwa? Dlaczego raz zachowuje się jak bezmyślny nastolatek, a w drugiej chwili jest dla mnie potworem? – przybliżyłam się do niego, nadal się nie poddając. Chciałam go złamać. Nagle z tylnych drzwi gabinetu wszedł dobrze zbudowany brunet. Usłyszałam tylko głębokie westchnięcie mojego chłopaka i ujrzałam zrezygnowany gest zapraszający nowego gościa do środka. Mike złapał się za głowę i usiadł na fotelu, podpierając się łokciami o blat.
- Rachelle to jest Nate. Mieliście już okazję się spotkać.- powiedział obojętnym tonem. Oparł się o fotel i zaczął się na nim kręcić. Wyraz jego oczu zmienił się diametralnie. Irytacja i zniecierpliwienie ustąpiły miejsca opanowanemu znudzeniu. - Jedziesz razem z nim i Jevem nad Champlain. Musisz trochę odpocząć.- doskonale wiedziałam, że to zdanie znaczyło tyle samo co: ,,Ja muszę od ciebie odpocząć.’’ Spojrzałam zdezorientowana na Nathaniela, który uśmiechnął się do mnie słabo. Byłam zaskoczona, że czekał za drzwiami tyle czasu i zawstydzona, że słyszał moje obelgi wobec Mike’a, co w ogóle nie powinno mieć miejsca.
- Tak, to dobrze nam zrobi. – stwierdziłam opanowanym, służbowym tonem. Odwróciłam się na pięcie i otworzyłam drzwi, by wyjść z pomieszczenia. Zdążyłam jeszcze usłyszeć:
- Nathanielu, mam nadzieję, że ta rozmowa nie wyjdzie poza ściany tego gabinetu. Opiekuj się nią. – odparł bezlitosnym i lodowatym głosem przywódcy, który był w stanie poruszyć niebo i ziemię. Nate kiwnął głową i bez słowa wyszedł drugimi drzwiami.




*****



Spakowana siedziałam w jeepie czekając na chłopaków. Nie musiałam się przebierać w rzeczy, których nienawidzę. Nie byłam zdenerwowana. W końcu jechałam po to, by wypocząć. Miałam swoich ochroniarzy, przy których powinnam czuć się bezpieczna, ale zapomniałam jakie to uczucie. Nie wiedziałam, czy kiedykolwiek będzie mi dane je poczuć. Gdy Jev i Nate wsiedli do samochodu przyłapałam się na dziwnym wrażeniu osaczenia. Towarzyszył mi pewnego rodzaju dyskomfort  z nieznanych mi powodów. Nate, kierujący autem skupiał się na drodze, a Jev siedział obok mnie wpatrując się w boczną szybę. Jednym słowem byłam dla nich jak powietrze. Po godzinie jazdy wyjrzałam przez okno. Zatrzymaliśmy się w ciemnej uliczce na przedmieściach Nowego Yorku. Były tu fabryki i opuszczone magazyny. Gdzie jest Champlain? Jak mogłam być tak naiwna? Wakacje? Odpoczynek? Coś mi się nie wydaje…
- Czy jest coś o czym powinnam wiedzieć? – zapytałam, mając nadzieję, że Nate po prostu skręcił w ślepą uliczkę z powodu zepsutej nawigacji i nie spełnią się moje złe przeczucia.
- Mike chciał, żebyśmy przy okazji podwieźli towar jednemu z pobliskich gangów. Szybka wymiana.-  odpowiedział mi Jev. Westchnęłam głęboko. Jak mogłaś się tego nie spodziewać?  To całkiem w jego stylu.- pomyślałam. Jak zwykle Mike pominął w swoich planach doinformowanie mnie.
- Okej, za ile tu będą? – spojrzałam na zegarek.
- Za jakieś dwie minuty, ale ty nie wychodzisz z samochodu.-  ostrzegł Nate.
- Nate, myślisz że nigdy nie brałam udziału w takim banale jakim jest handel narkotyków? – zakpiłam z niego.
- Jak widzieliśmy się ostatnio robiłaś za przynętę dla bogatych panów, więc tak właśnie myślę.- odparł, a w jego tonie było coś bardzo znajomego. Głos z nutką powątpiewania i sarkazmu, który doprowadzał mnie do szaleństwa i chęci rzucenia się na niego z pięściami. Całkowicie jak Justin. To, że jestem kobietą nie znaczy, że jestem gorsza od nich czy słabsza. Umiem dużo rzeczy, których oni nie potrafią, a umiejętność rozproszenia przeciwnika często decyduje o wygranej.
- Jak widzieliśmy się ostatnio padłeś po trzech kieliszkach wódki.- powiedziałam przez zęby. Był bezczelny, wcześniej też zajmował się bajerowaniem bogatych pań i jakoś mu tego nigdy nie wypominałam. Nie był lepszy, byliśmy tacy sami.  Z jednym, drobnym szczegółem: mi odpowiadała moja rola. Za to on pragnął czegoś więcej. Myślał, że po prostu wszystko mu się należy mimo, że nie pracował na to. Uważał, że moja praca jest dziwnym wymysłem Mike’a, że robią to tylko ludzie, którzy nie potrafią się obronić, co było bardzo naciąganym argumentem. Nie rozumiał, że dzięki niej cała misja dochodzi do skutku, a ślady zbrodni łatwiej jest zniszczyć. Obecnie zajmował się praktycznie wszystkim, dostał to o czym marzył, nie był już tylko chłopcem z piękną buźką, przynętą na kobiety. Wyjechał do Wielkiej Brytanii, od tamtej pory go nie widziałam.
- A następnego dnia obudziliśmy się na podłodze w pokoju hotelowym.-  tym razem zamiast spoglądać na mnie w lusterku obrócił się do mnie i uśmiechnął ostentacyjnie. Jev zesztywniał.
- I cały dzień spędziłeś w łazience, rzygając do muszli klozetowej, gdy ja siedziałam z moim chłopakiem i opowiadałam mu o tym jak pijany wyznawałeś mi miłość i chciałeś zrobić pierścionek zaręczynowy z plastikowej rurki do napojów. To dlatego Mike wysłał cię do Londynu, abyś był jak najdalej ode mnie. – dokończyłam. Moja odpowiedź go trochę zdziwiła. Pewnie dotychczas uważał ten wyjazd jako nagrodę za dobre sprawowanie, a nie umiejętne pozbycie się niepotrzebnego pracownika. Jev zaśmiał się i otworzył boczne drzwi naszego jeepa. Za nami stanął biały mercedes, zaświecił światłami mrugając trzy razy.
- Już są. – powiedział Nate, wysiadając.
- No to sprawdźcie panowie, czy to rzeczywiście oni. – westchnęłam wyciągając się na tylnej kanapie. Po tym jak przeładowali paczki do bagażników i zapakowali nowe, Nate zamknął bagażnik i z piskiem opon wyjechał z uliczki. Obyło się bez tradycyjnych odzywek i pytań. Praktycznie wszystko działo się szybko, cicho i bez świadków. Nie odzywałam się już do Nate’a, ani on do mnie. Widocznie przypomniałam mu złe czasy, kiedy inni wyzywali go. Nie było mu z tym łatwo. Wymieniałam kilka zdań z Jevem i spostrzegłam, że jest do niego dość wrogo nastawiony. Świetnie zapowiada się ten nasz uroczy weekend nad jeziorem. Jak będę musiała ich uspokajać, to przysięgam wezmę samochód i sama wrócę do hotelu bez nich. Nie interesuje mnie jak wrócą. Mogą się nawet pozabijać. Nie mam siły na rozwiązywanie konfliktów naładowanych za dużą ilością testosteronu.




______________________________________ 

Moi kochani, pora żebym zaczęła się tłumaczyć...
Gotowi? Mam nadzieję, że tak.
Od 2 tygodnia sierpnia wyjechałam na wakacje
nad morze. Obecnie jestem na wsi u rodziny.
Rozdział dla Was był już dawno gotowy,
ale miałam niemałe problemy z internetem. 
Nie mam warunków do pisania w spokoju,
więc rozdział takiej długości jakiej jest.
W poniedziałek wracam wreszcie do domu,
 wtedy czeka Was kolejny rozdział za
tak długie czekanie. 

Na początku chciałam wrzucić Arianę, bo jej piosenka Problem
 chodziła za mną przez całe wakacje i słyszałam ją chyba wszędzie.
Jednak nie mogłam zignorować nowego teledysku Katy.
Uwielbiam ją
to co robi pełne jest szaleństwa i bajki,
 do której z chęcią bym się przeniosła. 


 



Muszę się streszczać, zależało mi na dodaniu rozdziału dzisiaj.
Liczę na odzew z Waszej strony. 
Będzie on dla mnie motywacją do dodania następnych rozdziałów. ;) 
Dodajcie się do listy informowanych.
Trzymajcie się ciepło... Ostatnie dni.
Kto jest za przedłużeniem dnia do 48 godzin? ;p 



Jeśli spodobał Ci się ten rozdział, bądź uważasz, że całkiem go zawaliłam,
tudzież zniszczyłam twoje wszelkie wyobrażenia, lub po prostu wiesz,
że sprawi mi to wielką radość i być może zainspiruje napisz komentarz.


ROZDZIAŁY | LISTA INFORMOWANYCHZWIASTUN | KONTAKT