niedziela, 27 lipca 2014

Rozdział 21




Sala do ćwiczeń znajdowała się w piwnicy. Wykorzystywana była do treningów strzelania z broni. Prowadziła tutaj winda. Dla bezpieczeństwa guzik wzywający ją na ostatnie piętro był ukryty za lustrem. Żaden ze zwykłych gości nie miał pojęcia o tym piętrze. Gdyby znalazł się tutaj, nie wyszedłby żywy. Jedno piętro wyżej w tym samym miejscu był klub fitness, a dudniąca muzyka skutecznie zagłuszała wszystko, co działo się parę metrów pod nim. Mniej więcej połowę sali pokrywała ścianka wspinaczkowa. Cała podłoga była wyłożona materacami, a na gigantycznych łańcuchach wisiały worki bokserskie. Na wysokości pięciu metrów między sufitem, a podłogą znajdowała się siatka ochronna z torem przeszkód, a dzięki zabezpieczeniu mogłam sobie ,,polatać’’ i poczuć się jak akrobata cyrkowy. Spocona i wściekła patrzyłam na Scoota z palcami zamkniętymi w pięść.
- Jak mam cię uderzyć, jeżeli blokujesz każdy mój cios? - zapytałam zirytowana.
- Naucz się panować nad tym, co robi twój przeciwnik. To ty kontroluj walkę, musisz patrzeć na to, co się dzieje i przewidywać moje ruchy.- powiedział takim tonem, jakby to było dziecinnie proste.
Czy ja jestem jakąś wyrocznią? Nie potrafię przewidzieć przyszłości. Nie wytrzymałam i z czystej desperacji chciałam zadać mu cios w krocze, bo co jak co, ale tę technikę opanowałam znakomicie. Zawsze działało. Scoot zauważył do czego dążę, chwycił mnie za nogę i podniósł ją do góry. Byłam już rozciągnięta, więc nie poczułam bólu w momencie, gdy podniósł moją nogę, za to upadek owszem.
Z plaskiem trafiłam na materac, uderzając w niego plecami. Odetchnęłam i odgarnęłam włosy z twarzy, po czym spojrzałam ze wściekłością w twarz Scoota, uśmiechającego się do mnie i podającego mi rękę. Przyjęłam ją bez wahania i pociągnęłam ją w dół. W rezultacie poczułam się lepiej, gdyż oboje znaleźliśmy się na ziemi.
- Za co to było? – zapytał i podparł się łokciem o podłogę, by zobaczyć moje zadowolenie z tego, co zrobiłam. Nie był to wyczyn – przyznaję, ale kto zabroni mi się z niego cieszyć? Nikt. Scoot uklęknął nade mną i spojrzał na mnie najwyraźniej oczekując odpowiedzi.
- Za to, że cały czas się uśmiechasz, kiedy ja obrywam.- dodałam, patrząc na niego rozkapryszona.
- Widzisz, jak chcesz potrafisz być silna. - obdarowałam go nienawistnym spojrzeniem w momencie, w którym wstawał z materaca.
- To nie ja, to moje zdenerwowanie. Gdy jestem wkurzona, mogę zrobić wszystko. – westchnęłam siadając. Byłam strasznie zmęczona.
- Rach, wiesz że jestem łagodny. Jeżeli dostałabyś od kogoś innego, to by dopiero bolało. – powiedział zakładając ręce na piersi.
- Oj wiem, pozwól mi chociaż trochę się na tobie wyładować. Ostatnio nie radzę sobie z emocjami. – stwierdziłam głośno. Gdyby był tu Justin, wiedziałabym na kim mam się wyładować.- Okej, pomóż mi wstać.- rozkazałam gotowa do kolejnej próby.
- Tym razem nie wyląduję na ziemi? - zapytał dla pewności. Ale chwycił moją dłoń i po chwili stałam na dwóch nogach.- Pamiętaj o równowadze ciała i zwróć uwagę na to, jakie masz okazje, wykorzystaj wszystko, obserwuj co dzieje się wokół ciebie. - Pozycja, skupienie i uderzasz.- wydał polecenia po kolei, a ja posłusznie je wykonałam. Najpierw zadałam cios w gardło, potem podłożyłam mu nogę, a w zasadzie kopnęłam go w piszczel, by stracił równowagę i chciałam uderzyć go w twarz, ale chwycił moją pięść. To spowodowało, że wystraszona upadłam razem z nim na materac. Byłam całkowicie zablokowana nie mogłam nic zrobić. Nie miałam pojęcia, jak i kiedy mnie tak załatwił.
- Poddaje się.- jęknęłam po chwili, patrząc w jego oczy. Nagle stan gotowości się ulotnił. Scoot uwolnił mnie, ponownie wstał i usiadł na stołku, obdarzając mnie wyrozumiałym spojrzeniem. Wiedziałam, że mogę na niego liczyć.
- Po pierwsze, nigdy nie patrz w miejsce, gdzie chcesz uderzyć. Łatwo odczytać, gdzie zerkasz. Po drugie, nie masz takich mięśni jak ja, nie dasz rady w walce, w której siła waży o wygranej. Ale masz coś lepszego...
- Zniewalający urok osobisty? -  przerwałam i wyszczerzyłam się do niego. Odpowiedział mi westchnięciem.
- Nie o to mi chodzi, miałem raczej na myśli, że twoją zaletą może być szybkość. Po trzecie, nie możesz być taka spięta, musisz być rozluźniona i nie myśleć o tym, że ktoś może sprawić ci ból. Musisz zrobić wszystko, by temu zapobiec. Możesz sobie wyobrazić, że przed tobą jest tarcza ochronna, to pomaga i dodaje odwagi. Poza tym każdy facet, zły czy dobry, nieważne w jakim stopniu nie będzie lał tak mocno dziewczyny jak na przykład mnie.- wycedził z absolutnym przekonaniem.
Ze wszystkich sił chciałam, by to mnie pocieszyło,  jednak ku moim najszczerszym chęciom tak się nie stało.
- Możesz mi to gdzieś zapisać? Nie zapamiętam tego.- powiedziałam zrezygnowana.
- Rachelle.- przybrał surowy ton głosu i spojrzał na mnie kpiąco.
- Dobra, zapamiętam. – szybko się zreflektowałam.- Tylko mam już na dzisiaj dosyć.
- To dlatego, że dawno nie trenowałaś.- wyjaśnił.
- Mike miał dla mnie ciekawsze zajęcia.- usprawiedliwiłam się, chociaż wiedziałam, że to niczego nie zmienia. Scoot nie zareagował na moje ostatnie zdanie i powrócił do sedna sprawy. Naprawdę dobrze odnajduje się jako nauczyciel.
- Za każdym razem, kiedy ktoś blokuje twoje ruchy, musisz za wszelką cenę znaleźć sposób jak się z tego wyswobodzić. Zawsze jest jakieś wyjście. – przytaknęłam mu skinięciem głowy i wzięłam głęboki oddech. Scoot, widząc że czuję się lepiej odparł spokojnym głosem:
- Okej, wróćmy do tamtej pozycji, a ty spróbuj się uwolnić. Pamiętaj o czym mówiłem. – zwrócił mi uwagę pogrążając palcem.
Scoot potrafił mnie rozbawić, był dla mnie jak brat, ale jeżeli chodziło o moje bezpieczeństwo trzymał rękę na pulsie i robił wszystko, bym była w stanie się obronić, kiedy przyjdzie na to czas. Nie mogłam naiwnie wierzyć w to, że zawsze znajdzie się ktoś, kto mnie uratuje. Nie jestem zwykłą dziewczyną i nigdy nią nie będę. Z uwagami innych na temat mojego bezpieczeństwa mogłam dostawać szału, ale to nie była nadopiekuńczość. Każdy dzień mojego życia był dla mnie zagrożeniem a ludzie, których mijałam w holu mogli być moimi najgorszymi wrogami. Mike nie mógł być pewny, że wokoło nie ma żadnych szpiegów. Prawda była taka, że nie mogliśmy się całkiem odizolować od świata. Należeliśmy do niego jak każdy. Ludzie wiedzieli o Mike'u Howardzie, chociaż nigdy go nie widzieli, co sprawiało, że wszyscy byli wystawieni na śmierć. Pytanie pozostawało jedno: Kto zdoła przed nią uciec?



******




Zgodnie z obietnicą godzinę później znalazłam się w biurze Mike’a. Drzwi były zamknięte, ale przez szklane szyby mogłam dostrzec odbicie jego sylwetki. Sekretarka trzęsącymi rękoma pisała coś na komputerze. Skinęłam do niej głową, na co odpowiedziała mi nieśmiałym uśmiechem, a gdy chwyciłam za klamkę dwuskrzydłowych drzwi usłyszałam początek jej protestu.
- Panno Roberts, niech pani na razie nie wchodzi. Pan Howard jest zajęty. Nie można mu przeszkadzać. – spojrzałam na nią porozumiewawczo, na co odetchnęła z ulgą. Położyłam wskazujący palec na ustach, dając jej znać, by nic nie mówiła, po czym usiadłam przy drzwiach nasłuchując trwającej rozmowy. W pokoju był tylko Mike. Sekretarka obserwowała mnie ze zdezorientowaniem wypisanym na twarzy. Pewnie w tej chwili uważała mnie za wariatkę. Może Justin miał rację z tym, że uwielbiam pakować się w kłopoty? Jednak w cywilizowany, najprostszy sposób niczego się nie dowiem. Charlotte, bo tak miała na imię sekretarka, usiadła bezszelestnie z powrotem na fotelu i normalnym tonem, nie dając nic po sobie poznać, zapytała uprzejmie:
- Napije się pani herbaty?
- Tak, poproszę.- powiedziałam szczerze się do niej uśmiechając, dziękując za wsparcie. Wyszła do sąsiedniego pokoju, aby zrobić mi herbaty, a ja wróciłam do nasłuchiwania rozmowy Mike’a.
- Obserwujcie go. – krzyknął. – Gówno mnie to obchodzi! Macie go obserwować! – był bardzo zdenerwowany, co oznacza, że coś się skomplikowało. On wręcz nienawidzi, jeśli coś nie idzie po jego myśli, ale o tym pewnie wspominałam nie raz. Chciałby być doskonały, dlatego nie pozwala sobie na błędy. Jeżeli je popełnia zawsze znajdzie winnego.- Co zrobił? – zadał kolejne pytanie, a złość w jego głosie zaczęła się potęgować. – Jak mogliście do tego dopuścić! – tu nastąpiła dłuższa chwila ciszy, widocznie ktoś zaczął się tłumaczyć. Niespodziewanie coś upadło na podłogę z hukiem, przez co podskoczyłam w miejscu wystraszona. – Musicie go znaleźć. – odpowiedział bezwzględnie, jakby w ogóle nie słuchał, co ktoś po drugiej stronie do niego mówi.- To już nie jest mój problem. - dodał chłodno i prawdopodobnie zakończył rozmowę. Szybko wstałam z ziemi w chwili, gdy drzwi się otworzyły. Stałam na przeciwko niego. Nie wyglądało to tak, jakbym sekundę temu podsłuchiwała.
- O, Rachelle, proszę wejdź.- ciepły ton, którym się do mnie zwrócił był dziwny w połączeniu z krzykiem, który słyszałam sekundy temu. Weszłam i usiadłam w fotelu, widząc stłuczoną porcelanę na dywanie.
- Charlotte! - ryknął. 
Sekretarka w pośpiechu wpadła do pokoju i trzęsącymi rękami starała się podać mi filiżankę.
- Ja to wezmę, dziękuje Charlotte.- odparłam dodając jej otuchy. Podziękowała mi skinieniem głowy i wyszła z pokoju, po czym wróciła z szufelką i zmiotką. Zaczęła sprzątać, to co zepsuł Mike, który właśnie usiadł przede mną. 
- Dzisiaj w nocy wybierzesz się do miasta. W Black Dope będzie czekać na ciebie mężczyzna przy barze. Chce spróbować mojego eksperymentu. Dasz mu torebeczkę i sprawdzisz czy działa. - Black Dope? Beznadziejna nazwa, to tak jakby napisać na szyldzie:,, Sprzedajemy nielegalnie narkotyki’’ i wysłać pisemne zaproszenie policji. - Tylko nawet nie myśl o tym, by go spróbować.- przybrał ostry jak brzytwa ton głosu, który świadczył o tym, że nie posłuchanie go przepłaciłabym życiem. Wcale nie wpadło mi to do głowy, ale takich ostrzeżeń nigdy nie jest za wiele. - Potem ktoś od nas przebrany za ochronę zetrze ślady zabójstwa. - oznajmił patrząc na mnie badawczo.- Jakieś pytania?
- Żadnych.- odpowiedziałam krótko.
- Weź ze sobą któregoś z chłopaków, żeby w razie czego mieli na ciebie oko. 
- Nie ufasz mi? Myślałam, że już to przerabialiśmy. - powiedziałam znudzona, spoglądając na plakietkę z jego imieniem i nazwiskiem leżącą na biurku.
- Nie, nie chcę by coś ci się stało. Pierwszy raz to - pomachał mi torebeczką z białym proszkiem przed oczami.- ujrzy światło dzienne. Jeśli dostanie się w niepowołane ręce jesteśmy skończeni. Dlatego to ty to załatwisz. Mam nadzieje, że tego nie spieprzysz. 
- Mike, moje zadania zaczęły się spieprzać, od kiedy przyszła tutaj jedna osoba. Mam nadzieję, że wiesz o kim mówię.- nie mógł nie wyczuć mojej pretensji w głosie.
- To teraz zrób to, o co cię proszę i pokaż mi, że to on jest winny, a nie twoje rozkojarzenie. Kim jesteś, żeby dawać się kontrolować takim bzdurom? - mogłam mu tłumaczyć, że to uczucia i nie potrafię z nimi walczyć, ale Mike dawno nie odczuwał prawdziwych emocji. Został aktorem, który wiecznie odgrywa swoją rolę i chyba tego teraz oczekuje również ode mnie.
- Miałam cię za bardzo inteligentnego mężczyznę, Mike. Nie wpadłeś na to, że to ty możesz być winny? Kiedy ostatnio pokazałeś mi, że jestem twoją dziewczyną, a nie twoim pracownikiem? - zapytałam z ustami tuż przy jego twarzy. 
 - Może znudziłeś się mną, co? Może stwierdziłeś, że jestem dla ciebie za dobra? - udałam, że bardzo się tym przejęłam i jest mi niewyobrażalnie przykro, ale Mike wiedział, że po prostu jestem w tym momencie wściekła.- Lepiej ci ze świadomością, że pieprzy mnie jakiś facet, którego w ogóle nie znasz i myśli, że może zrobić wszystko? Nie boisz się, że jest lepszy od ciebie? - urwałam raptownie, czując że chyba przesadziłam.
- Nie.- odparł niepewnie. - Wiesz dobrze, że robi to z tobą, bo musi. Bo ja tego chciałem.- jego głos stracił na sile. Mimo tego jego słowa zabolały, a ja nie miałam zamiaru cierpieć, dlatego znowu zaatakowałam:
- A pytałeś mnie, czy ja tego chcę? - zaśmiałam się sarkastycznie. - Może na początku tak było. Ale gdy wróci, zapytaj czy nadal robi to z obowiązku. - położyłam mu rękę na ramieniu i przejechałam palcem po krawędzi jego dolnej wargi. - Oczywiście jeśli liczysz na to, że powie ci prawdę. – prychnęłam słodziutkim, sztucznym głosem.
- Nie wiem, czemu jesteś pewna, że przeżyje.- westchnął, a jego ton nabrał podejrzeń, które szybko rozwiałam:
- Ostatnio robisz wszystko, żeby utrudnić mi życie. Zawsze w taki sposób, którego sobie nie życzę. Tak więc nieważne czy cały, czy prawie martwy - wróci. Nie masz czasu, by szukać kolejnej zaufanej osoby, która miałaby takie umiejętności jak on. Mam z nim kilka niezałatwionych spraw. Mimo że to ty wszystko wymyśliłeś, zrobił wystarczająco dużo, bym go znienawidziła. 
- Więc nie jest ci taki obojętny, hę? - stwierdził.
- Jeżeli przez to rozumiesz chęć zniszczenia go, to nie, nie jest mi obojętny, a jak na razie nie zabije go tylko dlatego, że jest tobie potrzebny. - oznajmiłam. Mike uśmiechnął się tak, jakby nie wierzył w moje słowa. - Wątpisz? - zapytałam zakładając ręce na piersi. 
- Zobaczymy. Weź tę torebkę i załatw to. - szepnął i wskazał mi drzwi.
- Wiesz? Właśnie miałam to zrobić. Nie mam ochoty patrzeć już na twoją gębę. Zagubiłeś się Mike. Myślisz, że będąc takim - zmierzyłam go wzrokiem.- jesteś niezwyciężony, ale nie wiesz, że gdy wreszcie wygrasz nie poczujesz szczęścia. Nie potrafisz już czuć. Straciłeś siebie i swoje emocje. Będziesz biec za kolejnymi celami, które sobie wyznaczysz i nie czując nic, będziesz wiecznie gonił za spełnieniem, ale nie poczujesz go. Nigdy nie będziesz szczęśliwy i to będzie twoja słabość.- uderzyłam go w najczulszy punkt jego psychiki i wyszłam, bo wiedziałam, że nie ma mi nic więcej do powiedzenia. Teraz pozostaje mu to tylko przemyśleć. Jest nadzieja, że Mike, którego kiedyś poznałam wróci.





*******




Na dworze było bardzo gorąco. Spoglądając w górę na słońce, miałam wrażenie jakby za chwilę miało wypalić mi oczy. Dlatego zdecydowałam się na skorzystanie z hotelowego basenu. Żeby nie było mi nudno i samotnie zabrałam ze sobą Monique, czego natychmiast pożałowałam. Musiałam naprawdę mieć anielską cierpliwość, żeby przetrwać jej monologi i daleko sięgające refleksje. Nigdy nie zastanawiałam się nad tym, co będę robić w przyszłości. Nie snułam planów kupowania domku nad jeziorem i spędzania tam spokojnej starości. Nie miałam pojęcia czy w ogóle jej dożyje. Szczerze wątpię, żeby ktokolwiek z mafii się nad tym zastanawiał.
Mike stwarzał wrażenie jakby był niezniszczalny, nietykalny i nieśmiertelny. Pewnie przywykł do tego, skoro w około niego kręcili się najlepsi ludzie, którzy byli w stanie zapewnić mu całkowite bezpieczeństwo. Gotowi za niego zginąć, w tym ja. Podobno do mafii przyjmowano ludzi jednego typu, pozbawionych rodziny i życiowych zobowiązań, którzy byli wyrzutkami takimi jak ja, ale byłam pewna, że niektórzy po prostu ukrywali swoje życie prywatne, bo perspektywa wysokiego wynagrodzenia była dla nich kusząca i mogła być jedynym sposobem na utrzymanie rodziny. Wszystko spowodowane jedną osobą, która była w centrum wydarzeń z ambitnym planem stania się najbardziej wpływowym człowiekiem na świecie. Przez jego ambicje ginęli ludzie. Byłam pewna, że zagubił się w tym, zatracił w bogactwie, w poczuciu adrenaliny. Jego życie zaczęło się zmieniać, w konsekwencji jego charakter. Nauczył się odrzucać uczucia innych. Ludzkie cierpienie było dla niego czymś zwykłym, codziennym.  W pewnej chwili przestał myśleć o tym, że jest to bezduszne. Przyzwyczaił się do tego, że niektórzy ludzie muszą umrzeć, aby on mógł żyć dalej. Można by pomyśleć, że z każdą śmiercią, zabierał ofierze szczęście, a potem przekazywał je sobie. 
Nie mogłam zapomnieć jakie było moje życie przedtem, choć problemy związane z światem pełnym mafii, złych ludzi, brudnych pieniędzy i narkotyków dotykały mnie dużo wcześniej. Byłam pewna, że Mike musiał o nim zapomnieć. Nie rozumiał szczęścia zwykłych ludzi. Uważał, że są głupi, naiwni i nic nie warci. Żyją w bajce i umierają bez świadomości, co dzieje się za ich plecami. Ufają, że szczęściem jest samo życie, że ludzie są dobrzy, a dobra materialne nie przynoszą im szczęścia. Żyją według typowego schematu, nie odbiegają poza standardy. Są tchórzami, którzy nie potrafią stawiać czoła problemom. Egoistami, którzy sądzą, że mają najgorsze życie i poważne problemy, których nie da się rozwiązać. Zamartwiają się drobiazgami, układają sobie przyszłość, tkwią w przeszłości i są zbyt leniwi, by pracować czy żyć z dnia na dzień. Nie rozumieją, że aby coś dostać od życia, trzeba działać, starać się. Izolują się od innych, mają do siebie nawzajem żale, ukrywają sekrety, niewypowiedziane słowa męczą ich od środka. Wierzą, czują, ale widzą tylko siebie, kryjąc się pod słabą maską empatii i wzajemnej tolerancji. Trudno im decydować. Mają swoje pragnienia, o które nie walczą wystarczająco. Są bezradni i niewinni, bo tak jest łatwiej. Popełniają błędy, wiedząc o nich - powtarzają je wiele razy. Cały czas mówią o moralnych wartościach, a jednak w praktyce nie są takie ważne, zapominają o nich. Przed znajomymi udają różne osoby, pokazują jak szczęśliwie żyją, mimo że nie jest idealnie. Na koniec znikają, ale przed tym myślą o tym ile ludzi będzie ich opłakiwać i jak będzie wyglądał ich pogrzeb. Czy będą ich pamiętać? Liczą, że na górze czeka na nich Ktoś, Kto był z nimi cały czas, kto pomagał im w najtrudniejszych chwilach, bądź zgotował im piekło na ziemi i umierają. 
To było jego własne pojęcie życia, lecz Mike nie był taki na początku. Tęskniłam za tym ludzkim Mikiem, który wpakował mnie w to gówno. Nie zaprzeczę temu. Wtedy jednak, czułam jego miłość. Byłam pewna, że mnie kochał. Możecie w to nie wierzyć, ale tak właśnie było. Troszczył się o mnie i potrafił odnaleźć granicę, znaleźć ten złoty środek, który pozwalał mu być zarówno chłopakiem, który kocha swoją dziewczynę i mężczyzną, którego życie zmusiło do zarabiania pieniędzy w taki, a nie inny sposób. Postanowiłam, że zrobię wszystko, żeby zwrócić mu choć trochę człowieczeństwa. Jednak za nic w świecie nie będę dla niego jedną z tych żywych zabaweczek. Zrobię to, nie ulegając mu. Za długo czekałam i pozwoliłam na to, żeby stał się potworem. Z dnia na dzień, coraz gorszym. W głębi mego serca nadal go kochałam, mimo że większą część moich rozmyślań zajmował Justin o którym starałam się nie zapomnieć. Nawet na jedną króciutką chwilkę. Łatwiej moje uczucia do niego zmienić w nienawiść niż udawać, że nie czuję do niego nic. Wtedy mogłabym stać się takim potworem jak Mike, a tego nie chciałam.
- Jesteś jakaś inna. – stwierdziła Monique ze zdziwieniem.
- Jak to inna? – zapytałam nie bardzo wiedząc, o co jej chodzi.
- Nie wiem, po prostu zachowujesz się trochę dziwnie. Jesteś bardziej pewna siebie. Nie żeby mi się to nie podobało. Coś się stało?
- Powiedziałam Mike’owi, co myślę o jego pomysłach. – pochwaliłam się, czując satysfakcję. Na twarzy Monique pojawił się wyraz zdumienia. Dosłownie ją zatkało.
- Nie wierzę! Zrobiłaś to! Postawiłaś się mu! – po chwili ciszy krzyczała z radości. Nagle zrzedła jej mina.- Zdajesz sobie sprawę, jak w tym momencie skomplikowałaś swoje życie?
- A może być bardziej skomplikowane? - zapytałam zrezygnowana. Miałam już dość kąpieli w basenie.
Bez słowa wyszłam z wody, czując wzrok wszystkich obecnych mężczyzn. Uśmiechnęłam się. Parę minut później dostrzegłam Monique, która bez namysłu biegła za mną na boso po śliskich kafelkach.
- Nie wiem, czy to twoja wina, czy wina tego stroju, ale nie wierzę, że tak po prostu nagle wszyscy patrzą się na ciebie.- mruknęła do mnie. Poczułam się jak w jakimś słabym filmie o nastolatkach.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz. – powiedziałam niewinnie i spojrzałam w tył, słysząc pogwizdywania i pojedyncze komentarze. Nie mogłam też nie słyszeć oburzenia innych kobiet. Zazdrość to silne uczucie. Położyłam się na leżaku, a w ślady za mną poszła Monique.
- Jasne.- syknęła z kpiną. Czyżby panna Howard zrobiła się zazdrosna? - Pożyczę od ciebie ten strój. Czerwony powinien być dla ciebie kolorem zakazanym.
- Dlaczego?
- Nie uważasz, że piętnaście napalonych mężczyzn jest wystarczającym powodem by zamknąć cię w pokoju na klucz? To się może bardzo źle skończyć.
- Twoje instynkty samozachowawcze są zboczone zawodowo. Nie możesz ciągle martwić się o mnie. Chyba, że to nie jest troska, a zabójcza zazdrość. - zaśmiałam się, zakładając okulary przeciwsłoneczne.
- Nie, nic z tych rzeczy. Po prostu już widzę jaką hotel miałby opinię po takiej bójce. Na pewno nie moglibyśmy się tutaj więcej zatrzymywać. A ja naprawdę lubię to miejsce. Chociaż mój brat wpadłby w szał, co byłoby nawet zabawne, zważywszy na absurdalność tej sytuacji.- zaśmiała się rozsiadając na leżaku obok. – Przyniesiesz mi drinka? – poprosiła.
- Czemu nie zrobisz tego sama? – spojrzałam na nią zsuwając okulary z uniesioną brwią do góry.
- Jeżeli zostawię cię tu samą, to pożrą cię wzrokiem. – uśmiechnęła się zginając jedną nogę w kolanie.- Poza tym nie chcę stracić tak dobrego miejsca, jeżeli któryś zdecyduje się, żeby opowiedzieć tobie jaki jest wspaniały i zaproponować ci randkę.
- Niech ci będzie.- przerwałam jej monolog, wstałam i pochyliłam się, by wydobyć z leżaka moje japonki.
- Po prostu nie wierzę. Proszę cię, okryj się chustą. – jęknęła, kładąc lewą dłoń na twarzy.
- O co ci znowu chodzi? Jesteś za drażliwa, a to jest basen. Każdy tu ma na sobie kostium kąpielowy, nie zauważyłaś? - zmarszczyłam brwi, bo jej uwagi stawały się być dziwne.
- Widzę faceta z obrączką na ręce, który z zainteresowaniem ogląda twój tyłek. To już przesada. Chcesz rozwalić czyjeś małżeństwo? Może interesujesz się kłótnią z gigantycznie zazdrosną żoną?
- To jego wina, że patrzy.
- Nie, kochanie. Oni są jak zwierzęta, to silniejsze od nich. – odpowiedziała rzeczowym tonem.- A ta laska na pewno nie będzie miała pretensji do swojego świeżo upieczonego męża, tylko do dziewczyny, która jest ładniejsza od niej. 
- Skąd ty to wszystko wiesz? - zapytałam z konsternacją na twarzy. Widząc, że otwiera buzię, zatrzymałam ją gestem ręki. - Nie, nie mów. Nawet nie chce wiedzieć. Idę po drinki. 
- Okej, czekam! – zawołała szczęśliwa, pospieszając mnie ruchem dłoni. 
Przeszłam do małego baru na basenie i oparłam się o drewniany blat. Uśmiechnęłam się do kelnera i powiedziałam:
- Dwa mojito z lodem poproszę.- zatrzepotałam rzęsami. Nalał mi napoju do dwóch plastikowych kubków i do każdego włożył śmiesznie wykrzywioną słomkę. 
- Na koszt firmy. - uśmiechnął się uwodzicielsko. Dlaczego on musi uśmiechać się jak Justin? Nie miałaś o nim myśleć. - pouczyłam się błyskawicznie.
- Dziękuję bardzo. - wymamrotałam mniej entuzjastycznie i zostawiłam kelnera odrobinę zdezorientowanego moją nagłą zmianą zachowania.



******



Wysiadłam z samochodu, spojrzałam na zegarek – dochodziła dziesiąta. Weszłam do klubu Black Dope, a zaraz po mnie Scoot, który znakomicie udawał, że wcale mnie nie obserwuje i nie przyszedł tu ze mną. Ubrałam się w obcisłe jeansy i czarną tunikę na ramiączkach, która falowała w powietrzu w momencie, gdy chodziłam. Do tego miałam bardzo wysokie, czarne szpilki i torebkę, w której miałam trudno wykrywalny telefon, czerwoną szminkę i plastikową torebeczkę z narkotykiem – gwoździem dzisiejszego programu. Usiadłam na krześle barowym i zaczęłam niepozornie rozglądać się po klubie. Przy barze było pusto. Zamówiłam kieliszek czystej wódki i szybko ją wypiłam. W momencie, gdy postawiłam kieliszek na stole obok mnie usiadł młody chłopak przedstawił się mi z uśmiechem na twarzy. Był ubrany w zwykły T- shirt z nazwą jakiegoś rockowego zespołu i jeansy. Średniej długości brązowe włosy przysłaniały mu szare oczy. Wyglądał zwyczajnie, jakby nie był z ,,mojego świata.'' Nagle usłyszałam czyjś głos, który doskonale znałam. 


,,Spójrz na mnie tak, żebym się w tobie zakochał.
Musisz działać na ludzi hipnotyzująco.''



Zdezorientowana rozejrzałam się znowu po klubie, na koniec trafiając na zdziwione spojrzenie chłopaka. Musiało to wyglądać tak, jakbym była jakaś obłąkana.
- Mam na imię Dan. Masz dla mnie to, czego potrzebuję? - zapytał nie owijając w bawełnę. Nim zdążyłam odpowiedzieć, znowu ten sam głos dosłownie zabrzmiał w mojej głowie.


,,Nie jesteś dobrą aktorką. Mnie nie okłamiesz, wiem że Ci się spodobałem''


Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Trzasnęłam ze złości pięścią o blat. Jeżeli zawalę misję przez jakieś durne urojenia w mojej głowie, to chyba się załamię.
- Jeżeli zależy ci na tym, co mam… musisz być bardziej dyskretny.- syknęłam ze złością. Co to ma być? Jakiś sabotaż? Chciał, żebyśmy oboje trafili na policję? Widać, że był zielony. Kto go zatrudnił? Żal mi było tego chłopaka. Ktoś musiał nim kierować i stał się pajacem od brudnej roboty. Narzędziem do testowania. Przynętą. Znałam to skądś. Chociaż on tak zapewne o sobie nie myślał. Pewnie uważał, że jest kimś bardzo ważnym. Że tylko on potrafi wykonać swoje zadanie. A prawda była taka, że był idealny do tego, żeby umrzeć.
- To w takim razie chodźmy na górę.- oświadczył i wstał nawet na mnie nie czekając. Smarkacz. Gdy znaleźliśmy się w pokoju zamknął go na klucz. Stanęłam i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Od razu zasłoniłam rolety. Spojrzał na mnie wyczekująco. Podałam mu narkotyk widząc, że trzyma coś za sobą nieudolnie chcąc to ukryć. Wykręciłam mu rękę na plecach i zabrałam mu... nóż?



,,O mało byś się we mnie nie zakochała.''



- Co ty chciałeś zrobić? - warknęłam zirytowana, chowając jedną ręką nóż do torebki. I odganiając od siebie powoli głos, który do mnie trafiał. Musiałam go zignorować.
- Miałem za zadanie zabić cię i wziąć narkotyk.- powiedział spanikowanym głosem. Stałam sparaliżowana nie dlatego, że przestraszyłam się Dana, ale dlatego, że mało brakowało, żebym zaraz zobaczyła przed sobą Justina, wypowiadającego kolejną porcje kpiarskich komentarzy. - Błagam nie zabijaj mnie! - jęknął  chłopak z zamkniętymi oczami. To mnie trochę sprowadziło na ziemię. Chwilę temu byłam w stanie nawet go uratować, ale po nieudanej próbie zaatakowania mnie, właśnie stracił swoją szansę. Po co mam ratować idiotę? Jednego mniej, przysłużę się światu. I nagle nie wiedziałam co robić. Zawiesiłam się. Ile mógł mieć lat? Siedemnaście? Słyszałam jak nadal mamrocze coś do siebie. Pewnie w rzeczywistości to była jakaś litania do mnie, żebym nie złamała mu ręki. Nagle wszystko zdawało się być ode mnie oddalone. Jakbym znalazła się w innym pomieszczeniu. W mojej głowie usłyszałam głos Justina, który był prawie tak realny jakby stał koło mnie:



 ,,Rób to co zawsze, kiedy masz kogoś zabić.''


Te słowa zadziałały na mnie jakbym miała w sobie jakiś przycisk włącz. Zalała mnie fala złości. Już nie byłam zła na tego chłopaka, tylko na to, co się dzieje. Nie mogłam zapanować już nad niczym. Starając się nie myśleć o Justinie nagle w najmniej odpowiednim momencie słyszę jego arogancki ton. Słyszę słowa, które już znałam. Pamiętałam nawet, kiedy to mówił. Straciłam samokontrolę.
Rzuciłam Dana na łóżko i wepchnęłam mu zawartość torebki do ust. Dusił się. Usiadłam na nim okrakiem i trzymałam mocno, by ten nie próbował się wyszarpnąć. Po jakiś pięciu minutach chłopak miał mętny wyraz twarzy i przestał się wyrywać. Po dziesięciu minutach wyglądało jakby zasnął. Dotknęłam jego szyi, chcąc wyczuć puls. Umarł. Przeszukałam jego kieszenie. Znalazłam portfel i dowód tożsamości. Przeszły mnie ciarki po plecach. Rzuciłam dowód obok jego ciała. Poszłam do łazienki, włączyłam kran z zimną wodą i umyłam ręce. W ubikacji spuściłam torebkę i zadzwoniłam do Scoota.





_________________________________

Witam was w tę cudowną niedzielę! 
Przedstawiam wam Rozdział 21.
Nie byłam pewna, czy zdołam opisać to, co jest
w mojej głowie, gdyż od tygodnia jestem
chora i karmią mnie antybiotykiem. 
Sierpień jest dla mnie miesiącem wyjazdów,
ale mam nadzieję, że dodam z  3 lub 4 rozdziały.
Zobaczymy. 
 
Bardzo spodobał mi się pewien kawałek, chociaż
przyznam, że teledysk w pewnych momentach dziwaczny,
ale tę piosenkę właśnie słyszałam w klubie: 

 


Dziękuję wam za komentarze oraz mam nadzieję, że wypoczywacie 
gdzieś, nie jesteście takim pechowcem jak ja 
i nie siedzicie w domu. 


Oglądajcie, piszcie, pytajcie. ;) 
Do następnej! 

<3 


Jeśli spodobał Ci się ten rozdział, bądź uważasz, że całkiem go zawaliłam,
 tudzież zniszczyłam twoje wszelkie wyobrażenia, 
lub po prostu wiesz, że sprawi mi to wielką radość i być może zainspiruje 
napisz komentarz.


ROZDZIAŁY | LISTA INFORMOWANYCHZWIASTUN | KONTAKT


7 komentarzy:

  1. Rozdział 21. wyszedł ci świetnie. Twój styl pisania jest coraz lepszy, czuję to w trakcie czytania, które jest szybkie, lekkie i co najważniejsze - przyjemne. Wszystko tak ładnie do siebie pasuje, wszystko się dopełnia. Lepiej być nie mogło. : )
    Super, że Rachelle sprzeciwiła się Mike'owi i że chce obudzić w nim resztki człowieczeństwa. Takiego czegoś mi brakowało. Ten Mike taki okrutny, potworny, ja to wiem. Ale to jeszcze bardziej sprawia, że chciałabym poznać jego w wersji bardziej przyjaznej i czułej, choć na chwilę. Czy tak się stanie, czy może plany Rach pójdą na nic lub pogorszą sprawę, wszystko się okaże.
    Rachelle ma problemy z zabijaniem. Czyżby to było ponad jej siły?
    Jeszcze raz, rozdział naprawdę przewspaniały, przecudowny. Kocham twoje opowiadanie. Będę to pisać w każdym komentarzu na tym blogu. Jestem z ciebie dumna i kibicuję ci w wydaniu własnej książki, haha! :D
    Lovkiii ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Chcialas komentarz, a jak wiesz ja nie potrafie ich pisac ehhh
    Rozdzial cudowny ciekawi mnie postac "starego" Mike'a
    Rachellle nie moze zapomniec o Justinie pomieszal jej chlopak w glowie ;)
    Ciekawa jestem czy Rachelle stawiajac sie Mike'owi nie pogorszy sprawy
    No nic udanych wakacji i zeby weny Ci nie zabraklo
    Pozdrawiam /Fragola456 ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Woooooo! Dzieje się... cieszyłam się, że stara Rachelle wróciła, ale teraz nie jestem tego taka pewna eh LOL szkoda mi jej trochę i muszę powiedzieć że lubię Scoot'a :D
    @himyliam

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochana ja przez prawie cały ten miesiąc byłam chora i siedziałam w domu! Też musiałam się faszerować antybiotykami;] Więc połowa wakacji do dupy!XDD Rozdział jest świetny! Jestem mile zaskoczona, bo jest taki długi i dodałaś go szybko jak na cb;] Z niecierpliwością czekam na następny;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Podoba mi się twój cały blog, tło muzyka wszystko świetnie dopasowane. Będę musiała przeczytać twoje wcześniejsze posty. Rozdział świetny :)

    http://prisonersofthemoon.blogspot.com/ - zapraszam do siebie

    OdpowiedzUsuń