niedziela, 9 listopada 2014

Rozdział 24

   

Stałam jak wryta w podłogę. Ze strachem patrzyłam na jego rozbestwioną twarz. Za nim stało czterech umięśnionych mężczyzn, których ręce z pewnością potrafiłyby zmiażdżyć mi kości. W oczach Slade'a wybuchały iskry satysfakcji. Wiedziałam, że jest okropny, ale teraz nienawidziłam go jeszcze bardziej. Miałam nadzieję, że rozdział tej misji jest zamknięty. Skąd on do cholery wiedział, gdzie jesteśmy? Zmierzyłam go najbardziej morderczym wzrokiem, bo tylko na tyle mnie było stać i rzuciłam się w stronę tylnego wyjścia domu. Nie moi drodzy, moje życie to nie jest film, nie pójdę na górę tak jak każda dziewczyna w opałach i nie będę się zamykać w łazience, jakbym miała jakieś wątpliwości czy trzech złych facetów może roznieść drzwi jednym kopnięciem. Nie miałam przy sobie broni. Jev stał już przy drzwiach i mi je otwierał. Zebrałam tyle sił w sobie ile potrafiłam, żeby sprintem pobiegnąć w głąb lasu. Co jakiś czas sprawdzałam, czy Jev za mną nadąża. Nie mógł przecież mi dorównać po urazach jakie doznał ostatnio na misji. Na chwilę zwolniłam, żeby mnie dogonił i zaczerpnęłam przy okazji tchu.
- Gdzie jest Nate? - zapytałam sapiąc, zgięta w pół z dłońmi na kolanach.
- Ja... Nie mam pojęcia. Może pobiegł w drugą stronę. Pobiegłem od razu za tobą.- odpowiedział dusząc się. Usłyszałam szelest liści. Już nas doganiali. Kiedy miałam coś powiedzieć, ktoś rzucił się na mnie od tyłu. Silną ręką przyciskał mi twarz do brudnej i wilgotnej ziemi. Usłyszałam szyderczy śmiech, którego właścicielem nie mógł być nikt inny jak tylko Slade. 
- Jestem zaskoczony, że tak łatwo zabrać Howardowi jego ulubioną zabaweczkę. Wiedziałem, że nie trudno cię złapać, ale myślałem, że on będzie bardziej pilnował swoich skarbów.- przerwał, śmiejąc się.- Pokaż mi jej twarz.- powiedział chłodno, a mężczyzna, który cały czas mnie trzymał, mocno pociągnął mnie za włosy wyrywając część z nich.
- Dupek.- syknęłam wściekła i spojrzałam na Jeva, którego obezwładniało dwóch innych mężczyzn.
- Jesteś taka zawzięta. Pokłady twojej energii kiedyś się kończą? – postanowiłam zignorować jego pytanie i zaczęłam zadawać pytania.
- Jak nas znaleźliście? – grałam na zwłokę, wiedząc że czas jest jedynym, co mogłoby nas teraz uratować.
- Od miesięcy śledzimy każdy samochód wynajęty przez Howard Company.- wyjaśnił zadowolony.
- Mike będzie tutaj za pięć minut i nie przegapi okazji, by pokazać wam kto tu rządzi! Jeśli chcesz zyskać choć kilka dodatkowych z ostatnich godzin swojego życia, radzę zacząć już teraz uciekać w kierunku Grenlandii. – zaczęłam blefować, mając nadzieję, że Nate już wezwał pomoc i zaraz się tu zjawi.- Nie lubi zimnego klimatu.
- Jesteś taka urocza, ale traci mi się cierpliwość. – mówił irytującym głosem, sztucznie się uśmiechając. – Założyć jej worek na głowę i do samochodu, a tego tam zapakować na tyły w bagażniku. – jego pomocnicy pokiwali głową na znak, że zrozumieli polecenie. To była ostatnia szansa.
- Slade, czekaj! – wrzasnęłam w stronę jego odchodzących pleców znikających w ciemności.
- Czego chcesz, księżniczko? – zapytał obracając się. Co oni mają z tą księżniczką? Gdybym tylko uwolniła się od tego śmierdzącego potem oprycha…
- Zostaw Jeva. Chciałeś mnie, masz to czego chciałeś. On nie jest ci potrzebny. – powiedziałam, ciężko oddychając.
- Mógłbym to zrobić, ale jedna zabawka więcej to lepsza zabawa. – zatarł ręce.
– Już nie mogę się doczekać.



******



Nie wiem kiedy straciłam przytomność, ale byłam niemal pewna, że czymś mnie odurzyli. Znajdowałam się w jakimś pustym magazynie. Poznałam to po zapachu stęchlizny i gipsu, który zapewne sypał się ze ścian. Wreszcie rozwiązali mi oczy. Powstrzymałam odruch, żeby zasłonić je przed rażącym światłem żarówki zawieszonej na drucie. Szarpałam się z nimi kiedy kazali mi usiąść na krzywym drewnianym krześle. Moje ręce przywiązano do oparcia krzesła. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Jev siedział po drugiej stronie na podłodze, kilka metrów ode mnie ze spuszczoną głową. Jego nadgarstki były przytwierdzone łańcuchami do ściany.
- Jev! Żyjesz? – szepnęłam, kiedy zostawiono nas samych. Chłopak powoli podniósł głowę.
- Rachelle...- wysapał wyczerpany. Ciężko unosiła się jego klatka piersiowa. Pobili go, jego twarz wyglądała okropnie. Było na niej pełno krwi. Chciałam podejść do niego, otrzeć ją z jego twarzy, ale byłam bezsilna.
– Gdzie jest ten sukinsyn? – powiedziałam do siebie przez zęby. Na skrzypienie starych metalowych drzwi przeszły mnie ciarki. Obcy mężczyzna zdecydowanym krokiem podszedł do mnie. Zmierzyłam go wzrokiem. W dłoni trzymał bat.
- Jesteś ładna. Szkoda tej pięknej buźki.- spojrzał na mnie uważnie, a ja obdarzyłam go czystą pogardą.- Ha, zadziorna. Szef lubi takie. Wielka szkoda.- westchnął, po czym zadał mi pierwszy cios. Wrzasnęłam z bólu. Czułam jak bat rozdziera mi skórę. Zdjął mi bluzkę i zaczął ranić moje plecy. Jev krzyczał do niego, ale ten nie reagował nawet na jego prowokacje. Dwa lata temu nie wiedziałabym jak to jest stanąć twarzą w twarz z katem. Z każdym uderzeniem usiłowałam się przekonać, że boli mniej. Wiedziałam czego się spodziewać. To jest prawdopodobnie mój koniec. Nikt mnie tu nie znajdzie. Stawianie się im było bez sensu. Po jakimś czasie przestała mi przeszkadzać krew z nosa spływająca do moich ust. Przyzwyczaiłam się do niewyraźnych kształtów migających przed moimi oczami. Zaczęłam nawet je w jakimś stopniu odróżniać. Bardzo bolała mnie głowa od licznych uderzeń. Policzki miałam całe zaczerwienione – byłam tego pewna, bo czułam jak mnie pieką. Nie płakałam. Wkrótce moje mięśnie były wiotkie i czułam się lekka. Nie czułam już bólu, ale mężczyzna wciąż zadawał mi kolejne uderzenia.
- Zapytam ostatni raz. Co sprzedaje twój szef i jaka jest receptura tego świństwa?
- Nie wiem. Nie mam pojęcia. Nie dzieli się ze mną tą wiedzą.- stwierdziłam, że lepiej będzie jeśli nie dodam: ,,A gdybym nawet wiedziała, nie powiedziałabym wam.’’ Tym razem Bóg mnie wysłuchał. Ciosy były na tyle silne, że z szoku i agonii szybko mdlałam.  
Nie wiem ile tu już siedziałam. Czasem budziłam się jak przychodziła pewna kobieta i wlewała mi wody do ust, a potem zapychała je jakąś obrzydliwą papką. Za każdym razem kiedy chciałam wypluć to paskudztwo dostawałam w twarz, a później traciłam przytomność. Byłam osłabiona. Wracałam do rzeczywistości rozpalona z gorąca, a po chwili moje powieki zamykały się zabierając mnie w ciemną bezpieczną otchłań. Nie wiedziałam już co z Jevem. Pamiętam, że któregoś dnia obudziłam się, a jego nie było. Nie miałam władzy nad moim ciałem. Nie chciałam nawet na nie patrzeć. Czułam się sparaliżowana od głowy aż po czubki palców u stóp.
- Mamy już dosyć czekania na twoje odpowiedzi. Skoro nie chcesz nam pomóc, my nie możemy pomóc tobie. – oznajmił cierpko Slade, odgarniając kosmyk moich włosów za ucho. Myślałam, że moje ciało już nie odbiera żadnych bodźców z zewnątrz. Jednak na jego dotyk wzdrygnęłam się. Widząc to wziął rękę. Palce miał brudne od krwi. Mojej krwi.
- Gdzie jest Jev? – wysapałam, błądząc oczami po pomieszczeniu. Nie miałam siły trzymać głowy ku górze, a co dopiero ruszać nią.
- Nadal cię obchodzi ta łamaga? Przenieśliśmy go do innego pomieszczenia, za każdym razem, kiedy chcieliśmy wydobyć z ciebie jakieś informacje, darł się na cały głos. Nie mogliśmy tego wytrzymać. – powiedział z irytacją w głosie. Wreszcie zauważyłam, że w kącie pomieszczenia stoi dwóch ochroniarzy.
- Ile czasu minęło? – zapytałam.
- Trzy dni. A twój Mike nadal nas nie znalazł. Czy ty w ogóle kiedykolwiek go obchodziłaś? – zakpił.
- To nie twoja sprawa. – warknęłam i splunęłam na niego.
- Pamiętam jak się poznaliśmy. Widzisz do czego doprowadziłaś? Trzeba było wtedy być grzeczną dziewczynką.
- Wal się. – prychnęłam i usłyszałam śmiechy jego towarzyszy, które ucichły, gdy tylko obrócił się w ich stronę.
- Oj skarbie, ty chyba nigdy się niczego nie nauczysz. Wystarczyło z nami współpracować. Miałabyś wszystko. Po pierwsze nie siedziałabyś tutaj.- wbił we mnie wzrok, mając chyba nadzieję, że zaraz będę go błagać, żeby mnie oszczędził i wyśpiewam mu wszystko.
- Nie chcę współpracować z tobą, wolę umrzeć. – wysyczałam ze złością.
- Skoro tak… Jakieś ostatnie życzenie? – zapytał wyciągając z tylnej kieszeni pistolet. Było mi już wszystko obojętne.
- Zgiń, frajerze. – miałam nadzieję, że moje usta w tamtej chwili chociaż odrobinę przypominały drwiący uśmieszek.
- Jesteś taka urocza. Jak mogłaś zmarnować taką szansę, słoneczko? Mogłaś poprosić o wszystko. – uśmiechnął się w ten swój głupkowaty sposób. – Imponujesz mi, dlatego dostaniesz drugą szansę. Czego chcesz? – kiedy chciałam powiedzieć pewien wulgaryzm, który był teraz bardzo na miejscu, wpadłam na pomysł.
- Przynieście mi wódkę z Black Dope i upewnijcie się, że coś do niej dosypali.- powiedziałam nagle rozbawiona. Zaskoczyłam samą siebie.
- Słyszeliście chłopaki? Jazda!- krzyknął. – Ja tu zostanę z naszą cudowną panienką.- szyderczo się uśmiechnął,  pokazując zęby.
Przysięgam, gdybym miała władzę w chociaż jednej dłoni, zacisnęłabym ją w pięść i z chęcią wybiła mu te jego śnieżnobiałe ząbeczki… Nie żal by mi było nawet, jeśli to byłaby ostatnia rzecz jaką zrobię. Nigdy nie miałam okazji myśleć o tym jak chciałabym umrzeć, ale z pewnością nie w taki sposób. Nie wiem dlaczego łudziłam się na coś innego. Przecież taka śmierć była najbardziej prawdopodobna, biorąc pod uwagę to, czym się zajmuję. Co ja wtedy sobie myślałam? Nic. 
Po prostu, tydzień temu wyznałam chłopakowi co czuję, co było dla mnie wyzwaniem, za które teraz grozi mi śmierć. Zachował się jak idiota, a ja i tak chciałabym znowu go zobaczyć, dotknąć. Tymczasem siedzę na jakimś śmierdzącym odludziu i chcę chociaż usłyszeć jego głos, wywołany jakimś świństwem, które dosypali mi do whisky w nocnym klubie. Nie brzmi to dobrze. Nie, to w ogóle nie brzmi. Powinnam teraz z nadzieją czekać na Mike’a, chcieć zobaczyć, dotknąć i usłyszeć właśnie jego, a nie Justina. Głupia Rachelle, kiedy ty przestaniesz o nim myśleć? Czy chociaż w takiej chwili możesz przestać? Ten dupek nie tylko złamał mi serce, ale zabrał mi mózg… Nie mogę się poddać. Muszę się na nim zemścić... Brawo Justin, wygrałeś. Wykonałeś swoje zadanie, uwiodłeś mnie, zraniłeś, opuściłeś i wygrałeś walkowerem.
Po godzinie stanął przede mną Slade z whisky w dłoni. Jego orangutany odwiązały mi ręce. Wszyscy wiedzieli, że mam naprawdę marne szanse, żeby w ogóle wstać z krzesła. Slade chciał podać mi kieliszek, ale widząc mój ogromny wysiłek w zrobieniu tego niewielkiego gestu zaproponował mi pomoc i przykładając lodowatą (w porównaniu z temperaturą mojej skóry) szklankę do warg, lekko i stopniowo przechylając ją. Gorzki płyn rozpływający się w moich ustach zapiekł mnie w gardle.
- Chłopcy wyjdźcie.- powiedział, a kiedy wyszli, zwrócił się do mnie.- W takim razie muszę cię pożegnać. Naprawdę bardzo mi przykro, że muszę o zrobić. – na chwile ucichnął. - Jednak chcę żebyś wiedziała, że gdy tylko umrzesz, przelecę cię martwą.- od początku wiedziałam, że mam do czynienia z wariatem. Ale nie wiedziałam, że jest aż tak bardzo nienormalny. Czy ja zawsze muszę mieć do czynienia z jakimiś świrami, albo niewyżytymi mężczyznami? Nie wiem co jest gorsze.
- Jesteś bardziej obrzydliwy i chory psychicznie niż myślałam.- skwitowałam krótko.-  W takim razie nie wiesz jak bardzo się cieszę, że mnie przy tym nie będzie.
- Nie zamierzasz już walczyć…- oddalił się ode mnie o jakieś dziesięć kroków, wyjął pistolet z tylnej kieszeni i wycelował go we mnie. Nie usłyszałam kolejnych słów, bo poczułam, że gdzieś biegnę. Przede mną była głęboka ciemność, po chwili zobaczyłam sceny, które przewijały się w zawrotnym tempie:




Ten był całkiem inny od pozostałych. Zdecydowanie się wyróżniał. 
Miał coś dobrego w oczach. Po prostu widziałam to […] 
Nie, nie mogłam go zapomnieć. Od razu wiedziałam, że tak się nie stanie. 
[…] Nim zdążyłam cokolwiek przemyśleć, chłopak znalazł się obok mnie.
- Cześć.- powiedział uwodzicielsko się uśmiechając. [...]
- Mówisz do mnie?- zadałam głupie pytanie.
-Tak, a widzisz tu kogoś innego?- uśmiechnął się jeszcze raz skrępowany.



- Pocałuj mnie i udawaj, że jesteśmy razem.- szepnął mi na ucho. 
Upuściłam obcasy na  podłogę. [...]
- Co? - powiedziałam, jakby nie rozumiejąc jego słów. 
Wywrócił oczami i zaczął działać. 
Moje rozpalone usta były pokładane namiętnymi i przyjemnymi pocałunkami. 
Oddałam jego pocałunek wgryzając się delikatnie w jego dolną wargę i oblizując ją. 
Wbiłam palce w jego włosy, nie myślałam racjonalnie,
 zapomniałam o całym niebezpieczeństwie. […] 
Owinął sobie moje nogi wokół siebie i nadal namiętnie powoli całował mnie,
kręcąc loki z moich włosów. Nie mogłam złapać oddechu.
Justin dostrzegł to i przeniósł swoje usta na moją szyję [..] 
- Poszedł już.- mruknęłam cała rozpalona w jego usta.
 Jeszcze raz oblizał moje.
- Możesz przestać nie ma go już... - powtórzyłam cicho jeszcze lekko rozkojarzona,
 stykając swoją dolną wargę z jego.



- Naprawdę, nie wiem dlaczego tak upodobałeś sobie łazienki.
 W dodatku damskie.- syknęłam po cichu, wpatrując się w niego. 
Dziwiło mnie to, że wyglądał jakby nikt go nie dotknął. 
Kiedy stałam przy drzwiach razem z nimi
 kilka minut temu, zapowiadało się na porządną bójkę.
- Tak i dziwnym jest to, że zawsze jesteś w nich ty. – dokończył za mnie 
z szyderczym uśmiechem.



-Tutaj, nie ma praw. Nie ufam im, tak samo jak tobie. -wskazałam na niego palcem, 
po czym wbiłam mu go w klatkę piersiową.
- Tak mi przykro. Naprawdę... jakoś,
 gdy zobaczyłaś mnie w klubie po raz pierwszy
 wierzyłaś w każde słowo, które ci powiedziałem.




- Nie. Ty nigdzie nie idziesz.- powiedział mi na ucho, chwytając mnie za rękę 
i sprowadzając mnie z powrotem na ziemię.
- Nie ty będziesz o tym decydował.- spojrzałam na niego z furią w oczach.
- Właśnie, że ja.- był nieugięty.
- No to się zdziwisz.




- Kimkolwiek on jest, uważam, że powinnaś go teraz znaleźć i
 powiedzieć mu prawdę.
- Ten ktoś, o kim mówisz.. jest dość skomplikowany.- mruknęłam, nie mogąc znaleźć
odpowiedniego słowa, opisującego mojego trenera.



- Nie potrafisz walczyć, dlatego nie rozumiesz.
 Nie posłuchałaś się mnie! Prosiłem cię.- mówił szybko i z wyrzutem.
 – Swoim przybyciem, wywołałaś kolejny problem. 
Muszę teraz chronić twój tyłek, zamiast ich zabić.
- Świetnie, bo liczyłam bardziej na coś w stylu : 
,,Dziękuje za uratowanie życia.’’ No ale jak wolisz.
- Poradziłbym sobie bardzo dobrze bez ciebie.



- Nic mi nie jest…- Tak, rana na pół brzucha, 
to tylko takie ,,draśnięcie,’’ nic wielkiego.[…]
- Daj mi to, jeszcze bardziej wszystko rozpaprzesz. 
Sięgnęłam po wodę utlenioną i waciki.- usiadłam na wannie,
naprzeciwko Justina.
- Nie, proszę. – odsunął się ode mnie i jęknął..
nawet go jeszcze nie dotknęłam.
- Będzie szczypać…
- Dostałeś tyle razy w gębę i to – zaśmiałam się i pokazałam mu wacik nasączony wodą 
–  ma cię boleć? Przestań, nie jesteś małym dzieckiem. Trzeba to odkazić.
- Poradzę sobie... możesz iść.
- Zamknij się, po prostu. – poprosiłam… naprawdę grzecznie, 
ale inaczej by się nie dało. 
– Zacznij mówić coś do mnie, nie myśl o tym. – powiedziałam, 
widząc że nadal chciałby uciec z tej ciasnej łazienki.
- Ten dureń miał nóż... Nie zauważyłem go,
 bo spojrzałem na Jeva jak sobie radzi...- tłumaczył się
 i przerwał sycząc z bólu. Widziałam jak za każdym razem,
gdy go dotknęłam jego mięśnie się napinały.[…] 
Potem spojrzałam na niego 
i mechanicznie zaczęłam oczyszczać
mu jakieś zadrapania na twarzy. 
Nie wiem jak to się stało, ale nerwowo
ciągle usiłowałam znaleźć jakąś jeszcze ryskę, 
która nie istniała, żeby ją oczyścić. 
Jego oczy uważnie śledziły moje ruchy. 
Wstałam, objął mnie ramieniem.
- Rachelle, starczy.. już. – powiedział tuż przy moich ustach. 
Mogłam poczuć jego ciepły oddech na mojej skórze.
- Ale.. – chciałam już się obrócić i nawilżyć wacik. 
Strącił mi go z rąk i położył moją dłoń na swoim ramieniu. 
Przybliżył się i zetknęliśmy się ustami. 
Przeniósł swój wzrok od moich oczu i do ust, 
musiałam się podobnie zachowywać. 
Czułam jego smak, całą kwintesencję uczucia. Zatracałam się i pragnęłam.





- Wracamy.-  zarządziłam. 
Teraz dopiero pomyślałam o tym,
że mogłam to powiedzieć jakiś kilometr wcześniej.
- Nie.- usłyszałam.
 Natychmiast obdarzyłam go moim najostrzejszym spojrzeniem,
 które chyba nie zdołało ukryć zaskoczenia. 
No dobrze, nie spodziewałam się,
 że będzie mi tu skakał z radości
 i od razu się zgodzi, ale…
- Mamy jeszcze coś do załatwienia.- powiedział
 i popchnął mnie do najbliższego pnia.
Poczułam na plecach chropowatą korę. 
Zarwał się wiatr i na chwilę zasłonił mi pole widzenia moimi włosami. 
Sekator… dajcie mi tu piły. 
Zabiję go, po prostu go zabiję!
 Podszedł do mnie z tym swoim chytrym lisim uśmieszkiem. 
– Mam cię.- powiedział i położył dłonie na moich biodrach.
- Nie dotykaj mnie. Jeżeli za chwile nie weźmiesz
swoich macek z mojego ciała, to
 licz się z tym, że ci je odgryzę.- ryknęłam, wbijając w niego
nienawistny wzrok.
- To dziwne, biorąc pod uwagę,
 że zawsze gdy ciebie dotykam to drżysz. - oderwał jedną dłoń od mojego ciała, palcem wskazującym pogładził mój policzek aż do dolnej wargi. - To zabawne. 



- Skarbie, jeżeli się na mnie rzucasz, to z innymi zamiarami.
 – na chwilę przez jego twarz przebiegł cień łagodności. 
Uśmiechnął się, westchnął  i owionął mnie swoim oddechem. 
Zahipnotyzowana zbliżyłam się do niego. 
Przez dłuższą chwilę staliśmy bardzo blisko siebie, 
czując swoje oddechy jakbyśmy chcieli odkryć,
 które z nas wytrzyma dłużej. 
Wyciągnęłam rękę i strąciłam jego pistolet na ziemię. 
Wcale się tym nie przejął, 
tylko kopnął go gdzieś dalej.
 Po chwili przydusił mnie do drzewa, 
składając namiętny pocałunek na moich ustach. 
 Złączył nasze palce i pogłębiał go.
- Jesteś okropna i wredna.
- mruknął, łapiąc oddech i oblizując dolną wargę.
- A ty głupi i irytujący.
- odpowiedziałam, sekundę później przegryzając ją. […]
- Nie powinniśmy wracać? – westchnęłam, pozwalając
 aby ustami drażnił moje czułe miejsce na szyi.
- Powinniśmy.- odpowiedział wracając do moich ust.

  

- Jestem tu tylko po to, 
by pokazać tobie jak bardzo jesteś słaba.[…]
 Do zobaczenia, wrócę by dalej cię dręczyć.



To ostatnie wspomnienie jakie zobaczyłam zbudziło mnie z transu. Zaczęłam krzyczeć: ,,Miałeś wrócić!" I czułam jak łzy spływają po moich policzkach. Dopiero teraz dałam upust moim emocjom. Rachelle?! Rachelle?! Rach?! – usłyszałam jego głos, tak realny jakby mnie wołał. Czyżby to nadal działa? Nie mogłam mu odpowiedzieć. Łzy nadal sączyły się z moich oczu. Były tak lodowato zimne, pewnie dlatego, że miałam temperaturę. Poczułam, że ktoś kładzie mi dłoń na kolanie, a drugą czule ociera łzę. Było to tak prawdziwe i elektryzujące, że zmusiłam się do otworzenia oczu.
- Justin? – miałam takie wrażenie jakby to była kolejna scena wywołana narkotykiem w whisky.
- Jestem tutaj. – powiedział ciepło, a do mnie dotarły wreszcie inne dźwięki z otoczenia jak odbezpieczanie pistoletu, przeraźliwe krzyki i huk pocisków wirujących po całym pomieszczeniu. Justin chwycił mnie pod kolanami i wyniósł na korytarz. Grube mury były tak szczelne, że za zamknięciem metalowych drzwi nie słyszałam prawie nic. Ale nie to było dla mnie ważne.
- Wróciłeś.- powiedziałam, nie mogąc ukryć uśmiechu. Wtedy wszystko sobie przypomniałam. I z całej siły uderzyłam go w twarz. Nie mogłam uwierzyć, że jeszcze ją miałam. Jednak złość potrafi wszystko.
- Okej, zasłużyłem.- przyznał zgaszony. Wyglądał obłędnie. Czarny strój, idealne rysy twarzy, rozczochrane włosy, usta, które prawdopodobnie z nerwów przegryzał, bo były odrobinę popękane, ale to nie był powód, dla którego mogłabym nie chcieć go teraz pocałować. Zdążyłam zapomnieć jak bardzo intensywny czekoladowy brąz błyszczy w jego oczach. Kiedy miałam zacząć reprymendę podszedł do nas facet również ubrany na czarno, którego nie mogłam rozpoznać, bo nosił kominiarkę. Gdy znalazł się przy nas ściągnął ją.
- Rachelle, kochanie, żyjesz! Nie wiesz jak się cieszę! Wszystko w porządku? – zapytał Mike głaszcząc mnie po głowie z troską. Pochylał się nade mną i spoglądał mi w oczy.
- Bywało lepiej.- powiedziałam, słabo się uśmiechając. ,,Budynek opanowany, czekamy na rozkaz.” – usłyszałam w jego mikrofalówce.
- Justin, zabierz ją stąd. Wsadź ją do samochodu i jedźcie do hotelu. Ja muszę się z nimi policzyć. – powiedział rozwścieczony Mike. Nie chodziło tu o mnie. Chodziło o jego dumę. Byłam jego własnością, która została skradziona. – Trzymaj się mała, później porozmawiamy. – powiedział i po prostu odszedł. Co jest ważniejsze od jego interesów? Chyba nic, oprócz niego samego. 
- Musimy porozmawiać.- odezwał się po raz pierwszy Justin od kiedy go uderzyłam, gdy siedzieliśmy w samochodzie, a ja nawilżonymi chusteczkami wycierałam twarz i starałam się uspokoić oddech. Nareszcie czułam się bezpiecznie, nie wiem dlaczego.
- Uwielbiam gdy to mówisz. – zaczęłam coś bełkotać. Było mi niedobrze. Mimo wszystko nadal miałam wrażenie, że to, co widzę jest jakimś złudzeniem. Nieprawdą. Za chwilę miałam się obudzić, zobaczyć Slade’a i tak po prostu zniknąć. – Uważasz, że naprawdę jestem w stanie rozmawiać o czymkolwiek? – wreszcie odwzajemniłam jego spojrzenie, na co on tylko uśmiechnął się krzepiąco. Odważyłam się wreszcie obejrzeć rany na moim ciele. Odchyliłam bluzkę, by zobaczyć brzuch. Justin obserwował mnie uważnie, równocześnie starając się nie na długo ściągać wzrok z drogi. Jednak odwrócił na chwilę głowę na widok krwi. Otwarte rany przyklejały się do materiału, co niemiłosiernie mnie szczypało. Szczególnie na plecach, bo dotykałam nimi oparcia fotelu.   
- Trzeba z tym jechać do szpitala, nie wygląda to za dobrze. – Jeżeli to nie jest prawdziwy Justin, to naprawdę zbyt realne są te omamy. To coś, co spróbowałam musi być cholernie mocne.  
- Tak i co im powiesz? – zapytałam, wstydząc się patrzeć w jego twarz. – Moja koleżanka wywróciła się na rowerze, a potem dla zabawy przeturlała się po torach kolejowych ? Czy może: moją koleżankę skrzywdzili bardzo źli ludzie, którzy chcą zabić jednego z największych dilerów w Nowym Yorku. Proszę, pomóżcie jej. Na pewno nie zawiadomią policji. Masz rację. – westchnęłam, wywracając oczami. – Jedź do hotelu, jeden z naszych klientów jest wysoko wykwalifikowanym lekarzem. Nie odmówi mi pomocy.


*******


Leżałam w swoim łóżku. Poprzednia noc była bardzo wyczerpująca. Szybko usnęłam po wszystkich badaniach. Doktor Rickquell przyjechał o drugiej w nocy i czekał na mnie w specjalnym pomieszczeniu, w którym odbywały się najczęściej nielegalne operacje. Znajdowały się tam normalne łóżka szpitalne i sprzęt medyczny. Oczywiście, ani ta sala, ani sprzęt, ani operacje formalnie nie istniały. Wszystko po to, aby nie mieć problemów z policją. Oczywiście, ona była niczym w porównaniu z naszą mafią, ale zabójstwo całego posterunku nie uszłoby uwadze wyższym służbom specjalnym, a wtedy mogło się zrobić nieprzyjemnie. Po wszystkich badaniach kontrolnych lekarz kazał zawieść mnie do pokoju. Jedna z jego asystentek zrobiła mi opatrunki. Czułam się trochę jak jakaś mumia. Rano obudziła mnie Monique, widziałam jak próbuje się do mnie dostać wczoraj w nocy, ale ochroniarze jej na to nie pozwolili.
- Nadal nie rozumiem jakim cudem mogło do tego wszystkiego dojść. – powiedziała zmartwiona siedząc po drugiej stronie łóżka. Jej mina definitywnie świadczyła o tym, że wyglądam koszmarnie. Oczy miała szkliste od płaczu. – Przecież ty mogłaś…
- Monique, mówię ci już setny raz. Śledzili nas. – odparłam. – Ja czuję się naprawdę dobrze i nigdzie się nie wybieram. Mam plany.
- Tak, wiem. Chcesz odegrać się na nim, ale dla mnie to całkiem bez sensu.
- To nie jest bez sensu. Zasłużył sobie na to.
- Musiał być jakiś powód, że tak cię potraktował.
- Powód?... On jest po prostu idiotą. Zagrał na moich uczuciach. Dałam się złapać w jego gierki. Nic poza tym. Wykonał robotę. Jest wrednym, dwulicowym, obrzydliwym ignorantem. – z każdym słowem podnosiłam ton głosu.
- Dobrze, że chociaż energii ci nie brakuje. To znaczy, że wracasz do formy. – skomentowała krótko.- Nie wierzę, że mówił to na poważnie.
- Jeśli uważasz, że to miał być żart, to on ma bardzo dziwne poczucie humoru. – parsknęłam ze złością.- Dlaczego tak myślisz? Niewiele z nim rozmawiasz. Nie znasz go.
- Całą noc siedział tu przy tobie. Gdyby był takim za jakiego go masz, nie czuwałby nad tobą.
- Może po prostu zrobiło mu się mnie żal. Koniec tematu. – kiedy Monique chciała zaprotestować, do mojego pokoju wszedł Mike.
- Wstałaś? – powiedział ciepłym głosem. Czy on naprawdę mógł być tak wielkim złoczyńcą? Na jego twarzy malowała się troska. To wcale nie był najbardziej wpływowy człowiek w Nowym Yorku, to był Mike – mój chłopak. – Siostrzyczko, zostaw nas samych.- zwrócił się do Monique.  Ona zmierzyła go tylko wzrokiem i zamknęła za sobą drzwi.- Jak się czujesz?
- Coraz lepiej. Nie wiem czy to nie zasługa leków przeciwbólowych.
- Mam coś dla ciebie. – zaczął. Mike pomyślał o mnie? Może jak wyzdrowieje zabierze mnie gdzieś i odpoczniemy od tego wszystkiego… Może chce pobyć ze mną chociaż parę dni? Zaczęłam umierać z ciekawości. Okej, umierać nie jest tu dobrym słowem, szczególnie po tym, co się stało. Gdy ujrzał zaciekawienie czające się w moich oczach, z tajemniczym uśmiechem wręczył mi plik papierów i machnięciem ręki zachęcał mnie, żebym je przejrzała.
- Co to jest? – zapytałam, patrząc na niego podejrzliwie.
- To jest, moja droga, dwadzieścia pięć procent udziałów w Howard Company, naszej firmie. – nie trzeba mi tłumaczyć, że pod słowem firma kryje się nasza mafia, a te udziały to głównie zyski z handlu i kradzieży narkotyków. – Od tygodnia pokazujesz mi na co cię stać. Zrobiłaś się taka… twarda. Zaskoczyłaś mnie. To jest ten moment, gdy jesteś gotowa przyjąć swoje ciężko zarobione pieniądze. Zasłużyłaś na to. – tylko dlatego, że nakrzyczałam na niego i wczoraj byłam bliżej śmierci niż zwykle, on daje mi pieniądze? Trzeba było pokrzyczeć na niego wcześniej. Ile ja dobrych okazji zmarnowałam? 
Uśmiechnął się, pocałował mnie w policzek i pożegnał się, mówiąc:
- Ciesz się z wolnego. Masz chwilę, by dojść do siebie. Muszę iść. Wszystko samo się nie zrobi. Mamy dużo roboty.
- Znaleźliście Nate’a? – zapytałam.
- Wysłałem ludzi, żeby się nim zajęli. Nie mamy pojęcia gdzie jest. Wszystko wygląda tak, jakby po prostu zniknął. – zamknął za sobą drzwi.
Świetnie. Dostałam jakieś pieniądze, które wcale nie są mi potrzebne. Chcę odzyskać człowieka, którego kochałam. Czy już wszystko, co mi powie będzie związane z jego interesami? Może ja też jestem jakąś jego żywą inwestycją?  Teraz wyglądam okropnie, jestem cała obolała i posiniaczona. Nie wyśle mnie na misje w takim stanie, to było jasne. Jeżeli rany dobrze się nie zagoją, on sam może się mnie pozbyć. Nadal łudziłam się, że to mój Mike. Jednak teraz coraz bardziej stawaliśmy się sobie obcy. 



- Wszystkiego najlepszego, skarbie! – powiedział radosny i dumny tata, ściskając swoją malutką córeczkę. Posadził ją sobie na kolanach i uśmiechał się, gdy ta palcami chwytała za jego czarne wąsy. Śmiała się, jej oczka błyszczały z radości. Była podekscytowana i pełna zapału, wpatrzona w tatę jak w obrazek. Był jej ideałem, tak bardzo go kochała.
- Mam coś dla Ciebie. – powiedział tajemniczo, nie mogąc powstrzymać śmiechu. Sześcioletnia córeczka była jego oczkiem w głowie.
- Co to takiego? - patrzyła uważnie jak z kieszeni kamizelki wyciąga ostrożnie aksamitną, różową chusteczkę. Gdy rozwinął ją, jej oczkom ukazał się złoty łańcuszek z małym serduszkiem.
- Gdy będzie Ci źle, pomyśl o tym, że tatuś jest przy Tobie. Tutaj - wskazał na jej serduszko.- w twoim sercu i bardzo Cię kocha. 







____________________________ 

Witajcie kochani!  
Z przykrością przyznaje, że bardziej tego zepsuć nie mogłam.
 Gdyby Justin zapukał do drzwi, nie uważacie, że byłoby nudno?
 Jestem bardzo szczęśliwa, że 
pod ostatnim postem było aż 12 komentarzy. 
To naprawdę miłe. 
Mam nadzieję jednak, że tym razem
zmusicie mnie do tego bym 
dodała go wcześniej i będzie ich znacznie więcej. ;) 
Obiecuję, że tym razem Justin 
nie zniknie z życia Rachelle na tak długo. 
Jak myślicie, co teraz  zrobi?
Ja wiem jedno - jeszcze dużo się może wydarzyć. 


Potrzebuję Waszej pomocy. 
Chciałabym, żeby więcej osób dowiedziało się o moim blogu.
Proszę przekażcie innym adres bloga i jeśli
uważacie, że jest wart tego,
polećcie go.

Pamiętajcie! Im więcej komentarzy, tym szybciej rozdział! ;) 
 Niestety musicie pamiętać, że chodzę do szkoły,
tak więc rozdziały dodaję w weekendy.
Przypominam zwiastun, twitter i lista informowanych
Wpisujcie się i informujcie mnie o zmianie nazwy.  ;)  
Lecę się przygotować do dzisiejszej gali MTV EMA.
Nie mogę się doczekać! 
Do następnej! 




 



Jeśli spodobał Ci się ten rozdział, bądź uważasz, że całkiem go zawaliłam,
tudzież zniszczyłam twoje wszelkie wyobrażenia, lub po prostu wiesz,
że sprawi mi to wielką radość i być może zainspiruje napisz komentarz.


ROZDZIAŁY | LISTA INFORMOWANYCHZWIASTUN | KONTAKT 


15 komentarzy:

  1. Jezu wreście Justin wrócił mam nadzieje ,że będzie go więcej poza tym świetny rozdział ale Mike powinien bardziej okazywać uczucia ale wiem też iż jemu zależy tylko na forsie czekam i nie mogę doczekać się następnego ! pierwsza

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju kocham to. Jestem ciekawa jak potoczy sie ciag dalszy. Masz wielki talent do pisania, wiec nie zmarnuj go. I wiedz, iż komentarzy moze byc mało, dużo osob czyta tego bloga. Miazga! Czekam na nastepny. Xoxo

    OdpowiedzUsuń
  3. Wreszcie!!
    Cudowne!! :**
    I dziewczyno to ze masz malo komentarzy to.nie znaczy ze nikt tego nie czyta!
    I to nie powod do dodawania rozdzialow pozno :(
    Kocham to opowiadanie!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jej! Justin wrócił! dhvhjdsvbjvbsjdbvjsdvhsvhdv Jak ja kocham te tekst Rachelle lol i jejku myślałam, że ją zabiją uf. Mam nadzieję, że rozdział będzie niedługo
    @himyliam

    OdpowiedzUsuń
  5. Jest to jedno z najbardziej orginalnych i nie powtarzalnych DANGEROWYCH opowiadan. Serio szacun :) ogromny talent. Nie moge doczekac sie dalszego ciągu wydarzen. I blagam cie pod żadnym pozorem nie przestawaj pisac. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Boskie!!
    Masz talent!
    Naprawde świetne!
    Czekam na nastepne mam nadzieje ze dodasz jeszcze dzisiaj lub jutro :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wow!
    To opowiadanie jest unikatowe!
    Uwielbiam je !!
    Jejj nie moge sie doczekac kolejnego rozdzialu :33 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Sjjxjxjdjdgegeggehee ^^
    Justeeeenn <3
    Ojoj
    Kocham to opowiadanie ^^

    OdpowiedzUsuń
  9. Kolejny rozdział!!!!!!!
    Kolejny rozdział!!!!!!!!
    Kolejny rozdział!!!!!!
    Szybko bo umre!!!! :D
    *.* *.* *.*

    OdpowiedzUsuń
  10. Jejku :33
    Tak mi brakuje tej chemii pomiedzy justinem i rachelle :33
    Jeejj ^^
    Kocham to!
    Dajcie kolejny rozdzial nooo :(

    OdpowiedzUsuń
  11. Jeśli nie dodasz tego Rozdzialu jak najszybciej obiecuje Ci, ze znajde cię i dopilnuje zebys dodala ten rozdzial serio hah. Nie moge się doczekac następnego. :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Hahahaa podpisuje sie pod ten wyzej hah
    Zerkam tu codziennie i ciagle nie ma nastepnego
    Doprowadzisz mnie do jakiejs depresji hahah
    <3 :**

    OdpowiedzUsuń
  13. czekam na następny hasoifawg

    OdpowiedzUsuń
  14. Akcja jak z prawdziwego kryminału :D Chcę takich częściej. No i więcej Mika... ;p

    OdpowiedzUsuń
  15. No i wrócił mój Jus ale się ciesze rozdział boski boski i jeszcze raz boski

    OdpowiedzUsuń