Siedziałam w samolocie między Scootem, a Justinem. Oboje zajmowali się graniem na komórkach, a ja siedziałam bezczynnie, cała spięta. Wcale nie bałam się startu, bardziej przerażała mnie świadomość, że za osiem godzin będziemy w Mediolanie. Poprawiłam swoją czarną koronkową sukienkę i starałam się o tym nie myśleć. Zamknęłam na chwilę oczy, rozluźniając się przy dźwiękach muzyki płynącej z słuchawek mojego telefonu. Po kilku utworach, kiedy ponownie je otworzyłam, zauważyłam, że Justin gdzieś poszedł. Nie miałam powodu, żeby się tym martwić. Jednak po pięciu minutach nie wytrzymałam i pochyliłam się w stronę Scoota, mówiąc:
- Gdzie poszedł nasz zabójczy trener? – gdy nie usłyszałam jego odpowiedzi zdzieliłam go lekko w głowę. Podziałało. Spojrzał na mnie, z niechęcią odrywając się od gry.
- Co? – warknął niezadowolony.
- Gdzie jest Justin? – zapytałam ponownie.
- Pomyślmy, gdzie mógłby pójść... przejść się po całym samolocie z nudów? Hmm.. no nie wiem. Pewnie poszedł do toalety. – mruknął i wznowił grę.
- Ile minut temu? – nie dałam mu spokoju.
- Dziesięć.
- Dziesięć? I to cię nie dziwi? – zaczęłam odpinać pas. Jak można być takim idiotą, żeby nie zorientować się, że za długo go nie ma? Nie jesteśmy tu na wczasach! Pytanie, które również nasuwało mi się na usta to: Jak można być takim idiotą, żeby wychodzić na dziesięć minut do toalety, nic nie mówiąc? Scoot nawet na mnie nie spojrzał. Jak zwykle wszystko muszę robić sama. Wstałam z fotela i minęłam długonogą stewardesę.
- Toaleta na końcu pierwszej klasy jest zajęta, musi pani przejść do drugiej. – powiedziała, sztucznie się uśmiechając. Dziękuję bardzo, przynajmniej teraz wiem, gdzie go szukać. Nic jej nie odpowiedziałam. Gdy przeszłam przez całą pierwszą klasę zapukałam do drzwi.
- Justin, jesteś tam? – zapytałam zduszonym głosem, gdyby ktoś teraz zapragnął sprawdzić nasze dokumenty, byłoby niezłe zamieszanie, bo teraz Justin nazywał się William Collins. Ciekawe jakbym miała się z tego wytłumaczyć. Nazywam go Justin, bo tak lepiej brzmi. Tak, na pewno by mi uwierzyli.
Otworzył drzwi i wciągnął mnie do środka, zamykając je. Zaskoczona, oddychając płytko położyłam dłoń na jego klatce piersiowej.
- Myślałem, że już nie załapiesz i nie przyjdziesz. – powiedział roześmiany, całując mnie. Gdy skończył oparłam się o drzwi, zagryzając dolną wargę. Jego lewa dłoń wylądowała na moim prawym udzie. Jesteśmy sami w ciasnej toalecie. O nie. Patrząc mu prosto w oczy wodziłam dłońmi po jego klatce piersiowej. Zatrzymałam się na jednym guziku jego niebieskiej koszulki.
- Czy ty chcesz zrobić to, co myślę, że chcesz zrobić? – zapytałam, uśmiechając się.
- Jeśli chodzi ci o to..- szepnął, kładąc dłoń na moim policzku i pocałował mnie delikatnie. – I o to...- zaczął składać pocałunki wzdłuż mojej szyi. Objęłam go, trzymając dłonie na jego łopatkach. Znowu pachniał tymi perfumami. Palcem odwinął materiał mojej sukienki, delikatnie szarpiąc, żeby się nie podarła, odkrył moje prawe ramię. Jego miękkie wargi pozostawiały za sobą moją gęsią skórkę.
- Co jeszcze chciałbyś zrobić? – wymamrotałam nieprzytomna słabym głosem. Po tych słowach wrócił do moich ust, namiętnie mnie całując. Gdy zaczerpnął powietrza, błądziłam wzrokiem po jego twarzy, walcząc z ochotą pocałowania go raz jeszcze.
- Chciałbym…- powiedział wsuwając dłoń między moje nogi pod sukienkę. Wiedziałam.
- Okej, przestań.
Spojrzał na mnie zdezorientowany. Chciałam to zrobić, ale to nie był dobry moment i miejsce. Nie mogłam go za to winić. Nie okazywaliśmy sobie naszego uczucia przy innych, a gdy nadarzyła się sposobność, żebyśmy byli sami, wszystko w nas buzowało i nie byliśmy w stanie tego kontrolować.
Spojrzał na mnie zdezorientowany. Chciałam to zrobić, ale to nie był dobry moment i miejsce. Nie mogłam go za to winić. Nie okazywaliśmy sobie naszego uczucia przy innych, a gdy nadarzyła się sposobność, żebyśmy byli sami, wszystko w nas buzowało i nie byliśmy w stanie tego kontrolować.
- Dlaczego?
- Myślisz, że się nie zorientują, co tu robimy? - to nie wystarczyło, żeby wybił sobie z głowy ten pomysł.
- Naprawdę musimy się tym przejmować? – jęknął zrezygnowany.- Nie wiadomo kiedy będziemy mogli być sami.- przypomniał mi.
- Poczekaj, aż będziemy w hotelu. – szepnęłam w jego ucho. – Też bym chciała to zrobić, ale to nie jest dobry pomysł.- jedną dłonią pogładziłam jego prawy policzek.
- Musisz to robić? – syknął mi w twarz.
- Ty mnie tego nauczyłeś. – zaśmiałam się.
- I właśnie teraz tego żałuję.
- W hotelu, obiecuję. – objęłam go za szyję, patrząc na niego błagalnym wzrokiem.- Nic ci się nie stanie jak trochę poczekasz.
- Ale teraz mam na ciebie ochotę. – odparł zrezygnowany. – I fakt, że jesteśmy tutaj w tym ciasnym pomieszczeniu i nikt nas nie widzi, sprawia, że nie mogę się pohamować. – dodał, kładąc obie dłonie na moich biodrach. Nadal próbował mnie przekonać.
- Będziesz musiał to zrobić. Pięciogwiazdkowy hotel też będzie świetnym miejscem i nie będzie w nim śmierdziało tak jak tutaj. – zatkałam nos, marszcząc brwi. – Jeżeli tak bardzo ci zależy na łazience, możemy zrobić to dzisiaj w wannie. - przegryzłam nieświadomie dolną wargę.
- Jesteś urocza, gdy proponujesz mi seks. Ale… - Mówiłam kiedyś, że jesteśmy oboje bardzo uparci? Zmieniam zdanie, on jest bardziej.
- Ćśś.. Nie dyskutuj ze mną. – powiedziałam zdecydowanym tonem. Położyłam wskazujący palec na jego ustach. Następnie uśmiechnęłam się, pokrzepiająco go całując, ale tak krótko, że nawet nie zdążył tego odwzajemnić. – Chodź. - szepnęłam słodko. Gdy otworzyłam drzwi dwie stewardesy patrzyły na nas z zaciekawieniem. Bez wstydu, pewnym krokiem przeszłam obok nich, rzucając im spojrzenie pełne pogardy i przeczesałam włosy palcami. Za mną wyszedł Justin, dziewczyny uśmiechnęły się do niego i zrobiły mu przejście. On natomiast podrapał się po karku, odwzajemniając ich gest i szedł za mną. Czemu wszyscy muszą tak na niego reagować? Wiem, że jest cholernie przystojny, ale tak jakby jest mój. Tylko ja mogę tak na niego patrzeć… Teoretycznie. Kiedy z powrotem usiedliśmy na fotelu poczułam się zmęczona. Szybko zasnęłam, nie dostrzegłam nawet, kiedy moja głowa znalazła się na ramieniu Justina. Mimo, że powinnam była odsunąć się od niego, tak było mi wygodnie i nie miałam zamiaru tego zmieniać, bo chciałam się wyspać. Czeka nas długi dzień.
******
Scoot zajął się poszukiwaniem Mirandy Kerr. Od początku całego show dzieliła nas tylko godzina. Justin i ja staliśmy przy jednym z tylnych wejść do ogromnej hali. Jak na razie naszym największym problemem było to, by dostać się do środka. Już dłuższą chwilę staliśmy przed ochroniarzami, tłumacząc im, że jestem jedną z modelek, które występują dziś wieczorem, ale utknęłam w korku. Po burzliwej dyskusji zdecydowali, że zadzwonią do jednego z organizatorów.
- Obiecali, że zaraz kogoś przyślą i to wyjaśnią. – oznajmił w końcu.
- Świetnie.- mruknęłam rozkapryszona. Musiałam przecież udawać urażoną divę. Piętnaście minut później pojawił się blondyn z słuchawką w uchu i teczką.
- Pan William Collins, zapraszamy. Drugi dźwiękowiec już czeka na pana.- powiedział organizator, wskazując mu drzwi po lewej. Ochroniarze odsunęli bramki. – Ta dziewczyna jest z tobą? – zapytał po chwili, zauważając mnie.
- Tak, to Mindy…
- Nieważne, potrzebujemy modelki. To twój szczęśliwy dzień, mała. - uśmiechnął się do mnie zawadiacko. - Chodźcie.
- Dziękuję.- odpowiedziała miłym dla ucha głosem. Patrzyła na mnie bardzo pewna siebie, ale jej serdeczność nie była sztuczna. Szczerze się uśmiechnęła. Dostrzegła, że jestem trochę zestresowana.
- Zastępujesz Mirandę? – zapytała.
- Tak. To mój debiut, bardzo się denerwuję.- powiedziałam coś, co po części było prawdą.
- Jeżeli się potkniesz, wstań i idź dalej. Nie myśl o tym jak wyglądasz, gdy idziesz, bo zaczniesz chodzić jak robot. Znam to z autopsji. – znowu się uśmiechnęła. – Najważniejsze, żebyś była pewna siebie.
- Dzięki, już mi lepiej.- powiedziałam zgodnie z prawdą, oddając jej uśmiech. Nagle zgasły światła, a po nich usłyszałam dudniącą muzykę, która była tak głośna, że przez kilka pierwszych sekund musiałam się przyzwyczaić. Organizatorzy zaczęli przekrzykiwać muzykę, mówiąc do poszczególnych modelek ustawionych na przodzie. Nie otwierałam pokazu, byłam jedną z tych, które szły na końcu. Dostałam normalne buty na obcasach, co mnie bardzo ucieszyło. Modelki Victoria's Secret są szczególne. Na pokazach nie mają grobowych, zimnych wyrazów twarzy, dlatego uśmiechnęłam się najśliczniej jak potrafiłam i miałam nadzieję, że ten koszmar szybko się skończy. Gdy nadeszła moja kolej, na początku sztywne nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Szukałam czegoś, co doda mi odwagi. Znalazłam. Czy już tak zawsze będzie? W każdej chwili muszę myśleć o nim? Coraz gorzej ze mną.
Nie potknęłam się. Nie docierało do mnie gdzie jestem. Ludzie oklaskiwali mnie i patrzyli na moje ciało. Jakim cudem teraz mam nie czuć się jak zabawka? Wśród tłumu szukałam Justina, ale nie mogłam go znaleźć. Kiedy znalazłam się na środku wybiegu uświadomiłam sobie, że to moje jedyne pięć minut. Byłam sama, jedyna w centrum uwagi. Ludzie sprawiali wrażenie, jakbym była dla nich czymś idealnym. Jakbym była aniołem, któremu zazdrościli, albo którego bali się dotknąć, bojąc się że zaraz po tym zniknie. Poczułam pewnego rodzaju satysfakcję. Po czym natychmiast skarciłam się w myślach... to wszystko źle na mnie wpływa. Stanęłam na samym końcu, zrobiłam kilka poz, które ćwiczyłam całe dnie na tę okazję, a potem obróciłam się i z ogromną ulgą zeszłam ze sceny. Pozostało mi tyko wyjść na koniec ponownie ze wszystkimi modelkami i starać nie zabić siebie ani nikogo innego przede mną czy za mną. Moja głowa cały czas była skierowana w górę. Nie odwracałam się, ani nie patrzyłam na boki. Rytmicznie i z gracją pilnowałam odstępów między modelką, która szła przede mną, aby nie wpaść na nią, ani nie zwalniać, aby ta z tyłu na mnie nie wpadła.
- Idziesz z nami na after party? - zapytała mnie Candice, kiedy ubierałam się w swoje normalne ubrania. - Świetnie ci poszło, naprawdę! Trzeba to oblać! Od dziś zaczynasz swoją wielką karierę. - szkoda, że nie wiedziała jak jest naprawdę. Nie było mi przyjemnie słuchać takich rzeczy od mojej przyszłej ofiary. Nie była brzydkim lub gburowatym facetem, ale przepiękną dziewczyną słodką jak cukiereczek... Jak miałam zabić ją z zimną krwią? Nie zasługiwała na to, co zamierzałam jej zrobić.
- Czemu nie? - wzruszyłam ramionami, przyjaźnie uśmiechając się do niej.
- Niestety nie mam wolnych miejsc w limuzynie. - oznajmiła ze smutkiem, zacięcie szukając czegoś w portfelu. - Kieruj się pod ten adres, mam nadzieję, że dotrzesz. - powiedziała, podając mi wizytówkę klubu, w którym prawdopodobnie nie stać mnie nawet na połowę szklanki zwykłego piwa.
- Dzięki, będę. - obiecałam, biorąc wizytówkę i chowając ją do torebki. Gdy obróciłam się do niej z powrotem, już jej nie było. Nagle poczułam czyiś oddech na szyi. Podskoczyłam wystraszona, widząc mojego trenera.
- Jak możesz mi coś takiego robić? - warknęłam przewrażliwiona. Uśmiechnął się do mnie cwaniacko, a ja wiedząc, że i tak nie przestanie korzystać z okazji, by mnie wkurzyć, wywróciłam tylko oczami.
- Widziałem cię w tej bieliźnie. Możesz ją wziąć ze sobą i wypróbować w hotelu? - zaproponował kuszącym szeptem, tuląc mnie do siebie od tyłu.
- Nie, nie mogę i przestań, bo Scoot nas zauważy. - uwolniłam się z jego objęć, wieszając bieliznę na wieszaku.
- To gdzie teraz? - zapytał podekscytowany.
- Masz ochotę na odrobinę zabawy? - spytałam uśmiechając się szeroko i zaczęłam machać mu przed oczami wizytówką. W przeciwieństwie do mnie, ta misja była chyba spełnieniem jego największych marzeń.
******
W klubie do którego zaprosiła mnie Candice było pełno sławnych ludzi. Nie mogłam uwierzyć, że oni naprawdę istnieją i są tak blisko mnie. Kiedy przyzwyczaiłam się do widoku Johnego Deepa już nic nie robiło na mnie wrażenia. Siedziałam przy barze, starając się uniknąć spotkania z Candice. Ubzdurałam sobie, że jak będzie bardzo pijana to może łatwiej przyjdzie mi ją zabić. Może nie będzie świadoma tego, co jej robię i umrze szczęśliwa? Wiedziałam, że moje podejście jest bez sensu, ale gdybym to ja decydowała, nie spotkałabym się z nią nigdy więcej. Niepotrzebnie założyłam się z Justinem, że zabiję ją o dwunastej. Im wskazówki zegara były coraz bliżej tej godziny, tym bardziej się denerwowałam. Natomiast Scoot zaginął w akcji. Wiedział, gdzie przyjechać, ale jak widać bardzo zaangażował się w opiekę nad Mirandą Kerr i oznajmił nam, że dla dobra sprawy zostanie z nią w hotelu, dopóki się nie ocknie. Już wiem jak może wyglądać jego poświęcenie dla dobra sprawy... Jego nieobecność nawet była mi na rękę, mogłam chwilę pobyć z moim Williamem.
- Jest tu tyle pięknych dziewczyn, nie masz ochoty przelecieć jakiejś modelki? - zapytałam, drocząc się z nim.
- Oczywiście, że chcę. - na te słowa zrzedła mi mina. Chciałam dać mu w twarz, ale sama to zaczęłam. Z resztą czemu ja w ogóle pytam uwodziciela czy przespałby się z jedną z najpiękniejszych dziewczyn na świecie? Przecież każdy facet na jego miejscu, dostający taką propozycje za żadne skarby nie odmówiłby. Odpowiedź jest oczywista.
- Na co czekasz? Leć! Upoluj swoją zdobycz.- powiedziałam, maczając usta w alkoholu. Zdecydowałam swoją głupotę usprawiedliwić jego wpływem.
- Jedna z nich, właśnie siedzi przede mną. - prawie się nie oplułam, słysząc co powiedział mój przystojny partner. - I właśnie to ją chciałbym dzisiaj przelecieć. - dodał bez krzty wstydu. Jak on może tak otwarcie to wszystko mówić? Jest nienormalny. - Im szybciej to zrobisz, tym szybciej będziemy w hotelu. - powiedział, odkładając whisky z lodem. Siedzieliśmy oboje przy barze już jakąś godzinę.
- Czy ty właśnie chcesz mi oznajmić, że powinnam jak najszybciej ją zabić, żebyś ty mógł przelecieć mnie w wannie? - oto wielki powrót uwodzicielskiego trenera. Różnica jest taka, że tym razem on ma nade mną definitywną przewagę. Wypijałam trzecią szklankę najlepszego burbona, jakiego kiedykolwiek piłam i wpatrywałam się w Justina, tak jakby był największym idiotą na świecie.
- Okej, po prostu im dłużej będziesz o tym myśleć, tym będzie ci trudniej.
- Nigdy nie dawaj mi takich złotych rad. - wypiłam naraz cały kieliszek.
- Nie za dużo? - zapytał, chwytając mnie za rękę.
- Oboje wiemy, że nie zrobię tego na trzeźwo. - spojrzałam na niego, zabierając dłoń, która w chwili gdy jej dotknął zaczęła się trząść.
- Nie jestem maszyną do zabijania. Od kiedy zobaczyłam co dzieje się z Mike'iem, nie chcę stać się taka jak on. Mam wrażenie, że z każdym morderstwem zbliżam się do tego. Poza tym ona nic nie zrobiła.
- Dlatego musiałaś wypić tyle burbona przed spotkaniem ze mną? Nie potrafisz zabijać bez alkoholu? - zapytał z błyskiem w oku. Bardzo chciał znać odpowiedź na to pytanie.
- Skąd ty wiesz, ile piłam?
- Obserwowałem cię odkąd weszłaś do klubu. Nie mogłem przestać na ciebie patrzeć. Byłaś tam najpiękniejsza.
- Widzisz, już jesteś spokojniejsza. - powiedział, a ja spojrzałam na swoje dłonie. Przestały drżeć.
- Mógłbyś zrobić to raz jeszcze? Czuję, że drżą mi nogi. - skłamałam, uśmiechając się do niego dwuznacznie.
- Będę to robił całą noc, tylko musisz ją zabić. Im szybciej to zrobisz, tym więcej nocy nam zostanie.
- Zdradziecki szantażysta. - warknęłam, schodząc z krzesła barowego. Zaczęłam szukać Candice, czułam że Justin mnie obserwuje. Nie obracałam się w jego kierunku, ale po prostu wiedziałam, że tam jest. Kiedy znalazłam Candice była lekko wstawiona. Opowiedziałam jej zmyśloną historyjkę o początku mojej przygody z modelingiem. Byłam zdumiona, że tak dużo udało mi się wymyślić. To była wielka improwizacja, ale mimo tego, nie plątałam się w słowach. Słuchała mnie zafascynowana, podobnie jak jej koleżanki. Były równie piękne jak ona, ale Candice miała to coś, co wyróżniało ją od innych. Nie dało się przejść obok niej obojętnie. Była zauważalna bez oryginalnych strojów i drogich dodatków. Powiewała od niej piękna naturalność. Zazdrościłam jej tego. Zerknęłam na zegarek, dochodziła dwudziesta trzecia trzydzieści. Czułam się jak w jakieś chorej parodii kopciuszka.
- Jestem trochę zmęczona... - ziewnęła w pewnym momencie, gdy opowiadała mi o jej pierwszym castingu do Victoria's Secret.- Mindy, mają tu naprawdę wspaniałe pokoje, jeśli chcesz możesz zostać dziś u mnie. - uśmiechnęła się serdecznie. Właśnie na to czekałam, ale na początku nie zareagowałam na swoje nowe imię. Miałam wrażenie, że mówi do jednej ze swoich koleżanek. - Mindy? - zapytała, gdy nie otrzymała ode mnie odpowiedzi.
- Naprawdę? Będzie mi bardzo miło. Nie zdążyłam nic zarezerwować, bo bardzo późno dowiedziałam się, że zastępuję Mirandę. - tłumaczyłam się. - Mam nadzieję, że wszystko z nią w porządku.- dotknęłam jej ręki, udając zatroskanie.
- Jesteś taka słodka. - powiedziała, a po chwili poszłyśmy na górę do jej pokoju. Hałas z klubu natychmiast ucichł, gdy znalazłyśmy się na szerokich schodach przykrytych ciemnozielonym dywanem.
- Jakim cudem jest tu tak cicho? - zapytałam, rozglądając się dookoła.
- Cały klub jest wygłuszony jak studio nagraniowe. Do tego ma bardzo grube ściany. Ta część jest przeznaczona dla specjalnych gości. - powiedziała, wyciągając z torebki magnetyczną kartę z numerem pokoju.
- Naprawdę, nie musiałaś... - zaczęłam, gdy znalazłam się w pomieszczeniu. Szybko wyciągnęłam telefon i napisałam Justinowi, gdzie jestem, by w razie czego zawsze był blisko. - Chodź, pokażę ci sypialnię. - jak widać nie traci czasu... Może rzeczywiście nie chce ze mną tego zrobić? Może jest po prostu miła i chce żebym u niej przenocowała? Chciałabyś... Gdy tylko zamknęła za mną drzwi, byłam pewna, że nie chodzi o przenocowanie.
- Wiedziałam, że jesteśmy takie same. - powiedziała z uśmiechem, innym niż te, które wcześniej widziałam. Czy ja naprawdę wyglądam na lesbijkę? O Boże... Patrzyła na mnie w taki sposób jak Justin, kiedy naprawdę CZEGOŚ ode mnie chce, a w jego głowie wariują bardzo brudne myśli. Czy on zawsze musi wszystko komplikować, nawet jeśli go tu nie ma? To będzie najgorsza noc mojego życia. - pomyślałam w chwili, gdy mnie pocałowała. Wszystko jest w porządku, pomyśl, że to Justin... - starałam się zwalczyć mdłości, wcale mnie to nie kręciło. Oddałam jej pocałunek, trwał zbyt długo, ale gdybym to ja go przerwała, mogłaby coś podejrzewać.
- Dobrze całujesz. - powiedziała, uśmiechając się i malując się wiśniową pomadką. Skąd wiedziałam, że wiśniowa? Gdy rzuciła mnie na łóżko mogłam jej posmakować. Już miałam ochotę zaśpiewać: I kissed a girl and I liked it. The taste of her cherry chapstick. I kissed a girl just to try it. I hope my boyfriend don't mind it.* Z każdym kolejnym całusem przyzwyczajałam się do tego. Po trzech minutach nawet zaczęłam czerpać z tego przyjemność. Nie była taka ciężka jak Justin, ale wolałam leżeć na niej z racji tego, że za chwilę miałam ją zabić. Jej dotyk był subtelny, powolny i delikatny. Tym właśnie różni się seks z dziewczyną. Facet nie potrafi być cierpliwy. Jednak ja byłam przyzwyczajona do szybkiego działania, więc wplotłam palce w jej blond włosy i uśmiechałam się do niej. Jej dłonie znajdowały się na moich pośladkach, a jej piersi stykały się z moimi. Kiedy zaczęła rozbierać moją bluzkę poczułam dreszcz strachu, ale musiałam pozwolić jej na to. Czułam jej mocne słodkie perfumy, zaczęłam całować ją po szyi, wiedząc jak to na mnie działa. Mruknęła z rozkoszy, próbując zdjąć mi spodnie. Opuszkami palców zdjęłam jej ramiączka z ramion i zostawiłam na nich ślad swoich ust. Następnie ściągnęłam do końca spodnie odsuwając się od niej, a ona korzystając z okazji ściągnęła bluzkę. Pochyliłam się nad nią odpinając guzik jej spodni i zsuwając je z niej czułam, że drży pod dotykiem moich dłoni. Jej skóra była ciepła i gładka. Następnie usiadłam na niej okrakiem, a ona przytrzymała moje biodra.. Czułam że jej palce chcą się zająć moimi jeansami, ale jej na to nie pozwoliłam. Uśmiechnęłam się do niej, całując ją w usta. Na jej stoliku nocnym był ostro zakończony metalowy pilnik. Dobre i to. - pomyślałam, wiedząc, że Justin wziął moją torebkę ze sobą, w której był mój sztylet. Całkowicie o nim zapomniałam. Chwyciłam pilnik i chciałam wbić go w jej szyję. Nim to zrobiłam oderwałam się od niej. Zdziwiona spojrzała na mnie, a ja przydusiłam jej szyję do poduszki.
- Przepraszam, ale jestem hetero, a ty możesz powiedzieć dobranoc.- powiedziałam, przykładając jej zimny metal do szyi. W tej chwili była przerażona. Spojrzała na mnie z bólem.
- Błagam, nie zabijaj mnie. - wyjąkała.
- Daj mi dobry powód.- powiedziałam zacięcie. Nastąpiła chwila ciszy.
- Ty też nie chcesz takiego życia. Widać to po tobie. - powiedziała spokojnie, przełykając ślinę.
- Okej, miałaś szansę. - powiedziałam, szykując się do ciosu, walcząc z samą sobą, by nie poddać się jej przestraszonemu spojrzeniu. Po chwili znów otworzyła usta, widząc że niepewnie przymierzam się do zadania jej bólu.
- Myślisz, że poprosiłam tatusia, żebym odziedziczyła po nim jego brudny interes? Nienawidzę tego gówna, które nam stworzył. Przez to go straciłam.- ryknęła z wyrzutem, a w jej oczach pojawiły się łzy.
- Skąd wiedziałaś, że nie chce takiego życia? - Nie, nie, nie, masz ją zabić, nie z nią gadać.- podpowiadał mi mój rozsądek, ale ludzkie uczucia zwyciężyły. Nie jestem taka jak Mike, nie chce nim być. Nigdy nim nie będę. Zeszłam z niej i usiadłam obok.- Kontynuuj.- powiedziałam, nie patrząc jej w oczy i oglądając ostry pilniczek. Jego chłód był dla mnie uspokajający. Zaczęłam piłować paznokcie.
- Wyglądasz na szanującą siebie dziewczynę, a takie jak ty nigdy nie chcą być dziwkami, jeśli nie są do tego zmuszane. Pewnie nie lubisz swojej pracy. – wykrzywiła usta z niesmakiem.
- Trafiłaś. Zastanawia mnie tylko skąd możesz to wiedzieć. Masz jeszcze jakieś ukryte talenty? Może ktoś mnie uprzedził? - to ostatnie pytanie powiedziałam wściekłym tonem i rzuciłam jej oskarżające spojrzenie.
- Nie, przysięgam. Nie wiedziałam kim jesteś. Zakładam, że w rzeczywistości nadal tego nie wiem.- powiedziała, odpowiadając na moje ostatnie pytanie. - Umiem żonglować.- dodała, uśmiechając się, ale widząc moją minę, sprostowała mniej odważnie - Zgadywałam. Jak widać intuicja mnie nie myli. Nigdy nie słyszałam o tobie. Przyrzekam.
- Mimo to, gdy wzięłam pilnik nie byłaś bardzo zaskoczona.- zauważyłam przytomnie.
- Nie podejrzewałam na początku ciebie, ale wiedziałam, że ktoś po mnie przyjdzie, to było oczywiste. Jesteś ich dziwką, prawda? – zapytała mnie wprost. Nikt nigdy nie mówił o mnie w ten sposób tak bezpośrednio. Mogłabym być urażona, ale nie mogłam kłócić się z prawdą. Tak to właśnie wyglądało. Kiwnęłam głową na tak. - Błagam cię, nie rób tego.
- Jesteś za ładna, by cie zabijać. - stwierdziłam sucho. - Wolę być określana jako specjalistka do spraw uwodzenia. - wymyśliłam tę nazwę na poczekaniu, bo jednak to jedno słowo raniło moją kobiecą dumę.
- Jak wolisz. - powiedziała wzdychając. - Zostawisz mnie tu teraz?
- Oczywiście, że nie.
- To co zamierzasz zrobić?
- Jeszcze nie wiem, ale wiem kto może to wiedzieć.- westchnęłam, sięgając po telefon. Napisałam Justinowi smsa, żeby przyszedł. Usiadłam na fotelu zakładając nogę na nogę.- Musisz mi obiecać, że zrobisz wszystko, o co cię poproszę. Wtedy będziesz mogła żyć. - spojrzałam na nią uważnie.
- Obiecuję. - powiedziała zgaszona.
- Nawet jeśli to oznacza koniec twojej kariery? - zapytałam, chcąc się upewnić.
- Wolę żyć. - odparła zdecydowanie i podkuliła kolana, obejmując je rękami, kładąc na nich brodę. - Jak masz na imię? - spytała przekrzywiając głowę na bok.
- Rachelle.- odpowiedziałam, patrząc jej w oczy.
- Bardziej pasuje do ciebie niż Mindy. - stwierdziła przeczesując włosy i smutno się uśmiechając. Po tej krótkiej wymianie zdań Justin wparował z impetem do pokoju.
- Widzę, że napisałyście w porę. Potrzebujecie kogoś do zabawy? W czym mogę pomóc? - spodziewałam się głupich tekstów, ale nie aż tak głupich. On naprawdę myśli, że podzielę się nim z jakąś modelką? Chyba z choinki spadł. Nie pozwolę, by na moich oczach zadowalał jakąś modelkę z Victoria's Secret. On jest mój.
- Ubieraj się. - powiedziałam bardziej ostro niż zamierzałam i obróciłam wzrok w stronę Candice. Przyznaję się, nie mogłam znieść tego jak mój trener pożera ją wzrokiem i jego ekscytacji na myśl o spełnieniu jego chorej, erotycznej fantazji.
- Kim on jest? - spytała, patrząc w moje oczy tak, jakby mogła z nich to wyczytać. Zaczęła ubierać spodnie.
- Jest debilem, który pragnie przelecieć wszystko co ma dwie nogi i się rusza. - W tym mnie. - pomyślałam. Musiałam się na nim odegrać, byłam na niego wściekła. Jak może mieć ochotę na takie seksistowskie żarty akurat teraz? Okej, może i byłam lekko zazdrosna. - I jest moim wspólnikiem. - dodałam na końcu.
- Rachelle...- zaczął zaskoczony Justin, ale lekceważąco machnęłam na niego ręką.
- Czy ty oszalałaś? Mieliśmy ją zabić! - wrzasnął, podchodząc do mnie.
- Ale tego nie zrobimy. - mówiłam opanowanym głosem.
- Musimy. - syknął, zamachując się na nią moim sztyletem. Chwyciłam jego rękę nim zrobił jej krzywdę. Chwila, to mój sztylet! - Justin, to moja zabójcza zabawka! Oddaj mi ją! - przez moment toczyliśmy ze sobą walkę groźnych spojrzeń. Wygrałam. Położył sztylet na mojej otwartej dłoni.
- Co chcesz zrobić? - westchnął, siadając na fotel, na którym przed chwilą siedziałam ja.
- Uratować ją, a ty mi w tym pomożesz.- złapał się za głowę, kręcąc nią na nie, a potem przetarł ją swoimi dłońmi.
- Mogę odmówić? - zapytał z nadzieją w głosie.
- Nie możesz. - odpowiedziałam władczo ze złożonymi rękoma.- Uwierz mi, nie chcesz być przeciwko mnie.
- Okej, ale zanim stąd wyjdziemy... może jednak chcecie dokończyć to co zaczęłyście? - wpadł na genialny pomysł, to było to o czym właśnie marzyłam. Czy on nigdy nie przestanie mnie wkurzać?
- On zawsze taki jest? - odezwała się Candice.
- W większej większości przypadków tak. Nie zwracaj na niego uwagi. - poradziłam, wsuwając sztylet do nogawki spodni.
Pojechaliśmy na obrzeża miasta. Justin kierował skradzionym samochodem. Siedziałam obok niego z przodu. Candice nie odzywała się do nas przez całą drogę. Gdy wysiedliśmy na opuszczonej, starej stacji benzynowej zapytała
- To przez was Miranda zniknęła? Zabiliście ją? - przerażenie znowu pojawiło się w jej oczach, na myśl o śmierci jej koleżanki.
- Nie, leży naćpana w jakimś hotelu. - odpowiedział jej tym razem znudzony Justin.
- Uff...chwila, co? - podniosła ton głosu, z opóźnieniem zdając sobie sprawę, co zrobiliśmy z jej koleżanką.- Macie świadomość, że...
- Mogę za chwilę strzelić ci kulką między oczy i to też nie będzie w porządku. - uprzedził ją Justin, wiedząc co zamierzała powiedzieć. Ucichła, a ja zmarszczyłam brwi, rzucając ostrzegawcze spojrzenie Justinowi, który nie powinien jej tak straszyć. - Co robisz? - zapytał mnie, patrząc mi przez ramię na moją komórkę.
- Poinformowałam Scoota o zmianie planów. Za chwilę tu będzie, razem z kierowcą Mirandy. On zawiezie cię do jakiegoś małego, spokojnego miasteczka. Wiesz o tym, że już nigdy nie wolno tobie wracać do Nowego Yorku? Musisz zrezygnować z kontraktu. Jeżeli ktokolwiek cię rozpozna, przyjadą po ciebie inni. To twoja jedyna szansa, nie zmarnuj jej. - pouczyłam ją. Bardzo mi zależało, by zyskała nowe życie. To było coś o czym od zawsze marzyłam. Nie dostałam takiej możliwości jak ona. Może w ten sposób starałam się zadośćuczynić wszystkie złe rzeczy jakie zrobiłam. Starałam się uratować ją, bo byłyśmy w podobnej sytuacji, ale ona miała jakieś wyjście. Scoot w końcu przyjechał z kierowcą. Przywitał się z Candice, chwilę marudził, słysząc szczegóły mojego planu. Jednak wiedział już, że zdołałam przekonać do niego Justina. Nasza kłótnia nie miałaby sensu. Gdy Scoot poszedł do toalety za potrzebą, spojrzałam na zegarek.
- Mogę cię o coś prosić? To będzie ostatnia rzecz, którą dla mnie zrobisz.- chwyciła mnie za rękę.
- Słucham. - powiedziałam, ulegając jej słodkim oczom.
- Mogłabyś przekazać ten numer mojemu przyjacielowi? Znajdziesz go pod tym adresem. Nazywa się Peter. Znają go tam wszyscy. - powiedziała, wyciągając do mnie rękę z kartką, na której był adres i numer telefonu.
- Przekażę mu...- spojrzałam na nią, a potem zauważyłam, że kierowca wychyla głowę zza otwartego okna samochodu. - Chyba już czas, żebyś pojechała. - odparłam, uśmiechając się do niej szczerze. - Miło było cię poznać.
- Dziękuje za wszystko co dla mnie zrobiłaś. Jesteś ładniutka.- powiedziała, całując mnie krótko w usta. Cała zszokowana jej gestem, nagle zesztywniałam. Stałam nieruchomo, wbita w podłogę. Nigdy nie całowałam dziewczyny, a w ułamku sekundy trudno było sobie wyobrazić Justina, który w rzeczywistości stał obok mnie. – Szkoda, że nie jesteś bi. – mruknęła z nutką żalu.- Wzięłabym się za ciebie.- puściła mi oko.- Jeszcze raz dziękuję za wszystko. Cieszę się, że byliście pierwsi.- przytuliła mnie na pożegnanie i uśmiechnęła się do Justina.- Gdyby nie wy, pewnie leżałabym w jakimś rowie za parę dni. Miałam szczęście. – patrzyła na mnie, a światło padało na nią tak, że jej wilgotne oczy błyszczały.
- Możecie się jeszcze raz pożegnać, mnie to nie przeszkadza.- musiał, po prostu musiał to powiedzieć. Spojrzałyśmy na niego obie z niedowierzaniem i uniesionymi brwiami, jakby był największym głupkiem chodzącym po tej ziemi.
- Żebyś mógł popatrzeć? – zapytałam sarkastycznie. Pokiwał entuzjastycznie głową. Bałam się, że dziewczyna spełni jego prośbę. W końcu to był Justin, gdyby nie moja obecność każda by mu uległa.
- Nie.- powiedziałyśmy równocześnie, stanowczo na niego patrząc, gdy robił minę zbitego psiaka.
- Jakbyś zmieniła orientację, zadzwoń.- powiedziała, wciskając mi karteczkę do płaszcza.
- Okej.- odpowiedziałam zawstydzona, chociaż wiedziałam, że jej numer do niczego mi się nie przyda. W najbliższym czasie miałam plany i o brak towarzystwa nie musiałam się martwić.
- Ona zdecydowanie ma na ciebie ochotę.- skomentował Justin, który stał obok mnie, patrzył razem ze mną jak odchodzi do szarego SUV’a i kiwa nam na pożegnanie.
- Wiem o tym. – mruknęłam, niechętnie przyznając mu rację.
- Ale dobrze, że wyjeżdża, bo nie chciałbym dzielić się tobą z inną dziewczyną.- powiedział, delikatnie trykając mnie łokciem, co też odwzajemniłam. W efekcie trykaliśmy się tak z rozbawionymi uśmieszkami przez jakąś dłuższą chwilę.
- Jak o tym myślę to chce mi się wymiotować.- jak zwykle moja wielka wyobraźnia, potrafiła też robić mi krzywdę. Miałam wielki talent do wyobrażania sobie bardzo realistycznych scen, nawet tych, których chciałam sobie oszczędzić.
- Chociaż pewnie fajny byłby z nią trójkącik, jakby została z nami. – powiedział szeptem. – Ma niezły tyłek.
- Mam niewypowiedzianą ochotę uderzyć cię w twarz. – syknęłam do niego. Czyżbym robiła się zazdrosna? To jasne, że chciałam, żeby jego wzrok padał tylko na mnie. Wiedziałam, że nie może na mnie patrzeć teraz w ten sposób, bo byliśmy na misji i zobowiązaliśmy się być w tym wszystkim ostrożni.- Dobrze, że ona nie wie, że to ty zabiłeś jej ojca. Pewnie z chęcią by mnie wyręczyła. Teraz uderzanie cię w twarz nie jest tak fajne, jak wcześniej, bo mogę to zrobić i wiem, że nic mi za to nie zrobisz.
- Lepiej, żeby nie wiedziała.- powiedział, spoglądając na nią ostatni raz pustym wzrokiem. Nie zdążyłam go pocieszyć, bo właśnie przyszedł Scoot.
- Coś mnie ominęło? – zapytał, wkładając ręce do kieszeni bluzy.
- Nic.- powiedziałam szybko, nie chcąc więcej rozmawiać o tej niezręcznej sytuacji.
******
Scoot zajął się poszukiwaniem Mirandy Kerr. Od początku całego show dzieliła nas tylko godzina. Justin i ja staliśmy przy jednym z tylnych wejść do ogromnej hali. Jak na razie naszym największym problemem było to, by dostać się do środka. Już dłuższą chwilę staliśmy przed ochroniarzami, tłumacząc im, że jestem jedną z modelek, które występują dziś wieczorem, ale utknęłam w korku. Po burzliwej dyskusji zdecydowali, że zadzwonią do jednego z organizatorów.
- Obiecali, że zaraz kogoś przyślą i to wyjaśnią. – oznajmił w końcu.
- Świetnie.- mruknęłam rozkapryszona. Musiałam przecież udawać urażoną divę. Piętnaście minut później pojawił się blondyn z słuchawką w uchu i teczką.
- Pan William Collins, zapraszamy. Drugi dźwiękowiec już czeka na pana.- powiedział organizator, wskazując mu drzwi po lewej. Ochroniarze odsunęli bramki. – Ta dziewczyna jest z tobą? – zapytał po chwili, zauważając mnie.
- Tak, to Mindy…
- Nieważne, potrzebujemy modelki. To twój szczęśliwy dzień, mała. - uśmiechnął się do mnie zawadiacko. - Chodźcie.
- Dziękuję.- odpowiedziała miłym dla ucha głosem. Patrzyła na mnie bardzo pewna siebie, ale jej serdeczność nie była sztuczna. Szczerze się uśmiechnęła. Dostrzegła, że jestem trochę zestresowana.
- Zastępujesz Mirandę? – zapytała.
- Tak. To mój debiut, bardzo się denerwuję.- powiedziałam coś, co po części było prawdą.
- Jeżeli się potkniesz, wstań i idź dalej. Nie myśl o tym jak wyglądasz, gdy idziesz, bo zaczniesz chodzić jak robot. Znam to z autopsji. – znowu się uśmiechnęła. – Najważniejsze, żebyś była pewna siebie.
- Dzięki, już mi lepiej.- powiedziałam zgodnie z prawdą, oddając jej uśmiech. Nagle zgasły światła, a po nich usłyszałam dudniącą muzykę, która była tak głośna, że przez kilka pierwszych sekund musiałam się przyzwyczaić. Organizatorzy zaczęli przekrzykiwać muzykę, mówiąc do poszczególnych modelek ustawionych na przodzie. Nie otwierałam pokazu, byłam jedną z tych, które szły na końcu. Dostałam normalne buty na obcasach, co mnie bardzo ucieszyło. Modelki Victoria's Secret są szczególne. Na pokazach nie mają grobowych, zimnych wyrazów twarzy, dlatego uśmiechnęłam się najśliczniej jak potrafiłam i miałam nadzieję, że ten koszmar szybko się skończy. Gdy nadeszła moja kolej, na początku sztywne nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Szukałam czegoś, co doda mi odwagi. Znalazłam. Czy już tak zawsze będzie? W każdej chwili muszę myśleć o nim? Coraz gorzej ze mną.
Nie potknęłam się. Nie docierało do mnie gdzie jestem. Ludzie oklaskiwali mnie i patrzyli na moje ciało. Jakim cudem teraz mam nie czuć się jak zabawka? Wśród tłumu szukałam Justina, ale nie mogłam go znaleźć. Kiedy znalazłam się na środku wybiegu uświadomiłam sobie, że to moje jedyne pięć minut. Byłam sama, jedyna w centrum uwagi. Ludzie sprawiali wrażenie, jakbym była dla nich czymś idealnym. Jakbym była aniołem, któremu zazdrościli, albo którego bali się dotknąć, bojąc się że zaraz po tym zniknie. Poczułam pewnego rodzaju satysfakcję. Po czym natychmiast skarciłam się w myślach... to wszystko źle na mnie wpływa. Stanęłam na samym końcu, zrobiłam kilka poz, które ćwiczyłam całe dnie na tę okazję, a potem obróciłam się i z ogromną ulgą zeszłam ze sceny. Pozostało mi tyko wyjść na koniec ponownie ze wszystkimi modelkami i starać nie zabić siebie ani nikogo innego przede mną czy za mną. Moja głowa cały czas była skierowana w górę. Nie odwracałam się, ani nie patrzyłam na boki. Rytmicznie i z gracją pilnowałam odstępów między modelką, która szła przede mną, aby nie wpaść na nią, ani nie zwalniać, aby ta z tyłu na mnie nie wpadła.
- Idziesz z nami na after party? - zapytała mnie Candice, kiedy ubierałam się w swoje normalne ubrania. - Świetnie ci poszło, naprawdę! Trzeba to oblać! Od dziś zaczynasz swoją wielką karierę. - szkoda, że nie wiedziała jak jest naprawdę. Nie było mi przyjemnie słuchać takich rzeczy od mojej przyszłej ofiary. Nie była brzydkim lub gburowatym facetem, ale przepiękną dziewczyną słodką jak cukiereczek... Jak miałam zabić ją z zimną krwią? Nie zasługiwała na to, co zamierzałam jej zrobić.
- Czemu nie? - wzruszyłam ramionami, przyjaźnie uśmiechając się do niej.
- Niestety nie mam wolnych miejsc w limuzynie. - oznajmiła ze smutkiem, zacięcie szukając czegoś w portfelu. - Kieruj się pod ten adres, mam nadzieję, że dotrzesz. - powiedziała, podając mi wizytówkę klubu, w którym prawdopodobnie nie stać mnie nawet na połowę szklanki zwykłego piwa.
- Dzięki, będę. - obiecałam, biorąc wizytówkę i chowając ją do torebki. Gdy obróciłam się do niej z powrotem, już jej nie było. Nagle poczułam czyiś oddech na szyi. Podskoczyłam wystraszona, widząc mojego trenera.
- Jak możesz mi coś takiego robić? - warknęłam przewrażliwiona. Uśmiechnął się do mnie cwaniacko, a ja wiedząc, że i tak nie przestanie korzystać z okazji, by mnie wkurzyć, wywróciłam tylko oczami.
- Widziałem cię w tej bieliźnie. Możesz ją wziąć ze sobą i wypróbować w hotelu? - zaproponował kuszącym szeptem, tuląc mnie do siebie od tyłu.
- Nie, nie mogę i przestań, bo Scoot nas zauważy. - uwolniłam się z jego objęć, wieszając bieliznę na wieszaku.
- To gdzie teraz? - zapytał podekscytowany.
- Masz ochotę na odrobinę zabawy? - spytałam uśmiechając się szeroko i zaczęłam machać mu przed oczami wizytówką. W przeciwieństwie do mnie, ta misja była chyba spełnieniem jego największych marzeń.
******
W klubie do którego zaprosiła mnie Candice było pełno sławnych ludzi. Nie mogłam uwierzyć, że oni naprawdę istnieją i są tak blisko mnie. Kiedy przyzwyczaiłam się do widoku Johnego Deepa już nic nie robiło na mnie wrażenia. Siedziałam przy barze, starając się uniknąć spotkania z Candice. Ubzdurałam sobie, że jak będzie bardzo pijana to może łatwiej przyjdzie mi ją zabić. Może nie będzie świadoma tego, co jej robię i umrze szczęśliwa? Wiedziałam, że moje podejście jest bez sensu, ale gdybym to ja decydowała, nie spotkałabym się z nią nigdy więcej. Niepotrzebnie założyłam się z Justinem, że zabiję ją o dwunastej. Im wskazówki zegara były coraz bliżej tej godziny, tym bardziej się denerwowałam. Natomiast Scoot zaginął w akcji. Wiedział, gdzie przyjechać, ale jak widać bardzo zaangażował się w opiekę nad Mirandą Kerr i oznajmił nam, że dla dobra sprawy zostanie z nią w hotelu, dopóki się nie ocknie. Już wiem jak może wyglądać jego poświęcenie dla dobra sprawy... Jego nieobecność nawet była mi na rękę, mogłam chwilę pobyć z moim Williamem.
- Jest tu tyle pięknych dziewczyn, nie masz ochoty przelecieć jakiejś modelki? - zapytałam, drocząc się z nim.
- Oczywiście, że chcę. - na te słowa zrzedła mi mina. Chciałam dać mu w twarz, ale sama to zaczęłam. Z resztą czemu ja w ogóle pytam uwodziciela czy przespałby się z jedną z najpiękniejszych dziewczyn na świecie? Przecież każdy facet na jego miejscu, dostający taką propozycje za żadne skarby nie odmówiłby. Odpowiedź jest oczywista.
- Na co czekasz? Leć! Upoluj swoją zdobycz.- powiedziałam, maczając usta w alkoholu. Zdecydowałam swoją głupotę usprawiedliwić jego wpływem.
- Jedna z nich, właśnie siedzi przede mną. - prawie się nie oplułam, słysząc co powiedział mój przystojny partner. - I właśnie to ją chciałbym dzisiaj przelecieć. - dodał bez krzty wstydu. Jak on może tak otwarcie to wszystko mówić? Jest nienormalny. - Im szybciej to zrobisz, tym szybciej będziemy w hotelu. - powiedział, odkładając whisky z lodem. Siedzieliśmy oboje przy barze już jakąś godzinę.
- Czy ty właśnie chcesz mi oznajmić, że powinnam jak najszybciej ją zabić, żebyś ty mógł przelecieć mnie w wannie? - oto wielki powrót uwodzicielskiego trenera. Różnica jest taka, że tym razem on ma nade mną definitywną przewagę. Wypijałam trzecią szklankę najlepszego burbona, jakiego kiedykolwiek piłam i wpatrywałam się w Justina, tak jakby był największym idiotą na świecie.
- Okej, po prostu im dłużej będziesz o tym myśleć, tym będzie ci trudniej.
- Nigdy nie dawaj mi takich złotych rad. - wypiłam naraz cały kieliszek.
- Nie za dużo? - zapytał, chwytając mnie za rękę.
- Oboje wiemy, że nie zrobię tego na trzeźwo. - spojrzałam na niego, zabierając dłoń, która w chwili gdy jej dotknął zaczęła się trząść.
- Nie jestem maszyną do zabijania. Od kiedy zobaczyłam co dzieje się z Mike'iem, nie chcę stać się taka jak on. Mam wrażenie, że z każdym morderstwem zbliżam się do tego. Poza tym ona nic nie zrobiła.
- Dlatego musiałaś wypić tyle burbona przed spotkaniem ze mną? Nie potrafisz zabijać bez alkoholu? - zapytał z błyskiem w oku. Bardzo chciał znać odpowiedź na to pytanie.
- Skąd ty wiesz, ile piłam?
- Obserwowałem cię odkąd weszłaś do klubu. Nie mogłem przestać na ciebie patrzeć. Byłaś tam najpiękniejsza.
- Widzisz, już jesteś spokojniejsza. - powiedział, a ja spojrzałam na swoje dłonie. Przestały drżeć.
- Mógłbyś zrobić to raz jeszcze? Czuję, że drżą mi nogi. - skłamałam, uśmiechając się do niego dwuznacznie.
- Będę to robił całą noc, tylko musisz ją zabić. Im szybciej to zrobisz, tym więcej nocy nam zostanie.
- Zdradziecki szantażysta. - warknęłam, schodząc z krzesła barowego. Zaczęłam szukać Candice, czułam że Justin mnie obserwuje. Nie obracałam się w jego kierunku, ale po prostu wiedziałam, że tam jest. Kiedy znalazłam Candice była lekko wstawiona. Opowiedziałam jej zmyśloną historyjkę o początku mojej przygody z modelingiem. Byłam zdumiona, że tak dużo udało mi się wymyślić. To była wielka improwizacja, ale mimo tego, nie plątałam się w słowach. Słuchała mnie zafascynowana, podobnie jak jej koleżanki. Były równie piękne jak ona, ale Candice miała to coś, co wyróżniało ją od innych. Nie dało się przejść obok niej obojętnie. Była zauważalna bez oryginalnych strojów i drogich dodatków. Powiewała od niej piękna naturalność. Zazdrościłam jej tego. Zerknęłam na zegarek, dochodziła dwudziesta trzecia trzydzieści. Czułam się jak w jakieś chorej parodii kopciuszka.
- Jestem trochę zmęczona... - ziewnęła w pewnym momencie, gdy opowiadała mi o jej pierwszym castingu do Victoria's Secret.- Mindy, mają tu naprawdę wspaniałe pokoje, jeśli chcesz możesz zostać dziś u mnie. - uśmiechnęła się serdecznie. Właśnie na to czekałam, ale na początku nie zareagowałam na swoje nowe imię. Miałam wrażenie, że mówi do jednej ze swoich koleżanek. - Mindy? - zapytała, gdy nie otrzymała ode mnie odpowiedzi.
- Naprawdę? Będzie mi bardzo miło. Nie zdążyłam nic zarezerwować, bo bardzo późno dowiedziałam się, że zastępuję Mirandę. - tłumaczyłam się. - Mam nadzieję, że wszystko z nią w porządku.- dotknęłam jej ręki, udając zatroskanie.
- Jesteś taka słodka. - powiedziała, a po chwili poszłyśmy na górę do jej pokoju. Hałas z klubu natychmiast ucichł, gdy znalazłyśmy się na szerokich schodach przykrytych ciemnozielonym dywanem.
- Jakim cudem jest tu tak cicho? - zapytałam, rozglądając się dookoła.
- Cały klub jest wygłuszony jak studio nagraniowe. Do tego ma bardzo grube ściany. Ta część jest przeznaczona dla specjalnych gości. - powiedziała, wyciągając z torebki magnetyczną kartę z numerem pokoju.
- Naprawdę, nie musiałaś... - zaczęłam, gdy znalazłam się w pomieszczeniu. Szybko wyciągnęłam telefon i napisałam Justinowi, gdzie jestem, by w razie czego zawsze był blisko. - Chodź, pokażę ci sypialnię. - jak widać nie traci czasu... Może rzeczywiście nie chce ze mną tego zrobić? Może jest po prostu miła i chce żebym u niej przenocowała? Chciałabyś... Gdy tylko zamknęła za mną drzwi, byłam pewna, że nie chodzi o przenocowanie.
- Wiedziałam, że jesteśmy takie same. - powiedziała z uśmiechem, innym niż te, które wcześniej widziałam. Czy ja naprawdę wyglądam na lesbijkę? O Boże... Patrzyła na mnie w taki sposób jak Justin, kiedy naprawdę CZEGOŚ ode mnie chce, a w jego głowie wariują bardzo brudne myśli. Czy on zawsze musi wszystko komplikować, nawet jeśli go tu nie ma? To będzie najgorsza noc mojego życia. - pomyślałam w chwili, gdy mnie pocałowała. Wszystko jest w porządku, pomyśl, że to Justin... - starałam się zwalczyć mdłości, wcale mnie to nie kręciło. Oddałam jej pocałunek, trwał zbyt długo, ale gdybym to ja go przerwała, mogłaby coś podejrzewać.
- Dobrze całujesz. - powiedziała, uśmiechając się i malując się wiśniową pomadką. Skąd wiedziałam, że wiśniowa? Gdy rzuciła mnie na łóżko mogłam jej posmakować. Już miałam ochotę zaśpiewać: I kissed a girl and I liked it. The taste of her cherry chapstick. I kissed a girl just to try it. I hope my boyfriend don't mind it.* Z każdym kolejnym całusem przyzwyczajałam się do tego. Po trzech minutach nawet zaczęłam czerpać z tego przyjemność. Nie była taka ciężka jak Justin, ale wolałam leżeć na niej z racji tego, że za chwilę miałam ją zabić. Jej dotyk był subtelny, powolny i delikatny. Tym właśnie różni się seks z dziewczyną. Facet nie potrafi być cierpliwy. Jednak ja byłam przyzwyczajona do szybkiego działania, więc wplotłam palce w jej blond włosy i uśmiechałam się do niej. Jej dłonie znajdowały się na moich pośladkach, a jej piersi stykały się z moimi. Kiedy zaczęła rozbierać moją bluzkę poczułam dreszcz strachu, ale musiałam pozwolić jej na to. Czułam jej mocne słodkie perfumy, zaczęłam całować ją po szyi, wiedząc jak to na mnie działa. Mruknęła z rozkoszy, próbując zdjąć mi spodnie. Opuszkami palców zdjęłam jej ramiączka z ramion i zostawiłam na nich ślad swoich ust. Następnie ściągnęłam do końca spodnie odsuwając się od niej, a ona korzystając z okazji ściągnęła bluzkę. Pochyliłam się nad nią odpinając guzik jej spodni i zsuwając je z niej czułam, że drży pod dotykiem moich dłoni. Jej skóra była ciepła i gładka. Następnie usiadłam na niej okrakiem, a ona przytrzymała moje biodra.. Czułam że jej palce chcą się zająć moimi jeansami, ale jej na to nie pozwoliłam. Uśmiechnęłam się do niej, całując ją w usta. Na jej stoliku nocnym był ostro zakończony metalowy pilnik. Dobre i to. - pomyślałam, wiedząc, że Justin wziął moją torebkę ze sobą, w której był mój sztylet. Całkowicie o nim zapomniałam. Chwyciłam pilnik i chciałam wbić go w jej szyję. Nim to zrobiłam oderwałam się od niej. Zdziwiona spojrzała na mnie, a ja przydusiłam jej szyję do poduszki.
- Przepraszam, ale jestem hetero, a ty możesz powiedzieć dobranoc.- powiedziałam, przykładając jej zimny metal do szyi. W tej chwili była przerażona. Spojrzała na mnie z bólem.
- Błagam, nie zabijaj mnie. - wyjąkała.
- Daj mi dobry powód.- powiedziałam zacięcie. Nastąpiła chwila ciszy.
- Ty też nie chcesz takiego życia. Widać to po tobie. - powiedziała spokojnie, przełykając ślinę.
- Okej, miałaś szansę. - powiedziałam, szykując się do ciosu, walcząc z samą sobą, by nie poddać się jej przestraszonemu spojrzeniu. Po chwili znów otworzyła usta, widząc że niepewnie przymierzam się do zadania jej bólu.
- Myślisz, że poprosiłam tatusia, żebym odziedziczyła po nim jego brudny interes? Nienawidzę tego gówna, które nam stworzył. Przez to go straciłam.- ryknęła z wyrzutem, a w jej oczach pojawiły się łzy.
- Skąd wiedziałaś, że nie chce takiego życia? - Nie, nie, nie, masz ją zabić, nie z nią gadać.- podpowiadał mi mój rozsądek, ale ludzkie uczucia zwyciężyły. Nie jestem taka jak Mike, nie chce nim być. Nigdy nim nie będę. Zeszłam z niej i usiadłam obok.- Kontynuuj.- powiedziałam, nie patrząc jej w oczy i oglądając ostry pilniczek. Jego chłód był dla mnie uspokajający. Zaczęłam piłować paznokcie.
- Wyglądasz na szanującą siebie dziewczynę, a takie jak ty nigdy nie chcą być dziwkami, jeśli nie są do tego zmuszane. Pewnie nie lubisz swojej pracy. – wykrzywiła usta z niesmakiem.
- Trafiłaś. Zastanawia mnie tylko skąd możesz to wiedzieć. Masz jeszcze jakieś ukryte talenty? Może ktoś mnie uprzedził? - to ostatnie pytanie powiedziałam wściekłym tonem i rzuciłam jej oskarżające spojrzenie.
- Nie, przysięgam. Nie wiedziałam kim jesteś. Zakładam, że w rzeczywistości nadal tego nie wiem.- powiedziała, odpowiadając na moje ostatnie pytanie. - Umiem żonglować.- dodała, uśmiechając się, ale widząc moją minę, sprostowała mniej odważnie - Zgadywałam. Jak widać intuicja mnie nie myli. Nigdy nie słyszałam o tobie. Przyrzekam.
- Mimo to, gdy wzięłam pilnik nie byłaś bardzo zaskoczona.- zauważyłam przytomnie.
- Nie podejrzewałam na początku ciebie, ale wiedziałam, że ktoś po mnie przyjdzie, to było oczywiste. Jesteś ich dziwką, prawda? – zapytała mnie wprost. Nikt nigdy nie mówił o mnie w ten sposób tak bezpośrednio. Mogłabym być urażona, ale nie mogłam kłócić się z prawdą. Tak to właśnie wyglądało. Kiwnęłam głową na tak. - Błagam cię, nie rób tego.
- Jesteś za ładna, by cie zabijać. - stwierdziłam sucho. - Wolę być określana jako specjalistka do spraw uwodzenia. - wymyśliłam tę nazwę na poczekaniu, bo jednak to jedno słowo raniło moją kobiecą dumę.
- Jak wolisz. - powiedziała wzdychając. - Zostawisz mnie tu teraz?
- Oczywiście, że nie.
- To co zamierzasz zrobić?
- Jeszcze nie wiem, ale wiem kto może to wiedzieć.- westchnęłam, sięgając po telefon. Napisałam Justinowi smsa, żeby przyszedł. Usiadłam na fotelu zakładając nogę na nogę.- Musisz mi obiecać, że zrobisz wszystko, o co cię poproszę. Wtedy będziesz mogła żyć. - spojrzałam na nią uważnie.
- Obiecuję. - powiedziała zgaszona.
- Nawet jeśli to oznacza koniec twojej kariery? - zapytałam, chcąc się upewnić.
- Wolę żyć. - odparła zdecydowanie i podkuliła kolana, obejmując je rękami, kładąc na nich brodę. - Jak masz na imię? - spytała przekrzywiając głowę na bok.
- Rachelle.- odpowiedziałam, patrząc jej w oczy.
- Bardziej pasuje do ciebie niż Mindy. - stwierdziła przeczesując włosy i smutno się uśmiechając. Po tej krótkiej wymianie zdań Justin wparował z impetem do pokoju.
- Widzę, że napisałyście w porę. Potrzebujecie kogoś do zabawy? W czym mogę pomóc? - spodziewałam się głupich tekstów, ale nie aż tak głupich. On naprawdę myśli, że podzielę się nim z jakąś modelką? Chyba z choinki spadł. Nie pozwolę, by na moich oczach zadowalał jakąś modelkę z Victoria's Secret. On jest mój.
- Ubieraj się. - powiedziałam bardziej ostro niż zamierzałam i obróciłam wzrok w stronę Candice. Przyznaję się, nie mogłam znieść tego jak mój trener pożera ją wzrokiem i jego ekscytacji na myśl o spełnieniu jego chorej, erotycznej fantazji.
- Kim on jest? - spytała, patrząc w moje oczy tak, jakby mogła z nich to wyczytać. Zaczęła ubierać spodnie.
- Jest debilem, który pragnie przelecieć wszystko co ma dwie nogi i się rusza. - W tym mnie. - pomyślałam. Musiałam się na nim odegrać, byłam na niego wściekła. Jak może mieć ochotę na takie seksistowskie żarty akurat teraz? Okej, może i byłam lekko zazdrosna. - I jest moim wspólnikiem. - dodałam na końcu.
- Rachelle...- zaczął zaskoczony Justin, ale lekceważąco machnęłam na niego ręką.
- Czy ty oszalałaś? Mieliśmy ją zabić! - wrzasnął, podchodząc do mnie.
- Ale tego nie zrobimy. - mówiłam opanowanym głosem.
- Musimy. - syknął, zamachując się na nią moim sztyletem. Chwyciłam jego rękę nim zrobił jej krzywdę. Chwila, to mój sztylet! - Justin, to moja zabójcza zabawka! Oddaj mi ją! - przez moment toczyliśmy ze sobą walkę groźnych spojrzeń. Wygrałam. Położył sztylet na mojej otwartej dłoni.
- Co chcesz zrobić? - westchnął, siadając na fotel, na którym przed chwilą siedziałam ja.
- Uratować ją, a ty mi w tym pomożesz.- złapał się za głowę, kręcąc nią na nie, a potem przetarł ją swoimi dłońmi.
- Mogę odmówić? - zapytał z nadzieją w głosie.
- Nie możesz. - odpowiedziałam władczo ze złożonymi rękoma.- Uwierz mi, nie chcesz być przeciwko mnie.
- Okej, ale zanim stąd wyjdziemy... może jednak chcecie dokończyć to co zaczęłyście? - wpadł na genialny pomysł, to było to o czym właśnie marzyłam. Czy on nigdy nie przestanie mnie wkurzać?
- On zawsze taki jest? - odezwała się Candice.
- W większej większości przypadków tak. Nie zwracaj na niego uwagi. - poradziłam, wsuwając sztylet do nogawki spodni.
Pojechaliśmy na obrzeża miasta. Justin kierował skradzionym samochodem. Siedziałam obok niego z przodu. Candice nie odzywała się do nas przez całą drogę. Gdy wysiedliśmy na opuszczonej, starej stacji benzynowej zapytała
- To przez was Miranda zniknęła? Zabiliście ją? - przerażenie znowu pojawiło się w jej oczach, na myśl o śmierci jej koleżanki.
- Nie, leży naćpana w jakimś hotelu. - odpowiedział jej tym razem znudzony Justin.
- Uff...chwila, co? - podniosła ton głosu, z opóźnieniem zdając sobie sprawę, co zrobiliśmy z jej koleżanką.- Macie świadomość, że...
- Mogę za chwilę strzelić ci kulką między oczy i to też nie będzie w porządku. - uprzedził ją Justin, wiedząc co zamierzała powiedzieć. Ucichła, a ja zmarszczyłam brwi, rzucając ostrzegawcze spojrzenie Justinowi, który nie powinien jej tak straszyć. - Co robisz? - zapytał mnie, patrząc mi przez ramię na moją komórkę.
- Poinformowałam Scoota o zmianie planów. Za chwilę tu będzie, razem z kierowcą Mirandy. On zawiezie cię do jakiegoś małego, spokojnego miasteczka. Wiesz o tym, że już nigdy nie wolno tobie wracać do Nowego Yorku? Musisz zrezygnować z kontraktu. Jeżeli ktokolwiek cię rozpozna, przyjadą po ciebie inni. To twoja jedyna szansa, nie zmarnuj jej. - pouczyłam ją. Bardzo mi zależało, by zyskała nowe życie. To było coś o czym od zawsze marzyłam. Nie dostałam takiej możliwości jak ona. Może w ten sposób starałam się zadośćuczynić wszystkie złe rzeczy jakie zrobiłam. Starałam się uratować ją, bo byłyśmy w podobnej sytuacji, ale ona miała jakieś wyjście. Scoot w końcu przyjechał z kierowcą. Przywitał się z Candice, chwilę marudził, słysząc szczegóły mojego planu. Jednak wiedział już, że zdołałam przekonać do niego Justina. Nasza kłótnia nie miałaby sensu. Gdy Scoot poszedł do toalety za potrzebą, spojrzałam na zegarek.
- Mogę cię o coś prosić? To będzie ostatnia rzecz, którą dla mnie zrobisz.- chwyciła mnie za rękę.
- Słucham. - powiedziałam, ulegając jej słodkim oczom.
- Mogłabyś przekazać ten numer mojemu przyjacielowi? Znajdziesz go pod tym adresem. Nazywa się Peter. Znają go tam wszyscy. - powiedziała, wyciągając do mnie rękę z kartką, na której był adres i numer telefonu.
- Przekażę mu...- spojrzałam na nią, a potem zauważyłam, że kierowca wychyla głowę zza otwartego okna samochodu. - Chyba już czas, żebyś pojechała. - odparłam, uśmiechając się do niej szczerze. - Miło było cię poznać.
- Dziękuje za wszystko co dla mnie zrobiłaś. Jesteś ładniutka.- powiedziała, całując mnie krótko w usta. Cała zszokowana jej gestem, nagle zesztywniałam. Stałam nieruchomo, wbita w podłogę. Nigdy nie całowałam dziewczyny, a w ułamku sekundy trudno było sobie wyobrazić Justina, który w rzeczywistości stał obok mnie. – Szkoda, że nie jesteś bi. – mruknęła z nutką żalu.- Wzięłabym się za ciebie.- puściła mi oko.- Jeszcze raz dziękuję za wszystko. Cieszę się, że byliście pierwsi.- przytuliła mnie na pożegnanie i uśmiechnęła się do Justina.- Gdyby nie wy, pewnie leżałabym w jakimś rowie za parę dni. Miałam szczęście. – patrzyła na mnie, a światło padało na nią tak, że jej wilgotne oczy błyszczały.
- Możecie się jeszcze raz pożegnać, mnie to nie przeszkadza.- musiał, po prostu musiał to powiedzieć. Spojrzałyśmy na niego obie z niedowierzaniem i uniesionymi brwiami, jakby był największym głupkiem chodzącym po tej ziemi.
- Żebyś mógł popatrzeć? – zapytałam sarkastycznie. Pokiwał entuzjastycznie głową. Bałam się, że dziewczyna spełni jego prośbę. W końcu to był Justin, gdyby nie moja obecność każda by mu uległa.
- Nie.- powiedziałyśmy równocześnie, stanowczo na niego patrząc, gdy robił minę zbitego psiaka.
- Jakbyś zmieniła orientację, zadzwoń.- powiedziała, wciskając mi karteczkę do płaszcza.
- Okej.- odpowiedziałam zawstydzona, chociaż wiedziałam, że jej numer do niczego mi się nie przyda. W najbliższym czasie miałam plany i o brak towarzystwa nie musiałam się martwić.
- Ona zdecydowanie ma na ciebie ochotę.- skomentował Justin, który stał obok mnie, patrzył razem ze mną jak odchodzi do szarego SUV’a i kiwa nam na pożegnanie.
- Wiem o tym. – mruknęłam, niechętnie przyznając mu rację.
- Ale dobrze, że wyjeżdża, bo nie chciałbym dzielić się tobą z inną dziewczyną.- powiedział, delikatnie trykając mnie łokciem, co też odwzajemniłam. W efekcie trykaliśmy się tak z rozbawionymi uśmieszkami przez jakąś dłuższą chwilę.
- Jak o tym myślę to chce mi się wymiotować.- jak zwykle moja wielka wyobraźnia, potrafiła też robić mi krzywdę. Miałam wielki talent do wyobrażania sobie bardzo realistycznych scen, nawet tych, których chciałam sobie oszczędzić.
- Chociaż pewnie fajny byłby z nią trójkącik, jakby została z nami. – powiedział szeptem. – Ma niezły tyłek.
- Mam niewypowiedzianą ochotę uderzyć cię w twarz. – syknęłam do niego. Czyżbym robiła się zazdrosna? To jasne, że chciałam, żeby jego wzrok padał tylko na mnie. Wiedziałam, że nie może na mnie patrzeć teraz w ten sposób, bo byliśmy na misji i zobowiązaliśmy się być w tym wszystkim ostrożni.- Dobrze, że ona nie wie, że to ty zabiłeś jej ojca. Pewnie z chęcią by mnie wyręczyła. Teraz uderzanie cię w twarz nie jest tak fajne, jak wcześniej, bo mogę to zrobić i wiem, że nic mi za to nie zrobisz.
- Lepiej, żeby nie wiedziała.- powiedział, spoglądając na nią ostatni raz pustym wzrokiem. Nie zdążyłam go pocieszyć, bo właśnie przyszedł Scoot.
- Coś mnie ominęło? – zapytał, wkładając ręce do kieszeni bluzy.
- Nic.- powiedziałam szybko, nie chcąc więcej rozmawiać o tej niezręcznej sytuacji.
******
Szedł przed nami, burzliwie z kimś rozmawiając. Zaprowadził mnie do garderoby modelek i pokazał innemu organizatorowi. Tamten tylko na mnie spojrzał i kiwnął głową, że zgadza się, bym uczestniczyła w pokazie. Po chwili otoczyło mnie grono makijażystów i stylistów, pomagających mi się rozebrać i ubrać. Stałam pośród nich i czułam się jak lalka. Justin razem z blondynem zdążył wtopić się w tłum. Wokół mnie było pełno pięknych dziewczyn. Wszystko miały idealne, bez wstydu przebierały się przy tylu obcych ludziach. Gdy patrzysz na coś takiego, uświadamiasz sobie wszystkie kompleksy. W tym tłumie chodzących ideałów musiałam znaleźć Candice Swanepoel. Udało mi się to zrobić pięć minut przed pokazem. Była to śliczna blondynka o niebieskich oczach i długich nogach. Miała dziecięcy wyraz twarzy. Byłam jej całkowitym przeciwieństwem. Musiałam z nią nawiązać jakiś kontakt, czas wciąż mnie gonił.
- Śliczna bielizna, bardzo ci pasuje. – powiedziałam spoglądając na jej czarno-różową bieliznę, w którą była ubrana. Dziewczyny stojące obok nas spojrzały na mnie krzywo. Trudno im się dziwić, w końcu byłam na największym pokazie roku, nikt nigdy mnie nie widział, ani o mnie nie słyszał. Z drugiej strony wszystkie były niebywale o siebie zazdrosne. Chciały wypaść jak najlepiej, za to dostawały pieniądze. Niektóre skakały sobie do gardeł, kiedy kamera nie była w zasięgu ich wzroku. Jak tylko zobaczą moment, w którym moja twarz spotyka się z podłogą, przestaną widzieć we mnie konkurencję.
Przeżyłam! Zrobiłam to!- chciałam wykrzyczeć, gdy pokaz się skończył. Tyle razy stałaś twarzą w twarz ze śmiercią i pokaz mody miałby cię zabić?
- Boisz się jej zabić, czy boisz się z nią spać? - To jest jakaś różnica? Nie boję się jej, ale boję się tego, co muszę jej zrobić. Nie chcę tego robić.
- Daruj sobie. Jesteś fantastycznym uwodzicielem, ale ja już się uodporniłam. - wystawiłam mu język i nim zdążyłam wsunąć go z powrotem do buzi Justin gwałtownie mnie pocałował. Oddałam mu pocałunek, całkiem zapominając o tym gdzie jestem.
- Ona już wie. - poinformowałam go, ubierając swoją bluzkę.
- Ona już wie. - poinformowałam go, ubierając swoją bluzkę.
Kiedy jechaliśmy samochodem pod adres wyznaczony przez Candice, chłopaki rozmawiali ze sobą, a ja siedziałam na środku tylnej kanapy, wychylając głowę między siedzeniami, by lepiej ich słyszeć.
- Nie mogę uwierzyć, że to przegapiłem.- mówił z irytacją Scoot. – Ty to zawsze wiesz, gdzie się znaleźć.- warknął zazdrosny na Justina.
- Cóż, trzeba mieć to coś.- powiedział mój rozbawiony i zadowolony trener.
- Czy możecie przestać mi przypominać, że całowałam się z lesbijką? To jest gorszące.
- Może dla ciebie gorszące, ale seksownie to wygląda.- powiedział Justin, oblizując wargę. Pomimo tego, że wiedziałam co do mnie czuje, chęć uduszenia go nie uległa zmianie. Nadal był irytująco wkurzający, ale był mój.
- W sumie przypomnij mi dlaczego tam jedziemy? – powiedział Scoot, kierując to pytanie do Justina.
- Ponieważ w Rachelle budzi się wielka potrzeba zrozumienia i dobra. Jakbyśmy tego nie zrobili, trułaby nam tyłki całą drogę powrotną, a następnie wyżywałaby się na nas w hotelu. Nic nie może być gorsze od nabuzowanej panny Roberts.- odpowiedział rzeczowo. Tak, zdecydowanie mnie znał, ale jak będziemy sami pewnie przypomnę mu o tym zdaniu. Ten ukrywany związek miał swoje zalety i wady. Zaletą było czekanie, po którym wreszcie następował niesamowity seks. Było nią również to, że nie słodził mi jak każdy inny chłopak, bo musiał nadal udawać mojego trenera, którego rzekomo nienawidzę. Jednak ta zaleta szybko mogła przekształcić się w wadę. Wadą było ciągłe zestresowanie, ponieważ musieliśmy być cholernie ostrożni i szczegółowi. Musieliśmy panować nad naszymi odruchami, wyczuwać momenty, w których możemy być sobą, a w których musimy udawać. Jednak świadomość, że robimy coś nieodpowiedniego jeszcze bardziej nas do tego napędzała. Dzięki temu wiedziałam, że nasz związek na pewno nie będzie rutyną. Był świeży, pełen emocji, pożądania i wbrew wszystkiemu pełen miłości.
- To wszystko wyjaśnia.- Scoot mruknął cicho, ale i tak słyszałam.
- Jesteście straszni.- powiedziałam, opadając na oparcie kanapy, zniechęcona do kontynuowania tej głupiej wymiany zdań. Założyłam ręce na piersi w afekcie protestu.
- Widzisz, cokolwiek byśmy nie zrobili, ona i tak znajdzie sposób, żeby być na nas wściekła. – dodał Justin. Ten to chyba naprawdę chce mnie dzisiaj wkurzyć.
- Pewnie okres się jej zbliża. – wywnioskował Scoot, śmiejąc się. Ach tak? Świetnie, to jest ewidentnie dobry przykład na to, jak wiele mężczyźni wiedzą o kobietach.
- Być może, ma większe piersi. – zauważył Justin, po czym oboje obejrzeli się do tyłu na mnie.
- Nieskromnie wam przypomnę, że jestem tutaj i nie jestem głucha. Jeśli jeszcze raz usłyszę waszą uwagę na temat tego, jak wyglądam, albo co mi się zbliża to obydwóch skopię tam, gdzie słońce nie dochodzi, zrozumiano? – z mojego głosu parzyło jadem. - A teraz przestańcie obserwować moje cycki i patrzcie na drogę!
Tyle wystarczyło, by mnie posłuchali i pokiwali zgodnie głowami. Faceci. To jest jakaś masakra. Tylko powiedzcie mi, kiedy przegapiłam ten moment, gdy oni stali się tak dobrymi i zgodnymi kumplami? Bo jakoś sobie tego nie przypominam.
Tyle wystarczyło, by mnie posłuchali i pokiwali zgodnie głowami. Faceci. To jest jakaś masakra. Tylko powiedzcie mi, kiedy przegapiłam ten moment, gdy oni stali się tak dobrymi i zgodnymi kumplami? Bo jakoś sobie tego nie przypominam.
* Katy Perry - I Kissed A Girl
__________________________________________
Postanowiłam dzisiaj dodać rozdział,
dlatego że mijają dokładnie dwa lata od kiedy opublikowałam prolog.
Na początku nawet nie marzyłam o tym, że tak dobrze przyjmiecie tę historię.
Pamiętam jak okropnie się bałam pokazać to ludziom, martwiąc się
że nie jest wystarczająco dobre. Mimo dwóch długich lat i
rzadkiego dodawania rozdziałów
(przyznaję się bez bicia xD)
Wy nadal tu jesteście. czytacie i komentujecie.
Dziękuje wam bardzo.
Ten czas minął tak szybko...
Mam nadzieję, że zadowala Was długość.
Ostatnio długo tutaj siedziałam
i cały czas pisałam.
Niestety, znowu wracam do szkoły, więc rozdziały będą co dwa tygodnie.
Proszę aby każdy kto przeczytał ten post, skomentował go.
Chcę wiedzieć ile Was jest! ;)
Do następnej ;*
Jeśli spodobał Ci się ten rozdział, bądź uważasz, że całkiem go zawaliłam,
tudzież zniszczyłam twoje wszelkie wyobrażenia,
lub po prostu wiesz, że sprawi mi to wielką radość i być może zainspiruje,
napisz komentarz.
ROZDZIAŁY | LISTA INFORMOWANYCH| ZWIASTUN | KONTAKT
tudzież zniszczyłam twoje wszelkie wyobrażenia,
lub po prostu wiesz, że sprawi mi to wielką radość i być może zainspiruje,
napisz komentarz.
ROZDZIAŁY | LISTA INFORMOWANYCH| ZWIASTUN | KONTAKT
Twój blog ma już dwa latka! Jak to szybko zleciało...Aż z ciekawości jak wyglądały twoje początki, przeczytam sobie pierwszy rozdział! ;>
OdpowiedzUsuńJustin pokazał, że jest typowym facetem i myśli tylko o jednym...
Rachelle...podjęła wielkie ryzyko, decydując się na uratowanie Candice. Bardzo dobrze, że to zrobiła, bo zabicie jej byłoby okrutne, lecz każdy ponosi odpowiedzialność za swoje czyny i obawiam się, że coś może pójść nie tak. Mike przecież ma wiele znajomości, znalezienie dla niego Candice nie jest żadnym problemem...Jeśli dowie się o tym, może być bardzo, ale to bardzo niebezpiecznie. Kolejna tajemnica, jaką Rachelle i Justin (a do tego Scoot!) będą musieli ukrywać. Oby im się udało. ; )
Czekam na kolejną dawkę akcji, no i mam nadzieję, że wkrótce Rachelle skończy z Mikiem! (choć jeszcze mam taką maciupeńką nadziejkę, że jednak ten człowiek może się zmienić...)
@loovesickk
Całuje podeszwy bo jesteś tak niesamowita... Idzie ci świetnie i czekam na next'a
OdpowiedzUsuńO mój Boże...
OdpowiedzUsuńNie jestem tutaj od początku, tak naprawdę znalazłam tego bloga dwa dni temu i przeczytałam wszystkie rozdziały z wielką chęcią. Piszesz cudownie, twój styl jest super, a rozdziały wychodzą długie, co zalicza się do plusów:)
Nie sądziłam, że tak spodoba mi się opowiadanie, w którym chodzi i zabijanie, gangi i inne tego typu rzeczy, ale jednak przekonałaś mnie do niego w 100%.
Rachelle jest cudowną dziewczyną, od razu ją polubiłam, a w Justinie to się normalnie zakochałam haha.
Gdzie mogę znaleźć takiego trenera?
Justin jest genialny, cały czas się śmieje, kiedy są jakieś akcje razem z nim.
Jeśli chodzi i Mike'a, sukinsyn i tyle. Trauktuje Rachelle jak lalkę, a to, co robi z tymi biednymi dziewczynami.... straszne, powinien zgnić w piekle xD
Nawiązując do tego rozdziału, kocham pokazy Victoria's Secrets! Trafiłaś w dziesiątkę, wybierając akurat ten pokaz mody:) Boję się tylko, że Candice wróci, albo że Mike dowie się o tym, że jej nie zabili. :/
Justin jak zwykle musiał wparować że swoimi tekstami haha. Jest druga w nocy, a jak głupia śmiałam się na głos, kiedy za ścianą śpią rodzice, mam nadzieję że ich nie obudziłam xD
Woow, wielki respekt, jeśli chodzi o 2 lata prowadzenia tego bloga. Podziwiam i kłaniam się, całuje rączki i nie wiem co jeszcze. O, owacje na stojąco XDD
Jesteś niesamowita i z chęcią zostanę tutaj do końca:*
Czekam na kolejny rozdział!<3
too-easy-love.blogspot.com
Wrócę :D
OdpowiedzUsuńOjejeciu jejciu :D
UsuńCzytałam to dziś rano o 3 i porostu śmiałam się , i obudziłam chyba cala rodzinę ale walić bo było warto :D rozdział genialny haha Justin i jego teksty <3 cieszę się ze Rechell tak postąpiła;) tylko żeby przez to nie miała problemów... Jakby to sie wydało Mike by był wkurwiony i pewnie Justin wziołby to na SB coś tak myślę :)
Czekam na nexa ^_^
szkoda ze tak późno :(
Rozdział jak zawsze ciekawy :) Nie jestem tutaj od początku tego bloga ale na pewno zostanę do końca :)
OdpowiedzUsuńWowow nieźle się zapowiada,czekam na nastepny!:D
OdpowiedzUsuńWow :) ALE DŁUGI...... mega, ciekawe co dalej :)
OdpowiedzUsuńMOIM zdaniem było tutaj za dużo scen z lesbijkami i naprawdę chciało mi się rzygać a toleruje lesbijki i gejów.Rozdział był spoko oprócz tych scen .Był bardzo długi i ciekawy.Nie mam pojęcia co sie stanie w następnym rozdziale ale Justin i Scott powinni trzymać język za zębami tak ją komentując.A Justin jako dupek to najgorszy Justin
OdpowiedzUsuńTak, nie znosze Justina jako dupka, strasznie mnie wtedy wk**wia! Ale nie rozumiem twojego oburzenia tymi scenami z lesbijkami. Przeciez skoro je tolerujesz to nie powinnas miec problemu. Te sceny wcale nie byly jakies...ostre xddd
Usuńczekam na nastepny!:D
OdpowiedzUsuńświetny rozdział :) czekam na następny
OdpowiedzUsuńJuż myślałam, że zabije tą dziewczyne lel w sumie to nie było by takie złe haha ok. jestem psychiczna. zabijanie niewinnych osób jest ZŁE. Ale Mike'a mogliby zabić. On nie jest niewinny. Gdyby go zabili Rachelle i Justin mogliby się spotykać bez chowania się. Same korzyści! Rozdział jak najbardziej cudowny i czekam na następny! ♥
OdpowiedzUsuń@himyliam
Musze stwierdzic ze go jest najlepsze fanfiction na jakie trafilam. Przeczytlam dzisiaj wszystko i powtarzam :) Jedynym minusem w tym wszystkim jest dodawanie przez ciebie bardzo rzadko nastepnych rozdzialow :/ wiem ze jest problem z czasem no ale jak ktos tak swietnie pisze to czytelnicy sie nie cierpliwia :D
OdpowiedzUsuńKurde nie moge sie doczekac kolejnego rozdzialu ♥
Radzilabym dodac wiecej scen erotycznych i je bardziej wyszczegolic ;D mozesz je zakreslic na inny kolor i zaznaczyc "+18".
Jeszcze raz powtarzam ze to opowiadanie jest najnajnajnajlepsze i po prostu zakochalam sie w nim <3 Dodawaj rozdzial bo nie wytrzymam :D
(Polecilam znajomym tego bloga i sa zachwyceni)
JEEEJUUU <3 KOCHAM TO!!!! DODAWAJ SZYBKO KOLEJNY ROZDZIAL! TO OPOWIADANIE JEST JAK NARKOTYK.. UZALEZNIA ^^
OdpowiedzUsuńZaczelam czytac twoje opowiadanie jakies 2 dni temuni opanowalam juz wszystko! Masz wielki talent i to jest niesamowite! Z niecierpliwoscia czekam nn :) i powodzenia w szkole, ja mam ciezko w 3 gim to co dopiero ty :*
OdpowiedzUsuńOpowiadanie jest świetne i z rozdziału na rozdział coraz bardziej wciąga. Mam nadzieje że jeszcze trochę będziesz go ciągnąć a tak wgl to zapraszam do siebie http://wikuska225.blogspot.com/search?updated-min=2014-01-01T00:00:00-08:00&updated-max=2015-01-01T00:00:00-08:00&max-results=2
OdpowiedzUsuńPisz czesciej rozdzialy bo blog zajebisty <3
OdpowiedzUsuńNanananana komentuje, czytam, kocham <3
OdpowiedzUsuńNapisz do cholery kolejny rozdzial bo ile mozna czekac ?:/
OdpowiedzUsuńTo jest po prostu genialne :*
Kiedy next?
OdpowiedzUsuńW tym tygodniu. Najpóźniej w niedzielę, ale postaram się wcześniej.
UsuńŚwietne pisz dalej. Dopiero zaczynam być fanką tego opowiadania.
OdpowiedzUsuńInne osoby po 2 latach zdazylyby napisac 2 blogi i juz zaczac pisac nastepny. A ty po 2 latach dodajesz 29 rozdzial. Tylko ty mozesz tak zrobic xDXDXDXDD
OdpowiedzUsuń❤❤❤������������������������������������������������������������������������
OdpowiedzUsuńCześć.
OdpowiedzUsuńJestem tu nowa. Odkryłam twojego bloga wczoraj i zdążyłam już przeczytać wszystkie rozdziały ( dzisiaj będę musiała odesłać noc ) i stwierdzam że jesteś genialna. !! ☺, uwielbiam twój blog. Masz bardzo fajny styl pisania. Taki lekki . Pierwszy raz czytałam każdy rozdział dokładnie od początku do końca. ( zazwyczaj czym tylko dialogi ł bo najważniejsze momenty ). Wiec gratuluję takiego talentu i życzę weny na kolejne rozdziały.
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
PS. Przepraszam za błędy, ale jestem na telefonie.
Tyśka Myśka
czytam tego bloga od 2 dni jest świetny <3 gratuluję talentu pisania, bo strasznie mnie wciąga to ff. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału <3 na prawdę perfekcyjny blog *.* omnomnomn. Teraz czekam na rozdział <3 oby jak najszybciej ;3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny <3
~Karolla
Przegielas z tymi lesbijkami aż rzygac się chciało jak to czytałam. Zrazilas mnie tym do całego bloga i jest mi strasznie przykro że wpadłas na tak głupi i obrzydliwy pomysł.
OdpowiedzUsuńChyba nie chce czytać tego opowiadania dalej a przez 28 rozdziałów było moim najlepszym opowiadaniem. Jednym rozdziałem spieprzyłaś wszystko
Pff chyba cie pojebało ^^
UsuńWłaśnie fajnie że pokazała coś innego ^^
I jeju przecież pomiędzy dziewczynami nic nie zaszło ^^ więc co ty pierdolisz :x
Po prostu się pocałowały ;3
Dla mnie było to śmieszny wątek :D więc moim zdaniem nie masz racji i dziwię się że po jednym " nie moralnym wątku " chcesz przestać czytać ! ale to twoja decyzja
:P
Nie uważam, żeby cokolwiek w tym rozdziale było przegięciem. I nie uważam też, że ten pomysł był głupi i obrzydliwy. Nie przesadzajmy, scena wcale nie była szczegółowa, ostra ani brutalna. Poza tym, takie sytuacje sprawiają, że ten blog jest oryginalny, ciekawy i inny od pozostałych. Autorka nie jest w stanie wszystkim nam dogodzić, coś zawsze może nam się nie spodobać. Jeden mały wątek, który nie przypadł nam do gustu ma sprawić, że odrzucimy całe opowiadanie? Nie róbmy z igły widły. : ) Cała ta sytuacja z lesbijkami była tylko malutkim epizodem, który tak naprawdę nie ma większego wpływu na dalszą historię. Jestem pewna, że Dorika jeszcze nie raz nas czymś zaskoczy, ale ja osobiście lubię coś innego, nowego i nieprzewidywalnego. Świeże pomysły są lepsze od tych oklepanych, które zawsze można znaleźć w co piątym opowiadaniu.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział bardzo mi się podobał
OdpowiedzUsuń