Urodziny Mike’a to szczególny dzień. Wcześniej spędzaliśmy
je w następujący sposób: wychodziliśmy do jakiegoś klubu na Brooklynie,
uprzednio zajadając się kebabem z naszej ulubionej budki i piliśmy do rana.
Przez ten jeden dzień nie musiałam myśleć o tych wszystkich złych rzeczach,
które zrobiłam. W niespełna rok Mike Howard stał się milionerem i właścicielem
pięciogwiazdkowego hotelu. Jego dwudzieste piąte urodziny będą wyglądały
zupełnie inaczej niż poprzednie. Kto będzie mu dzisiaj towarzyszył? Znowu
wybierze jakąś inną, przypadkową dziewczynę zamiast mnie? Wtedy mogłabym
spędzić jego urodziny z Justinem. Na co liczyłam? W sumie nie wiedziałam, czego
bym chciała. Byłam tylko pewna, że dzisiejszy dzień będzie wielkim
wydarzeniem. Wszyscy szykowali się na powrót Mike’a z Tokio. Cała restauracja
od godziny piątej szykowała jedzenie, salę i dekoracje. Wszystko musiało być
gotowe na dzisiejszy wieczór. Przez te kilka dni jego nieobecności straciłam już
czujność. Justin i ja wiedzieliśmy, że Mike wyjechał i nie musimy obawiać się,
że ktoś nas przyłapie. Musieliśmy tylko uważać na to, żeby nie zdradzić się na
korytarzu, ale zwykle zamykaliśmy się w naszych pokojach. Nauczyliśmy się
odgrywać nasze role. Przy innych Justin był tym samym irytującym trenerem, a gdy
zostaliśmy sami tylko mi pokazywał swoje drugie czułe oblicze.
Nie odzywałam się do Monique. Próbowałyśmy unikać siebie za wszelką cenę. Chciałam to przerwać, ale wiedziałam, że nie mogę tego zrobić. Gdybym zdecydowała się z nią pogodzić, musiałabym jej wszystko wytłumaczyć. W tej chwili istniało małe prawdopodobieństwo, że ktokolwiek odkryje naszą tajemnicę. I tak na razie musiało zostać, póki nie wpadnę na pomysł jak odwrócić jej uwagę od tego, co dzieje się pomiędzy mną a Justinem.
Nie odzywałam się do Monique. Próbowałyśmy unikać siebie za wszelką cenę. Chciałam to przerwać, ale wiedziałam, że nie mogę tego zrobić. Gdybym zdecydowała się z nią pogodzić, musiałabym jej wszystko wytłumaczyć. W tej chwili istniało małe prawdopodobieństwo, że ktokolwiek odkryje naszą tajemnicę. I tak na razie musiało zostać, póki nie wpadnę na pomysł jak odwrócić jej uwagę od tego, co dzieje się pomiędzy mną a Justinem.
Była godzina jedenasta. Po śniadaniu chciałam wybrać się na
ćwiczenia. To był jedyny sposób, żeby odreagować wszystko, co mnie dręczyło. Jedną
z rzeczy, które męczyły mnie najbardziej były wyrzuty sumienia. Tak, nawet
bezlitosna morderczyni może je mieć. Nacisnęłam guzik i czekałam, aż drzwi
się zamkną. Ubrana w czarne legginsy i bokserkę tego samego koloru, na ramieniu
zawieszony miałam błękitny ręcznik. Na prawym nadgarstku nosiłam zieloną gumkę
do włosów, ponieważ w czasie treningu zamierzałam zawiązać włosy w kucyk. W
ostatniej chwili ktoś wbiegł do windy. Westchnęłam głęboko z potęgującej się we
mnie irytacji. Czy ja nie mogę, chociaż
na minutę zostać sama z własnymi myślami?
Jednak gdy zauważyłam Justina natychmiast
się rozpromieniłam.
- Gdzie idziesz? – zapytałam cicho, ściskając w ręce butelkę
z wodą mineralną. Na jego widok odruchowo zagryzłam wargę. Postanowiłam ukryć
swój uśmiech, bo on nie może wiedzieć o tym, że za każdym razem, gdy go widzę
jestem taka szczęśliwa. Dlaczego? Istniał jeden główny powód. Potrafiłby to
wykorzystać. Nie chciałam żeby miał na
mnie tak wielki wpływ. Żeby ktokolwiek taki miał. Do tej pory byłam silna i
nieuległa. Nie chciałam, żeby ludzie myśleli o mnie inaczej, niż do tej pory.
Nie mogłam przez niego zmięknąć tak bardzo.
Spojrzałam na Justina z uniesioną brwią, ponieważ był ubrany
w strój sportowy, podobnie jak ja. – Co ty kombinujesz? – mruknęłam
podejrzliwie, widząc, że cwaniacko się uśmiecha.
- Zawsze o tej godzinie idziesz na trening. – odpowiedział,
a kiedy drzwi windy się zamknęły jego dłonie natychmiast wylądowały na moich
biodrach. – Postanowiłem poćwiczyć z tobą. – a jego usta zbliżały się do moich.
- Nie jest to ani twój, ani mój pokój. Nie możemy tego
robić.- przypomniałam mu, kładąc jedną
dłoń na jego piersi. Pachniał żelem do mycia. Mimo mojego sprzeciwu złączył
swoje usta z moimi, przygryzając moją dolną wargę. Nie mogłam się opanować. Co z tobą nie tak? Przestań! -
krzyczałam bezskutecznie do siebie w myślach.
- Masz rację, jesteśmy tacy źli… - jęknął smutno, nie
przestając mnie całować. Uśmiechałam się jak zwykle głupio, bo to co robił było bardzo przyjemne.
- Musisz przestać. – szepnęłam, odklejając się od niego.
- A chcesz, żebym
przestał? – zapytał, zjeżdżając ustami do mojej szyi.
- Nie. – jęknęłam, gdy pocałował mnie w moje czułe miejsce na
szyi. – Tak. – dodałam po chwili, nagle uświadamiając sobie, że jeśli tego nie
przerwę może zrobić się nieciekawie. Jeszcze kilka chwil, a winda zatrzyma się
na piętrze, na którym była sala gimnastyczna.
- Jak zwykle niezdecydowana. – westchnął, odgarniając kosmyk
moich włosów za ucho.
- Justin, proszę. – szepnęłam drżącym głosem, gdy jego usta
ponownie dotknęły moich. Nagle winda stanęła o piętro wyżej niż miała, a moje
serce podeszło mi do gardła. Justin natychmiast odsunął się ode mnie w tym
samym momencie, gdy jej drzwi zaczęły się otwierać. Naszym oczom ukazał się Mike.
Serce biło mi z zawrotną szybkością. Teraz
zdołaliśmy się od siebie odsunąć. Następnym razem może się to nie udać.
Natychmiast zakryłam szyję włosami, bo widniały na niej malinki zrobione przez
tego, który stał ze mną ramię w ramię, jak gdyby nigdy nic. Parę sekund później,
a zrobiłoby się bardzo gorąco i wcale nie mówię o tym, co dalej mógłby zrobić
mi Justin.
- Wróciłeś. – wydukałam tylko.
- Tak i właśnie cię szukałem. – odparł nadzwyczajnie w świecie,
wyciągając mnie z windy.
- Ale miałam pójść poćwiczyć. – powiedziałam, starając się
zabrzmieć naturalnie, bo nadal byłam lekko wyprowadzona z równowagi. Twój chłopak, który jest mordercą prawie nie
przyłapał cię na zdradzie i ty jesteś lekko wyprowadzona z równowagi? Chyba
kpisz... Okej, jest gorzej niż lekko, jestem bardzo wyprowadzona z
równowagi. Mogłabym mu powiedzieć, że Justin uczy mnie nowego triku… Doskonale wiesz, że żadne twoje zdanie nie
powstrzymałoby go przed zaduszeniem Justina
na śmierć, a z tobą mogłoby być jeszcze gorzej…
- Zrobisz to później. Barry przygotował nową przystawkę,
koniecznie musisz jej spróbować. – powiedział podekscytowany, ciągnąc mnie do
swojego gabinetu. Po chwili wręcz zmusił mnie żebym usiadła na fotel przed nim
i podsunął mi talerz z grzanką na której była pasta, a na samej górze jeden
koktajlowy pomidor. Barry był bardzo dobrym kucharzem i nie bałam się próbować jego dań, ale bardziej dziwiło mnie zachowanie Mike’a. To tylko jedzenie, dlaczego wzbudza w nim tak
wielkie emocje? Może po prostu cieszy
się, że są jego urodziny i nie może doczekać się wieczoru… albo znowu naćpał
się czegoś, bo był zdenerwowany. Próbowałam sobie to jakoś wytłumaczyć, ale
Mike usiadł naprzeciwko i niecierpliwie wpatrywał się we mnie, oczekując że
spróbuję tego, co jest na talerzu. Chwyciłam grzankę w dwa palce lewej ręki i
niepewnie ugryzłam ją, czując jak pieczywo chrupie z każdym kolejnym
ugryzieniem.
- I jak? – zapytał, uśmiechając się i czujnie obserwując moją
minę.
- To jest dobre.- odpowiedziałam, czując jak słodko – kwaśna
pasta rozpuszcza się w moich ustach.
- To świetnie. – mruknął, opierając się o fotel i zacierając ręce. Czy tylko ja widzę coś dziwnego w jego zachowaniu? Uspokój się, pewnie się naćpał. Uśmiechnęłam się zdenerwowana.
- To świetnie. – mruknął, opierając się o fotel i zacierając ręce. Czy tylko ja widzę coś dziwnego w jego zachowaniu? Uspokój się, pewnie się naćpał. Uśmiechnęłam się zdenerwowana.
- Czy to wszystko? – poruszyłam się w fotelu skrępowana.
- Mam jeszcze dla ciebie prezent, ale zjedz to do końca. –
poprosił wesołym głosem. Posłuchałam go, to dziwne, ale bałam się go w tej
chwili jeszcze bardziej niż jak wrzeszczy i się wścieka. Złość ostatnio była
dla niego bardziej naturalna. Chciałaś,
żeby się zmienił, a teraz marudzisz… Gdy zjadłam przystawkę, wręczył mi dość duże
czarne pudełko zawiązane białą wstążką. Otworzyłam je trzęsącymi rękoma. Wiem,
że to chore, ale przy nim nie wiedziałam czego się spodziewać. Równie dobrze
mogłam otwierać tykającą bombę. Jednak zamiast tykającej bomby wyjęłam długą do
ziemi, krwistoczerwoną suknie z dużym dekoltem. Była tak śliczna! Spojrzałam
na Mike’a uśmiechając się.
- Dziękuję. – szepnęłam, dłońmi przejeżdżając po miękkim i
delikatnym materiale sukienki. Pachniała świeżością.
- Przebierz się w to dzisiaj. Musisz przy mnie ładnie
wyglądać. - odpowiedział, uśmiechając się,
wstał z fotela i pocałował mnie w policzek. Przesądzone, dzisiejszy wieczór
spędzę z Howardem. On naprawdę mógł się zmienić. Nie jesteś zdradziecką suką. Jesteś czymś o wiele gorszym… -
pomyślałam nadal patrząc na oszałamiająco piękną suknię.
******
Kiedy wyszłam z gabinetu Mike’a nadal czułam się nieswojo.
Miałam dziwne przeczucie, że dzisiaj stanie się coś złego. W końcu Mike chciał, by nikt nigdy nie dowiedział się jak on dokładnie wygląda, a teraz miał zamiar pokazać
się publicznie. W tym w ogóle nie było taktu. Co prawda musiał uczestniczyć
jakoś w tej całej śmietance towarzyskiej i dbać o swój pozorny wizerunek
bogatego właściciela hotelu. Długo nad tym myślałam, aż w końcu dostrzegłam, że
to nie ma sensu. Mike zrobi wszystko, co chce i zrobi to w taki sposób, w jaki
sobie zaplanował, a ja musiałam to zaakceptować. Po niedawnej kolacji wierzyłam,
że zmienił się na lepsze, ale nigdy nie byłabym na tyle naiwna by uwierzyć w to,
że nagle stanie się dobrym człowiekiem i zniszczy to całe zło, które stworzył.
Nie wiedziałam nawet czy odnalazłabym się w tym ,,normalnym’’ świecie. Moje
przemyślenia przerwała blondynka, która wpadła na mnie na korytarzu. Ubrana w
czerwone szpilki i czarny kombinezon, który podkreślał jej figurę wyglądała na bardzo czymś zdenerwowaną. Usłyszałam z jej ust ciche ,,Przepraszam.’’ w odpowiedzi
mruknęłam pod nosem ,,Nic nie szkodzi.’’ Parę kroków dalej, ogarnął mnie
jakiś niepokój, zatrzymałam się i obróciłam, aby zobaczyć dokąd idzie. Mogłam
się spodziewać, że wejdzie do gabinetu Mike’a. To na pewno jedna z jego dzisiejszych, nocnych prezentów urodzinowych… Właśnie! Prezent! Nie miałam pojęcia, co
powinnam mu kupić! Co mogłabym mu dać w zamian za to, że zaopiekował się mną? Za
wspólne pięć lat? Chyba nic, oprócz siebie, bo co innego mogłabym mu dać?
Prezent kupiony za jego pieniądze? Kolejny Rolex do jego kolekcji? W mojej
głowie panowała pustka. Kiedyś może wymyśliłabym dla niego coś specjalnego, ale
teraz na pewno nie trafiłabym z prezentem. Po tej dziwnej sytuacji sprzed kilku
minut bałam się każdej jego reakcji. Znowu jest tak, jakbym go nie znała.
Byłam już prawie uszykowana. W ustach czułam metaliczny smak
podekscytowania i strachu. Mimo, że umyłam zęby miętową pastą chyba z pięć razy, wciąż nie mogłam się go pozbyć. Stwierdziłam, że to musi być spowodowane nerwami. Suknia,
którą podarował mi Mike leżała rozłożona na pościelonym łóżku, a ja stałam
przed lustrem usiłując opanować bałagan, panujący w moich gęstych, brązowych
włosach. Spojrzałam na lokówkę, sprawdzając czy już się nagrzała. Następnie
chwyciłam ją w lewą rękę i wzięłam kosmyk włosów nawijając go na lokówkę.
Przytrzymałam przez chwilę i puściłam włos, który sprężyście opadł na moje
ramię. Powtarzałam czynność kilkakrotnie, gdy został mi ostatni kosmyk włosów
podskoczyłam wystraszona i oparzyłam swój kciuk.
- Czy ty zawsze musisz się tak skradać? Jakim cudem
otwierasz tak cicho drzwi? – zapytałam blondyna stojącego obok, który obejmował
mnie od tyłu. Pominęłam uwagi na temat tego, że normalny cywilizowany człowiek
powinien pukać do drzwi. Wiedziałam, że nie nauczę go tego, nawet jeśli powiem mu to
po raz setny jednego dnia, przecież on wszędzie czuł się jak u siebie.
- Boisz się mnie? – zapytał cicho, biorąc moją dłoń w swoje
ręce. Położyłam lokówkę na komodę, a następnie wyprostowałam się i obróciłam do
niego przodem. Uniósł mój poparzony kciuk i włożył go do buzi, językiem
przejeżdżając delikatnie po miejscu oparzenia. Patrzyłam na niego jak
zahipnotyzowana. Dobra, dziewczyno
ogarnij się. – Mniej boli? – zapytał chwilę po tym jak wyciągnął mój palec
z ust, ale nadal nie puszczał mojej dłoni.
- Tak. – kiwnęłam głową, nieśmiało się uśmiechając.
- Widzimy się na przyjęciu. Chciałem sprawdzić co z tobą. –
wyjaśnił i szedł tyłem w kierunku drzwi, żeby móc dłużej pożerać mnie swoim
nieziemskim wzrokiem i przy tym cholernie dekoncentrować.
- Kontrolujesz mnie? – zapytałam, udając oburzenie.
- W końcu jestem twoim trenerem, muszę o ciebie dbać. –
powiedział, puszczając mi oko.
- Przestań mnie czarować, a teraz wreszcie wyjdź, bo muszę
się ubrać. – westchnęłam i rozejrzałam się po pokoju szukając lokówki, która
znajdowała się tuż przede mną, ale oczywiście byłam tak roztargniona z powodu
jego obecności, że nie byłam w stanie zauważyć nic innego oprócz niego.
- To może ja chwilę zostanę… mogłabyś się przeciąć
naszyjnikiem, czy czymś. – zaoferował szarmanckim tonem, wkładając obie dłonie
do kieszeni spodni, przy tym nieznacznie pochylając się w moją stronę.
- Wyjdź Justin. Widzimy się potem.- powiedziałam ostrym
tonem, widząc w jego oczach pożądanie. Niekiedy jest to urocze,
ale w większości przypadków wręcz uciążliwe. Nie mogę się zgadzać na wszystkie
jego zachcianki. I tak chwilami byłam dla niego za dobra.
Czekałam na Mike’a stojąc w głównych drzwiach restauracji prowadzących od hotelowego ogrodu. Wszyscy goście zebrali się już w holu.
Dominowała czerń, granat, czerwień i biel. Mężczyźni ubrani byli w garnitury.
Niektórych trudno było odróżnić od ochroniarzy. Wszędzie paliły się światła,
dekoracje wyglądały przepięknie, a na nocnym niebie świecił księżyc w pełni. Wszystko
było idealne. Ubrana w czerwoną suknię długą do ziemi z kieliszkiem szampana
zachwycałam się tym pięknym widokiem. Moją szyję i duży wycięty dekolt zdobił
naszyjnik z diamentami, który dostałam od Mike’a kilka miesięcy temu. Obok mnie
stanął mężczyzna ubrany w czarny garnitur. Serce zabiło mi szybciej, byłam
pewna, że to Mike, ale kiedy obróciłam się w jego stronę poczułam ulgę. Justin.
Jednak to nie zmienia faktu, że nie powinno go tutaj być. Co jeśli Mike nas
zobaczy? Spokojnie, jest zajęty
zabawianiem gości i popijaniem alkoholu.- szeptała mi moja naiwna podświadomość, która skupiała się tylko na tym, jak przystojnie jest w garniturze mojemu trenerowi.
- Ślicznie wyglądasz, kochanie. – szepnął, czarująco się
uśmiechając. Dlaczego nie mogę wziąć go pod ramię i odwzajemnić jego uśmiechu? Należysz do Mike’a. Miałam dosyć
udawania, nie chciałam tutaj być. Nie lubiłam takich ekstrawaganckich imprez.
- Dziękuję, ale oczy mam wyżej. – powiedziałam i wzięłam łyk
szampana.
- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę.- szepnął szarmancko mój kusiciel i uśmiechnął
się niewinnie.- Trzeba było nie zakładać tej sukienki.
- Świetnie, widzisz z chęcią przebiegłabym się po tym całym
holu na golasa.- parsknęłam śmiechem.
- Chciałbym to zobaczyć.- zawtórował mi, przygryzając wargę.
- Nie wątpię. Pocieszy cię fakt, że mam na sobie tylko tę
sukienkę? – zapytałam podkreślając słowo ,,tylko.’’
- To świetnie. – odparł krótko, a ja dostrzegłam cień
ekscytacji, ukrywający się w jego oczach. Kochałam patrzeć na niego w takim
stanie. – Do zobaczenia później. – szepnął nagle i po prostu odszedł, wtapiając
się w tłum. Nie byłam zaskoczona, kiedy chwilę później jego miejsce zastąpił dzisiejszy
solenizant.
- Już bałem się, że nie będzie ci pasować.- powiedział,
obejmując mnie w pasie. Po prostu weź
głęboki oddech i zrób dobrą minę do złej gry. Tak jak zawsze. Mike
zaprowadził mnie pod rękę na szczyt schodów, które ozdobiono wiśniowym dywanem. Zaczęło
się witanie gości. Z szerokim uśmiechem, stojąc przed ogromnymi drzwiami
restauracji, posyłałam miłe spojrzenie każdej napotkanej osobie. Stałam obok
Mike’a czując zapach jego wody po goleniu i podając podchodzącym do nas gościom dłoń, kiwając głową i dziękując za komplementy dotyczące mojego wyglądu. Czułam
się jak marionetka. Kiedyś współczułam kobietom, które musiały przychodzić
razem ze swoimi mężami na nudne i eleganckie bankiety. Wśród obcych udawały
kochające żony. Nikt nie pytał ich czy chcą tutaj być. Musiały towarzyszyć
swoim mężom. To był przywilej i obowiązek, który musiały wypełniać. Przylepiać
do twarzy szerokie uśmiechy, które nigdy nikomu nie powiedzą o tym, że czują
się zdradzane przez tych wszystkich mężczyzn, że konto z dziewięcioma zerami
nie zwróci im samotnych nocy w wielkim domu, kiedy oni wyjeżdżają w interesach.
Za ten cały ból i niepewności jakie przeżywają miały tylko jedną rzecz, która
odpłacałaby im ich niewierność czy brak czasu – to one były najważniejszymi
kobietami, tymi którymi chwalili się na bankietach przy znajomych i potencjalnych
wspólnikach. Przypominało mi to wielkie przedstawienie teatralne. Sztuczne
uśmieszki i słodki ton głosu. Nienawidziłam tego, nienawidziłam kłamstwa.
Dzisiaj byłam na miejscu tych wszystkich nieszczęśliwych kobiet. Co z tego, że
miałam na sobie tak piękną suknię, podczas gdy moje serce rozrywały wątpliwości
i strach? Goście rozsiedli się w restauracji przy odpowiednich stolikach. Na
środku sali znajdował się jeden największy, biało nakryty stół. Było w nim
miejsce dla mnie, Mike’a, Monique, której bałam się spojrzeć w oczy i jakiegoś
starego biznesmena z jego żoną. Widziałam tego człowieka po raz pierwszy. Nie
musiałam wiedzieć kim on jest, ale skupiał na sobie całą uwagę Mike’a. Howard cały czas dopytywał go czy czegoś mu trzeba i jak mu się wszystko podoba. Prawdopodobnie potrzebował go do
własnych celów i za wszelką cenę chciał pozyskać jego sympatię. Nie zamierzałam
pytać o co chodzi. Podobno im mniej wiesz, tym lepiej śpisz. W pewnej chwili
Mike postanowił stanąć na scenie i przemówić do wszystkich obecnych w sali. Na
jego twarzy nie było widać zdenerwowania, ale zauważyłam, że ma spięte ramiona.
- Chciałbym powitać wszystkich gości. Bardzo cieszę się, że
udało wam się tutaj przybyć. Jest to dla mnie szczególny dzień. Nie tylko dlatego, że
mam dzisiaj urodziny, ale z wielką dumą mogę przedstawić Wam moje największe
życiowe osiągnięcie… - moje serce prawie się zatrzymało… O czym on mówi? – Postanowiłem rozszerzyć sieć mojego hotelu w
obrębie wszystkich Stanów Zjednoczonych. Jeśli mój plan się powiedzie,
chciałbym też zacząć działalność w Europie. – słysząc te słowa spadł mi kamień
z serca. W tym momencie odsłonięto za nim ogromną mapę Ameryki Północnej, gdzie
czerwonymi punktami oznaczone były miejsca powstania nowych hoteli. – Howard
Company jest firmą istniejącą od niedawna. Jestem bardzo zaskoczony tym, jak
szybko udało nam się pozyskać klientów i dobrą opinię publiczną. Pewnie
zastanawiacie się jak mogłem osiągnąć tak wielki sukces w tak młodym wieku? Mam
tylko jedną receptę: ciężka i uczciwa praca.- Tak bardzo uczciwa, jak zabijanie ludzi. – pomyślałam. - Nigdy nie
przypuszczałem, że znajdę się w takim towarzystwie. Wciąż jest to dla mnie
wielkim zaskoczeniem. Mam nadzieję, że miło spędzicie ze mną ten wieczór. Nie przedłużając, chciałbym podziękować
wszystkim, którzy wspierali mnie od samego początku. Mój sukces zawdzięczam
przede wszystkim wam. Obiecuję, że zrobię wszystko, by uczynić ten świat
lepszym i przyjemniejszym miejscem. – powiedział bez krzty zająknięcia. Jak można
w taki sposób patrzeć na ludzi i obiecywać im tak wielkie rzeczy, które nigdy
się nie spełnią? Jak można obiecywać coś, co nigdy nie będzie dotrzymane?
Trzeba być… Mike’iem. – A teraz proszę, żeby wszyscy wznieśli toast za
spełnienie naszego wspólnego przedsięwzięcia, uczyńmy ten świat lepszym.
Po jego przemowie kelnerzy zaczęli rozdawać szampana. Z
przyklejonym uśmiechem stuknęłam się z Mike’iem kieliszkiem. Rozejrzałam się
dookoła w poszukiwaniu jednej, konkretnej osoby. Stał, niedbale oparty o filar
ze swoim cwaniackim uśmiechem i błyszczącymi oczami, nie starając się nawet
ukryć, że cały czas na mnie patrzy. Kątem oka spojrzałam na niego i nieznacznie uniosłam kieliszki w jego stronę tak, żeby Mike się nie zorientował. Zawtórował
mi. Przykładając zimne szkło do warg, posmakowałam gorzkiego szampana. Chociaż miałam
wielką ochotę na to, żeby wypić go jednym haustem, stwierdziłam, że to nie przystoi
partnerce solenizanta, na którym skupiona jest teraz cała uwaga. Po jakieś
godzinie Mike zostawił mnie samą, odchodząc ze starszym mężczyzną, do którego
wdzięczył się cały wieczór. Zostałam przy stole z jego żoną i Monique. Z obiema
nie miałam ochoty na rozmowę. Musiałam ochłonąć. Ta cała atmosfera mnie
przytłaczała. Wyszłam na taras, który prowadził do ogródu oświetlonego dzisiaj nie
tylko latarniami, ale dodatkowymi światełkami. W powietrzu było czuć woń
kwiatów. Chłód na zewnątrz był dla mnie kojący. Mimo, że było mi trochę zimno
nie chciałam iść do pokoju po płaszcz. Na dworze było tylko parę osób palących
papierosy i popijających alkohol. Nikt nie zwracał na mnie uwagi, skoro przy
mnie nie było Howarda byłam tylko pięknością, jego ozdobą. Nikt nie wiedział
kim jestem i jak się nazywam, dlatego nie zaczynali ze mną rozmowy. Tym lepiej
dla mnie, ponieważ to była ostatnia rzecz jaką chciałam dzisiaj robić. Marzyłam
tylko o tym, by ten koszmar się skończył, żebym mogła iść spać w swoim pokoju,
ściągnąć z siebie tę suknię tak jakbym tym samym mogła ściągnąć z siebie ciężar
winy. Nie powinnam czuć się z tym źle. Podobno wszyscy kłamią, a Mike byłby
najmniej właściwą osobą do prawienia mi kazań, dlaczego powinnam być wierna i
prawdomówna. Było tu tak wiele ludzi, ale żaden z nich nie wiedział, że znajduje
się w centrum spirali śmierci, zła i cierpienia.
- Nad czym tak się zastanawiasz? – usłyszałam za plecami.
Natychmiast się obróciłam.
- Nie, to nic takiego. – mruknęłam wypijając ostatni łyk
wina, które zabrałam z tacy od młodego kelnera, stojącego przy wejściu.
- Oczywiście.- powiedział Justin, a po jego tonie głosu
wywnioskowałam, że mi nie wierzy.
- Naprawdę. Dobrze się bawisz? – zapytałam, patrząc głęboko
w jego oczy. Czułym gestem odgarnął kosmyk moich włosów za ucho.
- Ani trochę. Chcę, żeby to się skończyło.
- Nie ma żadnej pięknej dziewczyny, która umiliłaby ci ten
wieczór? Uwodziciel nie powinien narzekać na brak zainteresowania, nie uważasz?
– zaczęłam się z nim droczyć, muskając opuszkiem palca wypukłe, wypolerowane szkło.
- Kwestionujesz moje umiejętności? Jestem specjalistą. –
powiedział najbardziej poważnym tonem, na jaki było go stać.
- Aha – mruknęłam z powątpiewaniem, próbując powstrzymać się
od śmiechu.
- Wątpisz?
- Ja? Nie śmiałabym,
trenerze. – przygryzłam dolną wargę, odwracając wzrok od jego twarzy, bo jej
wyraz jeszcze bardziej mnie rozśmieszał.
- Okej, oboje wiemy, że kłamiesz. – westchnął zrezygnowany,
zakładając ręce na piersi.
- Czyżbyś tak dobrze mnie znał? – spytałam, pochylając się w
jego stronę. Pusty kieliszek postawiłam na murku.
- Lepiej niż myślisz. – odpowiedział i chwycił mnie za rękę.
– A teraz panno Roberts zaczynamy lekcję tańca.
- Czego? – zapytałam marszcząc brwi, myśląc że źle
usłyszałam. Obróciłam się w stronę pozostawionego szkła, chcąc mieć jakąś wymówkę, ale Justin ledwo pozwolił mi się obrócić, o zawróceniu nie było w ogóle mowy. Prowadził mnie, trzymając za rękę do restauracji. Nie spoczął
póki nie znaleźliśmy się na parkiecie. Objął mnie w talii i przyciągnął do
siebie w taki sposób, że między naszymi ciałami nie było żądnego, choćby
najmniejszego odstępu. Uśmiechnął się uwodzicielsko. W tej chwili bardzo dobrze
się bawił, natomiast ja… patrzyłam na niego z lekkim przerażeniem, bo nie byłam
najlepszą tancerką. Słowo ,,taniec’’ przypominało mi ostatnio tylko jeden
rodzaj tańca – na rurze, z którym nie
miałam dobrych wspomnień. Muzyka zaczęła
grać. Tango. Dlaczego mnie to nie dziwi?
Mimo tego, że nie jesteś zaskoczona i tak patrzysz na niego maślanymi oczami… Po raz pierwszy bezkarnie trzymałam jego
rękę w towarzystwie innych ludzi. Patrzyliśmy sobie zaciekle w oczy. Zrobił
krok w przód, a ja zdecydowanie cofnęłam się o jeden w tył. Nie wiem jakim
cudem wiedziałam co robić. Po prostu muzyka dawała mi wskazówki do kolejnych
ruchów. Wszystko robiłam instynktownie. Następnie uniosłam nogę do góry i
skrzyżowałam z jego prawą nogą. Potem, uwalniając ją uniosłam nią zamaszyście w górę, aby następnie z gracją postawić
ją na ziemi. Uśmiechnął się zawadiacko.
- Proszę, jak ci się podoba. – mruknął unosząc brwi z aprobatą, nie przestając się
uśmiechać.
- Zmusiłeś mnie do tego. Swoją drogą nie wiedziałam, że
umiesz tak tańczyć.- Czy istnieje coś,
czego on nie potrafi? A tak… pukać do drzwi. Lewą nogę zahaczyłam o jego
udo, a drugą nogę postawiłam na palce, sprawiając tym samym, że Justin mógł przeciągnąć
mnie na drugi koniec parkietu. Uniósł nasze splecione dłonie do góry. Zrobiłam
obrót, aby sekundę później znowu stanąć z nim twarzą w twarz. Mój partner
wykorzystał tę okazję i pochylił się razem ze mną w dół, aby zawisnąć ustami
parę centymetrów nad moimi. Prawie leżałam na jego prawym ramieniu.
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz. – oznajmił
tajemniczo. I to mnie właśnie martwi… Opamiętałam
się w myślach, żeby tylko nie przyszło mi do głowy teraz go pocałować. Justin obrócił
mnie tyłem do siebie i gwałtownie przycisnął do swojego ciała. Następnie uwolnił
mnie z objęć i powolnymi posuwistymi krokami skierował ku środkowi parkietu. Objęłam
go dwoma nogami w pasie, a on uniósł mnie do góry. Gdy stawiał mnie na ziemi
jego usta dotykały całą długość mojej klatki piersiowej. Stojąc już na nogach, podniosłam
do góry lewą nogę, zaczepiając ją o jego nogę i zginając ją w kolanie. Natychmiast
objął mnie mocniej, a ja uniosłam drugą nogę i idealnie wyprostowałam do góry,
tak by znajdowała się tuż przy jego twarzy. Był zszokowany i zaintrygowany.
Udało mi się osiągnąć mój cel. Dłoń, którą trzymał wcześniej moją rękę
wylądowała na moim udzie. Muzyka przestała grać.
- Możesz puścić moje udo? – zaproponowałam, stawiając jedną stopę
na podłodze.
- Nie sądzisz, że idealnie tu pasuje? – podpuszczał mnie, zaciskając na nim swoje palce. Jeśli
teraz zniszczy mi rajstopy, to go zabiję. Po krótkiej walce spojrzeń
ściągnęłam z niego swoją nogę. Nagle ludzie zaczęli bić nam brawa. Speszona ukłoniłam
się i szybkim krokiem zeszłam z parkietu. Idiotka.
Jak mogłaś dać mu się tak podpuszczać? To nie ty miałaś być główną atrakcją
wieczoru.
- Dlaczego ja się w ogóle na to zgodziłam…- wymamrotałam,
kiedy wreszcie mnie puścił i znowu wyszliśmy na ogród, ponieważ po takim
występie zwracaliśmy uwagę wszystkich na sali. Stanęłam, opierając się o zimny
marmur tarasu, nadal próbując uspokoić zadyszkę, której dostałam podczas tańca. Wciąż jestem zdania, że on mnie kiedyś wykończy, teraz tylko pozostaje pytanie: W jaki sposób?
- Co teraz?
- Teraz? Pocałowałbym cię, ale nie mogę.
- Wielka szkoda, że nie możesz. – oblizałam prowokacyjnie
wargę, patrząc na niego z udawanym żalem. – A jeśli powiem, że tego właśnie
chcę?
- Tym samym podpiszesz akt naszej śmierci. – zaśmiał się,
ale szybko przestał. Nagle jego twarz stężała, a oczy przybrały nieokreślony
kolor. Jego źrenice się powiększyły. – Padnij! – krzyknął, chwytając mnie za
ramiona i praktycznie przygwoździł mnie do podłogi. Usłyszałam głośny strzał.
Moje serce na moment stanęło. Zamknęłam oczy, chcąc wtulić się w Justina. Miałam
wrażenie, że ta chwila trwała wiecznie.
- Możesz otworzyć oczy. – usłyszałam jego zachrypnięty głos
i poczułam jego drżące palce gładzące moje ramię.
- Co… - zaczęłam, ale gdy tylko otworzyłam oczy parę
centymetrów między moją głową, a głową Justina znajdował się pocisk, który
trafił w marmur. Ktoś chciał mnie zabić. Powędrowałam wzrokiem w miejsce, w
które wpatrywał się Justin. Jeden z pokoi na drugim piętrze miał wybitą szybę.
To stamtąd padł strzał. Gdyby nie Justin, z pewnością leżałabym już w kałuży
własnej krwi. Nie mogłam uspokoić
oddechu. Już żadne słowa do mnie nie docierały. W głowie powtarzałam jedną
mantrę: Ktoś chciał mnie zabić.
Wcześniej podejrzewałabym tylko jedną osobę, która pragnęłaby mojej śmierci. Slade. Nie mogłam brać go pod uwagę,
przecież Mike się nim zajął. W tej chwili przyszła mi na myśl jeszcze jedna
osoba. Nate. Ale po co on miałby to
robić? Wiedziałam, że stanie się coś złego. Tylko czemu wszystko musi być skierowane na mnie?
******
Mike zamknął nas w swoim gabinecie. Od dziesięciu minut
chodził w tę i z powrotem, nie mówiąc ani słowa. Był wściekły. Goście opuścili
hotel, w holu ludzie czekali na odmeldowanie. W rejestracji szumiało od
telefonów klientów, którzy chcieli odwołać rezerwację i mediów, które chciały
zdobyć materiały do opisania nowej sensacji. Strzał padł z pokoju, który
znajdował się w części dla zwykłych gości hotelu, więc teoretycznie mógł to być każdy. Kimkolwiek był, niewątpliwie zdołał ulotnić się z hotelu razem z bronią.
Byłam pewna, że dla Howarda są to jego najgorsze urodziny. Ochrona
przeczesywała cały budek i sprawdzała wszystkie pokoje. Policja przesłuchiwała
świadków. Mike natychmiast odciągnął nas od całego tego zbiorowiska. Zaczęły
się poważne problemy. Mike mógł stracić wszystko przez ten jeden incydent,
którego ja miałam być ofiarą. Już nigdzie nie byłam bezpieczna.
- Powiedz coś. – szepnęłam niemrawo suchym głosem. Znowu
czułam się jak mała dziewczynka, która nie ma pojęcia co robić. To Mike zawsze
wszystko wiedział… planował i zapobiegał nieszczęściom.
- Kurwa! – zaklął krzycząc. – Nie jestem w stanie w to
uwierzyć! Jaki skurwysyn mógł się przedrzeć przez moją ochronę! – splunął na
podłogę. – W czym popełniłem błąd? – zapytał, patrząc na mnie.
- Nie popełniłeś żadnego błędu. Damy sobie z tym radę. –
odpowiedziałam, widząc jak obraca się do mnie tyłem i podchodzi do okna. Położyłam
swoją dłoń na jego plecach, chcąc go uspokoić. Strząsnął ją brutalnie.
- Musi być jakiś szpieg. Mamy otwartego wroga, a ja
zamierzam z nim walczyć. Od dzisiaj wszystko się zmieni. Koniec z zachowywaniem
pozorów. – powiedział głosem, który przyprawiał mnie o ciarki. Tej nocy nikt
już nie zaśnie spokojnie.
________________________________
Witajcie!
Siedziałam nad tym rozdziałem od
południa do nocy, więc mam nadzieję,
że to docenicie.
W szkole mam bardzo dużo nauki.
Martwi mnie ilość komentarzy pod ostatnim postem.
Wiem, że jest Was więcej niż 30,
więc może zrobicie mi tą przyjemność i pod
tym postem zaznaczycie swoją obecność.
Naprawdę to bardzo motywuje do pisania.
Komentarze są jedynym sposobem na
komunikowanie się z Wami.
Poświęcam temu blogowi całe serce
i bardzo dużo czasu.
Czy możecie poświęcić mi minutę swojego,
żebym widziała, że robię to po coś?
Bardzo Was proszę i mam nadzieję, że
potraktujecie moją prośbę poważnie.
Nie będę się zbytnio rozpisywać.
Pamiętam o Waszych prośbach.
Za tydzień zaczynam rekolekcje,
rozdział 34 będzie w następny poniedziałek.
Chcecie bym dodawała zapowiedzi kolejnych rozdziałów?
Trzymajcie się ;* Dobranoc.
Jeśli spodobał Ci się ten rozdział, bądź uważasz, że całkiem go zawaliłam,
tudzież zniszczyłam twoje wszelkie wyobrażenia,
lub po prostu wiesz, że sprawi mi to wielką radość i być może zainspiruje,
napisz komentarz.
Super rozdział @believe19945
OdpowiedzUsuńSuper !!! <3
OdpowiedzUsuńfajny rozdział :D
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział. Kurcze, zazdroszczę Rachelle pod jednym względem. Ten taras z widokiem na ogród...światełka, przyjemny chłód.. Achh :D No to teraz zaczyna się gruba akcja... Ciekawe kto to taki i czego chce.
OdpowiedzUsuńPrzyczepię się do jednego! Rach powiedziała, że nienawidzi kłamstwa, a sama się go dopuszcza..czyżby drobna hipokryzja? ;> Niech Rach wyzna Monique prawdę, to jej przyjaciółka!
Co do komentarzy, to uważam, że KAŻDY kto czyta i jest w stanie fizycznie napisać komentarz, to powinien to zrobić. Ty piszesz dla nas cały dzień, całą noc, poświęcasz mnóstwo czasu (bo umówmy się, że pisanie rozdziału wcale nie jest łatwizną), a my jako czytelnicy jesteśmy w stanie wynagrodzić i odwdzięczyć się właśnie KOMENTARZEM. Ludzie, serio tak ciężko napisać chociaż jedno słowo? :) To bardzo motywuje, a naszej autorce zdecydowanie potrzeba motywacji. Wiedząc, że wiele osób czyta to, co stworzyłeś/aś i podoba im się to (bądź wskazują nad czym musisz popracować) to pisanie rozdziału staje się przyjemniejsze, bo masz pewność, że ktoś to jednak docenia. Komentarze napędzają do działania, także, czytelniczki i czytelnicy - do boju :P
Czekam na następny, zostawiam komentarz i motywuję cię do pracy : ) <3 <3 :*:*
@loovesickk
KOCHAM TO FF! JEST MOIM ŻYCIEM! <3 CUDOOOO
OdpowiedzUsuńRozdział świetny! Wszystkie słowa dobierasz idealnie dlatego tak fajnie się czyta. Uwielbiam to FF i Ciebie :)
OdpowiedzUsuńDziewczyno jesteś niesamowita! Uwielbiam Cie normalnie. Jestem strasznie ciekawa kto tak chciał zaszkodzić Rachelle. W ogóle Justin jest taki seksowny, kocham każdą scenę z tą dwójką :P ale ciągle martwi mnie Mike. Nie byłby sobą gdyby czegoś nie odwalił -.- jeszcze teraz ta akcja... na każdy Twój rozdział czekam z niecierpliwością, no cóż, najlepszy pisarz umie trzymać w zaciekawieniu i niepewności zawsze ;)
OdpowiedzUsuńuwielbiaaaaaam! ciagle sie smieje z niektorych momentow jak glupia ;DDD wg przezywam to jakbym byla tego bohaterka czy coXDDDDD
OdpowiedzUsuńCudowny! Wyobrazilam sb cały ten ich taniec *______* czekam na następny :3
OdpowiedzUsuńNo to zaczyna się coś dziać ^^ Czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńWow <3 <3 znowu mój ukochany FF. Kocham go :) Masz naprawdę świetny styl pisania i uważam że gdybyś jeszcze częściej dodawala rozdziały będziesz.miała więcej czytelników :) I mam małą drobnostke. Pisz więcej dialogów a to bardziej będzie zaciekawialo :) kocham :-) ;-) <3
OdpowiedzUsuńnie rozumiem jak ona moze sie czuc jkaby go zdradzala?przeciez on jej to robi na kazdym kroku z byle kim, to juz jest wkurzajace ze zachowuje sie jak mala fziewczynka wierzac ze mike sie zmieni no blagam xd czekam na kolejny..
OdpowiedzUsuńBoskie !!
OdpowiedzUsuńRozdział zajebisty ale ty to wieszz :D
Masz talent i ty też to wiesz :D
Nie mogłam się doczekać Aww długi i bardzo fajna akcja :D
Czekam na następny ^^
A i bardzo ładny nowy wygląd bloga (Y) :D
UsuńJejuniu.. cudowny rozdzial ♥♥♥
OdpowiedzUsuńKocham cie i to ff ^^ :* <3
Czekam na next! ♡♡
/Wiki
Cudo *.* wspaniały, mega rozdział <3 czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńOmomomom. Ale zdecydowanie za mało scen Rachelle-Justin haha :D kocham to opowiadanie <3 | @LLWTBBE
OdpowiedzUsuńBoski :) Czekam na następny. :D Andzia
OdpowiedzUsuńSwietny, dalej czekam na rodział :)
OdpowiedzUsuńŚwietny i ten taniec Jusa i Rach cudowny moment
OdpowiedzUsuń