niedziela, 21 kwietnia 2013

Rozdział 5





 – Ja nie pasuje do ciebie.- powiedział to tak, jakbym wcale już nie była jego dziewczyną. Co z tego, że był bezuczuciowym frajerem szukającym problemów? Byłam głupia i nadal go kochałam.
- Skąd ty to masz? - spojrzałam na srebrną kolię z diamentami.
- Twojego chłopaka stać na takie rzeczy. – świetnie jak ja uwielbiam, gdy mówi o sobie w trzeciej osobie.  Nie czułam się komfortowo. Nie chciałam tutaj być. Justin stał obok mnie i przyglądał się tej chorej sytuacji.- Ty... - zerknął na mojego partnera. - Wiesz co masz robić. - Justin przytaknął żwawo kręcąc głową w górę w dół. Już miałam pewność, że Mike zwariował. Mieliśmy z tym skończyć, teraz mam przeczucie, że będę w tym siedziała do końca swojego życia o ile nie zjawi się ktoś łaskawy, aby mi je odebrać. Mike nieoczekiwanie wcisnął dłoń pod moją sukienkę. Nie wiedziałam jak zareagować, nawet nie miałam na to czasu, bo chwilę później pocałował mnie krótko w usta. Zgłupiałam. - Do zobaczenia kochanie. – uśmiechnął się drwiąco. - Daję wam trzydzieści minut na tą akcje. Rachelle, twoim zadaniem jest odwracać uwagę i znaleźć dostawcę. Nie jesteśmy jedynymi, którzy chcą dostać tę paczkę. Dlatego Justin musi znaleźć osobę, która również jest nią zainteresowana. Odurzysz ją tym, co ci dałem, następnie zabijesz i pomożesz Rachelle przetransportować paczkę do samochodu, który zostanie podstawiony tutaj za równo pół godziny. Wchodźcie i postarajcie wtopić się w tłum.- powiedział, podając nam fałszywe dowody tożsamości. Byłam Mery Jeyson - córką kongresmena, a Justin żołnierzem, który dotrzymuje mi towarzystwa.
- To raczej nie będzie takie trudne.- mruknął Justin, kiedy Mike zniknął z blond pięknością za rogiem budynku.
- No, to specjalisto, za chwile się rozdzielamy.- zaczepnie szturchnęłam go i pokazałam ochronie fałszywy dowód. Gdy sprawdzono czy oboje znajdujemy się na liście gości zostaliśmy wpuszczeni do wielkiej sali balowej. Przy samym wejściu roznosiły się urywki rozmów z charakterystycznymi międzynarodowymi akcentami. Z tego całego zgiełku setki odmiennych głosów ze sztuczną, dyplomatyczną serdecznością nie dało się nic zrozumieć. Do tego spora dawka stukotu obcasów i kieliszków z alkoholem. Tu rzeczywiście było inaczej. Gdyby nie obecność Justina uciekłabym stąd. Niby podobne zadanie, ale presja otoczenia działała na mnie nadzwyczajnie. Miałam mieszane uczucia, nie pasowałam do tego całego towarzystwa. Nie mogłam znieść tej wszechobecnej fałszywej życzliwości. Mężczyźni z dumą prowadzili rozmowy, podczas gdy kobiety stojące obok nich stanowiły tylko ozdobę. Miałam już dosyć tego miejsca, zdecydowanie wolałam kluby, w których przynajmniej wszystko przygłuszała głośna muzyka. Po paru minutowej rozmowie z osobami ,,z wyższych sfer’’ potrafiłam określić ich charakter i usposobienie. Rozpoznać wszystkie kłamstwa, które próbowali mi sprzedać. Jednak nie zawsze to działało. W przypadku Justina mój wrodzony talent do rozszyfrowywania ludzi zanikał. Podobnie Mike, który był bardzo nieprzewidywalny, a ja na pół zaślepiona jakimś chorym uczuciem by zdać sobie sprawę, co ze mną robi. Broniłam go całym swoim sercem. Za każdym razem, kiedy zrobił coś złego starałam się usprawiedliwić jego czyny.
Ten cały bankiet przypominał mi scenę z Matixa: przedzierałam się przez tłum, aby znaleźć jedną osobę, która musiała się ukrywać, a przy tym w każdej chwili, ktoś mógłby mnie zabić. 
Minęło już piętnaście minut od momentu, w którym przekroczyliśmy próg filharmonii. Oczarowałam jakiegoś odzianego faceta. Zdawało mi się, że mógł być dostawcą. Jednak nic z tego. Pytałam każdego z kelnerów... nikt nie reagował na ustalone hasło. Nagle rozległ się krzyk, który wytrącił mnie z równowagi. Nie mogłam się skupić.
- Ludzie! On próbował mnie zabić!- paniczny wrzask dorosłego mężczyzny rozniósł się echem po całej sali. Wszyscy znieruchomieli, z przerażeniem patrzyli w jego stronę. Poczułam, że ktoś z całej siły chwyta mnie za rękę i ciągnie do siebie.
- Justin!- powiedziałam wyprowadzona z równowagi, obracając się do niego twarzą.- Gdzie ty biegniesz! - mówiłam zdyszana i rozkojarzona, próbując za nim nadążyć.
- Zamknij się i chodź.- powiedział stanowczo przeciskając się przez ludzi, którzy zaczęli panikować i wychodzić z sali. Ktoś wezwał ochronę. Niektórzy stali z zimną krwią, czekając na to, co będzie dalej lub byli na tyle sparaliżowani strachem, że nie mogli się ruszyć. Wstęp dla osób upoważnionych i gości hotelu. - Świetnie, to gdzie teraz, mądralo? – pomyślałam uszczypliwie. Przeszliśmy do jakiegoś korytarza, do którego prowadziły białe drzwi pokaźnych rozmiarów.
- Czy ty w ogóle wiesz, gdzie idziesz? - Że ja to jeszcze nazwałam chodzeniem… to wino musiało być mocne. Na początku szliśmy wolno, by nie zwrócić na siebie uwagi, ale teraz biegłam, starając się nie zgubić po drodze butów.
- Nie czas na pytania!- warknął krótko. - Cholera!- przeklinał, ponieważ nie wiedzieliśmy gdzie iść dalej. Świetnie. Gdyby ktoś wcześniej ostrzegł nas, że tak się to może skończyć, przestudiowałabym plan tego całego budynku i nie byłoby problemu. Korzystając z chwili odpoczynku, szybko zdjęłam buty i trzymałam je w ręce.
- Ktoś idzie!- poinformowałam, zaczynając czuć strach i nowy przypływ adrenaliny. Nie powinniśmy tutaj być. Nie spełniłam swojego zdania, a to wszystko przez niego! Mówiłam, że chce pracować sama!
- Pocałuj mnie i udawaj, że jesteśmy razem.- szepnął mi na ucho. Upuściłam obcasy na podłogę. Czy właśnie powiedział to, co usłyszałam? Wszystko działo się zbyt szybko.
- Co? - powiedziałam jakby nie rozumiejąc jego słów. Wywrócił oczami i zaczął działać. Moje rozpalone usta były pokładane namiętnymi i przyjemnymi pocałunkami. Oddałam jego pocałunek wgryzając się delikatnie w jego dolną wargę i oblizując ją. Wbiłam palce w jego włosy. Nie myślałam racjonalnie, zapomniałam o całym niebezpieczeństwie. Czułam adrenalinę – mój ulubiony stan. Dałam się ponieść emocjom i pragnęłam zdrady na Mike’u. Tym razem nie wskazał mi go, tym razem całowałam go z własnej woli. Owinął sobie moje nogi wokół siebie i nadal namiętnie, powoli całował mnie, kręcąc loki z moich włosów. Nie mogłam złapać oddechu. Justin dostrzegł to i przeniósł swoje usta na moją szyję. Najczulszy punkt. Jęknęłam i czułam tak wielkie podniecenie, że moja ręka oderwała się od jego szyi, aby po chwili wsunąć się pod jego koszulkę, dotykając wyrzeźbionych pleców. Opanowałam się jednak, gdy zobaczyłam strażnika. Spojrzał na nas i skrępowany odwrócił wzrok chodząc po korytarzu. Justin znów złączył swoje usta z moimi i całował je zachłannie.
- Poszedł już.- mruknęłam cała rozpalona w jego usta. Jeszcze raz oblizał moje.- Możesz przestać nie ma go już...- powtórzyłam cicho jeszcze lekko rozkojarzona, stykając swoją dolną wargę z jego. 
W odpowiedzi westchnął roztargniony i odsunął się ode mnie.
- Co to było?- zapytałam ze zdezorientowanym wyrazem twarzy, nadal czując jego męskie dłonie na moich udach, które mnie podtrzymywały. Czułam mięśnie jego klatki piersiowej w miejscu, w którym nie powinnam.
- To…- zaczął się jąkać.- No fakt, nie jest z tobą tak źle, ale dużo ci jeszcze brakuje. Musiałem sprawdzić twoje umiejętności. - rozplątałam nogi z jego bioder i obydwoma stopami stanęłam na podłodze wyłożonej czerwonokrwistym dywanem. 
- Jesteśmy na misji, ty spieprzyłeś wszystko i teraz mnie sprawdzasz zamiast jak najszybciej się stąd wydostać, zanim nas złapią, a właściwie ciebie? - podniosłam jedną brew do góry. – Czyli, na tym będą polegały te twoje ''lekcje''? - zrobił minę jakby się nad czymś głęboko zastanawiał.
- No… mniej więcej.- uśmiechnął się, ale w miarę spoważniał, widząc mój wyraz twarzy.
- Co proszę? - powiedziałam zszokowana. Ja tylko żartowałam, przecież to niedorzeczne. Myślałam, że go rozbawię i zaśmieje się tym swoim czarującym śmiechem.- Mam rozumieć, że zrobisz ze mnie swoją profesjonalną dziwkę?
- Nie ma czasu!- no świetnie, jak on się o co coś pyta, to ja muszę mu odpowiedzieć. Jeżeli natomiast ja mu zadam pytanie on może je zignorować. W moim głosie słychać było, że oczekuje wyjaśnień! - Wentylator!-  krzyknął, widząc kratę w suficie. – Podsadzę cię, a ty otwórz tę kratę i wejdź.
- Tak, a potem przefruń przez ścianę.- zaczęłam wpatrywać się w niego jak by był największym debilem jakiego znam. Właściwie nim był... On i Mike stanowili czołówkę na mojej liście.
- Chcesz wrócić do tego tłumu, żeby cię podeptali? - wskazał w stronę sali, z której przed chwilą uciekliśmy.- Chodź i mnie nie denerwuj, sama mówisz że mamy stąd wyjść. Utrudniasz to.- przegrana kiwnęłam głową i dałam mu się podnieść. Zsunęłam kratę i poczułam czyjeś usta na swoim ciele. Justin całował mnie po dekolcie i schodził coraz niżej do brzucha. Mimo, że miałam na sobie sukienkę, zbyt dobrze czułam jego wargi przyduszające jej materiał do mojej skóry. Jego działania sprawiły, że miałam niekontrolowaną ochotę rozpłynąć się w rozkoszy i spłonąć żywym ogniem. Już wystarczająco nadszarpnął moją samokontrolę tym swoim długim pocałunkiem kilka minut wcześniej. Nie mogłam skupić się nad tym, co miałam zrobić.
- Justin, co ty odpierdalasz!- krzyknęłam, ale szybko zamilkłam, bo właśnie zauważyłam powód jego dziwnych, ale przyjemnych poczynań. Właśnie jakiś ambasador wchodził do pokoju z małżonką, albo sekretarką. Zostawiłam klapę w spokoju, zsunęłam się na dół, ignorując podwinięcie się sukienki i znów objęłam go nogami oplatając rękoma jego szyję, całowałam go w szczękę i pod prawym uchem. Usiłowałam nie stracić panowania nad sobą, podczas gdy ściskał moje pośladki. Kiedy wreszcie weszli do swojego pokoju z zakłopotaniem na twarzy, oderwałam się od niego. Nie miałam zielonego pojęcia jak wytłumaczyć to, że chciałam, aby ktoś jeszcze nam przeszkodził. Chociaż nie muszę mówić jakby to się mogło skończyć. A jak wiadomo nie mogłam sobie na to pozwolić.
- Wchodź.- zarządził.
- No chyba śnisz. Mam na sobie kieckę.- powiedziałam z szeroko otwartymi oczyma i założyłam ręce na piersi.
- Dobrze, to ja pierwszy i cię wciągnę.- westchnął i wszedł do wentylacji, a ja nadal stałam na dole.
- Nie sądzę, byś był na tyle silny…- nie dokończyłam, bo właśnie wciągnął mnie do środka.
- Mówiłaś coś? - zapytał sarkastycznie Pan-Wielce-Urażony. Faktycznie, mogłam pomyśleć... podniósł mnie dwa razy w taki sposób jakbym była lekka jak piórko. Te mięśnie to nie sterydy, były wyrzeźbione ciężką pracą na siłowni.
- Nie nic, nic.- powiedziałam czołgając się w tunelu wentylacyjnym. Nie widziałam nic, prócz zgrabnego tyłka mojego trenera. Super.
- O ile się nie mylę tu powinno być wyjście.- powiedział dumnie, zsunął kratę i po prostu… spadł? Wstrzymałam oddech.– Nic mi nie jest!- krzyknął po kilku minutach.
- Tak, bardzo bym się tym przejęła.- mruknęłam z kpiną.
- Dobra księżniczko, złaź.- Księżniczko? Dobre sobie. Poszłam w jego ślady, lądując na czymś miękkim, a spodziewałam się betonu.. Do moich nozdrzy dotarł specyficzny zapach. Zajęło mi kilka sekund, aby go zidentyfikować. Byłam w koszu na śmieci... Robiło się coraz fajniej...
- Wciągnąłeś mnie tutaj i nie mogłeś uświadomić, że wpadłeś do kosza na śmieci! Ja cała śmierdzę!- byłam wściekła. Jaki jest w tym sens - raz chciałabym całować go godzinami, a za drugim razem zarżnąć go nożem... Czemu ja tego wcześniej nie zrobiłam? A no tak... On mi przeszkodził. - Mógłbyś mnie łaskawie złapać.
- Mógłbym, nie muszę.- powiedział uwodzicielsko się uśmiechając. Wyszłam z tego ohydztwa jak najszybciej i poczułam dym.
- Coś się pali.- powiedziałam do siebie. Za rogiem prowadzącym do ślepej uliczki unosił się gęsty i duszący dym. Nie mogłam nic dostrzec, wszystko pokrywała szara powłoka unoszących się oparów. – Ale gdzie ty idziesz?- powiedziałam trzymając go za rękaw garnituru. Zauważyłam cień jakieś sylwetki wyłaniającej się z dymu, zacisnęłam palce na materiale marynarki. Była to bezwarunkowa reakcja na strach. Brązowe tęczówki Justina zabłysnęły. – Mike.- powiedziałam prawie bezgłośnie, nie wiedziałam nawet, że w chwili gdy go zobaczyłam odruchowo przytuliłam się do ramienia Justina. Nagle przez dym dojrzałam ognisko, a po chwili jakieś wielkie stosy przepełnionych po brzegi worków ze śmieciami. To byli ludzie… surowe mięso i odłamki szkła... krew, zwęglone części ciał porozrzucane były po asfalcie. Niektórzy mieli oderwane kończyny, inni poderżnięte gardła. Pozostałe zwłoki były rozczłonkowane. Wszyscy okrutnie i bezlitośnie pozabijani. Poczułam żółć w gardle... myślałam że zaraz zwymiotuje. Nie chciałam na to patrzeć i zasłoniłam twarz. Jeszcze bardziej przybliżyłam się do mojego trenera. Sala, w której przed chwilą byłam, płonęła w szale żaru i ognia. To wszystko rozprzestrzeniało się tak szybko, że połowa ludzi na pewno już się spaliła. Fakt, byli zarozumiali myśleli, że świat należy do nich, ale te kobiety obok nich... nic niewinne, nieszanowane i od dawna pozbawione własnej woli. Tych dwoje ludzi, którzy wchodzili do pokoju, strażnicy pilnujący całego obiektu… Zrobiło mi się ich żal. Przecież mieli swoje rodziny, dzieci i bliskich. Musieli umrzeć przez głupiego chłopaka, który pragnie zostać panem świata. A może to nie jest jego wina? Mike przez Justina mógł podpalić cały budynek by zatrzeć ślady – był to jedyny najprostszy, najskuteczniejszy i najszybszy sposób.
- Cholera!- syknął Mike.- Co się stało! Byliśmy umówieni! Przez was uciekła nam przesyłka!- wrzeszczał. Nie obchodziła go śmierć. Za nim pojawiła się blondyna z uśmiechem na twarzy. Wymieniłam z nią wrogie spojrzenia. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Miałam cichą nadzieje, że to Justin mu wszystko wytłumaczy. Przecież ja nie byłam niczemu winna. To on przeszkodził mi w zadaniu. Usłyszeliśmy wycie syren alarmowych… Myślałam że to koniec. Kilka metrów przed nami zatrzymał się jakiś samochód towarowy. – Wsiadajcie, jutro z wami porozmawiam!- po tym oświadczeniu Mike wrócił do swoich ludzi, którzy palili ciała ułożone jedno na drugim.
- Taka odważna dziewczyna...- usłyszałam głos należący do Justina przesączony męską arogancją. Ten to nigdy nie wyczuje momentu. Usiadł obok mnie, a samochód ruszył z zawrotną prędkością.
- Spadaj.- warknęłam i spuściłam wzrok w przyciemnianą szybę. Jestem odważna, nawet odważni mają prawo czasem się bać.






_____________________________________


Miałam bardzo ciężki tydzień. 
Jeden z najbardziej okropnych jakie mnie w życiu spotkały. 
Ale wracam do życia, mam więcej czasu
 i dlatego będę dodawać kolejne rozdziały.
 Mam nadzieje że rusze z nimi do przodu,
 bo mam większą część gotową do publikacji, 
 tylko czeka xD A co dalej? Muszę się za to wziąć.
Komentujcie, podawajcie dalej, będę wdzięczna.







środa, 3 kwietnia 2013

Rozdział 4





- Nie. Idź do siebie, potem porozmawiamy...- zarządził i zamknął mi drzwi przed nosem. Posłusznie ruszyłam do swojej sypialni. Chciałam porozmawiać z nim na temat tego głupiego pomysłu z trenerem. Co on sobie wyobraża? Mam po prostu zgodzić się na bycie czyjąś zabawką? Nie mam mowy. Usiadłam na łóżku nie mogąc się pozbyć z głowy obrazu szyderczego uśmiechu Justina. Do mojego pokoju wszedł Scoot. Miał niesamowite wyczucie czasu, gdyż właśnie zaczęłam się przebierać. 
- Co ty tu robisz? - powiedziałam zakrywając się, bo byłam w samym staniku… zdążyłam już zdjąć koszulkę.
- Mike mnie przysłał. Mam tobie pomóc w kolejnej misji przy handlu.- posłał mi uśmiech z wyszczerzonymi zębami.- Nie musisz jej zakładać. Mnie to nie przeszkadza.- zabawnie poruszył brwiami.- Już wiem, dlaczego zajmujesz się sprawami uwodzenia. Masz wrodzony talent.
- Nie podlizuj się.- powiedziałam szorstko i założyłam wypraną czarną bokserkę.- Dam sobie radę. Nie potrzebuje żadnej pomocy. Jestem wyszkolona. Brałam udział w wielu takich misjach codziennie!- zirytowali mnie. – Od kiedy ja sobie niby nie radzę? - nie było takiego powodu, by mieli mi to robić. Wszystkie swoje akcje ukończyłam powodzeniem, oprócz tej z Justinem, ale to było co innego. Nic o nim nie wiedziałam, a był całkiem inny od moich poprzednich ofiar. Z resztą nigdy nie dostawałam akt czy informacji potrzebnych mi do zamordowania danej osoby, ale wzmianka o tym, że jest profesjonalnym uwodzicielem byłaby przydatna.
- Nie rozumiesz. To nie są już uliczne kluby. Nic nie obije się o ściany i ludzie o tym zapomną. Mike zwiększył poprzeczkę. Działamy na tle międzynarodowym. Nim się obejrzysz poznasz samą królową Elżbietę. Dzisiaj idziemy na bankiet z ambasadorami. Po prostu musisz być przygotowana na wszystko.- wyszedł obawiając się moich kolejnych pytań. Potrafiłam z niego wyciągnąć wszystko. Pewnie i tak powiedział mi za dużo, co mi akurat nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie. Powinni mówić mi o takich rzeczach. To była jakaś chora dyskryminacja. Mężczyźni zawsze byli tymi dobrze powiadomionymi. Nie byłam tutaj jedyną kobietą, ale byłam jedyną, która dostawała kluczowe zadania, a nie tylko machanie tyłkiem i udawaniem służącej, pokojówki czy recepcjonistki w tym hotelu. W naszej bazie mieszkali również ludzie, którzy o niczym nie wiedzieli. Z czegoś musieliśmy to wszystko utrzymywać. Zostali oni odcięci od naszej części. Mike dbał o takie szczegóły. Gdyby zamknięto go za kratkami, w naszej mafii panowałby chaos i ktoś nieodpowiedni mógłby zająć miejsce Mike’a nieodwracalnie. Gdy wreszcie raczył do mnie przyjść, był naprawdę wkurzony. Z hukiem zamknął drzwi od mojego pokoju. 
- Jak śmiesz, zachowywać się tak i podważać mój autorytet!? - szedł w moim kierunku. Zdziwienie ustąpiło miejsca przerażeniu. Bałam się go... Czy to była prawdziwa miłość? - To, że jesteś moją dziewczyną nie upoważnia cię do robienia ze mnie idioty, szczególnie przy tym nowym!- krzyczał na mnie.- Wiesz czym sobie zasłużyłem na szacunek? - przez chwilę ucichł, ale jego groźna mina dała mi do zrozumienia, że lepiej się nie odzywać. - Wszyscy się mnie boją, dlatego zająłem to stanowisko.- zadrżałam i nie mogłam wydusić z siebie choćby jednego słowa. Przeczuwałam co się stanie. Pchnął mnie brutalnie na łóżko. Zaczął bić. Zamknęłam oczy, ale nie pomogło mi to ani odrobinę. Widziałam jego rozwścieczoną twarz nawet, gdy to zrobiłam. Czułam jego pięści na swoim ciele. Starałam się nie skupiać na bólu. Nie stawiałam oporu, bo wiedziałam, że jest silniejszy. Gdybym natomiast próbowała uciec, zatrzymałby mnie albo on, albo ochroniarz stojący na korytarzu. Otworzyłam oczy i próbowałam się wyrwać. Łzy ciekły mi nieustannie po rozpalonych policzkach, ale ani razu nie wydałam z siebie żadnego dźwięku. Kiedy jego ręka trafiła między moje nogi zaczęłam krzyczeć. Dostałam pięścią w policzek mokry od łez, a następnie w oko. Czułam jak skóra w niektórych miejscach mnie piecze jakbym została oparzona. Usiadł na mnie i bezlitośnie bił. Mógłby równie dobrze mnie zabić. W tamtej chwili nie wiedziałam, czy to czasem nie byłoby najlepszym, co mógłby dla mnie zrobić. Ucichłam.
- Myślisz, że ktoś tu wejdzie, jeżeli ja tu jestem? Mają tu zakaz wstępu.- powiedział  zadowolony, na chwile przestając mnie okładać rękami.
Wtedy zrobił coś, co bardzo mnie zaskoczyło. Nie chciałam, aby mnie krzywdził. Chwycił mnie mocno za nadgarstki. Nie mogłam się wyswobodzić. Unieruchomił mnie. Pocałował mnie w usta wgryzając się w moje wargi tak, że przebił mi je. Bolało. Brzydziłam się nim. Chwile potem poczułam smak krwi, która płynęła ciemną strużką z mojej dolnej wargi. Mike przez cały czas uśmiechał się wrednie.
- Więc lepiej bądź grzeczna.- po tych słowach tak po prostu zszedł ze mnie, wyszedł i zostawił mnie pobitą, leżącą na łóżku z zadrapaniami, siniakami i zaczerwienieniami.
Zauważyłam, że oprócz moich ust, krew leci też po rękach, na których zostały ślady jego paznokci. Podniosłam się, żeby nie pobrudzić pościeli. Weszłam do ciemnej łazienki i zastanawiałam się, czy na prawdę chcę zobaczyć to, co ze mną zrobił. Czy można wystraszyć się własnego odbicia? Oszpecił mnie, czy w ogóle zdawał sobie sprawę, z tego co mi zrobił? Jak wielki zadał mi ból? Jak mam to teraz zakryć? Nie pójdę tak na tą całą misję. Miałam mętlik w głowie. Obmyłam usta zimną wodą z kranu i postanowiłam wziąć prysznic. Gorąca woda obmywała moje zadrapania, które niemiłosiernie dawały o sobie znać. Wychodząc z kąpieli wiedziałam, że jest już późno i muszę zacząć się szykować. Siniaki na nogach próbowałam zakryć czarnymi rajstopami, wyszło mi to dosyć zadowalająco. Zadrapania i zaczerwienienia na twarzy pokryłam podkładem i pudrem, chociaż nie był to najlepszy pomysł. Nie mogły być widoczne, nie na tej misji. Wyszłam z łazienki i otworzyłam szafę z ubraniami. Była skromna, po jednej stronie poukładane były moje normalne rzeczy, po drugiej eleganckie sukienki i stroje do treningów. Wyciągnęłam z niej czarną sukienkę i wróciłam do łazienki. Spojrzałam w swoje odbicie i znów się załamałam. Czułam własny puls i bicie serca. Ubrałam się w sukienkę, aby potem skupić się na wielkim siniaku pod okiem. Zapomniałam jednego kremu matującego, wróciłam do pokoju i otworzyłam szafkę nocną przy łóżku.
- Witaj piękna.- powiedział pewny siebie Justin i wszedł bez pukania. Zakryłam szybko twarz i bez słowa chciałam ruszyć do łazienki i zamknąć się w niej. Jednak chłopak mi na to nie pozwolił. - To on cię tak załatwił? - moje zakrywanie rękoma twarzy na nic się zdało. Nie odpowiedziałam mu. Kiedy wyszłam z łazienki już przebrana, umalowana i uczesana modliłam się, żeby jego już tam nie było... Oczywiście musiał tam być.
- Nie twoja sprawa.- syknęłam.
- Twój cięty język musiał dać mu się trochę we znaki.- zaśmiał się. Poczułam ukłucie w sercu. Nie zamierzałam znowu tracić czasu ani nerwów na to, aby coś mu odpowiedzieć.
- Załóż to.- powiedział podając mi czarne pudełko. Otworzyłam je, a w nim była kolia, ale to nie byle jaka... pokryta krystalicznymi diamentami. Otworzyłam usta z wrażenia, oczywiście mój przystojny trener nie mógł nie zwrócić na to uwagi i kpiąco wydał z siebie duszący odgłos, którego nie byłam w stanie określić. Czy on nie potrafi używać słów? Bez słowa chwycił oba końce koli opuszkami palców i założył mi ją.- Dobrze je zamaskowałaś.- szepnął mi do ucha, dotykając je dolną wargą.
- Znów próbujesz na mnie te swoje sztuczki? - powiedziałam i kopnęłam go w krocze, zgiął się w pół, ale był twardy i po chwili stanął tak jakby to nie miało miejsca.
- Poczekaj, a odpłacę ci się na najbliższym treningu.- ze sztucznym uśmiechem otworzył mi drzwi. Kiedy znaleźliśmy się przed budynkiem musiał się odezwać. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na to, w co był ubrany.
Miał na sobie garnitur, szykowny i zapewne drogi. Usiedliśmy w wielkiej, czarnej limuzynie i z piskiem opon ruszyliśmy jak się potem okazało do czegoś, co przypominało operę czy teatr. Do wejścia prowadziły niezliczone schody z błyszczącego kamienia.
- Jestem twoim partnerem.- uświadomił mi bardzo wcześnie. Czujecie ten sarkazm?
- Czemu ty, a nie Mike? - Nigdy nie byłam przyzwyczajona do jakiegoś partnera. Nie potrzebowałam ich, zawsze działałam sama.
- Uznałem, że z nim wyglądasz o wiele lepiej.- usłyszałam znajomy męski głos, dobiegający zza moich pleców. Zadrżałam. Strach przeszył mnie od środka. Ta twarz z tymi magnetycznymi oczami i uśmiech. Wyglądał jakby nie potrafił skrzywdzić nawet muchy. Pozory mylą, był cholernie niebezpieczny. Obok niego stała jakaś blondyna z długimi nogami. Uwielbiał takie. Czy to co w tamtej chwili czułam było zazdrością? Przecież mogłam się tego spodziewać, ale mimo tego byłam zła na tę dziewczynę. Patrzyła na mnie z góry... Mogę się założyć, że kiedyś nasze role się zamienią. Wiedziałam, że Mike nie traktuje tych dziewczyn dobrze, ale nigdy nie wiedziałam co się z nimi dzieje potem. Co się dzieje, gdy dziewczyna przeżyje jego zabawę? Nie miałam pojęcia, ale wiedziałam, że prędzej czy później muszę się tego dowiedzieć.
Mike przyciągnął mnie do siebie i objął mnie w tali.- Justin i ty doskonale się dopełniacie. Kotku, wiem że wolisz mnie, ale muszę zając się innymi sprawami. – westchnął z udawanym bólem, z jego dotykiem powracały wszystkie złe wspomnienia. Ból i słone łzy powróciły jak odświeżone. Ich siła uderzała we mnie. Spojrzałam na niego z wyrzutem... był obojętny. Dla niego wszystko było w porządku.- Dobrze się czujesz? - powiedział z przekąsem. W tym momencie byłam pewna, że on nie ma żadnych skrupułów. Jak śmie pytać mnie o to jak gdyby nigdy nic? Czyżby zapomniał, że zaledwie kilka chwil temu okładał mnie pięściami? Spojrzałam na niego lekko spłoszona, co pewnie odebrał jako sygnał, że nie do końca podzielam jego zdanie.- On jest ci potrzebny, z nim wyglądasz wiarygodniej.- próbował mnie przekonać. Czułam się tak jakby wsadzono mi lód do gardła. Nie potrafiłam z nim rozmawiać. Znowu zaczyna z tą wiarygodnością! Co wyście się tak na nią uparli? Ludzie są ślepi, nie zauważą nic oprócz czubka własnego nosa. Zauważą cię dopiero wtedy, kiedy podejdziesz do nich z nożem.






_____________________________



Teraz czekają mnie egzaminy, tak więc notka albo po egzaminach.
Bardzo zależało mi też na tym, 
aby opisać wam moją relacje z koncertu.
Więc jeżeli chcecie czytajcie, 
jeżeli nie, to bardzo dziękuję za komentarze xD 
Chętnie poczytam także inne blogi , więc piszcie linki w komentarzach ;) 


Już od paru dni bardzo chciałam to wszystko z siebie wyrzucić. To, co działo się 25 marca było nie tylko spełnieniem mojego marzenia, ale pierwszy raz doznałam czegoś , czemu nawet moja szeroka wyobraźnia nigdy podołać nie mogła. Siedzę i myślę, nie jestem nawet pewna, czy istnieją takie słowa, aby to opisać. Ale spróbuje.
Zostałam Belieberką jak byłam w szóstej klasie podstawówki, 
to pewnie jakoś 2010 rok.  Zaczęło się od dobrze wam znanego ,,One time''
 Wydaje mi się, że to co osiągam i to do czego zmierzam, czego się podjęłam… wszystko dzięki niemu.  Jest naprawdę cudownym człowiekiem. Wiem, wszyscy powtarzają mi: ,, Ty go nie znasz. ‘’ ,,Sodówa mu uderzyła do głowy.’’ ,,Jak możesz słuchać czegoś takiego’’, ,,On jest sztuczny.’’ ,,Ty nie wiesz jaki jest naprawdę, jak możesz go kochać.’’  - Okazywanie wszelkiej nienawiści, wyszydzanie, dziwne spojrzenia i krytykowanie wszystkiego co związane z wielkim Justinem Bieberem było i chyba nadal jest na porządku dziennym. Przeszłam ten etap i współczuje tym, którzy jeszcze się  z nim męczą. Ja postanowiłam się odciąć i to olać. Dzięki niemu poznałam fantastycznych ludzi,  przyjaciółkę, następnie dziewczyny, które pisały opowiadania z Justinem, które zachłannie czytałam przez całe wakacje. Wszyscy wiedzieli, że lubię Justina, nie wstydziłam się tego, ale też nie przesadzałam. Żyłam w swoim świecie.
Potem jak zaczęłam czytać blogi innych, stwierdziłam – kurde, 
czemu nie napiszę swojego? I tak o to, ten tu jest moim czwartym i jestem z niego dumna. 
Pierwszy raz tak bardzo mi się podoba. Staram się by nie był banalny, że tylko seks, alkohol i narkotyki, ale nie ciągnęło mnie już do pisania nudnych ,,Kocha nie kocha’’ 
Przez komentarze i administratorki poznałam wielu fantastycznych ludzi,  
( podobnie na koncercie, nigdy nie czułam takiej atmosfery, bardzo dziękuję 
i jestem dumna z nas wszystkich, że miałyście takie wspaniałe pomysły na akcje. 
Te trzy godziny mojego życia, są najlepszymi jakie kiedykolwiek przeżyłam) 
wydawać by się to mogło tkliwe i przesadzone, ale naprawdę tak jest! 
Co do Justina jego głos działa na mnie w taki dziwny,
 przepiękny sposób.. no nie mam słów, żeby to określić, 
ale jeśli macie jakiegoś idola, to wiecie 
o co mi chodzi. 
Po prostu, uspokaja mnie, słyszę tą głębie, oddziałuje na moje emocje, żadnemu piosenkarzowi czy piosenkarce się to jeszcze nie udało. Przy nim mogę płakać i śmiać się, on może poprawić mój szary dzień i dać mi wewnętrzny spokój. Za to jaką jest osobą, jak daje nam do zrozumienia. Tak naprawdę, nie wiem jakby wyglądało moje życie bez niego. Nie chce sobie nawet tego wyobrażać. Straciłoby dotychczasowy cholernie ważny sens. 
Może nawet byłabym inną osobą ale dziękuję, że jest. 
Moją pasją jest muzyka i śpiewanie. Nie zajęłabym się tym, gdyby nie Justin. 
Nauczył mnie, że jeżeli się chce, można osiągnąć wszystko. 
Że wiara w to co się robi jest kluczem do szczęścia. Otworzył mi drzwi do tego, że teraz nie żałuje niczego w życiu.  Powiedział ,,Never say never’’ i uwierzyłam, że nie ma takiej rzeczy, która byłaby wystarczającym powodem , żeby się poddać.  
 Na koniec chciałabym wszystkich pozdrowić.
Dziękuję Wam bardzo Beliebers, jesteście wspaniałe!
Dziękuje wszystkim, którzy mnie wspierają i starają się zrozumieć. 
Rodzinie, która cierpliwie znosi moje świrowanie i jest przy mnie obserwując,
 każdą głupotę którą wymyśle. 
Na koniec za wszystko co mnie w życiu spotka i spotkało dziękuję jemu.