Wszystko,
co widziałam to ciemna droga, poprzecinana białymi pasami. Ten widok działał na
mnie usypiająco. Rozbudziłam się dopiero wtedy, gdy usłyszałam głos Monique.
-
W bagażniku są prochy. Za jakieś dwie minuty będziemy na bramkach. Przebierz
się w to .- poprosiła mnie i skinęła głową na puste środkowe miejsce kanapy
między mną a Justinem, na którym leżała bawełniana siatka.
-
Przepraszam, CO TO MA BYĆ?- warknęłam przez zęby biorąc do rąk jakiś gorset i przyglądając się mu. Twórca tego stroju użył najmniej materiału ile
się dało. Szkoda, że wcześniej nie powiedzieli mi, że mam się w to przebrać... Właściwie, to wiem dlaczego tego nie zrobili, bo chwilę później to COŚ wylądowałoby w
rurach kanalizacyjnych hotelu.
-
Twój strój. Nie mam z tym nic wspólnego. To Mike.- wiedziałam, że Monique nie
wpadła na ten wspaniałomyślny pomysł. Coś mówiło mi, że nie tylko Mike maczał w
tym palce. To samo Coś, z drugiej strony kazało mi
wierzyć, że Justin jest inny. Miałam jeszcze jakąś granice cierpliwości, ale mój
trener nieraz potrafił jej nadużyć. Obecność Monique dodawała mi sił. Pewnie
zrobiłaby wszystko, żeby mnie chronić. To należało do zakresów jej obowiązków,
ale mimo wszystko czułam, że jesteśmy dla siebie ważne i troszczy się o mnie niezależnie od pracy, dlatego nie mogłam zabić dzisiaj Justina. Ona nie pozwoli mi zrobić czegoś głupiego.
Nie pozwoli, dopóki jest blisko.
-
Zatrzymajmy się przy jakiś krzakach.- zaproponowałam próbując opanować
wzbierający się we mnie gniew. Powinnam zachowywać się tak, jakbym była
zawodowcem. Zostałam wyprowadzona z równowagi przez głupi skrawek materiału, co
się ze mną dzieje?
-
Musisz się przebrać tutaj. Na autostradzie nie możemy się zatrzymywać, stacje
odpadają, bo nie mamy kodów do monitoringu.- zauważył Jev.
-
Właśnie, Rachelle. W końcu jesteś profesjonalistką. Masz jakiś problem? -
wtórował mu z takim samym entuzjazmem Justin. Ludzie, co oni nigdy dziewczyny w
bieliźnie nie widzieli? Nie uwierzę w to. Widziałam w lusterku jak Monique
prycha pod nosem ale wciąż uważnie patrzyła na drogę. Specjalnie umieściła mnie z
Justinem z tyłu, żeby mieć co obserwować. Musiało być to dla niej przezabawne.
Miałam tylko nadzieje, że wreszcie zrozumie, za co tak bardzo go nienawidzę.
-
Odwróć się.- syknęłam przez zęby nabuzowana. Zdjęłam koszulkę nakładając szybko ubranie na siebie. Widziałam, że mój ‘’trener’’ stara się robić wszystko, aby
utrzymać głowę w bez ruchu, ale jego oczy wędrujące w kierunku mojego ciała nie
dawały szans na pozostawienie pozoru bezinteresowności. Gdybyśmy byli sami w
samochodzie zrobiłabym mu na złość, czekając, kiedy już nie da rady. Wbrew
wszystkiemu, co o nim myślę, nawet największy twardziel nie ma ze mną szans. –
Radzę ci nie patrz, bo moja ręka może znaleźć się niebezpiecznie blisko twojej
twarzy.
-
Jeszcze spodnie. I chyba musisz zdjąć ten stanik. Lepiej byłoby bez.- doradził
rozkosznym głosem mój nauczyciel. Oczywiście wszechwiedzący, jak zawsze.
-
Pozwól, że to ja ustalę jak jest lepiej. Masz może jeszcze jakieś uwagi? Może
napiszesz mi instrukcję w jaki sposób mam się przebierać? - mówiłam złowrogim,
sarkastycznym tonem. Całkiem zapomniałam, że nie poprawiłam dokładnie gorsetu i
nadal jestem prawie półnaga. Nie do wiary, jak mogłam dać się tak sprowokować.
-
Jev, czyżbyś miał interes do naszej kochanej Rachelle? – z tymi słowami
wypowiedzianymi przez Monique ja i Justin zdaliśmy sobie sprawę, że Jev wcale
nie jest lepszym od mojego urokliwego trenera. Zrozumiałam, że wlepiają się w
mnie dwie pary oczu, a nie jedna. Przepłynęła przeze mnie fala gorąca.
-
Ciebie też to dotyczy.- dodałam szybko zdejmując spodnie i okrywając się czarną
bluzą.
-
Daj jej to.- Monique zwróciła się do czarnowłosego chłopaka, zakładając okulary
przeciwsłoneczne. Po chwili Jev obrócił się z łobuzerskim uśmieszkiem na
twarzy, podał mi fałszywy dowód, pendriva, zapalniczkę i scyzoryk. –
Wysiadasz, odwracasz uwagę, działasz i wsiadasz z powrotem do samochodu. Wiesz
co robić? – upewniła się, poprawiając obie dłonie na kierownicy.
-
Tak.- odpowiedziałam zachrypniętym głosem.
-
Witam. Paszport poproszę.- powiedział gliniarz. Czekałam na znak. Rozejrzałam
się po okolicy. Z wymownym szokiem spojrzałam na budkę, w której siedział
Scoot. Co on tu robi? Mniejsza o to, skup się.
-
Eh, Robbie. Chodź tutaj!- krzyknął Scoot przejętym głosem.
-
Już.- szepnęła nerwowo Monique. Spojrzałam na ochroniarza z boku. Stał i
przyglądał się naszej grupce, pilnując nas podczas nieobecności przełożonego.
Zgrabnie wysiadłam z auta, wzięłam ze sobą portfel i schowałam wszystkie środki
ostrożności, które dostałam od Jeva tak, by ich nie zauważyli. Kamera, kamera, kamera.. powtarzałam sobie w myślach
monotonnie. Odetchnęłam głęboko. Czas zacząć.
-
Przepraszam, gdzie jest toaleta? - zapytałam strażnika, gdy ten właśnie chciał
obejrzeć nasz samochód i paszporty. Drugim zajmie się Scoot, więc skupiłam się
na jednym. Musiałam działać szybko i skutecznie. Jeżeli strażnik będzie się
opierał (a nie wyglądał mi na takiego) użyję scyzoryka. Magiczna broń. Mike
wiele razy powtarzał mi, że nic nie jest tak okrutne, bolesne i szybkie jak
rana zadana ze zwykłego ostrego noża. Pomyślałam jak zatapiam go w swoim trenerze
i od razu uśmiech wpełznął mi na twarz.
-
W tamtym budynku obok.- odparł niepewnym tonem spoglądając na mnie. Gdyby nie
był na służbie, zacząłby się ślinić. Wzdrygnęłam się na samą myśl o tym.
Obrzydzenie sięgnęło zenitu. ,,Jesteś
specjalistką, jesteś zawodowcem, przestań, zrób, co masz zrobić i go zostaw!’’ Mówienie do siebie naprawdę dodaje
otuchy. Rozejrzałam się jak głupia w odwrotną stronę.
-
Naprawdę? Nie widzę.- przybliżyłam się do niego bardzo blisko.- Czy mógłby mi
pan pokazać, który to budynek? – spytałam rozkosznym tonem, podkreślając każde
słowo. Czy ja naprawdę muszę to robić? ,,Tak, z pewnością wolałabyś być
katowana w klatce.’’ I nagle
moje zdanie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. A miejsce, w którym się znalazłam rajem
na ziemi. Byłam w mafii, wiedziałam, na co się piszę. No może nie do końca, ale
pogodziłam się z tym ryzykiem. Na pewno moje roztrzepanie nie może mi przeszkodzić w
misji. Tym bardziej, że akurat dzisiaj mam szeroką widownię. I tak się składa,
że jest w niej facet, którego szczerze nienawidzę. To, że wygrał ze mną raz,
nie znaczy że pozwolę mu na to po raz drugi. Opanuj się! - upomniałam się w myślach. Nagle opanował mnie spokój – tak, o to mi chodziło.
-
Ależ oczywiście. – zaślepiony policjant szedł przede mną do toalety. Mój bohater - zadrwiłam w
duchu i wywróciłam oczami. Zerknęłam na komórkę.. czas, czas, czas. Brakuje nam czasu... Rozejrzałam
się. MAM. Łazienki dla personelu.. to jest to.
Weszłam do toalety publicznej... zrobiłam zniesmaczoną minę, strażnik nadal stał
koło mnie, zdecydowanie wpatrzony w dolne partie mojego ciała pewnie podziwiał
mój tyłek. Nie skomentuje tego, chociaż w normalnych okolicznościach dałabym mu
w twarz. Znowu. Nie ma
normalnych okoliczności w moim życiu. Są nienormalni źli ludzie, albo wybitnie
głupi trenerzy. Skup się i przestań o nim myśleć.- wściekłam się na
siebie.
-
Przepraszam, mam alergie na brud. – Boże,
tylko na tyle mnie stać? Niech będzie, nie wygląda na bystrego. – Nie ma tutaj jakiś innych łazienek?
- spojrzałam na niego najbardziej wymownym wzrokiem na tej ziemi. I udałam, że
poprawiam sobie rajstopy, ukazując ponętnie udo. Śmiałam się z tego jak to na
nich działa.
-
Ach tak.- uśmiechnął się szeroko. Załapał. No
wreszcie. Całe szczęście, bo nie widziałam ile będę musiała się tak
wyginać.- Proszę za mną.- rozejrzał się wokoło i przyspieszył kroku. Kiedy znaleźliśmy
się w wąskiej toalecie widać było, że nie mógł mi się oprzeć. Przepraszam i to ja potrzebuje
trenera? Ta sytuacja doskonale
odzwierciedla jak bardzo jest on bezużyteczny. Mężczyzna pocałował mnie
oślizgłymi ustami, a gdy byłam już pewna, że uśpiłam jego czujność, wyjęłam
dyskretnie scyzoryk i przyłożyłam mu zimny metal do szyi. Drugą ręką wyciągnęłam
ostrożnie z jego pasa broń i wyrzuciłam za siebie.
-
A teraz grzecznie, zaprowadzisz mnie do komputera, albo utnę ci coś, czego nie
chciałbyś stracić, zrozumiano? - syknęłam mu do ucha.- Żadnych gwałtownych
ruchów, zachowujesz się normalnie, albo moi przyjaciele się tobą zajmą, a ja
dokończę dzieło jeszcze bardziej okrutnie. Co wybierasz? - warknęłam
złowieszczo, mrużąc oczami. Strażnik wstrzymał oddech na moment, zszokowany z
przerażonym wzrokiem patrzył na mój scyzoryk. Bez słowa, z nierównym oddechem
ruszył do budki. Kiwnęłam dłonią, żeby się pospieszył.
-
Dopilnuj by nikogo nie było w środku.- powiedziałam zdecydowanym głosem.
Pokiwał głową nerwowo. Usłyszałam jego głos i innego strażnika. Kiedy ten drugi
wyszedł, wparowałam do środka i walnęłam pierwszego łokciem w głowę tak, że
upadł, uderzając głową o blat stołu i osunął się na podłogę. Daję góra
piętnaście minut i się obudzi. Wyciągnęłam szybko pendriva i wpisałam kod
aktywujący, a pod nim szyfr, który powinien zniszczyć wszystkie dowody.
Wyciągnęłam urządzenie z komputera i podpaliłam nasze sfałszowane dokumenty na
biurku razem ze swoim. Rzuciłam je na ziemię i zaczęły płonąć. Zapomniałam o
alarmie przeciwpożarowym. Syreny alarmowe zaczęły wyć, a całe zasilanie łącznie z
monitoringiem padło przez wirus, który miałam na pendrivie. Mike miał głowę na
karku. W końcu najlepsi hakerzy pracowali właśnie z nim. Podpaliłam laptopa i
szybko uciekłam do samochodu. Gdy znalazłam się w środku czarnego audi i
jeszcze nie zdążyłam porządnie zamknąć drzwi, Monique ruszyła z piskiem opon.
Uwielbiała szybką jazdę. Wjechała na szlaban rozbijając go na kilka kawałeczków
jakby w ogóle go tam nie było. Widziałam jak straż zbiera się tam, gdzie chwile
temu stałam ja.
-
Gdybym nie widział ciebie wcześniej, w życiu bym nie powiedział, że to baba
prowadzi.- stwierdził Justin zwracając się do Monique. Ona w rewanżu szarpnęła
tyłem samochodu. Z racji tego, że nie zdążyłam się zapiąć wylądowałam na moim
trenerze na tylnej kanapie, którą razem dzieliliśmy.
-
Nawet nie wiesz jak nasz nowicjusz tęsknił za tobą. Ciągle się martwił, a gdy
weszłaś z tym facetem do budki… normalnie ciekawość sięgnęła zenitu.- zadrwiła
Monque z uśmieszkiem.- Prawie powstrzymywałam go, żeby nie wysiadł z samochodu.
-
Wcale nie.- zaprzeczył podenerwowany. – Ale wiesz, nie musisz zawsze robić
wszystkiego, czego cię uczę... Możesz nawet od razu zabijać, bez gry wstępnej..
-
Tak, wiem o tym, ale będę robić to, co mi się podoba. - powiedziałam zadowolona
z siebie.- Niestety, wszystko czego ty próbujesz mnie uczyć mam od urodzenia. –
zaczęłam.- Poza tym spokojnie, tylko chwilkę się z nim zabawiłam…- machnęłam
obojętnie ręką. Widziałam jak bardzo poruszają go moje słowa. Hm zemsta jest słodka, ale zostawię
sobie trochę przyjemności na później.- Oj misiu. Nie przejmuj się.- dodałam
słodko.- I pocałowałam go po prostu… z radości, nie wiedząc czemu.
-
Okej, słabe porno będziecie odstawiać później. Teraz pora na bilard.-
zakończyła Monique. Widziałam szok wypisany na twarzy Justina. Spojrzałam na
Jeva.
-
Jev, chcesz zamienić się z Justinem miejscami? - zaproponowałam. Byłam gotowa
na wszystko. Misja – tego mi było trzeba. Adrenalina buzowała w moich żyłach.
-
O nie nie nie . Jeva zostaw mi.- powiedziała Monique kiwając głową. Jev
posmutniał, ale chwilę później parsknął śmiechem, patrząc na naszą dyrektorkę
od spraw ochrony.
-
Mogę to zdjąć? – zapytałam niepewnie. Było mi nie wygodnie w tym gorsecie,
wszystko upijało mnie. Nie mogłam swobodnie oddychać.
-
Nie.- odpowiedział mój nauczyciel. Chociaż liczyłam na odpowiedź kogoś innego. Czyżbym
zalazła mu za skórę? Tak, o to mi właśnie chodziło.
-
A teraz? - zawzięcie kłóciłam się dalej. Tym razem zwracając się do Monique.
-
Taki jest plan. – znów odpowiedział mi niepytany Justin z drażliwą nutka w
głosie.
-
Tobie się on podoba z pewnością.- zakpiłam patrząc na niego, ale tym razem
odpowiedział mi ktoś inny...
-
Nie podoba mi się, ale to nie ja mam prawo głosu w tej sprawie.- sprostowała
Monique no tak, bo to jest plan
Mike'a, a plan braciszka jest doskonały.
-
Ale…
-
Nie kwestionuj planu! - powiedział rozdrażniony Justin, zmierzył mnie surowy, wzrokiem
i szybo odwrócił twarz w bok. W ten sposób zawsze się porozumiewaliśmy.
-
Mam cię znów pocałować, żebyś się nie wtrącał? – syknęłam kąśliwie.
-
I tak to nic nie da. Ale jeżeli chcesz, to możesz. – wyszczerzył białe zęby.
Wywróciłam oczami i spojrzałam przez szybę. W krzakach mignęła mi jakaś osoba,
ale jechaliśmy zbyt szybko , żebym mogła dostrzec jej twarz.
- Jedźmy już odegrać to przedstawienie, bo on zabiera mi
powietrze.- powiedziałam bardziej do siebie niż do nich.
___________________________________________________
No i sobie jest ;* Witam Was <3
Przepraszam, że nie dodałam wcześniej,
Przepraszam, że nie dodałam wcześniej,
ale mam swoje obowiązki no i cóż.
Dziękuje wam za ponad 4.000 wyświetleń kocham Was ;p
Chciałam wam coś wytłumaczyć.
Nie wzoruję się na Dangerze, chociaż nie ukrywam, że bardzo go lubię xD
Zaczęłam pisać to opowiadanie już w poprzednim roku
i dopiero teraz zaczęłam je publikować,
i dopiero teraz zaczęłam je publikować,
Czytałam jeden cudowny blog,
który mnie zainspirował i postanowiłam
stworzyć własny.
Chcesz być informowany o rozdziałach ? ---> LISTA
Pytania? -----> Twitter / Forum