W
głowie miałam mętlik. W tym momencie byłam przerażona. Czemu zawsze wszystko
musi się komplikować? Problemy z jakimi się zmierzałam znacznie różniły się od
innych. Wyniki moich wszystkich działań, decydowały o życiu i śmierci.
-
Dlaczego? – spytałam bezsilnie.
-
Myślą, że tym pokażą Mike’owi swoją siłę.- odparł, odwracając ode mnie
wzrok.
-
Idę z wami. Nie pozwolę, żeby któryś z was decydował, co się ze mną stanie. To
jest moje życie! Nie jestem jakąś pieprzoną zabawką, którą można sobie
przekazywać z ręki do ręki!
-
TY? Z nami? - uniósł brwi i spojrzał na mnie w taki sposób jakbym przed chwilą
pomachała mu ze spodka UFO, a potem wróciła na ziemię. – Oszalałaś.
-
Umiem się bronić. Nie ty o tym decydujesz.
-
Tak? To kto? - spytał bardzo pewny tego, że to on tutaj szefuje.
-
Możesz być panem swojego życia, ale w moje się nie wpieprzaj.- warknęłam
zła.
-
Jeszcze zobaczymy. - mruknął pod nosem.
-
Coś mówiłeś? – zapytałam w momencie, kiedy ktoś zapukał do drzwi.
-
Halo? Jest tam kto? Potrzebujesz pomocy? - usłyszałam jakiś męski głos. Świetnie, po prostu świetnie.
-
Idziemy.- zadecydowałam, próbując podciągnąć się na kaloryferze by wyjść przez
okno.
-
Nie. Ty nigdzie nie idziesz.- powiedział mi na ucho, chwytając mnie za rękę i
sprowadzając mnie z powrotem na ziemię.
-
Nie ty będziesz o tym decydował.- spojrzałam na niego z furią w oczach.
-
Właśnie, że ja. - był nieugięty.
-
No to się zdziwisz.
-
Rachelle, nie mamy czasu. Masz tu zostać, za półgodziny stąd wyjdź i
poszukaj Monique. Teraz wmieszaj się w tłum, żaden z podejrzanych facetów nie
może zwrócić na ciebie uwagi. Wynajmij pokój, jeśli będzie trzeba.- mówił bardzo szybko z
uwagi na to, że nikt nie mógł go tutaj zobaczyć.
-
Nie! - zaprotestowałam, chcąc dalej przekonywać go, że dam sobie z nimi radę i
im pomogę.
-
Koniec dyskusji.- uciął stanowczo.
-
Ale co będzie z tobą!- prawie krzyknęłam wymachując rękami. - i Jevem..-
dodałam ciszej w ostatniej chwili, żeby nie wyobrażał sobie, że szczególnie martwię się o niego...
-
Proszę, niech pani odsunie się od drzwi, będziemy je wyłamywać.- powiedział
inny nieznany mi męski głos, prawdopodobnie ochroniarz.
Justin
uniósł swoją bluzkę odsłaniając kawałek swojego umięśnionego, nagiego ciała. O pasek
od spodni miał zaczepioną broń, wyciągnął ją, wyjął z kieszeni swojej czarnej, skórzanej kurtki naboje i naładował pistolet.
-
Damy sobie radę.- Faceci, tak
wy zawsze dajecie sobie radę. Wy zawsze wiecie jak coś porządnie spieprzyć, a
tu chodzi o mnie! – Rachelle,
NIE.- dodał widząc, że otwieram usta, aby dalej protestować. Uznałam, że
to nie ma sensu, za chwilę otworzą drzwi i będą kolejne problemy. Lepiej, żeby
jego tutaj nie zastali.
-
Idę, proszę cię, posłuchaj mnie.- poprosił łagodnym głosem, wchodząc na
kaloryfer i otwierając okno, którym przed chwilą wszedł. Spojrzał na mnie
uważnie, chcąc być pewnym, że się poddałam.
-
Poczekaj.- schyliłam głowę, sięgnęłam po torebkę, w której znalezienie czegoś
graniczyło z cudem i dałam mu gaz pieprzowy.- Weź to.
-
Rachelle, to jest bez sensu. - z lekceważeniem rzucił wzrokiem na puszkę i odwrócił się się w stronę okna.
-
Weź to do cholery. I nie gadaj.- spojrzałam na niego ostro, licząc że pod wpływem mojego nieustępliwego wyrazu oczu zmuszę go do tego.
-
Ale…
-
Weź to, bo pójdę za tobą.- syknęłam, przerywając mu. Niezadowolony zrobił to, o
co go poprosiłam i w dwie sekundy ulotnił się z pomieszczenia, akurat gdy
wyłamano drzwi. Mieliśmy cholerne szczęście. Okej, graj idiotkę.-
pomyślałam.
-
Nic pani nie jest? - powiedział mężczyzna, który był bardziej zaabsorbowany sytuacją niż ja sama,
chociaż to ponoć ja tu utknęłam.
-
Nie, nie. Weszłam tu..- myśl...-
weszłam tu i te drzwi po prostu się zamknęły.- zrobiłam słodki i przygłupi
uśmiech. Tak, mogłam wymyślić coś bardziej inteligentnego, ale najwidoczniej
wzięłam sobie swoją uwagę do serca.
-
Czemu pani nie wzywała pomocy? - zapytał ktoś bliżej mi nieznany. Tak naprawdę,
żeby to trafniej ująć każdy z tego zbiorowiska nie był mi bliżej poznany i
miałam nadzieje, że tak zostanie.
-
Bo ja... straciłam nadzieję...- uderzyłam się mentalnie głową o mur.- Muzyka była
tak głośna, że naprawdę nie wiedziałam czy ktoś mnie usłyszy.- spojrzałam na
nich niewinnym wzrokiem pięcioletniego dziecka, jakbym za chwilę miała się rozpłakać.
-
To dlaczego w zamku jest jakaś dziwna spinka? – Sam jesteś dziwny... Boże, jak
ja mogłam o niej zapomnieć? Rachelle, doprawdy profesjonalnie. Może mi ktoś
wytłumaczyć, czemu gdy zawsze jestem wściekła na siebie widzę przed oczami ten
szyderczy uśmiech Justina?! Swoją drogą, gdyby nie kazał mi tu przyjść, nie
byłoby problemu. Ale, że on tak bardzo, ale to bardzo lubi zaciągać mnie do
damskich łazienek, musiał to zrobić.
- Spinka? – spojrzałam na niego niemrawo.
- Tak, spinka.- i w takim momencie masz ochotę zabić gościa, rzucić się na niego z rękami i przybić do ściany.
- Ach… Nie wiem skąd się tutaj wzięła.- uśmiechnęłam się do całego zbiorowiska i wyszłam jak najszybciej z toalety. Ruszyłam w stronę baru, wymacałam portfel z dna torebki, co wierzcie mi – nie jest takie łatwe jakby się mogło zdawać. Usiadłam na krześle i czekałam na barmana.
- Co podać?
- Martini z lodem poproszę.- Kelner uśmiechnął się do mnie szczerze i parę sekund później nalał mi cudowny napój do szklanki.
- Tamten facet się na ciebie gapi, ale ty chyba nie jesteś nim zainteresowana.- spojrzałam za siebie i zobaczyłam Slade’a, który jak tylko zauważył, że odwracam głowę w jego stronę postanowił udawać, że nawet na mnie nie spojrzał. Godne dwunastolatka.
- Skąd wiesz? – zapytałam, upijając łyk napoju.
- Musiałaś mu zaleźć za skórę, bo patrzy na ciebie jakbyś zabiła co najmniej z dziesięć osób, a on byłby następny w kolejce.- barman oparł się o blat, a jego oczy były skierowane prosto na mnie. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Gdyby wiedział, jak bardzo dosłownie można traktować jego słowa, nie stałby tak blisko.
- Lepiej uważaj, może faktycznie jestem mordercą? – zaśmiałam się. Na chwilę się zawahał, przyjrzał mi się uważnie, a potem otworzył usta by dalej kontynuować.
- Wiesz, ta praca naprawdę wiele uczy. Siedzisz i obserwujesz ludzi.
- Spinka? – spojrzałam na niego niemrawo.
- Tak, spinka.- i w takim momencie masz ochotę zabić gościa, rzucić się na niego z rękami i przybić do ściany.
- Ach… Nie wiem skąd się tutaj wzięła.- uśmiechnęłam się do całego zbiorowiska i wyszłam jak najszybciej z toalety. Ruszyłam w stronę baru, wymacałam portfel z dna torebki, co wierzcie mi – nie jest takie łatwe jakby się mogło zdawać. Usiadłam na krześle i czekałam na barmana.
- Co podać?
- Martini z lodem poproszę.- Kelner uśmiechnął się do mnie szczerze i parę sekund później nalał mi cudowny napój do szklanki.
- Tamten facet się na ciebie gapi, ale ty chyba nie jesteś nim zainteresowana.- spojrzałam za siebie i zobaczyłam Slade’a, który jak tylko zauważył, że odwracam głowę w jego stronę postanowił udawać, że nawet na mnie nie spojrzał. Godne dwunastolatka.
- Skąd wiesz? – zapytałam, upijając łyk napoju.
- Musiałaś mu zaleźć za skórę, bo patrzy na ciebie jakbyś zabiła co najmniej z dziesięć osób, a on byłby następny w kolejce.- barman oparł się o blat, a jego oczy były skierowane prosto na mnie. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Gdyby wiedział, jak bardzo dosłownie można traktować jego słowa, nie stałby tak blisko.
- Lepiej uważaj, może faktycznie jestem mordercą? – zaśmiałam się. Na chwilę się zawahał, przyjrzał mi się uważnie, a potem otworzył usta by dalej kontynuować.
- Wiesz, ta praca naprawdę wiele uczy. Siedzisz i obserwujesz ludzi.
Dowiadujesz
się o nich więcej, niż dowiedziałbyś się rozmawiając z nimi przez godzinę.- mówił
wycierając szklanki.- Spójrz na tą blondynkę stojącą przy ścianie, jest bardzo zdenerwowana i chorobliwie zazdrosna o swojego chłopaka, nie chce zostawiać go samego, więc musiała pójść za nim do klubu i myśli, że on nadal jej nie zauważył, a ten chciał tylko napić się i pobawić z kumplami... O, a tamta brunetka w okularach z tą rudą punkową... ona pierwszy raz weszła do klubu i nie ma pojęcia jak się zachować. Myśli, że jej przyjaciółka pomoże jej poderwać tego szatyna z piercingiem. - wskazywał kolejno na ludzi, a ja podążałam za jego palcem. Jego spostrzeżenia były niesamowicie prawdopodobne. - A ty, nie jesteś tu z własnej woli.- odparł, kładąc szklankę po wypolerowaniu na półkę.
Zaintrygował mnie w ten dobry, pozytywny sposób.
- Masz rację.
- Jesteś naprawdę ładna, nie rozumiem co tu robisz sama? – w jego oczach dostrzegłam zaciekawienie pomieszane z niezrozumieniem.
- Cóż, tak bywa.- odpowiedziałam nadal go ilustrując.- Nie ma nikogo, kto zwróciłby moją uwagę.
- Nieprawda. Kłamiesz. – zarzucił mi, ale nie przestał się uśmiechać. To było dziwne. Praktycznie znałam go chwilę, a wydawało mi się jakbym go znała dobrych parę lat. Przypominał mi Scoota, ale nie był tak opanowany jak on.
- Po czym ty to wszystko wnioskujesz? – zapytałam, będąc pod wrażeniem jego nieomylności.
- Wierzysz w magię? - zapytał poruszając brwiami.- Jestem jak Harry Potter, tylko w lepszym wydaniu.- wskazał obiema rękoma na swoją klatkę piersiową. Zaśmiałam się, odgarniając włosy z twarzy.
- Nie, ale serio pytam.- powiedziałam nie mogąc powstrzymać uśmiechu.
- Mogłabyś iść do tego gościa i dalej się z nim bawić. Jednak tego nie zrobiłaś i wybrałaś bar oraz Martini, które powinno cię podnieść na nogi.- puścił mi oko.
- Hmm… niespodzianka? – zapytałam uradowana biorąc łyk napoju.
- Wyglądasz na inteligentną dziewczynę, dlatego dostajesz gratis. Nie bój się, nie wywołuje halucynacji. Możesz mieć tylko więcej siły i być nadpobudliwa.- ostatnie zdanie wypowiedział ciszej. Wiem, że nie powinnam tego robić, ale zapisałam na kartce swój numer telefonu i przysunęłam w stronę jego ręki. Spojrzałam na niego zalotnie, a on uśmiechnął się i włożył ją do kieszeni.
- Kimkolwiek on jest uważam, że powinnaś go teraz znaleźć i powiedzieć mu prawdę.- przez jego źrenice przebiegł tajemniczy błysk. Widziałam swoje odbicie w jego oczach.
- Ten ktoś, o kim mówisz... jest dość skomplikowany.- mruknęłam, nie mogąc znaleźć odpowiedniego słowa, opisującego mojego trenera.
- Przepraszam, ale ty też nie wyglądasz na łatwą.- mrugnął do mnie szykując kolejne drinki.
- Nie jest wart mojego czasu. Można powiedzieć, że jesteśmy na siebie skazani.- Tak właściwie, to ja jestem na niego skazana – pomyślałam, nie mając zamiaru tego mówić na głos.
- Ale ty zdążyłaś się z tym pogodzić. Nie walczysz. Znaczy, że to ci się podoba. - uśmiechnął się złośliwie.- Tak, z pewnością jesteś bardzo skomplikowana. Jak każda dziewczyna. - przyznał sobie rację. Czemu mnie zawsze ciągnie do takich typów? Musze mieć wbudowany gen autodestrukcji.
- Przepraszam, chcesz powiedzieć, że te blondyny - wskazałam na grupkę dziewczyn otaczających boskiego Slade’a. – Są skomplikowane?
- Niee... to są proste dziewczyny, ty masz to COŚ. - uśmiechnął się po raz enty przez całą naszą rozmowę. Przeszedł na drugi koniec baru i przyjął kolejne zamówienia. Rozejrzałam się po klubie. Poczułam nagły przypływ strachu. Nie byłam uważna i wdałam się w jakąś psychologiczną rozmowę. A przecież nie jestem tu na żadnych pogaduszkach. Muszę uważać.
- Praca wzywa.- mruknął niezadowolony do mnie układając butelki.
- Nie przeszkadzaj sobie. - uśmiechnęłam się, wypijając moje Martini do dna. Po chwili wszyscy pijani klubowicze przenieśli się na kanapy, a przy barze siedziało coraz mniej osób.
- No to na czym skończyliśmy? - zapytał zabawnie poruszając brwiami. Usłyszałam trzask, przerwałam śmiech i zauważyłam grupkę facetów w czerni. Zgrabnie weszłam na bar, barman zdziwił się moim nagłym zachowaniem. Po chwili wślizgnęłam się na drugą stronę stołu i ukucnęłam przy nim. Nie patrząc na mnie zapytał:
- Im też zalazłaś za skórę? - powiedział cicho czyszcząc kieliszki odrobinę rozbawiony.
- Można tak powiedzieć. Będę miała kłopoty jeśli mnie zobaczą. Gdzie idą?
- Spokojnie, nie zauważyli cie. Są tu codziennie, znam ich.- nadal nie dał po sobie poznać, że rozmawia z osobą za barem. Wyglądało na to, że często są tutaj różne zadymy.- Idą tutaj, nie ruszaj się.
- Widziałeś brunetkę w kręconych włosach, wysoka, brązowe oczy? - odezwał się jeden z nich. Przez twarz przystojnego barmana mignął krótki uśmieszek, który bardzo mnie wystraszył.
- Wiesz ile tutaj takich chodzi? – zapytał rozbawionym głosem.
- Podobno jedna utknęła w toalecie. Szukamy jej.- zbliżył się niebezpiecznie do jego twarzy. Chciałam przesunąć się jak najbliżej ściany, by mnie nie zauważył, ale to było niemożliwe. Coś metalowego zaczęło wbijać mi się w plecy, wywołując tym samym falę bólu. Przez chwilę zastanawiałam się, czy zaryzykować i pochylić się minimalnie do przodu, aby uwolnić się od cierpienia. W rezultacie, postanowiłam jednak zacisnąć zęby z całych sił i przeczekać tą chwile. Zostać niezauważoną było dla mnie ważniejsze niż obolałe plecy. Tym bardziej, że nie pozostawało żadnych wątpliwości, że szukają właśnie mnie.
- Nie mam pojęcia o jakiej mówisz. Nie było jej tu.- po tych słowach odetchnęłam z ulgą.
- Idziemy szukać dalej, a ty lepiej żebyś sobie przypomniał tę dziewczynę.- facet groźnie syknął i chwilę potem usłyszałam szuranie butów, które informowało mnie o odejściu grupki facetów. Wolałam jednak poczekać na znak barmana.
- Poszli już, ale nie podnoś się na razie. Nie warto kusić losu. – gdy tylko usłyszałam jego szept, natychmiast pochyliłam się do przodu, pozbywając się ostrego kłucia w plecy. Odetchnęłam z ulgą i zaczęłam masować ręką obolałe miejsce.
- Weź klucz i idź do pokoju. Podziękujesz później. – przed sobą zauważyłam rękę barmana, w której trzymał metalową obręcz i wiszący na niej srebrny kluczyk wraz z plastikową zawieszką z numerem 5. Chwyciłam za przedmiot, który wydawał mi się w tej sytuacji ostatnią deską ratunku. Bez słowa przeszłam na kolanach przez dalszą część baru. Wspominałam może kiedyś jak bardzo nie lubię tego gorsetu, który mam na sobie? Szybko wbiegłam po czarnych krętych schodach, prowadzących na górę. Jeszcze raz odczytałam numer na plastikowej zawieszce i bez trudu odnalazłam odpowiadający mu pokój. Wsadziłam klucz do zamka i już miałam przekręcać nim w lewą stronę, gdy nagle zawahałam się. Czy naprawdę mogę ufać mężczyźnie z baru? Co jeżeli za drzwiami pojawi się jakiś dziwny facet i mnie zabije? Zaczęłam się bać i to bardzo. Otworzyłam gwałtownie drzwi. Z ulgą stwierdziłam, że nikogo nie ma.
Pokój był stonowany w ciemnych kolorach. Ciemny fiolet i oliwkowe zasłony idealnie pasowały do wielkiego łóżka, stojącego na środku z ciemno wiśniowymi poduszkami i jasno fioletową pościelą. Nie zapalałam świateł, wokół były pozapalane świece. Te wszystkie szczegóły pozwoliły mi upewnić się w przekonaniu, że to nie jest taki tam zwykły klub. ,,Zwykłego klubu’’ nie byłoby stać nawet na połowę wyposażania tego pokoju, a co dopiero jeśli przyjąć iż jedno piętro miało sześć pokoi. Coś mi tu nie pasowało. Wchodząc do budynku miało się wrażenie, że jest tu bardzo mało miejsca i ledwie zmieści się tu klub. Musiała być jakaś jeszcze jedna część, aby umieścić tu tyle pokoi. W takim razie, jest tu gdzieś drugie wyjście. Szybko zaczęłam go szukać. I znalazłam. Przejście znajdowało się pod wykładziną. Stwierdziłam, że jednak nie chce tamtędy iść. Jest to zbyt ryzykowne. Poprawiłam miękką wykładzinę, spojrzałam na drzwi upewniając się, że rzeczywiście dobrze je zamknęłam. Usiadłam na łóżku i czekałam. To była najdłuższa minuta mojego życia. Nie, nie dam rady. Oni się pozabijają, a ja sobie siedzę w jakimś pokoiku? Może mam sobie jeszcze przez chwilkę pospać? Sięgnęłam po torebkę szukając telefonu. Muszę zdzwonić do Monique i powiedzieć, co się dzieje... Wyrzuciłam wszystko z torebki, ale telefonu nie było. Tak, proszę co jeszcze? W co jeszcze mam się wpakować, by tu zginąć? Wiem... na pewno jest na barze, tam go ostatnio wyciągałam. Muszę tam wrócić. Sekundę później przypomniałam sobie o poszukujących mnie mężczyznach. Na pewno nie chciałabym ich spotkać… Zdenerwowana postanowiłam jednak zejść na dół. Przepchnęłam się przez tłum spoconych ludzi i stanęłam twarzą w twarz z barmanem.
- Masz rację.
- Jesteś naprawdę ładna, nie rozumiem co tu robisz sama? – w jego oczach dostrzegłam zaciekawienie pomieszane z niezrozumieniem.
- Cóż, tak bywa.- odpowiedziałam nadal go ilustrując.- Nie ma nikogo, kto zwróciłby moją uwagę.
- Nieprawda. Kłamiesz. – zarzucił mi, ale nie przestał się uśmiechać. To było dziwne. Praktycznie znałam go chwilę, a wydawało mi się jakbym go znała dobrych parę lat. Przypominał mi Scoota, ale nie był tak opanowany jak on.
- Po czym ty to wszystko wnioskujesz? – zapytałam, będąc pod wrażeniem jego nieomylności.
- Wierzysz w magię? - zapytał poruszając brwiami.- Jestem jak Harry Potter, tylko w lepszym wydaniu.- wskazał obiema rękoma na swoją klatkę piersiową. Zaśmiałam się, odgarniając włosy z twarzy.
- Nie, ale serio pytam.- powiedziałam nie mogąc powstrzymać uśmiechu.
- Mogłabyś iść do tego gościa i dalej się z nim bawić. Jednak tego nie zrobiłaś i wybrałaś bar oraz Martini, które powinno cię podnieść na nogi.- puścił mi oko.
- Hmm… niespodzianka? – zapytałam uradowana biorąc łyk napoju.
- Wyglądasz na inteligentną dziewczynę, dlatego dostajesz gratis. Nie bój się, nie wywołuje halucynacji. Możesz mieć tylko więcej siły i być nadpobudliwa.- ostatnie zdanie wypowiedział ciszej. Wiem, że nie powinnam tego robić, ale zapisałam na kartce swój numer telefonu i przysunęłam w stronę jego ręki. Spojrzałam na niego zalotnie, a on uśmiechnął się i włożył ją do kieszeni.
- Kimkolwiek on jest uważam, że powinnaś go teraz znaleźć i powiedzieć mu prawdę.- przez jego źrenice przebiegł tajemniczy błysk. Widziałam swoje odbicie w jego oczach.
- Ten ktoś, o kim mówisz... jest dość skomplikowany.- mruknęłam, nie mogąc znaleźć odpowiedniego słowa, opisującego mojego trenera.
- Przepraszam, ale ty też nie wyglądasz na łatwą.- mrugnął do mnie szykując kolejne drinki.
- Nie jest wart mojego czasu. Można powiedzieć, że jesteśmy na siebie skazani.- Tak właściwie, to ja jestem na niego skazana – pomyślałam, nie mając zamiaru tego mówić na głos.
- Ale ty zdążyłaś się z tym pogodzić. Nie walczysz. Znaczy, że to ci się podoba. - uśmiechnął się złośliwie.- Tak, z pewnością jesteś bardzo skomplikowana. Jak każda dziewczyna. - przyznał sobie rację. Czemu mnie zawsze ciągnie do takich typów? Musze mieć wbudowany gen autodestrukcji.
- Przepraszam, chcesz powiedzieć, że te blondyny - wskazałam na grupkę dziewczyn otaczających boskiego Slade’a. – Są skomplikowane?
- Niee... to są proste dziewczyny, ty masz to COŚ. - uśmiechnął się po raz enty przez całą naszą rozmowę. Przeszedł na drugi koniec baru i przyjął kolejne zamówienia. Rozejrzałam się po klubie. Poczułam nagły przypływ strachu. Nie byłam uważna i wdałam się w jakąś psychologiczną rozmowę. A przecież nie jestem tu na żadnych pogaduszkach. Muszę uważać.
- Praca wzywa.- mruknął niezadowolony do mnie układając butelki.
- Nie przeszkadzaj sobie. - uśmiechnęłam się, wypijając moje Martini do dna. Po chwili wszyscy pijani klubowicze przenieśli się na kanapy, a przy barze siedziało coraz mniej osób.
- No to na czym skończyliśmy? - zapytał zabawnie poruszając brwiami. Usłyszałam trzask, przerwałam śmiech i zauważyłam grupkę facetów w czerni. Zgrabnie weszłam na bar, barman zdziwił się moim nagłym zachowaniem. Po chwili wślizgnęłam się na drugą stronę stołu i ukucnęłam przy nim. Nie patrząc na mnie zapytał:
- Im też zalazłaś za skórę? - powiedział cicho czyszcząc kieliszki odrobinę rozbawiony.
- Można tak powiedzieć. Będę miała kłopoty jeśli mnie zobaczą. Gdzie idą?
- Spokojnie, nie zauważyli cie. Są tu codziennie, znam ich.- nadal nie dał po sobie poznać, że rozmawia z osobą za barem. Wyglądało na to, że często są tutaj różne zadymy.- Idą tutaj, nie ruszaj się.
- Widziałeś brunetkę w kręconych włosach, wysoka, brązowe oczy? - odezwał się jeden z nich. Przez twarz przystojnego barmana mignął krótki uśmieszek, który bardzo mnie wystraszył.
- Wiesz ile tutaj takich chodzi? – zapytał rozbawionym głosem.
- Podobno jedna utknęła w toalecie. Szukamy jej.- zbliżył się niebezpiecznie do jego twarzy. Chciałam przesunąć się jak najbliżej ściany, by mnie nie zauważył, ale to było niemożliwe. Coś metalowego zaczęło wbijać mi się w plecy, wywołując tym samym falę bólu. Przez chwilę zastanawiałam się, czy zaryzykować i pochylić się minimalnie do przodu, aby uwolnić się od cierpienia. W rezultacie, postanowiłam jednak zacisnąć zęby z całych sił i przeczekać tą chwile. Zostać niezauważoną było dla mnie ważniejsze niż obolałe plecy. Tym bardziej, że nie pozostawało żadnych wątpliwości, że szukają właśnie mnie.
- Nie mam pojęcia o jakiej mówisz. Nie było jej tu.- po tych słowach odetchnęłam z ulgą.
- Idziemy szukać dalej, a ty lepiej żebyś sobie przypomniał tę dziewczynę.- facet groźnie syknął i chwilę potem usłyszałam szuranie butów, które informowało mnie o odejściu grupki facetów. Wolałam jednak poczekać na znak barmana.
- Poszli już, ale nie podnoś się na razie. Nie warto kusić losu. – gdy tylko usłyszałam jego szept, natychmiast pochyliłam się do przodu, pozbywając się ostrego kłucia w plecy. Odetchnęłam z ulgą i zaczęłam masować ręką obolałe miejsce.
- Weź klucz i idź do pokoju. Podziękujesz później. – przed sobą zauważyłam rękę barmana, w której trzymał metalową obręcz i wiszący na niej srebrny kluczyk wraz z plastikową zawieszką z numerem 5. Chwyciłam za przedmiot, który wydawał mi się w tej sytuacji ostatnią deską ratunku. Bez słowa przeszłam na kolanach przez dalszą część baru. Wspominałam może kiedyś jak bardzo nie lubię tego gorsetu, który mam na sobie? Szybko wbiegłam po czarnych krętych schodach, prowadzących na górę. Jeszcze raz odczytałam numer na plastikowej zawieszce i bez trudu odnalazłam odpowiadający mu pokój. Wsadziłam klucz do zamka i już miałam przekręcać nim w lewą stronę, gdy nagle zawahałam się. Czy naprawdę mogę ufać mężczyźnie z baru? Co jeżeli za drzwiami pojawi się jakiś dziwny facet i mnie zabije? Zaczęłam się bać i to bardzo. Otworzyłam gwałtownie drzwi. Z ulgą stwierdziłam, że nikogo nie ma.
Pokój był stonowany w ciemnych kolorach. Ciemny fiolet i oliwkowe zasłony idealnie pasowały do wielkiego łóżka, stojącego na środku z ciemno wiśniowymi poduszkami i jasno fioletową pościelą. Nie zapalałam świateł, wokół były pozapalane świece. Te wszystkie szczegóły pozwoliły mi upewnić się w przekonaniu, że to nie jest taki tam zwykły klub. ,,Zwykłego klubu’’ nie byłoby stać nawet na połowę wyposażania tego pokoju, a co dopiero jeśli przyjąć iż jedno piętro miało sześć pokoi. Coś mi tu nie pasowało. Wchodząc do budynku miało się wrażenie, że jest tu bardzo mało miejsca i ledwie zmieści się tu klub. Musiała być jakaś jeszcze jedna część, aby umieścić tu tyle pokoi. W takim razie, jest tu gdzieś drugie wyjście. Szybko zaczęłam go szukać. I znalazłam. Przejście znajdowało się pod wykładziną. Stwierdziłam, że jednak nie chce tamtędy iść. Jest to zbyt ryzykowne. Poprawiłam miękką wykładzinę, spojrzałam na drzwi upewniając się, że rzeczywiście dobrze je zamknęłam. Usiadłam na łóżku i czekałam. To była najdłuższa minuta mojego życia. Nie, nie dam rady. Oni się pozabijają, a ja sobie siedzę w jakimś pokoiku? Może mam sobie jeszcze przez chwilkę pospać? Sięgnęłam po torebkę szukając telefonu. Muszę zdzwonić do Monique i powiedzieć, co się dzieje... Wyrzuciłam wszystko z torebki, ale telefonu nie było. Tak, proszę co jeszcze? W co jeszcze mam się wpakować, by tu zginąć? Wiem... na pewno jest na barze, tam go ostatnio wyciągałam. Muszę tam wrócić. Sekundę później przypomniałam sobie o poszukujących mnie mężczyznach. Na pewno nie chciałabym ich spotkać… Zdenerwowana postanowiłam jednak zejść na dół. Przepchnęłam się przez tłum spoconych ludzi i stanęłam twarzą w twarz z barmanem.
-
Widzę, że naprawdę lubisz pakować się w kłopoty.- mruknął widząc mnie znowu.
-
Zostawiłam tu coś.- szepnęłam rozglądając się.
-
Nie ma, wzięli twój telefon. Już go nie dostaniesz.
-
Świetnie. A ty nie mogłeś ich powstrzymać?
-
Na niektóre rzeczy musisz sama sobie odpowiedzieć. – odparł tajemniczo.
-
Nieważne.- ucięłam, nie chcąc wiedzieć, co ma na myśli.- Nie mogę tu zostać.-
oddałam mu klucz pragnąc jak najszybciej stąd wyjść.
-
Gdziekolwiek on jest. Znajdź go.- chwycił mnie za ramie i szepnął do ucha.-
Wyjdź tędy.- powiedział trochę głośniej pokazując mi wyjście za sobą tylko dla
personelu.
-
Dziękuje.- zerknęłam na niego ostatni raz, uśmiechnęłam się i wyszłam. Jeżeli
się nie myliłam, byłam teraz na tyłach budynku. Widziałam ludzi palących
papierosy i opierających się o stare mury, które wyglądały jakby przeszły trzy
wojny światowe. Szybkim krokiem wyszłam z tego labiryntu murów. Zażenowana tym, że
zawsze nosze szpilki z obolałymi stopami doszłam do jakieś ulicy. Nie rozpoznawałam tego miejsca. Było ciemno, a wokoło nie działały światła. Zrobiło się dziwnie cicho.
Muzyka z klubu już dawno ucichła wraz z kolejną ulicą, którą przemierzałam. Nie
chciałam tu być. Nie chciałam tu być sama. Czułam się jak mała dziewczynka, która
zgubiła tatę i nie wie jak wrócić do domu. Ktoś szarpnął mnie z całej siły i
przyparł do ściany.
- Justin, jeśli myślisz, że to jest śmieszne to…- zamarłam.
_______________________________________
Rozdziału niestety nie sprawdzałam.
Mam naprawdę mało czasu, wyjeżdżam dzisiaj i ogólnie.
Nowy rozdział pojawi się w środę,
lub w terminie podanym w kolumnie xD
Dziękuję wam, że czytacie moje opowiadanie ;*
Bardzo dużo to dla mnie znaczy.
Bardzo dużo to dla mnie znaczy.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Wyraź swoją opinię ;)