Szliśmy przez wąską szosę, przy niej rozciągały się drzewa, które
robiły się coraz gęstsze. Przez ich korony przedzierały się promienie słoneczne. Okazało się, że to początki lasu. Raz na
jakiś czas odzywały się odgłosy natury. Całą tę mantrę przerywały nasze kroki.
Monotonne i równomierne szuranie o asfalt. No świetnie, ładnie się wpakowałam… gdybym
wcześniej wiedziała, że tak wygląda jego ,,sprawdzenie okolicy’’ w życiu bym
się na to nie zgodziła. Przywiązałabym się jakimś sznurem do tego lodowatego pieca w pokoju i została. Z każdym metrem miałam dosyć tej wycieczki
krajoznawczej. Czego mielibyśmy się spodziewać w tej dziurze? Rozejrzeliśmy się
po podwórkach domów, które wyglądały na opuszczone, a teraz wędrujemy jeszcze
dalej? To zdecydowanie jest podejrzane. Zrobił to specjalnie, żeby mnie
zdenerwować. Jestem tego pewna. Nie odzywaliśmy się do siebie. To nie była przyjemna
cisza. Musiałam ją przerwać, bo mnie strasznie zirytowała. Nie dość, że muszę
znosić jego fanaberie, to mam siedzieć cicho jak jakaś służąca. Nie, o tym to
on sobie może tylko pomarzyć.
- Czemu musisz być tak cholernie denerwujący? – westchnęłam ciężko.-
Czy nie możesz odpuścić chociaż jeden dzień?
- Ćwiczenie czyni mistrza.- uśmiechnął się szelmowsko. Wpadł na
wspaniały pomysł zejścia z drogi i powędrowania przez las. Świetnie, mamy czas. W sumie nie wiem, dlaczego za nim szłam, ale
musiałam być naprawdę zmęczona.
- Mogę cię o coś zapytać? – zatrzymałam się na chwilę. Mój
towarzysz odwrócił się do mnie i stanął w miejscu.
- Skoro musisz... – odparł bez emocji. Dlaczego ja go w ogóle pytałam o pozwolenie? Wielki i wspaniały
Justin najwidoczniej nudzi się w moim towarzystwie.
- Dlaczego budzę w was takie zainteresowanie? – w odpowiedzi mruknął
coś do siebie pod nosem, nie zwracając uwagi na to, że chciałabym to usłyszeć.- Serio pytam, możesz chociaż raz potraktować mnie
poważnie?
- Jesteś wyjątkowa.- powiedział gardłowym głosem.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Inne dziewczyny są dla nas na wyciągnięcie ręki. Ty masz
charakterek.- podniósł mi podbródek, a ja wykręciłam mu rękę po
chwili na plecach. Nie pozwoliłam się dotykać. Westchnął i bez problemu wyrwał się. – Sama widzisz. Poza
tym nie wiesz jakie to pociągające patrzeć na dziewczynę szefa. Najlepszy
towar. – parsknął i odwrócił się, przyśpieszając kroku. On po prostu się ze
mnie nabijał. Szczęściarz, miałam niewypowiedzianą ochotę zerwać jakąś gałąź i
walnąć go nią, gdybym miała taką siłę, by wyrywać pnie, z pewnością teraz bym
to zrobiła.
- To takie urocze, pewnie każda dziewczyna na moim miejscu
uwierzyłaby w tą bajkę, ale nie ja.- w sumie, decydując się na zadanie mu pytania musiałam
liczyć się z tym, że on zawsze musi korzystać z okazji, żeby mnie dobić. Dałam
mu znakomitą sposobność, nie ma co. Nigdy nie wiesz, kiedy mówi prawdę, a kiedy
się popisuje.
- Mówiłem całkiem poważnie, ale jak wolisz.- wysilił się na
obojętny ton, zarezerwowany dla przypadkowych, nieznajomych osób. Kocham jego
podejście. Nie wytrzymam z nim, niech ktoś przyniesie mi sekator do gałęzi…
będzie łatwiej.
- Wracamy.- zarządziłam i zaczęłam iść w stronę, z której przyszliśmy, chociaż nie byłam do końca tego pewna. Teraz dopiero pomyślałam o tym, że
mogłam powiedzieć to jakiś kilometr wcześniej.
- Nie.- usłyszałam, na co stanęłam i obróciłam się do niego przodem. Natychmiast obdarzyłam go moim najostrzejszym
spojrzeniem, które chyba nie zdołało ukryć zaskoczenia. No dobrze, nie
spodziewałam się, że będzie mi tu skakał z radości i od razu się zgodzi, ale…
- Mamy jeszcze coś do załatwienia.- powiedział i pchnął mnie do
najbliższego pnia. Poczułam na plecach chropowatą korę. Zarwał się wiatr i na
chwile zasłonił mi pole widzenia moimi włosami. Sekator… dajcie mi tu piły!
Zabije go, po prostu go zabije! Podszedł do mnie z tym swoim chytrym lisim
uśmieszkiem. – Mam cię.- powiedział i położył dłonie na moich biodrach.
- Nie dotykaj mnie. Jeżeli za chwilę nie weźmiesz swoich obrzydliwych rąk z
mojego ciała, to licz się z tym, że odgryzę ci palce.- ryknęłam zaborczo, wbijając w niego
nienawistny wzrok.
- To dziwne, biorąc pod uwagę, że zawsze gdy ciebie dotykam to
drżysz.- oderwał jedną dłoń od mojego ciała, palcem wskazującym pogładził mój
policzek aż do dolnej wargi. - To zabawne. – uśmiechnął się szerzej.
- Zależy dla kogo. Chyba będę musiała skorzystać z
oferty Monique.- broniłam się nieustannie, ale taki facet jak on, nie mógł się mnie bać, bo był silniejszy. Jego gesty były przyjemne, ale czułam się
teraz jak zniewolone zwierzę. Nagle wyjął pistolet zaczepiony o pasek do spodni i
przyłożył mi do głowy. Zamilkłam, a moja złość ustąpiła miejsca przerażeniu.
- Raczej nie będziesz miała okazji ją o to poprosić.- odparł
patrząc się na mnie z tajemniczym wyrazem twarzy, z którego nic nie mogłam
odczytać.
- Co ty chcesz zrobić? - zaczęłam nerwowo łapać powietrze. Może on
ma jakieś zaburzenia psychiczne? Pewnie, że ma! Od początku to wiedziałaś! Ale,
żeby był niebezpieczny wobec ciebie? – Nie zrobisz tego.- wyszeptałam i
zaczęłam się trząść. Tempo patrzyłam się w parę wydobywającą się z moich ust. –
Nie zabijesz mnie.- powiedziałam na głos, bardziej chcąc tym przekonać samą
siebie niż jego, ale nie brzmiało to najlepiej.
- Masz racje, nie zabiję.- przyznał naturalnym głosem,
powstrzymując się od śmiechu. Wytrzeszczyłam oczy i czułam jak już się we mnie
gotuje kolejna porcja wściekłości. Uduszę go!
- Jesteś idiotą! - krzyknęłam tak głośno, że mój głos rozniósł się
echem po całym lesie. Zaczął bawić się bronią jakby była na plastikowe kulki,
kręcąc nią wokół palca.
- Może, ale chciałem sprawdzić czy wiesz, że nie zrobię ci
krzywdy. To bardzo ważne. O to mi chodziło, o zaufanie.- powiedział dumnie,
unikając mojego wzroku.
- Niestety, jeszcze długa droga przed tobą. - przeciągnęłam
wszystkie samogłoski. Patrzyłam odważnie w jego oczy dopóki nie zwrócił ich ku
mnie.
- Twierdzisz, że mi nie ufasz? - zapytał jakby chciał się upewnić.
- Nie, ja to wiem. - syknęłam zaciekle.- Wiem, że masz na tyle oleju w
głowie... cóż czasem każdemu się zdarza. Mike zabiłby cię za coś takiego.
- Myślę, że nie jesteś dla niego taka ważna, jak kiedyś. – szepnął
nadal uważnie spoglądając na moją twarz. Bolało, ale nie dałam tego po sobie
poznać. Skoro chce pogrywać, to jeszcze nie wie na ile mnie stać.
- Masz racje, nie zabiłby cie. – poczekałam chwile i dodałam –
Zleciłby to komuś by nie brudzić sobie rąk. – spojrzałam na niego z
obrzydzeniem.
- Jeżeli byłabyś to ty, nie zrobiłabyś tego.- odparł.
- Nie, wcale.- odpowiedziałam sarkastycznie, w tym momencie spojrzałam na niego jakby był dla mnie nic nieznaczącym dupkiem. Wykorzystałam wszystkie swoje siły, by mu nie
ulec i być twardą. Mieć bezwzględną, okrytą chłodem twarz.
- Skarbie, jeżeli już się na mnie rzucasz, to z innymi zamiarami.
– na chwilę przez jego twarz przebiegł cień łagodności. Uśmiechnął się,
westchnął i owionął mnie swoim oddechem. Zahipnotyzowana zbliżyłam się do
niego. Przez dłuższą chwilę staliśmy bardzo blisko siebie, czując swoje oddechy
jakbyśmy chcieli odkryć, które z nas wytrzyma dłużej. Wyciągnęłam rękę i
strąciłam jego pistolet na ziemię. Wcale się tym nie przejął, tylko kopnął go
gdzieś dalej. Po chwili przydusił mnie do drzewa składając namiętny pocałunek
na moich ustach. Złączył nasze palce i pogłębiał go.
- Jesteś okropna i wredna.- mruknął, łapiąc oddech i oblizując
dolną wargę.
- A ty głupi i irytujący.- odpowiedziałam, sekundę później
przegryzając ją.
- Nie powinniśmy wracać? – westchnęłam pozwalając aby ustami
drażnił moje czułe miejsce na szyi.
- Powinniśmy.- odpowiedział wracając do moich ust.
******
- Nie możesz tego robić to nie ma najmniejszego sensu. – spojrzałam
na niego, gdy wracaliśmy do motelu. Oderwałam swoją dłoń, od jego dłoni,
wsunęłam ją do kieszeni i odsunęłam się trochę od niego by zachować między nami
bezpieczną odległość. Gdy zwrócił na to uwagę zerknął na mnie, a ja tempo
wpatrywałam się w asfalt i czubki swoich butów, by tylko uciec przed tymi nieprawdopodobnie
głębokimi, brązowymi oczami, wstrząsającymi mną od środka. – Po prostu dobrze
wiesz, że jestem z Mikiem i bawisz się mną. – kontynuowałam ciszej.
- Skąd ci to przyszło do głowy? – no tak, znowu się zgrywa. Znowu
on nie jest niczego winien, bo to ja jestem okropna i wredna. Niech go szlag
trafi.
- Nie jesteś tym człowiekiem, którego na początku poznałam.
Oszukiwałeś mnie. – zaczęłam spokojnie. – Nie musiałeś mnie ze sobą zabierać,
to był zły pomysł.
- Nie zostawiłaś mi dużego wyboru, nie sądzisz? Zawsze jak
zostajesz sama, robisz na odwrót niż tak, jak ja proszę, żebyś zrobiła. Nigdy
mnie nie słuchasz i pakujesz się w kłopoty. Co oczywiście komplikuje sytuacje,
bo muszę chronić jeszcze ciebie. Po tym jak postanowiłaś zapoznać się z tym
gościem z klubu, wszystko zaczęło się psuć. Ledwo przeżyliśmy.
Znowu tu był. Nie mogła odwrócić od niego wzroku. Dlaczego
przyszedł? Przecież mamy nie było. Chodziła po mieście i zostawiła ją całkiem
samą w domu. Dziewczynka nie była w stanie się poruszyć. Czuła, że rączki jej się trzęsą, a
jej małe plecki zalewa wielka fala zimnego potu. Miała wrażenie, że zapada się pod
ziemie. Spoglądała po kątach pomieszczenia, usiłując znaleźć drogę ucieczki.
Łudziła się na próżno, wszystko było pozamykane, a dorosły mężczyzna o twarzy –
jak jej się zdawało potwora, albo złego diabła, zasłaniał jej jedną część
pokoju. Nie łatwo być małym i bezsilnym. Mężczyzna wpatrywał się w nią z
nienawiścią i dziwną mieszanką zadowolenia.
- Chcesz pić? - zapytał. Siedziała w kącie nieruchoma ze łzami w
oczach tuliła do siebie kolana. Pokiwała słabo głową z grymasem na
twarzy.
- Synku, daj jej miskę.- mlasnął bez krzty uczucia. Drzwi uchyliły
się, a w nich stał blondyn, niewiele starszy od niej. Miał niebieskie
magnetyczne oczy, po tacie.
To był ogromny błąd. To nie powinno się stać. Nie mogłam tak po
prostu się poddać. Nie miałam prawa do tego, by darzyć go jakimkolwiek uczuciem,
a tym bardziej nie takim silnym. Nie chciałam się do tego przyznać, najłatwiej
było udawać przed samą sobą, że nie istnieje niż z nim walczyć. Najwygodniej
jest unikać prawdy. Każda komórka mojego ciała lgnęła do niego, a im dłużej
stawiałam temu opór, tym bardziej stawało się to nie do zniesienia. Przecież
należę do Mike’a. Jestem jego dziewczyną, nie mogę mu tego zrobić. Nie mogę go
zdradzić. Moje życie zamieniało się w jakąś beznadziejną telenowele z bardzo kiepską
fabułą i jeszcze gorszymi aktorami. Z Mikiem przeszłam tyle lat, był ze mną od
zawsze. Pomagał mi kiedy nie miałam nikogo. Był wszystkim, co tak naprawdę miałam. Właśnie
tak mam mu się za to wszystko odpłacić? Przecież kochałam go, jesteśmy razem.
Nasze życie jest ciągłą pracą i walką. Nic dziwnego, że jest tak zdenerwowany.
Ostatnią rzeczą, którą musi się przejmować to nasz związek. Dzięki niemu
wszystko tak sprawnie działa. Powinnam go wspierać. Nigdy nie może się
dowiedzieć o mojej chwilowej słabości. Nie mogę i nie chcę go stracić. Zawsze
był dla mnie najważniejszy.
- Jestem dla ciebie lalką, którą możesz się bawić.- zaczęłam
uparcie, wierząc że zdołam przekonać samą siebie do tego, co mówię.
- Rach, ja…
- To nie był trening, nie miałeś prawa mnie tknąć. Dobrze o tym
wiesz. Nie masz prawa mówić, że nie jestem dla niego ważna. Nie wiesz nic o
naszym związku.
- Czy ty naprawdę nie widzisz, że on...
- Nie odzywaj się do mnie. Tysiąc razy mówiłam ci, że nienawidzę
ciebie i tego, jak mnie traktujesz. Skoro muszę z tobą pracować, nie utrudniaj
mi tego. Wiesz, że nie podoba mi się, ta cała gierka z tobą jako moim trenerem.
Zapomnij o tym wszystkim, co tam się działo. – ucięłam, chociaż bardzo chciałam
się rozpłakać. Musiałam to zrobić, żeby to wszystko naprawić, żeby wszystko
wróciło do normy. Żeby było jak dawniej. Za bardzo bałam się zmian.
Byliśmy już przy samym wejściu do motelu, więc Justin nic nie
odpowiedział. Unikaliśmy siebie nawzajem. Czułam jakby ktoś mną sterował, jakby
ktoś pociągał mną za sznurki. Zrezygnowałam z wolności.
- Coś dzwoni od kilkudziesięciu minut.- powiedziała zdezorientowana Monique, którą zastałam
w naszym pokoju. Zajrzałam do swojej torby i wyjęłam telefon... ktoś dzwonił z
zastrzeżonego numeru. Dopiero teraz doszło do mnie, co się dzieje i szybko
odrzuciłam go na ziemie jakby mnie poparzył.
- O co chodzi? - powiedział Jev, kulejąc do nas. Wyglądał lepiej
niż wczoraj. Cokolwiek zrobiła z nim Monique, podziałało.
- Nie miałam tego telefonu jak wychodziłam z klubu... to
niemożliwe.- powiedziałam przerażona. Nie miałam żadnych halucynacji, doskonale
pamiętałam jak pytałam barmana o to, kto go zabrał. Justin szybko podbiegł do
telefonu i zaczął go oglądać ze wszystkich stron, po czym rzucił nim gwałtownie
i brutalnie o ziemie. Wtedy przestał dzwonić.
- Wynośmy się stąd już! Namierzyli nas, do komórki przyczepili
nadajnik. Cały czas nas obserwują. Wiedzą, gdzie jesteśmy. – na te słowa
rozeszliśmy się, zabraliśmy szybko wszystkie torby i wybiegliśmy z hotelu, nawet nie
płacąc. Recepcjonista w szoku krzyczał za nami i wybiegł na zewnątrz. Monique
otworzyła drzwi do samochodu. Justin niemal wepchnął Jeva na tylne siedzenia, a
ja szłam ostatnia. Gdy obróciłam się, chcąc zobaczyć co z recepcjonistą usłyszałam strzał i sekundę później leżał w kałuży własnej krwi. Szybko
zorientowaliśmy się, że samochód, który ścigał nas wczoraj w nocy jedzie za
nami. Tłumiłam krzyk. Przez chwile jechaliśmy pod prąd, Monique robiła wszystko
by ich zgubić. Nie udało się. To był już koniec. Siedziałam sparaliżowana, prawie
nie oddychając. Obejrzałam się na jadących za nami trzech mężczyzn. Jednym z
nich był Slade. Otworzył okno samochodu i wyciągnął pistolet. Monique widząc
to, krzyknęła i skręciła gwałtownie na lewy pas. Wszyscy schylili się, a przez tylną szybę przeleciała kula,
która trafiając w przednią wyleciała na wylot.
- Na mój znak, wysiadacie. Biegnijcie jak najdalej od szosy.
Spotkamy się. Wrócę po was. – powiedziała szybko, unosząc głowę by spojrzeć na jezdnię.
– TERAZ.
Wszystko działo w tak zawrotnym tempie. Całe życie zawirowało mi przed
oczami. Poczułam ręce Justina na sobie, a potem ogarnęła mnie ciemność.
_________________________________
Cześć kochani!
Bardzo was przepraszam, że nieregularnie dodaje rozdziały.
W szkole mam naprawdę ciężko, a należę
do osób, które wszystko robią na ostatnią chwile.
Ponieważ nie przewiduję, że 24 grudnia coś dodam, już teraz
życzę Wam Wesołych Świąt,
obżarstwa, prezentów, spełnienia marzeń
i więcej czasu.
Bądźcie po prostu szczęśliwi, bo życie jest nieprzewidywalne,
Bądźcie po prostu szczęśliwi, bo życie jest nieprzewidywalne,
a nie warto tracić czasu na jakiekolwiek smutki.
Z okazji świąt nie powinnam dodawać takiego zakończenia, ale
obiecuje wam, że wszystko będzie dobrze, oczywiście jak na razie ;p
Ho, ho, ho!
Jeszcze coś wspaniałego, co musicie obejrzeć. Podziwiam tego, który to zrobił :
Następna notka jeszcze w tym roku!
Bardzo dziękuje za komentarze,
wiele dla mnie znaczą xD