poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Rozdział 16





Jak może wyglądać poranek w towarzystwie przystojnego chłopaka? Odpowiedź: bajecznie. Moje życie nigdy nie było bajeczne, a więc…
Jestem z przystojnym chłopakiem, jest ranek, słońce świeci, ptaszki śpiewają, a ja leżę przytulona do przystojnego chłopaka, jesteśmy gdzieś w środku lasu. W sumie, to nie mam pojęcia gdzie faktycznie jesteśmy. Nie błyszczymy świeżością, jesteśmy brudni od krwi i ziemi. Boli mnie noga, a konkretniej rana na niej. Leżymy na ziemi, na której jest pełno robali. Przystojny chłopak jest oparty o pień drzewa, po którym również chodzą robale. Nie wiadomo czy przez sen jakiegoś nie połknęłam. Po tej cudownej nocy spędzonej w lesie z przystojniakiem, którego nienawidzę i z którym kiedyś się przespałam, czuje że wszystko mnie swędzi, bo pogryzły mnie komary. Jak widać, mam wspaniały humor, a mój jedyny jak na ironię towarzysz płci męskiej, który nie jest gejem ma z tego wielką radochę. Wspominałam, że ledwo uszliśmy z życiem, a moja najlepsza przyjaciółka oraz siostra faceta, który jest moim chłopakiem i równocześnie najgorszym przestępcą na świecie oraz jej partner do misji, którym jest zainteresowana zaginęli? No i jeszcze muszę opiekować się dużym atrakcyjnym, umięśnionym dzieckiem, które przy najbliższej okazji chce mnie przelecieć, (to nazywają seksoholizmem, ale możemy pominąć ten szczegół). Miało się mną opiekować, ale dziwnym trafem to ja zajmuje się nim. W sumie to on jest dla mnie jedynym (jak na razie) potencjalnym zagrożeniem. Niezły temat na książkę… 


 ,,Rachelle Roberts – Droga przez piekło.’’ 


Wyszłaby z tego naprawdę dobra biografia, przynajmniej nie byłaby nudna. 
Kiedy już wydostałam się z silnie zaciśniętych ramion Justina, w taki sposób, żeby go nie obudzić (co było naprawdę wyczynem, za który powinnam dostać medal). Ostatnim razem nie wyszło mi to za dobrze, biorąc pod uwagę, że obudził się akurat wtedy, kiedy miałam go zabić. Oczywiście na myśl o tym nie mogłam się nie uśmiechnąć. Justin wczoraj wieczorem powiedział mi, że jest tu gdzieś jakaś rzeka. Z zaciśniętymi zębami kuśtykałam w jej stronę, ponieważ czułam się brudna. Po jakiejś godzinie stałam na jej brzegu. Rozejrzałam się dookoła. Widziałam w oddali most, z którego prawdopodobnie wylecieli Monique i Jev. Postanowiłam, że jak tylko doprowadzę siebie do porządku (na ile to możliwe w dziczy) zacznę poszukiwania. Tęskniłam za moim pokojem w naszej siedzibie. Miałam też nadzieje, że Mike stęsknił się za mną przez ten czas. Tak naprawdę, czego ja oczekiwałam? Tego, że się zmieni? Właściwie tak.
Może nie liczyłam na to, że stanie się dobrym człowiekiem, ale chciałam by nie był całkiem zły. Musiała zostać w nim jakaś cząstka człowieczeństwa. Wierzyłam w to. Nie chciałam wyobrażać sobie, co robił podczas mojej nieobecności. Może ta długonoga blondyna umila mu czas? Kiedyś to była moja rola. W sumie ja też nie byłam wobec niego w porządku. Ale sam załatwił mi prywatnego trenera. Spisał się idealnie, naprawdę. Jak dowie się, że zawaliliśmy również tę misję na pewno się wścieknie. Teraz to nie wiem, czy chcę tam wracać. Moglibyśmy tu jeszcze trochę zostać… To wszystko wina Justina, on komplikuje nasze zadania i uniemożliwia nam ich wykonanie. Chociaż ja też, nie powinnam chodzić taka rozkojarzona, tylko uczyć się od niego jak dezorientować innych. Wiedziałam, że nie jest dla mnie odpowiednim partnerem. Rozebrałam się do majtek i usiadłam mocząc obie nogi w wodzie. Po zetknięciu się rany z wodą odnosiłam wrażenie jakby podpalano mi tam skórę. Szczypało. Zacisnęłam zęby i schyliłam się, żeby ją zobaczyć. W tym momencie wpadłam do wody. Niezdara ze mnie. Naprawdę nie wiesz jak bardzo masz rozwiniętą koordynację o tej porze? Twój trener ostrzegał cię, żebyś do niej nie zaglądała. – włączyła się moja szydercza podświadomość. Nie dostrzegłam wcześniej, że nurt był tak silny. Walczyłam. wierzgałam na wszystkie strony nogami i rękami, usiłowałam przytrzymać się brzegu, ale to wszystko na nic. Woda była letnia i zalewała moja twarz. Spazmatycznie łapałam powietrze... Przełknęłam ślinę i czułam jak serce wyrywa mi się z piersi. To już koniec. Popłynę sobie rzeką i wpadnę do Atlantyku. Nawet nie zdążę się z nikim pożegnać. Nie wygarnę Justinowi jakim jest idiotą, nie będę miała okazji nawrzeszczeć na Mike’a i uświadomić mu, że to, co robi jest bardzo złe. Nie powiem Monique, że jest najlepszą osobą, jaką spotkałam w moim życiu. A to wszystko przez moją głupotę. Myślałam, że umrę inaczej. Nie chciałam wtedy patrzeć na krzaki i las. Coraz trudniej oddychałam i zalazłam się łzami. Usłyszałam krzyk przedzierający się przez szum w moich uszach. Miałam w nich pełno wody. Zrobiło mi się słabo. Ujrzałam scenę jakby wyciętą z filmu. Justin w białej bokserce poprawiał włosy i uśmiechał się do mnie. Oświetlało go białe światło dochodzące z okna. Z jego ust wyczytałam coś w rodzaju Kocham Cię. Był naprawdę szczęśliwy, miał ten błysk w oczach. Patrzył się na mnie tak, jakbym była jego całym światem. Dotknął mojego policzka zbliżając się do ust. Nagle wyimaginowane wspomnienie zniknęło, a ja wróciłam do rzeczywistości.
Chwilę potem, gdy zdecydowałam się otworzyć oczy zorientowałam się, że trzymałam prawdziwego Justina w pasie wbijając w niego paznokcie. Ciągnął mnie do brzegu. Wdrapał się na ziemię i wyciągnął mnie z wody ciężko oddychając. Wyplułam wodę, której jeszcze nie zdążyłam się napić prosto w jego twarz. Zrobiło mi się zimno i wreszcie dotarło do mnie, że jestem zmarznięta, mokra i półnaga. Zakryłam rękoma piersi. Justin wytarł swoim mokrym ubraniem twarz, co w sumie nie miało najmniejszego sensu. 
- Jak ty to robisz? – zapytałam czując, że się rumienię.
- Co takiego? – powiedział pożerając mnie wzrokiem. 
- Pojawiasz się znikąd i ratujesz mi życie. – stwierdziłam, dostrzegając jak bardzo głupio brzmi to zdanie. 
- Jestem bohaterem. – odpowiedział, nie odwracając wzroku od mojego ciała.  Prychnęłam, wywracając oczami.
- Przestań się gapić. – warknęłam oburzona przyciskając, ręce do piersi jakbym chciała, żeby znikły. – Gdzie są moje ubrania?
- Nie mam pojęcia.- wzruszył ramionami i podejrzanie się uśmiechnął. 
- Nie ciesz się tak i daj mi moje rzeczy! – wrzasnęłam. Zapominając o tym, że obiema rękami zakrywam biust, uderzyłam go w ramie. Wyglądał śmiesznie, miał mokre, przylizane włosy i marszczył brwi, a na czole pojawiły mu się zmarszczki mimiczne. 
- Nie masz się czego wstydzić, widziałem cię całą. – to ostatnie słowo dosadnie podkreślił. Czy mógłby być chociaż trochę gorszym uwodzicielem? Odetchnęłam głęboko.
- Oddaj mi moje ubrania, ja nie żartuje.- westchnęłam i patrzyłam na niego z nadzieją, że zostawi mnie w spokoju. W końcu poszedł po nie. Były schowane w wysokiej trawie niedaleko najbliższych drzew należących do lasu.
- Bez nich wyglądasz lepiej.- stwierdził susząc zęby. Nie przepuści okazji do zabawy. Szczególnie do takiej, w której ja jej nie widzę. 
- Daj! – ryknęłam znów bez rezultatu. Wstałam z ziemi i miałam ochotę wrzucić go do rzeki i zadusić, zostawić na samym dnie. Oczywiście uprzednio odbierając mu moją bluzkę, spodnie i stanik. 
- Okej, ale coś za coś.- wstał i zmierzył się ze mną wzrokiem.
- Czego chcesz żmijo? - zapytałam
- Pocałunku.- uśmiechnął się czarująco. 
- Okej.- musnęłam szybko jego usta i czekałam, aż dostanę z powrotem moje ubranie. – Oddawaj!- rozkazałam pewnym tonem. Ale jak zwykle nasze zdania się nieco różniły. 
- Dłuższego.- zażądał i zanim zdążyłam zaprotestować (chłopak ma naprawdę niezły refleks, trzeba mu to przyznać) objął mnie swoim silnym ramieniem. Poczułam jego wilgotną skórę. Była cieplejsza od mojej. Pocałował mnie z pasją, jakiej długo nie czułam. Miałam wrażenie, że całuję tego chłopaka, z którym spotkałam się pierwszy raz, który był przeciwieństwem mojego nieznośnego trenera. Ta chwila czułości trwała tak długo, aż zabrakło nam powietrza w płucach. Za nic żadne z nas nie chciał go przerywać. Wiem, że tracę głowę, ale może taka się urodziłam? Próbowałam to powstrzymać, ale ten moment przypomina stan upojenia. 
- Wystarczy.- wyszeptałam, bo nie dałam rady normalnie mówić. 
- Jeszcze raz.- mruknął, pochylając się w stronę moich ust. Odsunął moją dłoń zakrywającą piersi i zarzucił ją sobie na ramię. Na jej miejscu położył swoją. Ścisnął moją pierś, co spowodowało, że przeszedł przeze mnie prąd. Bezczelnie wykorzystuje sytuację. Nadepnęłam go zdrową nogą, aby się ode mnie odczepił.
- Pieprz się.- warknęłam i z ręki, którą mnie obejmował wyszarpnęłam mu moje rzeczy i odeszłam w głąb lasu się przebrać.
- Z tobą zawsze! – usłyszałam zza pleców krzyk mojego Romeo. Jednak chcę do domu. 



******



- Jak tylko wrócimy z Monique i Jevem do Mike'a, zapominamy o tym, co nie powinno się zdarzyć. – uznałam, jedząc grzankę. Siedziałam naprzeciwko Justina na stacji benzynowej w stylu lat osiemdziesiątych z barem. Miło było coś wreszcie zjeść. Trochę nam zajęło dotarcie tutaj, ale było warto. Byłam tak bardzo głodna, że zjadłabym z wielką ochotą płatki owsiane, za którymi nie przepadam.
- To jest moja praca.- powiedział wreszcie z buzią pełną smażonego bekonu. Nie sposób było się nie śmiać z tego widoku. – Co?
- Jesz jak świnia.- powiedziałam przez śmiech. – I masz gniazdo na głowię.- jak on to robi, że wyglądając, jakby przed chwilą przeszło po nim tysiąc wściekłych wiewiórek, a parę z nich założyło sobie zapasy w jego włosach, nadal przypomina modela z okładki Teen Vogue.
- Masz coś we włosach.- nachylił się przez stół i z uwagą rozdzielił kosmyki moich włosów.
– Au!
- Przepraszam, pociągnąłem cię? – zapytał takim tonem jakim dziecko przeprasza swoją mamę, że wzięło lizaka bez pytania. 
- Żartowałam.- uśmiechnęłam się do niego.
- Nieśmieszne.- skomentował cierpko.
- A zabieranie mi ubrania to już tak?
- To część treningu.- oznajmił z szerokim uśmiechem, na twarzy. – Dobry nauczyciel ćwiczy wszędzie. – Świetnie, mamy tu prawdziwego trenera z powołania.
- Ale nie chcę ,,ćwiczyć’’ parę minut po tym, kiedy prawie umarłam.- powiedziałam mrużąc oczy.- Nie uważasz, że to przesada? Poza tym, czy naprawdę jestem taka najgorsza? - Nie wierzę, że akurat jego pytam o zdanie.
- A kto powiedział, że wtedy to ty ćwiczyłaś? Może ja próbuję się czegoś od ciebie nauczyć? - powiedział tajemniczo.
- Przestań robić mi wodę z mózgu.- powiedziałam szybko, połykając ostatni kawałek tostu.- Spróbowałbyś poćwiczyć sobie z Jeviem. Nowe doświadczenie na pewno by cię wzbogaciło. 
- Ha, jeszcze bardziej śmieszne.- zironizował i zaczął udawać, że się śmieje.
- Jak nie to nie, ale ja nie będę twoją zabawką.- powtórzyłam ku jego przestrodze po raz setny. Wciąż żywiłam tą głupią nadzieję, że za którymś razem mnie posłucha.
- Szkoda, bo świetnie się tobą bawię.- uśmiechnął się i rozłożył wygodnie na kanapie, patrząc na mnie uważnie z założonymi rękoma pod głową. 
- Jak ich znajdziemy? – zapytałam składając talerze, aby kelnerka mogła je zabrać. 
- Myślę, że przejdziemy się nad rzekę, a teraz do drzwi.- rozkazał nieoczekiwanie nim zorientowałam się co się dzieje i o co mu chodzi chwycił mnie za rękę, i wybiegliśmy z baru nie płacąc za jedzenie. 
- Nie mogliśmy zapłacić? - powiedziałam z paniką słysząc jakiś męski głos, który kierował w naszą stronę wyzwiska.
- Jesteśmy w mafii, my nigdy nie płacimy. Poza tym, masz coś przy sobie? – zapytał, widząc moją minę. – No właśnie. 
Schowaliśmy się za samochodem, Justin podszedł do drzwi kierowcy i kombinował coś przy zamku, aż go nie wyłamał.
- Co ty wyprawiasz? – spytałam zaskoczona.
- A jak ci się wydaje, księżniczko? Załatwiam nam karocę.- warknął otwierając drzwi.- Dalej, wsiadaj. – poganiał mnie.
Oszołomiona wsiadłam z drugiej strony. Justin od razu odpalił silnik i wyjechał z parkingu potrącając właściciela. Wcisnął pedał gazu i przekraczając prędkość jechaliśmy bez celu, jak najdalej od kolejnych kłopotów, których spodziewaliśmy się niedługo. 
- Działasz jak klej na problemy.- wywnioskowałam na głos, składając ręce na piersi.
- Mógłbym to samo powiedzieć o tobie.- oderwał jedną rękę od kierownicy, zaczynając przeszukiwać nerwowo całe auto. Obserwowałam go zdziwiona, gdy grzebał w kieszeni swoich spodni. Wyjął z niej zapalniczkę.- Trzymaj!- powiedział, wrzucając mi ją do rąk.- Zobacz czy działa. 
- Szczerze wątpię, żeby po kąpieli...- urwałam, ponieważ zapaliła się. Spojrzał na mnie z wyraźnym zadowoleniem na twarzy.
- Uprzedzając twoje następne pytania, jedziemy nad rzekę, spalimy tam ten samochód i poszukamy ich.- wreszcie, ktoś mi coś mówi… to się chwali. Może on wcale nie jest takim najgorszym partnerem?
- A jeżeli... – przełknęłam ciężko ślinę.
- Na pewno żyją.- zapewnił i przejechał opuszkami palców po moim ramieniu, dodając mi tym otuchy.
Po jakiś trzech godzinach przejażdżki terenowej po brzegu rzeki, doszliśmy do wniosku, że jedziemy w złą stronę, a jeszcze bardziej zadziwiające było to, że nigdzie nie widzieliśmy wraku samochodu i naszych przyjaciół. 
- Jak mogłeś nie zauważyć, że jedziemy przeciwnie do prądu wody? - zapytałam zażenowana podpierając się łokciem o szybę z ręką przy czole. 
- Dezorientujesz mnie. Dla ciebie wszystko się rusza, wszędzie widzisz ludzi.- powiedział wkurzony. 
- Próbuje pomóc.
- Nie pomagasz.- zatrzymał samochód.
- Och wiem, po prostu zawróć.- mruknęłam wściekła i machnęłam ręką bezradnie.
- To nie będzie takie proste, mało tu miejsca.- syknął przez zęby. 
- To wpakuj go do wody, tylko pozwól mi wysiąść. I tak chciałeś go spalić. 
- Tak, ale chciałem to zrobić w jakimś celu.- spojrzał na mnie. Wytrzymałam jego spojrzenie. Siedzieliśmy tak w chwili ciszy.
- Oświeć mnie.- poddana westchnęłam w końcu.
- Nie uważasz, że samochód który został skradziony i nagle sobie dryfuje po wodzie jest podejrzany? – syknął takim tonem, przez co poczułam się przy nim wyjątkowo głupia. 
- A, po to.- wydusiłam rozumiejąc. - Dobra wysiadamy i idziemy pieszo. 
- Ściemnia się. Nie znajdziemy ich już dzisiaj.
- Nie, nie i nie! Nie namówisz mnie na kolejną noc w lesie!- spojrzałam na niego przerażona, stanowczo kręcąc głową. Zdawał się panować nad sytuacją, ale ja nie. Oddalił się ode mnie i zaczął się rozglądać. 
- O patrz, tam coś jest! - wykrzyknął. Serce zabiło mi szybciej, podbiegłam do niego. Znaleźliśmy ich! Całe szczęście!- krzyczałam w duchu uradowana.
- Widzisz ten stary samochód?
- Myślałam, że widzisz Monique i Jeva...- jęknęłam zrezygnowana i założyłam ręce na piersi. Mój gwałtowny entuzjazm znikł równie szybko jak się pojawił. - No i co z tym samochodem?
- W nim dzisiaj śpimy. - oznajmił bez ustalania tego ze mną.
- Ale on jest kogoś.- napomknęłam.
- Ten skradziony też nie był niczyj.- przypomniał mi. Przed nami rozciągały się kilku hektarowe pola. W oddali widziałam jakieś gospodarstwo wiejskie. 
- A właśnie. Zostań tu.- powiedział i poszedł w stronę skradzionego samochodu. Zapalił zapalniczkę i podpalił samochód. Na początku spokojnie się podpalał. Justin zaczął biec w moją stronę. Chwile później ciszę przerwał huk i samochód eksplodował. Ptaki wystraszyły się i wyleciały w powietrze. Pewnie inne zwierzęta też były przerażone. 
- I jak, spodobało się?
- Czad, normalnie. - powiedziałam z sarkazmem.







___________________________________________

Witajcie po długiej przerwie!
Przepraszam, że musieliście tak długo czekać. 
W ciągu tych świąt wielkanocnych, spodziewajcie się
kolejnego rozdziału. 
Szykuje coś specjalnego, ale o tym później.
Najcudowniejsza piosenka, której zawdzięczacie ten rozdział: 




 Teledysk  po prostu niesamowity. Uwielbiam <3 

Zapraszam jak zwykle na mój twitter,
 jeżeli chcielibyście mnie troche powyzywać, albo po prostu pogadać. 



Jeżeli spodobał Ci się ten rozdział, bądź uważasz, że całkiem go zawaliłam, tudzież zniszczyłam twoje wszelkie wyobrażenia, lub po prostu wiesz, że sprawi mi to wielką radość i być może zainspiruje
napisz komentarz.




czwartek, 10 kwietnia 2014

Jesteście najlepsi z najlepszych!





Ogłaszam wszem i wobec, że rozdział pojawi się w niedzielę 13 kwietnia. 
Dziękuje, że tyle czekaliście i jesteście ze mną. 
Dodam 2 rozdziały w ciągu 2 tygodni. 
Wiem, że zakładając bloga powinnam być punktualna i pisać często. 
Czuje, że Was bardzo zaniedbuje. Przepraszam.
Jeżeli uda mi się lepiej dysponować czasem trzy rozdziały miesięcznie macie jak w banku. 
Kocham Was i dziękuje. ;)