Nie
wychodziłam z pokoju. Nie miałam odwagi. Widziałam, co ze mną zrobili w
hangarze. Codziennie przeglądałam się w lustrze i modliłam o to, by wszystko się zagoiło. Nie mogłam wyjść z pokoju, żeby nie wzbudzić podejrzeń klientów hotelu lub po prostu nie chciałam wychodzić, żeby nie spotkać Justina. Co jeśli
któregoś dnia, nie będę w stanie mu odmówić? Nie chciałam, żeby widział mnie
taką, jaką ja widziałam siebie w tę noc, w której miałam już zniknąć z
powierzchni ziemi. Brzydziłam się dotykać ran. Bałam się na nie spojrzeć. W
nocy męczyły mnie koszmary, że sączy się z nich krew z ropą, rozrywają się
jeszcze bardziej, robiąc się coraz większe. W poprzednie trzy noce budziłam się
z krzykiem. Najgorszym momentem było zmienianie mi opatrunków. Bezwartościowa i
nieprzydatna - te dwa słowa idealnie określały mnie w tej chwili. Cały czas
myślałam o tym, że Mike będzie chciał się mnie pozbyć. Teraz byłam dla niego ciężarem. Dlaczego miałby mnie tutaj zostawić? Teraz mogłam być nikim. Kobiety,
które pracują dla Mike’a są przyjmowane tylko ze względu na wygląd. Nie
nadawałabym się nawet na sprzątaczkę z tak podrapaną twarzą. Usiłowałam sobie to
wszystko jakoś poukładać w głowie. Te trzy dni w tym ciemnym pomieszczeniu były
tak wstrząsającym przeżyciem, że nie mogłam sobie przypomnieć dokładnie
wszystkich twarzy, które się w nim przewijały. Musiałam napisać Mike’owi
raport, a pisanie o tym było równoznaczne z przeżywaniem tego od nowa. Jeśli
chociaż przez minutę zapominałam o tym wszystkim, moje myśli znajdowały
kolejną minutę, by zacząć snuć się wokół Justina. To również bolało. Nie mogłam
wiecznie spać i śnić koszmarów. Mogłam być zła na Justina, ale nie mogłam
przestać o nim myśleć. Był jak wrzód na sercu. Czytałam książkę, ale nie
skupiałam się na niej zbytnio, ponieważ większą uwagę przykuwał mój mały, złoty
wisiorek, który trzymałam w palcach. Często
bawiłam się nim z nerwów.
- Co tak chowasz? – zapytał Justin, jak zwykle wchodząc do pokoju bez pukania,
kiedy ja w pośpiechu chowałam łańcuszek do szuflady szafki nocnej przy moim
łóżku. W krótkiej chwili znalazł się przy mnie i zabrał mi go. W tym momencie
zamknęły się za nim drzwi.
- Oddaj mi go! To bardzo cenne.- powiedziałam wściekła, waląc pięściami o łóżko, ściskając prześcieradło palcami.
- Prezent od Mike’a? Trochę za mały. – zaczął oglądając go pod światło, padające z okien. Tak mnie zdenerwował, że wstałam z łóżka z zamiarem odzyskania mojej własności. Zaskakujące jest to, że nim tu wszedł miałam ochotę zostać w nim już do końca mojego marnego życia.
- No wreszcie. – westchnął, bez żadnego sprzeciwu po prostu położył mi wisiorek na moją wyciągnięta do niego dłoń. Stwierdzenie, że byłam zdumiona, to mało powiedziane. Byłam zszokowana. Zazwyczaj muszę go błagać, by przestał zachowywać się jak dzieciak.
- Po co ci to było? Czy ty zawsze musisz mnie wkurzać? – syknęłam, wyzywająco patrząc w jego oczy.
- Raz… - zaczął wyliczać radosnym tonem głosu z nutą satysfakcji.- wyglądasz bardzo seksownie, gdy się wkurzasz, dlatego ciągle to robię. Dwa, to był dobry powód by wyciągnąć cię z łóżka i zobaczyć w tej skąpiej piżamie. Trzy, gdybym tego nie zrobił, nie mógłbym zrobić tego… – bez żadnego ostrzeżenia po prostu objął mnie w pasie, przyciągnął do siebie i pocałował. Tak bardzo za tym tęskniłam. Chciałam tego? Oczywiście, że tak. Jednak cały czas w mojej głowie brzmiało jedno zdanie. Jestem tu tylko po to, by pokazać ci jak bardzo jesteś słaba. Czy to nie wystarczający powód, żeby w tej chwili ukarać go siarczystym policzkiem? Tak właśnie zrobiłam.
- No tak, to by było na tyle z miłego przywitania.- mruknął do siebie, trzymając się za policzek, który teraz nabrał różowej barwy. Wyglądał tak uroczo, gdyby nie to, że ja mu to zrobiłam, pocałowałabym go w czoło jak małego chłopczyka.
- Oddaj mi go! To bardzo cenne.- powiedziałam wściekła, waląc pięściami o łóżko, ściskając prześcieradło palcami.
- Prezent od Mike’a? Trochę za mały. – zaczął oglądając go pod światło, padające z okien. Tak mnie zdenerwował, że wstałam z łóżka z zamiarem odzyskania mojej własności. Zaskakujące jest to, że nim tu wszedł miałam ochotę zostać w nim już do końca mojego marnego życia.
- No wreszcie. – westchnął, bez żadnego sprzeciwu po prostu położył mi wisiorek na moją wyciągnięta do niego dłoń. Stwierdzenie, że byłam zdumiona, to mało powiedziane. Byłam zszokowana. Zazwyczaj muszę go błagać, by przestał zachowywać się jak dzieciak.
- Po co ci to było? Czy ty zawsze musisz mnie wkurzać? – syknęłam, wyzywająco patrząc w jego oczy.
- Raz… - zaczął wyliczać radosnym tonem głosu z nutą satysfakcji.- wyglądasz bardzo seksownie, gdy się wkurzasz, dlatego ciągle to robię. Dwa, to był dobry powód by wyciągnąć cię z łóżka i zobaczyć w tej skąpiej piżamie. Trzy, gdybym tego nie zrobił, nie mógłbym zrobić tego… – bez żadnego ostrzeżenia po prostu objął mnie w pasie, przyciągnął do siebie i pocałował. Tak bardzo za tym tęskniłam. Chciałam tego? Oczywiście, że tak. Jednak cały czas w mojej głowie brzmiało jedno zdanie. Jestem tu tylko po to, by pokazać ci jak bardzo jesteś słaba. Czy to nie wystarczający powód, żeby w tej chwili ukarać go siarczystym policzkiem? Tak właśnie zrobiłam.
- No tak, to by było na tyle z miłego przywitania.- mruknął do siebie, trzymając się za policzek, który teraz nabrał różowej barwy. Wyglądał tak uroczo, gdyby nie to, że ja mu to zrobiłam, pocałowałabym go w czoło jak małego chłopczyka.
-
Co ty sobie w ogóle wyobrażasz? Po prostu wszedłeś tu jakbyś był u siebie,
robisz sobie co chcesz i tak znienacka mnie całujesz. – obróciłam się do
niego tyłem, założyłam biały hotelowy szlafrok, bo trochę było mi zimno.
Czułam, że Justin mimo woli wpatruje się we mnie. Czułam jego palący wzrok na moich plecach. Szybko włożyłam
wisiorek do szuflady, oparłam się o nią tyłem i czekałam na to, co ma mi
do powiedzenia.
-
Muszę tobie wszystko wyjaśnić. – odezwał się ponownie, podchodząc do mnie z zamiarem
potarcia moich ramion, ponieważ doskonale wiedział, że pod wpływem jego dotyku
uspokajam się i robię się miękka ,,gotowa uwierzyć w każde jego słowo.'' Bezczelność.
- Nie zbliżaj się do mnie. – powiedziałam przegryzając dolną wargę ze zdenerwowania. - Nie chcę słuchać twoich wyjaśnień. – Cały czas powtarzałam sobie w myślach, że nie mogę teraz mu ulec, miałam być taka okrutna jak on dla mnie. Bez względu na to jak na mnie działał, nie zwracając uwagi na cieniutki, wysoki głosik, krzyczący w mojej głowie, że chciałabym się w tej chwili na niego rzucić. Czy jest jakiś sposób, żebym kiedykolwiek go wyłączyła?
- Ale…
- Wynoś się stąd. Zostaw mnie.
- Rachelle.- powiedział z tym cholernym akcentem moje imię, od którego kręciło mi się w głowie.
- Nic nie mów, po prostu wyjdź.- wskazałam mu drzwi. Spojrzał na mnie ostatni raz z żalem i zrezygnowaniem.
- Nie zbliżaj się do mnie. – powiedziałam przegryzając dolną wargę ze zdenerwowania. - Nie chcę słuchać twoich wyjaśnień. – Cały czas powtarzałam sobie w myślach, że nie mogę teraz mu ulec, miałam być taka okrutna jak on dla mnie. Bez względu na to jak na mnie działał, nie zwracając uwagi na cieniutki, wysoki głosik, krzyczący w mojej głowie, że chciałabym się w tej chwili na niego rzucić. Czy jest jakiś sposób, żebym kiedykolwiek go wyłączyła?
- Ale…
- Wynoś się stąd. Zostaw mnie.
- Rachelle.- powiedział z tym cholernym akcentem moje imię, od którego kręciło mi się w głowie.
- Nic nie mów, po prostu wyjdź.- wskazałam mu drzwi. Spojrzał na mnie ostatni raz z żalem i zrezygnowaniem.
-
Mam nadzieje, że już lepiej się czujesz. – dodał tylko półgłosem i wyszedł,
delikatnie zamykając za sobą drzwi. Dlaczego chciałam za nim krzyknąć, żeby
wrócił? Bo dałaś mu wplątać
się w jego sieć i nie wiesz jak się z niej odplątać. Naprawdę chciałam, żeby przy mnie był.
Przecież wrócił, tak jak obiecał. Cały i zdrowy. Szkoda, że przedtem musiał
złamać moje serce na tysiące małych kawałeczków. Nie pamiętasz już co powiedział? Wrócił
po to, by cię dręczyć. Co
jeszcze może zniszczyć? Zniszczył już wszystko i zasługuje na to samo z mojej
strony. Wróciłam do łóżka, chwytając książkę, którą przedtem czytałam.
Najgorszą
rzeczą, którą możesz zrobić to dać komuś nadzieję,
ale
jest jeszcze coś, co jest gorsze - kochać tak mocno,
że
nie da się tego znieść, bez odwzajemnienia.
Poddaje
się. Cisnęłam tą książką w szafę.
Przysięgam, niczego już w życiu nie przeczytam. Szlag by to trafił. Szlag by
trafił ciebie, Justin. Oszaleje przez niego.
******
Przez
kolejne trzy dni pakowano we mnie tyle jedzenia, że na sam jego widok robiło mi
się niedobrze. Cały czas ktoś odwiedzał mnie i obdarowywał jakimiś upominkami,
które były naprawdę miłe, ale niepotrzebne. Jednak z tych wszystkich wizyt tym, co mnie najbardziej dołowało było
współczucie czające się w ich oczach. One powodowało, że chcąc nie chcąc
zaczęło do mnie docierać, co tak naprawdę się stało. Wcześniej czułam się
jakbym opowiadała historię jakieś innej osoby i po prostu ciężko mi było
zaakceptować fakt, że to przydarzyło się właśnie mi. Monique codziennie prawiła
wywody na temat tego, jak źle potraktowałam ostatnio Justina. Nadgorliwie
przekonywała, żebym z nim porozmawiała. On podobno siedział w swoim pokoju i
rzadko z niego wychodził, w co do końca jej nie wierzyłam, bo Monique potrafi
czasem wyolbrzymiać niektóre rzeczy, zwłaszcza jeśli miałoby to przynieść za
sobą jakieś dobro. Niestety, moja definicja dobra z jej definicją bardzo się
różniły. Co do Mike’a odwiedzał mnie, ale tylko raz dziennie. Razem z nim
przychodził lekarz i informował nas o moich wynikach badań oraz postępie w gojeniu
ran. ,,Uspokajał,’’ że jest gotowy załatwić najlepszego chirurga plastycznego,
ale trzeba jeszcze poczekać zanim zdecydujemy się na jakikolwiek zabieg i dać
szansę skórze, by sama się zagoiła. Na myśl, że mają coś robić z moim ciałem
miałam ochotę zaszyć się w jakiejś dziurze na zawsze i nigdy z niej nie wychodzić. W
Internecie bardzo dużo czytałam o trwałych uszkodzeniach skóry, przez co
jeszcze bardziej panikowałam.
-
Czy ja wyglądam jak potwór? Tylko szczerze. – zapytałam któregoś dnia Scoota.
- Głuptasie, co ci chodzi po głowie… - zaczął się śmiać. – Wszystko się goi, wiesz o tym. – spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami, bo unikałam jego wzroku. Stałam na miękkim, białym dywanie, patrząc w okno ściskałam w lewej ręce kubek gorącej herbaty. Miałam na sobie długi, brązowy, bawełniany sweter z długim rękawem i czarne legginsy. Scoot był ubrany w tradycyjny czarny strój do treningów.
- Głuptasie, co ci chodzi po głowie… - zaczął się śmiać. – Wszystko się goi, wiesz o tym. – spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami, bo unikałam jego wzroku. Stałam na miękkim, białym dywanie, patrząc w okno ściskałam w lewej ręce kubek gorącej herbaty. Miałam na sobie długi, brązowy, bawełniany sweter z długim rękawem i czarne legginsy. Scoot był ubrany w tradycyjny czarny strój do treningów.
-
No nie wiem. – mruknęłam powątpiewająco.
- Mike nie zmieni cię w sylikonową lalkę. Nie bój się. Nadal jesteś piękna.- powiedział rzucając we mnie poduszką. Prawie nie wylałam przez niego zawartości kubka na biały dywan. Uśmiechał się do mnie przyjaźnie. Właśnie to w nim uwielbiałam. Nieważne jak bardzo było mi źle, on przekazywał mi swój wiecznie dobry humor. Byłby idealnym starszym bratem. Czy on w ogóle miał jakieś problemy? Każdy powinien mieć jakieś problemy. To jest nadzwyczajne jeśli człowiek nie ma na co narzekać. Czasem zastanawiałam się czy jest człowiekiem, ale tylko wtedy gdy za dużo wypiłam.
- Pewnie tylko ty tak myślisz.- westchnęłam.
- Jestem pewny, że nie tylko ja. Wiesz, że nie za wygląd cię kochamy.
- Tak, a za co? – zapytałam z uśmiechem, ściskając poduszkę, którą przed chwilą mnie rzucił.
- Za twój uśmiech, temperament, poczucie humoru, trudny charakterek i okropną wybuchowość, od której można dostać szału. Ach, nie zapominajmy o twoim ciągłym analizowaniu każdej małej rzeczy. Chociaż czasem to się przydaje, detektywie.
- Ty kłamco! – zaśmiałam się.- Dziękuję ci bardzo. Może chcesz zająć moje miejsce? To całe czarowanie, chyba lepiej ci wychodzi niż mi. – usiadłam na łóżku, odkładając kubek na tackę leżącą na stoliku nocnym. Nie mogłam przestać się uśmiechać.
- Teraz to ty jesteś zniewalająco zabawna. Nie, dziękuję, ale wolę trenować ludzi i móc skopać im tyłki.
- W sumie, też dobra rzecz. – przerwałam na chwilę, próbując sobie wyobrazić Scoota jako trenera uwodzenia i szybko pragnęłam o tym zapomnieć. - Jednak nadal mnie nie przekonasz. Wyglądam strasznie.
- Pytałaś czy nie wyglądasz jak potwór, a nie czy wyglądasz strasznie, a ja ci szczerze i uprzejmie odpowiedziałem. Na przyszłość radzę bardziej konkretyzować pytania.- zgrywał się dalej, więc zaatakowałam go poduszką.- Chcesz? To zawołam któregoś z ochroniarzy, może oni się wypowiedzą na ten temat. – kontynuował śmiejąc się.
- Nie. – odpowiedziałam ze śmiechem uderzając go w ramię. – Wiadomo co z Nate’m? – zapytałam, zmieniając temat.
- Nadal go szukają. Nic, jakby przepadł. – odpowiedział, kwaśno się uśmiechając.
- Trochę to dziwne, nie uważasz? – spytałam, przyciągając kolana do siebie.
- Na pewno niedługo go namierzymy.- powiedział ściskając moją dłoń.- Muszę lecieć. Mam kolejną sesję treningową.
- Mike znalazł kogoś na moje miejsce? – spytałam zdenerwowana.
- Nie, ciebie nie da się zastąpić. Ćwiczę z tym nowym… Justinem. To ten, którego tak nienawidzisz? Mogę dać mu wycisk. – Znowu on. Dlaczego? Nie mógł mieć treningu z kimś innym, tylko właśnie z nim i musiał mi o tym powiedzieć? Przecież sama o to pytałaś…
- Nie trzeba. Leć. – powiedziałam, gdy już wstawał.
- Monique kazała przekazać, że wpadnie do ciebie wieczorem.- odparł i wyszedł. Teraz miałam czas, na zbieranie cierpliwości do przetrwania kolejnego kazania.
Pod wieczór dostałam liścik.
- Mike nie zmieni cię w sylikonową lalkę. Nie bój się. Nadal jesteś piękna.- powiedział rzucając we mnie poduszką. Prawie nie wylałam przez niego zawartości kubka na biały dywan. Uśmiechał się do mnie przyjaźnie. Właśnie to w nim uwielbiałam. Nieważne jak bardzo było mi źle, on przekazywał mi swój wiecznie dobry humor. Byłby idealnym starszym bratem. Czy on w ogóle miał jakieś problemy? Każdy powinien mieć jakieś problemy. To jest nadzwyczajne jeśli człowiek nie ma na co narzekać. Czasem zastanawiałam się czy jest człowiekiem, ale tylko wtedy gdy za dużo wypiłam.
- Pewnie tylko ty tak myślisz.- westchnęłam.
- Jestem pewny, że nie tylko ja. Wiesz, że nie za wygląd cię kochamy.
- Tak, a za co? – zapytałam z uśmiechem, ściskając poduszkę, którą przed chwilą mnie rzucił.
- Za twój uśmiech, temperament, poczucie humoru, trudny charakterek i okropną wybuchowość, od której można dostać szału. Ach, nie zapominajmy o twoim ciągłym analizowaniu każdej małej rzeczy. Chociaż czasem to się przydaje, detektywie.
- Ty kłamco! – zaśmiałam się.- Dziękuję ci bardzo. Może chcesz zająć moje miejsce? To całe czarowanie, chyba lepiej ci wychodzi niż mi. – usiadłam na łóżku, odkładając kubek na tackę leżącą na stoliku nocnym. Nie mogłam przestać się uśmiechać.
- Teraz to ty jesteś zniewalająco zabawna. Nie, dziękuję, ale wolę trenować ludzi i móc skopać im tyłki.
- W sumie, też dobra rzecz. – przerwałam na chwilę, próbując sobie wyobrazić Scoota jako trenera uwodzenia i szybko pragnęłam o tym zapomnieć. - Jednak nadal mnie nie przekonasz. Wyglądam strasznie.
- Pytałaś czy nie wyglądasz jak potwór, a nie czy wyglądasz strasznie, a ja ci szczerze i uprzejmie odpowiedziałem. Na przyszłość radzę bardziej konkretyzować pytania.- zgrywał się dalej, więc zaatakowałam go poduszką.- Chcesz? To zawołam któregoś z ochroniarzy, może oni się wypowiedzą na ten temat. – kontynuował śmiejąc się.
- Nie. – odpowiedziałam ze śmiechem uderzając go w ramię. – Wiadomo co z Nate’m? – zapytałam, zmieniając temat.
- Nadal go szukają. Nic, jakby przepadł. – odpowiedział, kwaśno się uśmiechając.
- Trochę to dziwne, nie uważasz? – spytałam, przyciągając kolana do siebie.
- Na pewno niedługo go namierzymy.- powiedział ściskając moją dłoń.- Muszę lecieć. Mam kolejną sesję treningową.
- Mike znalazł kogoś na moje miejsce? – spytałam zdenerwowana.
- Nie, ciebie nie da się zastąpić. Ćwiczę z tym nowym… Justinem. To ten, którego tak nienawidzisz? Mogę dać mu wycisk. – Znowu on. Dlaczego? Nie mógł mieć treningu z kimś innym, tylko właśnie z nim i musiał mi o tym powiedzieć? Przecież sama o to pytałaś…
- Nie trzeba. Leć. – powiedziałam, gdy już wstawał.
- Monique kazała przekazać, że wpadnie do ciebie wieczorem.- odparł i wyszedł. Teraz miałam czas, na zbieranie cierpliwości do przetrwania kolejnego kazania.
Pod wieczór dostałam liścik.
Spotykamy
się na sali gimnastycznej. Nie obchodzi mnie to, że nie chcesz wychodzić z
pokoju. Kończę trening, a potem idziemy zabawić się w hotelowej restauracji.
Nie wymigasz się Rachelle. Nie pozwolę ci gnić w czterech ścianach. Dosyć tego
dobrego! Czas wrócić do żywych.
M.
Wygramoliłam
się ze swoich czterech ścian ubrana w czarną kamizelkę z kapturem i jeansy tego
samego koloru. Szłam z pochyloną głową, a gdy tylko weszłam do windy, nie
mogłam pohamować odruchu spojrzenia w lustro. Miałam na sobie tonę pudru i
podkładu, żeby zakryć rany na twarzy. W czarnych ubraniach wyglądałam jak
albinos, gdyby nie to że miałam ciemne włosy i tęczówki. Od mojej matowej twarzy odbijały się tylko wilgotne oczy, które w
świetle lamp błyszczały i czerwono jaskrawe usta. Nie wiem dlaczego w ogóle tam
idę. Musiałam się przywołać do porządku by nie wrócić z powrotem do
bezpiecznego pokoju. Mam się bawić, wiedząc jak wyglądam? W zasadzie miałam
zamiar wyrazić sprzeciw i rzeczywiście wrócić, ale Monique przywiązałaby mnie
do krzesła barowego, żeby mnie powstrzymać, więc odpuściłam sobie.
- Monique? – zapytałam wchodząc do ciemnej sali gimnastycznej. Dlaczego nikt nie zapalił światła? To ma być jakiś żart?
- Monique? – zapytałam wchodząc do ciemnej sali gimnastycznej. Dlaczego nikt nie zapalił światła? To ma być jakiś żart?
Nagle
wokoło zapaliły się żółte lampki, podobne do tych, które ludzie wieszają
na choinki.
-
Witaj Rachelle. – powiedział Justin, wyciągając do mnie dłoń. Widząc mój wyraz
twarzy cofnął ją. Zdumiona bardziej jego obecnością, niż wyglądem sali zdążyłam
zadać pytanie.
- Co to ma być? – zaskoczona, otwierając szeroko oczy niekontrolowanie otworzyłam usta. Unikałam go jak ognia od kiedy wrócił i mnie uratował. Jednak on zawsze znajdzie sposób, żeby mnie gdzieś zaciągnąć. Szczególnie w taki sposób, żebyśmy byli sami. Wtedy, gdy naprawdę tego nie chcę. Jesteś tego pewna? Jest najgorszym facetem jakiego znam. Jak można tak wykorzystywać czyjeś uczucia?
- Co to ma być? – zaskoczona, otwierając szeroko oczy niekontrolowanie otworzyłam usta. Unikałam go jak ognia od kiedy wrócił i mnie uratował. Jednak on zawsze znajdzie sposób, żeby mnie gdzieś zaciągnąć. Szczególnie w taki sposób, żebyśmy byli sami. Wtedy, gdy naprawdę tego nie chcę. Jesteś tego pewna? Jest najgorszym facetem jakiego znam. Jak można tak wykorzystywać czyjeś uczucia?
-
Musimy porozmawiać. - ten ton głosu oznaczał, że rzeczywiście sobie
porozmawiamy, a jeśli ja mam coś przeciwko temu, to jego w ogóle nie
obchodzi.
- Słyszałam to już. – mruknęłam znudzona, zakładając ręce na piersi.
- Cieszę się, że nie masz nic przeciwko. – mam tyle ,,przeciwko,’’ ile by się nie zmieściło w tej całej sali.
- Dlaczego podpisałeś się jako Monique? – przymknęłam za sobą drzwi. Rachelle, czy ty właśnie wiesz w co się pakujesz? Okrutna, bezwzględna, bez serca, pamiętasz? – powtarzałam sobie, ale gdy na niego spojrzałam zapominałam o tej całej zemście i chciałam być coraz bliżej niego i bliżej… i bliżej.
- A przyszłabyś, gdybym podpisał się jako Justin? – zapytał doskonale znając odpowiedź. Jego imię w jego ustach brzmi chyba najlepiej, co nie zmienia faktu, że nie mogę zwracać uwagi na jego usta. Mogłam się domyślić, że to nie list od Monique! Scoot mówił mi, że ma z nim trening.
- Słyszałam to już. – mruknęłam znudzona, zakładając ręce na piersi.
- Cieszę się, że nie masz nic przeciwko. – mam tyle ,,przeciwko,’’ ile by się nie zmieściło w tej całej sali.
- Dlaczego podpisałeś się jako Monique? – przymknęłam za sobą drzwi. Rachelle, czy ty właśnie wiesz w co się pakujesz? Okrutna, bezwzględna, bez serca, pamiętasz? – powtarzałam sobie, ale gdy na niego spojrzałam zapominałam o tej całej zemście i chciałam być coraz bliżej niego i bliżej… i bliżej.
- A przyszłabyś, gdybym podpisał się jako Justin? – zapytał doskonale znając odpowiedź. Jego imię w jego ustach brzmi chyba najlepiej, co nie zmienia faktu, że nie mogę zwracać uwagi na jego usta. Mogłam się domyślić, że to nie list od Monique! Scoot mówił mi, że ma z nim trening.
-
Nie.- odparłam zgodnie z prawdą, spoglądając w bok na ścianę, na której również
wisiały lustra, w których odbijały się nasze dwie ciemne sylwetki oświetlane
tylko przez lampki.
- Właśnie dlatego.- powiedział, podchodząc do mnie powoli. Przypominał mi drapieżne zwierzę, skradające się do swojej ofiary, ale ofiara była tak głupia, że stała sparaliżowana i nie uciekała. Cholerny uwodziciel.
- Dobra, przejdź do rzeczy. – powiedziałam trochę mniej śmiało, gdy stanął tuż przede mną.
- Boisz się mnie? – zapytał łagodnie, wpatrując mi się w oczy.
- Dlaczego miałabym się ciebie bać? – zapytałam.
- Bo jesteś cała spięta.- To nie strach, to powstrzymywanie się od rzucenia ci się na szyję – pomyślałam, niezdolna wypowiedzieć to na głos.
- Nie boję się ciebie. – tak naprawdę jedyną osobą, której się bałam, byłam ja. Nie chciałam stracić kontroli.
- Pamiętasz co ci powiedziałem na dachu? – po tym zdaniu nastąpiła dłuższa cisza. Spoglądaliśmy sobie w oczy, jak w transie. Jakbyśmy umieli porozumieć się bez słów.
- Jak bym mogła o tym zapomnieć. To jeden z powodów, dla których nie powinno mnie tu być. – westchnęłam po chwili, opuszczając bezradnie ręce wzdłuż ciała. Może starałam się być zimna, bezwzględna, ale moje ciało mówiło co innego. Nie osiągałam zamierzonego efektu. On rozdrapywał mi serce. – Nie wiem, co ja tu robię. Chcesz jeszcze raz zmieszać mnie z gównem?
- Nie. Jest coś, o czym powinnaś wiedzieć… - przerwałam mu.
- Że jesteś dupkiem i szkoda na ciebie czasu? – dokończyłam. – Idę stąd.- powiedziałam niemiłym tonem.
- Nie pójdziesz, dopóki nie wysłuchasz mnie i nie dokończymy chociaż jednej rozmowy jak normalni ludzie.
- Jak zamierzasz niby mnie zatrzymać? – zakpiłam, idąc tyłem w kierunku drzwi.
- W bardzo prosty sposób.- odpowiedział i delikatnie pchnął mnie na drzwi. Zdecydowanie, ale nie brutalnie przyparł do nich moje nadgarstki po obu stronach mojej głowy. – I co teraz zrobisz? – zapytał wyzywająco. W jego oczach odbijała się moja twarz.
- Nie wiem, może ty mi powiesz. – przybliżył swoje usta do moich, ale nie zrobił nic więcej. Ze wszystkich moich sił powstrzymywałam się żeby nie ruszyć się nawet o minimetr.
- To było kłamstwo. Nie jesteś nikim. Jesteś kimś… kimś ważnym. – szepnął w moje usta. – Nie jestem tutaj, bo muszę. Jestem tutaj, bo bardzo tego chcę. – dotknął jedną wargą moich ust i patrzył głęboko w moje oczy. – Przepraszam za wszystko, co ci zrobiłem. – jego bliskość i zapach sprawił, że lekko zakręciło mi się w głowie
- Oszukałeś mnie.- odszepnęłam trącając jego dolną wargę moją i odwzajemniłam jego spojrzenie. Byłam po prostu wściekła. Odsunęłam się od niego, niechcący uderzając w tyłem w drzwi. Widząc to, Justin odrobinę się odsunął i puścił moje ręce.
- Co miałem ci powiedzieć? – zapytał głośno. – Czego oczekiwałaś? Miałem dać ci nadzieję? Liczyć, że będziesz na mnie czekać? Co gdybym nie wrócił? – pociągnął za końcówki swoich włosów i zaczął wymachiwać rękami. Nie wiedziałam, że jest równie zdenerwowany jak ja. Jednak on umiał to lepiej ukrywać.
- Obiecałeś, że wrócisz. – powiedziałam cicho, czując że zbiera mi się na łzy. Nie możesz płakać, nie przy nim! – rozkazałam sobie. Okrutna, zimna i bezwzględna, pamiętasz?
- Wiesz, co zrobił twój kochany Mike? Kazał mi zabić Richarda. Wiesz kim on był? Mike’iem Howardem na całą Europę. – powiedział takim tonem, jakby to wszystko było dla mnie od dawna oczywiste.
- Co to ma wspólnego ze mną? – zapytałam, nie bardzo wiedząc dokąd zmierza.
- Kazał mi go zabić i przywieźć jego głowę. To wszystko miałem zrobić w tydzień. Chciał się mnie po prostu pozbyć. Wysłał za mną pięciu swoich ludzi. Obserwowali każdy mój ruch. Po tygodniu miałem zostać znaleziony w jakiejś ślepej uliczce, pełnej ćpunów. Dali im towar za to, że powiedzą policji, że pobiłem się z policjantem. Oczywiście sprawa byłaby na tyle problematyczna dla służb, że niczego by nie sprawdzali. Nikt by o niczym nie wiedział. Fajna śmierć, nie? - Na koniec gorzko się zaśmiał.
- Właśnie dlatego.- powiedział, podchodząc do mnie powoli. Przypominał mi drapieżne zwierzę, skradające się do swojej ofiary, ale ofiara była tak głupia, że stała sparaliżowana i nie uciekała. Cholerny uwodziciel.
- Dobra, przejdź do rzeczy. – powiedziałam trochę mniej śmiało, gdy stanął tuż przede mną.
- Boisz się mnie? – zapytał łagodnie, wpatrując mi się w oczy.
- Dlaczego miałabym się ciebie bać? – zapytałam.
- Bo jesteś cała spięta.- To nie strach, to powstrzymywanie się od rzucenia ci się na szyję – pomyślałam, niezdolna wypowiedzieć to na głos.
- Nie boję się ciebie. – tak naprawdę jedyną osobą, której się bałam, byłam ja. Nie chciałam stracić kontroli.
- Pamiętasz co ci powiedziałem na dachu? – po tym zdaniu nastąpiła dłuższa cisza. Spoglądaliśmy sobie w oczy, jak w transie. Jakbyśmy umieli porozumieć się bez słów.
- Jak bym mogła o tym zapomnieć. To jeden z powodów, dla których nie powinno mnie tu być. – westchnęłam po chwili, opuszczając bezradnie ręce wzdłuż ciała. Może starałam się być zimna, bezwzględna, ale moje ciało mówiło co innego. Nie osiągałam zamierzonego efektu. On rozdrapywał mi serce. – Nie wiem, co ja tu robię. Chcesz jeszcze raz zmieszać mnie z gównem?
- Nie. Jest coś, o czym powinnaś wiedzieć… - przerwałam mu.
- Że jesteś dupkiem i szkoda na ciebie czasu? – dokończyłam. – Idę stąd.- powiedziałam niemiłym tonem.
- Nie pójdziesz, dopóki nie wysłuchasz mnie i nie dokończymy chociaż jednej rozmowy jak normalni ludzie.
- Jak zamierzasz niby mnie zatrzymać? – zakpiłam, idąc tyłem w kierunku drzwi.
- W bardzo prosty sposób.- odpowiedział i delikatnie pchnął mnie na drzwi. Zdecydowanie, ale nie brutalnie przyparł do nich moje nadgarstki po obu stronach mojej głowy. – I co teraz zrobisz? – zapytał wyzywająco. W jego oczach odbijała się moja twarz.
- Nie wiem, może ty mi powiesz. – przybliżył swoje usta do moich, ale nie zrobił nic więcej. Ze wszystkich moich sił powstrzymywałam się żeby nie ruszyć się nawet o minimetr.
- To było kłamstwo. Nie jesteś nikim. Jesteś kimś… kimś ważnym. – szepnął w moje usta. – Nie jestem tutaj, bo muszę. Jestem tutaj, bo bardzo tego chcę. – dotknął jedną wargą moich ust i patrzył głęboko w moje oczy. – Przepraszam za wszystko, co ci zrobiłem. – jego bliskość i zapach sprawił, że lekko zakręciło mi się w głowie
- Oszukałeś mnie.- odszepnęłam trącając jego dolną wargę moją i odwzajemniłam jego spojrzenie. Byłam po prostu wściekła. Odsunęłam się od niego, niechcący uderzając w tyłem w drzwi. Widząc to, Justin odrobinę się odsunął i puścił moje ręce.
- Co miałem ci powiedzieć? – zapytał głośno. – Czego oczekiwałaś? Miałem dać ci nadzieję? Liczyć, że będziesz na mnie czekać? Co gdybym nie wrócił? – pociągnął za końcówki swoich włosów i zaczął wymachiwać rękami. Nie wiedziałam, że jest równie zdenerwowany jak ja. Jednak on umiał to lepiej ukrywać.
- Obiecałeś, że wrócisz. – powiedziałam cicho, czując że zbiera mi się na łzy. Nie możesz płakać, nie przy nim! – rozkazałam sobie. Okrutna, zimna i bezwzględna, pamiętasz?
- Wiesz, co zrobił twój kochany Mike? Kazał mi zabić Richarda. Wiesz kim on był? Mike’iem Howardem na całą Europę. – powiedział takim tonem, jakby to wszystko było dla mnie od dawna oczywiste.
- Co to ma wspólnego ze mną? – zapytałam, nie bardzo wiedząc dokąd zmierza.
- Kazał mi go zabić i przywieźć jego głowę. To wszystko miałem zrobić w tydzień. Chciał się mnie po prostu pozbyć. Wysłał za mną pięciu swoich ludzi. Obserwowali każdy mój ruch. Po tygodniu miałem zostać znaleziony w jakiejś ślepej uliczce, pełnej ćpunów. Dali im towar za to, że powiedzą policji, że pobiłem się z policjantem. Oczywiście sprawa byłaby na tyle problematyczna dla służb, że niczego by nie sprawdzali. Nikt by o niczym nie wiedział. Fajna śmierć, nie? - Na koniec gorzko się zaśmiał.
-
Obserwujcie go. – krzyknął.
–
Gówno mnie to obchodzi! Macie go obserwować! – był bardzo zdenerwowany,
co
oznacza, że coś się skomplikowało.
On
wręcz nienawidzi, jeśli coś nie idzie po jego myśli,
ale
o tym pewnie wspominałam nie raz.
Chciałby
być doskonały, dlatego nie pozwala sobie na błędy.
Jeżeli
je popełnia zawsze znajdzie winnego.
- Co
zrobił? – zadał kolejne pytanie, a złość w jego głosie zaczęła się
potęgować.
–
Jak mogliście do tego dopuścić! – tu nastąpiła dłuższa chwila ciszy,
widocznie ktoś zaczął się tłumaczyć.
Niespodziewanie
coś upadło na podłogę z hukiem,
przez
co podskoczyłam w miejscu wystraszona.
–
Musicie go znaleźć. – odpowiedział bezwzględnie,
jakby
w ogóle nie słuchał, co ktoś po drugiej stronie do niego mówi.
- To
już nie jest mój problem. - dodał chłodno i prawdopodobnie zakończył
rozmowę.
-
Masz mi udowodnić, że nadajesz się do tej roboty. Lecisz sam, masz to
załatwić.- Mike podał mu czarną kopertę z jego inicjałami.
–
Jeżeli znów spieprzysz to módl się, żeby to oni cię zabili.
Przez
cały czas słuchałam go z zapartym tchem, każde jego słowo trafiało do
mojego serca. Czy mu wierzyłam? Wierzyłam, bo to było całkiem w stylu Mike’a,
po co miałby tworzyć taką bajeczkę? – Ten worek obok twojej lewej stopy, to
głowa Richarda.- kiwnął głową w stronę czarnego worka na śmieci. Automatycznie odsunęłam
się metr w prawo, w głąb sali. – Nie chcesz tego widzieć.- przekonywał, chociaż
ja byłam już o tym przekonana bez jego ostrzeżenia. - Dlatego powiedziałem ci
to wszystko, żebyś mnie nie znienawidziła.
-
Justin? – jęknęłam, szukając w jego oczach
kontaktu
z rzeczywistością.- Czy możesz wziąć ode mnie to cholerstwo,
zanim
wbije mi się w szyję? – poprosiłam.
Mimo,
że wyrwałam go z jakiegoś transu,
nadal
wydawał się być rozkojarzony.
Wyprostował się, a po jego oczach zorientowałam się,
że wraca do rzeczywistości.
że wraca do rzeczywistości.
Chyba nieźle go wystraszyłam. Ale dlaczego?
- Przepraszam.- wymamrotał, szybko odsuwając ode mnie broń
i pomógł mi wstać.
- Z kim rozmawiałeś? – robiło się niezręcznie,
więc rzuciłam to, co nasunęło mi się na język.
- Z moim partnerem do tej misji.- odpowiedział nie patrząc na mnie
i zaczął czyścić pistolet.
- To nie było twoje jedyne kłamstwo. Mówiłeś, że Mike przydzielił
ci kogoś do pomocy.- przypomniałam sobie, marszcząc brwi.
- Zaczęłabyś wszystko komplikować, żeby Mike dał mi jakieś wsparcie. Mogłabyś pogorszyć tylko sytuację i narazić siebie. – Czy ja jestem aż tak przewidywalna? Może bym to zrobiła, ale nie wiedziałby, że to ja się za nim wstawiłam. Domyśliłby się, nie jest taki głupi. Czasem zdarza mu się zabłysnąć inteligencją. Dlaczego nigdy nie pozwoli sobie pomóc i udaje twardziela? Jego szanse były praktycznie zerowe. Jakim cudem tego dokonał? Miał tylko tydzień… coś mi tu nie gra, ale było jeszcze coś, co męczyło mnie bardziej.
- Więc… - powiedziałam przeciągając samogłoski i robiąc krok w jego stronę. – Wróciłeś tutaj, przeprosiłeś i uważasz, że sprawa jest załatwiona? – zapytałam. Momentalnie go zatkało. Nie wiedział, co powiedzieć. – Mylisz się.- westchnęłam, obracając się w stronę drzwi.
- Rachelle, błagam… Czy ty musisz..- zaczął zirytowany, nie dałam mu dokończyć tej litanii.
- Uważasz, że to w porządku? Gdybyś jeszcze raz miał wyjechać na coś takiego zrobiłbyś tak znowu? Oszukałbyś mnie? –On musi pożałować tego, co zrobił.
- Prawdopodobnie. – odpowiedział szczerze z nutką poczucia winy.
- To znaczy, że nie mamy już o czym rozmawiać. – gdy chciałam się odwrócić, chwycił mnie za dłoń. Jego dotyk był jak porażenie prądem. Spojrzałam na niego speszona.
- Nie uciekniesz mi znowu. – powiedział zdecydowanie. – Nie pozwolę na to. Wiem, że teraz ci zależy. - Kciukiem pogłaskał mój prawy policzek, zmazując nadmiar pudru i podkładu. Wiedziałam co zamierzał zrobić. Czułam to. Oboje w sumie na to właśnie czekaliśmy. Mogłam się oszukiwać ile chcę, ale wiedziałam, że na pewno do tego dojdzie w chwili gdy postawiłam pierwszy krok przez próg tych drzwi i zorientowałam się, że jest w sali. Wyglądam koszmarnie, a on właśnie chce mnie pocałować.– Nie musisz tego ukrywać. Wyglądasz pięknie, nawet z nimi. Zagoją się. – powiedział, jakby czytał w moich myślach. Uśmiechnęłam się smutno. W pomieszczeniu zrobiło się jakoś gorąco. Jakby ktoś w jednej sekundzie, odkręcił wszystkie kaloryfery naraz. Jednak to ciepło biło z wnętrza mnie i stojącego przede mną przystojnego chłopaka. Ujął moją twarz w swoją lewą dłoń i położył mi ją na policzku. Spojrzał na mnie uważnie, kontrolując czy za chwile nie będę miała ochoty kolejny raz go uderzyć i widząc całkowite poddanie się w moich oczach przybliżył swoje usta do moich. Wtedy ja pierwsza go pocałowałam długo i namiętnie, na koniec przygryzłam jego dolną wargę. On delikatnie kontynuował, jakbym miała zaraz się rozsypać w jego dłoniach. Pod wpływem nagłego impulsu chwyciłam za końcówki jego włosów i przybliżyłam jego głowę bardziej do swojej. Odczuwałam wszystko intensywniej, mocniej. Dodałam mu tym odwagi. Justin przestał martwić się, że coś mnie zaboli i objął mnie ramieniem, przyciągnął do siebie wsuwając mi język między usta. Rękoma majstrował przy mojej zapiętej kamizelce i nie mógł rozpiąć suwaka drżącą jedną ręką. Druga dłoń natomiast kierowała się w kierunku mojej prawej tylnej kieszeni.
- Zaczęłabyś wszystko komplikować, żeby Mike dał mi jakieś wsparcie. Mogłabyś pogorszyć tylko sytuację i narazić siebie. – Czy ja jestem aż tak przewidywalna? Może bym to zrobiła, ale nie wiedziałby, że to ja się za nim wstawiłam. Domyśliłby się, nie jest taki głupi. Czasem zdarza mu się zabłysnąć inteligencją. Dlaczego nigdy nie pozwoli sobie pomóc i udaje twardziela? Jego szanse były praktycznie zerowe. Jakim cudem tego dokonał? Miał tylko tydzień… coś mi tu nie gra, ale było jeszcze coś, co męczyło mnie bardziej.
- Więc… - powiedziałam przeciągając samogłoski i robiąc krok w jego stronę. – Wróciłeś tutaj, przeprosiłeś i uważasz, że sprawa jest załatwiona? – zapytałam. Momentalnie go zatkało. Nie wiedział, co powiedzieć. – Mylisz się.- westchnęłam, obracając się w stronę drzwi.
- Rachelle, błagam… Czy ty musisz..- zaczął zirytowany, nie dałam mu dokończyć tej litanii.
- Uważasz, że to w porządku? Gdybyś jeszcze raz miał wyjechać na coś takiego zrobiłbyś tak znowu? Oszukałbyś mnie? –On musi pożałować tego, co zrobił.
- Prawdopodobnie. – odpowiedział szczerze z nutką poczucia winy.
- To znaczy, że nie mamy już o czym rozmawiać. – gdy chciałam się odwrócić, chwycił mnie za dłoń. Jego dotyk był jak porażenie prądem. Spojrzałam na niego speszona.
- Nie uciekniesz mi znowu. – powiedział zdecydowanie. – Nie pozwolę na to. Wiem, że teraz ci zależy. - Kciukiem pogłaskał mój prawy policzek, zmazując nadmiar pudru i podkładu. Wiedziałam co zamierzał zrobić. Czułam to. Oboje w sumie na to właśnie czekaliśmy. Mogłam się oszukiwać ile chcę, ale wiedziałam, że na pewno do tego dojdzie w chwili gdy postawiłam pierwszy krok przez próg tych drzwi i zorientowałam się, że jest w sali. Wyglądam koszmarnie, a on właśnie chce mnie pocałować.– Nie musisz tego ukrywać. Wyglądasz pięknie, nawet z nimi. Zagoją się. – powiedział, jakby czytał w moich myślach. Uśmiechnęłam się smutno. W pomieszczeniu zrobiło się jakoś gorąco. Jakby ktoś w jednej sekundzie, odkręcił wszystkie kaloryfery naraz. Jednak to ciepło biło z wnętrza mnie i stojącego przede mną przystojnego chłopaka. Ujął moją twarz w swoją lewą dłoń i położył mi ją na policzku. Spojrzał na mnie uważnie, kontrolując czy za chwile nie będę miała ochoty kolejny raz go uderzyć i widząc całkowite poddanie się w moich oczach przybliżył swoje usta do moich. Wtedy ja pierwsza go pocałowałam długo i namiętnie, na koniec przygryzłam jego dolną wargę. On delikatnie kontynuował, jakbym miała zaraz się rozsypać w jego dłoniach. Pod wpływem nagłego impulsu chwyciłam za końcówki jego włosów i przybliżyłam jego głowę bardziej do swojej. Odczuwałam wszystko intensywniej, mocniej. Dodałam mu tym odwagi. Justin przestał martwić się, że coś mnie zaboli i objął mnie ramieniem, przyciągnął do siebie wsuwając mi język między usta. Rękoma majstrował przy mojej zapiętej kamizelce i nie mógł rozpiąć suwaka drżącą jedną ręką. Druga dłoń natomiast kierowała się w kierunku mojej prawej tylnej kieszeni.
- Justin, zatrzymaj się. – wymamrotałam, odrywając się od niego.
Spojrzałam na jego twarz, która teraz wokół ust miała rozmazaną całą moją
czerwoną szminkę. Dlaczego on
w każdej sytuacji wygląda tak perfekcyjnie?
– Co jeśli ktoś wejdzie? – spytałam nagle. Spojrzał na mnie zdezorientowany, po czym po chwili zrozumiał i odpowiedział.
- Wszyscy są na górze w sali konferencyjnej. Mike zwołał zebranie. Na tym piętrze nie ma nikogo.- powiedział znowu mnie całując. Nie dał mi nawet chwili, żebym mogła odetchnąć.
- Nie powinieneś tam być? – zapytałam, kładąc dłonie na jego klatce piersiowej i niechętnie go odpychając. Westchnął głęboko, czułam to przez materiał jego czarnej koszulki i z politowaniem spojrzał na mnie.
- Powinienem, ale jestem tutaj. Masz jeszcze jakieś pytania? – powiedział rozpalony.
- Żadnych.- odpowiedziałam, czując znowu jego usta na swoich. – Poczekaj! – zawołałam niewyraźnie przez jego usta. Zrezygnowany i zniecierpliwiony, znowu obdarzył mnie swoim spojrzeniem.- No co! Drzwi są dobrze zamknięte? – zapytałam, po chwili oboje zwróciliśmy wzrok na niedomknięte drzwi.
- Mam to gdzieś. Chodź tu.- powiedział rozkosznym głosem, a w moim brzuchu aż zadudniło od narastającego napięcia.
- A ja nie. – sprzeciwiłam mu się. Odsunęłam się od niego, bo w ogóle mnie nie słuchał, skupiony na tym, żeby jak najszybciej pozbyć się mojej kamizelki.
- Okej, chcesz zamknięte drzwi? – zapytał, na co kiwnęłam głową na ,,tak’’. Rzucił się na mnie i całował gwałtownie. Jego ręce wędrowały w górę i w dół moich pleców. Szedł przodem w kierunku drzwi ani chwili nie odrywając swoich ust od moich. Przytuliłam go mocno, oddając pocałunki. Kiedy poczułam jego obie dłonie na moich pośladkach, oplotłam go ciasno nogami. Szedł zdecydowanym krokiem, w ogóle się nie chwiejąc, jakbyśmy robili to już latami. Czułam jak mięśnie jego klatki pracują. Z całej siły kopnął drzwi. Zamknęły się z hukiem. Następnie podszedł do małego stolika, na którym stały butelki z wodą mineralną. Posadził mnie na nim, przewracając i zrzucając kilka z nich z blatu, które potem przeturlały się na drugi koniec sali. – Zadowolona? – zapytał, sapiąc.
- Tak. – powiedziałam i położyłam się na stole, przez co podwinęła mi się czarna koszulka i ukazała kawałek mojego brzucha, co nie uszło uwadze Justina. Odsłonił mój brzuch i zaczął całować każdą z odkrytych ran. Następnie pochylił swoją twarz nad moją i znowu wrócił do soczystych i namiętnych pocałunków. Dłońmi dotykał moich bioder i piersi, po czym ścisnął je. – Justin? wyszeptałam, gdy zajął się robieniem malinek na mojej szyi. – Justin? – powiedziałam normalnym głosem, co też nie podziałało. Był tak bardzo zajęty, tym co teraz robił, że nawet mnie nie słyszał. – Justin!? – krzyknęłam.
– Co jeśli ktoś wejdzie? – spytałam nagle. Spojrzał na mnie zdezorientowany, po czym po chwili zrozumiał i odpowiedział.
- Wszyscy są na górze w sali konferencyjnej. Mike zwołał zebranie. Na tym piętrze nie ma nikogo.- powiedział znowu mnie całując. Nie dał mi nawet chwili, żebym mogła odetchnąć.
- Nie powinieneś tam być? – zapytałam, kładąc dłonie na jego klatce piersiowej i niechętnie go odpychając. Westchnął głęboko, czułam to przez materiał jego czarnej koszulki i z politowaniem spojrzał na mnie.
- Powinienem, ale jestem tutaj. Masz jeszcze jakieś pytania? – powiedział rozpalony.
- Żadnych.- odpowiedziałam, czując znowu jego usta na swoich. – Poczekaj! – zawołałam niewyraźnie przez jego usta. Zrezygnowany i zniecierpliwiony, znowu obdarzył mnie swoim spojrzeniem.- No co! Drzwi są dobrze zamknięte? – zapytałam, po chwili oboje zwróciliśmy wzrok na niedomknięte drzwi.
- Mam to gdzieś. Chodź tu.- powiedział rozkosznym głosem, a w moim brzuchu aż zadudniło od narastającego napięcia.
- A ja nie. – sprzeciwiłam mu się. Odsunęłam się od niego, bo w ogóle mnie nie słuchał, skupiony na tym, żeby jak najszybciej pozbyć się mojej kamizelki.
- Okej, chcesz zamknięte drzwi? – zapytał, na co kiwnęłam głową na ,,tak’’. Rzucił się na mnie i całował gwałtownie. Jego ręce wędrowały w górę i w dół moich pleców. Szedł przodem w kierunku drzwi ani chwili nie odrywając swoich ust od moich. Przytuliłam go mocno, oddając pocałunki. Kiedy poczułam jego obie dłonie na moich pośladkach, oplotłam go ciasno nogami. Szedł zdecydowanym krokiem, w ogóle się nie chwiejąc, jakbyśmy robili to już latami. Czułam jak mięśnie jego klatki pracują. Z całej siły kopnął drzwi. Zamknęły się z hukiem. Następnie podszedł do małego stolika, na którym stały butelki z wodą mineralną. Posadził mnie na nim, przewracając i zrzucając kilka z nich z blatu, które potem przeturlały się na drugi koniec sali. – Zadowolona? – zapytał, sapiąc.
- Tak. – powiedziałam i położyłam się na stole, przez co podwinęła mi się czarna koszulka i ukazała kawałek mojego brzucha, co nie uszło uwadze Justina. Odsłonił mój brzuch i zaczął całować każdą z odkrytych ran. Następnie pochylił swoją twarz nad moją i znowu wrócił do soczystych i namiętnych pocałunków. Dłońmi dotykał moich bioder i piersi, po czym ścisnął je. – Justin? wyszeptałam, gdy zajął się robieniem malinek na mojej szyi. – Justin? – powiedziałam normalnym głosem, co też nie podziałało. Był tak bardzo zajęty, tym co teraz robił, że nawet mnie nie słyszał. – Justin!? – krzyknęłam.
- Co? – zapytał. – Mam pootwierać okna? – zaśmiałam się na jego
pytanie.
- Nie, idioto. Wiesz, że dzisiaj nie możemy zrobić wszystkiego? – upewniałam
się. Na ramionach i nogach nadal miałam bandaże i poważniejsze obrażenia niż
jakieś tam zadrapania i siniaki.
- Nie mam pojęcia, o co ci chodzi.- odparł niewinnym głosem, podciągając moją koszulkę do góry. Był cały rozczochrany. Podejrzewam, że ja mu to zrobiłam.
- Justin, nie.- powiedziałam stanowczo i odsunęłam jego rękę w dół, kładąc na niej swoją dłoń. Justin wykorzystał to i zajął się moim guzikiem od spodni. – Czuję co robisz i to też mi się nie podoba.
- Właśnie o to mi chodzi.- odezwał się łobuzersko.
- Tak właśnie przypuszczałam. – powiedziałam, odsuwając jego rękę. Spojrzałam na jego pełną ekscytacji twarz i zaczęłam się śmiać.
- O co ci chodzi? – zapytał, chwytając mnie za biodra i podnosząc do góry, żebym usiadła.
- Wyglądasz fantastycznie. – prychnęłam. Justin odwrócił się w kierunku luster.- Masz na sobie połowę mojego makijażu.- śmiałam się bo wyglądał komicznie, ale nadal uroczo.
- Mówiłem, że tego nie potrzebujesz. – powiedział, wycierając twarz ręcznikiem, który leżał na pobliskiej ławce. – Trzeba z ciebie zmazać to całe cholerstwo.- powiedział, lekko mnie całując.
- Nie mam pojęcia, o co ci chodzi.- odparł niewinnym głosem, podciągając moją koszulkę do góry. Był cały rozczochrany. Podejrzewam, że ja mu to zrobiłam.
- Justin, nie.- powiedziałam stanowczo i odsunęłam jego rękę w dół, kładąc na niej swoją dłoń. Justin wykorzystał to i zajął się moim guzikiem od spodni. – Czuję co robisz i to też mi się nie podoba.
- Właśnie o to mi chodzi.- odezwał się łobuzersko.
- Tak właśnie przypuszczałam. – powiedziałam, odsuwając jego rękę. Spojrzałam na jego pełną ekscytacji twarz i zaczęłam się śmiać.
- O co ci chodzi? – zapytał, chwytając mnie za biodra i podnosząc do góry, żebym usiadła.
- Wyglądasz fantastycznie. – prychnęłam. Justin odwrócił się w kierunku luster.- Masz na sobie połowę mojego makijażu.- śmiałam się bo wyglądał komicznie, ale nadal uroczo.
- Mówiłem, że tego nie potrzebujesz. – powiedział, wycierając twarz ręcznikiem, który leżał na pobliskiej ławce. – Trzeba z ciebie zmazać to całe cholerstwo.- powiedział, lekko mnie całując.
_______________________________
Pisałam ten rozdział przez trzy noce.
Spałam dzisiaj trzy godziny.
Było mi bardzo ciężko pisać
ten rozdział, ale mam nadzieje,
że po wszystkich poprawkach
chociaż Wam się spodoba!
Miałam to zepsuć, ale stwierdziłam,
że należy wam się takie zakończenie. ;p
Dziękuję za Wasze wsparcie,
komentarze były naprawdę miłe.
(łącznie z groźbą, że mnie ktoś znajdzie xD)
Wpadaj kiedy chcesz ;p hah
Bardzo wam dziękuję naprawdę.
Przypominam o zwiastunie, liście informowanych i twitterze,
na który możecie, pisać, pytać i marudzić ;)
Przypominam, że potrzebuje Waszej pomocy!
Rozsyłajcie bloga i komentujcie,
to tylko kilka sekund, a
możecie uszczęśliwić jedną okropną pisarkę. ;p
Wasze zaangażowanie jest dla mnie porządnym kopem
w tyłek, by wywiązywać się z obowiązku
dodawania rozdziałów na czas.
Kocham Was! ;)
Ta piosenka pomogła mi wczoraj nie zasnąć,
więc zasłużyła na to, by tutaj się znaleźć. xD
Życzę wam miłego weekendu,
(bo czekam na niego z utęsknieniem),
żegnam się z Wami i idę spać.
Dobranoc!
ROZDZIAŁY | LISTA INFORMOWANYCH| ZWIASTUN | KONTAKT
Pisałam ten rozdział przez trzy noce.
Spałam dzisiaj trzy godziny.
Było mi bardzo ciężko pisać
ten rozdział, ale mam nadzieje,
że po wszystkich poprawkach
chociaż Wam się spodoba!
Miałam to zepsuć, ale stwierdziłam,
że należy wam się takie zakończenie. ;p
Dziękuję za Wasze wsparcie,
komentarze były naprawdę miłe.
(łącznie z groźbą, że mnie ktoś znajdzie xD)
Wpadaj kiedy chcesz ;p hah
Bardzo wam dziękuję naprawdę.
Przypominam o zwiastunie, liście informowanych i twitterze,
na który możecie, pisać, pytać i marudzić ;)
Przypominam, że potrzebuje Waszej pomocy!
Rozsyłajcie bloga i komentujcie,
to tylko kilka sekund, a
możecie uszczęśliwić jedną okropną pisarkę. ;p
Wasze zaangażowanie jest dla mnie porządnym kopem
w tyłek, by wywiązywać się z obowiązku
dodawania rozdziałów na czas.
Kocham Was! ;)
Ta piosenka pomogła mi wczoraj nie zasnąć,
więc zasłużyła na to, by tutaj się znaleźć. xD
Życzę wam miłego weekendu,
(bo czekam na niego z utęsknieniem),
żegnam się z Wami i idę spać.
Dobranoc!
Do następnego rozdziału! :* <3
Jeśli spodobał Ci się ten rozdział, bądź uważasz, że całkiem go zawaliłam,
tudzież zniszczyłam twoje wszelkie wyobrażenia, lub po prostu wiesz,
że sprawi mi to wielką radość i być może zainspiruje,
napisz komentarz.
ROZDZIAŁY | LISTA INFORMOWANYCH| ZWIASTUN | KONTAKT