poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Rozdział 34






Mike popadł w obłęd. Co chwilę sprawdzał, co się ze mną dzieje. Zaczął zachowywać się tak jak wcześniej. Wystarczyła jedna sytuacja, która wyprowadziła go z równowagi, żeby znowu zaczął być gorszym odbiciem siebie. Powtarzałam sobie, że to potrwa chwilę i wszystko będzie dobrze. Niestety, nie mogłam być tego pewna. Ktoś próbował odebrać mi życie, już nic nie będzie takie same. To, co stało się wczoraj po prostu mnie przerosło, chociaż nie po raz pierwszy stanęłam twarzą w twarz ze śmiercią. Całą noc uważnie obserwowałam okna i drzwi mojego pokoju. Nie zamknęłabym oczu chociażby na minutę, gdyby nie Justin. Osoba, której w ogóle nie powinno w nim być. Co jeśli ten ktoś, kto wczoraj do mnie strzelał wiedział o wszystkim? Wiedział, że zdradzam Mike’a Howarda? Co jeśli teraz planuje kolejny atak? Wiedziałam, że nic już nie będzie łatwe. Nigdy takie nie było. Zaczęło się piekło, a ja byłam w jego centrum. Ze strachem czekałam na to, co przyniesie przyszłość.
- Jak się czujesz? – zapytał szeptem Justin, obejmując mnie swoim ciepłym ramieniem, kiedy leżeliśmy na łóżku. Przysięgam, że sama jego obecność była kojąca.
- Pytasz czy oswoiłam się z myślą, że już mogło mnie tu nie być, czy może z tym, że ktoś próbował mnie zabić? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie, pusty wzrok wbijając w sufit. Dlaczego trafiło na mnie? Naprawdę sądzili, że pozbawiając mnie życia zastraszą Mike’a i złamią go w taki sposób, że odejdzie ze spuszczoną głową? Nie znali go, nie znali jego siły. Był cholernie inteligentny i odważny. Teraz kierował nim tylko gniew i chęć zemsty. Co oznaczało jedynie tyle, że nie tylko ja powinnam mieć powód, żeby się bać. Rozumiałam Mike'a. Zawsze stałam po jego stronie niezależnie od tego, czy jego działania wydawały mi się słuszne, czy też nie. Potrzebowałam spokoju. On również go potrzebował, chociaż nie było takich słów, które spowodowałyby, że na chwilę zostawiłby całą ogarniającą go złość. Mike nie słuchał innych. Liczył się tylko on i jego rozszarpane poczucie dumy. Od tamtego wieczoru nigdy nie zostawał sam. Już nie widziałam go bez ochrony, w szczególności Thomas i Rick nie odstępowali go na krok. Nikt nie potrafił o tym zapomnieć. Wszędzie panowała grobowa cisza, a w hotelu czuć było napiętą atmosferę. Gości przybywało coraz mniej. Ludzie powstrzymywali się nawet od szeptania po kątach. To już nie było to samo miejsce, pełne hałasu, przepychu i elegancji.
- Rachelle, wpuść mnie. – usłyszałam niski głos. Wstałam z łóżka jak oparzona. Mike stał za drzwiami... Cholera. - Jesteś tam? – Justin podniósł się natychmiast i spojrzał na mnie zdezorientowany. Nagle moje całe ciało opanowały zimne dreszcze.
- Tak… - Myśl, no dalej myśl. Najpierw trzeba zabrać stąd Justina.- Tylko chwila, muszę się przebrać.- zaczęło robić mi się niedobrze. Przełknęłam gorzką ślinę i złapałam Justina za rękę, rozglądając się po pokoju. W zaskakująco szybkim tempie niemalże wepchnęłam go do łazienki. Zamknęłam za nim gwałtownie drzwi. Odetchnęłam głęboko i oparłam się o nie plecami. Czułam jak moje wnętrzności skręcają się ze stresu. – Zostań tu.- szepnęłam cicho do Justina.- Za żadne skarby nie wychodź, dopóki ci nie powiem, że możesz to zrobić. – ostrzegłam. Wiedziałam, że łazienka nie jest najlepszym miejscem na kryjówkę, ale nie miałam czasu, by wymyślić coś lepszego. Nie miałam też zbyt dużego wyboru jak na dwadzieścia pięć metrów kwadratowych pokoju.
- Szkoda, a już myślałem, że się z nim przywitam. – syknął  cicho, a ja postanowiłam to zignorować. Odepchnęłam się rękoma od framug i przewróciłam oczami. Nawet teraz mógłby sobie darować te sarkastyczne uwagi.
- Po prostu mnie wpuść. – powiedział rozdrażniony i niecierpliwy Mike.
- Już idę! – wrzasnęłam w stronę drzwi, za którymi stał mój chłopak. Podbiegłam do nich o miękkich nogach, poprawiłam włosy palcami i jeszcze raz zastanowiłam się czy na pewno podejmuję dobrą decyzję, otwierając je. - Byłam w łazience.- odparłam najnormalniejszym tonem głosu, na jaki było mnie stać i wpuściłam go do środka. Klamka zapadła, teraz wszystko jest w moich rękach. Mike od razu rozejrzał się po pokoju, wchodząc do niego pewnym krokiem. Swój wzrok zatrzymał na moim łóżku z niepoprawionym kocem i wybrzuszonymi dwoma poduszkami.
- Miałem wrażenie, że nie jesteś sama.- jego podejrzliwy ton głosu sprawił, że moje serce zaczęło bić jak oszalałe. Z trudem utrzymywałam normalny wyraz twarzy. Mogłam stracić wszystko, gdyby Mike zobaczył u mnie Justina… Pamiętałam jak pobił mnie, gdy nie zabiłam go za pierwszym razem tylko uciekłam. Jeśli tak zareagował na moje nieposłuszeństwo, to jak mógł zareagować na to, że bez oporów go z nim zdradzam? Moje wyrzuty sumienia powinny zatrzymać mnie przed robieniem tego po raz kolejny. Jednak Justin miał w sobie coś, czemu nie mogłam się oprzeć od samego początku.
- Nie… - zaczęłam, gdy nagle usłyszałam huk. Coś spadło. Miał zrobić prostą rzecz. Zostać w łazience i się nie ruszać. Tymczasem zapragnął urządzić sobie w niej demolkę, podczas gdy na moich ramionach spoczywa nasze żyć albo nie żyć. I to dosłownie... 
Doskonałe wyczucie czasu.
- Ktoś tu jest? –  zadał pytanie, na które najbardziej nie chciałam odpowiadać.
- Nie, jestem sama. – skłamałam, patrząc mu w oczy.
- Wyraźnie coś słyszałem. – wymamrotał niepewnie, uważnie na mnie patrząc.
- Naprawdę? Wydawało ci się. – zapewniałam, starając się opanować drżenie rąk.
- Sprawdzę co to…-  szepnął, idąc w stronę łazienki.
- Nie, nie musisz tam naprawdę nic nie ma. – powiedziałam, blokując mu drzwi ręką, gdy zauważyłam, że przymierza się do ich otworzenia. On nie może otworzyć tych drzwi…  Już szykowałam się na upozorowanie nagłego omdlenia.
- Dlaczego nie chcesz, żebym tam wchodził? – wysyczał przez zęby przeraźliwie. Nie chciałam go wpuścić do zwykłej łazienki, zachowywałam się równie dziwnie, jak on wtedy, gdy kazał mi spróbować przystawki z wielką radością wymalowaną na twarzy, jakby wręczał mi bilety na zwycięski mecz Lakersów w pierwszym rzędzie. 
- Bo mam tam wielki bałagan. – wypowiedziałam na głos pierwszą myśl, która wpadła mi do głowy, aby chwilę później stwierdzić, że mi nie uwierzy. Musiałam szybko coś wymyślić, nikt nie powiedział, że jestem w tym dobra. Byłam cholernie zdenerwowana. Ciężko jest okłamać chłopaka, który zna cię od pięciu lat i wie, kiedy zaczynasz coś kombinować.  – Wszystko jest okej... – mówiłam spokojnym tonem, głęboko w duchu licząc, że zatrzymam buzujące w nim emocje. Jednak on już mnie nie słuchał i bez ostrzeżenia ciągnął za drzwi, a ja próbowałam stawiać mu opór usiłując je zamknąć. Oczywiście zdawałam sobie sprawę, że on jest silniejszy.
- Wpuść mnie tam! – krzyknął i pchnął mnie brutalnie. Na szczęście, zdołałam utrzymać równowagę, aby nie upaść na podłogę. Serce podeszło mi do gardła. Mike rozejrzał się po toalecie, a ja stanęłam za nim, spoglądając na pomieszczenie przez jego ramię.
- Widzisz, nic tu nie ma, to tylko dezodorant spadł. – powiedziałam, zwracając uwagę na puszkę, która turlała się po podłodze, lekko się trzęsąc i wydając przy tym irytujący, trzaskający dźwięk, na który zmarszczyłam brwi.
- To dobrze. – odparł jeszcze raz, próbując uporczywie znaleźć coś w mojej toalecie. Podniosłam dezodorant z podłogi i wrzuciłam go szybko do wanny, nieznacznie odchylając zasłonę, bo zdawałam sobie sprawę, że kryje się za nią Justin. Całe szczęście, że nie była przezroczysta. Modliłam się, by tylko Mike nie zechciał jej odsłaniać, by jak najszybciej wyszedł z mojego pokoju. - Chciałbym żebyś przyszła do mnie wieczorem do gabinetu. – powiedział łagodnie, cofając się w stronę drzwi. Miałam nadzieję, że już nic więcej go tu nie zatrzyma, chociaż nadal czułam moje dygoczące serce w piersi.
- W porządku, przyjdę. – powiedziałam, wypychając go z łazienki. Gdy tylko trzasnęły za nim drzwi, stanęłam głęboko oddychając i odgarniając włosy z twarzy, trzymałam prawą dłoń na sercu, jakbym tym gestem mogła spowolnić jego bicie. Justin odsłonił zasłonę, patrząc na mnie z żalem.
- Boże, jeszcze chwila, a on mógłby cię zabić. – westchnęłam patrząc na niego, stojącego w mojej wannie. – Nie mogłeś jeszcze głośniej włazić do tej wanny? – syknęłam cicho, na wypadek jakby Mike jeszcze tu był. Nie otrzymałam od niego żadnej odpowiedzi.- Nie powinniśmy tego robić, on w końcu się dowie i nas zabije. Mam wrażenie, że z każdym dniem ukrywanie tego jest coraz bardziej nierealne.- paplałam z nerwów, przechadzając się po mojej łazience w tę i z powrotem. Nie mogłam ustać w miejscu, a chodzenie odrobinę pomagało mi się uspokoić.- Jak tak dalej pójdzie, to zejdę na zawał. - spojrzałam na jego wykrzywioną grymasem twarz. Nic nie odpowiadał. - Justin my nie możemy...- zaczęłam, ale nieoczekiwanie mi przerwał.
- Przestań. Niczego nie widział. Teraz zastanawia się nad tym, kto chciał zniszczyć jego urodziny. Nie ma głowy do tego, żeby myśleć o tym, co robisz sama w swoim hotelowym pokoju. - po części miał rację, ale to nie oznaczało, że Howard zamknie się w swoim gabinecie, aż do rozwiązania problemu. Wręcz przeciwnie miałam wrażenie, że z każdym kolejnym dniem staje się bardziej natarczywy i podejrzliwy. 
- Może masz rację.- westchnęłam cicho i stanęłam przed nim, spoglądając mu w oczy, jakbym chciała sprawdzić, czy mówi tak po to, by mnie uspokoić czy może rzeczywiście w to wierzy. W jego oczach istniało jedno takie miejsce, w którym mogłam się zawsze schronić, szukając spokoju i bezpieczeństwa. Wystarczy, że na niego spojrzałam i wszystko, co złe wokół znikało. Tak po prostu. - Czemu tak na mnie patrzysz? - zapytałam nie wytrzymując w końcu. Czy każdy chłopak stający na mojej drodze musi przejawiać jakieś dziwne zachowania? Może to ze mną jest coś nie tak?
- Bo zrzuciłaś mi to gówno na nogę. – jęknął z goryczą w głosie, podnosząc dezodorant, który wrzuciłam wcześniej do wanny. Musiało go boleć, bo mocno zagryzł dolną wargę, zapowietrzając się. Następnie wyszedł z wanny, podchodząc do mnie powoli.
- Niechcący.- mruknęłam i nieznacznie uniosłam kąciki ust do góry. Przekomiczne było dla mnie to, że tacy twardziele jak on mają wysoki próg bólu i nigdy nie przyznają się, że coś ich boli. Przynajmniej nie słyszałam, żeby po walce z jakimś chłopakiem narzekali na roztrzaskaną szczękę, ale jeśli chodzi o jakieś błahostki stają się najdelikatniejszymi istotami na świecie.
- A co gdybym krzyknął? - jego twarz powoli zmieniała wyraz na normalny, a w jego oczach paliły się iskierki ekscytacji. O nie, on znowu zaczyna te głupią grę. Będzie się na mnie mścił... Justin był coraz bliżej mnie, a ja cofałam się powoli, bo przypominał mi jakieś drapieżne zwierzę, a z racji tego, że nikogo oprócz nas nie było w pokoju, jasnym dla mnie było to, że ofiarą będzie nie kto inny, jak ja.
- Bylibyśmy załatwieni.- powiedziałam zgodnie z prawdą i uśmiechnęłam się tak, jakby to było bardzo zabawne.
- To ciebie bawi? – zapytał, nie dowierzając. Nim spostrzegłam, co zamierza zrobić, złapał mnie pod kolanami, niósł mnie wyrywającą mu się nieudolnie i wrzucił mnie do wanny.
- To w tym wszystkim jest najbardziej podniecające, nie uważasz? – zagryzłam wargę patrząc na niego, skulona siedząc w wannie i czekając na jego kolejny ruch. Wszedł do wanny w ubraniach i uśmiechnął się do mnie chytrze. Spoglądałam na niego niewinnym wzrokiem z dołu. Chwycił mnie za rękę i pomógł mi wstać.
- Tak, mieliśmy cholerne szczęście.- szepnął mi do ucha, przytulając mnie od tyłu, pozostawiając ciepły oddech na mojej szyi. Po moim ciele przebiegły gwałtowne dreszcze, ale już inne od tych, które czułam, gdy Mike wszedł do mojego pokoju kilka minut temu.
- Mhm.- wychrypiałam, całując go i nagle poczułam zimne krople wody. Byłam tak bardzo zajęta tym, że go całuję, żeby nie zauważyć, że za moimi plecami grzebał coś przy kranie. Właśnie odkręcił prysznic.
- Co robisz, debilu?! Będę cała mokra.- uderzyłam go w pierś, gdy chciałam szybko uciec z wanny on przytrzymał moje obie ręce, a lewym ramieniem objął mój brzuch. Wtedy przestałam się szarpać, bo wiedziałam, że jestem przegrana. Położył brodę na moim ramieniu i pocałował mnie w policzek, mocniej do siebie przytulając. Następnie ustami dotykał mojej szyi i delikatnie ją podgryzał. Zamknęłam oczy z rozkoszy. Odwrócił mnie do siebie przodem i pocałował namiętnie. Byliśmy cali mokrzy, nie przeszkadzał nam fakt, że pada na nas woda. Opuszkami palców zdjął moją białą koszulkę, przez którą teraz prześwitywał mój czerwony stanik. Woda uniemożliwiała mi patrzenie na niego, ale doskonale czułam w palcach jego mięśnie. Nasze ciężkie ubrania od wody lądowały na podłodze. Gdy byliśmy już rozebrani, odgarnęłam jego mokre, przyklapnięte włosy z twarzy. Ten widok nigdy nie przestanie mnie śmieszyć. Kładąc lewą dłoń na jego karku przywarłam ustami do jego ust i pogłębiałam pocałunek. Pchnęłam go do tyłu, w taki sposób, by jego plecy opierały się o kafelki na ścianie i zarzuciłam na niego jedną nogę. Byłam zdumiona, że było we mnie tyle siły. Justin był lekko zdezorientowany moim czynem, ale usłyszałam jego ciche i krótkie mruknięcie, więc stwierdziłam, że to mu się spodobało. Napierałam swoim całym ciałem o jego ciało tak, by nasze miejsca intymne ocierały się o siebie. Uśmiechnęłam się szeroko, zagryzając jego dolną wargę i nadal nie przerywałam pocałunku. Jego dłonie teraz zaciskały się na moich biodrach. W łazience zaczęło się robić coraz gorącej. Lustra zaczęły parować, od nadmiaru wilgoci w pomieszczeniu. Wiedziałam, że z moich rzęs spływa tusz i nie chciałam nawet myśleć o tym, jak w tamtej chwili wyglądałam. Wiecie co było w tym wszystkim najpiękniejsze? Czuć miłość, ale nie używać do tego żadnych słów i nie czuć przy tym skrępowania. Byłam pochłonięta całym nim i nie musiałam myśleć o niczym innym. Mogłam pokazać mu jak bardzo go kocham i nie wypowiadać tego na głos, bojąc się jakie to za sobą niesie skutki. Justin przerwał pocałunek, zakręcił wodę i sięgnął po kostkę mydła, leżącą na krawędzi wanny o zapachu brzoskwiniowym. Namydlił swoje męskie dłonie by zacząć powoli z niewypowiedzianą delikatnością masować moje piersi, na których szybko pojawiła się puszysta piana. Patrzyłam na każdy jego drobny ruch, zagryzając wargę. Jest w tym taki dobry… Kiedy znudził się moimi piersiami przeszedł do brzucha i zaczął rysować kółka wokół mojego pępka.
- To łaskocze, przestań.- zaśmiałam się, zginając się w pół. Ku mojemu zdziwieniu posłuchał mnie i przeszedł do moich pośladków, oczywiście nie tracąc okazji na to, żeby bezlitośnie je ścisnąć. Następnie jego prawa dłoń znalazła się między moimi nogami, które automatycznie zacisnęły się z powodu wyczuwalnego napięcia. Jego palce przyprawiały mnie o zawrót głowy, gdy odkrywały mój gorący punkt między udami. Czułam, że odlatuję i z całej siły przytrzymałam się jego ramion, aby utrzymać równowagę. Pojękiwałam cicho wprost do jego ucha, podczas gdy on chował twarz w moich mokrych włosach. Kiedy osiągnęłam orgazm, pocałował mnie w obojczyk, przekazując mi mydło. Moje spięte mięśnie się rozluźniły. Od dłuższego czasu po raz pierwszy czułam się zrelaksowana.
- Nie wiedziałam, że kąpiel może być tak przyjemna.- wyszeptałam niemrawo, nadal oszołomiona rozpływającą się po mnie falą spełnienia.
- Jeszcze wiele rzeczy muszę ci pokazać. – usłyszałam jego zachrypnięty głos, a jego słowa sprawiły, że czułam się tak, jakby przed chwilą przebiegł przeze mnie prąd. Gdzie on się tego nauczył?
- W takim razie nie mogę się doczekać. – odpowiedziałam, całkiem tracąc resztki rozsądku. Był jak mój własny, osobisty narkotyk, od którego nieodwołalnie się uzależniłam. Przyszła kolej na mnie, by odpłacić mu się pięknym za nadobne. Zaczęłam od namydlania jego ramion, pokrytych tatuażami. Sunąc dłońmi niżej masowałam jego wyrzeźbione mięśnie brzucha, czując jak napinają się pod moim najdrobniejszym dotykiem. Kilka centymetrów nad pępkiem dostrzegłam bliznę, po tej nieudanej misji niedaleko Clevland, kiedy jeden z ochroniarzy zaatakował go nożem. Wycałowałam każdy jej minimetr, smakując przy tym krople wody pozostałe na jego skórze. Obserwował uważnie jak kucam przed nim i namydlam ręce, by potem śliskimi dłońmi drażnić jego przyrodzenie. Czułam jak z każdym najdelikatniejszym ruchem jego penis pulsuje coraz szybciej. Stał się bardzo twardy. Postanowiłam się trochę z nim podroczyć, dlatego wstałam, aby moja twarz znalazła się na poziomie jego twarzy i pocałowałam go szybko w usta. Zanim zdążył się zorientować wyszłam z wanny zostawiając zdezorientowanego przystojniaka samego. Nasza zmysłowa kąpiel dobiegła końca, a Justin był rozdrażniony i zniesmaczony moją, jak to określił ,,bezczelną i szczeniacką zagrywką,’’ I vice versa, on zawsze tak postępuje i nie robię mu wyrzutów. Pchnął mnie w kierunku łóżka, gdy oboje znaleźliśmy się w mojej sypialni i zaczął:
- Nie powinnaś tego robić. – powiedział groźnym tonem. Tak jak bardzo wielu rzeczy, łącznie ze spaniem z tobą i przyznaniem się do tego, że się w tobie zakochałam.- pomyślałam.
- W zasadzie nie jesteś moim chłopakiem, więc owszem, mogłam.- powiedziałam z chytrym uśmieszkiem wypisanym na twarzy. Ty to zacząłeś…
- Więc to ciebie boli? – zapytał, śmiejąc się. – Kiedy ostatnio Mike powiedział ci ,,moja dziewczyno’'? – w jego ustach połączenie tych dwóch słów brzmiało tak perfekcyjnie… W sumie za każdym razem, gdy słyszę jego głos, muszę powstrzymywać się przed rzuceniem się na niego. Jest cały hipnotyzujący.
- Dawno tego nie mówił…- usiłowałam sobie przypomnieć taki moment, ale nic z tego.- Praktycznie w ogóle się tak do mnie nie zwraca. – stwierdziłam w końcu.
- Więc…- zaczął kręcić głową na boki i objął mnie w pasie, podchodząc coraz bliżej.- Nie masz chłopaka, a ja właśnie cię przygarnąłem.
- Naprawdę? – zaśmiałam się. – I co teraz zamierzasz zrobić? - zapytałam, szeroko się uśmiechając i utonęłam w jego brązowych oczach. Jak można mieć tak piękne, popieprzone oczy?  Dlaczego cały czas mam wrażenie, że on jest moim chorym wytworem wyobraźni? Jeśli właśnie tak wygląda opętanie, to cóż… mogę być opętana.
- Zaciągnę cię do łóżka i nie pozwolę ci z niego wyjść. – odpowiedział, a ja wstrzymałam oddech ze zdumienia. W moim brzuchu ponownie rozlała się fala gorąca.
- Twoja propozycja brzmi kusząco, ale nie wiem, czy jestem na to gotowa. – ostrzegłam, ponieważ jeszcze nie ochłonęłam po tym, co zrobił ze mną w wannie.
- Jako twój chłopak, oświadczam ci, że doprowadzasz mnie do szału i mam to gdzieś. Jeśli będę chciał kochać się z moją dziewczyną, to to zrobię.- odpowiedział, całując mnie i wsuwając zdecydowanie język do moich ust. Nie mogłam zaprzeczyć, że ta zaborczość w jego głosie była cholernie seksowna.
- Mamy jakieś dwie godziny, zanim przyjdzie tu znowu. – oznajmiłam tylko, a dla niego był to sygnał, żeby zacząć działać. Jego drżące palce drażniły moją skórę.
- W takim razie możemy je wykorzystać. - zdecydowanie chwycił mój ręcznik w lewą rękę i odwinął go. Wtedy opadł ze mną na moje łóżko. Jego prawa dłoń wylądowała na moim lewym pośladku, którego do połowy zakrywał biały, hotelowy ręcznik ze złotymi inicjałami M.H., na którym leżałam. Zagryzłam wargę, uśmiechając się do niego i wyciągając się na całej długości łóżka.
– Pragnę cię.- szepnęłam, gładząc jego policzek lewą dłonią. Kropelki wody z jego włosów spływały po moich palcach. Odwinęłam jego ręcznik i zagryzłam wargę spoglądając w jego oczy. Lewą stopą zaczęłam gładzić jego prawe podudzie. Czułam jak krople wody z jego ciała spadają na mój nagi brzuch powodując przy tym krótkie dreszcze. Wiedziałam, że Justin nie mógł już czekać. Wyciągnął nerwowo prezerwatywę z mojej szafki nocnej i założył ją precyzyjnie. Rozchyliłam kolana pozwalając mu na to, by wszedł we mnie i z pasją pieścił moje sutki. 
- Justin! - wrzasnęłam w chwili, gdy moje ciało wygięło się w łuk, a paznokcie wbiły w materac łóżka. Czułam jak zaciskam się między jego męskością. Justin pchnął mnie kilka razy, aż poczułam, że w środku mnie buzuje kolejna fala gorąca. Wstrzymałam oddech, w chwili gdy ze mnie wychodził, aby potem głęboko westchnąć z wycieczenia. On mnie kiedyś zabije…
- Co to za zdjęcie? – zapytał później, jak leżąc obok mnie sięgnął ramkę z mojego stolika nocnego. Znajdowało się w niej moje zdjęcie z Mike’iem z naszych pierwszych miesięcy znajomości. Stojąc za mną obejmował mnie w talii i uśmiechał się do mnie podczas, gdy ja wyginałam się ze śmiechu. Wtedy byłam zupełnie innym człowiekiem. Wtedy, byłam naprawdę szczęśliwa. Ale to już przeszłość. Mike stał się inny, ja też. Wiedziałam, że to nie wróci, ale za każdym razem, gdy patrzyłam na to zdjęcie, powracała we mnie nadzieja na to, że w Howardzie nadal jest część tamtego siebie.
- Może mam powiesić sobie twoje zdjęcie na ścianie z napisem ,,Najseksowniejszy uwodziciel na świecie #muchlove.’’ - zażartowałam, oblizując usta.
- Możesz. – cmoknął mnie w policzek
- Żeby Mike mógł sobie na nie popatrzeć? Nie ma mowy.- parsknęłam śmiechem.
- Zerwij z nim i bądź ze mną. – zaczął znowu rozkazującym tonem.
- Niby to takie łatwe, ale nie mam pojęcia, co by zrobił. – westchnęłam smutno i chwyciłam go za rękę. Nie mogłam sobie tego wyobrazić. Ja razem z Justinem nie ukrywający się? Mike, który akceptuje fakt, że zdradziłam go i nagle jest tylko moim szefem? To był absurd.
- Opowiedz mi coś o sobie. – powiedziałam, chcąc zmienić temat. Poza tym od samego początku, gdy go poznałam chciałam dowiedzieć się skąd jest, co robił wcześniej i dlaczego znalazł się w tym złym świecie. Nie wyglądał na kogoś, kto był w nim od zawsze. Gdy zobaczyłam go po raz pierwszy wiedziałam, że jest w nim coś dobrego.
- Nie mam ciekawej historii. - dopowiedział tylko, nagle wiercąc się na łóżku nerwowo i zabierając swoją dłoń z mojego uścisku. Poczułam się odrobinę odrzucona.
- Co z tego… chcę wiedzieć.- próbowałam go zachęcić do mówienia i położyłam się na boku, podpierając się łokciem puchowej poduszki, aby lepiej widzieć jego wyraz twarzy. Nie mogłam odczytać nic. Zupełna pustka. Nie chciał się tym ze mną podzielić. Nikt z nas nie ma ciekawej historii, wszystkie łączą się z bólem.
- Okej, powiem ci wszystko, co chcesz wiedzieć, jeśli zerwiesz z Mike’iem. - powiedział, obracając twarz w moją stronę i patrząc na mnie w ten cwaniacki sposób.
- To jest szantaż! – wrzasnęłam oburzona i lekko uderzyłam go w ramię.
- Skarbie, a kto powiedział, że życie jest sprawiedliwe? - zaczął się śmiać jak jakiś dzieciak.
- Dupek. – powiedziałam, kręcąc na boki głową.
- Dziwne, wydaje mi się, że parę minut temu byłem twoim bogiem seksu.- obrócił się do mnie z tym anielsko-diabelskim uśmiechem, przybliżając swoje usta do moich.
- Możesz sobie pomarzyć. Nigdy tego nie powiem.- spojrzałam na niego kątem oka, oblizując wargę, a na jego twarzy zobaczyłam coś w stylu ,,jeszcze zobaczymy.’’




******



Pod wieczór weszłam do gabinetu Mike’a, witając się z zapracowaną Charlotte, która jak zwykle pisała coś na komputerze.
- Zrobić panience kawy? – zapytała mnie uprzejmie, a gdy miałam pokręcić głową na ,,nie’’ ze swojego pokoju wyszedł Mike i odpowiedział za mnie.
- Nie szykuj jej nic, zaraz wychodzimy.- poinformował ją, a ona wróciła do swojej poprzedniej czynności. Wychodzimy? Ciekawe co tym razem dla mnie przyszykował.
- Dziękuje Charlotte. – wymamrotałam pod nosem i weszłam do pokoju, siadając naprzeciwko mojego szefa w czarnym fotelu. – Gdzie wychodzimy? – spytałam, widząc jak nalewa alkohol do dwóch szklanek. – Ja nie chcę. – uprzedziłam go, ale nie przejął się tym zbytnio i chwilę później obie szklanki były napełnione ciemną cieczą o charakterystycznym zapachu.
- Radzę ci, żebyś to wypiła. Przyda się. – zerknął na mnie, namawiając do wypicia mocnej whisky. Znowu się go bałam. Wiedziałam, że muszę robić wszystko, o co poprosi, inaczej będzie źle. Wypiłam napój jednym haustem i spojrzałam na niego odważnie. Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni. Tak to było?
- Co mam zrobić? – zapytałam twardo i zauważyłam jak szeroko się do mnie uśmiecha. Bez słowa wyszedł ze swojego gabinetu. Nie musiał mi mówić, że mam iść za nim. Korytarz był pusty. Nie było w nim nawet ochrony. Mike nacisnął guzik wzywający windę, a gdy byliśmy w środku pośpiesznie zamknął jej drzwi i winda zjechała w dół. Piwnica. Wychodząc z windy przeszliśmy przez wąski korytarz. Szłam pewnym krokiem za Mike’iem i zobaczyłam kolejne ogromne kuloodporne drzwi, które widziałam już po raz drugi. Na ich widok dawne wspomnienia odżyły we mnie wraz z tymi wszystkimi emocjami, które towarzyszyły mi, gdy zaprowadził mnie tu po raz pierwszy. Fakt, że teraz już wiedziałam, czego mogę spodziewać się za drzwiami, wcale nie pomógł mi w opanowaniu przerażenia. Nie chciałam tam wchodzić, ale byłam świadoma tego, że nie miałam wyboru.





- Dzisiaj zaspokoję twoją ciekawość.- byłam przerażona i zszokowana.- Pewnie to nie jest to, co chciałabyś zobaczyć.- odczytał z wyrazu mojej twarzy.
Gdy tylko skręciliśmy w lewo zobaczyłam klatki. Klatki dla ludzi. 
Nie, same żelastwo nie zdołało mnie wystraszyć. 
W klatkach były kobiety, po ich prętach ciekła świeża krew. 
Kapała na ziemię.
 Myślałam, że zemdleję, słyszałam jak krew opada na podłogę.
 Kobiety były wychudzone, pobite, pokaleczone, 
posiniaczone, rozczochrane, zgwałcone i nagie. 
Nie mogłam na to patrzeć. 
Te wystające kości, to ośmieszenie. Byłam pewna, że skończę tak samo. 
Przecież te dziewczyny musiały być w przeszłości śliczne. 
Zakrywały oczy od rażącego je światła.
 Żyły w ciemnościach. 
Widziałam każdą kość ich marnego ciała, jej kształt. 
Obok stały wiadra i pusta butelka po wodzie. 
Przy mnie stał sprawca tych okrucieństw.
 Żałowałam, że chciałam to wiedzieć... 
Brunetka z oparzoną twarzą podeszła do krat
 i cichym szeptem - ponieważ nie mogła wysilić się nawet na kilka słów, 
skierowała przygłuche słowa w moją stronę.
- Uciekaj! Nie daj się w to wciągnąć.- jej wargi trzęsły się. 
Podszedł do niej strażnik i z całej siły uderzył ją w twarz.
 Upadła na podłogę i już się nie podniosła.





Mike minął kilka klatek, zanim zatrzymał się przy jednej. Otworzył ją kluczem pasującym do żelaznej, masywnej kłódki i zapalił światło w postaci jednej żarówki, wiszącej na drucie. Dziewczyna uwięziona w klatce wystraszyła się. Gdy tylko oślepiło ją światło, zakryła oczy ręką. Wreszcie zauważyła Mike’a i zaczęła trząść się ze strachu. W jej oczach pojawiły się łzy. Wychudzona w postrzępionej i brudnej, białej koszulce, sięgającej jej do połowy ud, która teraz bardziej przypominała kolor szary, patrzyła na niego wydawałoby się przez ułamek sekundy, jakby bojąc się, że za samo patrzenie na mężczyznę, może zostać skrzywdzona. Nie weszłam za nim do środka, nie miałam odwagi. Gdy dziewczyna zobaczyła, że Mike stawia kolejny krok w jej stronę przeczołgała się w ataku paniki do ściany, jakby jeszcze mając nadzieje, że ucieknie przed jego rękoma. Słyszałam jej spazmatyczne łapanie oddechu i ciche jęki przerażenia, mimo że stałam trzy metry od niej. Mike tym razem podskoczył do niej znienacka i uderzył ją pięścią w twarz. Na miejscu jej starego siniaka pojawił się czerwony ślad uderzenia. Współczułam jej, ale nie mogłam go powstrzymać.
- Nie uciekaj ode mnie, suko. – warknął, kucając przy niej, a ja aż wzdrygnęłam się, słysząc jego ton głosu, którym zwracał się do biednej dziewczyny. – Dzisiaj pora na ciebie. Przyprowadziłem nawet ze sobą specjalnego gościa, złociutka.- wskazującym palcem odgarnął włos z jej twarzy i podniósł brodę do góry, oglądając miejsce, w które przed chwilą jej przyłożył, a ja zauważyłam jedną łzę spływającą po jej policzku. Jeśli człowiek może być sparaliżowany strachem, to chyba właśnie znajdowałam się w takim stanie, chociaż to ona siedziała w tej klatce, a nie ja. Nie chciałam na to patrzeć, ale nie mogłam się poruszyć. – Rachelle, podejdź. – otrząsnęłam się, gdy usłyszałam swoje imię. Weszłam do środka i zagryzłam wargę z nerwów, przegryzając ją do krwi. Czułam bicie mojego serca. Chciałam pomóc tej dziewczynie, ale nie mogłam. Poczułam żółć w gardle, gdy tylko usłyszałam jego rozkaz.
- Rachelle, musisz ją zabić. – w tym momencie myślałam, że zwymiotuję. Nastąpiła dłuższa chwila ciszy. Mike podszedł do mnie i chwycił za rękę tą samą dłonią, którą przed chwilą uderzył tamtą dziewczynę. Poczułam obrzydzenie do niego. Stałam w bezruchu. – Rachelle? Mam powtórzyć? – zapytał głośniej, a ja odsunęłam się od niego i wyrwałam moją dłoń z jego uścisku.
- Ale jak… mówiłam ci…- zaczęłam się jąkać. Mówiłam mu, że nie potrafię zabijać niewinnych ludzi, że mam tego dosyć i że nie chcę tego robić, ale on już nie chciał tego słuchać.
- Jesteśmy tu po to, żebyś się przełamała. Musisz się odblokować. Inaczej nie będziesz w stanie obronić się przed śmiercią. Zabijanie to jedyny sposób, aby żyć. Powinnaś to w końcu pojąć. – wiedziałam, że już nie będzie żadnej dyskusji. Był tak pewny tego co mówi, że nic nie było w stanie zmienić jego zdania. On zawsze musi dostać to, czego chce.
- Mogę wybrać broń? – zapytałam po kilku minutach, gdy zdążyłam wziąć parę głębokich oddechów i opanować chaos, panujący w mojej głowie. Mój umysł krzyczał: Uciekaj! Podczas gdy resztki godności starały się pozbierać i wykrzykiwać: Zostań! Nasz mózg jest przyzwyczajony do dwóch mechanizmów obronnych: uciekaj albo walcz. Natomiast w moim świecie musiałam kierować się intuicją, która działała zupełnie inaczej, niż ta u przeciętnych ludzi. Jeśli uciekłabym i poddała się, wcale nie poczułabym się bezpiecznie, ponieważ po tym to ja mogłabym stać się zagrożona. Jeśli postanowiłabym, że zacznę walczyć ze sobą samą i spełnię oczekiwania Mike’a - wszystko będzie dobrze, chociaż przez chwilę i tylko dla mnie. Niestety, jeśli chodzi o nasze przetrwanie jesteśmy egoistami i zrobimy wszystko, by utrzymać się przy życiu. Co innego, gdy walczymy o życie tych, których kochamy.
- W porządku. Czego potrzebujesz?
- Chcę pistolet. – powiedziałam zdecydowana. Wiedziałam, że jeśli trafię prosto w  jej pień mózgu, oszczędzę jej cierpienia i umrze od razu. Wreszcie zazna wymarzony spokój, na który zasługiwała. Tak naprawdę zdałam sobie sprawę z tego, że w tym miejscu nie ma chyba nic lepszego niż śmierć. I chodź widziałam wypisane błaganie w jej oczach, wiedziałam, że to jest najlepsze, co mogłam dla niej w tamtej chwili zrobić. Odebrałam od ochroniarza pistolet i chwyciłam go w obie dłonie. Odbezpieczyłam broń i wycelowałam. Dziewczyna skuliła się jeszcze bardziej, ale nadal uważnie na mnie patrzyła. Gdybym była na jej miejscu patrzyłabym wszędzie, byle nie na osobę, która zamierza mnie zabić. Nie chciałabym, by ten ktoś był ostatnią osobą jaką zobaczę. Zamknęłam oczy, wzięłam głęboki oddech i nacisnęłam za spust. Po chwili rozległ się strzał, ale wiedziałam, że nikt oprócz naszej trójki i ochroniarzy nie mógł go usłyszeć. Otworzyłam oczy.Od miejsca, gdzie trafiła kula na jej koszulce rozlała się czerwona krew. Jej oczy zrobiły się białe, jej głowa zwisała bezwładnie nad ramieniem, a jej mięśnie przestały być spięte. Odeszła szybko i bezboleśnie. Oddałam pistolet ochroniarzowi i wyszłam z klatki, nie mogąc patrzeć jak wokół niej zbiera się kałuża śmierdzącej krwi.
- Dlaczego im to robisz? – powiedziałam słabym, drżącym głosem, gdy Mike podszedł do mnie kładąc dłoń na moim ramieniu. Stałam do niego tyłem. To wszystko przez niego. Ta dziewczyna mogła żyć, miała do tego prawo, była taka młoda… Nie poznaje tego człowieka. On jest dla mnie kimś zupełnie obcym. To nie jest mój Mike. 
Mike nic mi nie odpowiedział.
- Są twoimi workami treningowymi? – podniosłam w końcu ton głosu, obracając się do niego przodem. W jego twarzy nastąpiła drobna zmiana, lekko opuścił głowę i oparł się tyłem o kraty pustej klatki. Nagle usłyszałam kroki dwóch ochroniarzy. Jeden z nich trzymał białe prześcieradło. Weszli do klatki, w której leżała martwa dziewczyna. – Robienie tego sprawia ci satysfakcję? Chciałbyś mnie tutaj widzieć?
- Jeśli mnie do tego zmusisz, zajmiesz ich miejsce.- nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę.
- Jestem dla ciebie tyle samo wata, co one? – zapytałam, szeroko otwierając oczy ze zdumienia.
- Wiedziały, na co się piszą, ty też wiesz. – odparł nadzwyczajnym tonem.
- One chciały tylko pracować w normalnym hotelu. Nie wiedziały, że to przykrywka dla jakiejś mafii z psychopatą na czele! – wrzasnęłam, zanim zdążyłam pomyśleć, a on zamachnął się na mnie i dał mi cios w twarz. Od tamtej pory zaczęłam go nienawidzić i wiedziałam, że już nic nie jest w stanie tego zmienić. On się nie zmieni. Już nie. Podobno całe dobro, które uczynimy do nas wraca, ale złe rzeczy także wracają i robią to częściej, niż byśmy chcieli.





Wszędzie był ogień. Dziewczynka siedziała w ciemnym kącie pokoju. Jej ramiona trzęsły się ze strachu. Z podkulonymi nogami pod brodą obserwowała płomienie, które pochłaniały cały jej dom i przedpokój. W gorącym i dusznym pomieszczeniu nie widziała żadnego wyjścia. Ogień opanował  ogródek, na który zerkała przez okno swojego malutkiego pokoju każdego ranka. Miała wrażenie, że jej dom atakuje ognisty potwór i wiedziała, że mu nie ucieknie. Wiedziała też, kto mógł nim kierować. Jej mama leżała w salonie na kanapie. Miała nadzieję, że udało jej się uciec. Chciała poczuć wreszcie spokój i bezpieczeństwo, którego jej tak brakowało. Miała nadzieję, że jeszcze nie jest za późno, by ktoś usłyszał jej krzyk, błagający o pomoc. Zaczęła się dusić dymem, który gęstymi kłębami przenosił się do jej pokoju. Nagle zemdlała.





,,There's a part of me I can't get back 
A little girl grew up too fast
All it took was once, I'll never be the same
Now I'm taking back my life today
Nothing left that you can say
'Cause you were never gonna take the blame anyway


Now I'm a warrior
I've got thicker skin
I'm a warrior
I'm stronger than I've ever been
And my armour, is made of steel, you can't get in
I'm a warrior
And you can never hurt me again..''


Demi Lovato - Warrior





_______________________________________________

Cześć, starałam się jak najszybciej dodać ten rozdział,
ale ostatnio nie idzie mi najlepiej.
Dlatego proszę Was, skomentujcie ten post, jeśli czytacie
i wciąż tu jesteście, ponieważ daje mi to motywację
i zachęca do siedzenia nad rozdziałem tyle godzin. 
Potrzebuję Was.
Mała prośba, jeśli chcecie polecić mi jakieś blogi, 
to używajcie specjalnej zakładki, 
a nie piszcie adresu pod najnowszym postem. 
Zapraszam też do obserwowania mojego bloga 
i wpisywania się na listę informowanych.
Jak Wam się podoba nowy wystrój?
Bardzo dziękuję jednej wspaniałej dziewczynie
za pomoc ;) 


Cieszycie się, że Rachelle w końcu przejrzała na oczy?
Jeśli będę wiedziała, że kolejny rozdział jest prawie gotowy,
to zaktualizuję datę następnej notki.
Obserwujcie uważnie mojego twittera,
gdzie pojawi się niedługo zapowiedź następnego rozdziału.
Do zobaczenia.;*
Jeśli chcecie, możecie też do mnie pisać. 
Jednego możecie być pewni - tak szybko stąd nie odejdę. ;) 




Jeśli spodobał Ci się ten rozdział, bądź uważasz, że całkiem go zawaliłam, 
tudzież zniszczyłam twoje wszelkie wyobrażenia, 
lub po prostu wiesz, że sprawi mi to wielką radość i być może zainspiruje, 
napisz komentarz.