- Mamo, pobawmy się! – poprosiła
słodkim, piskliwym głosikiem. Mama siedziała na kanapie, patrzyła w włączony
telewizor, ale nie przywiązywała do niego zbytecznej uwagi. Po jej policzkach
spływały łzy, niszcząc makijaż zrobiony przed kilkoma godzinami. Nie wydawała z
siebie żadnych dźwięków. Blade, kiedyś czerwone wargi, przyciśnięte do siebie co kilka sekund przegryzała. Skulone nogi schowała pod starym, bawełnianym kocem. W roztrzęsionej dłoni trzymała telefon i zerkała
na niego nerwowo co parę chwil. Zniecierpliwiona czekała na jakąś ważną wiadomość. Naprzeciwko niej na małym stoliku zamiast kubka kawy można było dostrzec jedną wielką
butelkę czerwonego wina i kilka kolorowych butelek po piwie. Dziewczynka
szarpnęła rękaw jej beżowego swetra. – Mamo, pobawimy się? – spytała cichutko,
stając bliżej kobiety. Chciała jej poprawić humor. Nie potrafiła uspokoić
swojej mamy, ale zabawa zawsze kojarzyła się jej z radością i właśnie taką mamę
chciałaby w tamtej chwili ujrzeć. Roześmianą i uśmiechniętą. Podała jej swojego
ulubionego misia, którego już od dłuższego czasu trzymała w malusieńkich
rączkach.
- Ty głupi dzieciaku! Zostaw mnie! –
wrzasnęła wściekła w odpowiedzi mama, spoglądając na brązowe oczka dziewczynki,
które nagle zrobiły się szkliste od łez. Jej usteczka wygięły się w smutku, a
policzki zaczerwieniły. - Nigdy nie powinnaś się urodzić! – gwałtownie zabrała
dziewczynce misia i wrzuciła go do palącego się kominka. Nie usłyszała żadnego
wybuchu gniewu, jęknięcia pełnego żalu. Mała zamilkła i wpatrywała się w swojego misia, który zostaje pożarty przez ogniste płomienie z sekundy na sekundę robiąc się coraz
brzydszy i mniej kolorowy niż wcześniej. Jeden z płomieni całkowicie pochłonął jego prawe
ucho, a różowy nosek zrobił się czarny jak smoła. Głosik ugrzązł jej w gardle i
nie panowała już nad łzami, które teraz poczęły zalewać jej dziecinne, pyzate policzki.
Nie poruszyła się ani o minimetr póki nie poczuła dłoni mamy, zaciskających się
na jej ramionach. Cofnęła się o kroczek i spojrzała na nią wystraszona.
Myślała, że mama chce by ognisty potwór zjadł też ją. – Skarbie,
przepraszam cię. Nie chciałam cię przestraszyć i na ciebie nakrzyczeć. –
zamknęła córeczkę w matczynym objęciu. W jej głosie słychać było żal. Wydawało
się, że sama jest zszokowana swoim zachowaniem. Nigdy nie krzyczała na
dziewczynkę, ale nie piła też nigdy tyle alkoholu. Wcześniej wręcz go
nienawidziła. – Mamusia cię kocha. – szepnęła całując dziecko rozedrganymi ustami w
czółko.
Gorgina Anderson,
młoda dziewczyna z blond włosami, przepięknym uśmiechem i wnikliwymi oczami.
Odwaga i pewność siebie promieniała od niej na każdym kroku. Wysoka, o długich, smukłych nogach i idealnych
proporcjach ciała znała swoją wartość i nie ukrywała, że doskonale wie jak
wykorzystać swoje wdzięki. Jej każdy swobodny ruch wydawał się być w jakiś
sposób zmysłowy. Była gotowa podbić serca całego świata. Pragnęła coś przeżyć,
otrzeć się o śmierć, a przy tym nieustannie dobrze się bawić. Zbyt łudząco
podobna do mnie sprzed dwóch lat. Odniosłam wrażenie, jakbym stała przed
lustrem i przyglądała się w nim mojej nastoletniej, głupszej wersji, którą
schowałabym najchętniej w najgłębszej części swojej świadomości, tak bym nie potrafiła
do niej dotrzeć, by stała się tak mała, żeby w końcu znikła i nikt by o niej
nie pamiętał. Czemu więc pałałam do niej taką nienawiścią? Racja, nie miałam
wcześniej powodu by to robić, ale sytuacja nieco się zmieniła.
- Wróciłaś. Jak
tam romantyczne chwile w Paryżu? – mruknęła, zakładając kosmyk włosów za ucho. Jej
wredny uśmieszek sygnalizował mi przygotowanie się na najgorsze.
- Były o wiele
lepsze niż całe twoje życie, które sobie marnujesz. Po co tu przyszłaś? Mike wreszcie
postanowił cię tu zamknąć? Cholernie mi przykro złociutka, ale ta cela jest już
zajęta. – patrzyłam w jej oczy, nie czując żadnego współczucia. Szkoda, że
tylko ja wiem w jak wielkie kłopoty wpadła. Nie chciałam jej przed tym ostrzegać. Mnie nikt nie
był w stanie powstrzymać, więc dlaczego tym razem miałoby być sprawiedliwie?
Przyznaję, nie chodziło tylko o sprawiedliwość, głównym powodem było to, że
nadzwyczajnie w świecie jej nie znosiłam.
- Mogłabym ci
nawet pomóc się stąd wydostać, ale jednak tego nie zrobię. Znacznie lepiej się
czuję, obserwując jak lądujesz na samym dnie. Jakie to uczucie? – podeszła do
mnie bliżej, a w jej oczach dostrzegłam ekscytację. - Podejdź do mnie
jeszcze metr, a ci pokażę. – warknęłam chłodno. Miała znakomitą możliwość wyżywania się na mnie i właśnie po to tutaj przyszła. – Wynoś się stąd. – mój suchy, zachrypnięty głos nie wzbudzał w niej przerażenia. Brzmiał tak bezradnie i mógł tylko wzbudzać litość, której nie chciałam od nikogo.
- Szkoda,
myślałam że jednak będziesz chciała się dowiedzieć, kto próbował cię niedawno
zabić. – uśmiechnęła się triumfalnie, spuszczając wzrok na swoje wypiłowane paznokcie. Pojawiła się w
hotelu w dzień przed urodzinami Mike’a. Od początku moja chora intuicja kazała
mi na nią uważać. Nie znałam jej, ale stała się dla mnie podejrzana, gdy tylko
ją zobaczyłam. Jak mogłam ją ominąć?
Jak mogło mi nie przyjść do głowy, że to była ona? - To ja do ciebie strzelałam.
– wykrzywiła usta w fałszywym grymasie. – Gdyby nie Justin, dawno leżałabyś w
kałuży własnej krwi. Od początku wiedziałam, że coś kombinujesz, ale w życiu
nie pomyślałabym, że to z powodu miłości do seks-trenera.
- Potrzeba trochę
więcej, żeby mnie zabić niż wymalowane pazurki. – zakpiłam, uciekając wzrokiem
w bok.
- Wycelowałam
strzał idealnie w twoją głowę. Ja zawsze trafiam. - Czułam się jakbym
uczestniczyła w zabawie kota z włóczką, tylko w takiej sytuacji wolałabym być
kotem, a nie marnym kłębkiem nici. – Wiesz co? Fajnie jest żyć twoim życiem.
Byłaś tu kimś w rodzaju gwiazdy. Stworzyłaś sobie niezłe pole do popisu.
Wszyscy dbali o twoje bezpieczeństwo. – zaśmiała się krótko, energicznie gestykulując rękoma przy każdym kolejnym zdaniu. – Postanowiłaś
zostawić ich wszystkich, bez zastanowienia. Twoi przyjaciele, teraz stają się
moimi przyjaciółmi. – Czy ta dziewczyna miała jakąś fobię na punkcie zostania
moim sobowtórem? – Zrozumieli, że w końcu ich zostawiłaś, pobawiłaś się nimi,
wykorzystałaś i odeszłaś.
- Naprawdę mam to
gdzieś. Oświecisz mnie wreszcie po co tutaj przyszłaś? – syknęłam przez zęby. Ani
mi się śniło by wytłumaczyć jej, że nie ma o niczym pojęcia i nie powinna
wypowiadać się na temat mojego życia i moich przyjaciół. Traciłabym tylko czas,
ponieważ do tej pustej blond główki nic by nie trafiło.
- Skoro musisz
być taka niecierpliwa. – westchnęła ciężko, jakby to ona spędziła w tej celi
cały dzień, nie ja. Wzruszyła ramionami i wyszła aby po chwili wrócić ze
stolikiem na kółkach, na którym stał stary telewizor. Na półce pod telewizorem
znajdowały się równie wiekowy odtwarzacz płyt wideo i pojemna szuflada. Z
początku na ekranie pojawiły się czarno-białe kropki. Kiedy Gorgina wcisnęła przycisk ,,play’’ na odtwarzaczu nagle pojawił się obraz. Moje serce zabiło
szybciej. Czułam się tak jakbym oglądała moje najgorsze wspomnienia w zawrotnym
tempie. Na kasecie znajdował się film, na którym uprawiałam seks z jednym z
facetów, których musiałam potem zabić. W moich oczach zebrały się łzy.
Wpatrywałam się w ekran i cierpiałam. Pamiętałam doskonale ten dzień, a
szczegóły zaczęły powracać wraz z kolejnymi ujęciami. Zapomniałam o Gorginie,
stojącej naprzeciwko mnie z wrednym uśmieszkiem na twarzy, przyglądającej się
każdej zmarszczce na moim czole. Nie chciałam tego oglądać, przez miesiące
wymazywałam sobie te wspomnienia z pamięci. Po pierwszym nagraniu pojawiało się
następne, a po nim kolejne. Wreszcie zrozumiałam,
że Mike Howard nagrywał każde moje zabójstwo. Nie chciałam nawet wiedzieć
dlaczego i po co to robił. Przez tak długi czas, po każdym z pierwszych
morderstw, walczyłam ze sobą, żeby nie czuć do siebie obrzydzenia.
Wreszcie mi się to udało, kiedy okazało się, że ktoś jest w stanie naprawdę
mnie pokochać i wcale nie muszę dla nikego zabijać niewinnych ludzi, ani sypiać z
nieznajomymi facetami z klubu. Z tym jednym nagraniem cały ból wrócił. Był
jeszcze gorszy od tego fizycznego. Uświadomiłam sobie, że przez te wszystkie
lata byłam zbyt wielkim tchórzem by zacząć żyć tak, jak zawsze tego pragnęłam. Zamknęłam oczy,
nie chcąc patrzeć na kolejne obce ręce, obmacujące mnie, a następnie
zastygające w bezruchu, czerwone od krwi.
- Patrz na to!
Byłaś na tyle odważna wtedy, dlaczego nie jesteś teraz? Przecież oni sami się o
to prosili, a ty chciałaś być ich dziwką, nieprawdaż? – zaśmiała się po raz
kolejny. Przełknęłam ciężko ślinę, czując że głowa zaczyna mnie boleć.
Zamilkłam. – Legendarna Rachelle Roberts wstydzi się swoich złych uczynków?
Nie patrzyłam na
nią. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Oczami wyobraźni
widziałam jak Mike siada w fotelu, obok niego na ścianie znajduje się
kilkadziesiąt takich kaset z wypisanymi datami i nazwiskami zabitych przeze
mnie osób. Wciska czerwony guzik na pilocie, po chwili widzi jak półnagi
mężczyzna pcha mnie na łóżko. Jego kąciki ust unoszą się do góry. Sięga po
whisky z lodem w szklance, która stoi na stoliku obok fotela. Z satysfakcją
patrzy jak mężczyzna zdziera ze mnie ubrania, a jego ręce wędrują po całym moim
ciele. W tym momencie w oczach Howarda pojawia się radosny błysk. Na filmie dostrzega,
że wyciągam plastikową torebeczkę z białym proszkiem. Nieznajomy mężczyzna
bierze ją zachłannie i po chwili odurzony narkotykiem brutalnie wbija się we
mnie swoim przyrodzeniem. Krzyczę i udaję, że sprawia mi to przyjemność, ale po
mojej twarzy widać, że chcę aby jak najszybciej to się skończyło. Po wszystkim
nagle chwytam w dłoń sztylet i ranię jego tętnicę szyjną. Krew zaczyna wypływać
z jego szyi i plami mi ręce, potem pościel i podłogę. Chwilę później ubieram
się, zakładam płaszcz, buty i wychodzę zostawiając martwego mężczyznę samego w
pokoju. Jednak zatrzymuję się na sekundę z wahaniem, patrząc na niego i
upewniając się, że na pewno nie żyje. Tak wyglądała moja każda noc, aż do
momentu, w którym zjawił się Justin. Po kilku minutach film nareszcie się
skończył, ale koszmar, który dział się w rzeczywistości wciąż trwał i wszystko
wskazywało na to, że szybko się nie skończy.
******
Usłyszałam
ciężarówkę, która jak mi się zdawało zaparkowała pod samą ścianą budynku. Na
początku po zgaszeniu silnika niewiele można było usłyszeć. Pojedyncze szmery
cichły i narastały, aż w końcu stawały się coraz głośniejsze na dłuższą chwilę.
Usłyszałam czyjś gorzki płacz, przez co poczułam się nieswojo. Przez moje
zmarznięte plecy przebiegł dreszcz, na którego nie chciałam zwracać uwagi, bo
wiedziałam, że jego źródłem jest strach. Następnie jakiś baryton zaczął nadawać
krótkie rozkazy surowym tonem. Kilka minut później z sąsiedniego pomieszczenia
wysypała się grupa kobiet bladych jak ściana. Nie tylko tak wyglądały ale byłam
niemal pewna, że nie jadły niczego od miesięcy. Podarte ubrania wisiały na nich
jak na wieszakach. Ledwo trzymały się na nogach. Uzbrojeni mężczyźni w czarnych
strojach treningowych przydzielali je do pustych cel. Do mojej klatki nikogo
nie przydzielono. Następnie przyniesiono wiadra z wodą i postawiono po jednym
przy każdej klatce. Biedne dziewczyny wyciągały ręce między żelazne drągi
klatki, aby choć jedną garstką złapać kilka kropel i zwilżyć nimi usta. Inne
dziewczyny, całkiem skołowane i zszokowane znalazły sobie kąt przy ścianie i
obserwowały tylko swoje współlokatorki zbierające się przy wiadrze wody. W
wiadomościach często mówią o znęcaniu się nad ludźmi, ale nikt nie jest w
stanie do końca wyobrazić sobie jak może to wyglądać. Mogą współczuć, ale tak
naprawdę nie mają pojęcia jak to jest być w takiej sytuacji. Tymczasem ja
widziałam to na własne oczy, w najbrutalniejszym wydaniu. Nie mogłam w to
uwierzyć. Kręciłam na boki głową, wpatrując się w to wszystko wzrokiem nie wyrażającym
emocji. Przypominał w tym momencie obojętność, ale wewnątrz nie mogłam pozostać
obojętna. Weszłam do
swojego bezpiecznego, wyimaginowanego pudełka i miałam zamiar nigdy z niego nie
wychodzić. Miałam nadzieję, że dzięki niemu nawet nie poczuję jak ktoś mnie
dotyka, patrzy, czy po prostu nie usłyszę co do mnie mówi. Magiczne, bezpieczne pudełko, w którym nic
mi nie grozi. Magiczne pudełko, w którym wszystko, co dzieje się poza nim nie
ma znaczenia. Jeśli miałabym zobrazować w jaki sposób się czułam obserwując,
jak biją te kobiety wybrałabym przebudzenie. Przebudzenie małej dziewczynki,
która nie zrozumiała jeszcze świata i do tej pory miała wrażenie, że jest
bajką. Dziewczynki, która nie potrafi cierpieć, bo dotychczas nie wiedziała co to ból... aż do
teraz. Już raz to przeżywałam. Kiedy wszystkie krzyki bólu ucichły, a ja
postanowiłam wyjść z mojego bezpiecznego pudełka, byłam wyczerpana. W końcu moje
oczy zaczęły się zamykać i nie mogłam powstrzymać się przed tym by nie zasnąć.
Kiedy już prawie odpływałam do krainy snu, nagle dotarł do mnie przeraźliwy
trzask. Podskoczyłam w miejscu. Oprzytomniałam natychmiast widząc jak Scoot
trzęsie z całej siły prętami klatki. Spojrzałam na niego nieśmiało i nieufnie.
Cieszyłam się, że wreszcie widzę kogoś, kto jest dla mnie bliski, ale poruszona
wydarzeniami sprzed kilku godzin nie miałam pojęcia jak się zachować. Dałam mu
więc szansę, żeby odezwał się pierwszy.
- Moja ulubiona
podopieczna nawet się nie uśmiechnie? – szepnął, kluczem otwierając moją celę.
– Nie ma mnie jeden dzień, a ty zdążyłaś już uciec i wkurzyć tym Mike’a na
tyle, że grozi ci teraz śmierć. Mogę wiedzieć co ci do cholery odbiło, droga
panno? – uśmiechnęłam się do niego, ale szybko zrzedła mi mina, a serce
podeszło do gardła. Za nim pojawiła się ciemna blondynka o niesamowicie
intensywnych, niebieskich oczach. Przez chwilę nastała cisza, kiedy mierzyłyśmy
się chłodnymi spojrzeniami. - Monique przywitaj się grzecznie. – poprosił i
przyjrzał się jej uważnie. Już było dla mnie jasne, że Monique wcale nie
chciała tu być z własnej woli, a przystojny, umięśniony chłopak po jej lewej ją
do tego zmusił. Zerknęła na niego przez ułamek sekundy z lekceważeniem.
- Ty suko! Dobrze
ci tak. Masz to, czego chciałaś. Wykorzystał cię i zwiał! Rachelle, którą kiedyś znałam nigdy by tego
nie zrobiła! Nie olałaby wszystkich przyjaciół dla jakiegoś faceta! –
pozwoliłam, żeby wykrzyczała mi wszystko prosto w twarz. Zbyt dobrze ją znałam,
żeby myśleć, że będzie inaczej. Możliwe, że to co mówiła, było rozsądne, z małym,
jednym szczegółem: Ten facet, o którym mówiła nie jest ,,jakimś’’ to był mój
Justin, którego kochałam najbardziej na świecie. - Nie zasługujesz na to, żeby
cię ratować! - nigdy nie spodziewałam się, że kiedykolwiek mnie tak bardzo znienawidzi. Otwarcie przyznała, że powinnam umrzeć, chociaż doskonale wiedziała, że naprawdę kochałam Justina i chciałam zacząć normalnie żyć. Nie miałam na celu skrzywdzić jej brata, ani się na nim mścić za to, że zrobił ze mnie swoją zabawkę i narzędzie do zabijania. Nieoczekiwanie Monique rzuciła się na mnie z
rękami. Jedynie Scoot ratował mnie przed tym, żeby w furii nie wydrapała mi oczu. Nie
wiem czy byłabym w stanie się obronić, gdyby nie on. Nie potrafiłam zrobić jej
krzywdy. – Puść mnie Scoot! To wszystko dzieje się przez nią! To ona zdradziła
Mike’a!
- Monique, ona
jest twoją przyjaciółką!- szarpał się z nią niosąc ją w stronę wyjścia z celi.
- Mylisz się, ona
była moją przyjaciółką, dopóki nie poznała fiuta swojego trenera! – wrzeszczała
na całe gardło. Scoot dzielnie ją trzymał, podczas gdy ona wyrywała mu się, machając w powietrzu nogami, gotowa mnie teraz zabić. Z trudem wyprowadził ją z celi i szepnął do niej coś,
co nie dane było mi usłyszeć. Cokolwiek to było, spowodowało że naburmuszona
wyszła z piwnicy zostawiając nas samych. Teraz już wiedziałam, co robić.
Wiedziałam, że Scoot wciąż jest moim Scootem i chce żebym żyła. Udowodnił mi
to, broniąc mnie przed wybuchem wściekłości siostry Mike’a.
- Jak mogłaś
wyjechać i się nie pożegnać. Pojechałbym z tobą. – wszedł do celi z powrotem,
kręcąc z politowaniem głową tak jak na każdym naszym treningu, kiedy zarzekałam
się, że nie potrafię czegoś zrobić, a on pokazywał mi, że to nie jest prawda. W
bardzo rzadkich przypadkach w końcu udawało mi się zrobić daną rzecz lepiej od
niego. Był moim najlepszym nauczycielem. Wierzył we mnie i moje siły bardziej niż
ja sama. Dzięki niemu zawsze czułam się silniejsza. Potrafił wytłumaczyć mi, że
jedynym moim ograniczeniem jestem ja. Jeśli przestanę podkładać sobie
przeszkody i wątpliwości pod nogi, mogę zrobić wszystko. Niestety nie potrafiłam
tej nauki zastosować w życiu. Tłumaczy to doskonale, dlaczego teraz siedzę w
tej obrzydliwej celi. Stwierdzenie ,,Nic nie dzieje się bez powodu.’’ było dla
mnie jak mocne uderzenie w twarz.
- Ona mnie
nienawidzi.- mruknęłam cicho, czując jak łzy napływają mi do oczu.
- Monique po
prostu nie potrafi się z tym pogodzić. – westchnął siadając obok mnie,
opierając się o ścianę. Obróciłam głowę w bok i spojrzałam na niego niepewnie.
– Myślałem, że już jest lepiej, ona naprawdę żałuje i tęskni za tobą. – mówił,
a ja jakoś nie byłam w stanie mu w to uwierzyć, bo przed chwilą byłam pewna, że gdyby nie on z przyjemnością pozbawiłaby mnie życia, dla swojego ukochanego braciszka. - Chciałbym… - zawahał się na chwile.
- Po prostu pytaj
i tak już nic mi nie zostało. – wymamrotałam słabym głosem.
- Dlaczego? Czy
on naprawdę jest tego wart? – spytał wzdychając z bezsilności. Wcześniej nie
byłam pewna odpowiedzi, ale teraz dokładnie wiedziałam, co powinnam powiedzieć.
Zabawne, że człowiek staje się mądrzejszy dopiero jak śmierć spogląda mu w
oczy.
- Czy kiedyś
czułeś się tak jakbyś latał? Jeśli nigdy nie byłeś zakochanym nie zdajesz sobie
sprawy jak to jest, ale jeśli już to poczujesz to nagle uświadamiasz sobie
pustkę w swoim sercu, która była tam, aż do momentu, kiedy nie poznałeś tej
jedynej osoby. Tej pustki nie da się jej zastąpić niczym innym jak tylko
miłością. Niesamowicie jest kogoś kochać. Z nią czujesz się jakbyś mógł latać i
zrobić wszystko. Potrzebujesz tylko tego, by ta osoba przy tobie była, nic
więcej. Czujesz się silny i niezwyciężony jak anioł, czujesz się po postu tak, jakbyś
latał. Wystarczy tylko spojrzeć na nią i masz wrażenie, że jest twoim niebem.
Jesteś naprawdę szczęśliwy, a wszystko wokół jest dobre. To dzięki niej potrafisz
latać, ponieważ jej miłość daje ci skrzydła. Było warto, ponieważ pokazał i
podarował mi życie, o którym zawsze marzyłam. Od tak po prostu. – przez cały czas
miałam przed oczami jego twarz, która uśmiecha się do mnie, brązowe oczy o słodko
gorzkim odcieniu, które biły radością i miłością.
- Gadasz jakbyś
była naćpana. – uniósł brwi do góry i spojrzał na mnie jak na idiotkę. – Dali
ci coś mocnego? To miło z ich strony. Muszę się dowiedzieć, co to było. –
Mogłam się domyślić. Ze Scootem można było porozmawiać na różne poważne tematy,
oprócz miłości. W tym temacie miał mniej więcej tyle do powiedzenia co
niewyżyty piętnastolatek. Szturchnęłam go łokciem między żebra. – No dobrze,
powiedzmy, że ci wierzę. – wydął usta w grymasie, sycząc z rzekomego bólu, a ja
parsknęłam śmiechem. Tak bardzo się cieszyłam, że mnie odwiedził. - Naprawdę
musiałaś mieć z nim dobry seks. – stwierdził po kilku minutach, wpatrując się w
pręty celi.
- Nie pomagasz
mi. – mruknęłam, chcąc zdzielić go mocnym uderzeniem głowę, ale po raz pierwszy
odpuściłam sobie. Miałam teraz tylko jego i wiedziałam, że robi to po to, żeby
mnie rozśmieszyć. - Nie ucieknę od niego. Mike zawsze mnie znajdzie. Nawet w
Paryżu. – narzekałam rzewnym tonem.
- Co? Nie
wiedziałem, że Justin potrafi być taki romantyczny. Myślałem, że jest typem ,,Podnieca mnie wszystko co ma dwie nogi i się rusza.’’ – uśmiechnęłam się
szeroko, bo dobrze pamiętałam kiedy sama miałam o nim takie same zdanie, po tym
jak dowiedziałam się, że jest profesjonalnym uwodzicielem.
- Był taki, ale go zmieniłam. – oblizałam
dolną wargę, powracając do wspomnień, kiedy na każdym kroku próbował mnie
zdenerwować, zawstydzić i zachęcać do przeprowadzenia jego ‘’lekcji’’ dosłownie
wszędzie. Pamiętam kiedy przyparł mnie do drzewa w lesie. Groziłam mu wtedy, że
jeśli tylko spróbuje mnie dotknąć odgryzę mu palce, chociaż od jego dotyku
dostawałam przyjemnych dreszczy i nie mogłam zaprzeczyć, że lubiłam gdy to
robił. Chciał się przekonać czy mam do niego zaufanie, przykładając mi pistolet
do głowy i udając, że chce mnie zabić, przez co nie dostałam prawie zawału. Nie
znałam go wtedy zbyt dobrze. Kiedy strąciłam jego pistolet z ręki, wciąż walcząc
z ochotą, żeby pierwsza go pocałować. Nie wytrzymał i przydusił mnie do
drzewa, składając jeden z najbardziej namiętnych pocałunków w całym moim życiu. Tak
bardzo go wtedy nienawidziłam, ale w rzeczywistości każda drobna rzecz mnie do
niego przyciągała. - Który jest dzisiaj? - spytałam ciekawa.
- Dwudziesty
szósty.
- Czyli siedzę tu
już dwa dni. Świetnie.- mruknęłam zrezygnowana.
– Mam dla ciebie
coś specjalnego. – spod bejsbolowej kurtki wyciągnął piersiówkę. Przyniósł
alkohol. Mój kochany Scoot przyniósł mi alkohol! Nagle dostałam takiego
przypływu energii, że wcale bym się nie zdziwiła, jeżeli udałoby mi się
przecisnąć przez pręty i wybiec z piwnicy. No dobrze, z tym drugim już lekko
przesadziłam, bo z pewnością ktoś zdołałby mnie zatrzymać. Scoot doskonale wiedział, czego w tej chwili potrzebuję.
- Scoot, kocham
cię! – wrzasnęłam uradowana na widok stalowego pojemnika. Bez zastanowienia
zaczęłam wlewać w siebie jego zawartość. Ku mojemu zaskoczeniu to nie była zwykła wódka. Skrzywiłam się… - Co to do cholery? – wydałam z siebie, zanim zdążyłam zgadnąć.
- Tequilla. –
mruknął z uśmiechem, zabrał mi alkohol i wziął parę łyków. – I know what
happens when she drinks patron, her closets missing half the things she bought yeah
tequila makes her clothes fall off. – zaczął śpiewać jak pijany, rozśmieszając
mnie.
- She'll start by
kicking out of her shoes, lose an earring in her drink, leave her jacket in the
bathroom stall – zawtórowałam mu i ucichłam, bo nie mogłam przypomnieć sobie
tekstu. – Co tam było dalej?
- Nie pamiętam. –
burknął i nagle zawył ponownie tą samą piosenkę, ale jej koniec.- She's just
havin' fun tomorrow she say oh what have I done, her friends will joke about
the stuff she lost, tequila makes her clothes fall off.* – zaśmialiśmy się obydwoje
kończąc śpiewać jakbyśmy co najmniej wcześniej wypili trzy piersiówki, a nie
zaczęli dopiero pierwszą.
- Pamiętam jak
męczyli nas tym w klubach.
- Ta piosenka
była beznadziejna, ale wszyscy kupowali wtedy litrami tequile.- uśmiechnęłam
się wspominając dawne czasy. Wypiłam ostatni łyk tequili, która potem piekła
mnie w gardło. Oparłam głowę na ramieniu Scoota i po raz pierwszy poczułam się
znacznie lepiej. Cisza nam nie przeszkadzała. Scoot domyślał się, że rozmowa w
tym momencie nic by nie zmieniła. Nie denerwował mnie wytykając mi błędy i nie
mówił o przyszłości, z której nie byłam dumna. Znał Mike’a tak dobrze jak ja,
wiedzieliśmy że nie zrezygnuje ze swojej zemsty i będzie robił mi krzywdę, aż
mu się to znudzi, a potem po prostu mnie zabije. Scoot spojrzał na zegarek, dochodziła piąta
rano. Musiał się zbierać, żeby nie nakryli go ochroniarze.
- Wyciągnę cię
stąd. Jeśli naprawdę kiedykolwiek kochałaś Justina, to jesteś ostatnią osobą,
która powinna tu być. – przekręcił klucz, a ja podążałam za nim wzrokiem, kiedy
w końcu zniknął mi z powala widzenia, oparłam bezwiednie głowę o ścianę i
przymknęłam oczy, żeby zasnąć chociaż na parę godzin. Nie wiem ile minęło
czasu, od tamtego momentu, kiedy ponownie otworzyłam oczy. Byłam wrażliwa na
każdy najmniejszy odgłos, ponieważ w pomieszczeniu cały czas było ciemno.
Czyjeś ciężkie kroki, zbliżały się do piwnicy. Drzwi otworzyły się wpuszczając
słabą smugę światła do środka. Przypomniał mi się mój pobyt w magazynie, kiedy
Slade razem ze swoimi kumplami torturowali mnie, chcąc wyciągnąć ode mnie skład
narkotyku i plany Mike’a, o których nawet ja nie miałam pojęcia.
- Proszę, nie rób
mi krzywdy! – jęknęłam, widząc cień męskiej sylwetki, która zmierzała w
kierunku mojej celi.
- To tylko ja. –
usłyszałam spokojny, znajomy głos. – Kiedy dowiedziałem się, że Mike zamknął
cię tutaj, musiałem przyjść.- chłopak ściągnął czarny kaptur z głowy. To był
Jev.
- Jev nie sądzę,
żeby to był dobry pomysł. Lepiej odejdź, zanim ktokolwiek się zorientuje, że tu
jesteś. – uśmiechnęłam się do niego smutno.
- Rachelle, ale
to bez znaczenia. Zrobię wszystko, żeby cię stąd wyciągnąć, bo… - zmarszczyłam
brwi, patrząc mu prosto w oczy. Speszył się i odwrócił wzrok jednak wydusił z
siebie dwa słowa, które wywróciły mój pusty żołądek do góry nogami.- Kocham
cię.- mruknął cicho. Zatkało mnie, jednak po minucie, widząc jego zakłopotanie
zorientowałam się, że bardzo martwi go brak mojej reakcji, a nie jest na tyle
odważny by to powtórzyć.
- Ale ty mnie
nawet nie znasz…
- Wtedy nad
Champlain, kiedy rozmawiałaś ze mną… - zatrzymał się, chcąc dobrać odpowiednie
słowa. - Wiem, że jesteś piękną, szczerą, cudowną i odważną dziewczyną. Jeśli
chodzi o moją historię, nie jest zbyt długa. Gdy poznałem Howarda zrozumiałem,
że tu nie pasuję. Jestem chłopakiem, który znakomicie kradł, bo nie miał
pieniędzy nawet na chleb. Potem ludzie zaczęli mnie wykorzystywać. Nigdy nie
chciałem zostać mordercą i wiem, że ty też nie.
- Jev, ja… nie
mam pojęcia co ci powiedzieć. Wiem, że robisz to teraz, bo wiesz, że mogę
umrzeć. Właściwie jestem tu by umrzeć. Niedługo mnie tu nie będzie. –
widziałam, że jego szczęka zaciska się z nerwów, ale nie miałam zamiaru go
okłamywać. – Dlatego musisz zrozumieć, że nie zasługujesz na taką dziewczynę
jak ja. Nawet jeśli moglibyśmy się poznać bliżej, kocham kogoś innego.
- Wiem, ale
myślałem, że pozwoliłaś mu odejść. Nie pozwolę, żebyś umarła… - przerwał, bo
nagle zapaliło się światło. Jev z zadziwiającą szybkością schował się za sąsiednią ścianą. Nikt nie był w stanie go zauważyć.
Gorgina stanęła
po raz kolejny przed moją celą, a ja byłam pewna w tej chwili, że będzie to
robić codziennie. Każdego dnia będzie przypominała mi morderstwa, których dokonałam. Miałam tylko nadzieje, że kiedy pokaże mi już wszystkie Howard
nareszcie mnie zabije. Zaczęła odtwarzać maraton moich zabójstw. Na całe
szczęście dzisiaj nie była równie pyskata co ostatnio i oszczędziła sobie
pozornie uprzejmych pogawędek.
- Natomiast ta jest moją ulubioną. – oznajmiła
ze uśmiechem machając kasetą w powietrzu. Była opisana inaczej niż
wszystkie inne.
Rachelle & Justin 1.0
Kiedy zobaczyłam
hotelowy pokój zakryłam dłonią usta. Nasza pierwsza noc. Noc, o której z
początku chciałam zapomnieć, a teraz była jedną z moich najlepszych wspomnień. Wyryłam
w pamięci każde jego spojrzenie, dotyk i słowo. Czułam wręcz teraz jego ciepły
oddech na mojej skórze, który dodawał mi otuchy. Ten film przypominał mi, że
wiem po co tu jestem. Ratuję jego życie i tylko to jest najważniejsze. Nagle
zobaczyłam, że na nagraniu zamiast mnie w tym samym pokoju jest Gorgina i to
ona zamiast mnie leżała półnaga pod Justinem. Rozszerzyłam szeroko oczy z
niedowierzaniem i otworzyłam usta. Zarzekał się, że nie zrobił tego z nią.
Ponoć upił ją i zasnęła. Rano opowiedział jej o ich wspólnej nocy, która miała
nie mieć miejsca... On mnie okłamał, to mi wcisnął bajeczkę, a nie jej! Justin
mnie zdradził! Nagle film został przerwany.
- Mike, myślisz, że dałbym sobie obrobić tyłek przez jakąś dziewczynę? – usłyszałam jego głos, co spowodowało, że zadrżałam. - Chciałeś
sprawdzić ile jest w stanie dla ciebie zrobić. Udowodniłem ci, że nadaje
się do tej roboty. Znalazłem ją w Paryżu i miałem przyprowadzić ją do ciebie z
powrotem.
Ten film został nagrany w jakimś małym pomieszczeniu bez okien. Justin siedział przy stole, a po jego drugiej stronie znajdował się Mike. Mój trener był pobity na twarzy, więc nagranie musiało być całkiem nowe, przed samym naszym pożegnaniem.
Ten film został nagrany w jakimś małym pomieszczeniu bez okien. Justin siedział przy stole, a po jego drugiej stronie znajdował się Mike. Mój trener był pobity na twarzy, więc nagranie musiało być całkiem nowe, przed samym naszym pożegnaniem.
- Czy ty naprawdę
myślisz, że jestem tak głupi, żeby uwierzyć w taką bajeczkę i od razu cię stąd
wypuścić? – warknął Mike przez zęby.
- Nie kochałem jej. Nigdy jej nie kochałem. To
była tylko zabawa. – powiedział poważnie uśmiechając się do niego. Moje serce
zostało złamane na małe kawałeczki. Dopiero teraz tak naprawdę zaczęłam
cierpieć.
Uważaj, to
uwodziciel, jeszcze się w nim zakochasz…
Justin tylko zagra
na twoich uczuciach. Przekonasz się i pożałujesz tego.
To co robisz, to jedna wielka głupota, on jest uwodzicielem
za moment nie zorientujesz
się, kiedy się w nim zakochasz
Nie
powinnam ci pozwolić się do niego zbliżyć!
Powinnam
wiedzieć, że to tak może się skończyć!
Myślałam, że go znam. Nie uwierzyłabym
w te słowa, gdybym wcześniej nie zobaczyła nagrania z Gorginą. Do tej pory
wierzyłam, że nie mógłby mnie skrzywdzić. Przy nim czułam się odmieniona – odważniejsza, lepsza, pewniejsza siebie, piękniejsza i po prostu wyjątkowa.
Nigdy nie przypuszczałam, że to wszystko, co zbudowaliśmy, co wydawało mi się
na tyle silne i trwałe, żeby poświęcić za to swoje życie, może zrujnować się w
przeciągu kilku sekund. Byłam taka głupia, a najgorsze jest to, że mogłam
obwiniać o to wszystko tylko siebie. Nauczyłam się go czuć i kochać to uczucie,
które czułam kiedy był blisko mnie. To było jak uzależnienie. Zobaczyłam moje
własne niebo na ziemi. Jednak nikt nie powinien być aż tak szczęśliwy, bo to
aż… niepokojące. Uwierzyłam w kłamstwo, ponieważ chciałam, żeby było prawdą.
Justin powoli wbijał mi w serce pociski, a ja złudnie przy każdym strzale
miałam wrażenie, że to szczęście. Bardziej mnie do siebie przywiązywał,
bym poczuła się tak jak teraz - jak wrak człowieka. Nie byłam w stanie nauczyć
się jak pozwolić mu odejść. Chyba to było najgorsze. Nie potrafiłam żyć bez
tego uczucia, którego nie mogłam przyrównać do niczego innego, co już poznałam.
Bez niego, takiego jakim go widziałam przez kilka najbliższych tygodni. Nigdy
nie pomyślałabym, że to miłość może mnie zniszczyć, chociaż istniało tysiąc powodów,
dla których nigdy nie powinnam się w nim zakochać. Może Monique miała rację,
może Justin wykorzystał mnie z pełną premedytacją? Byłam jego przepustką do normalnego
życia? Wszyscy mnie przed nim ostrzegali. Wybrał życie zamiast mnie. Zepchnął
mnie z krawędzi wysokiego wieżowca i nie skoczył za mną. Został na górze.
__________________________________________
Wesołych Świąt Bożego Narodzenia,
życzę najlepszym czytelnikom na świecie!
Ten rozdział jest taki nudny...
Obiecuję, że w kolejnych będzie się działo.
A następny jeszcze w tym roku!
Tak, musiałam znowu zrobić z Justina drania.
Myślicie, że naprawdę kocha Rachelle?
A może to tylko kolejna gra sprytnego uwodziciela?
W końcu od tego wszystko się zaczęło, nieprawdaż?
No nic, ja zdradzę tylko tyle,
że nieźle się będzie musiał z tego tłumaczyć...
że nieźle się będzie musiał z tego tłumaczyć...
Ściskam Was kochani,
zaglądajcie tu,
zaglądajcie tu,
rozdział pojawi się w przeciągu kilku najbliższych dni.
Jeśli spodobał Ci się ten rozdział, bądź uważasz, że całkiem go zawaliłam,
tudzież zniszczyłam twoje wszelkie wyobrażenia,
lub po prostu wiesz, że sprawi mi to wielką radość i być może zainspiruje,
napisz komentarz.
ROZDZIAŁY | LISTA INFORMOWANYCH| ZWIASTUN | KONTAKT
HASZTAG: #AddictedToDeathPL