Jak może wyglądać poranek w towarzystwie przystojnego chłopaka? Odpowiedź: bajecznie. Moje
życie nigdy nie było bajeczne, a więc…
Jestem z przystojnym chłopakiem, jest ranek, słońce świeci,
ptaszki śpiewają, a ja leżę przytulona do przystojnego chłopaka, jesteśmy gdzieś w środku
lasu. W sumie, to nie mam pojęcia gdzie faktycznie jesteśmy. Nie błyszczymy świeżością,
jesteśmy brudni od krwi i ziemi. Boli mnie noga, a konkretniej rana na niej. Leżymy
na ziemi, na której jest pełno robali. Przystojny chłopak jest oparty o pień
drzewa, po którym również chodzą robale. Nie wiadomo czy przez sen jakiegoś nie
połknęłam. Po tej cudownej nocy spędzonej w lesie z przystojniakiem, którego
nienawidzę i z którym kiedyś się przespałam, czuje że wszystko mnie swędzi, bo
pogryzły mnie komary. Jak widać, mam wspaniały humor, a mój jedyny jak na
ironię towarzysz płci męskiej, który nie jest gejem ma z tego wielką radochę.
Wspominałam, że ledwo uszliśmy z życiem, a moja najlepsza przyjaciółka oraz
siostra faceta, który jest moim chłopakiem i równocześnie najgorszym przestępcą
na świecie oraz jej partner do misji, którym jest zainteresowana zaginęli? No i
jeszcze muszę opiekować się dużym atrakcyjnym, umięśnionym dzieckiem, które przy najbliższej okazji chce mnie przelecieć, (to
nazywają seksoholizmem, ale możemy pominąć ten szczegół). Miało się mną
opiekować, ale dziwnym trafem to ja zajmuje się nim. W sumie to on jest dla
mnie jedynym (jak na razie) potencjalnym zagrożeniem. Niezły temat na
książkę…
,,Rachelle Roberts – Droga przez piekło.’’
Wyszłaby z tego naprawdę dobra biografia, przynajmniej nie byłaby
nudna.
Kiedy już wydostałam się z silnie zaciśniętych ramion Justina, w
taki sposób, żeby go nie obudzić (co było naprawdę wyczynem, za który powinnam
dostać medal). Ostatnim razem nie wyszło mi to za dobrze, biorąc pod uwagę, że
obudził się akurat wtedy, kiedy miałam go zabić. Oczywiście na myśl o tym nie
mogłam się nie uśmiechnąć. Justin wczoraj wieczorem powiedział mi, że jest tu
gdzieś jakaś rzeka. Z zaciśniętymi zębami kuśtykałam w jej stronę, ponieważ
czułam się brudna. Po jakiejś godzinie stałam na jej brzegu. Rozejrzałam się
dookoła. Widziałam w oddali most, z którego prawdopodobnie wylecieli Monique i
Jev. Postanowiłam, że jak tylko doprowadzę siebie do porządku (na ile to możliwe w dziczy) zacznę
poszukiwania. Tęskniłam za moim pokojem w naszej siedzibie. Miałam też
nadzieje, że Mike stęsknił się za mną przez ten czas. Tak naprawdę, czego ja
oczekiwałam? Tego, że się zmieni? Właściwie tak.
Może nie liczyłam na to, że stanie się dobrym człowiekiem, ale
chciałam by nie był całkiem zły. Musiała zostać w nim jakaś cząstka
człowieczeństwa. Wierzyłam w to. Nie chciałam wyobrażać sobie, co robił podczas
mojej nieobecności. Może ta długonoga blondyna umila mu czas? Kiedyś to była
moja rola. W sumie ja też nie byłam wobec niego w porządku. Ale sam załatwił mi
prywatnego trenera. Spisał się idealnie, naprawdę. Jak dowie się, że
zawaliliśmy również tę misję na pewno się wścieknie. Teraz to nie wiem, czy
chcę tam wracać. Moglibyśmy tu jeszcze trochę zostać… To wszystko wina Justina,
on komplikuje nasze zadania i uniemożliwia nam ich wykonanie. Chociaż ja też,
nie powinnam chodzić taka rozkojarzona, tylko uczyć się od niego jak
dezorientować innych. Wiedziałam, że nie jest dla mnie odpowiednim partnerem.
Rozebrałam się do majtek i usiadłam mocząc obie nogi w wodzie. Po zetknięciu
się rany z wodą odnosiłam wrażenie jakby podpalano mi tam skórę. Szczypało.
Zacisnęłam zęby i schyliłam się, żeby ją zobaczyć. W tym momencie wpadłam do
wody. Niezdara ze mnie. Naprawdę nie
wiesz jak bardzo masz rozwiniętą koordynację o tej porze? Twój trener ostrzegał
cię, żebyś do niej nie zaglądała. – włączyła się moja szydercza
podświadomość. Nie dostrzegłam wcześniej, że nurt był tak silny. Walczyłam.
wierzgałam na wszystkie strony nogami i rękami, usiłowałam przytrzymać się
brzegu, ale to wszystko na nic. Woda była letnia i zalewała moja twarz.
Spazmatycznie łapałam powietrze... Przełknęłam ślinę i czułam jak serce wyrywa
mi się z piersi. To już koniec. Popłynę sobie rzeką i wpadnę do Atlantyku. Nawet
nie zdążę się z nikim pożegnać. Nie wygarnę Justinowi jakim jest idiotą, nie
będę miała okazji nawrzeszczeć na Mike’a i uświadomić mu, że to, co robi jest
bardzo złe. Nie powiem Monique, że jest najlepszą osobą, jaką spotkałam w moim
życiu. A to wszystko przez moją głupotę. Myślałam, że umrę inaczej. Nie
chciałam wtedy patrzeć na krzaki i las. Coraz trudniej oddychałam i zalazłam
się łzami. Usłyszałam krzyk przedzierający się przez szum w moich uszach.
Miałam w nich pełno wody. Zrobiło mi się słabo. Ujrzałam scenę jakby wyciętą z
filmu. Justin w białej bokserce poprawiał włosy i uśmiechał się do mnie.
Oświetlało go białe światło dochodzące z okna. Z jego ust wyczytałam coś w
rodzaju Kocham Cię. Był naprawdę szczęśliwy, miał ten
błysk w oczach. Patrzył się na mnie tak, jakbym była jego całym światem.
Dotknął mojego policzka zbliżając się do ust. Nagle wyimaginowane wspomnienie
zniknęło, a ja wróciłam do rzeczywistości.
Chwilę potem, gdy zdecydowałam się otworzyć oczy zorientowałam
się, że trzymałam prawdziwego Justina w pasie wbijając w niego paznokcie.
Ciągnął mnie do brzegu. Wdrapał się na ziemię i wyciągnął mnie z wody ciężko
oddychając. Wyplułam wodę, której jeszcze nie zdążyłam się napić prosto w jego
twarz. Zrobiło mi się zimno i wreszcie dotarło do mnie, że jestem zmarznięta,
mokra i półnaga. Zakryłam rękoma piersi. Justin wytarł swoim mokrym ubraniem
twarz, co w sumie nie miało najmniejszego sensu.
- Jak ty to robisz? – zapytałam czując, że się rumienię.
- Co takiego? – powiedział pożerając mnie wzrokiem.
- Pojawiasz się znikąd i ratujesz mi życie. – stwierdziłam,
dostrzegając jak bardzo głupio brzmi to zdanie.
- Jestem bohaterem. – odpowiedział, nie odwracając wzroku od
mojego ciała. Prychnęłam, wywracając oczami.
- Przestań się gapić. – warknęłam oburzona przyciskając, ręce do
piersi jakbym chciała, żeby znikły. – Gdzie są moje ubrania?
- Nie mam pojęcia.- wzruszył ramionami i podejrzanie się
uśmiechnął.
- Nie ciesz się tak i daj mi moje rzeczy! – wrzasnęłam.
Zapominając o tym, że obiema rękami zakrywam biust, uderzyłam go w ramie. Wyglądał
śmiesznie, miał mokre, przylizane włosy i marszczył brwi, a na czole pojawiły
mu się zmarszczki mimiczne.
- Nie masz się czego wstydzić, widziałem cię całą. – to ostatnie
słowo dosadnie podkreślił. Czy mógłby być
chociaż trochę gorszym uwodzicielem? Odetchnęłam głęboko.
- Oddaj mi moje ubrania, ja nie żartuje.- westchnęłam i patrzyłam
na niego z nadzieją, że zostawi mnie w spokoju. W końcu poszedł po nie. Były
schowane w wysokiej trawie niedaleko najbliższych drzew należących do lasu.
- Bez nich wyglądasz lepiej.- stwierdził susząc zęby. Nie
przepuści okazji do zabawy. Szczególnie do takiej, w której ja jej nie
widzę.
- Daj! – ryknęłam znów bez rezultatu. Wstałam z ziemi i miałam
ochotę wrzucić go do rzeki i zadusić, zostawić na samym dnie. Oczywiście uprzednio
odbierając mu moją bluzkę, spodnie i stanik.
- Okej, ale coś za coś.- wstał i zmierzył się ze mną wzrokiem.
- Czego chcesz żmijo? - zapytałam
- Pocałunku.- uśmiechnął się czarująco.
- Okej.- musnęłam szybko jego usta i czekałam, aż dostanę z powrotem
moje ubranie. – Oddawaj!- rozkazałam pewnym tonem. Ale jak zwykle nasze zdania
się nieco różniły.
- Dłuższego.- zażądał i zanim zdążyłam zaprotestować (chłopak ma
naprawdę niezły refleks, trzeba mu to przyznać) objął mnie swoim silnym
ramieniem. Poczułam jego wilgotną skórę. Była cieplejsza od mojej. Pocałował
mnie z pasją, jakiej długo nie czułam. Miałam wrażenie, że całuję tego chłopaka,
z którym spotkałam się pierwszy raz, który był przeciwieństwem mojego
nieznośnego trenera. Ta chwila czułości trwała tak długo, aż zabrakło nam
powietrza w płucach. Za nic żadne z nas nie chciał go przerywać. Wiem, że tracę
głowę, ale może taka się urodziłam? Próbowałam to powstrzymać, ale ten moment
przypomina stan upojenia.
- Wystarczy.- wyszeptałam, bo nie dałam rady normalnie
mówić.
- Jeszcze raz.- mruknął, pochylając się w stronę moich ust.
Odsunął moją dłoń zakrywającą piersi i zarzucił ją sobie na ramię. Na jej
miejscu położył swoją. Ścisnął moją pierś, co spowodowało, że przeszedł przeze
mnie prąd. Bezczelnie wykorzystuje sytuację. Nadepnęłam go zdrową nogą, aby się
ode mnie odczepił.
- Pieprz się.- warknęłam i z ręki, którą mnie obejmował wyszarpnęłam
mu moje rzeczy i odeszłam w głąb lasu się przebrać.
- Z tobą zawsze! – usłyszałam zza pleców krzyk mojego Romeo.
Jednak chcę do domu.
******
- Jak tylko wrócimy z Monique i Jevem do Mike'a, zapominamy o tym,
co nie powinno się zdarzyć. – uznałam, jedząc grzankę. Siedziałam naprzeciwko
Justina na stacji benzynowej w stylu lat osiemdziesiątych z barem. Miło było
coś wreszcie zjeść. Trochę nam zajęło dotarcie tutaj, ale było warto. Byłam tak
bardzo głodna, że zjadłabym z wielką ochotą płatki owsiane, za którymi nie
przepadam.
- To jest moja praca.- powiedział wreszcie z buzią pełną smażonego
bekonu. Nie sposób było się nie śmiać z tego widoku. – Co?
- Jesz jak świnia.- powiedziałam przez śmiech. – I masz gniazdo na
głowię.- jak on to robi, że wyglądając, jakby przed chwilą przeszło po nim
tysiąc wściekłych wiewiórek, a parę z nich założyło sobie zapasy w jego włosach,
nadal przypomina modela z okładki Teen Vogue.
- Masz coś we włosach.- nachylił się przez stół i z uwagą
rozdzielił kosmyki moich włosów.
– Au!
- Przepraszam, pociągnąłem cię? – zapytał takim tonem jakim
dziecko przeprasza swoją mamę, że wzięło lizaka bez pytania.
- Żartowałam.- uśmiechnęłam się do niego.
- Nieśmieszne.- skomentował cierpko.
- A zabieranie mi ubrania to już tak?
- To część treningu.- oznajmił z szerokim uśmiechem, na twarzy. –
Dobry nauczyciel ćwiczy wszędzie. – Świetnie, mamy tu prawdziwego trenera
z powołania.
- Ale nie chcę ,,ćwiczyć’’ parę minut po tym, kiedy prawie umarłam.-
powiedziałam mrużąc oczy.- Nie uważasz, że to przesada? Poza tym, czy naprawdę
jestem taka najgorsza? - Nie wierzę, że akurat jego pytam o zdanie.
- A kto powiedział, że wtedy to ty ćwiczyłaś? Może ja
próbuję się czegoś od ciebie nauczyć? - powiedział tajemniczo.
- Przestań robić mi wodę z mózgu.- powiedziałam szybko, połykając
ostatni kawałek tostu.- Spróbowałbyś poćwiczyć sobie z Jeviem. Nowe
doświadczenie na pewno by cię wzbogaciło.
- Ha, jeszcze bardziej śmieszne.- zironizował i zaczął udawać, że
się śmieje.
- Jak nie to nie, ale ja nie będę twoją zabawką.- powtórzyłam ku
jego przestrodze po raz setny. Wciąż żywiłam tą głupią nadzieję, że za
którymś razem mnie posłucha.
- Szkoda, bo świetnie się tobą bawię.- uśmiechnął się i rozłożył wygodnie
na kanapie, patrząc na mnie uważnie z założonymi rękoma pod głową.
- Jak ich znajdziemy? – zapytałam składając talerze, aby kelnerka
mogła je zabrać.
- Myślę, że przejdziemy się nad rzekę, a teraz do drzwi.- rozkazał
nieoczekiwanie nim zorientowałam się co się dzieje i o co mu chodzi chwycił
mnie za rękę, i wybiegliśmy z baru nie płacąc za jedzenie.
- Nie mogliśmy zapłacić? - powiedziałam z paniką słysząc jakiś
męski głos, który kierował w naszą stronę wyzwiska.
- Jesteśmy w mafii, my nigdy nie płacimy. Poza tym, masz coś przy
sobie? – zapytał, widząc moją minę. – No właśnie.
Schowaliśmy się za samochodem, Justin podszedł do drzwi kierowcy i
kombinował coś przy zamku, aż go nie wyłamał.
- Co ty wyprawiasz? – spytałam zaskoczona.
- A jak ci się wydaje, księżniczko? Załatwiam nam karocę.- warknął
otwierając drzwi.- Dalej, wsiadaj. – poganiał mnie.
Oszołomiona wsiadłam z drugiej strony. Justin od razu odpalił
silnik i wyjechał z parkingu potrącając właściciela. Wcisnął pedał gazu i
przekraczając prędkość jechaliśmy bez celu, jak najdalej od kolejnych kłopotów,
których spodziewaliśmy się niedługo.
- Działasz jak klej na problemy.- wywnioskowałam na głos, składając
ręce na piersi.
- Mógłbym to samo powiedzieć o tobie.- oderwał jedną rękę od
kierownicy, zaczynając przeszukiwać nerwowo całe auto. Obserwowałam go zdziwiona,
gdy grzebał w kieszeni swoich spodni. Wyjął z niej zapalniczkę.- Trzymaj!-
powiedział, wrzucając mi ją do rąk.- Zobacz czy działa.
- Szczerze wątpię, żeby po kąpieli...- urwałam, ponieważ zapaliła
się. Spojrzał na mnie z wyraźnym zadowoleniem na twarzy.
- Uprzedzając twoje następne pytania, jedziemy nad rzekę, spalimy
tam ten samochód i poszukamy ich.- wreszcie, ktoś mi coś mówi… to się
chwali. Może on wcale nie jest takim
najgorszym partnerem?
- A jeżeli... – przełknęłam ciężko ślinę.
- Na pewno żyją.- zapewnił i przejechał opuszkami palców po moim
ramieniu, dodając mi tym otuchy.
Po jakiś trzech godzinach przejażdżki terenowej po brzegu rzeki,
doszliśmy do wniosku, że jedziemy w złą stronę, a jeszcze bardziej zadziwiające
było to, że nigdzie nie widzieliśmy wraku samochodu i naszych przyjaciół.
- Jak mogłeś nie zauważyć, że jedziemy przeciwnie do prądu wody? -
zapytałam zażenowana podpierając się łokciem o szybę z ręką przy czole.
- Dezorientujesz mnie. Dla ciebie wszystko się rusza, wszędzie
widzisz ludzi.- powiedział wkurzony.
- Próbuje pomóc.
- Nie pomagasz.- zatrzymał samochód.
- Och wiem, po prostu zawróć.- mruknęłam wściekła i machnęłam ręką
bezradnie.
- To nie będzie takie proste, mało tu miejsca.- syknął przez
zęby.
- To wpakuj go do wody, tylko pozwól mi wysiąść. I tak
chciałeś go spalić.
- Tak, ale chciałem to zrobić w jakimś celu.- spojrzał na mnie.
Wytrzymałam jego spojrzenie. Siedzieliśmy tak w chwili ciszy.
- Oświeć mnie.- poddana westchnęłam w końcu.
- Nie uważasz, że samochód który został skradziony i nagle sobie
dryfuje po wodzie jest podejrzany? – syknął takim tonem, przez co poczułam
się przy nim wyjątkowo głupia.
- A, po to.- wydusiłam rozumiejąc. - Dobra wysiadamy i idziemy
pieszo.
- Ściemnia się. Nie znajdziemy ich już dzisiaj.
- Nie, nie i nie! Nie namówisz mnie na kolejną noc w lesie!-
spojrzałam na niego przerażona, stanowczo kręcąc głową. Zdawał się panować nad
sytuacją, ale ja nie. Oddalił się ode mnie i zaczął się rozglądać.
- O patrz, tam coś jest! - wykrzyknął. Serce zabiło mi szybciej,
podbiegłam do niego. Znaleźliśmy ich! Całe
szczęście!- krzyczałam w duchu uradowana.
- Widzisz ten stary samochód?
- Myślałam, że widzisz Monique i Jeva...- jęknęłam zrezygnowana i
założyłam ręce na piersi. Mój gwałtowny entuzjazm znikł równie szybko jak się pojawił.
- No i co z tym samochodem?
- W nim dzisiaj śpimy. - oznajmił bez ustalania tego ze
mną.
- Ale on jest kogoś.- napomknęłam.
- Ten skradziony też nie był niczyj.- przypomniał mi. Przed nami rozciągały
się kilku hektarowe pola. W oddali widziałam jakieś gospodarstwo
wiejskie.
- A właśnie. Zostań tu.- powiedział i poszedł w stronę skradzionego samochodu.
Zapalił zapalniczkę i podpalił samochód. Na początku spokojnie się podpalał.
Justin zaczął biec w moją stronę. Chwile później ciszę przerwał huk i samochód
eksplodował. Ptaki wystraszyły się i wyleciały w powietrze. Pewnie inne
zwierzęta też były przerażone.
- I jak, spodobało się?
- Czad, normalnie. - powiedziałam z sarkazmem.
___________________________________________
Witajcie po długiej przerwie!
Przepraszam, że musieliście tak długo czekać.
W ciągu tych świąt wielkanocnych, spodziewajcie się
kolejnego rozdziału.
Szykuje coś specjalnego, ale o tym później.
Najcudowniejsza piosenka, której zawdzięczacie ten rozdział:
Teledysk po prostu niesamowity. Uwielbiam <3
Zapraszam jak zwykle na mój twitter,
jeżeli chcielibyście mnie troche powyzywać, albo po prostu pogadać.
Jeżeli spodobał Ci się ten rozdział, bądź uważasz, że całkiem go zawaliłam, tudzież zniszczyłam twoje wszelkie wyobrażenia, lub po prostu wiesz, że sprawi mi to wielką radość i być może zainspiruje
napisz komentarz.
Ten rozdział aż prosi się o komentarz o treści jdhsjshdbsjsbdjzhahrjdieveieppdidiiugvdsasthvggjceewwqwgxgjogfjjjeishdnfjvoshehcntjcuagrbjgjfoahevhdjdjchfcbdhchejhfjrrhsjjrbdidjrhrbdbdjkrjrbebjsndbtjskedjjsdbbtjdjrbdjbdbfjdnfrejsjbrjeidbrjd bo tylko to w pełni oddaje jego PERFEKCJE ♥
OdpowiedzUsuńDo następnego xx
@_nikola_1d
kjbhjbvjhvjhvjhv booooooooski
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńŚwietny. Czekam na kolejny :) no i zapraszam do mnie http://my-boyfriend-jb.blogspot.com/?m=1 mam nadzieję ze się spodoba, dopiero zaczynam więc są tylko bohaterzy ale już kończe rozdział 1 :)
OdpowiedzUsuńDroga Doriko,
OdpowiedzUsuńrozdział 16. zachwycił mnie. Piszesz to w taki fajny sposób. Wiesz, kocham twój styl. Wszystko jest przesiąknięte ironią, kpiną, sarkazmem jak chleb przesiąknięty mlekiem. Jak nieszczęsna frytka przesiąknięta tłustym olejem. Jak gąbka przesiąknięta wodą. Jak ciastko przesiąknięte herbatą. Jak mój mózg przesiąknięty wiedzą po dniu w szkole. Hahahaha, tak. Z tym ostatnim przesadziłam, przepraszam. Mój mózg jeszcze nigdy nie był przesiąknięty wiedzą, a szkoda. XD Cóż, wracając do właściwego tematu - zaciekawiasz każdym zdaniem, wszystko pisane jest w taki lekki, fajny i co ważne ZABAWNY sposób. Kocham, kiedy czytając rozdział na twarz mimowolnie wkrada mi się uśmiech.
Kolejna rzecz. Za każdym razem po zbliżeniu się Rach i Justina czuję nie dosyt (jestem pewna, że nie tylko ja). Na pewno każdy z nas myśli sobie " No kurcze, czy oni nie mogą chociaż raz zachować się normalnie, jak przystało na dorosłych i zakochanych w sobie ludzi? Czy nie mogą się normalnie pocałować, bez żadnych wyzwisk, wyznając sobie tak bardzo skrywane uczucia? Czy nie mogą stworzyć tej pięknej szczęśliwej pary zakochanych, do jakiej są przeznaczeni? Czy nie mogą pokonać wszelkiego zła, w tym Mike'a, i zacząć nowe, normalne i WSPÓLNE życie z dala od problemów?" Otóż to. Na 100%, a może i nawet na 108%, każdy z czytelników zadawał sobie to pytanie (a jeśli nawet nie, to na pewno musiał myśleć podobnie, niecierpliwie czekając na jakąś sytuację pt. "Rach nie wyzywa Justina, a Justin wyznaje jej uczucia"). Z każdym nowym rozdziałem to zaciekawienie i wręcz zniecierpliwienie narasta. A ty po prostu robisz to po mistrzowsku. Bo jeśli już w 2 rozdziale walnęłabyś jakąś piękną scenkę miłosną, gdzie słodki Justin oświadcza się słodkiej Rachelle, to byłoby tandetne i po prostu nudne. Tymczasem ty tak bawisz się nimi, tj. bohaterami, że opowiadanie czyta się z fascynacją, ciągłym, wzrastającym zaciekawieniem. Sama zresztą widzisz po komentujących. Bidulki nie są w stanie złożyć nawet najprostszego zdania, które oddałoby to, co czują po przeczytaniu rozdziału i jedynie na myśl przychodzi im coś w stylu "bsiocbdivb ibvioqwbpoowoxpoasncpewbvwpiuwyegcwu". I ja doskonale to rozumiem. Bo opowiadanie Doriki jest naprawdę wspaniałe i wystarcza nam wszystkim tylko czekać na kolejne rozdziały, które pojawiają się niestety dosyć rzadko, coraz rzadziej.. Ale dziewczyny, uwaga, ja postaram się to zmienić. : )
Na zakończenie chciałabym tylko powiedzieć, że...MAKA PAKA MYJE SIUSIAKA.
Kocham, super, świetnie! :* ♥
Jeny kocham twojego bloga! To jacy oni są.... Jejsbsisbjsnaksbushsns :)
OdpowiedzUsuńPs. Zapraszam do siebie :) http://do-you-wanna-fight.blogspot.com/?m=1
super blog
OdpowiedzUsuńkocham Twojegi bloga dopiero co na niego natrafiłam i przeczytałam wszystko od początku
OdpowiedzUsuńSuper rozdział uwielbiam ich przepychanki słowne oni są niesamowici
OdpowiedzUsuń