Gdy tylko wróciłam do
pokoju w towarzystwie Thomasa - jednego z ochroniarzy Mike’a, zamknęłam za sobą
drzwi. Opierając się o nie plecami odetchnęłam głęboko, ponieważ poczułam się
słabo. Miałam dziwne wrażenie, że w pokoju jest bardzo duszno. Kiedy
stwierdziłam, że głębokie oddychanie na nic się zdaje, chwiejnym krokiem
podeszłam do okna. Szeroko je otworzyłam, czując przy tym chłodny wiatr, muskający moją twarz. Nagle zaczęło mi się kręcić w głowie. Dotknęłam prawą
dłonią czoła i po raz setny głęboko odetchnęłam, chcąc odpędzić nadchodzące
mdłości. W głowie cały czas miałam widok krwawiącej, martwej dziewczyny.
Wiedziałam, że nigdy nie zapomnę tego obrazu. Niezależnie od tego, jak bardzo
morderca wydaje się być obojętny na czyjąś śmierć, nie zapomina swoich ofiar.
Pamięta je do tego stopnia, że widzi ich twarze w swoich snach, bo tylko w
czasie snu nie może panować nad wyrzutami sumienia. Czułam się winna. To Mike kazał mi to zrobić, to on zmusił mnie, żebym ją zabiła. Nie dał mi wyboru, ale ja byłam tą, która pociągnęła za spust. W ubraniach rzuciłam się na łóżko z tymi wszystkimi
myślami krążącymi po mojej głowie. Nie mogłam uwierzyć w to, co się stało. To
nie był pierwszy raz, gdy Mike mnie uderzył. Przy pierwszym razie mogłam mieć
nadzieję, że nie zrobi tego więcej, ale po drugim byłam niemal pewna, że
powtórzy to prędzej czy później, kiedy coś nie będzie mu się podobało.
Nadzwyczajnie w świecie bałam się go. Dziwnym byłoby, gdybym się nie bała.
Howard był mordercą, mógł mnie zabić jednym skinieniem palca. Jedyne co mogło
mnie w tej chwili uspokoić to myśl, że on nadal mnie potrzebuje. Tylko ja i
Monique naprawdę go znamy. To nam mógł ufać najbardziej. Nie pozbędzie się mnie
tak łatwo. Chociaż nie chciałam go już widzieć nigdy więcej, nie wyobrażałam
sobie życia bez niego. Miałam wrażenie, że nie poradzę sobie sama. Nie teraz,
gdy wczoraj ktoś chciał mnie zabić. Możecie mnie oceniać, ale jeśli na świecie
istnieje jedna rzecz, którą znasz to trzymasz się jej kurczowo, nawet jeśli jest
zła. Postanowiłam, że będę zachowywać się tak, jakby nic się nie stało. Uniknę
sytuacji, które mogłyby go zdenerwować na tyle, by skrzywdził mnie ponownie. Od
tej chwili on jest ostatnim człowiekiem na ziemi, który miałby prawo mnie
zranić. Wtuliłam policzek w poduszkę i usnęłam zmęczona tym wszystkim, co
czułam. Przytłoczona własnymi uczuciami. Nazajutrz obudziłam się czując wilgoć
pod oczami. Płakałam przez sen? Niezdarnie
wygrzebałam się z ciepłej pościeli, wykonałam poranną toaletę i ubrałam jasne jeansy oraz czarną bluzkę.
Związałam włosy w kitkę, zrobiłam lekki makijaż i poszłam do restauracji, by
pysznym śniadaniem zacząć kolejny okropny dzień. Zastanawiałam się czy będzie
mi dane kogoś zabić, czy może ktoś zabije dziś mnie. Nie potrafiłam powiedzieć,
co bardziej mi odpowiadało, jakkolwiek
karkołomnie to brzmi w połączeniu ze śmiercią. W restauracji pierwszą osobą, na
którą zwróciłam swoją uwagę była Monique. Gdy tylko mnie zobaczyła zaczęła w
pośpiechu kończyć swoje śniadanie, aby jak najszybciej oddać talerz do kuchni i
zejść mi z oczu. Prawdopodobnie zrobiłabym to samo co ona, jednak wiedziałam,
że muszę to skończyć. Potrzebowałam wsparcia i jej, osoby dzięki której jeszcze
nie zwariowałam. Tęskniłam za nią. Za jej głupim paplaniem, dziwnymi
refleksjami i wymyślnymi pomysłami. Była moją namiastką normalności,
przyjaciółką, której naprawdę zależało na moim szczęściu. Zawsze mogłam na nią
liczyć, kiedy było mi źle. Nie chciałam o niczym mówić Justinowi. Gdybym mu
powiedziała, że Mike uderzył mnie, pewnie znowu zacząłby namawiać mnie bym z nim zerwała. Justin powinien myśleć, że jestem silna, że takie rzeczy nie
powinny mnie złamać. Mimo, że go kochałam nadal czułam jakąś cząstkę rywalizacji
między nami. Nie chciałam, by traktował mnie jakbym była osobą, którą musi
chronić. Słabą dziewczyną, którą musi się zaopiekować. Chciałam być dla niego
wielką tajemnicą, wyzwaniem, które jest trudne do podjęcia, ale jednocześnie
kuszące zwycięstwem. Ja go takim widziałam. Podeszłam do stolika Monique, który
był przystrojony czerwonymi serwetkami i śnieżnobiałym obrusem. Gdy tylko
zauważyła, że idę w jej stronę zaczęła wstawać z krzesła, unikając ze mną
kontaktu wzrokowego.
- Zostań!- powiedziałam
zdecydowanym głosem, chwytając ją za rękę, którą chciała złapać talerz. Spojrzała
na mnie swoimi niebieskimi oczyma tak bardzo podobnymi swoją intensywnością koloru do oczu jej brata, które idealnie odbijały się od jej czarnego luźnego swetra. Zatkało mnie, nie
wiedziałam, co chciałam jej wcześniej powiedzieć.
- Czego ode mnie chcesz? –
zapytała sucho, ale jej ton nie brzmiał wrogo, więc próbowałam dalej.
- Potrzebuję cię, mam
dosyć tego, jak obie udajemy, że wcale się nie widzimy. – wydusiłam to z siebie
i usiadłam przed nią. Skinęłam głową, by zrobiła to samo. Powoli, nie
spuszczając ze mnie oczu usiadła na swoim krześle i poprawiła włosy. – Tęsknię za
tobą.- powiedziałam szczerze. Przez chwilę Monique nic nie mówiła, ale potem chwyciła mnie za rękę.
- Ja za tobą też. –
powiedziała cicho i uśmiechnęła się, co też odwzajemniłam. – Nie powinnam o
niego pytać. Wiem, że to drażliwy temat. Nie powinnam cię o to osądzać. –
spuściła wzrok w dół, ale widziałam, że jest jej głupio. - Justin jest … -
przerwała na minutę i zrobiła się spięta. Pokręciła głową na boki i wreszcie spojrzała mi prosto w oczy.- Kochasz
mojego brata, prawda? – tego pytania się nie spodziewałam, teraz ja spojrzałam
w dół. To nie tak, że go już nie kochałam, ale nie mogłam zaakceptować tego, jaki się stał przez te kilka miesięcy. Wreszcie odchrząknęłam i biorąc oddech, dopiero
teraz uświadomiłam sobie, że też jestem zdenerwowana.
- Tak.- odpowiedziałam
tylko cicho i widziałam jak niepokój wymalowany na jej twarzy zmienia się w
wyraz ulgi. Atmosfera między nami się rozluźniła.
– Mam ci tyle do opowiedzenia.- oznajmiła po chwili podekscytowana. Cieszyłam się, że wreszcie mogę z nią porozmawiać, ale teraz ukrywanie przed nią prawdy będzie jeszcze trudniejsze niż myślałam. Czy kiedykolwiek pozbędę się tego ciężaru? Nie chciałam jej stracić ponownie. Nie chciałam jej okłamywać, ale są takie sprawy, które wymuszają na nas kłamstwa i nic na to nie możemy poradzić. – Nawet nie wiesz ile cię ominęło! Rozmawiałam z Jevem. – rozsiadła się wygodnie, opierając się o oparcie siedzenia.
– Mam ci tyle do opowiedzenia.- oznajmiła po chwili podekscytowana. Cieszyłam się, że wreszcie mogę z nią porozmawiać, ale teraz ukrywanie przed nią prawdy będzie jeszcze trudniejsze niż myślałam. Czy kiedykolwiek pozbędę się tego ciężaru? Nie chciałam jej stracić ponownie. Nie chciałam jej okłamywać, ale są takie sprawy, które wymuszają na nas kłamstwa i nic na to nie możemy poradzić. – Nawet nie wiesz ile cię ominęło! Rozmawiałam z Jevem. – rozsiadła się wygodnie, opierając się o oparcie siedzenia.
- To cudownie! – byłam
lekko zszokowana, Jev wreszcie posłuchał mojej rady. Przynajmniej oni będą
szczęśliwi. W przeciwieństwie do mnie i Justina nikt nie mógł im zakazać być razem. Ich
związek będzie realny, nie będzie umową istniejącą tylko pomiędzy dwoma
osobami.
- Nie jesteśmy jeszcze
razem, ale pracuję nad tym. - odparła uśmiechnięta, biorąc łyk herbaty. – Tylko
nie wiem, czy to dobry pomysł. Pracujemy razem, jeśli się nie uda, będzie
bardzo niezręcznie.- stwierdziła cierpko. Wiedziałam, że od początku bardzo jej na nim
zależało.
- Każdy zasługuje na
miłość, jeśli nie dasz jej szansy, będziesz tego żałować.- powiedziałam, chcąc
dodać jej otuchy.
- Pewnie masz rację. –
westchnęła i spojrzała w stronę drzwi restauracji. Byłam pewna, że chciałaby,
żeby Jev właśnie przez nie wszedł.
- Oczywiście, że mam.-
uśmiechnęłam się szczerze. – Wszystko w swoim czasie, po prostu bądź cierpliwa. Jev to
naprawdę fajny facet, powinnaś dać mu szansę.
- Co do cierpliwości, martwię
się o Mike’a, od rana chodzi jakiś wściekły. Wiesz co się stało? – zapytała
mnie.
- Przypuszczam, że
zachowuje się tak przez to, co stało się wczoraj…
- Co takiego? – przerwała
mi zdziwiona.
- Można powiedzieć, że
lekko wyprowadziłam go z równowagi. Zabrał mnie do piwnicy.- wzdrygnęła się na
ostatnie słowo, a ja biorąc oddech, kontynuowałam zgaszona.- Nazwałam go
psychopatą przy wszystkich. Naprawdę nie chciałam nikogo zabijać. Ta dziewczyna
była taka młoda, wyglądała niewinnie, a on kazał mi ją tak po prostu zabić,
jakby była rzeczą, zwierzątkiem, zabawką.- przymknęłam oczy, chcąc odpędzić złe
wspomnienia.- On tego nie rozumie, ale ja mam dość. Jestem słaba, to wszystko
mnie przerasta. – szepnęłam cicho, nie chcąc się do tego przyznać.
Monique tak jak ja nie
pochwalała zachowania swojego brata. Zazwyczaj pomijałyśmy to, co dzieje się w
piwnicach hotelu. Nie chciałyśmy o tym myśleć. Dopóki tego nie widziałyśmy
wszystko było dobrze. Mogłyśmy obserwować poczynania Howarda, ale żadna z nas
nie chciała mu się sprzeciwić. Dla nas obu był ważny. Chciałyśmy być jego
wsparciem, jeśli nie stałybyśmy po jego stronie, to uważałby nas za wrogów.
- Powiedziałaś mu, że jest
psychopatą? – zapytała mnie, unosząc brwi ze zdumienia.
- Tak. – odparłam
spokojnie.
- Przegięłaś.- Naprawdę? A jak inaczej nazwałabyś kogoś,
kto maltretuje ludzi bez powodu? W porządku, może istnieje jakiś powód, dlaczego
Mike to robi, ale żaden nie był wystarczający, żeby usprawiedliwić jego
okrucieństwa. – miałam powiedzieć te słowa na głos, ale w porę przypomniałam
sobie, że Monique jest jego siostrą i ugryzłam się w język.
Nagle mój wzrok przykuła pewna blondynka, która siedziała w
kącie restauracji. Wydawała mi się znajoma. Normalnie nie zwracałam uwagi na
gości hotelu, ale wiedziałam, że ta dziewczyna nie jest zwykłym klientem
restauracji. Nie potrafię powiedzieć skąd to wiedziałam. Po prostu miałam w
głowie coś w rodzaju radaru i wyczuwałam ludzi z ,,mojego’’ świata. Gdy
dostrzegła, że intensywnie się jej przyglądam poprawiła się na krześle,
zerknęła na mnie, po czym błyskawicznie odwróciła wzrok. Moje zainteresowanie
dostrzegła też Monique, która po chwili spojrzała na nią i natychmiast
odwróciła się, słysząc moje pytanie.
- Kim ona jest? –
zmarszczyłam brwi, pochylając się nad Monique i ściszając ton głosu, ponieważ
obawiałam się, że ktoś może nas usłyszeć.
- Jest nowa. Nie wiem jak
się nazywa.– poinformowała mnie i również przybliżyła się do mnie, mówiąc dalej cicho. – Mike cały czas się nią zajmuje i nie dał mi
szansy, by z nią porozmawiać.
- Co ona ma tutaj robić? –
czułam jak moje palce zaczynają drżeć, więc schowałam je pod stół. Zmuszałam
się do tego, by nie patrzeć w jej stronę.
- Z tego co wiem, Mike
zatrudnił ją, żeby odwracała uwagę na misjach. – To do mnie należało to
zadanie. Czyżbym właśnie przyglądała się
mojej następczyni? Nie, na pewno nie... ona jest nowa, nie ma pojęcia co ją
czeka. To ja mam doświadczenie, Mike mnie nie wyleje. Próbowałam się pocieszyć
w myślach, ale szczerze mówiąc już uważałam ją za swoją rywalkę. Gdyby Justin
był tutaj śmiałby się ze mnie, że wariuję. I pewnie miałby rację. Jeśli ta
dziewczyna zajdzie mi za skórę, nie zawaham się pokazać, gdzie jest jej
miejsce. Skrycie i uważnie przyglądałam się blondynce, całkiem nie słuchając wykładu
Monique na jej temat. Nagle przypomniało mi się, gdzie mogłam ją widzieć.
Korytarz. Mijałam ją. Myślałam, że jest zabawką Mike’a. To na pewno była ona.
- Podobno przyjechała
tutaj z Kanady. Nie rozmawiałam z nią, ale wydaje się być miła… - kontynuowała Monique.
– Rachelle, czy ty mnie w ogóle słuchasz? – wyrwała mnie z transu.
- Tak, tak oczywiście.-
mruknęłam, wracając myślami do rozmowy z Monique, która w sumie przed chwilą
przekształciła się w monolog. – Kelner! – wrzasnęłam i zaczęłam nerwowo wybijać
rytm palcami o stół.- Poproszę dwa kieliszki czystej wódki! – spojrzałam
ostatni raz na tą nową. Dlaczego ona jest
ładna? – warknęłam ze złością w myślach.
******
Od rana nie widziałam
Justina, co mnie trochę martwiło. Zazwyczaj czekał na mnie rano na moim piętrze
i razem schodziliśmy do restauracji. Gdy wracałam z ćwiczeń w jednej z sal
gimnastycznych, gdzie znajdowało się boisko do koszykówki usłyszałam jakieś
krzyki. Postanowiłam sprawdzić, co tam się dzieje. Z każdym kolejnym krokiem w
stronę sali krzyki stawały się bardziej wyraziste. Intuicja mnie nie myliła.
Teraz bez problemu mogłam rozpoznać pełne ekscytacji głosy Justina i Scoota.
Wychyliłam głowę zza drzwi i zobaczyłam, że grają w koszykówkę, walcząc jeden
na jeden. Oboje byli ubrani w stroje koszykarskie, które podkreślały ich
umięśnione i wysportowane sylwetki, a ich skóra była wilgotna od potu. Próbowali
odebrać sobie piłkę i wrzucić ją do kosza przeciwnika. Z uśmiechem i założonymi
rękoma obserwowałam ich zaciętą walkę. Minęło trochę czasu, zanim mnie zauważyli.
- Rachelle! – wrzasnął
Scoot, który pierwszy mnie ujrzał i odwrócił wzrok od Justina, rzucającego
piłkę do kosza, która niestety do niego nie trafiła, ponieważ blondyn, usłyszawszy moje imię, obrócił się w stronę drzwi. Nieśmiało weszłam do środka i
zostałam uduszona przez tego pierwszego.
- Fuj! Śmierdzisz, nie
przytulaj mnie! – krzyknęłam z opóźnieniem, gdy trzymał mnie już w swoich spoconych
ramionach.
- Jeszcze ją udusisz! –
usłyszałam z daleka niosący się echem rozbawiony głos Justina. Widząc go od
razu uśmiechnęłam się szerzej, zatapiając się w tych magicznych oczach. Przestań, dziewczyno to tylko brązowe oczy.
Nic niezwykłego… Zaczął wycierać się szarym ręcznikiem i iść w naszą
stronę.
- A co, zazdrosny jesteś? –
zapytał Scoot, drocząc się z nim. Wzdrygnęłam się i zmarszczyłam nos, gdy prowokacyjnie przytulił
mnie do siebie mocniej, a mój nos znalazł się bliżej jego pachy. Wreszcie mnie
puścił i mogłam przywitać się z Justinem.
- Nie mógłbym być o nią
zazdrosny. Jeszcze wiele musi się nauczyć, żeby być na moim poziomie. –
zdziwiona zmarszczyłam brwi i zatrzymałam się przed nim, kompletnie nie wiedząc
co zrobić. – Poza tym ona nie jest w moim typie, wolę blondynki. Mniej wyszczekane i bardziej dojrzałe blondynki.– uściślił, na jego szczęście mam wyjątkowo wielkie pokłady cierpliwości by dzisiaj równie z wielką ochotą go nie uderzyć. O co mu chodzi?
- Masz ze sobą jakiś
problem? – warknęłam z oburzeniem. Nie byłam przygotowana na taką
scenę.
- Przepraszam, czyżbym czymś cię
uraził? – zapytał aroganckim tonem głosu.
- Uraziłeś mnie? –
zaśmiałam się sztucznie. - Kolor włosów mogę zawsze zmienić, ale tobie rozumu
już raczej nie przybędzie.- mruknęłam i usłyszałam za plecami śmiech Scoota.
- Nie będziesz dobrze
wyglądała w kolorze blond.- nieproszony wyraził swoje zdanie i zwrócił się do
Scoota.- Wygrałem, idź do automatu i kup mi wodę! – powiedział, rzucając ręcznik
na ławkę i zaczął intensywnie na mnie patrzeć.
- Tylko się nie
pozabijacie! Wracam za sekundkę.- krzyknął do nas i wyszedł z sali.
- Zachowałeś się jak
dupek. – powiedziałam w końcu wściekła na niego.- Nie musiałeś mówić tego
wszystkiego. To tylko Scoot. – nie powiedział nic, tylko przyciągnął mnie do
siebie i pocałował. Jego oczy złagodniały.
- Właśnie tak powinnaś się
ze mną przywitać.
– Co robisz? Zwariowałeś?
– zareagowałam szybko odpychając go od siebie i patrzyłam na niego spanikowana. – W każdej chwili ktoś tu
może wejść. – dopowiedziałam ciszej.
- Przepraszam. – szepnął w
końcu.- Naprawdę nie chcę, żeby to wyszło na jaw.
- Obraziłeś mnie. Nie
rozumiem jak to ma pomóc w ukrywaniu prawdy.- Justin czule odgarnął kosmyk
moich włosów z twarzy. Zrównał mnie do poziomu napalonej małolaty.
- Uspokój się, wiesz, że
tak nie myślę, po prostu nie chcę, by ktoś dowiedział się o nas. Może dlatego
przesadziłem.- Cóż, całowanie mnie na sali gimnastycznej przeczy
temu, co mówi. - W końcu jestem twoim nadętym i irytującym trenerem uwodzenia.
No właśnie, co ja w nim takiego zobaczyłam?
No właśnie, co ja w nim takiego zobaczyłam?
- Zapomniałeś też o tym,
że jesteś nieznośnie natrętny.- dodałam z udawanym przekąsem.
- Przepraszam, za dużo o
tym wszystkim myślę. Ja po prostu lubię cię denerwować, ale nigdy nie miałem zamiaru
cię zranić.- przerwał na chwilę, aby westchnąć i pogładzić moje ramię.- Wiesz, że jesteś dla mnie idealna, prawda? –
zapytał ciepłym głosem, wbijając we mnie te jedno ze swoich hipnotyzujących
spojrzeń.
- To nie myśl, tylko mnie
kochaj. – wspięłam się na palce i pocałowałam go. Dlaczego to
zrobiłam, skoro przed chwilą miałam do niego o to pretensję? Nie zawsze muszę
zachowywać się taktownie… – Tak dobrze cię dzisiaj widzieć. – szepnęłam w jego
usta.
- I kto tu teraz jest
nieostrożny? – wypomniał mi, uśmiechając się cwaniacko. Kiedy miałam mu
odpowiedzieć, że jest przebrzydłym prowokatorem Scoot wszedł do sali, a ja
odsunęłam się od Justina i przybrałam niezadowolony wyraz twarzy. Na szczęście
nie zauważył, że staliśmy za bardzo blisko siebie, bo jedną ręką trzymał
telefon i pisał smsa, a w drugiej niósł dwie butelki wody mineralnej. Podniósł
wzrok znad telefonu i rzucił Justinowi jedną butelkę. Z pewnością złapałby ją,
gdybym go nie wyprzedziła. Chwyciłam butelkę, odkręciłam jej nakrętkę i wzięłam
dwa długie łyki.
- To była moja woda!
Zasłużyłem na nią! – powiedział oburzony. Zaczęłam uciekać z nią po całej sali.
Justin gonił mnie, aż w końcu złapał mnie w pasie i uniósł do góry, mówiąc groźnie -
Odkupujesz mi ją. – na co zareagowałam śmiechem.
- Nie ma takiej opcji.-
pokręciłam głową na ,,nie’’, nie przestając się uśmiechać. Postawił mnie na
ziemi, zabrał ode mnie butelkę wody i napił się z niej. Przez chwilę
zapomniałam, że Scoot jest z nami.
- Możemy skończyć mecz? –
zapytał mojego trenera zwycięzcę, trzymając piłkę do kosza w rękach.
- Oczywiście. – powiedział
szarmancko Justin, zacierając ręce.- Znowu muszę skopać ci tyłek.
- Po moim trupie.-
zaprotestował Scoot.
- Zobaczymy, co da się
zrobić. – wyszczerzył się i zabrał mu piłkę, podczas gdy ja usiadłam na ławce,
chcąc obejrzeć ich zmagania.
- Tylko się nie popisuj,
Bieber. – ostrzegł Scoot, stojąc w atakującej pozycji pod koszem. Zaczęli grać
i wyzywać siebie nawzajem. Oni zawsze
zachowują się jak dzieci…
Kiedy Justin i Scoot
skończyli mecz, przebrali się w szatni. Justin wyszedł pierwszy, dlatego miałam
okazję wreszcie z nim porozmawiać.
- Justin, muszę ci coś
powiedzieć.- położyłam lewą dłoń na jego piersi, uprzednio rozglądając się po
pustej sali.
- O co chodzi? – zapytał, obejmując
mnie ramieniem.
- Mike wczoraj zaprowadził
mnie do piwnicy. – poczułam jak jego biceps zaciska się mocniej wokół mojego
ciała. – Wiesz, co tam jest? – zapytałam go szeptem.
- Tak, zaprowadził mnie
tam parę razy.- odpowiedział bez emocji i chwycił moje obie dłonie.
- Musiałam zabić
dziewczynę…
- Skarbie… - przerwałam
mu, bo nie chciałam pocieszenia. Wiedziałam, że to nie zwróci jej życia.
- Chcę wiedzieć, dlaczego
się tam znalazła. Dlaczego one wszystkie tam są.- oznajmiłam mu, na co spojrzał
na mnie takim wzrokiem, że od razu wiedziałam, że mój pomysł nie bardzo mu się
podoba.
- Co ja mam z tym
wspólnego? – zapytał wreszcie, widząc że tylko na to czekam.
- Pomożesz mi. –
powiedziałam pełna nadziei. Nie brzmiało to jak pytanie, ponieważ Justin wiedział,
że musi mi pomóc, a ja wiedziałam, że mi nie odmówi. To, co chciałam zrobić
było bardzo ryzykowne i niebezpieczne. Bardziej niż wszystkie misje, które do
tej pory przeżyłam.
******
Mike miał do załatwienia
jakieś sprawy na mieście. Wiedziałam, że Charlotte ma przerwę obiadową o
trzeciej. Jedynym moim problemem była straż. Justin punktualnie o trzeciej powiedział
paru z nich, że jakiś mężczyzna wszczął bójkę z jednym z gości hotelu, a ochrona
na dole nie może sobie z nim poradzić i potrzebuje pomocy. Bez zastanowienia
dwoje mężczyzn pobiegło na dół, a wtedy ja i Justin weszliśmy do środka pustego gabinetu.
Gdy zamknęłam za sobą drzwi, szybkim krokiem podeszłam do biurka, na którym były
porozrzucane papiery i zaczęłam je przeglądać.
- Czego właściwie szukamy?
– Justin stanął na środku pokoju i zaczął drapać się po karku, błądząc wzrokiem
po całym pomieszczeniu.
- Powodów, dla których Mike
znęca się nad tymi kobietami w piwnicy.
- Gdyby takie były,
sądzisz że trzymałby je tutaj? Niezbyt mądre. – stał bezczynnie z założonymi
rękoma.
- Będę się martwić, jeśli
rzeczywiście nic tu nie znajdę. – powiedziałam wściekła, nadal nerwowo wertując
stertę papierów.
- Nie odpuścisz, co? –
westchnął głęboko z politowaniem.
- Musimy coś znaleźć. Jeśli
nadal dobrze go znam, znajdziemy to właśnie w jego gabinecie. Najciemniej jest
zawsze pod latarnią.- zaczęłam otwierać po kolei każdą szufladę w jego biurku.
Miałam tylko dziesięć minut na znalezienie tego, czego szukałam. Nagle poczułam
męskie dłonie, zaciskające się na moich biodrach. Justin podszedł do mnie bliżej, stając za mną. Naszych ciał nie dzielił nawet minimetr. Ograniczały nas tylko
ubrania. – Jeśli uważasz, że w gabinecie Mike’a zedrę z ciebie garnitur to się
mylisz. – warknęłam na niego. Ja naprawdę chciałam wiedzieć, dlaczego Mike robi
takie rzeczy, a on myśli tylko o jednym. Żadnego wsparcia. Nic.
- A może chociaż spodnie?
– zaproponował, pochylając się nade mną i gryząc mnie w ucho. Momentalnie
odsunęłam się, wyprostowałam i obróciłam się do niego przodem, by zmierzyć go
wzrokiem od góry do dołu.
- Dobrze.- powiedziałam przesłodkim
głosem.
- Serio? – zapytał
zaskoczony, że tak szybko mu uległam.
- Nie. – powiedziałam
stanowczo chwilę później i wróciłam do swojej poprzedniej czynności, przeglądając
zawartość jednej wielkiej koperty, którą znalazłam w drugiej szufladzie biurka. Bingo. Znajdowały się w niej akta kobiet. Każda z nich miała swój własny
dziewięciocyfrowy numer identyfikacyjny. Na pierwszej karcie znajdowały się jej
dane osobowe, poniżej czym zajmowała się w przeszłości i kiedy ją przyjęto. Na
drugiej stronie znajdowały się ręczne notatki. Rozpoznałam pismo Howarda. W
kopercie znajdowały się akta pięciu kobiet, w tym dziewczyny, którą wczoraj
zabiłam.
Larissa Stone
urodzona 7 kwietnia 1993 roku
Matka: Elizabeth Field
Ojciec: Joseph Stone
Wiek: 22 lata
Zgon: 18 października 2015 roku godz.
21:58
Przyczyna zgonu: strzał z broni palnej w głowę
Domniemane stanowisko pracownicze:
kelnerka
Ukończyła Regis High School z
wyróżnieniem. Przykładna córka, zarabiająca na swoją wielodzietną rodzinę. Początkowo
pracowała w Cielo, zauważona na rogu 145 i 146 ulicy na Manhatanie. Ukarana za
niesubordynację. Została zamordowana przez Rachelle Roberts wieczorem dnia 18
października 2015 roku w swojej celi.
Justin spojrzał mi przez
ramię na dokumenty i chwycił moje dłonie, które zaczęły się trząść. Niesubordynacja? Co ona takiego zrobiła?
Zerknęłam na pozostałe akta, na których widniało dokładnie to samo zdanie. Resztę
kart w aktach zajmowały rękopisy Mike’a z dokładnymi, szczegółowymi notatkami na
temat tortur, które dla nich przyszykował i datami ich wykonania oraz
nazwiskiem i imieniem osoby odpowiedzialnej za morderstwo. Zazwyczaj przy pierwszej i
ostatniej z nich, po której następował zgon widniało jego imię i nazwisko.
- To ona? – zapytał
Justin, biorąc w ręce zdjęcie Larissy.
- Tak. – przełknęłam
ciężko ślinę i jeszcze raz zatrzymałam wzrok na jej twarzy.- Jeśli ma takie
akta, to muszą być tutaj gdzieś jeszcze inne. Być może nawet nasze. –
stwierdziłam wstrząśnięta tym wszystkim, co zobaczyłam. Te akta były czymś w
rodzaju jego spowiedzi, pamiętnika ofiar i stanowiły idealną podstawę na
postawienie mu zarzutów morderstwa tych wszystkich kobiet.
- Okej, to się robi coraz
bardziej dziwne.- przyznał Justin, zagryzając dolną wargę i zaczął gwałtownie
otwierać wszystkie szuflady. - Poszukajmy naszych.- szepnął, podchodząc do wielkiej komody z sześcioma
szerokimi szufladami zamykanymi na klucz.
- Jak myślisz, gdzie Mike
mógłby schować pęk zapasowych kluczy? - zapytał, patrząc na mnie z błyskiem w
oku. Spojrzałam na zdjęcie na jego biurku, na którym byłam ja, on i Monique.
Ramka do niego była zrobiona z czarnego, grubego drewna. Wyjęłam zdjęcie z
ramki, znajdując specjalne ukryte wgłębienie na klucz schowane sprytnie za korkową
płytką. Wyjęłam złoty klucz z ramki i spojrzałam na Justina z uśmiechem
zwycięzcy. Pod wpływem światła wpadającego przez okna pokoju, mienił się
oślepiającym blaskiem.
- Szukałeś może tego? –
pomachałam mu kluczykiem przed nosem.
- Dziękuję.- wziął go ode
mnie i zaczął przymierzać do każdej szuflady po kolei.
- Proszę bardzo. –
założyłam ręce razem i usiadłam na biurku, obserwując jak mój przystojny trener
męczy się z zamkami. Równie dobrze mógł po prostu sforsować całą komodę i się
do nich dostać, ale żadne z nas nie chciało narazić się Mike’owi. Nie
potrzebowaliśmy kolejnego wybuchu gniewu z powodu tego, że ktoś miał czelność
włamać się do jego gabinetu i przeczytać jego tajne akta. Złoty kluczyk pasował
do drugiej szuflady w środkowym rzędzie. Nie zdziwiło mnie, że gdy tylko ją
otworzył zauważyłam więcej podobnych kopert jak te pięć na biurku. – Widzisz,
czasami jesteśmy zgranym zespołem.- powiedziałam radosnym głosem, oglądając
swoje paznokcie.
- Znalazłem akta Scoota i
Monique… - oznajmił, a ja w błyskawicznym tempie znalazłam się za nim.
Spojrzałam na ich zdjęcia i dane osobowe. Ich karta tortur była pusta. Za to
znalazłam coś innego. Wypisane poszczególne dni z krótkim sprawozdaniem, co
takiego robiliśmy. W kopertę włożone były również nasze raporty z misji. On sprawdza i śledzi nas wszystkich. –
uświadomiłam sobie przerażona.
- W tych szufladach są prawdopodobnie
wszyscy ludzie, którzy tutaj pracują… - szepnęłam, przykładając dłoń do ust. Justin zerknął na mnie krótko i wrócił do szuflady
pełnej kopert. Jeśli każda z tych sześciu jest zapełniona tak jak ta, którą
otworzyliśmy, Mike zabił więcej ludzi niż myślałam.
- Znalazłem nasze.- Justin
podał mi dwie żółto blade koperty. – Na pewno chcesz to zobaczyć? – zapytał, gdy
właśnie zadzwonił telefon w pokoju Charlotte. Podskoczyłam w miejscu jak
oparzona, jakby za chwilę ktoś miał mnie przyłapać na gorącym uczynku. – Musimy
iść. Ochrona zaraz wróci, lepiej żeby nas nie spotkali. – podbiegłam do komody razem z Justinem. W mgnieniu oka pozamykaliśmy wszystkie otworzone wcześniej szuflady, a kluczyk schowany wcześniej w ramce trafił na swoje miejsce. Następnie chłopak chwycił mnie
mocno za rękę, ciągnąc w stronę drzwi. W pośpiechu wybiegłam za nim z gabinetu. Mało brakowało, aby nas przyłapali.
*****
Wróciłam do pokoju
roztrzęsiona. Rozmyślałam nad tym, co mogło być w moich aktach. Z jednej strony
byłam tak blisko odkrycia tego, co naprawdę Mike o mnie myśli, ale z drugiej
cieszyłam się, bo może przez to nie mam kolejnych powodów do niepokoju. Może
los oszczędził mi cierpienia, chociaż nie chciałam być na tyle naiwna. Przez
ostatni miesiąc byłam jednym kłębkiem nerwów, a kiedy już wstawałam na nogi,
zawsze zdarzyło się coś, co z powrotem mnie przytłaczało. Chciałam to skończyć.
Nie miałam na to sił. Wszystkie argumenty jakie miałam na to, że Mike ufa mi i
zależy mu na mnie, przez te dziesięć minut zostały zniszczone. Rozsypane w
drobny mak. Jeżeli się komuś ufa nie śledzi się każdej minuty jego życia… Jak
można żyć w ciągłej niepewności? Bez jednej osoby, której możesz ufać
bezgranicznie, która nigdy nie zawiedzie cię do tego stopnia, żeby odejść,
która zawsze będzie twoim wsparciem niezależnie od okoliczności? Szukałam
podpory, koła ratunkowego, którego mogłam się złapać, by nie utonąć w tym
bagnie, którym stało się moje życie. Bagnie, które powstało nim zdążyłam
mrugnąć okiem i robiło się coraz głębsze, a ja dopiero teraz je zauważyłam. To
było bardzo niesprawiedliwe. Czemu zamykamy oczy, wtedy kiedy powinniśmy
otworzyć je szeroko i uważnie obserwować to, co się wokół nas dzieje? Jednego, czego
nauczyłam się przez ten miesiąc, to to, że od niczego nie można uciec. Prędzej
czy później odczujesz każdy skutek twojego działania i nikt nie jest w stanie
ciebie uratować. Musisz sam się z tym zmierzyć. Wbrew wszystkiemu, co mówią, każdy jest samotny, bo w momencie gdy zaczynasz mieć własne zdanie wszystko
zależy tylko i wyłącznie od ciebie. Patrzyłam przez okno na Nowy York przykryty
granatowym, nocnym niebem. Nie zapaliłam świateł w moim pokoju, chciałam, żeby
Mike myślał, że śpię, bo nie miałam najmniejszej ochoty na widzenie się z nim.
Jednak było w nim dość jasno przez białe światło księżyca w pełni. Niespodziewanie
usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę! – powiedziałam
donośnym głosem i odwróciłam się w ich stronę.
- Cześć, piękna. –
przywitał się Justin, wchodzący do mojego pokoju. Gdybym nie była w tak podłym
nastroju, pewnie pochwaliłabym go za to, że nauczył się pukać do drzwi.
- Cześć. – odpowiedziałam
zachrypniętym głosem, wzrokiem wracając do widoku za oknem.
- Co się dzieje? Czemu
jesteś taka przygnębiona? – zapytał, obejmując mnie od tyłu i również spojrzał na
panoramę miasta. Nagle coś za moimi plecami zaszeleściło. Spojrzałam za siebie
zdekoncentrowana, chcąc spojrzeć w oczy Justina, gdy między moimi dłońmi
znalazła się długa, czerwono krwista róża. Pochyliłam się nad jej rozłożonymi
płatkami, by powąchać i zapamiętać jej zniewalająco piękny zapach.
- Chciałabym…- zaczęłam,
ale przerwałam w obawie, że to zabrzmi głupio. – Chciałabym żyć normalnie. –
obróciłam się do niego przodem i spojrzałam głęboko w jego oczy.
- Niestety nie potrafię
spełniać życzeń. – westchnął. – Gdybym umiał, prawdopodobnie nie byłoby mnie
tutaj. – z jego ust biła taka obezwładniająca szczerość, że uśmiechnęłam się
smutno. Miałam ochotę go przytulić, ale po krótkiej chwili ciszy dopowiedział
żywszym głosem - Ale mogę zrobić coś, co przypomni tobie normalne życie i
poprawi ci humor.
- Ty poprawiasz mi
humor. – powiedziałam, lekko się uśmiechając.
- To wciąż za mało.-
stwierdził zaciekle i już po chwili otwierał drzwi mojego pokoju.- Pani przodem.-
teatralnie się ukłonił i przepuścił mnie w drzwiach. Parsknęłam cichym śmiechem, przypominając sobie, że większość osób już dawno śpi. W końcu był środek
nocy.
- Co będziemy robić?
- Dowiesz się, gdy
będziesz na miejscu. – odpowiedział tajemniczo, po czym nagle zasłonił mi oczy
jakimś czarnym miękkim materiałem.
- Justin, nie wygłupiaj
się! – protestowałam, próbując zdjąć to coś z oczu, ale chłopak nie dawał za
wygraną. Skończyło się na tym, że nie tylko materiał uniemożliwiał mi widzenie,
ale jego dłonie, które cały czas trzymał na moich oczach, pilnując czy nie
podglądam. Prowadził mnie w nieznanym mi kierunku z wielką starannością, żebym
nie zrobiła sobie krzywdy. Wreszcie po kilku minutach, stanęłam czując chłód na
skórze i po tym wnioskowałam, że jestem na dworze. Justin pozwolił zdjąć mi
opaskę z czarnego materiału i moim oczom ukazał się hotelowy basen. Basen idealnie
wpasowywał się w dwa bliźniacze budynki połączone korytarzem zbudowanym ze
szkła, w którym znajdowały się leżaki. Wszystko po to, by móc podziwiać widoki
za oknem i mieć na wyciągnięcie ręki dostęp do basenu oświetlanego nocą. Na
około niego i na parapetach pobliskich okien znajdowały się zapalone świeczki.
Wcale nie przesadzając – było prześlicznie. Wejście na basen było zazwyczaj zamykane o północy, dlatego byliśmy tu tylko my
dwoje.
- Tu jest pięknie. – skomentowałam, rozglądając
się po basenie. Słyszałam odgłosy koników polnych, które idealnie wpasowywały
się w tę chwilę. Niestety niedane było mi się tym nacieszyć. - Co zrobimy, jeśli
ktoś nas zobaczy? – zapytałam zaniepokojona.
- Wszyscy śpią. – przekonywał
mnie, idąc w stronę basenu i ciągnąc mnie za obie ręce.
- Justin, ale ochroniarze
i kamery…- nie dał mi dokończyć mojej litanii powodów, dla których powinniśmy
stąd jak najszybciej zniknąć.
- Powiedzmy, że na chwilę
obecną nie działają.- stanął przede mną
zabójczo się uśmiechając, jakby zrobił coś wartego Nagrody Nobla. Dostrzegłam
tajemniczy błysk w jego oku. Odepchnęłam go lekko od siebie, żeby czasem nie
przyszło mu do głowy mnie pocałować.
- Żartujesz sobie, prawda?
– odsunęłam się trochę od niego o jeden długi krok, ale nadal trzymałam obie
dłonie na jego klatce piersiowej. Patrzył na mnie uśmiechnięty i nic nie wskazywało
na to, że mnie okłamuje. – Proszę, powiedz że nie włamałeś się do systemu… -
jęknęłam, unosząc oczy ku niebu.
- Ja? Oczywiście, że nie.
– zaśmiał się.- Ale moje źródła donoszą, że kamery nie będą czynne przez jakieś
dwie godziny. - Co takiego? Nie wierzę w to, co zrobił, przecież on
oszalał… Oboje w sumie oszaleliśmy jeszcze tu stojąc.
- Co jeszcze twoje źródła
donoszą?- zapytałam, zawieszając moje ręce wokół jego szyi. Chłopak zaczął
bujać się na boki, przez co chwilę tańczyliśmy w miejscu z szerokimi uśmiechami
na naszych twarzach.
- Przez te dwie godziny
spędzimy miło czas i nikt nam nie przeszkodzi. – powiedział zbliżając swoje
usta do moich. Nie muszę chyba dodawać, że wyrażenie spędzimy miło czas w jego słowniku oznacza tylko jedno, a jego
propozycja jest nie do odrzucenia.
- Czyli to jest coś w
rodzaju randki? – spytałam, nie mogąc przestać się uśmiechać. Wreszcie poczułam
się jak normalna dziewczyna. Zapomniałam o wszystkich okropnych rzeczach, które zobaczyłam
przez te wszystkie lata. Dzięki niemu byłam szczęśliwa.
- Jeśli chcesz, żeby to
była randka, możemy tak to nazwać. – kiwnęłam głową w górę i w dół, podekscytowana zagryzając wargę. Uwolniłam jego szyję z mojego uścisku.
- Gotowa na kąpiel? –
zapytał blondyn, złączając swoje palce z moimi.
- Czekaj! – wrzasnęłam od
razu, gdy obracał się do mnie tyłem. – Wiesz, że nie umiem pływać?
- Tak, pamiętam jak
wyciągałem cię z wody. – przypominając mi tę chwilę, sprawił że lekko się
skrzywiłam. Zdjął swoje spodnie, zostając w kąpielówkach, a moją bluzkę rzucił na pobliski leżak. Stałam przed nim w czarnym staniku i jeansach. Zdjęłam
szpilki, czując jego wzrok na sobie. – Dzisiaj się nauczysz. – Super, że zapytał mnie, co ja o tym sądzę.
- Wątpię, żeby to był
dobry pomysł. – mruknęłam pod nosem, chcąc ostudzić jego zapał. Przecież nie
bez powodu nie umiałam pływać w wieku dwudziestu lat. - Mogłeś powiedzieć,
że chcesz się wykąpać. Wzięłabym strój. – jęknęłam niezadowolona i zdjęłam
jeansy. Lubiłam miłe niespodzianki, ale zawsze wolałam być przygotowana na
takie rzeczy jak ta, a on nie dał mi takiej szansy.
- Chodziło właśnie o to,
żebyś go nie miała.- usłyszałam i poczułam jak przez całe moje ciało przechodzą
gwałtowne i przyjemne dreszcze.
- Ty zboczuchu! –
zaśmiałam się, kręcąc głową na boki.
- Wcale nie. – podszedł do
mnie i objął mnie w pasie. - Jesteś piękną dziewczyną, w prawie tym samym wieku
co ja. Nie widzę w tym żadnego zboczenia. – wymądrzał się, wyzywająco patrząc
mi w oczy. Następnie zdjął koszulkę, odkrywając swoją klatkę piersiową pokrytą tatuażami.
- Ach, zapomniałam… ty
jesteś tylko biednym, przystojnym chłopakiem, który potrzebuje miłości. –
dotknęłam czule jego policzka, a on jak gdyby nigdy nic zawiesił sobie mnie z
łatwością przez ramię i wszedł do basenu.
- Mam nogi, sama dam sobie
radę! – krzyczałam oburzona, uderzając pięściami o jego plecy. Nie żebym była
zaskoczona, że wcale go to nie bolało… po prostu chciałam, by mój sprzeciw był
dla niego bardziej widoczny.
- Znam cię. Stanęłabyś na
krawędzi i przez minutę zastanawiała się czy wejść, czy też nie.- mówił sarkastycznym,
przemądrzałym tonem, ale nie mogłam nie przyznać mu racji. – Wybacz skarbie,
ale wolę tę minutę poświęcić na coś innego. – powiedział, opuszczając mnie do
zadziwiająco ciepłej wody, a następnie obrócił się do mnie przodem.
- Na co na przykład? – szepnęłam
tak, by tylko on słyszał i oblizałam dolną wargę. Justin chwycił mnie za
pośladki, przywarł swoimi ciepłymi, miękkimi ustami do moich. Oplotłam go nogami
w pasie i pogłębiałam pocałunek, uśmiechając się. Czułam jak nasze mokre ciała
idealnie przypasowują się do siebie. Nigdy się tak nie zachowywałam, nigdy
nie marzyłam o takiej chwili, dopóki on nie wkroczył z butami w moje życie.
Zmienił wszystko.
- Wiesz, że z każdą kolejną nocą igramy ze śmiercią? – zapytałam mocno
przytulając się do niego, wskazującym palcem wędrując po linii jego obojczyka.
- Wiem. –
odszepnął, dotykając mojego ucha ustami. – Chcesz to skończyć?
- Nigdy w
życiu. To szaleństwo, ale nie potrafiłabym inaczej. – wyznałam szczerze. Nie
mogłam uwierzyć jak szybko zdobył moje zaufanie. Byłam zdziwiona jak łatwo było
mi powiedzieć mu co czuję. Wreszcie nie musiałam ukrywać uczuć, kontrolować
swoich reakcji i wyrzekać się pragnień. Spojrzałam na Justina, uświadamiając
sobie, że patrzę na mój własny ideał. Ideał, który istniał naprawdę,
niezależnie od tego jak banalnie to brzmi. Ujęłam jego twarz w dłonie, aby
następnie znowu pocałować jego soczyste usta.
******
Wracając z randki miałam ochotę skakać i wykrzyczeć całemu światu jaka
jestem szczęśliwa. Justin odprowadził mnie do pokoju. Ułożyłam się wygodnie w łóżku nadal z promiennym uśmiechem na twarzy. Błogi sen powoli zamykał mi powieki, jednak w porę przypomniałam sobie, że zostawiłam mój złoty naszyjnik,
który zawsze miałam przy sobie. Musiałam po niego wrócić na basen. Narzuciłam
na siebie szeroki i długi sweter, nawet nie zmieniając kapci. Do jednej z
kieszeni schowałam sztylet, ponieważ czułam się z nim trochę bezpieczniej. Po
tym całym ataku w dniu urodzin Mike’a w większości przypadków starałam się mieć
go zawsze w zanadrzu. Po kilku minutach wracałam już przez hotelowy korytarz do windy, próbując
zapiąć naszyjnik na nadgarstku, ponieważ na moją szyję był już za mały. Nagle
ktoś gwałtownie otworzył drzwi jednego z pomieszczeń gospodarczych i chwycił mnie jedną
dłonią w pasie, a dłonią drugiej ręki zatkał buzię. Szarpałam się jak opętana,
próbując się uwolnić. Kopnęłam nogą jego kość piszczelową, przez co na chwilę
stracił równowagę i sycząc z bólu wpadł na półki ze środkami czystości, przy
okazji przewracając szczotkę do zamiatania podłogi. Skorzystałam z chwili jego
nieuwagi i wyjęłam nóż z kieszeni, a następnie pchnęłam go na ścianę i przycisnęłam go do niej, uderzając najmocniej jak potrafiłam jego barki. Jedną rękę odsunęłam od postawnej sylwetki i zapaliłam światło, bo przycisk był tuż przy jego głowie.
- Kim jesteś? – zapytałam, ściągając mu kominiarkę z głowy. – Nate? –
wrzasnęłam i odsunęłam się od niego, próbując złapać oddech.
- Kurwa, wystraszyłaś mnie. Oszalałaś? – zapytał, też próbując się uspokoić.
– Musiałaś tak ostro? – On się wystraszył? To on tutaj wygląda jak bandzior i
wciągnął mnie do tego pomieszczenia! To ja powinnam być wystraszona!
- Przepraszam, zawsze jak ktoś usiłuje mnie zaciągnąć w jakiś ciemny kąt
podstawiam mu głowę, żeby było mu wygodniej. – odpowiedziałam sarkastycznie. –
Co ty tu do cholery robisz?
- Chciałem pogadać. Nie wiedziałem, że będziesz się tak rzucać. – oznajmił,
drapiąc się po głowie. Nie mógł po prostu
zapukać jutro rano do mojego pokoju? Nie, oczywiście, że nie. Lepiej
przyprawiać mnie o zawał w środku nocy.
- Nie powinieneś być
zaskoczony. Ostatnio jak cię widziałam przykładałeś mi pistolet do twarzy. –
warknęłam na niego wściekła. Chciałam iść spać, nie miałam zamiaru z nim
rozmawiać. Znowu chce mnie szantażować?
- Rachelle, powinnaś mi
zaufać. Albo jesteś ze mną, albo przeciwko mnie. Twój wybór. – spojrzał mi w
twarz obojętnym wzrokiem. A jest jakaś opcja
typu wynoś się z mojego życia?
- Wyjaśnijmy sobie coś. –
przydusiłam go mocniej do ściany. – Na zaufanie trzeba zasłużyć, a ty groziłeś
mi, że wydasz mnie i Justina Mike’owi, więc nie proś mnie o nic więcej,
ponieważ jedyną rzeczą jaką mogę dla ciebie zrobić jest poderżnięcie ci gardła.-
miałam wyjść, ale w porę sobie o czymś przypomniałam. – Czy to ty strzelałeś do
mnie podczas urodzin Howarda? – warknęłam z nożem przy jego tętnicy szyjnej. –
Mów prawdę, i tak się dowiem, jeśli to byłeś ty.
- To nie byłem ja. –
powiedział słabym głosem, ponieważ nie mógł swobodnie oddychać przez zaciśnięte
gardło, żeby nie nadziać się na ostrze mojego sztyletu. – Szukałem Candice. –
opuściłam nóż na dół, ale nie przestałam na niego uważnie patrzeć.- Nie był to
też nikt ode mnie. Masz tylko moje słowo, ale nie miałbym po co kłamać. – nie
powinnam mu wierzyć, ale ten chłopak wcześniej miał do mnie słabość i w jego
oczach nie widziałam ani odrobiny cienia kłamstwa. Był zszokowany tym, co mu
powiedziałam na tyle, że nie mógł nawet wiedzieć o tej cholernej próbie pozbawienia
mnie życia. Najwyraźniej jestem pierwszą osobą, która mu o tym powiedziała.
- Lepiej, żebyś mówił
prawdę. – syknęłam ze złością, puściłam go, a następnie wyszłam z pomieszczenia i
zamknęłam drzwi z hukiem. Powoli wracałam na swoje piętro, wyprowadzona z równowagi przez Nate'a. Marzyłam, aby położyć się już w łóżku i pogrążyć się w błogim śnie. Byłam tuż przy drzwiach od mojego pokoju, gdy w pewnym momencie zauważyłam Justina z
jakąś blondynką, wchodzącego do windy. Przez pierwsze dwie sekundy zdezorientowana mrugałam oczami, chcąc aby obraz, który ujrzałam, okazał się tylko złudzeniem. Jednak to działo się naprawdę. Blondyn obejmował ją ramieniem. Niewiele myśląc, schowałam się za jedną z szafek, stojących na korytarzu, by mnie nie
zauważyli. Chociaż nie widziałam twarzy tej dziewczyny, byłam pewna, że to ta
nowa. Tylko co ona robi o tak późnej porze z moim Justinem? Właśnie w takich
chwilach czujesz jak ziemia rozstępuje się pod twoimi nogami, a niebo spada ci
na głowę.
,,I'm in control,
when you give me your body, yeah
I feel our souls burnin' up
I feel our souls burnin' up
when I'm, inside of you and I
I'ma leave a mark, just to remind you,
I'ma leave a mark, just to remind you,
where you belong, baby
Give me your all, scream as loud as you want...''
Give me your all, scream as loud as you want...''
The
Weeknd - Where you belong
____________________________________________
Witajcie kochani,
chciałam by ten rozdział był odrobinę dłuższy,
dlatego tyle czekaliście.
chciałam by ten rozdział był odrobinę dłuższy,
dlatego tyle czekaliście.
Dziękuję wam za ponad 90. 000 wyświetleń
i nie ukrywam, że czekam do wymarzonej setki! ;)
Dziękuję tym osobom, które skomentowały poprzedni post,
to właśnie komentarzami możecie podziękować za kolejny rozdział.
Następny postaram się dodać jak najszybciej
będzie to możliwe. Na razie nic Wam nie obiecuję.
Proszę, żeby każdy z Was kto
ma twittera dał RT post jeśli uważacie, że mój blog
jest wart uwagi. Polecajcie go znajomym itd.
Zapisujcie się do listy informowanych,
wtedy najszybciej dowiecie się o nowym rozdziale.
Byłabym Wam bardzo wdzięczna, bo dzięki czytelnikom
ta historia nabiera dla mnie większego znaczenia.
Chcę wiedzieć, co mogę poprawić, co Wam się podoba, a co nie.
Niedługo opublikuję spoiler następnego rozdziału,
chyba że mam tego nie robić?
Trzymajcie się, do następnej! ;*
Dziękuję tym osobom, które skomentowały poprzedni post,
to właśnie komentarzami możecie podziękować za kolejny rozdział.
Następny postaram się dodać jak najszybciej
będzie to możliwe. Na razie nic Wam nie obiecuję.
Proszę, żeby każdy z Was kto
ma twittera dał RT post jeśli uważacie, że mój blog
jest wart uwagi. Polecajcie go znajomym itd.
Zapisujcie się do listy informowanych,
wtedy najszybciej dowiecie się o nowym rozdziale.
Byłabym Wam bardzo wdzięczna, bo dzięki czytelnikom
ta historia nabiera dla mnie większego znaczenia.
Chcę wiedzieć, co mogę poprawić, co Wam się podoba, a co nie.
Niedługo opublikuję spoiler następnego rozdziału,
chyba że mam tego nie robić?
Trzymajcie się, do następnej! ;*
Jeśli spodobał Ci się ten rozdział, bądź uważasz, że całkiem go zawaliłam,
tudzież zniszczyłam twoje wszelkie wyobrażenia,
lub po prostu wiesz, że sprawi mi to wielką radość i być może zainspiruje,
napisz komentarz.
O matko co ten Justin odpierdla? O.o
OdpowiedzUsuńCudny rodzial jak zawsze
Jestem ciekawa cl dalej.. Szykuje się pewnie jakas drama >.< Jezu i co na litość boska jest w tych aktach? :o
Czekam na następny jandjsjsb
Rozdział jeszcze lepszy od poprzedniego. Super się go czyta.
OdpowiedzUsuńWciąż nie rozumiem dlaczego Rachelle nie chce wyjawić prawdy Monique...przecież to jej przyjaciółka, przyjaciół się nie okłamuje!
Rachelle nie potrafi przyznać, że nie kocha Mike. Przecież to kawał drania, powinna mu się przeciwstawić...ale to nie takie proste, zdaje sobie z tego sprawę. Ciekawe o co chodzi z tą blondynką...kim ona jest i czego chce. Rozdział cudowny, zachowanie Justina (chodzi mi o randkę) też mnie zachwyciło... I wierzę, że nie zdradza Rach.
Czytając pośmiałam się trochę z dialogów pomiędzy Rach, Scootem i Justinem. Acch, czekam na kolejny ! I ma być znacznie szybciej!
@loovesick
Kuźwa co ten Justin znów odpierdziela,mam nadzieję że nie zdradza Rachelle. Rozdział jak zawsze fajny czekam z niecierpliwością na następny rozdział :)
OdpowiedzUsuńBoziu jak ja uwielbiam tego bloga! Jestes najlepsza. Rozdział niesamowity i juz nie moge sie doczekać nn, mam nadzieje ze Justina nic z nia nie łączy...
OdpowiedzUsuńPROSZE O SZYBKIE DODANIE KOLEJNEGO BO OSZALEJE
Kurde co on odwala..szykuje sie niezla mogila...z niecierpliwoscia czekam na kolejnego ;) @nxd69
OdpowiedzUsuńzajebisty <3 co ta blond sucz robi z justinkiem ???? albo zastępuje rachelle albo.... nawet nie chce myśleć lol oby jej nie zdradzał :(
OdpowiedzUsuńO Bosh ! co tu się stało !!!Justin , nawet kurwa nie próbuj tego co mam na myśli , dotkniesz inna od Rechell to cię kurwa zajebię !!!
OdpowiedzUsuńCo za akcja , pisz dalej ja chce następny <3
Mam złe przeczucia co do tej blondyny, wcale mi sie nie podoba i martwie sie przez nią, że jednak nie będzie mojego wymarzonego happy endu :( uwielbiam Justina i Rachelle, oby tylko ten dupek nie wymyślił czegoś by złamać jej serce, zrobił to wystarczająco wiele razy :( i głupi Mike. W ogóle przez Ciebie mam mętlik w głowie, no :D jeszcze ten Nate i ta piwnica... ogromnie bym się chciała dowiedzieć co jest w aktach Rachelle i Justina. Mam nadzieję że kiedyś zaspokoisz moją ciekawość ;) zawsze tak trzymasz w napięciu, nie cierpie tego ale to chyba właśnie sprawia, że wcale mi sie to nie nudzi *.* mam nadzieję że całkiem szybko dodasz nowy rozdział, czekam z ciecierpliwością. Ten jest świetny, kocham!
OdpowiedzUsuńO matko ale super ten rodzial!! Dodaj spojler prosze cię ;)))) Bardzo mnie ciekawią te akta, ta głupia blondynka ( co ona wogóle robila z Justinem??) , i dlaczego Rach ma ciągle mdłości i zawroty głowy^^~Paulinaa
OdpowiedzUsuńSwietny rozdzial ♥♥♥♥
OdpowiedzUsuńKocham to opowiadanie :* <3
Czekam na next :)
/Wiki
Po prostu powinnaś wydać to opowiadanie jako książkę jest świetne
OdpowiedzUsuńNie ukrywam, że nieraz przemknęła przeze mnie taka myśl, ale kto wie? To jest jedno z tych marzeń, których boję się wypowiedzieć na głos, bo jest ogromna liczba osób, które piszą. Wydanie książki nie jest wcale łatwe. Czeka mnie dużo poprawek, ale może kiedyś zdecyduje się i będę walczyć, do upadłego ;) Mam nadzieje, że Wy pomożecie mi sprostać oczekiwaniom redaktorów pisząc swoją opinię w komentarzach. Jak na razie jestem bardzo szczęśliwa, że mogę to pisać dla siebie i dla Was.
UsuńTylko mi mie mów że Jus ją zdradza z tą blondi
OdpowiedzUsuń