-
Witajcie kochani! – nie dajcie się oszukać złudzeniom ten początek nie wróży
nic dobrego. Staliśmy w biurze Mike’a. Nie pytajcie skąd, on wie wszystko
inaczej nie byłby szefem. Chyba widział się z siostrą wcześniej niż ze mną. Co
oznacza, że teoretycznie będzie lepiej niż gorzej, albo teraz dopiero zacznie
się piekło.
-
Powiedzcie mi, jak tam wasze zadanie? - słodki głos zaraz zamieni się w
siarczysty krzyk. Uwierzcie mi, trzeba jeszcze poczekać. Na razie daje nam
chwile na wytłumaczenia, ale w rzeczywistości w ogóle go to nie obchodzi.
-
Mogło być lepiej.- odezwał się Justin z nerwów oblizując usta. Przez tą jego
wyczerpującą wypowiedź już jesteśmy pogrążeni. On to już wie jak spieprzyć wszystko
po całości. Mike zaczął
nerwowo wybijać rytm palcami o swoje potężne dębowe biurko. Doprowadzało mnie
tym do szału, z każdym uderzeniem jego palca skręcały mi się wnętrzności.
Marzyłam, żeby uciec z tego straszliwego pomieszczenia. Jego stukanie drażniło
mój słuch. Miałam ochotę wrzasnąć i wyjść, ale dwa goryle pilnujące drzwi
skutecznie by mnie zatrzymały.
-
Mogło? - uśmiechnął się i wstał z fotela, powoli do nas podchodząc jak czająca
się pantera na ofiarę. Dobrze chociaż, że
przestał stukać palcami.- westchnęłam optymistycznie w myślach. Na moje szczęście
lub nieszczęście wzrok skierował w stronę Justina. Stał tuż przed nim, ale jego
wyraz twarzy zmienił się diametralnie. Proszę o uwagę: trzy, dwa, jeden…
-
Co to do cholery ma być! Jedno banalne głupie zadanie! Nie dość, że go kurwa
nie wykonaliście, to teraz inni muszą narażać własne życie, żeby naprawić wasze
błędy.- zaakcentował dwa ostatnie słowa. - W ogóle nie zauważyliście, że na
głowie siedzą wam jacyś niepoważni członkowie gangu! Daliście się złapać jakimś
idiotom! Towar i pieniądze przepadły! Myśleliście, że się nie dowiem! – w tym
momencie chwycił Justina za kołnierz jakby chciał podnieść go za chwilę do góry.
Wstrzymałam oddech i z szeroko otwartymi ustami przyglądałam im się.
Zauważyłam, że Justin odruchowo uniósł rękę, żeby się obronić, ale w
odpowiednim momencie zatrzymał ją, aby Mike się nie zorientował. Spojrzał na
mnie dając mu do zrozumienia, że też tu jestem. Dziękuje przyjacielu, jak zwykle
sprawiasz, że nasza sytuacja jest coraz gorsza. Mike puścił go i tym razem spojrzał na
mnie. Justin od razu poprawił swoją bladoniebieską koszulę.- Pozwoliłaś na to, żeby
on tak spieprzył sprawę! - teraz wszystko przerzuciło się na mnie. Może
gdyby wspólników dobierał rozsądniej, to uniknęlibyśmy tej sytuacji. Nie powiedziałam tego na głos, bo wiedziałam,
że to jeszcze bardziej by go rozzłościło. Już był wystarczająco wytrącony z równowagi.
W takim stanie był zdolny do wszystkiego. – Nigdy mnie nie zawiodłaś, dlaczego
do cholery robisz to teraz? – Zapytaj
tego, który stoi po mojej prawej…
-
Musiałam ratować chłopaków, nie mogłam sama w klubie zabić, wynieść ciało,
sprzedać narkotyki i okraść jednocześnie.- pisnęłam przerażona. W jego oczach
palił się ogień, żądza zabijania i nienawiść. Na twarzy zrobił się cały
czerwony ze złości.
-
Miałeś jej kurwa pilnować, a nie ona ciebie! – wrzasnął i znowu wrócił do
Justina.- Miałeś zapewniać jej bezpieczeństwo tymczasem ona ma jakieś gówno na
nodze! Jak ma teraz pracować? – zapytał go.- Może ty chcesz pobawić się w
laleczkę, specjalisto? – Justin chciał coś odpowiedzieć, ale Mike nie dał mu
dojść do słowa.- Przyjąłem cię nie po to, żebyś niszczył wszystko, czego się
dotkniesz do cholery! – zastanawiałam się, kiedy wysiądzie mu głos. - Rachelle
z tobą porozmawiam później, zostaw nas samych.- powiedział zdecydowanie, a w pomieszczeniu
zawisła mroczna cisza. Mike nawet nie spojrzał na mnie sprawdzając czy wychodzę.
Wiedział, że posłusznie to zrobię. Wpatrywał się w Justina tak, jakby chciał go
zabić. Wyszłam z biura mijając dwóch umięśnionych ochroniarzy. Najwidoczniej na
korytarzu nie postawił straży, żeby nie słyszała jego wrzasków. Mike nie lubił
chwalić się niepowodzeniami. Zawsze udawał, że jest ponad wszystko, że zawsze
wygrywa i jest to tylko kwestią czasu. Wszystko musi być takie, jakie on chce,
żeby było. Nie ma innej opcji. Myślałam, że jak tylko wyjdę, poczuję wielką
ulgę. Jednak tak się nie stało. Spadło na mnie coś w rodzaju strachu, ale
większego, bliskiego panice. Zostawiłam Justina samego z Mike’iem, który
potrafi być nieobliczalny… Bezsilna osunęłam się o drzwi i nie mogłam uwierzyć,
że tak bardzo mi na nim zależy. Niedawno sama
chciałam go zabić, a teraz nie chcę, żeby Howard to zrobił? To niedorzecznie.
Uklękłam,
przylgnęłam do drzwi i nasłuchiwałam. W ogóle nie wpadło mi do głowy, że ktoś
może mnie na tym przyłapać.
-
Idźcie stąd! – warknął Mike, a mi coś podeszło do gardła. Natychmiast wstałam i
kiedy otworzyły się drzwi prowadzące do biura udałam wielce zainteresowaną
ścianą naprzeciwko mnie. Nie byłoby w tym nic podejrzanego, gdyby nie fakt, że
nic na niej nie było, ani obrazka, kolorowej plamki, nic. Szlag. Przecież te białe
ściany, są tak niesamowite, nie wiem nawet gdzie się kończy trupia biel, a
zaczyna szpitalna białość. Mężczyźni, których przed chwilą mijałam w progu
zauważyli mnie i warknęli coś pod nosem, surowo patrząc na to, co wyczyniam.
Wiedzieli, że podsłuchiwałam i nie mogli mi nic zrobić, jeżeli Mike im na to
nie pozwolił. Nie straciłam zimnej krwi i spojrzałam na nich dając im do
zrozumienia, że nie boje się ich i nic złego nie robiłam. Gdy tylko weszli do
jednego z pokoi odetchnęłam głęboko i ponownie przykleiłam się do drzwi.
Ochroniarze najprawdopodobniej przeze mnie nie zamknęli ich z powodu roztargnienia.
Zostawili małą szparkę, przez którą białe światło padało na zewnątrz. Słyszałam
tylko i wyłącznie podniesiony ton Mike’a, ale nie zrozumiałam ani słowa. Potem
cisza, jakby pokój był pusty, a następnie głośny trzask. Próbowałam
niezauważalnie otworzyć szczerzej drzwi. Ręce mi się trzęsły, ale musiałam to
zrobić bezszelestnie.
-
Słuchaj nie wiem, czego wymagali od ciebie wcześniej. Tutaj jest tylko jedna
zasada - ja nie przegrywam. Każdy, kto jest słaby wylatuje! Jedna osoba ciągnie
w dół wszystkich. Nie wiem jak ty sobie to wyobrażałeś, tu nie ma miejsca
na litość, rodzinę i miłość. Walczysz
lub umierasz. Wiesz co ja robię, z takimi jak ty? Tymi, którzy niszczą moje
plany?
Widziałam
połowę pleców Justina, na szczęście Mike nie był w stanie mnie zauważyć.
Trzymał mu rękę na szyi, a Justin stał niewzruszony z rękoma przy sobie. Nie
odpowiedział mu. Za to ja wiedziałam co on dalej powie ,,zabijam.’’
–
Ach, nie? Zabijam.- splunął na niego.- To nie jest kulka w głowę i po sprawie,
to dzieje się powoli, bardzo powoli.- wyraźnie przeciągał ostatnie wyrazy.
Puścił szyję Justina, ale to jeszcze nie był koniec. Dopiero teraz zauważyłam,
że w ręce trzymał papierosa, przyłożył go do ust i zaciągnął się nim, a
następnie buchnął dymem w twarz mojego trenera.- Z każdą sekundą czujesz się
coraz gorzej, ból rozrywa twoje ciało na części, błagasz mnie o pomoc, a ja
bezlitośnie uśmiecham się i tonę w rozkoszy. – uśmiechnął się i wziął do ust
papierosa po raz kolejny, ale tym razem nie wypuścił dymu na swoją ofiarę. –
Powinieneś spróbować. Lepsze niż seks z najlepszą dziwką świata.- uśmiechnął
się cwaniacko, a jego szyderczy śmiech rozniósł się po całym korytarzu. –
położył mu rękę na ramieniu. – Masz wykonywać swoją robotę, chyba nie wymagam
zbyt wiele? Podobno jesteś doświadczony. Pokaż mi, że dobrze postąpiłem
wybierając ciebie i potrafisz zrobić wszystko, czego od ciebie oczekuję. Nie
potrzebuję męskiej dziwki – uśmiechnęłam się słysząc tą ostrą obrazę.- która
będzie sobie robiła z mojej dziewczyny zabawkę do seksualnych eksperymentów. Jeśli
zrobisz jej coś, co wykracza poza twoje obowiązki i nie będzie wykonywane w
czasie waszych treningów, zabije cię bez ostrzeżenia. A teraz wyjdziesz i nie
wrócisz, aż nie skończysz swojego zadania z powodzeniem. – syknął przez zęby.- Wysyłam
cię do Europy, twój lot jest o trzeciej w nocy. Masz dobę, żeby się się przygotować. Przez
najbliższe dwanaście godzin nie wejdziesz do sypialni Rachelle. Nikt nie może
mi przeszkadzać.
-
Świetnie, tylko powiem jej, że jedziemy.- po akcji ze szczurem, myślałam że nie
ma jaj, ale jego reakcja na tak ostre groźby wyprowadziła mnie z błędu. Zaskoczył mnie. Nadal był pewny
siebie, nawet po tym wszystkim, co usłyszał.
-
Ona nie jedzie z tobą. Zostaje ze mną.- powiedział i podejrzliwie na niego
spojrzał.- Nie przyzwyczajaj się do niej za bardzo. Nie będziesz zawsze z nią
pracował, zwłaszcza po tym co nawyrabialiście teraz. – Coś czułam, że to nie
będzie zwykła rozmowa z Mikie’m, kiedy przyjdzie do mojego pokoju. Zauważyłam, że Justin zaciska dłonie w pięści.
-
Masz mi udowodnić, że nadajesz się do tej roboty. Lecisz sam, masz to załatwić
tak, jak należy.- Mike podał mu czarną kopertę ze swoimi złotymi inicjałami. – Jeżeli
znów coś spieprzysz to módl się, żeby to oni cię zabili. Nie chcesz bym zrobił
to ja. Jeżeli uciekniesz znajdę cię. – miłosierny Mike, tego jeszcze nie było. -
A teraz wynocha z mojego biura i zamknij za sobą drzwi idioto!
Justin
nie nabierze się na moją nagłą fascynację kolorem ścian. Może tym razem sufit? Co to za różnica, też jest biały.Wstawałam
z podłogi, akurat gdy otworzył drzwi. Przez chwilę patrzył na mnie zdumiony i
szybko, energicznie zamknął drzwi za sobą. Miał rozciętą brew.
-
Chyba uwielbiasz pakować się tam, gdzie nie trzeba.- mruknął, gdy razem szliśmy
do windy. Do dyspozycji była tylko jedna. Moje życie jest naprawdę żałosne.
Powinien wiedzieć, że jestem teraz na niego wściekła i nie mam ochoty z nim
rozmawiać.
-
Teraz będziemy udawać, że się nie znamy? - spytał niepewnie.- Mam dosyć tej
ciszy! – oznajmił sfrustrowany parę minut później, nie wiedziałam, że aż tak go
to zdenerwuje.
-
A ja mam dosyć ciebie! Nie widzisz ile złego narobiłeś? Mogłeś się spodziewać,
że nie będę zachwycona tym, że miałeś ten głupi telefon. Może teraz bylibyśmy w
lepszej sytuacji, gdybyś go jednak użył. Powiedź mi, co ja teraz powinnam o
tobie w tej chwili myśleć? - Że
jest seksowny, piękny i idealny dla ciebie - Wiem, że jesteś idiotą, udowodniłeś
mi to z tysiąc razy, ale nie dostałeś się tu przez przypadek. Może to nie Mike
szukał ciebie, ale ty jego? Może jesteś zdrajcą?
-
Jesteś naprawdę niezła w snuciu absurdalnych domysłów, ale pytanie, po co
miałbym to robić i tak się narażać?
-
Pieniądze, dom, zwalczanie samotności? Nie, głównie pieniądze, na pewno.-
zgadywałam i weszłam do swojego pokoju, a on bezczelnie za mną. Doprowadzał mnie
do obłędu. Nawet nie chciał się obronić i sprostować moich podejrzeń.
-
Nie pomyliły ci się czasem pokoje? - mruknęłam, patrząc w jego hipnotyzujące
oczy.
-
Nie, właśnie do tego chciałem wejść.- uśmiechnął się szarmancko.- Gdybyś nie
podsłuchiwała oświadczyłbym, że wyjeżdżam.- Gdybym nie podsłuchiwała, nie wiedziałabym też, że nie powinien tu być
przez najbliższe dwanaście godzin. Nagle zaczęłam się zastanawiać dlaczego
nie zrzucił winy na mnie? Może wcale nie jest taki zły, za jakiego go mam? Oczywiście, że jest zły. Ile razy będzie
musiał ci to udowadniać swoim głupim, niedojrzałym zachowaniem, żeby to w końcu
do ciebie dotarło?
-
A ja za to udałabym, że w ogóle mnie to nie obchodzi.- skrzyżowałam ręce na
piersi. Zrobił to samo, żeby mnie zirytować.
- No to się rozumiemy, też będę tęsknił i nie
martw się wrócę cały.- By
mnie dręczyć - dodałam w
myślach, ale chciałam by tak się stało. Nadal byłam na niego wkurzona i czułam
do niego żal, ale przyzwyczaiłam się do niego, do jego obecności. Denerwował mnie, kłóciliśmy się,
miałam go dosyć, ale powoli zaczęłam to akceptować. Wpatrywałam się jego magnetyczne
oczy. Nieoczekiwanie jedną ręką chwycił mój policzek i nim zdążyłam zareagować
szybko, ale czule mnie pocałował.
-
To na szczęście, przyda się.- arogancki uwodziciel po prostu wyszedł, a ja z
hukiem zatrzasnęłam za nim drzwi, z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy i
zdumieniem w oczach trzymałam palce jednej ręki na ustach w miejscu, gdzie
przed chwilą spoczywały jego usta.
- Tatusiu, gdzie idziesz? - zapytała
maleńka, ciągnąc nogawkę wysokiego mężczyzny. On czule pogłaskał dziewczynkę po
główce i spojrzał na nią z troską wypisaną na twarzy oraz z miłością
igrającą w jego zmęczonych połyskujących inteligencją oczach.
- Muszę coś załatwić księżniczko.-
odpowiedział spokojnym i melodyjnym głosem.
- Mogę iść z tobą? Pomogę ci! -
zawołała entuzjastycznie, troszeczkę sepleniąc.
Po chwili ruszyła drepcząc w stronę
drzwi. Dosięgła swojego płaszczyka i z dumą założyła go na siebie. Zabrała już
swoje najładniejsze kalosze, sądząc, że tym udowodni tatusiowi jak bardzo jest już
samodzielna i dorosła.
- Skarbie, innym razem. Dzisiaj nie.
Proszę zostań i opiekuj się mamą.- ściągnął z niej płaszczyk i odwiesił go na
haczyk pobłażliwie się do niej uśmiechając. - Niedługo wrócę! - obiecał i
zamknął za sobą drzwi. Odszedł.
__________________________________
Nie ukrywam, że pisze to po raz 3.
Wszystko przez głupią aplikacje na telefonie.
Bo wasza mało inteligentna, niedoświadczona pisarka
postanowiła bawić się całe dnie nowym, chorym telefonem.
Przed wami cudowna osiemnastka!
Co jak co ale bohaterów to ona ma fatalnych,
co chwile się kłócą, można by im przemówić do rozumu...
Ale spróbuj do nich dotrzeć!
Now I'm done with all your negativity
And I'm gonna let it wash all over me
I'll be stronger than your words, baby, I'm harder
My smile lights up the world, I'm flyin' higher
So stand down (don't wanna hear it)
Back it up now (don't wanna hear it)
Stand down (don't wanna hear it)
Back it up, back it up-up now
Okej, a teraz na poważnie.
Przepraszam, że rozdział taki krótki,
ale teraz kombinuje
,,jak poprawić oceny na ostatnią chwile''
Dziękuje Wam za wszystkie komentarze, są dla
mnie bardzo cenne i nigdy nie marzyłam nawet
o takiej liczbie wyświetleń na jakimkolwiek blogu.
Fajnie wiedzieć, że nie siedzę tu sama.
Rozdziały pojawiać się będą częściej, a co
do długości zobaczymy.
Proszę zapisujcie się do listy informowanych
Podawajcie dalej zwiastun i dziękuje za Wasze wsparcie!
Do następnej!
Jeśli spodobał Ci się ten rozdział, bądź uważasz, że całkiem go zawaliłam,
tudzież zniszczyłam twoje wszelkie wyobrażenia, lub po prostu wiesz,
że sprawi mi to wielką radość i być może zainspiruje
napisz komentarz.