wtorek, 13 maja 2014

Rozdział 18





- Witajcie kochani! – nie dajcie się oszukać złudzeniom ten początek nie wróży nic dobrego. Staliśmy w biurze Mike’a. Nie pytajcie skąd, on wie wszystko inaczej nie byłby szefem. Chyba widział się z siostrą wcześniej niż ze mną. Co oznacza, że teoretycznie będzie lepiej niż gorzej, albo teraz dopiero zacznie się piekło.
- Powiedzcie mi, jak tam wasze zadanie? - słodki głos zaraz zamieni się w siarczysty krzyk. Uwierzcie mi, trzeba jeszcze poczekać. Na razie daje nam chwile na wytłumaczenia, ale w rzeczywistości w ogóle go to nie obchodzi.
- Mogło być lepiej.- odezwał się Justin z nerwów oblizując usta. Przez tą jego wyczerpującą wypowiedź już jesteśmy pogrążeni. On to już wie jak spieprzyć wszystko po całości. Mike zaczął nerwowo wybijać rytm palcami o swoje potężne dębowe biurko. Doprowadzało mnie tym do szału, z każdym uderzeniem jego palca skręcały mi się wnętrzności. Marzyłam, żeby uciec z tego straszliwego pomieszczenia. Jego stukanie drażniło mój słuch. Miałam ochotę wrzasnąć i wyjść, ale dwa goryle pilnujące drzwi skutecznie by mnie zatrzymały.
- Mogło? - uśmiechnął się i wstał z fotela, powoli do nas podchodząc jak czająca się pantera na ofiarę. Dobrze chociaż, że przestał stukać palcami.- westchnęłam optymistycznie w myślach. Na moje szczęście lub nieszczęście wzrok skierował w stronę Justina. Stał tuż przed nim, ale jego wyraz twarzy zmienił się diametralnie. Proszę o uwagę: trzy, dwa, jeden…
- Co to do cholery ma być! Jedno banalne głupie zadanie! Nie dość, że go kurwa nie wykonaliście, to teraz inni muszą narażać własne życie, żeby naprawić wasze błędy.- zaakcentował dwa ostatnie słowa. - W ogóle nie zauważyliście, że na głowie siedzą wam jacyś niepoważni członkowie gangu! Daliście się złapać jakimś idiotom! Towar i pieniądze przepadły! Myśleliście, że się nie dowiem! – w tym momencie chwycił Justina za kołnierz jakby chciał podnieść go za chwilę do góry. Wstrzymałam oddech i z szeroko otwartymi ustami przyglądałam im się. Zauważyłam, że Justin odruchowo uniósł rękę, żeby się obronić, ale w odpowiednim momencie zatrzymał ją, aby Mike się nie zorientował. Spojrzał na mnie dając mu do zrozumienia, że też tu jestem. Dziękuje przyjacielu, jak zwykle sprawiasz, że nasza sytuacja jest coraz gorsza. Mike puścił go i tym razem spojrzał na mnie. Justin od razu poprawił swoją bladoniebieską koszulę.- Pozwoliłaś na to, żeby on tak spieprzył sprawę! - teraz wszystko przerzuciło się na mnie. Może gdyby wspólników dobierał rozsądniej, to uniknęlibyśmy tej sytuacji. Nie powiedziałam tego na głos, bo wiedziałam, że to jeszcze bardziej by go rozzłościło. Już był wystarczająco wytrącony z równowagi. W takim stanie był zdolny do wszystkiego. – Nigdy mnie nie zawiodłaś, dlaczego do cholery robisz to teraz? – Zapytaj tego, który stoi po mojej prawej…
- Musiałam ratować chłopaków, nie mogłam sama w klubie zabić, wynieść ciało, sprzedać narkotyki i okraść jednocześnie.- pisnęłam przerażona. W jego oczach palił się ogień, żądza zabijania i nienawiść. Na twarzy zrobił się cały czerwony ze złości.
- Miałeś jej kurwa pilnować, a nie ona ciebie! – wrzasnął i znowu wrócił do Justina.- Miałeś zapewniać jej bezpieczeństwo tymczasem ona ma jakieś gówno na nodze! Jak ma teraz pracować? – zapytał go.- Może ty chcesz pobawić się w laleczkę, specjalisto? – Justin chciał coś odpowiedzieć, ale Mike nie dał mu dojść do słowa.- Przyjąłem cię nie po to, żebyś niszczył wszystko, czego się dotkniesz do cholery! – zastanawiałam się, kiedy wysiądzie mu głos. - Rachelle z tobą porozmawiam później, zostaw nas samych.- powiedział zdecydowanie, a w pomieszczeniu zawisła mroczna cisza. Mike nawet nie spojrzał na mnie sprawdzając czy wychodzę. Wiedział, że posłusznie to zrobię. Wpatrywał się w Justina tak, jakby chciał go zabić. Wyszłam z biura mijając dwóch umięśnionych ochroniarzy. Najwidoczniej na korytarzu nie postawił straży, żeby nie słyszała jego wrzasków. Mike nie lubił chwalić się niepowodzeniami. Zawsze udawał, że jest ponad wszystko, że zawsze wygrywa i jest to tylko kwestią czasu. Wszystko musi być takie, jakie on chce, żeby było. Nie ma innej opcji. Myślałam, że jak tylko wyjdę, poczuję wielką ulgę. Jednak tak się nie stało. Spadło na mnie coś w rodzaju strachu, ale większego, bliskiego panice. Zostawiłam Justina samego z Mike’iem, który potrafi być nieobliczalny… Bezsilna osunęłam się o drzwi i nie mogłam uwierzyć, że tak bardzo mi na nim zależy. Niedawno sama chciałam go zabić, a teraz nie chcę, żeby Howard to zrobił? To niedorzecznie.
Uklękłam, przylgnęłam do drzwi i nasłuchiwałam. W ogóle nie wpadło mi do głowy, że ktoś może mnie na tym przyłapać.
- Idźcie stąd! – warknął Mike, a mi coś podeszło do gardła. Natychmiast wstałam i kiedy otworzyły się drzwi prowadzące do biura udałam wielce zainteresowaną ścianą naprzeciwko mnie. Nie byłoby w tym nic podejrzanego, gdyby nie fakt, że nic na niej nie było, ani obrazka, kolorowej plamki, nic. Szlag. Przecież te białe ściany, są tak niesamowite, nie wiem nawet gdzie się kończy trupia biel, a zaczyna szpitalna białość. Mężczyźni, których przed chwilą mijałam w progu zauważyli mnie i warknęli coś pod nosem, surowo patrząc na to, co wyczyniam. Wiedzieli, że podsłuchiwałam i nie mogli mi nic zrobić, jeżeli Mike im na to nie pozwolił. Nie straciłam zimnej krwi i spojrzałam na nich dając im do zrozumienia, że nie boje się ich i nic złego nie robiłam. Gdy tylko weszli do jednego z pokoi odetchnęłam głęboko i ponownie przykleiłam się do drzwi. Ochroniarze najprawdopodobniej przeze mnie nie zamknęli ich z powodu roztargnienia. Zostawili małą szparkę, przez którą białe światło padało na zewnątrz. Słyszałam tylko i wyłącznie podniesiony ton Mike’a, ale nie zrozumiałam ani słowa. Potem cisza, jakby pokój był pusty, a następnie głośny trzask. Próbowałam niezauważalnie otworzyć szczerzej drzwi. Ręce mi się trzęsły, ale musiałam to zrobić bezszelestnie.
- Słuchaj nie wiem, czego wymagali od ciebie wcześniej. Tutaj jest tylko jedna zasada - ja nie przegrywam. Każdy, kto jest słaby wylatuje! Jedna osoba ciągnie w dół wszystkich. Nie wiem jak ty sobie to wyobrażałeś, tu nie ma miejsca na litość, rodzinę i miłość. Walczysz lub umierasz. Wiesz co ja robię, z takimi jak ty? Tymi, którzy niszczą moje plany?
Widziałam połowę pleców Justina, na szczęście Mike nie był w stanie mnie zauważyć. Trzymał mu rękę na szyi, a Justin stał niewzruszony z rękoma przy sobie. Nie odpowiedział mu. Za to ja wiedziałam co on dalej powie ,,zabijam.’’
– Ach, nie? Zabijam.- splunął na niego.- To nie jest kulka w głowę i po sprawie, to dzieje się powoli, bardzo powoli.- wyraźnie przeciągał ostatnie wyrazy. Puścił szyję Justina, ale to jeszcze nie był koniec. Dopiero teraz zauważyłam, że w ręce trzymał papierosa, przyłożył go do ust i zaciągnął się nim, a następnie buchnął dymem w twarz mojego trenera.- Z każdą sekundą czujesz się coraz gorzej, ból rozrywa twoje ciało na części, błagasz mnie o pomoc, a ja bezlitośnie uśmiecham się i tonę w rozkoszy. – uśmiechnął się i wziął do ust papierosa po raz kolejny, ale tym razem nie wypuścił dymu na swoją ofiarę. – Powinieneś spróbować. Lepsze niż seks z najlepszą dziwką świata.- uśmiechnął się cwaniacko, a jego szyderczy śmiech rozniósł się po całym korytarzu. – położył mu rękę na ramieniu. – Masz wykonywać swoją robotę, chyba nie wymagam zbyt wiele? Podobno jesteś doświadczony. Pokaż mi, że dobrze postąpiłem wybierając ciebie i potrafisz zrobić wszystko, czego od ciebie oczekuję. Nie potrzebuję męskiej dziwki – uśmiechnęłam się słysząc tą ostrą obrazę.- która będzie sobie robiła z mojej dziewczyny zabawkę do seksualnych eksperymentów. Jeśli zrobisz jej coś, co wykracza poza twoje obowiązki i nie będzie wykonywane w czasie waszych treningów, zabije cię bez ostrzeżenia. A teraz wyjdziesz i nie wrócisz, aż nie skończysz swojego zadania z powodzeniem. – syknął przez zęby.- Wysyłam cię do Europy, twój lot jest o trzeciej w nocy. Masz dobę, żeby się się przygotować. Przez najbliższe dwanaście godzin nie wejdziesz do sypialni Rachelle. Nikt nie może mi przeszkadzać.
- Świetnie, tylko powiem jej, że jedziemy.- po akcji ze szczurem, myślałam że nie ma jaj, ale jego reakcja na tak ostre groźby wyprowadziła mnie z błędu. Zaskoczył mnie. Nadal był pewny siebie, nawet po tym wszystkim, co usłyszał.
- Ona nie jedzie z tobą. Zostaje ze mną.- powiedział i podejrzliwie na niego spojrzał.- Nie przyzwyczajaj się do niej za bardzo. Nie będziesz zawsze z nią pracował, zwłaszcza po tym co nawyrabialiście teraz. – Coś czułam, że to nie będzie zwykła rozmowa z Mikie’m, kiedy przyjdzie do mojego pokoju. Zauważyłam, że Justin zaciska dłonie w pięści.
- Masz mi udowodnić, że nadajesz się do tej roboty. Lecisz sam, masz to załatwić tak, jak należy.- Mike podał mu czarną kopertę ze swoimi złotymi inicjałami. – Jeżeli znów coś spieprzysz to módl się, żeby to oni cię zabili. Nie chcesz bym zrobił to ja. Jeżeli uciekniesz znajdę cię. – miłosierny Mike, tego jeszcze nie było. - A teraz wynocha z mojego biura i zamknij za sobą drzwi idioto! 
Justin nie nabierze się na moją nagłą fascynację kolorem ścian. Może tym razem sufit? Co to za różnica, też jest biały.Wstawałam z podłogi, akurat gdy otworzył drzwi. Przez chwilę patrzył na mnie zdumiony i szybko, energicznie zamknął drzwi za sobą. Miał rozciętą brew.
- Chyba uwielbiasz pakować się tam, gdzie nie trzeba.- mruknął, gdy razem szliśmy do windy. Do dyspozycji była tylko jedna. Moje życie jest naprawdę żałosne. Powinien wiedzieć, że jestem teraz na niego wściekła i nie mam ochoty z nim rozmawiać.
- Teraz będziemy udawać, że się nie znamy? - spytał niepewnie.- Mam dosyć tej ciszy! – oznajmił sfrustrowany parę minut później, nie wiedziałam, że aż tak go to zdenerwuje.
- A ja mam dosyć ciebie! Nie widzisz ile złego narobiłeś? Mogłeś się spodziewać, że nie będę zachwycona tym, że miałeś ten głupi telefon. Może teraz bylibyśmy w lepszej sytuacji, gdybyś go jednak użył. Powiedź mi, co ja teraz powinnam o tobie w tej chwili myśleć? - Że jest seksowny, piękny i idealny dla ciebie - Wiem, że jesteś idiotą, udowodniłeś mi to z tysiąc razy, ale nie dostałeś się tu przez przypadek. Może to nie Mike szukał ciebie, ale ty jego? Może jesteś zdrajcą?
- Jesteś naprawdę niezła w snuciu absurdalnych domysłów, ale pytanie, po co miałbym to robić i tak się narażać?
- Pieniądze, dom, zwalczanie samotności? Nie, głównie pieniądze, na pewno.- zgadywałam i weszłam do swojego pokoju, a on bezczelnie za mną. Doprowadzał mnie do obłędu. Nawet nie chciał się obronić i sprostować moich podejrzeń.
- Nie pomyliły ci się czasem pokoje? - mruknęłam, patrząc w jego hipnotyzujące oczy.
- Nie, właśnie do tego chciałem wejść.- uśmiechnął się szarmancko.- Gdybyś nie podsłuchiwała oświadczyłbym, że wyjeżdżam.-  Gdybym nie podsłuchiwała, nie wiedziałabym też, że nie powinien tu być przez najbliższe dwanaście godzin. Nagle zaczęłam się zastanawiać dlaczego nie zrzucił winy na mnie? Może wcale nie jest taki zły, za jakiego go mam? Oczywiście, że jest zły. Ile razy będzie musiał ci to udowadniać swoim głupim, niedojrzałym zachowaniem, żeby to w końcu do ciebie dotarło?
- A ja za to udałabym, że w ogóle mnie to nie obchodzi.- skrzyżowałam ręce na piersi. Zrobił to samo, żeby mnie zirytować.
 - No to się rozumiemy, też będę tęsknił i nie martw się wrócę cały.- By mnie dręczyć - dodałam w myślach, ale chciałam by tak się stało. Nadal byłam na niego wkurzona i czułam do niego żal, ale przyzwyczaiłam się do niego, do jego obecności. Denerwował mnie, kłóciliśmy się, miałam go dosyć, ale powoli zaczęłam to akceptować. Wpatrywałam się jego magnetyczne oczy. Nieoczekiwanie jedną ręką chwycił mój policzek i nim zdążyłam zareagować szybko, ale czule mnie pocałował. 
- To na szczęście, przyda się.- arogancki uwodziciel po prostu wyszedł, a ja z hukiem zatrzasnęłam za nim drzwi, z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy i zdumieniem w oczach trzymałam palce jednej ręki na ustach w miejscu, gdzie przed chwilą spoczywały jego usta.




- Tatusiu, gdzie idziesz? - zapytała maleńka, ciągnąc nogawkę wysokiego mężczyzny. On czule pogłaskał dziewczynkę po główce i spojrzał na nią z troską wypisaną na twarzy  oraz z miłością igrającą w jego zmęczonych połyskujących inteligencją oczach.
- Muszę coś załatwić księżniczko.- odpowiedział spokojnym i melodyjnym głosem.
- Mogę iść z tobą? Pomogę ci! - zawołała entuzjastycznie, troszeczkę sepleniąc.
Po chwili ruszyła drepcząc w stronę drzwi. Dosięgła swojego płaszczyka i z dumą założyła go na siebie. Zabrała już swoje najładniejsze kalosze, sądząc, że tym udowodni tatusiowi jak bardzo jest już samodzielna i dorosła.
- Skarbie, innym razem. Dzisiaj nie. Proszę zostań i opiekuj się mamą.- ściągnął z niej płaszczyk i odwiesił go na haczyk pobłażliwie się do niej uśmiechając. - Niedługo wrócę! - obiecał i zamknął za sobą drzwi. Odszedł.







__________________________________

Nie ukrywam, że pisze to po raz 3.
Wszystko przez głupią aplikacje na telefonie.
Bo wasza mało inteligentna, niedoświadczona pisarka
postanowiła bawić się całe dnie nowym, chorym telefonem.


Przed wami cudowna osiemnastka! 
Co jak co ale bohaterów to ona ma fatalnych,
 co chwile się kłócą, można by im przemówić do rozumu...
Ale spróbuj do nich dotrzeć! 






Now I'm done with all your negativity
And I'm gonna let it wash all over me
I'll be stronger than your words, baby, I'm harder
My smile lights up the world, I'm flyin' higher
So stand down (don't wanna hear it)
Back it up now (don't wanna hear it)
Stand down (don't wanna hear it)
Back it up, back it up-up now


Okej, a teraz na poważnie.
Przepraszam, że rozdział taki krótki,
ale teraz kombinuje
,,jak poprawić oceny na ostatnią chwile''
Dziękuje Wam za wszystkie komentarze, są dla
mnie bardzo cenne i nigdy nie marzyłam nawet
o takiej liczbie wyświetleń na jakimkolwiek blogu.
Fajnie wiedzieć, że nie siedzę tu sama.
Rozdziały pojawiać się będą częściej, a co 
do długości zobaczymy.
Proszę zapisujcie się do listy informowanych
Podawajcie dalej zwiastun i dziękuje za Wasze wsparcie!
Do następnej!


Jeśli spodobał Ci się ten rozdział, bądź uważasz, że całkiem go zawaliłam, 
tudzież zniszczyłam twoje wszelkie wyobrażenia, lub po prostu wiesz,
 że sprawi mi to wielką radość i być może zainspiruje
napisz komentarz.





czwartek, 1 maja 2014

Rozdział 17








- Jesteś wybredna.- nie musiałam długo czekać zanim znowu zaczął mnie denerwować. Kolejne dwadzieścia cztery godziny z nim. Starałam się zapanować nad sobą i swoimi emocjami. Nie dość na tym, musiałam pilnować też jego, żeby czasem nie zrobił czegoś, nad czym potem nie będę mogła zapanować. Czułam się okropnie, ponieważ sprzeciwiałam się swoim pragnieniom. Przykrym trafem niespełnione pragnienia pogłębiają się i robią się niebezpieczne.
 – Nie spałaś w lesie. Spałaś w samochodzie i masz pretensje, że chciałem dobrze.- żalił się, obserwując mnie jak wściekła zaciskam pięści i chodzę dookoła samochodu. 
- Nie wyspałam się, okej? Cały czas było mi nie wygodnie. Musiałeś się tak ruszać?
- Spałaś praktycznie na mnie nie powinnaś narzekać. – mruknął siedząc na masce złomu, który kiedyś przypominał samochód. Zatrzymał mnie nogą, przez co prawie straciłam równowagę. Spojrzałam na niego wilkiem, ale najwyraźniej się tym nie przejął, w sumie to właśnie o to mu chyba chodziło.
- Taka z ciebie profesjonalistka? Myślałem, że na misji takie sytuacje są częste i powinnaś być przyzwyczajona.
- Mówiłam ci, jak bardzo cię nienawidzę? – zapytałam kąśliwie, ale spokojnie. Stojąc nad nim widziałam dokładnie wszystkie jego tatuaże na rękach. Byłam ciekawa, co one oznaczają i dlaczego wybrał właśnie te. Starałam się pominąć uwagę, że na tych ramionach są również nieźle wyrzeźbione mięśnie… Matko, przestań tak na niego patrzeć – rozkazałam samej sobie w myślach. Ale on sam prowokuje… Dał mi swoją kurtkę ze skóry, bo było mi zimno - Jednak nie prowokuje. Po prostu będę dla niego miła, może wtedy zacznie traktować mnie lepiej.– Justin? – powiedziałam nieśmiało miękkim głosem jakby słowa, które miałabym wypowiedzieć, zaraz miały pęknąć i rozsypać się na małe kawałeczki.
- Tak? – spytał zdziwiony oblizując usta. Mógłby przestać, to już była czysta prowokacja… ten jego cholerny urok osobisty. 
- Co robimy? – jednak nad swoim głosem nie potrafię zapanować. Najlepiej byłoby się zamknąć i go pocałować... to by dużo ułatwiło. – pomyślałam.- Martwię się o nich.- wyjaśniłam pospiesznie, chcąc uniknąć jego uwodzicielskich wspaniałomyślności.
- Mamy dwa wyjścia, albo szukamy ich dalej, albo wracamy.- powiedział zdecydowanie. Tyle to ja też wiedziałam.- zakpiłam w duchu, ponieważ miałam być dla niego miła. Nie wiedziałam, że to takie trudne.
- Nie wrócę bez Monique.- złożyłam ręce na piersi. 
- Szukaliśmy ich już, skąd wiesz, że już nie wrócili? - zapytał zagryzając wargę i patrząc na moje piersi. A tak, przez mój gest zrobiły się zwarte i większe, niż są w rzeczywistości zważywszy na to, że miałam bluzkę z dużym dekoltem... Szybko położyłam ręce na biodrach. 
- Ona nie wróciłaby beze mnie.- powiedziałam stanowczo, widząc że jestem w stanie na niego wpłynąć.
- Pojedziemy powoli, może są gdzieś przy szosie? W razie czego odwiedzimy motel i miejsce, w którym się rozstaliśmy.- przekonywał mnie.
- Na pewno? – upewniłam się.
- Na pewno.
- Czym chcesz tam jechać? – zapytałam nagle. 
- Tym.- kiwnął głową w stronę samochodu. 
- Tym? – wskazałam palcem na zabytek, w którym spaliśmy.- To jest stary gruchot! – wybuchłam w końcu, przecież wszyscy wiemy, że to musiało kiedyś nadejść. - On, nigdzie już nie pojedzie.- podkreśliłam każde słowo, abyśmy się zrozumieli. Z całej siły kopnęłam nogą zardzewiałe drzwi. Zabolało. Chwyciłam się za nogę podskakując i sycząc przez zęby.
- Silnik działa, w baku jest jeszcze paliwo, o co ci chodzi? – zszedł z maski starego rzęcha i podszedł do mnie. Niestety się nie zrozumieliśmy.
- Nie rozumiesz, że jeśli pojedziemy jakieś dwie mile i to stanie, zostaniemy na tym cholernym pustkowiu, z dala od ludzi na środku jakieś pustyni? – zaczęłam wymachiwać nerwowo rękami. Przynajmniej wreszcie będę mogła go bezkarnie całować. – ktoś powinien okiełznać te chore myśli w mojej głowie. Wygląda na to, że trzeba mnie zamknąć w jakimś ośrodku poprawczym. Tak, doszła do tego osoba, którą powinni zamknąć dawno temu w więzieniu za gorsze rzeczy, więc czemu to nagłe oświecenie zawdzięczam właśnie jemu? 
- Tak, lepiej zostać tutaj niż dwie mile dalej, no bo co to za różnica.- zakpił, tym razem jemu puściły nerwy. Wsiadł do samochodu i jakimś cudem odpalił ten złom.


******


Pierwszy raz, od kiedy dowiedziałam się kim naprawdę jest Justin, miał racje. To żelastwo przejechało więcej niż dwie mile. Po drodze do hotelu odnaleźliśmy Monique i Jeva. Kąpiel w rzece nie była tym o czym by marzyli. Jednak to było najlepsze, co mogli w tamtej chwili zrobić. Na początku Monique nakrzyczała na nas. Jednogłośnie stwierdziliśmy, że winnym tego ataku jest albo kelner, albo Slade. Tylko oni mogli zdobyć moją komórkę. Miałam nadzieje, że Slade nie żyje, ale coś mi mówiło, że to za mało by go pokonać. To byłoby zbyt łatwe.
- Matko boska, tyle wam to zajęło… Moglibyście sobie znaleźć inny czas na randki.- jak widać humoru jej nie brakowało, być może trzeba powtórzyć zrzut z mostu i kąpiel. Potopić ją przez parędziesiąt minut w zimnej wodzie, może to by pomogło.
- Rachelle zawsze brak wyczucia czasu. Jest jak błyskawica, nie wiadomo kiedy i gdzie uderzy.- zgrywał się Justin i posłał jej uśmiech. 
- Za to nasz cudowny uwodziciel jest niczym pijawka, przyczepia się i nie chce puścić. Jedźmy.- warknęłam wsiadając do przodu i z całej siły trzaskając drzwiami kolejnego skradzionego samochodu. Justin jeszcze chwile rozmawiał z Monique, a ja patrzyłam na nich w lusterku. Potem pomógł Jevowi usiąść na kanapie z tyłu, a sam zajął miejsce za kółkiem. Monique wolała się nie wychylać i nie być w zasięgu moich rąk. Jechaliśmy w ciszy i wszystko byłoby wspaniale, gdyby ktoś nie odważył się jej przerwać.
- Macie pomysł jak ominąć granicę? Po naszych ostatnich odwiedzinach nie przywitają nas równie ciepło jak wcześniej.- zauważył przytomnie, patrząc na Monique w lusterku.- Pewnie wzmocnili ochronę.- A to niespodzianka, naprawdę? 
- Jest jedno miejsce, ale szybko nie wrócimy tą drogą. Poprowadzę cię.- powiedziała zerkając kątem oka na mnie.
Gdy dotarliśmy do hotelu z jednej strony poczułam ulgę, ale za moimi plecami czaił się strach. Kiedy Justin zatrzymał samochód westchnęłam ciężko. Ochroniarze zajęli się Jevem i poprowadzili go bocznym wejściem, aby nie zwracać na niego zbytecznej uwagi. Był pobity i wyglądał podejrzanie dla zachowania pozorów przez otwarte drzwi samochodu słyszałam jego krzyki:
- Nie, zostawcie mnie! Ja nic nie ukradłem! Przysięgam! Moja ciocia mieszka w tym hotelu! – i dalszy ciąg, którego na szczęście nie miałam okazji wysłuchać. Jednak było to tak przekonujące, że ,,zwykli’’ ludzie uważali go za złodzieja. Patrzyli na niego z pogardą myśląc: Dobrze mu tak. Straż była ustawiona strategicznie, było ich naprawdę dużo, ale ustawieni zostali w taki sposób by goście nie czuli się osaczeni, tudzież połowy z nich nie widzieli. W murach było pełno tajnych wejść, za którymi chowała się reszta. Główne wejście zwykle emanowało spokojem. Szare schody zaskakujące swoją długością w kształcie wielkiego półkola prowadziły do drzwi sięgających pięciu metrów z licznymi, kunsztownymi zdobieniami i wyrytymi wilczymi łbami, którym z pysków zionął ogień. Na wysokości rąk znajdowały się duże złote gałki, których teraz nie było widać, ponieważ drzwi były otwarte na oścież. Za nimi zamykano czarną kratę, również misternie zdobioną wijącymi się wężami. Od schodów odcinały się kostki brukowe. Z zewnątrz pałac był biały z oliwkowym dachem i kopułą  tego samego koloru oraz wielkimi oknami. Wewnątrz zamku był hol, którego błyszcząca piaskowa podłoga z czarnymi pigmentami była dostrzegalna nawet z parkingu. W holu dominowały kolory ciepłe. Znajdowały się w nim stare meble, śnieżnobiałe sofy i pasujące do nich fotele, gigantyczny kominek, drogocenne obrazy oprawione w złotą ramkę, kwiaty w brązowych wazonach, zazwyczaj czerwone, białe lub żółte róże. Wszystko przepasane krwistą, erotyczną czerwienią. Oprócz dzieł sztuki i ogromu zamku odwiedzających przytłaczały płaskorzeźby i malowidła, które znajdowały się na kopule zamku. Każdy fragment stanowił jedną całość. Nie raz wpatrywałam się w sufit dominował na nim kolor niebieski, dlatego przypominał mi niebo, ale było też w nim coś mrocznego. Na drugim piętrze znajdował się okazały balkon, gdzie czasem restauracja wyprawiała przyjęcia. Przez trzy dni marzyłam o posiłku przygotowanym specjalnie dla mnie od Barry’ego - szefa kuchni. Wtedy myślałam, że wrócę tu jako bohaterka, niezwyciężona dziewczyna Mike'a. Jednak zanim udam się coś zjeść, muszę się rozliczyć z pewnym chłopakiem niszczącym każde moje zadanie. Justin zapalił z powrotem silnik. Spojrzałam na niego i doznałam szoku. Trzymał w ręce komórkę. Natychmiast zapomniałam o strachu i czułam jak buzuje we mnie złość. Siedzenie stało się niewygodne i zaczęłam się na nim wiercić, jakby ktoś przed chwilą zaczął je intensywnie podgrzewać. Monique odpięła pas, gdy Justin zaparkował na dziedzińcu. Poczekałam aż Monique wysiądzie z samochodu i przywita się ze wszystkimi, którzy zeszli nas zobaczyć. Widziałam Scoota wdzięcznie uśmiechającego się do Monique. Pocałował ją w rękę, a ta jak zwykle zaśmiała się i weszła do holu jakby to był jej dom.
- Poczekaj.- odezwałam się chłodno do Justina po raz pierwszy od jakiś sześciu godzin. Zatrzymałam go, kładąc rękę na jego dłoni całkiem przypadkowo i szybko zabrałam ją stamtąd.
- Słucham? Jeśli chcesz mogę przyjść później do twojego pokoju. – cicha deklaracja brzmiała w jego zachrypniętym głosie tak kusząco, ale w tej chwili byłam na niego cholernie wściekła. 
- Nie, nigdzie nie pójdziesz.- ostrzegłam surowym tonem głosu i spojrzałam w jego brązowe oczy. Pojawił się w nich znowu ten tajemniczy błysk.
- Skoro wolisz tutaj, ale wydaje mi się…- zaczął mówić, ale mu przerwałam.
- Zamknij się w tej chwili i posłuchaj. – starałam się opanować nerwy, ale zaciskałam pięści z całej siły, by nie uderzyć go w twarz. Straż różnie mogłaby to zinterpretować. – Daj mi kluczyki.- powiedziałam, mimo że nie od tego miałam zacząć. Posłusznie podał mi je, a ja szybko zamknęłam je w dłoni.- Co masz w lewej kieszeni spodni? – zapytałam spokojnie. Sięgnął tam ręką i wreszcie zrozumiał. – Dlaczego do cholery nie powiedziałeś mi, że masz ten pieprzony telefon, co? Hm… może zapomniało ci się? Nie, czekaj… może masz słabą baterie, albo w ogóle ci się rozładowała? - spojrzałam na niego naprawdę wściekła, a ton mojego głosu kipiał zaciekłością i nienawiścią. – Nie, to niemożliwe, bo przed chwilą jej używałeś..- zaczęłam udawać, że myślę bardzo intensywnie nad innymi możliwościami. Rozwarł usta i już chciał zamydlić mi oczy kłamstwami. – Nie, nie przerywaj mi.- machnęłam na niego ręką.- Nie przyszło ci do głowy, żeby hm… no nie wiem użyć jej do wzywania pomocy? Mogłabym zdać raport Mike’owi, nie siedziałabym teraz trzecią dobę z poważną raną nogi… Jev czułby się lepiej i szybciej odnaleźlibyśmy Monique. Ale trudno było o tym pomyśleć. – powiedziałam z żalem. 
- Nie wmówisz mi, że tak szybko chciałaś wracać do tego tyrana.- powiedział na swoją obronę
- Ach, więc tu chodzi o mnie? Martwisz się o dziewczynę, którą dopiero poznałeś? Jestem taka biedna, że sama sobie nie poradzę? Przyjechałeś tu by być bohaterem, ratować uciśnionych? – zaczęłam się ironicznie śmiać, ale w tym momencie już krzyczałam na niego. Dobrze, że drzwi od samochodu były pozamykane.- Teraz mam jeszcze większe kłopoty, niż wtedy jak ciebie tu nie było. Myślisz, że jesteś w stanie mi pomóc? Nie pomożesz ani sobie, ani mnie. Poczekaj aż trafimy na dywanik.- I nagle mnie oświeciło. Poczułam ucisk w gardle, który uniemożliwiał mi swobodne oddychanie. – A może wcale nie pracujesz dla nas? Może to Slade jest twoim szefem? Tylko ty miałeś kontakt ze światem. Zabrałeś mnie na sprawdzenie okolicy, akurat wtedy, gdy jego ludzie stali pod naszym hostelem wróciliśmy na czas. Ty coś wiesz. – spojrzałam na niego uważnie, bladł na całej twarzy. - Dokładnie wiedziałeś, gdzie znajduje się nadajnik. Miałeś tyle okazji, by podrzucić mi z powrotem telefon. Nawet przyprowadzić ich do mnie. Może planowałeś mnie zabić? Żałuję, że nie załatwiłam cię za pierwszym razem. – spojrzałam na niego jak na zdrajcę. – Przemyślę, czy nie powiedzieć tego Mike’owi. Licz się z tym, że dla ciebie to wyrok śmierci. Możesz uciekać, ale on ciebie znajdzie. Zejdź mi z oczu, o ile to możliwe nie chce widzieć cię do końca życia.- czułam jak zbiera mi się na łzy. Otarłam oczy i pospiesznie wyszłam z samochodu.
- Rachelle... - zdążyłam usłyszeć i zatrzasnęłam mocno drzwi samochodu.
- Pozbądź się tego samochodu jak najszybciej.- rozkazałam władczo i dałam strażnikowi kluczyki.
- Witaj piękna! – usłyszałam mojego ukochanego Scoota, aż miałam ochotę rzucić mu się na plecy na barana, ale byłoby to nietaktowne. Najpierw zachowanie godne najgorszej zarozumiałej damy, a potem dziecka z podwórka, które tak bardzo kocha swojego starszego braciszka, że pragnie go zadusić z tęsknoty.
- Cześć przystojniaku!- uśmiechnęłam się, ale mimo wszelkich starań w moim głosie nie było ani krzty radości, czysta złość.
- Razisz prądem, ostudź się trochę zanim pogadasz z Mikiem.- poradził. Dotknął moje ramię koniuszkami palców, aby zaraz z przesadną szybkością odsunąć dłoń, tym samym ukazując jak bardzo się poparzył. Ze skwaszoną miną, udawanym bólem i lekkim syczeniem z całej siły dmuchał na palce, aby uśmierzyć rzekomy ból. Zobrazowanie mojej wściekłości naprawdę bardzo dobrze mu wyszło. Spojrzałam na niego morderczym wzrokiem. – Mike nie jest w dobrym humorze.-  na jego twarzy też na chwile zagościł ponury wyraz. A trzeba wiedzieć, że on zawsze jest szczęśliwy. Potrafi obrócić wszystko w żart, mało tego w taki sposób, aby innych tym nie obrazić, czego Justin nie potrafił.
Od razu powinnam powiedzieć Mike’owi, co zrobił, a raczej czego nie zrobił jego nowy współpracownik. Pozwolę sobie ominąć wydarzenia, które nie powinny mieć miejsca.
- Ja wiem, że wściekłość dodaje seksapilu, ale jesteś… Na jego miejscu bałbym się ciebie.- powiedział i spojrzał znacząco na mnie, co oznajmiło mi, że Justin jest za moimi plecami.
- Szkoda, że tylko ty.- mruknęłam ciszej, patrząc jak idzie na górę po schodach, unikając ze mną kontaktu wzrokowego.
- Nowy ci dokucza? – zapytał z niedowierzaniem, jego ton głosu wskazywał na to iż jest po mojej stronie, ale w kącikach jego ust czaił się cwaniacki uśmieszek. Justin też tak robi… oboje bardzo często tego nadużywają. – Nie boi się naszej nieustraszonej Rachelle? Chcesz, to mogę ustawić go jak należy.- zaproponował, przecierając ręce i szczerząc zęby.
- O proszę cię Scoot, nie zabieraj mi tej przyjemności.- mówiąc to uśmiechnęłam się i położyłam mu rękę na ramieniu, patrzyłam na niego błagalnym wzrokiem i zatrzepotałam rzęsami. Zaśmiał się i poprawił mi tym humor.
- Uważaj, to uwodziciel, jeszcze się w nim zakochasz.- zażartował, a ja poczułam się troszkę słabo.
- Mike mi wystarczy, Scoot dzięki za troskę, ale muszę odpocząć.- szybko go ominęłam i popędziłam do swojego pokoju.











________________________________________

Nawet nie wiecie jak się cieszę, z tego że mam wolne...
Mam dla Was obiecaną niespodziankę!
Na początku chciałam to zlecić komuś, ale stwierdziłam, że spróbuję.
Nigdy nie robiłam tego typu rzeczy, dlatego nie jest idealny.
W sumie nie spodziewałam się, że tak dobrze będzie to wyglądało...
Okej, wlewam sobie... kończę to już. 
A oto on, TA DAM! Zwiastun Touch Angel : 






Możecie go znaleźć na stronie ,,Zwiastun''  Poza tym proszę o Waszą opinię
na temat rozdziału i samego zwiastunu.
Uwagi zawsze dają rady na przyszłość xD 
Mam dzisiaj niesamowicie dobry humor, życzę Wam
abyście też mieli taki napad euforii jak ja dzisiaj ;p 
Notki spodziewajcie się niedługo. ;) 

Do tego piosenka, którą większość zapewne zna,
ale nie mogłam się oprzeć, by o niej nie wspomnieć.





Poza tym mała prośba - wpisujcie się w liste informowanych,
ponieważ dużo mi to ułatwi, jeśli mam Was powiadamiać.
Jeżeli nie macie Twittera, to dajcie cokolwiek
czym mogłabym się z Wami połączyć. ;p 
Jestem dostępna zawsze dla Was na moim profilu
Do następnej i dziękuję stałym czytelniczkom!
Jesteście prawdziwym skarbem ;) 
Mam nadzieje, że zostaniecie ze mną do końca.


Do następnej! 


Jeśli spodobał Ci się ten rozdział, bądź uważasz, że całkiem go zawaliłam, 
tudzież zniszczyłam twoje wszelkie wyobrażenia, lub po prostu wiesz, że sprawi mi to wielką radość i być może zainspiruje
napisz komentarz.