Wykorzystywaliśmy każdą wolną chwilę, żeby się spotkać. Cały czas myślałam o tym, kiedy będziemy sami. Niecierpliwie czekałam na kolejną noc, gdy nie będę musiała udawać, że go nienawidzę i ciągle się kontrolować. Uważaliśmy na wszystkie najdrobniejsze gesty. Od początku było jasne, że nie będziemy żyć w normalnym związku. Nie mogliśmy trzymać się za ręce, wymieniać ukradkowych spojrzeń, ani stawać zbyt blisko siebie. Szalenie trudno jest ukryć coś tak wielkiego przed całym światem. Mimo to, nie poddawaliśmy się. Gdyby teraz, któreś z nas zrezygnowało z tego chorego układu, nie dałabym sobie z tym rady. Wyparcie tego wszystkiego, co już wiedzieliśmy o sobie nawzajem byłoby niemożliwe. Kochałam go i nawet lojalność wobec Mike'a nie mogła tego zmienić. Dręczyły mnie wyrzuty sumienia. Czułam się jak zdrajca, ale uśmiech Justina szybko to zmieniał. Przy nim mogłam być sobą, przestać obawiać się, że zrobi mi krzywdę. Już teraz nie czułam się jak jego zabawka. Nie nazywałam go moim chłopakiem, ani on nie nazywał mnie swoją dziewczyną, ale to co czuliśmy było jednoznaczne. Nie chciało mi się wierzyć w to, że w tak niebezpiecznym świecie może mnie spotkać coś takiego jak miłość. Była całkiem inna od tej, którą dotychczas znałam. To było coś niezwykłego. Oddałam mu serce, nie byłam pewna czy to błąd, ale nie zastanawiałam się nad tym, bo gdy tylko zostawaliśmy sami czułam się szczęśliwa, a szczęście nie jest złem, prawda?
- Powiedziałem Mike’owi, że robisz postępy. I pomyślałem, że potrzebujemy pokoju z łóżkiem, bo sala gimnastyczna nie jest odpowiednim miejscem. – powiedział, zacierając ręce. A nie mówiłam? Wiedziałam, że kiedyś będziemy mieli salę z łóżkiem.
- Widzę, że bardzo cię to cieszy. – uśmiechnęłam się szeroko, widząc jego podekscytowanie.
- To co, wypróbujemy je? – zapytał, znacząco zerkając na łóżko.
- A co mi tam…- westchnęłam i nim zdążyłam zrobić krok w przód, Justin zdecydował, że sam mnie do niego zaniesie. Gdy oboje znaleźliśmy się w łóżku, przyciągnęłam jego szyję do siebie i pocałowałam go krótko. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
- Całkiem wygodne. - stwierdził i oderwał się ode mnie, klęcząc na kolanach i skacząc na nim.
- Nie jest wygodniejsze od twojego łóżka.- powiedziałam, wymownie na niego patrząc.
- Chyba nie będziemy się tym przejmować, bo zawsze możesz do mnie wpaść, prawda?
- Oczywiście.- przytaknęłam, siadając po turecku naprzeciwko niego. Wtedy zrobił coś, co totalnie mnie zaskoczyło. Zaczął mnie łaskotać, a ja zwijałam się ze śmiechu jak tylko mogłam, by uciec przed jego rękoma. Na próżno. Przeturlałam się na drugi koniec łóżka z panicznym śmiechem i na czworakach zeszłam z niego niezdarnie, ale Justin chwycił mnie za prawą stopę, która jeszcze nie zdążyła zejść z materaca i bez ostrzeżenia pociągnął mnie za nią z powrotem.
- Justin! Zostaw! Słyszysz? To boli, zaraz mi coś złamiesz!- mówiłam przez śmiech, ale w końcu zmusił mnie do tego, bym wróciła tam, gdzie byłam przed chwilą. - Justin! - krzyczałam, chociaż i tak mnie nie słuchał, nadal mnie łaskocząc i szczerząc się jak głupi. - Co mam zrobić żebyś przestał? - powiedziałam czerwona jak burak, sapiąc i trzymając jego dłonie po moich bokach. Moja klatka piersiowa unosiła gwałtownie się w górę i w dół.
- Pocałuj mnie. - powiedział, uśmiechając się do mnie cwaniacko. Pochylił się nade mną, jego sterczące włosy opadły na jego czoło. Kiedy nasze usta się zetknęły, powoli i spokojnie go pocałowałam. Mruknął zadowolony, gdy niespodziewanie ktoś otworzył szeroko drzwi.
- Mike... - powiedział Jev i na chwilę przestał, widząc co robimy. Był równie zaskoczony jak my. Odkleiliśmy się od siebie natychmiast, tak szybko jak tylko mogliśmy. Mimo, że to było coś, co właśnie teraz wolno nam było robić, bo teoretycznie mieliśmy trening, to poczułam się jakbym została złapana na gorącym uczynku. - ...kazał was wezwać. - powiedział ściszonym głosem zawstydzony.
- Okej, już idziemy. - powiedział zwyczajnym tonem Justin, ratując sytuację i schodząc z łóżka. Jev szybko się ulotnił.
- Mogło być gorzej, prawda? - zapytałam, również wstając z łóżka i patrząc na Justina, czekającego na mnie przy drzwiach. Zawiązałam włosy w luźnego koka, bo chłopak przez swoje wygłupy całkiem mi go rozwalił.
- Mogło. - przyznał, drapiąc się po karku i marszcząc brwi.
- Nikomu nie wygada? - spytałam szeptem, wychodząc z pokoju.
- Nie robiliśmy przecież nic zakazanego.- odparł, idąc razem ze mną do windy.
- Niby tak.- powiedziałam, ale nie byłam co do tego przekonana.
******
Mike wezwał nas do swojego gabinetu. Byłam bardzo zestresowana tą całą sytuacją. Co jeśli nie uda nam się ukryć przed nim prawdy? Justin uspokajał mnie w drodze szeptem, ale to mi nie pomagało.
- Musimy się teraz zająć córeczką Richarda. Jest modelką i bierze udział w najbliższym pokazie Victoria’s Secret za trzy dni. Candice Swanepoel. – westchnął zmęczony Mike, składając dłonie razem i zakładając jedną nogę na drugą. Jak zwykle siedział przy biurku w swoim fotelu, a Justin i ja, nie chcąc siadać staliśmy naprzeciwko niego.
- Świetnie, to do czego ja jestem tam potrzebna?
- Ona należy do ciebie. Jest lesbijką.- zaczęłam się śmiać, ale po poważnej minie Mike’a szybko przestałam i zrzedła mi mina.
- Ty chyba sobie żartujesz! Mam uprawiać seks z modelką? - gdy to mówiłam, dławiłam się własną śliną. Doskonale wiedział, że nie lubię tego robić z facetami, a teraz karze mi to robić z dziewczyną? Niestety nie mogłam mu odmówić. Zgodziłam się na to raz i to wystarczyło, żebym prawdopodobnie musiała robić to do końca życia.
- Właśnie tak. – odparł opanowany, a ja chrząknęłam, chcąc pozbyć się nieprzyjemnego uczucia w gardle. - Justin, myślałem, że przygotowywałeś ją do tego.- niezadowolony, spojrzał w jego stronę.
- Jakim cudem miał mnie do tego przygotować, skoro jest facetem! - powiedziałam zirytowana prędzej niż ugryzłam się w język. To nie jest dziwne, że go bronię? Mam nadzieję, że Mike nie zwrócił na to uwagi.
- Jest twoim trenerem, a to jest jego praca. Po to tutaj jest. – wzdychając przeczesał długimi palcami swoje włosy. Miał dzisiaj do mnie anielską cierpliwość.
- Nie zrobię tego. Weź Justina, nawet ona na niego poleci.- wymamrotałam, szukając ratunku. – Poza tym pewnie jest tym zachwycony. – wywróciłam oczami, chcąc żeby dał mi spokój z tym zadaniem.
- Rachelle.- wypowiedział moje imię, zwracając mi uwagę, że przeginam.
- On nie ma czasem syna? – zapytałam skruszonym tonem, błagałam by takowy istniał.
- Nie.- powiedział chłodno, patrząc na mnie surowym spojrzeniem, bym skończyła robić sceny i zgodziła się na jego fatalnie chory pomysł. Czemu nie? Gdyby był gejem, Justin mógłby się wykazać. Byłoby sprawiedliwie.- Musisz dzisiaj zrobić zdjęcia do portfolio, jeżeli pojutrze masz być modelką. Zastąpisz Mirandę Kerr. – poinformował mnie łaskawie.
- Przecież to jedna najlepszych modelek na świecie. - powiedziałam zszokowana.
- Masz rację, otwiera ten pokaz.- zaczął przekładać jakieś papiery na biurku.
- Więc, jakim cudem... – zapytałam, niestety nike dane mi było dokończyć, ponieważ Mike znał dalszą część tego pytania i zaczął mi na nie odpowiadać.
- Powiedzmy, że przed samym pokazem źle się poczuje. – uśmiechnął się w taki sposób, że od razu wiedziałam co ma na myśli.
- Tylko mi nie mów, że zamierzasz ją zabić.
- Dlaczego nie? – odezwał się w nim awanturnik, ale w jego głosie słychać było nutkę zawodu. Czyżbym miała jeszcze na niego jakiś wpływ? Czyżby jednak brał moje zdanie pod uwagę?
- Chcesz zabić najsławniejszą osobę na świecie i nie trafić za kratki? To jest niemożliwe. Nie zrozum mnie źle, ale są rzeczy, których nie warto się podejmować. Oni ciebie znajdą, prędzej czy później, w twoim wypadku później, ale zawsze dojdą do sprawcy. Tego nie zamiotą pod dywan. To osoba publiczna i nie jest nudnym politykiem. Niepotrzebne nam takie problemy. – odpowiedziałam niepewnym tonem.
- Może masz rację. – mruknął, patrząc mi w oczy, całkowicie ignorując Justina. Oczywiście, że mam rację.
- W porządku damy jej zwykłe narkotyki. W takim wypadku Scoot poleci z wami. – zadecydował, nadal analizując moje słowa.
- Dlaczego mieliby mi pozwolić wystąpić na tym pokazie? Przecież nie jestem profesjonalistką. - mogłam mu wymienić wszystkie powody, dla których ta misja się nie powiedzie. Wśród nich był jeden konkretny. Nie zrobię tego.
- Na pół godziny przed pokazem zniknie ich najlepsza modelka, a ty spadniesz im jak z nieba. Jeżeli twój wygląd ich nie przekona to zapłacę im, żebyś się dostała. - mogłam się tego domyśleć. Pieniądze, one mogą wszystko.
- Gdzie lecimy? – zapytał Justin, pierwszy raz się odzywając od kiedy weszliśmy do gabinetu Howarda.
- Mediolan. Ty jedziesz tam w charakterze ochroniarza. Muszę wiedzieć, że ktoś zadba o mój skarb. Jeżeli znowu coś jej się stanie, jesteś martwy, wiesz o tym? – groźny, służbowy ton głosu rozniósł się po całym pomieszczeniu. Skarb? Dawno tak do mnie nie mówił. Co się z nim dzieje? Zaczynam się niepokoić.
- Tak. – nie stracił pewności siebie, patrzył mu prosto w oczy.
- O której mamy być w helikopterze? - powiedziałam obojętnym tonem, nie zwracając uwagi na rosnącą, napiętą atmosferę.
- Nie lecicie helikopterem. Mam dla was bilety na lot samolotem w pierwszej klasie. – odparł spokojnie. Czy on oszalał?
- Jak to publicznym samolotem!? – wykrzyknęłam, otwierając szeroko oczy ze zdumienia. Czy tylko ja w tym pomieszczeniu potrafię trzeźwo myśleć? – Jak mamy przewieźć narkotyki, będąc złapanymi?
- Mam znajomości w ochronie. Nie martw się, pomyślałem o wszystkim.- powiedział i wyciągnął z szuflady biurka kopertę, w której były trzy bilety lotnicze. – Życzę wam powodzenia.- dodał, gdy wychodziliśmy. Justin wydawał się być szczęśliwy z nowej misji. No tak, skoro ja mam ochotę się pociąć, to on ma ochotę skakać do sufitu z radości. To nie mogło się zmienić.
Na korytarzu, czekając na windę i nie odwracając głowy w jego stronę zapytałam z zażenowaniem - Czemu się tak cieszysz?
- Ponieważ wynosimy się stąd na chwilę, a twój chłopak nie będzie w tym samym budynku co my dwadzieścia cztery godziny na dobę. – uświadomił mi, uśmiechając się szeroko.
- I tak jedziemy ze Scootem. – przypomniałam mu.
- Ale Scoota łatwiej spławić. – z tym nie mogłam się nie zgodzić. – Też powinnaś się cieszyć, ta misja wzbogaci cię o nowe doświadczenia. – jak on to ładnie ujął, ale nadal ten pomysł mi się nie podobał. Nie miałam kontraktu wyznaczającego granice moich możliwości, a teraz byłby mi bardzo potrzebny. Jak na razie mogłam sobie o nim pomarzyć. Przecież nie mam normalnej pracy i normalnego życia. Okej, kontrakt w tej sytuacji byłby bez sensu.
- Może jeszcze powiedz mi, że chciałbyś na to patrzeć? – zadałam pytanie retoryczne, zapominając że Justin uwielbia na takie odpowiadać.
- To nie jest wcale zły pomysł. – przyznał, a ja tylko ponownie wywróciłam oczami i weszłam do windy.
Siedziałam w swoim pokoju przeglądając profesjonalne zdjęcia modelek, by móc chociaż trochę się do nich upodobnić i ułatwić pracę fotografowi. Za chwilę miałam mieć sesję zdjęciową. Siedziałam w swoim pokoju i rozmawiałam z Justinem przez telefon. To zaskakujące, wcześniej omijaliśmy się szerokim łukiem. Był jedynym człowiekiem, który doprowadzał mnie tak bardzo do szału, ale równocześnie tylko z nim mogłam przez chwilę poczuć, że jestem normalna. Przy nim świat stawał się dobry, a wszystko wokół lepsze. Co może też znaczyć, że totalnie zwariowałam, ale wolę być wariatką, niż cierpieć tak jak wcześniej.
- Mogę iść z tobą na sesję? – zapytał, a ja mogłam założyć się, że teraz uśmiecha się do telefonu swoim niewinnym uśmiechem, ale w połączeniu z jego podnieconym wzrokiem wyglądał całkiem nieprzyzwoicie.
- Niech pomyślę. – w słuchawce przez dłuższą chwilę słyszałam jego równomierny oddech. – Nie. – dodałam po krótko trwającej ciszy.
- Dlaczego? – zapytał, nie ukrywając swojego niezadowolenia.
- Ponieważ nie możemy dawać im powodów do podejrzeń. Poza tym, na niektórych zdjęciach mam być naga. To nie będzie komfortowe.- przegryzłam wargę. Próbowałam być śmiertelnie poważna, ale nie mogłam powstrzymać śmiechu.
- Mogłaś tego nie mówić. – usłyszałam jakiś trzask w słuchawce.
- Wiem, ale ja też lubię cię denerwować.
- To zdecydowanie nie jest zdrowy związek. – oznajmił poważnie.
- I nigdy nim nie będzie.- dokończyłam wciąż rozbawionym głosem.
- Chociaż w jednym się zgadzamy. – mruknął, rozłączając się. Wykasowałam jego numer z listy połączeń i położyłam telefon na stoliku nocnym. Postanowiłam się przebrać i zeszłam do recepcji przywitać się z moim fotografem. Czekała mnie trzygodzinna sesja zdjęciowa. Musiałam chodzić z nim po całym hotelu, szukając interesującego tła. Przywiózł ze sobą całą ekipę – oświetleniowców, makijażystów, stylistów i wielbłądy, którymi nazwałam napakowanych facetów noszących sprzęty. Narobiliśmy niemałego zamieszania. Szybko mogłam dojść do wniosku, że nigdy nie chciałabym być modelką, a ich praca jest naprawdę ciężka wbrew wszelkim pozorom. Przestałam mieć nadzieję, że chociaż trochę im dorównam. Nie miałam idealnych proporcji, a co najważniejsze - doświadczenia w tej branży. Wszyscy na mnie krzyczeli, co chwilę krytykując jakieś detale. Od początku wiedziałam, że ta misja będzie graniczyła z cudem i nie będzie należeć do najprzyjemniejszych.
Po obiedzie umówiłam się z Justinem na nasz trening, ale był on trochę inny niż zwykle. W dwa dni musiałam się stać światowej klasy modelką na wybiegi. To byłby cud, więc nie liczyłam na zbyt wiele. Znajdowaliśmy się w mniejszej sali gimnastycznej, bez sprzętów, z lustrami. Razem ze Scootem oglądaliśmy filmiki w Internecie z pokazów, ponieważ nikt z nas nie miał pojęcia od czego zacząć. Wreszcie jest coś, czego mój trener nie jest w stanie mnie nauczyć, ale to wcale mu nie przeszkadzało w dyrygowaniu mną. Skończyło się na tym, że oglądaliśmy modelki, które przewracają się na wybiegu. Tłumaczyliśmy sobie, że robimy to po to, by pokazać mi na jakie rzeczy uważać i jakich błędów nie mogę popełnić, ale tak naprawdę oglądaliśmy to tylko dlatego, by się pośmiać. Niektóre upadki były bardzo spektakularne. Zaczęłam się modlić, by nie dali mi jakiejś szalenie długiej sukienki, bo to nie mogło się dobrze skończyć.
- Przestańcie się śmiać, nie wiem co was tak bawi. - syknęłam z irytacją na rozsiadłych w brązowych fotelach Scoota i Justina w kącie sali. Trzymając ręce na biodrach i stojąc na przeciwko nich dodałam - Oświećcie mnie, co jest w tym takiego śmiesznego? – To będzie tragedia ze mną w roli głównej.- pomyślałam.
- Okej, ja sobie pójdę.- mruknął Scoot, nie mogąc powstrzymać śmiechu. Robiłam się naprawdę wkurzona, a kiedy to zauważył, powiedział - On ci pomoże bardziej, w końcu to twój mistrz. - Mistrz? Taak. - powątpiewałam w myślach, a Scoot dalej zwijał się ze śmiechu, trzymając za brzuch.
- Nie waż się zostawić mnie samej. - powiedziałam ostrym tonem głosu. Musiałam wciąż udawać, że nie przepadam za Justinem. Obserwowałam plecy Scoota, podążające ku drzwiom.
- Masz Justina.- zasugerował krótko, otwierając z trudem drzwi, bo nadal rechotał jak jakaś hiena...
- Scoot! - wrzasnęłam wściekła, zirytowana jego zachowaniem. - Samej z nim. - uświadomiłam mu, zerkając na Justina.
- Myślę, że nie gryzie, chyba że podczas seksu, ale co ja tam mogę wiedzieć. - wzruszył ramionami, jak gdyby nigdy nic i patrzył na mnie nadal rozbawiony. Mój wzrok powędrował w stronę butów, na sam dół. Coś czuję, że dzisiejszej nocy będę cała pogryziona. Dziękuję ci Scoot za twoje głupie sugestie.- Potrafisz sobie poradzić z tym szatańskim nasieniem... - Umiem sobie z nim poradzić tak dobrze, jak on potrafi sobie radzić ze mną. Co oznacza, że niedługo pozwolę, by zrobił ze mną wszystko, co będzie chciał. Swoją drogą ciekawe, że jeszcze mnie tego nie nauczył. Gdyby to zrobił zamieniłby mnie w swój osobisty chodzący koszmar. Dlaczego więc miałby mnie tego uczyć, skoro teraz ma mnie w garści? Zawsze miał.- stwierdziłam w myślach, podczas gdy Justin nadal się śmiał jak głupi dzieciak. Uzupełniali się idealnie, raz jeden przerywał śmiech by złapać powietrze, raz drugi a na kilka sekund udawało im się stworzyć duet.
- Ty również zidiociałeś razem z nim?- warknęłam tym razem do tego przystojniejszego, chcąc by się uspokoił.
- O co ci chodzi, to wyglądało bardzo śmiesznie. – skomentował mój upadek, który miał miejsce chwilę temu i chwytał się za umięśniony brzuch.
Oprócz otartych, zaczerwienionych rąk nic mi się nie stało, ale oni nie mieli teraz głowy do tego, by mnie o to zapytać.
- Tak samo jak moje chodzenie? - zadałam pytanie retoryczne.- Staram się pracować, a wy mi w tym nie pomagacie!
Wiedziałam, że muszę się tego nauczyć, inaczej cała misja się nie uda.
- Rachelle, przepraszam ale chodzisz w nich jak kaczka. - powiedział, udając że się krztusi lub po prostu może faktycznie się krztusił.
- Kaczka?! - powtórzyłam zirytowana. Bardziej wyglądało mi to na pingwina. Czy ja mam tak wielkie stopy? - Nigdy nie chodziłeś w takich butach! - oburzyłam się.- Chyba że coś mnie ominęło. - powiedziałam zniżając ton głosu. Scoot dusił się w tym czasie ze śmiechu jedną ręką wisząc na klamce od drzwi.- Wynoś się, jeżeli masz zamiar się śmiać, bo nie wytrzymam i któremuś z was stanie się krzywda.- zaczęłam grozić, patrząc na zarumienionego Scoota zabijającym spojrzeniem. Po chwili zostałam sam na sam ze swoim trenerem.
- Okej Rach, spokojnie pomogę ci. - zapewnił już opanowanym głosem, podchodząc do mnie.
- Są za wysokie, skręcę sobie w nich nogę. - jęknęłam, spoglądając z nienawiścią na buty, które w miejscu palców miały obcas. Idiota mógł to tylko wymyślić, dlatego nie zdziwiło mnie, że stworzył je facet.
- Skoncentruj się, utrzymaj równowagę.- powiedział, gdy oboje stanęliśmy przodem do luster.
- I stań na głowie. - dokończyłam za niego.
- Po prostu przejdź się w nich. – słyszałam jak wzdycha głęboko.
- Mówisz tak, jakby to było dziecinnie proste, a nie jest. Chcesz je założyć? - syknęłam sarkastycznie, patrząc w jego odbicie.
- Zrób to. Nie dyskutuj.- powiedział władczym tonem. O dziwo posłuchałam go i przeszłam się od końca sali do samych luster.
- I jak, lepiej? – zapytałam, obracając się do niego przodem.
- Musisz bardziej poruszać biodrami. - spojrzałam na niego spode łba. Tak, z chęcią zakręcę moim grubym tyłeczkiem. Nie ma to jak troszkę twerkingu na szczudłach.
- Może mam jeszcze zacząć tańczyć? - uniosłam jedną brew do góry i skrzyżowałam ręce na piersiach. Ledwo mogłam w nich stać.
- A wiesz, że to nawet dobry pomysł. - uśmiechnął się, na co tylko wywróciłam oczami po raz setny i przeczesałam włosy palcami.
- Poddaję się.- powiedziałam cicho.
- Poczekaj. - poprosił, trzymając ręce na moich ramionach. Obrócił mnie w stronę lustra. Ponownie spojrzałam na nasze odbicia. Trzymając wysoko moją dłoń jakby witał się z pierwszą damą dworu przeszedł ze mną do drugiego końca sali. Przypominało to trochę scenę z mojego jednego snu.
- Będę cię trzymał.- odparł ciepłym głosem, zaraz po tym poczułam jego drugą rękę na mojej tali. - Musisz być wyprostowana. Uspokój się i nie patrz na buty. - przyciągnął mnie do swojego ciała. Zjechał swoją dłonią w dół wzdłuż mojej uniesionej ręki aż do zagiętego łokcia. Pod wpływem jego dotyku cała się rozluźniłam, więc opuściłam ją swobodnie na dół. Poczułam jego męskie perfumy. - Właśnie tak, a teraz idź.
- Nie widzę tego.- odparłam.
- Dlaczego?
- Po pierwsze, nie mam jak stabilnie stanąć, po drugie nie mam jak się ruszyć, bo mnie trzymasz, a po trzecie, naprawdę chcesz wiedzieć?
- Oczywiście, że tak. - powiedział, przytrzymując moje ręce z obu stron i pocierając je swoimi dłońmi w górę i w dół.
- Czuje się niekomfortowo i rozpraszasz mnie. - myślałam, że zapadnę się pod dywan, kiedy to powiedziałam. W mojej głowie nie brzmiało to tak żałośnie.
- Jak to, aż tak na ciebie działam? - zakpił i wyszczerzył białe zęby usatysfakcjonowany.
- Nie, przez spodnie czuję twojego penisa, w miejscu w którym nie powinno go być.
- Doprawdy? A mnie się wydaje, że idealnie tam pasuje.- czułam jak nogi mi miękną. Uśmiechnął się zadziornie, a ja odwróciłam głowę w bok, opierając ją na jego ramieniu i patrząc w górę, bo nawet w tak wysokich butach był ode mnie trochę wyższy. Widziałam zarys jego podbródka i ust. Jego wzrok był skierowany w dół, na mnie. Gdy mrugał oczami podziwiałam jego gęste rzęsy. Jego dłonie powoli zeszły na dół, przez moje piersi, aż po brzuch i na moje biodra, przypominało to ten jeden z erotycznych tańców, gdzie tancerze obmacują się z szeroko rozwartymi palcami u rąk. Miękłam pod wpływem jego dotyku. Obrócił mnie do siebie przodem, całując mnie w usta. Jego język stykał się z moim. Przez jego oczy przeszedł tajemniczy błysk, co mnie jeszcze bardziej podnieciło i zmotywowało do działania. Jedną ręką głaskałam go po szyi, a drugą palcem odchyliłam skrawek materiału jego koszulki. Jedną z zalet tego, że byliśmy razem, było to, że teraz ja również znałam jego czułe punkty i wreszcie było fair. Prawie nie dostawał orgazmu, kiedy powoli gładziłam jego skórę na brzuchu, rysując kółka na około jego pępka. Jęknął przez moje usta, agresywniej mnie całując, a jego ręce znalazły się na moich pośladkach. Ścisnął je, na co wystraszona, wciągnęłam powietrze do ust, tym samym zabierając mu powietrze.
- Widzisz, tak to jest, kiedy grasz nieczysto.
- To ty mnie tego nauczyłeś. - powiedziałam mu w usta, oblizując swoje, na co uszczypnął mnie w pośladek. Jego oczy paliły się od pożądania. - Pragniesz mnie? - wyszeptałam mu na ucho, muskając je ustami.
- Tak. - powiedział podniecony, niecierpliwie czekając na mój ruch.
- Jak bardzo? - szepnęłam w jego usta, trącając jego wargę, a on z grymasem spojrzał na mnie, gdy jednak go nie pocałowałam ani nie dałam mu takiej możliwości.
- Bardzo. - szepnął mi w ucho i zostawił na nim wilgotny ślad swoich ust. Później jednym palcem chwycił szelkę moich jeansów i gwałtownie szarpnął do siebie tak, że ponownie poczułam jego penisa między nogami. Następnie złożył mokry pocałunek na mojej szyi w moim wrażliwym punkcie.
- Uważaj. - mruknęłam, liżąc jego usta
- Tak? - powiedział zamyślony, a ja poczułam puls w pewnym miejscu i stwierdziłam, że nie pochodzi on z mojej części ciała, że to jego penis.
Zaśmiałam się i delikatnie go pocałowałam, po czym zdjęłam te cholerne obcasy i wyszłam z gracją bez nich z sali. Poszłam do mojego pokoju. Ochroniarze mieli teraz przerwę. Idealnie. Zostawiłam otwarte drzwi na oścież. Nie zawiodłam się na nim, bo za chwilę przyszedł, zamykając za sobą gwałtownie drzwi na klucz. Prześlizgnęłam się dołem przez jego ramię, aby pojawić się naprzeciwko niego.
- Czemu się tak spieszysz? - mruknęłam, naiwnie się uśmiechając. Stałam oparta tyłem o zamknięte drzwi.
- Bo się ze mną droczysz, a wiesz że tego nie lubię i nie wytrzymuję. - teraz to on był zirytowany.
- Trudno, seksu nie będzie.- wzruszyłam ramionami i z miną smutnego szczeniaczka wygięłam usta w podkówkę.
- Wiesz, że mam ochotę teraz cię zabić.
- Naprawdę? Cóż, wiele ludzi próbuje. – mruknęłam, oblizując dolną wargę i zagryzając ją.
- Dlaczego jesteś tak cholernie seksowna? - zapytał, ale nic mu nie odpowiedziałam. Rzucił się na mnie, unosząc mnie do góry i obracając dookoła. Wskoczyłam na niego i oplotłam go nogami. Zachłannie całowałam jego słodkie usta. Czułam przepływający przez nas ogień. Jedną ręką mierzwił moje włosy, a ja trzymałam go za szyję, gładząc ją wolno opuszkami kciuków. Starał się utrzymać równowagę, ale z hukiem trafiliśmy na drzwi znajdując punkt oparcia, ściskając się jak najbliżej siebie, ciało przy ciele. Przeniosłam swoje usta na jego szyję, na co jęknął z zachwytu. Teraz było tylko on, ja i pożądanie. Żadnych wyrzutów sumienia. Zaczęłam piętą smyrać jego jądra przez spodnie. Kiedy zaczęłam ssać i gryźć jego szyję, odchylając głowę z podniecenia uderzył nią w drzwi.
- Wszystko w porządku? - jęknęłam z troską, chwytając go za głowę i patrząc na niego z niepokojem.
- Tak, nie przestawaj. - powiedział w transie, zajęty moimi piersiami. Przebiegała przeze mnie fala uniesienia. Obrócił się i tym samym przyparł mnie do drzwi, które znowu wydały z siebie dźwięk, jakby ktoś chciał je wyłamać. Trochę spłoszeni, znów szybko i zwinnie, ale tym razem bez huku zamieniliśmy się miejscami. Teraz on opierał się o drzwi. Zdjął ze mnie koszulkę, w czym mu nieco pomogłam. Zapominając, że mnie trzyma przeniósł rękę na mój brzuch, a drugą chciał rozpiąć mi stanik. W ten sposób on wylądował z trzaskiem na ziemi, a ja nadziałam się tyłkiem na jego kolana. Jęknęłam tym razem z bólu, on za to znowu uderzył w te cholerne drzwi głową. Wszystko to wyglądało chaotycznie i komicznie.
- Opanuj się, mogą zacząć coś podejrzewać. - skarciłam go wzrokiem, a potem wsunęłam się z jego kolan do przodu i siedziałam okrakiem na jego wąskich biodrach nieco obolała.
- Kiedyś rozniosę te drzwi. - mruknął ze złością, sycząc z bólu. Trzymał się za głowę, zaciskając zęby. Spojrzałam na niego współczująco, ale nic nie zdołało uciszyć mojego niewyparzonego języka.
- Nie zrobisz tego, bo nie będziemy mogli tego robić bez drzwi. - powiedziałam, głaszcząc jego policzek.
- Powiedziałem ,,kiedyś". - podkreślił, przy tym ponętnie poruszył językiem.- Następnym razem przychodzisz do mnie.- zażądał, a ja uśmiechnęłam się szeroko.
- Czy to zaproszenie? - zapytałam, gładząc jego klatkę piersiową dłońmi i kładąc się na nim z jedną ręką podłożoną pod brodą.
- Tak, na jutro.- oznajmił, klepiąc mnie obiema dłońmi po tyłku. Przygryzłam jego wargę na znak, że umowa stoi. Uśmiechnęłam się chytrze. Wiedziałam, że każdy mój najmniejszy ruch sprawia mu przyjemność, więc udając, że mi nie wygodnie poruszyłam biodrami w dół. Na chwilę wstrzymał oddech, ponieważ się tego nie spodziewał. Podobało mu się to. Zdjęłam z niego zębami koszulkę, zostawiając mokre ślady dolnej wargi na jego ciele. Nie wytrzymał i z głowy zdjął sobie ją sam.
- A jeszcze wolniej nie potrafisz? - spojrzał na mnie, a ja uśmiechnęłam się z premedytacją. Odchrząknęłam i powiedziałam rzeczowo.
- Im wolniej, tym lepiej delektujesz się nawet najmniejszą pieszczotą i doprowadzasz drugą osobę do szaleństwa. Seks jest sztuką, którą odkrywa się powoli.- zacytowałam.
- Pieprzenie.
- Naprawdę? Ciekawe, bo to ty to powiedziałeś. – mruknęłam, palcem rysując wzory na jego gołej klatce piersiowej.
- Ja? Niemożliwe. - wypierał się.
- Jesteś pewny? - odpięłam mu pasek od spodni i rozsiadłam się na nim wygodnie, napierając na jego członka.
- Okej, po prostu zlituj się wreszcie.
- Pan Bieber błaga mnie o litość? Musisz być na granicy wytrzymałości.- zauważyłam, śmiejąc się.
- No co ty.- zakpił z nieskrywaną fascynacją patrząc na mnie. Z poważną miną spojrzałam na niego. Zdjęłam stanik pokazując mu swoje nagie piersi, a on zareagował tak, jakby widział je po raz pierwszy. Zdjęłam jego jedną rękę z pośladka i położyłam na mojej piersi, potem zrobiłam to samo z drugą. Kierowałam jego ręce swoimi dłońmi. Masowałam swoje piersi jego rozgrzanymi palcami. Zaczęłam mruczeć z rozkoszy z uśmiechem zamknęłam oczy, pozwalając mu na swobodę. Wodziłam dłońmi po jego wytatuowanych rękach.
- Myślisz, że on jest już gotowy? – szepnęłam, uśmiechając się do niego.
- Jest gotowy od jakichś dziesięciu minut, kochanie. – szepnął, dotykając moich ust.
- W takim razie chodź. – powiedziałam, wstając z niego, biorąc go za rękę i prowadząc do swojego łóżka. Położyłam się pierwsza, obserwując jak w pośpiechu zdejmuje spodnie i bokserki. – Ej, ja chciałam je zdjąć. – powiedziałam rozczarowana.- Zabrałeś mi najlepsze. – spojrzałam na jego twarz z wyrzutem, chociaż widać było, że wzrok ucieka mi już gdzieś indziej.
- Trzeba było przestać ze mną tak pogrywać. – powiedział, śmiejąc się i kładąc na mnie. Zaczęłam całować jego piersi, dłońmi gładząc jego jędrne pośladki. Dlaczego ja takich nie mam?
- Przepraszam, ale nie mogę się przestawić. Wszystko przez to, że mam tak dobrego nauczyciela.- powiedziałam. – Gumki są w szufladzie.- na moje słowa zszedł ze mnie, siadając na piętach między moimi nogami. Założył ją bardzo zwinnie i zsunął mi majtki gorącymi dłońmi. Od mojego podbrzusza składał pocałunki aż do szyi, centymetr po centymetrze. Gdy dotarł do mojego czułego miejsca bez wahania wszedł we mnie. Mocne dreszcze okryły całe moje ciało. Jęknęłam. Justin zaczął posuwistymi, rytmicznymi ruchami wchodzić we mnie coraz głębiej. Każde pchnięcie było mocniejsze. Zaczęłam jęczeć coraz głośniej i objęłam go z całej siły. Raz po raz wbijałam w niego paznokcie, bo ekstaza była tak ogromna. Doszliśmy w tym samym momencie. Nim wyszedł ze mnie pocałował mnie długo, sama byłam zaskoczona, że miałam na to wystarczająco oddechu. Byłam wykończona. Zszedł ze mnie sapiąc, okrył nas kołdrą i położył się obok mnie. Przesunęłam się bliżej niego, kładąc głowę na jego piersi.
- Jesteś niesamowita. - westchnął, dysząc i całując mnie w czoło.
- Wiem. – uśmiechnęłam się, wtulając w niego głowę. Zaczął się bawić moimi włosami, a ja założyłam na niego jedną nogę.
- Raczej nie pójdziemy spać w południe.- mruknęłam smutna.
- Raczej nie.- powiedział, gładząc mnie po plecach i patrząc przed siebie, mrużąc oczy. - To co, druga runda? – mruknął, spoglądając na mnie. Znowu ten błysk w oku, że on jeszcze ma na to siłę. Wykończy mnie kiedyś.
******
Na lotnisku byliśmy już dwie godziny przed odlotem. Siedziałam na krześle, pilnując bagaży. Scoot stał w kilometrowej kolejce z naszymi biletami. Miałam ochotę pobiec w stronę drzwi i nigdzie nie lecieć. Od kiedy stałam się takim tchórzem?
- Mam twoją kawę. – poinformował mnie Justin, wracając do mnie i podając mi kawę z automatu w papierowym kubku. – Jest gorąca, uważaj bo się poparzysz.
- Wiem, że się o mnie troszczysz, ale dam sobie radę. Mike nie zabije cię za to, że poparzyłam sobie język.
- Będziesz musiała używać tego języka, więc lepiej na niego uważaj. - usiadł obok mnie, kładąc dłoń na moim kolanie, ale zniknęła stamtąd równie szybko, jak zdążyłam ją poczuć. Nie odpowiedziałam mu nic, ponieważ usłyszałam serię dźwięków, po których nadawano informację:
- Pasażerowie lecący do Mediolanu ustawiają się przy wejściu numer dziesięć. Proszę o udanie się do sektora odlotów. Połączenie Nowy York – Paryż zostało opóźnione o godzinę, za pozostałe opóźnienia przepraszamy. Prosimy wszystkich pasażerów o cierpliwość.- przez radiowęzeł usłyszałam miły, kobiecy głos. Justin westchnął i wstał z krzesła. Dlaczego jest taki spokojny?
- Zostaw ją. – powiedział, widząc, że mam zamiar wziąć swoją walizkę.- Ja ją poniosę. – spojrzałam na niego zdziwiona, ale oddałam mu ją. Kolejne półgodziny przechodziliśmy w kolejce do metalowych bramek. Przynajmniej zdążyłam wypić całą kawę. Unikałam wzroku ochroniarzy, ale nie na tyle, by zauważyli, że coś kombinuję. Justin włożył mi do płaszcza woreczek z amfetaminą w samochodzie. Jeden przysadzisty afroamerykanin, który był ochroniarzem, znalazł się koło mnie, gdy nadeszła moja kolej. Kiwnął do mnie głową, lekko się uśmiechając.
- Mindy, jak miło cię widzieć! Jak dawno cię nie widziałem, chodź przytul się do wujka.- powiedział do mnie, a ja prawie podskoczyłam, słysząc swoje ,,nowe imię'', które widniało na moim fałszywym dokumencie tożsamości. Zrobiłam to, co powiedział mi Mike. Przytuliłam go i wsunęłam mu woreczek z amfą do spodni.
- Torby w porządku.- powiedział chudy facet, obsługujący sprzęt do skanowania bagaży. - Możecie ją puścić.
Przeszłam przez bramki i wzięłam tylko jedną z moich walizek, która właśnie wyjeżdżała z taśmy. Udając roztargnioną kierowałam się do wejścia na pas lotniczy.
- Panienko! Jeszcze twoja torba! - zawołał za mną ochroniarz, który przed chwilą mnie przytulał.
- Och, przepraszam. Dziękuję bardzo. - powiedziałam, uroczo się uśmiechając, gdy podał mi torbę i wcisnął mi również w rękę, to co przed chwilą mu oddałam. Justin przeszedł przez bramki bez problemu. W jego torbie znajdował się pistolet, ale od razu pokazał na niego fałszywe pozwolenie, a ochrona nie robiła z tym kłopotu. W mojej torbie znajdowała się specjalna ukryta kieszeń na jeden z moich ulubionych sztyletów. Cały strach opadł. Teraz miałam tylko nadzieję, że nie zginę w katastrofie lotniczej.
,, Another soul to meet my void then
Of anything bare that's made of gold
Of anything bare that's made of gold
A physical kiss is nothing without it
And you close your eyes to
see what it's done
The body that lies is built
up on looking
Cause all that remains
before it's begun
You gotta know, I'm feeling
love
Made of gold, I never loved a
Made of gold, I never loved a
Another one, another you
It's gotta be love, I said
it ''
Chet Faker - Gold
Chet Faker - Gold
________________________________________
Witajcie kochani!
Jestem w ciężkim szoku,
dziękuję Wam za komentarze pod poprzednim rozdziałem!
Dobiliście aż do 42 tysięcy wyświetleń!
Nawet nie wiecie jak się cieszę!
Mam nadzieję, że to nie jest chwilowe ;p
Dodaję rozdział trochę wcześniej,
ponieważ mam próbę na
mój pierwszy świąteczny koncert!
Trzymajcie kciuki, żeby mnie trema nie zjadła. ;p
Jestem w ciężkim szoku,
dziękuję Wam za komentarze pod poprzednim rozdziałem!
Dobiliście aż do 42 tysięcy wyświetleń!
Nawet nie wiecie jak się cieszę!
Mam nadzieję, że to nie jest chwilowe ;p
Dodaję rozdział trochę wcześniej,
ponieważ mam próbę na
mój pierwszy świąteczny koncert!
Trzymajcie kciuki, żeby mnie trema nie zjadła. ;p
Specjalnie dla Izy szczegółowa scena seksu,
macie jeszcze jakieś życzenia?
Mam już pomysł na specjalny rozdział pisany
oczami Justina, ale na to musicie jeszcze poczekać.
Jeszcze raz pragnę Wam podziękować,
jestem naprawdę szczęśliwa i
mam nadzieję, że tym rozdziałem
przekonałam Was do zajrzenia tutaj
w Nowym Roku 2015.
Życzę Wam szalonego Sylwestra,
spełnienia noworocznych postanowień,
żebyście żyli pełnią życia i
cieszyli się z każdej jednej chwili.
Następny rozdział jest już gotowy.
Pojawi się 5 stycznia.
Przypominam o wpisywaniu się na listę informowanych,
zwiastunie i moim twitterze, gdzie
możecie się ze mną skontaktować.
Do następnej!
Jeśli spodobał Ci się ten rozdział, bądź uważasz, że całkiem go zawaliłam,
tudzież zniszczyłam twoje wszelkie wyobrażenia,
lub po prostu wiesz, że sprawi mi to wielką radość i być może zainspiruje,
napisz komentarz.
tudzież zniszczyłam twoje wszelkie wyobrażenia,
lub po prostu wiesz, że sprawi mi to wielką radość i być może zainspiruje,
napisz komentarz.