Miałam wielką
nadzieję, że zdążę wrócić do pokoju Monique zanim ona się obudzi. Jednak tak
się nie stało. Gdy tylko otworzyłam drzwi jak najciszej potrafiłam ujrzałam ją,
stojącą na środku korytarza z założonymi rękami. Przywitałam ją ciepłym,
naiwnym i słodkim uśmiechem odgarniając włosy z twarzy. Przed wyjściem od
Justina nawet ich nie rozczesałam. Stanęłam w progu pokoju. Jej oczy
przewiercały mnie na wylot.
- Rachelle Anne
Roberts! - usłyszałam jej surowy ton głosu, gdy tylko zamknęłam drzwi. – Gdzie
ty się podziewałaś całą noc? – Oho, teraz
będzie udawała moją matkę. Całkiem ją ignorując poszłam do salonu i
wyciągnęłam nogi na kanapie, ściągając przy tym moje buty. Za chwile Monique
ponownie znalazła się przede mną z rozwścieczoną miną. – Odpowiedz. – syknęła
tupiąc nogą z zaciśniętymi pięściami. Spodziewałam się, że będzie się o mnie
martwić, ale nie przypuszczałabym, że będzie na mnie zła. Jestem dorosła, a ona
poza pracą była tylko moją przyjaciółką, nie musiała czuwać nad moim życiem
dwadzieścia cztery godziny na dobę.
- Prosiłam cię,
żebyś nigdy nie używała mojego drugiego imienia. – spojrzałam na nią
zdegustowana. Zaczęłam z zainteresowaniem oglądać swoje gołe nogi, ponieważ rajstopy,
w które wcześniej byłam ubrana wylądowały w koszu na śmieci. Ciekawe przez kogo. Boże, ten cellulit zabijcie mnie. – pomyślałam unosząc opuszkami
palców kawałek mojej skóry na udzie. Po jakiś pięciu sekundach znowu wróciłam
wzorkiem do mojej przyjaciółki, która wciąż nie dawała za wygraną, mimo że nie
okazywałam jakiejkolwiek chęci spełnienia jej wcześniejszej prośby. – Byłam w
restauracji. – skłamałam, tłumacząc się. Nie mogłam powiedzieć jej, że gdy
tylko zasnęła poszłam do apartamentu Justina, żeby się z nim przespać jak jakaś
głupia i niewyrośnięta nastolatka.
- Dzwoniłam do
restauracji i nie było cię w niej. – powiedziała z pretensją. Gdyby te
przenikliwe oczy mogły zabić, z pewnością byłabym już martwa. Zagryzłam wargę
ze zdenerwowania. Akurat dzisiaj musiała
zabawić się w szpiega. Dobrze, że nie
wpadła na pomysł żeby zapukać do pokoju Justina.
- Nie wiem po co
tam dzwoniłaś. – westchnęłam mniej pewnym głosem. Zamiast patrzeć jej w oczy,
oglądałam swoje ręce. Będzie dobrze,
tylko nie panikuj, jeśli sama jej nie powiesz, to się nie dowie. – uspokajałam
się w myślach.
- Ostatnio upiłaś
się do nieprzytomności przez sama wiesz kogo.– wspomniała siadając na fotelu. -
Zacznijmy wszystko od początku. Gdzie byłaś? – zapytała tym razem spokojnie,
cierpliwie oczekując na odpowiedź. Pewnie chciała powiedzieć: Zacznijmy przesłuchanie.
- Wszędzie.-
odparłam jednym słowem, uśmiechając się łobuzersko. Podniosłam lewą rękę do
góry, oglądając swoje paznokcie z uniesionymi brwiami. Starałam się nie myśleć
o tym, że wystawiam jej cierpliwość na próbę. Miałam wciąż nadzieję, że da
sobie spokój.
- Rachelle…
- To nie jest twój
interes! – uświadomiłam jej, chcąc jak najszybciej zmienić temat. Zbyt ostro
zareagowałam. Spojrzałam na jej minę. Boże,
ona domyśliła się.
- Ty byłaś z nim! -
wykrzyczała rozemocjonowana otwierając szeroko oczy z wrażenia.
- Nie wiem, o kogo
ci chodzi. – próbowałam się jakoś ratować, ale na próżno, bo musiałam się
głupio uśmiechnąć. Dlaczego za każdym
razem kiedy sobie o nim przypominam muszę się uśmiechać w tak idiotyczny
sposób? W tym momencie wstała z fotela, łapiąc się za głowę zaczęła chodzić
w tę i we w tę po pokoju.
- Myślałam, że po
zabawie w klubie wam się odechce. – jęknęła, opadając na oparcie fotela. Była kompletnie zaskoczona. Ja nigdy nie będę miała go dość. To
wszystko zaczęło się dużo wcześniej. Ona nie wiedziała o naszej pierwszej nocy,
gdy nie wiedziałam kim on jest i miałam go zabić. Gdyby wtedy mnie nie
powstrzymał… nie chcę nawet o tym myśleć.
- Nie wiem o kim ty
mówisz. – nadal udawałam, że jej nie rozumiem.
- Doskonale wiesz o
kim mówię. – powiedziała wściekłym tonem.- Blondyn o brązowych oczach, ma duże
mięśnie, przyciągające wzrok tatuaże... Jest bardzo pewnym siebie i cholernie seksownym trenerem uwodzenia.
Znasz go może? – sarkazm było czuć od niej na kilometr. Znam. Dogłębnie go znam. Za bardzo go znam.
- Nie byłam z nim!
– wypierałam się oburzona.
- Od kiedy mnie
kłamiesz? – spytała podchodząc do mnie i wbijając we mnie nienawistny wzrok.
- Nie kłamię. –
powiedziałam mierząc ją wzrokiem. Dlaczego
byłam taka nieostrożna? Noc w pokoju Justina to był bardzo głupi pomysł.
Czy żałuję tego, co robiłam dzisiaj w nocy?
Oczywiście, że nie. Czy musiałam dać się złapać w tak idiotyczny sposób? Oczywiście, że tak inaczej nie byłabym sobą.
Monique dotknęła mojego czoła.
- Jesteś cała rozpalona.
masz potargane włosy i … błyszczą ci się oczy. – stwierdziła tonem Sherlocka Holmsa. Cholera, czy tak bardzo po mnie widać, że
przed chwilą uprawiałam seks? Nie
dostrzegłaby w tym nic dziwnego, gdyby Mike nie wyjechał o czwartej do Tokio. –
Rachelle! – krzyknęła moje imię prawie piszcząc.
- Nic nie zrobiłam!
– odkrzyknęłam nadal próbując się bronić. Ona
nie może poznać prawdy. Musiałam wymyślić naprawdę dobre kłamstwo. – Chciał
zrobić trening. – mruknęłam nieśmiało.
- Masz mnie za
idiotkę? Trening? W środku nocy? – nie spuszczała z tonu, wymachując rękami. –
Ciekawe, co robiliście na tym treningu. – prychnęła, odwracając wzrok.
- To, co zwykle. –
wymamrotałam, ponownie powstrzymując się od uśmiechu. – Zabrał mnie do klubu,
trochę popiliśmy i wróciliśmy do hotelu. Nie chciałam cię budzić, więc zasnęłam
u niego w salonie. Nic między nami się nie wydarzyło.
- To dlaczego
jesteś tak bardzo rozbawiona i szczęśliwa? Wyglądasz jakby przed chwilą przeleciał cię na podłodze. Dosłownie. – usiłowała dostrzec w moich oczach cień
kłamstwa, ale patrzyłam na nią beznamiętnie i z pewnym wyrazem twarzy. Chyba udało
mi się ją nabrać.
- Więc teraz nie
mogę być szczęśliwa? Nie mogę się z nim spotykać jak zwykła koleżanka z pracy?
– zapytałam siadając na kanapie i zakładając złożone ręce na piersi.
- Nie, chcę żebyś
była szczęśliwa, ale nie mogę w to uwierzyć. Przecież ty go nienawidziłaś.
Prosiłaś mnie, żebym trzymała go od ciebie z daleka! – przypominała mi. – I
teraz nagle chcesz się z nim spotykać.
Sama wiesz, że wasza relacja jest… – przerwała po chwili, próbując znaleźć
odpowiednie słowo. – dziwna. Nie chcę, żeby były z tego kłopoty.
- Widzisz, nie
trzymałaś mnie od niego z daleka… Mało tego, sama przekonywałaś mnie, żebym się
za niego zabrała, a teraz jesteś na mnie wściekła za to, że cię posłuchałam?
Uspokój się, tylko rozmawialiśmy.- wypowiedziałam to ostatnie zdanie,
zdając sobie sprawę, że przed chwilą zabrzmiałam tak, jakbym przyznawała się do
winy.
- Myślałam, że
przestaniesz na niego zachłannie patrzeć po jednym razie! – Brawo, tym samym pokazałaś mi ile tracę. Nie
zamierzam z tego zrezygnować. – To co robisz, to jedna wielka głupota, on
jest uwodzicielem za moment nie zorientujesz się, kiedy się w nim zakochasz. –
Szkoda, że nie powiedziała mi o tym wcześniej. Już za późno, już straciłam dla niego głowę.
- Bardzo mi
przykro, że nie jesteś szczęśliwa przez to, że nie potrafisz powiedzieć
Jevowi, że coś do niego czujesz. Jednak to nie powód, by być zazdrosna o to, że
czuję się szczęśliwa. Zapewniam ciebie, że nie robię nic nieodpowiedniego z
Justinem i nie zamierzam tego robić. Kocham Mike’a. – to było okrutne z mojej
strony, ale musiałam ją okłamać. Nate już wie, teraz Monique zacznie pewnie
węszyć, a moje życie wisi na włosku. Chciałam jej powiedzieć o wszystkim, co
mnie dręczy. O tym jak czuję się przy Justinie, ale nie mogłam. Nigdy nie będę
mogła jej o tym opowiedzieć.
- Nie jestem
zazdrosna, troszczę się o ciebie. – chwyciła mnie za rękę, szukając zrozumienia
w moich oczach. Było mi z tym cholernie źle, nie miałam zwyczaju się z nią
kłócić, ale to było jedyne wyjście.
- To przestań i
zajmij się swoim życiem. U mnie wszystko w porządku. Nie pozwolę jakiemuś uwodzicielowi, złapać się na jego marne sztuczki. Wiem kim on jest i nic
do niego nie czuję. – dziwiłam się, że te wszystkie kłamstwa wypływały ze mnie
tak swobodnie. Wyszarpnęłam swoją rękę z jej uścisku, wstałam z kanapy omijając
Monique i wyszłam z pokoju, obawiając się jej kolejnych pytań. Nigdy nie
chciałam jej oszukiwać, ale dzisiaj musiałam to zrobić. Wiem, że zadałam jej ogromny cios, gdy powiedziałam o Jevie, ale to był jedyny sposób, żebym mogła
skończyć tą rozmowę. Jeszcze chwila, a wycisnęłaby ze mnie całą prawdę. To
oznaczałoby nasz koniec. Koniec wszystkiego.
******
Czułam się okropnie.
Musiałam wydać kryjówkę Candice, okłamywać Mike’a i Monique. Co jeszcze będę
musiała zrobić, żeby ukryć moją miłość przed światem? Najgorsze jest to, że wiedziałam,
że to dopiero początek.
Po obiedzie jak zwykle
miałam trening z Justinem. Gdyby ktoś zapytał mnie kilka tygodni temu, co czuję
na myśl o spędzaniu godziny z nim w jednym pomieszczeniu z pewnością
odpowiedziałabym: nienawiść, złość i zażenowanie. Zapierałabym się nogami i
rękami by tylko uniknąć tych idiotycznych treningów. Dzisiaj było inaczej.
Dzisiaj bardzo chciałam go zobaczyć, chciałam żeby był przy mnie. Treningi były
jedyną chwilą, kiedy legalnie mogliśmy spędzać ze sobą czas i robić w zasadzie
to, na co mamy ochotę. Zamykaliśmy drzwi naszej ,,sali treningowej” i
zapominaliśmy o wszystkim. Zapominaliśmy o tym, że nigdy nie będziemy mogli być
razem, że to co robimy jest szczeniackie i nieodpowiedzialne, a nasze uczucia
kiedyś mogą nas zabić. Liczyło się tylko tu i teraz. Nie myśleliśmy o
przyszłości. Jaka przyszłość mogła czekać nas w takim świecie, w którym
żyliśmy? Śmierć. Tylko śmierć. Miłość do niego nie pasowała, ale im więcej
spędzałam z nim czasu tym bardziej byłam pewna, że to jest właśnie to. Po tym
jak zaczął mnie traktować, w jaki sposób na mnie patrzył... Jeśli jego uczucia
nie były prawdziwe, to był najlepszym aktorem jakiego znałam. Nawet on nie mógłby
tak dobrze udawać. Wygląda na to, że w jakimś stopniu mu zaufałam. Widziałam,
że oboje bardzo się zmieniliśmy.
Nasze rzeczy były
porozrzucane po podłodze. Oboje leżeliśmy nadzy pod kołdrą, sprzeczając się o
jakąś bzdurę i dogryzając sobie nawzajem.
- Powinnaś zacisnąć
pośladki, wtedy wydają się bardziej jędrne. – mruknął z przekąsem cwaniacko się
uśmiechając.
- Masz coś do mojego tyłka?
– zapytałam rozgoryczona, chcąc w tej chwili uderzyć go w twarz. Czułam dotyk
jego ciepłych dłoni. Leżałam na nim, podpierając się łokciami o jego klatkę
piersiową palcem wskazującym sunąc po jego mostku i piersiach.
- Jak dla mnie jest
cudowny, ale pracujemy nad tym byś była bardziej profesjonalna. – ścisnął mój
prawy pośladek, oblizując dolną wargę.
- Nie robię na tobie
dostatecznego wrażenia? - powiedziałam z udawaną pretensją w głosie unosząc się
nad nim i odgarniając włosy na bok. Wpatrywał się we mnie, a w jego oczach
pojawiła się ekscytacja.
- Robisz, ale… - przerwał
na chwilę ciągnąc za końcówki swoich
włosów.- Boże, uniemożliwiasz mi pracę. – warknął do siebie, a ja wybuchłam
śmiechem. Dotknęłam nosem jego szyi. Te
perfumy, ja zwariuję. W nich musi być coś, co nakręca mnie do rzucania się
na niego z rękami. Nie uwierzę, że to zwykłe perfumy… chociaż z jego wyglądem
wcale nie musiał ich mieć, ale który facet nie skorzysta z okazji by być
bardziej hmm… kuszącym?
- Sądzisz, że nie możemy
już razem pracować? – szepnęłam do jego ucha.– W takim razie muszę powiedzieć
Mike’owi, żeby znalazł kogoś innego na twoje miejsce. – uśmiechnęłam się
złośliwie. Mówiłam kiedyś, że nie cierpię tych naszych słownych gierek? Teraz
je uwielbiam. Justin nie przestał mnie irytować i denerwować, odnosiłam głupie
wrażenie, że jest to jego najważniejszy cel w życiu. Stwierdziłam że nie będę
mu dłużna i w ten sposób, stały się częścią naszej codzienności.
- Nie zgadzam się. –
odpowiedział poważnie od razu. – Nie zrobisz tego. – zabronił ostro, ściskając
mnie mocniej.
- Hmm… no nie wiem. Skoro
mój tyłek nie jest wystarczająco dobry… nie będziesz musiał się z nim męczyć. Oszczędzę
ci tego, skarbie. – powiedziałam słodko oblizując usta.
- W porządku, w takim razie
zrobimy tak. Jeszcze raz dokładnie mu się przyjrzę, a potem oboje rozważymy,
czy rzeczywiście chcesz zmieniać trenera. – powiedział z udawaną powagą.
Melancholijnie chciałam odpowiedzieć ,,tak,’’
ale musiała ze mnie wyleźć moja buntownicza strona i zamiast oddać się w jego
magiczne ręce, wolałam nadal się sprzeczać. Tak,
ja wiem, że jestem głupia…
- Oboje? A ta decyzja nie
powinna należeć do mnie? – syknęłam oburzona, lewą ręką sunąc po jego biodrze.
- Nie.- odpowiedział
zdecydowanie, chwytając opuszkami palców kosmyk moich włosów i zaczął się nim bawić.
Wiedziałam, że walczy z samym sobą, żeby się nie uśmiechnąć.
- Dlaczego? – zapytałam nadal
zawzięcie patrząc w jego oczy. Usiadłam na jego kroczu leniwie się o niego
ocierając. Nie wytrzyma, jeszcze chwila i
będziesz miała go w garści. - śmiałam się w myślach.
- Bo oboje chcemy, żebyś
dobrze zdecydowała. – gwałtownie objął mnie w tali, przy okazji przyciskając
mnie bardziej do swojego stwardniałego przyrodzenia. Nie, to na pewno nie był
przypadek. Zrobił to specjalnie, ale nie zaprzeczę, że mi się podobało. Po
dwóch sekundach, kiedy byłam gotowa, aby zrobił ze mną cokolwiek by chciał,
przeturlał mnie z taką łatwością i gracją, jakby trzymał lalkę tym samym
sprawiając, że teraz to on był na górze. Jego ramiona były bardzo silnie
napięte, że widziałam jego mięśnie i żyły. Starał się utrzymać na
nich i na kolanach cały swój ciężar ciała, żeby było mi lekko i przyjemnie. Tym
razem on napierał swoim kroczem na moje. Wstrzymałam oddech, to było tak
cholernie przyjemne, robił to z taką precyzją. Wzmacniał swoje ruchy, a ja
zaczęłam jęczeć z rozkoszy. Droczył się ze mną. Czułam podniecenie rozsadzające mój brzuch, robiło mi
się gorąco.
- Justin, błagam. Zlituj
się. – powiedziałam słabym głosem, nie mogąc wytrzymać. Chciałam go mieć teraz.
- Zaufaj mi. Poczujesz to
cudownie. – odparł, całując mnie w brzuch i dotykając go swoimi ciepłymi
dłońmi. Rozluźniłam się. Sekundę później jego głowa znalazła się między moimi
nogami. Całował wnętrze mojego uda, a ja nie mogłam doczekać się, gdy dojdzie
ustami tam, gdzie najbardziej ich potrzebowałam. Gdy już czułam,
że jest blisko odniosłam dziwne wrażenie, że nie jesteśmy sami.
- To jest lepsze od
wszystkich filmów porno jakie kiedykolwiek widziałem. – usłyszałam zza drzwi,
które przysięgam zamykałam.
- Scoot, spieprzaj
stąd.- krzyknęłam zirytowana, zepchnęłam z siebie Justina, zakrywając się szczelnie
kołdrą bowiem nie miałam na sobie nic. Musiał
tu wejść, akurat w tej chwili… Cholera. Sapałam, chcąc jak najszybciej
uspokoić oddech. Miałam rumieńce na twarzy. W pewnym sensie czułam się tak,
jakbym została złapana na gorącym uczynku. Moment temu miałam przyśpieszone
bicie serca za sprawą Justina, a przez Scoota prawie nie dostałam zawału.
- Przerobiliście
już całą kamasutrę? – zapytał szczeniacko się uśmiechając.
- Jeszcze nie. –
odpowiedział mu Justin, jak gdyby nigdy nic poprawiając grzywkę.
- Justin! –
warknęłam zawstydzona.
- Ale powinieneś
już iść, bo rozpraszasz moją gorącą uczennice, musi być rozluźniona inaczej
trudno będzie w nią wejść. – On prosi się
o to, żebym go zabiła. Czy Scoot w tej chwili nie może po prostu wyjść z
tego pokoju i dać nam skończyć, to co zaczęliśmy? Normalni ludzie tak
robią… Tu nikt nie jest normalny, wiesz o
tym. Chyba Scoot nie uważa, że zaraz przyniosę mu fotel i popcorn, i
powiem: Proszę, podglądaj nas. Miłej zabawy. Wzdrygnęłam się na samą myśl… to chore. Jeśli nie dostaję tego czego
chcę, to się wściekam. Chcę Justina. To chyba zrozumiałe w tej sytuacji.
- Justin kurwa! –
warknęłam na niego po raz drugi, uderzając pięścią w jego klatkę piersiową.
Bohatersko przyjął cios ani na chwilę nie marszcząc twarzy.
- Widzisz, nie może
się doczekać.- mruknął z cwaniackim uśmieszkiem. Zaczęłam go dusić poduszką,
całkiem zapominając, że jestem naga, a kołdra zsuwa się z moich piersi. Bronił
się jak mógł, aż w końcu znowu leżałam na nim w jego objęciach.
- Okej, już idę.
Ruchajcie się aniołeczki. Seks ważna rzecz. – powiedział i wyszedł, by za sekundę
z powrotem wystawić swoją głowę z rozbawieniem za drzwi.- Nie zabij go, bo nie
chciałbym go potem zastępować. – rozejrzałam się po pokoju, mając ochotę czymś
w niego rzucić. Zsunęłam się do połowy z Justina i wyciągnęłam rękę tak daleko
jak tylko mogłam sięgając po swój but na obcasach. Po chwili rzuciłam go w
Scoota, który z pośpiechem zasłonił się za uchylonymi drzwiami, a mój śliczny
but na obcasie uderzył w dębowe drewno. Pieprzony
refleks.
- O fuj! - zebrało
mi się na wymioty na myśl, żebym miała to robić ze Scootem. On też należał do
przystojniaków, ale był dla mnie jak rodzina. Było to niesmaczne na tyle, jakbym
przespała się z moim własnym bratem. – Ty się lepiej przygotuj na dzisiaj, bo
skopie cię tak, że nie wstaniesz z materaca! – krzyczałam za nim, gdy
odchodził.
- Na moje urodziny
możecie mi nagrać pornosa! – odkrzyknął. No
bezczelność. Zaraz wezmę mój but, poświęcę się i wsadzę mu go w tyłek.
- Słyszałeś go? Chce
z nas zrobić gwiazdy porno! – powiedziałam oburzona.
- Tak i uważam, że
to niezły pomysł. Sam bym chciał taki prezent.- nie mogłam uwierzyć w to, co
słyszę. W odpowiedzi spojrzałam na niego wilkiem. – No co? Chciałbym...
- A wy tylko o
jednym.- westchnęłam zrezygnowana.- Mogę ci taki nagrać, jeśli tak bardzo
chcesz. – odparłam rozkosznym tonem, wsuwając się na niego z powrotem i wygodnie
siadając tam gdzie wcześniej. Dłońmi głaskałam jego ramiona, a jego ręce
gładziły moje plecy.
- Serio? Chyba nie
mówisz poważnie…- mruknął cicho, zagryzając dolną wargę.
- Mówię bardzo
poważnie. – szepnęłam mu do ucha, przy okazji drażniąc je językiem. – Ze mną i Mike’iem
w roli głównej.- pocałowałam go w brodę drocząc się z nim. – Jestem pewna, że z
chęcią na to pójdzie.- wstałam z niego.
- Nie, nie, nie… to
ja wolę cię mieć tutaj. – przytrzymał mnie i przycisnął do swojego ciała, nie
pozwalając mi tym samym na jakiekolwiek większe ruchy. Jaki on jest uparty.
- To żaden problem,
naprawdę mogę to zrobić.- zapewniłam sztucznie się uśmiechając.
- Chodź tu mój
największy problemie. – mruknął całując mnie i pociągnął moją dolną wargę śnieżnobiałymi zębami.
*****
Byłam naprawdę bardzo szczęśliwa. Chodziłam po pokoju nucąc
pod nosem jakąś piosenkę, którą ostatnio gdzieś słyszałam. Znacie to uczucie, gdy macie wrażenie, że wasze życie
zaczyna się powoli układać i stawać się takie, jakie pragniecie? Idealny
czas na porządki i zmiany. Nie zamierzałam nic zmieniać w swoim wyglądzie. Skupiłam
się na sprzątaniu swojego pokoju. Zaczęłam od szafy z ubraniami, a skończyłam
na sprzątaniu w swoich szufladach. W jednej z nich, dokładnie ostatniej
szufladzie mojej szafki nocnej miałam schowaną biżuterię,
zapiski i pamiątki z dzieciństwa. W kopercie trzymałam stare zdjęcia z
rodzicami. Siedziałam na dywanie przeglądając stare notatki. Spojrzałam na swój
nadgarstek, na którym nosiłam mały złoty wisiorek z serduszkiem. Uśmiechnęłam
się do siebie. Chwyciłam za album ze zdjęciami przypadkowo zrzucając szkatułkę
z kolią od Mike’a. Kolia wysunęła się z pudełka i spadła na ziemię. Po moim
ciele przeszedł dreszcz. Nie, przecież
nie mogłaś jej zniszczyć… - upomniałam samą siebie i prychnęłam pod nosem.
Pamiętam jak Justin przyniósł mi ją przed naszą pierwszą wspólną misją.
- To on cię tak załatwił? - moje zakrywanie rękoma
twarzy na nic się zdało.
Nie odpowiedziałam mu.
Kiedy wyszłam z łazienki już
przebrana,
umalowana i uczesana modliłam się, żeby jego już tam nie było..
Oczywiście
musiał tam być.
- Nie twoja sprawa.- syknęłam.
- Twój cięty język musiał dać mu się trochę we znaki.-
zaśmiał się.
Poczułam ukłucie w sercu.
Nie zamierzałam znowu tracić czasu ani
nerwów na to, aby coś mu odpowiedzieć.
- Załóż to.- powiedział podając mi czarne pudełko.
Otworzyłam je, a w nim była kolia, ale to nie byle jaka...
pokryta
krystalicznymi diamentami. Otworzyłam usta z wrażenia.
Obracałam diamenty w palcach podziwiając ich połysk. Była
przepiękna. Nagle zauważyłam, że moje palce brudzą się jakimś białym proszkiem.
Skąd to się wzięło? Spojrzałam na
swoje palce ze zdziwieniem. Powąchałam proszek, ale niczym nie pachniał. Odłożyłam
kolię ostrożnie do pudełka i przyłożyłam wskazujący palec do ust, opuszkiem
języka go zlizując… Było słodkie, podobne do cukru pudru. Zmyj to cholerstwo, nawet nie wiesz co to
jest. – podpowiadał mi mój rozsądek. Nie zamierzałam się z nim w tej
kwestii sprzeczać i szybko poszłam do łazienki zmywając tą dziwną substancję z
moich rąk letnią wodą. Wytarłam dłonie miękkim, różowym ręcznikiem i wróciłam do pokoju. Spojrzałam ostatni raz na kolię w pudełku, chcąc je zamknąć,
ale poczułam czyjeś dłonie na oczach. Drgnęłam wystraszona, ale po chwili
odwróciłam głowę całując mojego gościa w policzek. Wyczuwałam go na kilometr.
- Może też powinienem kupić ci taką błyskotkę, żebyś
częściej się uśmiechała. – usłyszałam zza pleców. Wstałam i obróciłam się do
Justina przodem, obejmując go za szyję. – Może częściej myślałabyś o mnie. –
jego obie dłonie zatrzymały się na moich biodrach.
- Tak się składa, że patrząc na niego, myślałam o Tobie. –
uśmiechnęłam się zagryzając wargę. Mówiłam wam kiedyś o tym, jak bardzo
hipnotyzujący brąz mają jego oczy? Bardzo, bardzo hipnotyzujący. Był w wyjątkowo dobrym humorze podobnie jak ja. – Z czego się tak cieszysz?
- Jesteśmy tu razem. – powiedział rozkosznym głosem z
chrypką. Delikatnie pchnął mnie do przodu.
- Tak i co dalej? – powiedziałam zaciekawiona, idąc wolnym
krokiem w tył, nadal nie uwalniając się z jego objęć.
- Twojego chłopaka nie ma w hotelu.- powiedział z jeszcze
szerszym uśmiechem, a ja widziałam już w jego oczach jakieś brudne myśli
związane ze mną. Miałam zamiar ostudzić jego zapał, ale czy muszę robić to
teraz? Jeszcze chwilę poczekam.
- I nie będzie przez najbliższe parę godzin. – mruknęłam,
przyznając mu rację. Opadłam z nim na moje łóżko, nie przestając się uśmiechać.
Człowieku, co ty ze mną robisz…
- Więc możemy pożytecznie wykorzystać ten czas, wiedząc że
nikt nam już nie przeszkodzi. – zaczął całować mnie po szyi, a jego ręce
wędrowały po moich nogach.
- Ale teraz nam nie wolno, a na zewnątrz są ochroniarze. Jak
usłyszą, co się tutaj dzieje… – westchnęłam niechętnie sobie o tym
przypominając.
- Dlatego właśnie musisz nad tym panować i nie krzyczeć.-
mruknął całując mnie po biuście.
- Łatwo ci mówić. – parsknęłam śmiechem, chcąc go odepchnąć,
ale to nie było takie proste. – Justin! Nie chcę. – wysapałam chwytając jego
głowę w obie dłonie i spoglądając mu w oczy.
- Chcesz, ale się boisz. – sprostował, patrząc głęboko w
moje oczy. – No chodź, dalej. Będziemy cicho. – poprosił, wracając do swojej
poprzedniej czynności. Jego usta były tak doskonałe, wiedział jak to robić. Nie
mogłam jednak mu na to pozwolić.
- Jest zbyt wcześnie. – wymyślałam szybko. Spojrzał na mnie z
pogardą. Tak wiem, teraz on jest wściekły, bo nie dostaje tego, czego chce. Ale
kto powiedział, że ze mną będzie mu łatwo?
- Rachelle… - jęknął moje imię.
- A co powiesz na to, żebyśmy poszli dzisiaj do klubu? –
palnęłam ni stąd ni zowąd. Skąd ten
spontaniczny pomysł? Chyba chciałam zagłuszyć własne sumienie i móc wmówić
sobie, że jeśli dzisiaj pójdę z Justinem do klubu, to w zasadzie nie okłamałam
Monique dzisiaj rano.
- W porządku. Gdzie chcesz iść? – zapytał lekko
zdezorientowany moją propozycją.
- Może Blue Eye? – zapytałam z myślą o klubie koło kasyna, w
którym poznałam go po raz pierwszy.
- Dobrze, za pięć minut czekam na ciebie na dole. – odparł,
schodząc z łóżka.
- Za pięć? Nie zdążę się wyszykować! – zaprotestowałam
robiąc to, co on przed chwilą.
- Co musisz zrobić? – zapytał zdziwiony.
- Przebrać się, poprawić makijaż, spakować torebkę… -
zaczęłam wymieniać.
- Dobrze wyglądasz. – stwierdził przerywając mi i zmierzył
mnie wzrokiem od stóp do głów, przez co zrobiło mi się troszeczkę gorąco.
Widział roztargnienie w moich oczach, bo właśnie wertowałam w myślach całą swoją
szafę, którą przed chwilą uporządkowałam, co sprawia że paradoksalnie trudniej
będzie mi znaleźć, to w co bym chciała się ubrać. – Okej, ile czasu
potrzebujesz? – zapytał drapiąc się po głowie.
- Piętnaście minut. – powiedziałam, podchodząc do szafy.
Usłyszałam jego głębokie westchnięcie.
- Czekam na dole. – mruknął niezadowolony, jakby przez te
piętnaście minut miał się zanudzić na śmierć. Chciałam wyglądać tak
dobrze, żeby opadła mu szczęka. Musiałam uciec od tego świata, który teraz
budowałam na kłamstwie. Uciec od znajomych, od całego tego miejsca kojarzącego
się z Mike’iem. Chciałam się dobrze bawić. Odreagować i przestać bać się na
każdym kroku, że za chwilę ktoś przyłapie mnie na zdradzie. Dzisiaj mój
najgorszy koszmar prawie się spełnił, aż dwa razy. Musimy być bardziej
ostrożni. Ubrałam się w białą bokserkę i krótką czarną spódniczkę. Do tego
czarne rajstopy i moje ukochane czarne szpilki oraz bawełniany czarny sweter zapinany na guziki,
żeby nie było mi zimno. Założyłam na siebie mój brązowy płaszcz i śnieżnobiały
szalik z wełny. Włosy miałam rozpuszczone swobodnie na ramionach, a oczy mocno
podkreślone tuszem do rzęs i obowiązkową czerwoną szminkę na ustach. Wychodząc
z holu od razu zauważyłam czarne lamborghini, które stało pod samymi schodami hotelu. W szybie dostrzegłam najprzystojniejszego chłopaka na ziemi. Trzymał
obie ręce na kierownicy i pusto wpatrywał się w przód. Gdy pokonywałam ostatnie
schody skierował wzrok w moją stronę jakby wyczuł moją obecność. Od razu się
uśmiechnął. Otworzyłam drzwi i wsiadłam do samochodu. Przyjrzałam mu się
uważnie i czekałam aż powie coś pierwszy.
- Warto było czekać na taki widok. – uśmiechnął się i
wcisnął pedał gazu, zawrócił w stronę bramy wyjazdowej. Gdy zniknęliśmy z
widoku wszystkich hotelowych kamer złączyłam jego dłoń ze swoją. W drodze trochę było mi niedobrze, zdziwiłam się nieco, bo nie
miałam lokomocji. Może to zwykłe przemęczenie? Za dużo się denerwujesz… Siedzieliśmy
w ciszy, ale nie było niezręcznie. Wreszcie mogłam na niego patrzeć tak jak
chciałam i nie bałam się, że za chwilę zauważy nas ktoś znajomy. Kiedy
zaparkował na parkingu przed klubem, westchnęłam jeszcze przez chwilę
rozkoszując się ciepłem i miękkością foteli. – To jak, idziemy? – zapytał,
wyjmując kluczyki ze stacyjki.
- Tak. – powiedziałam cicho, pochylając się w jego stronę.
Pocałowałam go wolno i nieśmiało w usta. Był zaskoczony moim gestem, ale po
chwili oddał pocałunek. Chyba nigdy nie całowaliśmy się w tak… spokojny sposób, ale to było równie miłe. Kiedy oderwałam od niego usta, kciukiem starłam swoją
szminkę z jego warg. – Zapomniałam się przywitać. – szepnęłam i uśmiechnęłam
się figlarnie.
- Może zostaniemy tutaj… - zaczął, kładąc prawą dłoń na moim
kolanie.
- Nie, idziemy do klubu. A potem przemyślę te twoje chore
pomysły. – przerwałam mu stanowczo i otworzyłam drzwi. Czułam na swojej skórze
powiew chłodnego wiatru. W jego samochodzie było tak ciepło, że
przez sekundę rozważałam, czy nie przystać na jego propozycję.
- Kiedy je zrealizuję, będziesz je uwielbiać. – powiedział
pojawiając się obok mnie i zamykając kluczykami samochód. Też tak myślę, ale
stwierdziłam, że on nie musi o tym wiedzieć.
- Zobaczymy. – mruknęłam pod nosem. Bez problemu weszliśmy
do klubu, w którym huczała głośna muzyka. Od razu podeszliśmy do baru
zamawiając alkohol. Usiedliśmy przy barze, a gdy wypiliśmy wystarczającą porcję
procentów nic nie mogło nas powstrzymać od klejenia się do siebie. Wreszcie
kelner wyrzucł nas ze stołków barowych na kanapy. Usiadałam Justinowi na
kolanach i całowałam jego usta. Jego ręce były wszędzie i gdyby nie obecność
innych ludzi pewnie skończylibyśmy tutaj to, co próbowaliśmy na treningu i w
moim pokoju. Weszliśmy na parkiet i zaczęliśmy tańczyć. Ocierałam się całym
ciałem o Justina, a on dotrzymywał mi kroku. Wydaje mi się, że bardziej panował
nad sytuacją niż ja. Nie potrzebowałam wiele alkoholu by jeszcze bardziej się
rozkręcić i zacząć tańczyć na jednym ze stołów, przy którym siedziało trzech
młodych studentów. Zaczęłam tańczyć seksownie się wyginając i uśmiechając.
Ludzie zaczęli mi klaskać i rzucać w moją stronę dolary. Co w tym czasie robił Justin? Justin próbował mnie z niego ściągnąć.
- Jak ci się podoba? Mogłabym być striptizerką? Jak myślisz?
– pytałam go z plączącym językiem, chwiejąc się na stole.
- Masz to we krwi, tylko błagam zejdź.- przytrzymywał mnie
obiema rękami. Wybuchłam śmiechem.
- Ale tu jest tak fajnie, zobacz oni chcą więcej. –
sepleniłam i chwyciłam za krawędź mojej bokserki chcąc ją zdjąć, bo było mi
cholernie gorąco.
-Okej, kończymy przedstawienie. Jedziemy do domu. –
zareagował natychmiast ściągając mnie ze stołu.
- Nie! Przedstawienie musi trwać! – wybełkotałam, szarpiąc
się z nim. Niewiele to dało. Niestety on wygrał. Niemalże wyniósł mnie z klubu.
– Jak wrócimy do domu? – zapytałam słodkim głosem. – Przecież piłeś razem ze
mną…- znowu parsknęłam śmiechem.
- Weźmiemy taksówkę. – odpowiedział cierpliwie. Szedł razem
ze mną do postoju taksówek znajdującego się za rogiem ulicy. Obejmował mnie
ramieniem i podtrzymywał, bo moje nogi ciągle się plątały. Był taki troskliwy,
a ja czułam się taka bezpieczna i szczęśliwa. Żadnego udawania. Idę z
chłopakiem, którego kocham po ulicy, który mocno mnie obejmuje dając do
zrozumienia wszystkim wokoło, że należę tylko do niego.
Gdy tylko wysiedliśmy z taksówki, zaczęłam iść w kierunku
ogrodu. Justin w tym czasie zapłacił kierowcy. Spojrzał w moją stronę i
podbiegł do mnie, chwytając za rękę.
- Gdzie idziesz? Wracamy do twojego pokoju.
- Chodź, pójdziemy do ogrodu. – powiedziałam zagryzając
wargę i uśmiechając się do niego naiwnie.
- Ogród jest zamknięty, a ty potrzebujesz snu. – odpowiedział,
wsuwając rękę pod moje kolana. Objęłam go za szyję. Niósł mnie na rękach do góry i powoli
wchodził po schodach. Musieliśmy przejść przez hol i trafić do windy. W windzie
nagle cała energia mnie opuściła i poczułam, że robię się śpiąca. Ziewnęłam,
gdy Justin otwierał drzwi mojego pokoju. Położył mnie na łóżko, ściągnął moje
buty i usiadł obok mnie.
- Zostaniesz ze mną? – poprosiłam patrząc w jego czekoladowe
oczy. Kiwnął głową i objął mnie swoim ramieniem. Położyłam głowę na jego klatce
piersiowej. Chwyciłam jego ciepłą dłoń i ponownie ziewnęłam.
- Mówiłem, że jesteś zmęczona. – przypomniał mi całując mnie
opiekuńczo w głowę. Dłonią masował moje ramię. Była jeszcze jedna rzecz, o
którą chciałam go zapytać. Na trzeźwo na pewno bym tego nie zrobiła. Nadal nie
mam pojęcia o jego przeszłości. Nie wiedziałam o nim nic oprócz tego jak się
nazywa, że potrafi być niesłychanie irytujący i uroczy. Był dla mnie wielką
tajemnicą. Nie chciałam niczego na nim wymuszać. Wiedziałam, że jeśli sam
będzie tego chciał, to mi powie. Jednak czując
jego zapach i spokojne bicie serca, szybko przy nim zasnęłam.
____________________________________
Witajcie kochani!
Straszne nudy, ale stwierdziłam, że
macie taki jeden słodki rozdział
z okazji niedawnych walentynek.
Obiecuję, że będzie się działo,
a ten rozdział potraktujcie
jako ciszę przed burzą. ;p
Myślę, że napiszę kolejne rozdziały,
następny pojawi się najpóźniej za tydzień.
Koniec miał być troszeczkę inny,
ale już tak bardzo chciałam go
opublikować dzisiaj,
więc jest właśnie taki.
Ostatnio siedziałam i czytałam rozdziały od początku,
w poszukiwaniu pomysłów i
nierozwiązanych spraw.
Liczę też na Wasze uwagi i opinie.
Czegoś Wam brakuje?
Stworzyłam też nową stronę,
bo wiem, że w wersji mobilniej trudno
Wam się dostać do starszych postów,
więc postanowiłam Wam to ułatwić.
ROZDZIAŁY
Piosenka, którą ostatnio pokochałam
i słyszałam w momencie gdy Rachelle
tańczyła na stole.
Dobiliście do 70.000 wyświetleń!
Bardzo się z tego cieszę!
Dawno Was oto nie prosiłam,
więc... podawajcie bloga dalej.
Do 400 komentarzy na blogu brakuje niewiele
mam nadzieję że po tej przerwie
pokażecie mi, że nadal jesteście ze mną.
Do następnej!
Lecę pisać dla Was kolejne rozdziały.
Zapraszam do obserwowania mojego bloga.
No i jeszcze witam nowych czytelników,
ale chciałam bardzo podziękować, tym
którzy komentują każdy post.
Widzę Was i dziękuję Wam bardzo!
Jesteście skarbem, naprawdę!
Obiecuję, że Was nie zawiodę
i wrócę do formy w kolejnym rozdziale.
Jeśli spodobał Ci się ten rozdział, bądź uważasz, że całkiem go zawaliłam,
tudzież zniszczyłam twoje wszelkie wyobrażenia,
lub po prostu wiesz, że sprawi mi to wielką radość i być może zainspiruje,
napisz komentarz.
ROZDZIAŁY | LISTA INFORMOWANYCH| ZWIASTUN | KONTAKT
Straszne nudy, ale stwierdziłam, że
macie taki jeden słodki rozdział
z okazji niedawnych walentynek.
Obiecuję, że będzie się działo,
a ten rozdział potraktujcie
jako ciszę przed burzą. ;p
Myślę, że napiszę kolejne rozdziały,
następny pojawi się najpóźniej za tydzień.
Koniec miał być troszeczkę inny,
ale już tak bardzo chciałam go
opublikować dzisiaj,
więc jest właśnie taki.
Ostatnio siedziałam i czytałam rozdziały od początku,
w poszukiwaniu pomysłów i
nierozwiązanych spraw.
Liczę też na Wasze uwagi i opinie.
Czegoś Wam brakuje?
Stworzyłam też nową stronę,
bo wiem, że w wersji mobilniej trudno
Wam się dostać do starszych postów,
więc postanowiłam Wam to ułatwić.
ROZDZIAŁY
Piosenka, którą ostatnio pokochałam
i słyszałam w momencie gdy Rachelle
tańczyła na stole.
Bardzo się z tego cieszę!
Dawno Was oto nie prosiłam,
więc... podawajcie bloga dalej.
Do 400 komentarzy na blogu brakuje niewiele
mam nadzieję że po tej przerwie
pokażecie mi, że nadal jesteście ze mną.
Do następnej!
Lecę pisać dla Was kolejne rozdziały.
Zapraszam do obserwowania mojego bloga.
No i jeszcze witam nowych czytelników,
ale chciałam bardzo podziękować, tym
którzy komentują każdy post.
Widzę Was i dziękuję Wam bardzo!
Jesteście skarbem, naprawdę!
Obiecuję, że Was nie zawiodę
i wrócę do formy w kolejnym rozdziale.
tudzież zniszczyłam twoje wszelkie wyobrażenia,
lub po prostu wiesz, że sprawi mi to wielką radość i być może zainspiruje,
napisz komentarz.
ROZDZIAŁY | LISTA INFORMOWANYCH| ZWIASTUN | KONTAKT