Co on z nią robił? Zadałam
sobie to pytanie po raz setny, leżąc na łóżku niewyspana. Jak mogłam spać po
tym, co zobaczyłam? Nienawidziłam tą dziewczynę. Od początku mi się nie
podobała. Nie znałam jej, a moja nienawiść wynikała tylko z tego, że widziałam
ją w nocy z Justinem. Przyznaję, nie zachowałam się sprawiedliwie. Kiedy w grę
wchodzi tak potężne uczucie jakie łączyło mnie i Justina, człowiek zapomina o
tym, co racjonalne. Nie myśli rozumem, ale czuje sercem. Moje serce było w
fatalnym stanie. W mojej głowie panowała pustka. Nie wiedziałam co mam zrobić, co powiedzieć gdy zobaczę się z Justinem, ani tego jak powstrzymać się przed
rzuceniem się tej blondynie do gardła. Westchnęłam głęboko, będąc pewna jednej
rzeczy. Ten dzień nie będzie zwykłym, spokojnym dniem i chcąc nie chcąc muszę
wstać. Chyba popadam w rutynę odkąd Mike nie ma dla mnie żadnych zadań. Wcześniej nawet o tym nie myślałam, przytłoczona
wszystkim, co się działo. Przedtem adrenalina była dla mnie źródłem spokoju.
Czułam się wtedy silniejsza od całego świata, niemalże niezniszczalna. Rozumiałam, że
opuszczanie hotelu nie jest dobrym pomysłem, tym bardziej że nadal nie
wiedziałam, kto chciał mnie zabić. W dzień starałam się o tym zapominać,
by normalnie funkcjonować. W nocy natomiast śniłam koszmary, w których uciekłam
od mojego oprawcy, a gdy wreszcie miał ukazać mi swoją twarz budziłam się z
gwałtownie bijącym sercem i duszącym krzykiem, który chciał nieudolnie wydostać
się z moich ust. Jego początek zawsze był taki sam. Przede mną stoi Justin,
obracam się w tył i widzę Mike’a omal nie dostając zawału, który tylko się do
mnie uśmiecha jak gdyby nigdy nic, w lewej dłoni trzymając kieliszek z
alkoholem. Obracam się w stronę Justina, który nagle znika. Słyszę strzał, jak
na alarm wbiegam do budynku. Błądzę między korytarzami w hotelu tylko po to, by
chwilę później stać w nieznanym mi pustym pokoju bez drzwi. Orientuję się, że
nie jestem w nim sama. Przede mną stoi człowiek w czarnym przebraniu. Ktoś
celuje we mnie pistoletem, podnosi swoją drugą dłoń by zdjąć kominiarkę. Wszystko
nagle zatrzymuje się w czasie i słyszę kolejny strzał, a potem krzyk osoby,
której nie mogę rozpoznać. Koniec.
Mimo, że po pierwszym
razie wiedziałam, co dzieje się dalej, nie mogłam temu zapobiec. To było jak
pewnego rodzaju rytuał i chociaż nie chciałam czegoś robić, nie miałam na to
wpływu. Znałam koniec tego koszmaru, ale nie pomagało mi to w opanowaniu
przerażenia. Wiedziałam, że to tylko fikcja, że to wszystko jest nieprawdziwe,
ale cały czas budząc się na drugi dzień byłam oszołomiona tym, co zobaczyłam. Kładłam
się spać ze świadomością, że nie ucieknę od tego snu. Jakby ktoś co chwilę wciskał przycisk ,,replay’’ i przyprawiał mnie tym o conocne deja vu. W tak wyśmienitym
nastroju siedziałam w pokoju, zapominając o utrzymaniu formy i codziennych treningach zaczęłam pożerać
pudełko lodów czekoladowych, które zwędziłam z restauracyjnej kuchni. Około
dwunastej zapukała do mnie Monique.
- Lody czekoladowe na
śniadanie? – zapytała zdziwiona, stojąc w drzwiach.
- Jest jakiś zakaz, że nie można ich jeść na śniadanie? – zadałam pytanie retoryczne,
rozgoryczona i rozzłoszczona, co zapewne było wyczuwalne w moim głosie. Jak na
ironię większość rzeczy, które robię jest niezgodne z prawem.
- Powinnaś zjeść coś
porządnego. – weszła do mojego pokoju i usiadła wygodnie na łóżku. Zmierzyłam
ją wzrokiem od góry do dołu.
- Ale lody są
smaczniejsze. – powiedziałam wbijając łyżkę w słodką, czekoladową masę i nabrałam ją do buzi. – Jeśli zamierzasz mi teraz mówić, że będę przez nie gruba
to oszczędź sobie. Mam gdzieś ile mają kalorii. - kiedy łyżeczka po wylądowaniu w moich ustach stała się pusta, zaczęłam wymachiwać nią w powietrzu, akcentując ważniejsze dla mnie słowa, czując przy tym jak czekoladowa rozkosz rozpływa się w moich ustach.
- Dobrze, ale powiesz mi co się stało, że
od rana je jesz? – zapytała zaciekawiona, wbijając we mnie swoje oczy o
intensywnym kolorze błękitu, zakładając jedną nogę na drugą.
- Musi być jakiś powód,
żebym mogła jeść lody? – odpowiedziałam pytaniem i oblizałam brudne usta od
lodów.
- To nie one cię
zdradziły, tylko twoja mina. – Ciekawe
co, albo lepiej, kto jeszcze może mnie
zdradzać. Podeszłam do okna, czując na sobie jej wzrok. – Opowiesz mi co
się stało?
- Mówiłam ci, że nie
podoba mi się ta nowa. – mruknęłam cicho, spoglądając na Nowy York w deszczu.
Odłożyłam pudełko lodów na stolik nocny. Westchnęłam głęboko. Łatwiej byłoby
gdybym mogła jej o wszystkim powiedzieć. Wtedy zapewne wbrew mojej woli
poszłaby do Justina i wybadałaby sprawę. Nie potrzebowałam nikogo do pomocy, żeby
zapytać go ,,Hej, co robiłeś z długonogą blondyną w nocy po naszej
randce?’’ Na pewno pomagał jej w
odnalezieniu drogi do pokoju by mogła się dobrze wyspać… Już nie raz przekonałam się, że są takie sprawy, bez których żyje
się łatwiej. Co jeśli jego odpowiedź właśnie do takich należała? Teraz miałam tylko domysły, żadnych dowodów na to, że ona i Justin wyprawiają coś, co mi się nie spodoba. Zazdrość jest męcząca, ale odczuwanie jej nie świadczy o tym, że zostało się zdradzonym, prawda? Przypuśćmy, że on wcale z nią nie spał, ale mógł z nią spiskować przeciwko mnie... Nie, nie mógłby tego zrobić, przecież powiedział, że cię kocha. Ale z drugiej strony nie wiedziałam, co tak naprawdę chodzi mu po głowie. Nie znałam jego przeszłości. Im dalej brnęłam w takie myśli tym było coraz gorzej.
- Nie powinnaś się nią
przejmować. Mike odsunął ciebie od pracy, bo chce byś była bezpieczna. Nie
może czekać, aż wszystko się uspokoi. Potrzebuje rozpraszającej piękności, to
wszystko. Nie szukaj w tym drugiego dna.- machnęła lekceważąco na mnie ręką.
Chciałabym móc reagować na wszystko z takim opanowaniem jak ona, ale to co narobiłam przez ostatnie tygodnie mi na to nie pozwalało. Nim poznałam Justina byłam całkowicie oddana Mike’owi. Gdybym nadal uważała Justina za debila, prawdopodobnie nie przejmowałabym się tym wcale. Mike wtedy nie miałby powodu, żeby zastąpić mnie kimś innym. Zasługiwałam na to, zdradziłam go i wiedziałam, że wpadnie w szał, jak dowie się o tym wszystkim.
– Spójrz na to z innej strony… Justin będzie miał kogoś innego, kogo będzie dręczył, a tobie da spokój. Wreszcie odpoczniesz.– Gdybyś wiedziała, co ja naprawdę o tym myślę urwałabym ci w tej chwili głowę. Właśnie tego potrzebowałam – kolejnego powodu żeby zacząć wariować. Chcę, żeby Justin dręczył tylko mnie…
Chciałabym móc reagować na wszystko z takim opanowaniem jak ona, ale to co narobiłam przez ostatnie tygodnie mi na to nie pozwalało. Nim poznałam Justina byłam całkowicie oddana Mike’owi. Gdybym nadal uważała Justina za debila, prawdopodobnie nie przejmowałabym się tym wcale. Mike wtedy nie miałby powodu, żeby zastąpić mnie kimś innym. Zasługiwałam na to, zdradziłam go i wiedziałam, że wpadnie w szał, jak dowie się o tym wszystkim.
– Spójrz na to z innej strony… Justin będzie miał kogoś innego, kogo będzie dręczył, a tobie da spokój. Wreszcie odpoczniesz.– Gdybyś wiedziała, co ja naprawdę o tym myślę urwałabym ci w tej chwili głowę. Właśnie tego potrzebowałam – kolejnego powodu żeby zacząć wariować. Chcę, żeby Justin dręczył tylko mnie…
- Nie chcę o niej
rozmawiać.- odparłam suchym głosem zgodnie z prawdą. – Porozmawiajmy o tobie. –
zaproponowałam, gdy tyko zauważyłam jej zdziwienie wywołane moją nagłą zmianą
zachowania. Nie byłam w stanie wytłumaczyć dlaczego obecność tej blondyny tak bardzo mnie drażni bez wyjawienia jej prawdy.
- Chciałabym móc ci coś o
nim opowiedzieć. – westchnęła ciężko. – Ale nic, on jest jak ściana, uderzasz w
nią pięściami, krzyczysz i nic się nie dzieje. Mam wrażenie, że jeszcze chwila,
a sprawię, że zacznie mnie unikać.- dodała ze złością. Tak bardzo chciałam
martwić się o takie rzeczy, ale to ja jestem Rachelle Roberts zamiast
niepokoić się o to, że chłopak, którego mam na oku nie potrafi poradzić sobie z
wyznawaniem uczuć, muszę kombinować jak kochać i przeżyć. Czy już
zawsze wszystko czego się dotknę musi być tak przytłaczająco skomplikowane?
Nie mogę zrobić czegoś raz, normalnie bez tych cholernych konsekwencji?
- Po prostu daj mu trochę
czasu. – westchnęłam, patrząc w jej oczy.
- Mówisz, jakby to było
takie proste.- jęknęła zgaszona.- Nasze życie jest takie krótkie, czas ucieka
mi przez palce. Z każdym dniem walczymy ze śmiercią. Nie mam czasu czekać, aż
on odważy się cokolwiek zrobić. Po prostu już nie wytrzymam… Widzę go
codziennie i cały czas myślę o tym, że gdyby nie jego nieśmiałość dawno
bylibyśmy w mojej sypialni. – niemal wrzasnęła, a ja wybuchłam śmiechem.
- Niech zgadnę, a gdy jest
coraz bliżej ciebie, nie możesz opanować tej ogromnej ochoty rzucenia się na niego
jak jakieś zwierzę.- ledwo mówiłam przez śmiech.
- Bardzo zabawne. Dostaję
szału, już nawet nie pamiętam kiedy ostatnio to robiłam…
- Wiesz, powinnaś
wyluzować… - parsknęłam, przypominając sobie jak to samo powiedziała mi, kiedy
siedziałyśmy w Queen, a ja wściekła obserwowałam Justina otoczonego gromadką
pięknych dziewczyn. – Zrobicie to raz, porządnie i będzie spokój.- powtórzyłam
jej słowa omal nie dusząc się ze śmiechu, kiedy patrzyła na mnie wilkiem.
- Taka jesteś? – zapytała
oburzona, a ja tylko wzruszyłam ramionami.-
Nie mogłabyś z nim porozmawiać? – spojrzała na mnie swoimi kocimi
błagającymi oczami.
- Nie będę cię wyręczać.
Poza tym co jak co, ale tobie nie powinno brakować odwagi.
- Chyba zapomniałaś jak to
jest być zakochanym. – powiedziała rozmarzona. Nie zapomniałam, tylko
muszę liczyć się z tym, że moja miłość może szybko zmienić się w nieszczęście.
To właśnie boli najbardziej. Świadomość tego, że może się nie udać i to co
czujesz, wcale nie musi trwać wiecznie. Lęk, że stracisz wszystko, co do tej
pory nadawało twojemu życiu sens i nic nie będzie w stanie ci tego zastąpić.
******
Schodząc schodami w dół do
sali gimnastycznej usłyszałam głos Justina. Na tym korytarzu było ciemniej niż
w innych pomieszczeniach hotelu ze względu na słabe oświetlenie. Ciemnozielony
dywan kontrastował z białym kolorem ścian. Miałam na sobie czarny strój do
treningu składający się z bokserki i spodni, które podkreślały
sylwetkę i zapewniały swobodę ruchów. Przeszłam obok Justina, zakrywając twarz
dłonią. Poczułam ulgę, kiedy go minęłam, ale nie mogłam długo się nią
nacieszyć, ponieważ kilka sekund później, pięć metrów od drzwi, prowadzących do
sali chwycił moje ramię.
- Po wczorajszym
wieczorze, nie zasługuję nawet na głupie ,,dzień dobry’’? – mówił żartobliwym tonem,
był w bardzo dobrym humorze, ale szybko zepsułam mu go, ponieważ wyrwałam mu
się, chcąc iść dalej.
- Myślałam, że mnie nie
zauważyłeś.- powiedziałam wymijająco i próbowałam obrócić się, by móc iść na
trening. Nie miałam czasu na rozmowę z nim, ale prawdziwym powodem było to, że
bałam się zaczynać temat blondyny, która ciągle siedziała mi w głowie jak jakaś
zaraza.
- To, że nie widzę twojej
twarzy nie znaczy, że cię nie rozpoznam.- czułam jak zaczyna się denerwować,
zaskoczony moim dziwnym zachowaniem. - O
co chodzi? – zapytał stanowczo i zmusił mnie, żebym stanęła w miejscu.
- O nic, zupełnie nic. –
odpowiedziałam, jednak nie mogłam uciszyć pretensjonalnego tonu w moim głosie.
- Nie zachowujesz się,
jakby nic się nie stało. – zauważył przytomnie. Chciałam, żeby sam powiedział mi,
co robił z tą dziewczyną. Nie zamierzałam zmuszać go do odpowiedzi. Zamiast
udawać, że nic się nie stało mogłam po prostu go o to zapytać, ale teraz miałam
okazję, żeby sprawdzić czy jest ze mną szczery. Postanowiłam go jakoś naprowadzić.
- Czy jest coś, co
chciałbyś mi powiedzieć? – zmarszczył brwi, nie rozumiejąc mnie.
- Co miałbym powiedzieć?
Nie przypominam sobie, żebym… - wiedziałam, że intensywnie myśli nad tym, co
mówi, ale nie mógł nie pamiętać, co robił wczoraj wieczorem, więc mu
przerwałam.
- W takim razie ja też nie
mam ci nic do powiedzenia. - warknęłam zła, obróciłam się tyłem i szybkim
krokiem weszłam do sali treningowej z nadzieją, że Justin nie pójdzie za mną.
Wiem, że zrobiłam scenę, ale zawsze byłam z nim szczera. Nie powiedziałam mu
tylko o tym, że Mike uderzył mnie w twarz, ale to było dla jego dobra. Jednak
ja, powinnam raczej wiedzieć o tym, co robi mój domniemany chłopak z jakąś nowicjuszką,
której nie miałam nawet okazji poznać. Justin należy do bardzo przystojnych chłopaków
i nie zdziwiłabym się gdyby wzbudził w niej zainteresowanie. Jeżeli on coś
przede mną ukrywa, pożałuje tego. Nie potrzebuję kolejnej osoby, która będzie
mnie okłamywać. Taka miłość boli i to bardzo mocno.
Powracając do tego, co
działo się po krótkiej rozmowie z Justinem. Gdy weszłam do sali Scoot siedział
na ławce z telefonem w ręce. Przyklejając radosny uśmiech na twarz, chciałam
się z nim przywitać, ale zatrzymałam się, kiedy usłyszałam jego powitanie.
- Znowu spóźniona. –
skarcił mnie wzrokiem, na co uśmiechnęłam się słodko.
- Nie spóźniłabym się, ale
ktoś zatrzymał mnie na korytarzu. – tłumaczyłam się, kładąc ręcznik na ławce.
- Nie podchodzisz
profesjonalnie do treningu. – oskarżył mnie nagle. To ja powinnam być wściekła
i wyprowadzona z równowagi. Wygląda na to, że z jednej awantury wpakowałam się
w drugą. Świetnie, akurat wtedy kiedy potrzebowałam tego pobłażliwego i
zabawnego Scoota.
- Przestań być taki
zasadniczy. To tylko trening, wyluzuj. – założyłam ręce na piersi i czułam, że mam dosyć
dzisiejszego dnia, który dopiero się zaczął.
- To nie jest tylko
trening, tutaj chodzi o twoje życie. Teraz powinno ci bardziej zależeć na
własnej obronie. – wstał z ławki podchodząc do mnie.
- Przestań, doskonale wiesz,
że jeśli ktoś będzie chciał mnie zabić to znajdzie sposób by to zrobić i żadne
umiejętności nie mogą mi pomóc.- uśmiechnęłam się kwaśno, próbując obrócić to
wszystko w żart. Sama się sobie dziwiłam, ale czy moje życie nie jest czasem gorsze od
śmierci?
- Nie wiem jak możesz w
ten sposób do tego podchodzić… To nie są żarty, Rachelle. Kilka dni temu mało
brakowało, a dostałabyś kulą między oczy. Hotel nie jest już bezpiecznym
miejscem, a ty zachowujesz się jakby twoje życie w ogóle cię nie obchodziło.
- Uważasz, że powinnam
zamknąć się w pokoju i załamać się, tak? A może lepiej by było, gdybym sama
siebie zabiła, co ty na to? – zapytałam i parsknęłam sarkastycznym śmiechem.
Scoot chciał przerwać mi i otworzył usta, ale ja jeszcze nie skończyłam.- Wiem,
że chcą dostać mnie martwą tylko dlatego, że jestem dziewczyną Mike’a
Howarda. Tak naprawdę nie mam nic, żeby się obronić. Nie mam pojęcia jak oni wyglądają. Zawsze cięty język był moją siłą,
więc łaskawie rób to, co do ciebie należy i nie rób awantury o głupie trzy
minuty jakbyś czekał tutaj na mnie z godzinę. – wymachiwałam nerwowo rękami.
Dopiero teraz zorientowałam się, że mówiłam zbyt głośno, a wszystkie pary oczu
obecne w sali są skierowane na mnie. Scoot na chwilę zamknął oczy i wypuścił
powietrze z ust.
- Nauczysz się jak
strzelać z broni do celu. Wyćwiczymy to dzisiaj do perfekcji. Druga
część treningu będzie poległa na wzmocnieniu twoich mięśni. Nauczę cię nowych
ciosów, które mogą ci się przydać. Radzę tobie uspokoić ten twój niewyparzony język, bo złość na pewno ci teraz nie pomoże. Musisz być skupiona. –
powiedział wolno i wyraźnie.
- Postaram się. – obiecałam w końcu, bo wiedziałam, że inaczej nie zaczniemy. Musze znaleźć
sposób by odciąć się od tego wszystkiego. Nikt nie powiedział, że będzie łatwo.
Scoot miał racje, muszę skupić się na swoim bezpieczeństwie. Nie mogę liczyć
zawsze na pomoc Justina. Szczególnie teraz, kiedy mam przeczucie, że wszystko
co zbudowaliśmy runie szybciej niż zdążę to zauważyć.
Scoot zaprowadził mnie do
strzelnicy. Stanęłam przy jednym ze stanowisk. Pokazał mi jak szybko
złożyć i naładować pistolet. Nie używaliśmy słuchawek ochronnych. Powiedział
mi, że muszę być przyzwyczajona do hałasu jaki niesie za sobą strzał. Opanować
panikę szalejącą w moim sercu i przestać się go bać na tyle, żeby był jak zwyczajne odgłosy z ulicy, ale też być czujną, gdy go usłyszę. Nie był to pierwszy raz
kiedy trzymałam pistolet w dłoni, ale nigdy nie uczyłam się jak poprawnie z
niego strzelać. Bardziej była to siła impulsu, nie musiałam za bardzo przykładać się, żeby trafić w coś z bliskiej odległości. Gdy strzeliłam po raz pierwszy całkowicie
nieprzyzwyczajona do tak wielkiego dystansu jaki dzielił mnie od tarczy w ogóle
w nią nie trafiłam. Ogłuszający strzał przypomniał mi Larissę Stone w piwnicy. Mike'a, który
bezlitośnie się do niej uśmiechał. Krew, która poplamiła jej bluzkę.
- Unieś ręce do góry.-
wykonałam jego polecenie. Jego ciepłe dłonie skorygowały moje ręce, lekko opuszczając je w dół o parę centymetrów. – Wyprostuj obie
ręce w łokciach, gdy wymierzysz uważnie cel, strzelaj. Dopóki nie trafisz w sam
środek tarczy będziemy tu siedzieć.
- Świetnie.- syknęłam z
przekąsem.
- To miało cię zmobilizować.
Nie odzywaj się, oddychaj swobodnie i strzelaj. – powiedział i odsunął się w
tył. Wzięłam głęboki oddech, nacisnęłam za spust, usłyszałam huk i tym razem trafiłam w tarczę, ale do
samego środka było trochę daleko. - Coś czuję, że długo tutaj posiedzimy.-
mruknęłam z niechęcią i strzeliłam po raz drugi. Cierpliwość nigdy nie była
moją mocną stroną.
Po treningu nie byłam
zdziwiona, gdy zobaczyłam Justina stojącego przy windzie i opierającego się o
jedną ze ścian, wbijając we mnie to jedno z magnetycznych spojrzeń,
niepozwalających tobie przejść obok niego obojętnie.
- Co? – warknęłam stając
przed nim. Zaraz ten dzień będzie
oficjalnie najgorszym w moim życiu. – pomyślałam.
- Zastanawiam się, czemu
jesteś taka wściekła. – założył ręce na piersi.
- Powodzenia życzę. –
nacisnęłam guzik wzywający windę. – Daj znać jak coś wymyślisz. – Faktycznie nie
należę dzisiaj do najmilszych osób w tym hotelu.
- Pomożesz mi? Co wczoraj
takiego złego zrobiłem, że nie jestem godny, żebyś spojrzała mi prosto w oczy? –
nie musiałam na niego patrzeć, żeby wiedzieć, że jest zły.
- Spieszę się. – mruknęłam
na odchodnym, gdy drzwi windy się otwierały.
- Jestem ciekawy, co tak ciebie zajmuje, skoro od dwóch tygodni nie masz żadnych misji, a twój
trening ze Scootem przed chwilą się skończył. – teatralnie spojrzał na zegarek, chociaż nie ulegało wątpliwości, że wie która jest godzina. Jego głos był przepełniony jadem.- A ja
jestem ciekawa czym zajmujesz się z seksowną blondynką, z którą włazisz do
windy dziesięć minut po tym jak całujesz mnie i mówisz ,,Dobranoc.’’ Właśnie
to psuje mi cały dzień i przez to jestem wściekła, bo czuję się bezsilna. Na
większość rzeczy z którymi nie umiem sobie poradzić reaguje właśnie w ten
sposób, bo tak właśnie bronie się przed odczuwaniem bólu.
- Jestem wolnym
człowiekiem, nie musisz wiedzieć, co robię i z kim jestem. – mówiąc to
podkreśliłam słowa ,,co’’ i ,,z kim.’’ Zrobiłam jeden krok w stronę windy, a Justin
ponownie zmarszczył brwi. Złapał mnie za rękę i mimo, że spłoszona próbowałam
wyrwać dłoń, nie pozwolił mi na to. Spojrzałam na niego wściekłym wzrokiem
naciskając przycisk ponownie, żeby drzwi windy się całkowicie nie zamknęły. Na
szczęście zdążyłam i nie wjechała na górę. – Puść mnie. – zrobił to, o co poprosiłam, ale wszedł do windy razem ze mną i przydusił mnie do jednej z jej
ścian. - Powiedziałam, puść. - powtórzyłam stanowczo. Tym razem patrzyłam mu prosto w twarz, jego wzrok błądził między moimi
oczami, a wykrzywionymi w grymasie ustami. Wtedy niespodziewanie mnie
pocałował. Jego zęby delikatnie przegryzły moją dolną wargę.
- Już się mnie nie boisz.
– szepnął i językiem oblizał moje usta, aby po chwili pogłębić pocałunek.
- Wiem, że nie zrobisz mi
krzywdy.- oznajmiłam słabym głosem, kiedy odgarnął włosy z mojej twarzy.
- To dlaczego krzywdzisz
mnie takim zachowaniem?- zapytał z żalem, który wyłonił się z jego brązowych, hipnotyzujących oczu.
- Bo…- Za bardzo cię kocham, bym mogła cię
stracić.- wciąż nie znam twojej przeszłości.- powiedziałam zamiast tego, co powinnam to, co
pierwsze przyszło mi na myśl.
- Posłuchaj – złączył moje
palce ze swoimi, a w windzie nagle zgasło światło.- Przeszłość należy do
przeszłości. Czasami nie warto jej znać. – szepnął i znowu mnie pocałował. Potem nacisnął przycisk, wzywający windę na piętro gdzie znajdował się mój pokój i światło zapaliło się ponownie. Gdy
tylko wyszliśmy z windy, ja otępiona jego pocałunkami i zmartwiona tym, że nie chce
opowiedzieć mi o tym jaki był, kiedy jeszcze się nie znaliśmy, zobaczyłam ją –
blondynkę w czarnej skórzanej kurtce i dziurawych jasnych jeansach. Na widok
Justina uśmiechnęła się i miałam wrażenie, że nie mogła odwrócić od niego
wzroku. Doskonale znałam to uczucie. Spojrzałam na Justina i ze złością
zauważyłam, że on też na nią patrzy. Kiedy mijała nas poczułam jej
perfumy. Chwilę później, gdy zniknęła w windzie, w której przed chwilą byliśmy, rozkojarzona ponownie obróciłam
głowę w stronę Justina.
- Jesteś zazdrosna.-
stwierdził z cwaniackim uśmieszkiem i zaczął się śmiać. Ja? Ja jestem cholernie zazdrosna.
- Czemu ta dziewczyna tak się do ciebie uśmiechała? – spojrzałam na jego rozbawioną twarz, kiedy moja
była śmiertelnie poważna.
- Widocznie podobam jej
się. – powiedział pewnym siebie tonem. Otworzyłam drzwi do mojego pokoju
magnetyczną kartą i weszłam szybko do środka. Każdy na korytarzu mógł nas usłyszeć.
- Czy ty w ogóle wiesz,
kim ona jest? – zapytałam, zirytowana jego głupim zachowaniem. Nadal stał z
głupim uśmieszkiem na twarzy.
- Gorgina…
- Znasz jej imię? –
wydusiłam z siebie zszokowana, nie wytrzymałam, czułam jak w moim środku tyka
bomba wściekłości, którą kumulowałam przez cały poranek i za parę sekund
wybuchnie.
- Trenuję ją od tygodnia. –
Jak ja mogłam jej wcześniej nie zauważyć? Na pewno rzuciłaby mi się w oczy
pierwszego dnia. Nie mogłam być tak nieobecna, żeby nie zwrócić na nią uwagi.
Justin nie mógł na tyle zawładnąć moimi myślami, bym nie widziała niczego, co się
wokół mnie dzieje.
- Co? Czemu ja o tym nic
nie wiem? – zapytałam zszokowana i oburzona.
- Nie pytałaś. –
powiedział krótko wzruszając ramionami. Jeśli
dowie się o tym, że ktoś podłożył bombę w hotelu, to też mi o tym nie powie, bo
nie spytałam? Idiota!
To Gorginę widziałam w
gabinecie Mike’a i myślałam, że to prostytutka. W tej chwili dotarło do mnie najważniejsze
z tego wszystkiego, co powiedział. – Ona jest twoją uczennicą? – wrzasnęłam
głośno. Pokiwał głową na tak, a ja wściekła obróciłam się do niego tyłem.
Monique miała racje, Justin ma teraz kogoś innego do dręczenia. Zostałam zastąpiona. – stwierdziłam z
przerażeniem, czując jak serce podchodzi mi do gardła. – Jak możesz… - zaczęłam cicho słabym głosem.
- Jak ty byłaś z Candice
nie sprzeciwiałem się i nie robiłem scen.- wypomniał mi nagle. Wierzcie lub
nie, ale przez parę sekund rozważałam czy go nie udusić.
- Jesteś chory! To jest
dziewczyna! - spojrzałam na niego z wyrazem mordu w oczach.
- Candice też jest
dziewczyną.- odparł ze stoickim spokojem, wciąż uśmiechnięty, opierając się o ścianę. Złożył ręce na piersi i uważnie z rozbawieniem mi się przyglądał.
- Tak, ale Candice jest… Nie możesz porównywać tego w ten sposób! Doskonale o tym wiesz! – nie spuszczałam z tonu i z furią dźgałam go palcem w pierś. – Robisz z nią to samo co ze mną? – chwytając się pod boki zapytałam cicho z nadzieją, że zaprzeczy.
- Tak, ale Candice jest… Nie możesz porównywać tego w ten sposób! Doskonale o tym wiesz! – nie spuszczałam z tonu i z furią dźgałam go palcem w pierś. – Robisz z nią to samo co ze mną? – chwytając się pod boki zapytałam cicho z nadzieją, że zaprzeczy.
- Na tym polega moja
praca.- stał ze spokojnym wyrazem twarzy. Musiałam przy nim wyglądać jak
wariatka, która dopiero co wyszła od psychiatry.
- Praca męskiej dziwki.-
mruknęłam pod nosem rozzłoszczona. To było dla niego zbyt wiele. Wiedziałam, że go to obrazi, ale jakoś nie mogłam się pohamować.
- Co ty powiedziałaś? –
warknął i zauważyłam, że unosi rękę do góry. Odsunęłam się od niego.
- Nie możesz jej trenować.
Nie zgadzam się. – zaczęłam kręcić nerwowo głową na boki i chodzić po moim
pokoju. Czy ja nie mogę mieć chociaż chwili spokoju?
- Zerwałaś z Mike’iem? –
wypalił nagle, jakby nie mógł powstrzymać słów, które cisną mu się na usta.
- Nie, ale… - jęknęłam
bezsilnym i zrezygnowanym tonem. To za dużo jak na jeden dzień. Chcę, żeby ta
dziewczyna była tylko wytworem mojej wyobraźni, a ten cały dzień jednym z moich
chorych koszmarów. Zakryłam twarz dłońmi, ponieważ czułam, że zaraz zacznę
płakać.
- Więc ja mogę ją
trenować. – podszedł do mnie i syknął mi prosto w
twarz, na co odsunęłam się o krok. Justin odwrócił ode mnie wzrok i skierował
się w stronę drzwi, aby za chwile głośno nimi trzasnąć.
- Boże, jakie to wszystko
jest popierdolone. – szepnęłam do siebie, chwytając się za czoło patrząc na
zamknięte drzwi, za którymi sekundę temu zniknął chłopak, którego kochałam
najbardziej na świecie. W moich oczach zebrały się łzy.
*******
Wieczorem Mike koniecznie
chciał się ze mną widzieć. Weszłam o miękkich nogach do gabinetu. Emocje po
rozmowie z Justinem opadły. Uspokoiłam się, zakryłam korektorem opuchnięte od
płaczu powieki. Nie wolno było mi płakać. Mike nienawidził, gdy to robiłam. Było
mi niedobrze. Podejrzewałam, że chce przedstawić mi Gorginę. Zdziwiłam się, gdy
w gabinecie zobaczyłam z nim Justina.
- Rachelle, proszę wejdź.
Właśnie rozmawiałem z Justinem, przy okazji chciałbym, żebyś kogoś poznała. – podekscytowany
wskazał mi fotel przy biurku, ale zdecydowałam, że postoję. – Jestem pod wrażeniem
twojej ostatniej misji. Najbliższe dni
były dosyć… uciążliwe i nie potraktowałem cię należycie.- mówiąc to patrzył na
Justina. Jego uprzejmość bardzo mi się nie podobała. Wiedziałam, że za jego
sztucznym uśmieszkiem coś musi się kryć. Przypominając sobie, że
niedawno grzebałam mu w papierach zaczęłam się bać. Mogłam przecież coś przeoczyć. Jakiś drobny
ślad, który on zauważył. Mógł już o wszystkim wiedzieć. Z niepokojem czekałam
na to, co dalej usłyszę. – Rachelle, poznaj Gorginę Anderson, będzie tobie
pomagać w wykonywaniu twoich obowiązków.- po moim ciele przeszły ciarki, a w
drugich drzwiach pojawiła się blondynka ubrana tak samo jak wtedy, gdy widziałam ją na korytarzu. Z olśniewającym uśmiechem była obrzydliwie idealna i piękna. Chciała uścisnąć moją
dłoń na przywitanie, ale kiedy spojrzałam na nią z odrazą wspaniałomyślnie
schowała ją w przedniej kieszeni swoich jeansów. Chyba dałam jej do
zrozumienia, że się nie polubimy. Co jak co, ale przysparzanie sobie wrogów mam
opanowane do perfekcji. - Gorgina, to Rachelle. Jeśli będziesz miała jakieś
pytania zwróć się do niej, na pewno ci pomoże. – Mnie nikt nie pomagał i wcale nie zamierzam pomagać jej… - Justin, Gorgina jest specjalną niespodzianką dla ciebie na całą dzisiejszą noc. Mam
nadzieje, że skorzystasz z niej jak najlepiej. – uśmiechnął się cwaniacko z ogromną satysfakcją i
przez ułamek sekundy spojrzał na mnie. Moje serce zaczęło szybciej bić. Dlaczego ja tutaj w ogóle jestem? – To wszystko.
Bawcie się dobrze. – westchnął i wskazał nam drzwi. – Gorgina zostań jeszcze na
moment, muszę coś z tobą omówić. – dziewczyna posłusznie usiadła na miejsce. Cała
ta sytuacja była dla mnie bardzo niezręczna. Właściwie wychodząc z gabinetu miałam
mętlik w głowie. Przez dłuższą chwilę nic do mnie nie docierało, gdyby Justin mną nie
potrząsnął i tego nie przerwał.
- Co to miało być? –
spytałam, próbując otrząsnąć się z resztek osłupienia.
- Nie wiem. – odpowiedział
cicho.
- Co zamierzasz zrobić? – zapytałam,
przybierając obojętny ton głosu. Chciałabym, żeby nie korzystał ze swojej
,,nagrody.’’
- Na razie grać i robić to,
czego ode mnie oczekuje.
- Tobie na pewno to
pasuje.- prychnęłam pod nosem.
- Przyznaj po prostu, że
jesteś o mnie zazdrosna. – zaśmiał się. Cieszę się, że chociaż jedno z nas ma
bardzo dobry humor, szkoda że ma również totalny brak wyczucia sytuacji i
przerośnięte ego.
- Nie jestem. – skłamałam aroganckim tonem głosu. – Nie widziałeś jak dziwnie się zachowywał? Uważnie
obserwował nasze reakcje na jego propozycję.
- I co w tym niby
dziwnego? Zawsze tak patrzy. – wzruszył tylko ramionami.
- Po co wzywałby mnie,
jeśli miał sprawę tylko do ciebie. Musiało mu zależeć, żebym była przy tym jak
on podaruje ci tą lafiryndę. – mówiłam zawzięcie, a on lekko się uśmiechnął.
- Jesteś zazdrosna. - powtórzył melodyjnym i zadowolonym głosem.
- Nie! - warknęłam na niego. Nagle wpadła mi do głowy okropna myśl.- Może Mike już o nas wie? – szepnęłam przerażona z szeroko otwartymi oczami.
- Jesteś zazdrosna. - powtórzył melodyjnym i zadowolonym głosem.
- Nie! - warknęłam na niego. Nagle wpadła mi do głowy okropna myśl.- Może Mike już o nas wie? – szepnęłam przerażona z szeroko otwartymi oczami.
- Gdyby o nas wiedział, na
pewno nie bylibyśmy tutaj. – stwierdził pewny siebie i pogłaskał moje spięte ramię.
- Nie rozumiesz. Mike nie
zabija zwyczajnie. Co jeśli staliśmy się jego ofiarami, a to wszystko to część
przedstawienia, które nam przygotowuje? Uwielbia takie gierki, co jeśli
jesteśmy jego zabawkami, pionkami w jego grze? - zagryzłam wargę i czekałam na jego odpowiedź.
- Popadasz w paranoję. –
zaczął kręcić głową na ,,nie'', ale zauważyłam jak nieznacznie się wzdrygnął.
- Nie Justin, możesz
sądzić o mnie wszystko, ale nie to, że popadam w paranoję kiedy mówimy o Mike’u. - pogroziłam mu wskazującym palcem. - Znam go od lat i wiem, że jest zdolny do wszystkiego.- powiedziałam spokojnie, ale
w środku czułam paraliżujący strach. Najgorsze jest to, że mogliśmy przegapić moment,
w którym Mike dowiedział się o nas. Miał mnóstwo czasu by wymyślić jak się
zemścić.
- Po co miałby tracić na
nas tak dużo czasu? – nadal upierał się.
- Mike uwielbia ciągnąć za
sznurki, uwielbia zabijać i zadawać cierpienie. To co zrobiliśmy to największy
błąd w jego oczach jaki mogliśmy popełnić. Zdradziliśmy go, poniżyliśmy i
oszukiwaliśmy, jestem pewna, że karze nam za to zapłacić. – po tych słowach nastąpiła chwila
ciszy.
- Wciąż nie rozumiem, jak mogłaś go kochać?-
zapytał, marszcząc brwi, uporczywie wbijając we mnie wzrok.
- Byłam głupia i myślałam,
że się zmieni. Potem było już za późno by mu uciec.- spuściłam wzrok w dół. –
Nieważne. Jestem pewna, że szykuje dla nas coś bardzo specjalnego i nie będzie
to nic przyjemnego.
_____________________________________________
Cześć, bardzo mi zależało,
żeby dodać rozdział dzisiaj,
ponieważ później mam strasznie
intensywny tydzień w szkole.
Dziękuje za komentarze pod ostatnim postem.
Rozdział jest krótszy niż pozostałe,
ponieważ musiałam go zakończyć w ten sposób.
Wybaczcie mi. ;(
Widzę, że ostatnio słabo z komentarzami.
Dlatego chyba muszę Was troszeczkę zmotywować.
To co, powtórzycie te 20 komentarzy?
Mam wrażenie, że jest Was coraz mniej.
Wasza opinia jest dla mnie bardzo ważna.
Gwarantuję Wam, że przy Rozdziale 37
nie będziecie się nudzić.
Rozsyłajcie dalej , zapisujcie się na listę.
Mam nadzieje, że przeżyje ten tydzień
i szybko będę mogła dodać kolejny. ;p
Trzymajcie się, ściskam Was. ;*
Jeśli spodobał Ci się ten rozdział, bądź uważasz, że całkiem go zawaliłam,
tudzież zniszczyłam twoje wszelkie wyobrażenia,
lub po prostu wiesz, że sprawi mi to wielką radość i być może zainspiruje,
napisz komentarz.